sobota, 17 września 2016

Tom IV, LVI

Jak pewnie zauważyliście, po półrocznej przerwie dodałam rozdział Kuroshitsuji Making Of. Nie jest to opowiadanie priorytetowe, dlatego je zaniedbałam. Mam mnóstwo innych zajęć, a to powstało właściwie pewnego letniego wieczora, kiedy miałam niezłą bekę. Dlatego nie spodziewajcie się częstych aktualizacji, bo po prostu jestem jedna, a i tak już robię zbyt wiele rzeczy. Jak się zaczną zajęcia, to będę musiała nieco przystopować. W każdym razie prawie udało mi się osiągnąć cel: przetłumaczyć wszystkie Kuroszowe DJ dostępne w necie w wersji angielskiej (poza tymi, które już zostały przetłumaczone - z małymi wyjątkami). 
Wiem jednak, że KMO Wam się podoba, widzę to po wyświetleniach i reakcjach na FP. Jeśli jednak chcecie, żeby pojawił się nowy rozdział, to tym razem będę atencyjną szują i powiem tak: jeśli ma być nowy rozdział, to muszą się pojawić komcie. Tak wiem, to zue i okropne, ale to moje "opko dorywcze", wiec co sobie będę żałować xD. Wszystko w Waszych rękach :*

PS Stworzyłam w Róży osobny upływ czasu w piekle, a Wy się do tego nie odnieśliście! Smutam! Tak się starałam stworzyć coś nieco bardziej oryginalnego, sensownego i nieszufladowego... Miałam nadzieję, że chociaż jedna osoba doceni, noooo. Dobra, koniec, pora na rozdział xD.

Miłego! :*

===========================

— Jo, panie. On to tak dba, panie, że jok żem chciał łod niego siekarke zagarnąć, to mje natłukł jego pies i tyle mje pomógł! — krzyknął barman.
— Te, Ed, ty se nie strzęp jęzora, ino browara mje podaj! Bzdur nie godoj laluni, bo i ucieknie i po sianie za nocleg będziesz jojczył cały księżyc! — odpowiedział siedzący przy oknie grubasek.
Jego stół zastawiony był pustymi kuflami i talerzami po jakimś tłustym jedzeniu, najprawdopodobniej dziczyźnie – sądząc po zapachu i kolorze resztek. Twarz mężczyzny przybrała lekko czerwony odcień, a jego błędny wzrok wyraźnie wskazywał na to, że miał już dosyć alkoholu. Nie przeszkodziło to jednak Edowi w doniesieniu mu kolejnego piwa – chęć wzbogacenia się wygrywała ze zdrowym rozsądkiem.
Sebastian został przy ladzie i kiedy barman wrócił, wdał się z nim w dyskusję na temat nieuczciwości szlachty. Okazało się, że nieznoszący bogaczy Ed bardzo chętnie opowiadał o wszystkim, co miało związek z nieuczciwymi praktykami hrabiego Blacka. Słowem jednak nie wspomniał o jego towarzyszu, odkąd raz okrzyknął go psem i zaczął rozglądać się podejrzliwie wokół.
— To prawda, że hrabiemu towarzyszy służący? Słyszałem, że to demon.
— Aj!!! Głupiś ty, laluniu, życie ci niemiłe?! Takie bzdury gadasz! Toć cię ogar usłyszy i se daleko nie zajdziesz! Znikniesz i słuch po tobie zaginie. Zostawisz mje te buty? Nie znoszone do reszty, dla młodego będą…
Czyli naprawdę ktoś się przy nim kręci… – pomyślał demon, udając przestraszonego.
— Przepraszam, jest taki groźny?
— Groźny! To je potwór, laluniu!
Nazwij mnie lalunią jeszcze jeden raz, to pokażę ci, jak wygląda prawdziwy potwór…
— On zabił miśka gołymi łapami! O, patrz, tu je skóra!
Ed wskazał Sebastianowi wiszące na ścianie futro wielkiego niedźwiedzia. Trofeum nie nosiło żadnych śladów krwawej walki, skóra była zdjęta profesjonalnie i doskonale zachowana. Sam nie zrobiłby tego lepiej i to właśnie wzbudziło jego podejrzenia. Uznał, że koniecznie musi spotkać się z tym całym przerażającym ogarem. Jeśli James miał rację, cokolwiek się tu działo, przestawało podobać się Michaelisowi. Żaden piekielny zastęp nie miał prawa do takiej samowolki, gdyby to była zorganizowana akcja, musiałby wyrazić na nią zgodę. Enepsignos również powiedziałaby mu o czymś takim. Sprawa zaczynała stawać się naprawdę niepokojąca.
— Chcę się z nim spotkać — oświadczył Sebastian, podnosząc się ze stołka.
— Zmysły postradałeś, laluniu? — zdziwił się barman, na co demon posłał wieśniakowi jedno ze sowich mrożących krew w żyłach spojrzeń, jednoznacznie dając do zrozumienia, że nie żartował, a kolejną „lalunię” przypłaci życiem. — No dobra, dobra. Jutro tu będą, na rynku plony zbierać majo, pójdziesz, pogadasz. Ale jak ci wpierdol zafunduje, to nie skoml, żem nie ostrzegał!
— Dziękuję. W takim razie poproszę pokój. Wrócę za dwie godziny z pieniędzmi — powiedział Michaelis i opuścił karczmę.
Wcale nie miał zamiaru spędzać nocy w tym zatęchłym budynku. Wystarczyło, że po godzinie w barze całe jego ubranie doszczętnie nim przesiąkło. Wynajął pokój tylko po to, by zachować pozory. W nocy planował dokładnie rozejrzeć się po wiosce. Musiał poznać rozkład budynków i ulic, dowiedzieć się, skąd nadjedzie hrabia i którymi ulicami rolnicy będą zwozić przygotowane do przekazania plony. Nie mógł pozwolić na to, by jego potencjalny przeciwnik miał tak ogromną przewagę. Był świadom tego, że prawdopodobnie czeka go pojedynek, musiał się więc przygotować.
Po dwóch godzinach, które spędził na drzewie, z ukrycia obserwując codzienne życie mieszkańców wioski, Michaelis wrócił do karczmy i odebrał kluczyk do sypialni. Wszedł na górę, rozejrzał się po brudnym, starym wnętrzu i niechętnie rzucił na łóżko plecak. Zostawił na widoku worek ze złotymi monetami, na wypadek, gdyby Ed okazał się nieuczciwy i planował go okraść, a potem wyszedł, zamknął za sobą drzwi i udał się na przechadzkę po mieścinie.
Ludzie w dalszym ciągu dziwnie przyglądali się przyjezdnemu, ale z każdą godziną jakby coraz bardziej oswajali się z jego obecnością. Słyszał ciche rozmowy ludzi przekazujących sobie zasłyszane plotki na jego temat. Opinia, którą wyrobił sobie w barze, bardzo szybko okrążyła całą wioskę. Nikt już nie traktował go jak intruza, raczej jak szalonego pięknisia, który włóczył się po świecie w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Dopóki nie zaczynali kpić z jego kobiecych rys, właściwie pasował mu taki obrót spraw. Domyślał się, że hrabia dowie się, iż chce go poznać jakiś szaleniec, zanim jeszcze dobrze wjedzie do wioski, ale dla jego demona-ochroniarza będzie już zbyt późno, żeby się ukryć. Zostanie zmuszony, by ba oczach wieśniaków stanąć z nim twarzą w twarz, odkrywając swoją tożsamość. Nie ukryje się, będzie mógł się jedynie wściekać.
Do wieczora Sebastian zdążył porozmawiać z garstką mieszkańców, podsycając plotkarski ogień na temat swojej osoby. Opowiedział kilka wyssanych z palca historii o swych niezwykłych podróżach, porywczości i kłopotach. Porozdawał wśród dzieci kilka zbędnych bambetli i nawet zdobył sobie sympatię dwóch małych bliźniaczek, które cały wieczór biegały za nim i wzdychały z ukrycia do „tego pięknego pana podróżnika”. Kiedy się ściemniło, demon niechętnie wrócił do karczmy i zamknął się w sypialni.
Pieniądze wciąż leżały nietknięte, co oznaczało, że barman był w gruncie rzeczy uczciwym człowiekiem. Niezwykle ucieszyło to Sebastiana, nie musiał się martwić, że będzie próbował go okraść w nocy, tym samym odkrywając, że wcale nie ma go w sypialni. Usiadł na łóżku, wrzucił sakiewkę z powrotem do plecaka i położył się na zatęchłym materacu, czekając, aż wieśniacy ucichną i będzie mógł wyruszyć na przeszpiegi.
Prawdziwa, ciemna noc nadeszła po zaledwie godzinie, jednak Michaelis ledwie wytrzymał w tym okropnym pomieszczeniu. Wprawdzie był demonem i nie straszne mu różne warunki, które ludzie uznaliby za niezdatne do życia, jednak najbardziej na świecie nienawidził niechlujstwa, tego człowieczego. W piekle nawet sale tortur – gdzie flaki walały się  po podłogach, a jelita zdobiły sufity i ściany niczym finezyjne dzieła sztuki opowiadające historie zmarłych tam nieszczęśników – mimo pozornego chaosu zachowane były w konkretnej konwencji, z estetycznym zamysłem, a ich brud i obrzydlistwo było nierozerwalną częścią wystroju. W jego wiejskiej sypialni tego brakowało. To był tylko brud, smród i wypełzająca z każdego zakamarka (wraz z kołtunami kurzu) ignorancja i lenistwo, a tego Sebastian szczerze nienawidził.
Był niezwykle zadowolony, kiedy wreszcie mógł opuścić zapyziałe cztery ściany. Wyskoczył przez okno, wdrapał się na dach gospody i rozejrzał się po mieścinie. Była naprawdę malutka, zarówno z perspektywy przechadzającego się uliczkami przechodnia, jak i z dachu. Nic niezwykłego, żadnych ślepych uliczek, żadnych miejsc, które zniechęcałyby bardziej niż cała wieś. Absolutnie nic ciekawego. To zdecydowanie działało na korzyść demona. Musiał tylko wśliznąć się do kilku budynków, upewnić, że nie były przykrywką dla lochów, tajnych organizacji lub czegokolwiek innego, co mogłoby skomplikować jego pracę. Potem wystarczyło odwiedzić tereny tych, którzy z rana mieli oddać część dobytku hrabiemu. Wyglądało jednak na to, że poza domniemaną obecnością istoty pieielnej, we wsi nie miały miejsca żadne szemrane praktyki.
Dwugodzinne rozeznanie potwierdziło pierwotne założenie Michaelisa – żadnych tajnych przejść, żadnych nielegalnych organizacji. Po prostu jeden despotyczny hrabia i jego demonicznych służący. A może wcale nie było demonem i to wszystko zbieg okoliczności i strata czasu? Sebastian coraz bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu, ale musiał poczekać do rana, spotkać się z Blackiem i zyskać pewność. Dopiero wtedy mógł wrócić do swojej pani.
Wrócił do wynajętego pokoju i spędził resztę nocy, siedząc w oknie i czekając, aż wreszcie wzejdzie słońca. Naprawdę nie mógł znieść tego paskudnie zaniedbanego miejsca. Miał nawet ochotę posprzątać, ale żaden zwykły wędrowiec by tego nie zrobił, dlatego w dbałości o kamuflaż, powstrzymał się. Wraz z pierwszymi promieniami słońca opuścił pokój, podziękował Edowi i ruszył na ulice wsi.
Postanowił pomóc rodzinie bliźniaczek w przygotowywaniu plonów na wywóz. Przy okazji potwierdził informację, że we wszystkich wsiach w okolicy właściciele mieli u swego boku służącego podobnego do towarzysza hrabiego Blacka. Jeśli więc ten, z którym planował się spotkać, okazałby się demonem, mogłoby się zrobić naprawdę nieprzyjemnie. Jednak Sebastian nie tracił nerwów. Wraz z rodziną dziewczynek zapakował wszystko na wóz i zabrał się z nimi z powrotem do miasteczka.
Na pustym poprzedniego dnia dziedzińcu zrobiło się niezwykle gwarno. Wieśniacy zjechali się licznie wraz z całymi rodzinami, taszcząc ciężkie toboły z owocami swej pracy. Czekali na przyjazd hrabiego dziwnie podekscytowani, biorąc pod uwagę, że oddawali plony właściwie za bezcen. Michaelis nie planował im tego uświadamiać, dbanie o sytuację majątkową mieszkańców nie leżało w jego gestii, i chociaż uważał, że takie ograbianie ich jest zwyczajnie niesmaczne, niczego by nie zyskał, pomagając im, więc po prostu obserwował. Dziewczynki zagadywały go podekscytowane, opowiadając o tym, jak piękny był groźny pan, który towarzyszył hrabiemu, a kiedy nagle ucichły, Sebastian zorientował się, że Black właśnie wjechał na główny plac.
Trzy wozy zaprzężone każdy w dwie pary koni żywym stukotem kopyt już z daleka informowały, że zbliżał się szlachcic. Gdy dotarły na rynek, jeden ze stangretów opuścił swoje miejsce i otworzył drzwi. Z wnętrza karety wyłonił się niski, grubszy mężczyzna w wysokim, czarnym kapeluszu z błyszczącym rondem. Wsparł się na lasce, uśmiechnął obleśnie i powitał wszystkich jakąś wyświechtaną bajeczką o dobrobycie i współpracy. Sebastian przyglądał mu się uważnie, ale nie dopatrzył się ani znaku kontraktu, ani miejsca, w którym mógłby go ukrywać. Nie widział również służącego, zresztą o jego nieobecności świadczył spokój wieśniaków. Jeden z nich – grubasek z baru – chciał nawet zaoponować przeciwko oddawaniu tak dużej części zbiorów, ale wtedy zza wozu wyłonił się wysoki mężczyzna.
Dobrze zbudowany, schludnie ubrany brunet o oczach koloru skąpanego w słońcu kakaowca, o cerze bladej niczym kreda, roztaczający wokół siebie aurę niepokoju. Michaelis nie musiał się nawet przyglądać, od razu go rozpoznał. Nie czekając, wbiegł przed pijaka i pokłonił się przed hrabią.
— Hrabio, jestem John Smith, podróżuję po tych okolicach już od dawna. Wiele o panu słyszałem, chciałbym  z panem porozmawiać — powiedział, wciąż odgrywając swą rolę.
Kiedy służący hrabiego go dostrzegł, spojrzał nieco zmieszany, a potem nachylił się nad uchem swego pana i poinstruował go, jak powinien się zachować.
— John Smith… Mam nadzieję, że w zamian za mój czas, będziesz miał do zaoferowania coś równie wartościowego — rzekł z wyższością szlachcic, ukrywając zdenerwowanie słowami towarzysza.
Jego służący spojrzał porozumiewawczo na Sebastiana, a potem zniknął pomiędzy wozami, by zająć się przenoszeniem towarów. Hrabia wyraźnie niechętnie zgodził się pójść za wskazówką towarzysza, nie wymógł jednak na nim posłuszeństwa, co zmusiło kamerdynera do wyciągnięcia wniosku, że bez względu na to, po co przybył tutaj demon, na pewno nie zależało mu na duszy szlachcica. Nie podpisali paktu, pomagał mu z jakiegoś innego powodu. Kruk musiał koniecznie dowiedzieć się, o co chodziło, ale nim miało to nastąpić, był zmuszony ciągnąć jałowe konwersacje z Blackiem.
Ani Michaelis, ani hrabia nie byli zadowoleni z obrotu spraw, lecz udawali, że doskonale bawią się w swoim towarzystwie. Gra pozorów, dla wszystkich zupełnie niedostrzegalna, nie uszła uwadze służącego Blacka. Nim oznajmił, że prace dobiegły końca, przez chwilę obserwował z oddali dwójkę wściekłych rozmówców, wiedząc, że to ostatni moment, kiedy może sobie pozwolić na taką beztroskę. W końcu jednak musiał poinformować swego pana, że wszystkie dobra zostały już załadowane.
Podszedł do siedzących na ławce mężczyzn i  pokłonił się nisko, ze wszelkimi niezbędnymi grzecznościami informując o zakończeniu prac. Hrabia momentalnie się ożywił i na powrót poczuł wyższość nad demonem. Wydał mu rozkaz, lecz służący bardzo brutalnie sprowadził człowieka na ziemię. Jego władza była tylko pozorem, który służył demonowi jako narzędzie kamuflażu. W rzeczywistości był nikim i ciemnowłosa istota bardzo często dawała mu to odczuć.
— Hrabio, proszę, by pojechał pan wozem wraz z panem Jonesem. Zajmę się pańskim gościem — rzekł zdawkowo i odwrócił się przodem do Michaelisa, ignorując zupełnie burczenie pod nosem swego pana.
— Przedstaw się — powiedział spokojnie Sebastian, spoglądając prosto w oczy służącego.
Nie znał wszystkich demonów, to było zwyczajnie niemożliwe. Ten nie wydawał mu się nawet znajomy, a to mogło oznaczać dwie rzeczy: albo nie był nikim ważnym i nie posiadał przywileju swobodnego przechadzania się po zamku, albo należał do grupy przeciwników króla, a Kruk właśnie przyłapał go na spiskowaniu przeciwko koronie.
— Samarel, czwarty zastęp piątego kręgu, panie — odpowiedział brunet, chyląc czoła przed władcą. Zerknął na majaczącą w oknie sylwetkę hrabiego i dodał: — Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny, jednak z uwagi na dbanie o kamuflaż, nie mogę okazać należytego szacunku.
— Obejdzie się — mruknął skonsternowany Sebastian.
Kim jest, do cholery, Samarel?! — pytał się w duchu. Zawsze uważał, że powinien nauczyć się imion żołnierzy, albo chociaż nosić przy sobie ich spis – dzięki temu takie sytuacje nie miałyby w ogóle miejsca.
— Panie, jestem zaledwie kapitanem niższego szczebla, proszę się nie przejmować — odezwał się ponownie służący.
— Nie jesteś tu sam. Uprawiacie samowolkę? Nie wydałem takiego rozkazu. Wytłumacz się.
— Oczywiście, panie. Proszę tylko o kilka godzin cierpliwości. Odwiozę człowieka do domu i wszystko wyjaśnię.
— Ósma wieczór, przy meandrze koło wierzby, nie zamierzam tu zostawać — burknął Michaelis i odwróciwszy się na pięcie, ruszył w stronę karczmy.
Nie chciał przeciągać rozmowy, nie miał pojęcia, kim był ten demon i niesamowicie go to irytowało. Tak samo, jak stęchlizna, której smród powoli zaczynał wzbudzać w nim mdłości. Chciał jak najszybciej wydostać się ze wsi i uzupełnić deficyt informacyjny, by przy kolejnym spotkaniu z Samarelem nie dać się złapać na niekompetencji.
Demoniczny żołnierz odjechał wraz ze swym ludzkim panem, a Michaelis w tym czasie udał się w miejsce umówionego spotkania. Z chęcią opuścił wioskę, biedniejszy o kilkanaście funtów i lżejszy o sporą część zawartości plecaka, którą z chęcią rozdał. Jemu było lżej i nie musiał wyrzucać zbędnego balastu po drodze, a wieśniacy mogli cieszyć się mnóstwem nowych przedmiotów, z których większość w ich oczach miała niewiarygodną wartość.
Kiedy dotarł na miejsce, zostawił plecak pod drzewem i sam usiadł obok niego, opierając się plecami o pień. Do spotkania miał co najmniej osiem godzin, więc z braku lepszych zajęć, oddał się zwyczajnemu lenistwu. Obserwował pędzące po niebie chmury i doszukiwał się w ich kształtach podobieństw do przedmiotów, zwierząt a nawet ludzi i demonów. Czysto ludzka rozrywka, której nauczyła go Elizabeth, kiedy jeszcze była mała. Sporadycznie lubił wracać do tej gry, ćwiczeniem wyobraźni zdobyła sobie jego sympatię.


14 komentarzy:

  1. Zacznę od tego co było w środę (bo nam tu płaczesz a ty nie możesz płakać noo!!!) Wymyslenie własnej jednostki czasu było.. imponujące nie powiem. A gdy w końcu wyjaśniło się ile to trwa byłam pod ogromnym wrażeniem .
    Co do dzisiejszego rozdziału... był nawet. Lubię to opowiadanie ale ten rozdział nie przypadł mi do gustu. Prawdopodobnie z powodu mowy jaką posługiwali się wieśniacy w karczmie. Sam demon zaciekawił mnie jako jeden z żołnieży piekielnej armii jak i jako nowa postać. Dlatego więc nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Jeszcze jedno. Wyjaśnij mi co ma znaczyć zdanie "Do wieczora Sebastian zdążył porozmawiać z kartką mieszkańcami" jeśli ta "kartka" W zdaniu była planowana to chyba jestem zbyt głupia by to zrozumieć ;-;
    Także .. do następnego ✌✌
    Pozdrawiam i weny życzę ✌😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahahahahahahhaahhahahahahaha, jezu. kartka mieszkańców xDDDDDDDDDD. Jak ja to zrobiłam?! Miało być garstka, ale jak zwykle nie wyszło xD. Dzięki!!! Zaraz to poprawie :P.
      Dzięki za szczerą opinię. Dobrze, że nie boisz się przyznać, że coś Ci się mniej podobało, to ważne, bo na ten podstawie się rozeznaję, co lubią czytelnicy, a czego nie :P. Pisząc to, tak czułam, że ludzie nie oszaleją z powodu wieśniaków, no ale umówmy się, nie wieśniacy są tu ważni xD.
      I DZIĘKUJĘ! Brakowało mi docenienia mojej jednostki czasu. To nic, że wymuszonego, liczy się xD.
      Do zobaczenia w następnym :*.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co Ci na to odpisać xD.
      Dziękuję? xD

      Usuń
  3. Rozdział świetny jak zawsze :D Widzę, że akcja powoli się rozkręca, ciekawe co dalej. Nie spodziewałam się tego, że Sebastian spotka tego demonicznego żołnierza , w dodatku służącego człowiekowi. Miałam niezłą bekę,z języka, jakim posługiwali się miejscowi wieśniacy,naprzykład ten "łon" z poprzedniego rozdziału . Sama wymyślasz te archaizmy ?
    Sebastian:"Nazwij mnie lalunią jeszcze raz, to pokażę ci jak wygląda prawdziwy potwór" rozwalilo mnie to ,Sebcio taki wkurzony . Trzeba było pokazać jak wygląda ten "prawdziwy potwór" XD
    Jestem pod wielkim wrażeniem,że wymyśliłaś własną jednostkę, sama bym nie dała rady tego zrobić, więc doceniam to. Co do nowego rozdziału Kuroshitsuji:Making of to cieszę się,że go dodałaś, ale zdecydowanie wolę Różę gdyż to opowiadanie ma dla mnie większy priorytet, głębsze przesłanie i ogółem mówiąc daje dużo do myślenia ^^ Tak często myślę o tym, co będzie w kolejnym rozdziale.To chyba tyle ode mnie, do następnego rozdziału mam nadzieję że będzie tak samo ciekawy jak poprzednie.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG!!! JESTEŚ MIODEM NA MOJE MIEDNE SERCE! Ostatnio dowiedziałam się na fan page'u, że jedna z czytelniczek porzuciła Różę. I tak mi smutno było trochę, bo staram się, żeby tu było jakieś przesłanie (na samym końcu będzie xD), żeby było ambitniej trochę, chociaż odrobinę wielowąkowo, a ludzie wolą po półrocznej przerwie pięć stron napisane w godzinie dla beki. Cieszę się, że jesteś i napisałaś coś takiego ♡. Strasznie mnie podnosi na duchu, kiedy ludzie dostrzegają, że staram się tu coś stworzyć, a nie tylko klikam, bo lubię stukać w klawisze (naprawdę uwielbiam w nie stukać! XD).
      Te "archaizmy" to nie są archaizmy. Znaczy może są, przyznam, że nie googlowałam tego. To są po prostu słowa wypowiadane nie raz przez wieśniaków, z którymi miałam doczynienia co wakacje przez kilkanaście lat. Ni to gwara, ni co innego ambitnego, po prostu zbitek lenistwa językowego. Ale właśnie czymś takim pd niechcenia w moim wyobrażeniu porozumiewali się ci ludzie :P.
      A ja pisałam o laluni, to sama miałam niezłą bekę xD. Inspirował mnie wściekły wzrok Sebcia, gdy w ovie po pierwszym sezonie jedno z dzieci na widowni krzyknęło: " Uważaj, Hamlecie, ten dziadek/starszy pan (w oryginale おじいさん) ma zatruty miecz". Bezcenny moment! No i tu podobnie patrzył na tego biednego wieśniaczka xD.
      Z jednostką będą problemy za jakiś czas, kiedy będę jej czynnie używać. Ale mam nadzieję, że ogarnę.
      Chyba odpowiedziałam na wszystko, ufff! Dziękuję raz jeszcze i do zobaczenia w następnym rozdziale :* ♡.

      Usuń
  4. Cóż za wzniosłe słowa. Własna jednostka czasu... może napisz teraz do NASA? Co za bezsensowne określenie. Używając go, tym samym określiłaś się mianem co najmniej naukowca. Po prostu wymyśliłaś określenie czasu na potrzeby twojej twórczości. Tyle w temacie. Nie widzę w tym nic szczególnego. Zatem proszenie o uznanie w tej kwestii wydaje mi się dość słabe.
    Pozdrawiam, Tomasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyną osobą, która określiła mnie naukowcem, jesteś Ty, tak w sumie. Poza tym "jednostka czasu" to chyba adekwatne określenie, nie rozumiem, co ma do tego NASA TT_TT.
      W każdym razie szkoda, że komentarz ograniczyłeś raptem do wylania żalu na moje wylewanie żalu, które (tak już zupełnie marginalnie) było pół żartem, pół serio napisane xDDDD. Gdyby to tak bardzo poważnie pisane, ton wypowiedzi byłby nieco inny.
      I może wymyślenie określenia i jego przelicznika nie jest jakimś nad wyraz niezwykłym zabiegiem, ale dla mnie osobiście to pierwszy taki zabieg, którego konsekwencje później będzie zresztą widać, dlatego czułam się lekko zawiedziona, że nikt o tym nie wspomniał. Przecież nie rzuciłam się na ludzi z zębami, a Twój komentarz brzmi trochę tak, jakbym tych czytelników nawyzywała, bo mnie nie wychwalają pod niebiosa TT_TT. Albo to kwestia zmęczenia i błędnie to odbieram.
      Od takiego zbędnego czepialstwa wolałabym konstruktywny pocisk fabuły, no ale zadowolę się tym, co mam. Dzięki za opinię.

      Usuń
  5. Ssoorryyy , ze dopiero teraz ale miałam cały wczorajszy dzien w trasie. Więc nawet nie bylo jak dac komcia. Yyy dobraa. ,, Nazwij mnie lalunią jeszcze jeden raz a pikaże ci jak wygląda , prawdziwy potwór..,, Hehe dobreee , Sebcio taki zzzłłłyyy bo został nazwany lalunią. Eee co do jednostek pięknie i orginalnie przemyślane. Aa własnie co u Jamiego słychać? Jeszcze co mnie rozbawilo ,,No dobra, dobra. Jutro tu będą, na rynku plony zbierać majo, pójdziesz, pogadasz. Ale jak ci wpierdol zafunduje, to nie skoml, żem nie ostrzegał!,, Hehe wpierdol zafunduje to chyba prędzej Sebcio. Coz czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale spokojnie, nie szkodzi. Dzięki, że w ogóle komentujesz^^.
      Lalunia widzę większości się spodobała, czujecie moją bekę ♡.
      No, a co do tego wpierdolu... Gdyby wieśniak wiedział, że właśnie rozmawiał z prawdziwym demonem, pewnie by się obsikał, zamiast mówić takie rzeczy xD. Na szczęście był pod ochroną błogiej nieświadomości xD.

      Usuń
  6. Tttaa demonem ale i władcą Piekła. Głupi ma szczęście nie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie bekłam z laluni, ale popieram. Sebastian ma zbyt ładną twarzyczkę, nie może się gniewać, no po prostu nie XD
    I ZAUWAŻYŁAM NOWY SPOSÓB ZAPISYWANIA MYŚLI POSTACI. Będzie jakiś gratis? XD
    Kurde, Nami, dodaj do tezaurusa "sowich". Ten błąd zaczyna mnie wkurwiać.
    Flaki i jelita to to samo XD Ale rozumiem potrzebę wyodrębnienia, że jedno wala się na podłodze, a drugie bardziej szlachetnie wisiało na suficie XD
    EJ, nie rozumiem Sebuńka. Ma osiem godzin i nie wpadł na to, by zdobyć pająka i dzwonić przez niego do Anasiego, żeby rozkminił, kim jest Samarel? Dziwne,e mocno dziwne. Ale wreszcie zajmuje się sprawami korony, jak na włądcę przystało, a to tylko romanse mu w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie wolał dowiedzieć się sam, bo się uniósł dumą, że nie wiedział od poczatku. A tu go wieśniaki od lalek wyzywają, no chłopak musiał się wykazać. Nawet przed samym sobą.
      I tag, flaki i jelita to w piekle co innego, jak dywany i arrasy - niby to samo, ale to zależy, gdzie się znajdują xD.
      I nowy zapis myśli mnie szalenie irytuje, no ale to nie czat na fejsuniu, że mogę sobie pisać, jak mi wygodnie. To opko, trzeba się starać.
      I czemu do tezaurusa? Nie cem.

      Usuń
    2. Widocznie wolał dowiedzieć się sam, bo się uniósł dumą, że nie wiedział od poczatku. A tu go wieśniaki od lalek wyzywają, no chłopak musiał się wykazać. Nawet przed samym sobą.
      I tag, flaki i jelita to w piekle co innego, jak dywany i arrasy - niby to samo, ale to zależy, gdzie się znajdują xD.
      I nowy zapis myśli mnie szalenie irytuje, no ale to nie czat na fejsuniu, że mogę sobie pisać, jak mi wygodnie. To opko, trzeba się starać.
      I czemu do tezaurusa? Nie cem.

      Usuń

.