środa, 28 września 2016

Tom IV, LIX

Dowiedziałam się ostatnio, że jakieś dwie cosplayerki "skarżyły" się na Różę podczas Coperniconu. Nie, nie przeszkadza mi to, uważam nawet, że fakt, iż ktoś w ogóle rozmawiał o moim blogu na konwencie i słyszał to ktoś inny, kto też zna mojego bloga i mimochodem mi o tym powiedział, świadczy o tym, że Róża stała się hmm... Odrobinę rozpoznawalna xD. Czuję zalążki fejmu. Pomijam fakt, że nie jestem pewna, jak się z tym czuję – nie o tym chciałam.
W komciach z reguły piszecie, że było super, fajnie, cudownie – to oczywiście miłe, dziękuję, doceniam :*. Ale pewnie znajdą się tacy, którzy widzą wady, coś im się nie podoba i takie tam. Jeśli więc tu jesteście, Wy, którym coś się nie podoba, dajcie znać. Napiszcie w komciach, co jest nie tak, ja bardzo chętnie poczytam i wyciągnę wnioski. Oczywiście mówię o konstruktywnych opiniach, bo jak ktoś mi powie, że robię z siebie gwiazdę Internetów w przedmowie, a rozdziały są do dupy "bo tak i już", to na takie opinie nie będę zwracała uwagi. Chodzi mi o coś konstruktywnego, np.:
"Zbędne przecinki przy  wymienianiu rzeczowników o różnym stopniu wartości. Niespójność fabularna, bo *przykład*." Takie tam, no wiecie. Hejcić, ale z sensem :P. Bo to, że ktoś porozmawia sobie na konwencie, jaką jestem złą autorką, nie sprawi, że stanę się lepsza. A przecież historia ma się Wam podobać, więc no. Dawajcie znać. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce, nie ugryzę xD.

Tak dla pewność: NIE mam bólu dupy, NIE chcę zabić dziewczyn, które to mówiły. NIE jest mi smutno/źle/okropnie/depresyjnie i NIE czuję się gwiazdą Internetów xDDDD. Mam dobry nastrój i chęci do pisania tyle samo, co zwykle, ale wolałam wyjaśnić, tak na wszelki wypadek. 

A teraz życzę Wam miłego rozdziału! :*


=============

W końcu Sutcliff nie dowiedział się niczego pomocnego. Zrezygnował. Przyczaił się za rogiem jednej z kamienic i co chwilę zerkał na zegarek, oczekując odpowiedniej chwili. Równo o trzeciej zabiły dzwony. Chwilę potem z wnętrza kaplicy zaczęli wyłaniać się ludzie. Wokół było gwarno, kolorowo i tłoczno. Wszystkim towarzyszył dobry nastrój. Radosne twarzy ludzi mieniły się w limonkowych czach boga śmierci, który starał się znaleźć tego, którego miał zabrać. Nie chciał ominąć momentu jego śmierci. Pragnął obserwować ten proces od samego początku do końca, być świadkiem tej niezwykłej chwili, napawać się nią i docenić, że był jej częścią.

W takich momentach shinigami przestawali być widoczni dla ludzi. Właściwie poza chwilami, kiedy sami tego chcieli, widzieli ich tylko ci, których życie również miało się ku końcowi. Dlatego też Grell miał nadzieję, że może Roger dostrzeże go z daleka i zdziwi się, widząc kogoś ubranego w tę cudowną krzykliwą czerwień. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi, był jak powietrze. Gdzieś w ludzkiej podświadomości czaiła się informacja o jego obecności, ale nikt nie był w stanie naprawdę go dostrzec.
Cztery minut po trzeciej. Wóz transportujący młodą parę odjechał spod kaplicy. Kolejne ruszały zaraz po nim, lecz w pewnej chwili jedno ze zwierząt zarżało przerażone na widok przebiegającej tuż obok gdaczącej głośno kury. Koń uniósł przednie kopyta i wpadł na swego kompana. Cały powóz zaczął się chwiać, póki nie runął nienaturalnie, ciągnąc za sobą zwierzęta. Pozostałe zwierzęta wpadły w popłoch. Zaczęły gnać na oślep, w amoku uciekając przed źródłem przerażającego je dźwięku.
Sutcliff obserwował sytuację z zapartym tchem. Wpatrywał się w końskie kopyta, czekając na moment, gdy wdepczą w ziemie ludzkie ciało. Na drodze jednego ze zwierząt stanął dobrze ubrany mężczyzna w beretce. Rozłożył ręce, zagradzając stworzeniu drogę ucieczki, i krzycząc, starał się przywrócić mu zmysły. Bezskutecznie. Ciężkie cielsko pchnęło człowieka na kamienne podłoże. Rumak zarżał i ruszył naprzód, tratując leżącego mężczyznę. Tuż za nim pognały kolejne zwierzęta, a wśród tętentu ich kopyt słychać było przerażone krzyki kobiety.
— Roger! Jezu! Boże święty! Roger! Ludzie, pomocy! Ratujcie mojego męża! — wrzeszczała, chwytając się za głowę, jednak nikt nawet nie próbował jej pomóc.
Shinigami zaczął iść w stronę Brighta, mijając konie, ludzi i resztki powozów. Kucnął przy ciele Rogera i patrzył w jego oczy, obserwując, jak powoli ulatuje z nich życie.
— Spokojnie. To już koniec. Za chwilę przestaniesz cierpieć — powiedział ciepło, chwytając człowieka za dłoń, którą desperacko starał się wciągnąć do żony.
Kobieta nie widziała Grella, nie widziała również duszy męża, które właśnie wznosiło się ku niebu w poszukiwaniu drogi do lepszego świata. Bright zerknął na rudzielca, a potem zdezorientowany wbił wzrok w uciekające z niego życie. Tyle radosnych chwil. Skończenie szkoły, pierwsza dziewczyna, narzeczona, żona, nowa praca, dziecko… Wszystko, co osiągnął, miało tutaj swój koniec. Jednak zostawiał po sobie coś pięknego, trwałego. Coś, co będzie żyło, nawet kiedy jego zimne ciało na wieczność zaśnie sześć stóp pod ziemią.
Nagranie się skończyło. Rolka swoistego filmu zwinęła się ciasno i posłusznie wylądowała w dłoni shinigami.
— To koniec. W tej chwili twoje życie dobiegło końca — poinformował, stawiając stempelek na niewielkiej karteczce ze zleceniem.
Mały znak postawiony na papierze czerwonym atramentem świadczył o tym, że dusza Rogera nie okazała się na tyle wyjątkowa, by można było odroczyć moment jej odejścia ze świata. Kiedy Grell podpisał dokument, zetknął go z nagraniem, a ono błysnęło oślepiającym światłem. Dusza mężczyzny opuściła ciało, łącząc się tymczasowo z nagraniem, by w tej formie zostać dostarczona do wydziału zajmującego się transportem. Dopiero tam była oceniana, a następnie przekazywana w ręce odpowiedniej grupy, która przenosiła ją do piekła albo nieba. Rola Sutcliffa dobiegła końca.
Stał i tak samo niewidoczny, jak się zjawił, odszedł w akompaniamencie cierpiętniczych lamentów zdruzgotanej kobiety. Mijał stragany, które pracowały, od kiedy tylko się tu zjawił. Nic się nie zmieniło. Kolejny człowiek opuścił ziemski padół, a czas dalej nieubłagalnie brnął naprzód, a wraz z nim ślepi na cierpienie innych ludzie.
Z rodzinnego miasta Sutcliff udał się do posiadłości Roseblack, żeby poinformować hrabiankę o swojej porażce. Zatrzymał się przed bramą posiadłości i bezceremonialnie zadzwoni dzwonkiem. Kiedy Sebastian otworzył mu drzwi, w pierwszej chwili się zdziwił, a potem nabrał podejrzeń, jednak na Grellu nie robiło to wrażenia. Zachowywał się przy demonie nader poważnie i opanowanie jak na siebie. Kazał zaprowadzić się do nastolatki i przez całą drogę do jej gabinetu nie odezwał się do kamerdynera nawet słowem. Kiedy służący wpuścił go do pokoju, w którym przebywania dziewczyna, poprosił ją o rozmowę w cztery oczy, a ta bez zbędnych pytań wyprosiła Michaelisa i wysłała go do kuchni, by przypadkiem nie podsłuchał jej rozmowy z bogiem śmierci.
— Masz coś? — zapytała pełna nadziei.
— Kilka siniaków, płuca pełne kurzu i jedną duszę do przekazania wydziałowi. No i mam ochotę na jakiegoś groźnego przystojniaka.
— Chryste, Sutcliff, powstrzymuj się. Nie o tym mówiłam!
— Aa… To nie, nic nie znalazłem. Żaden z bogów nic nie wie, a wszystkie księgi milczą. Nie będę się tym dalej zajmował, to nie ma sensu — oświadczył z nieukrywaną w głosie rezygnacją.
Nie sądził, że widok zmartwionego oblicza nastolatki sprawi, iż poczuje się tak źle ze swoją niekompetencją. Przecież gdyby mógł, to by to zrobił! Ale zwyczajnie się nie dało!
— Nie szkodzi. Dziękuję, że spróbowałeś…
— Mam tylko kilka zapisków o innych wojnach, ale to ci raczej niewiele pomoże. Tę wszyscy trzymają w tajemnicy. Świat się zmienia, kiedyś każdy chętnie opowiadał, teraz nawet wśród swoich szukają intruzów. I jak tu znaleźć prawdziwą miłość?
— Wezmę notatki, dziękuję. Możesz już iść. Wybacz, że zabrałam ci tyle czasu.
Żniwiarz prychnął pod nosem. Rezygnacja nie pasowała dziewczynie. Wyglądała z nią niemal szpetnie, a przecież on nie po to tak się starał, dbając o jej włosy.
— A twoje zdrowie? Kiedy znowu zaczniesz plątać się bogom pod nogami o własnych siłach?
— Kto wie? Może już nigdy.
— Ten sceptycyzm naprawdę rujnuje całą ciężką pracę, jaką włożyłem w twoje włosy.
— Wybacz, nie chciałam  ranić twojego zmysłu estetyki. Idź już. Spotkamy się pewnie dopiero na polu bitwy, chyba że stchórzysz — mruknęła wyzuta z sił Lizz i oparła łokcie na drewnianym blacie.
Obserwując żniwiarza, położyła na nich głowę i ziewnęła przeciągle.
— Popracuj nad swoją postawą! To — machnął rękami, obrysowując kształty nastolatki — jest przerażająco depresyjne. Do zobaczenia, irytująca dziewczyno.
— Do zobaczenia, rudy imbecylu — odparła, kiedy opuszczał gabinet.
Inaczej wyobrażał sobie spotkanie z nastolatką. Liczył na jakąś kłótnie, emocje – coś, co by go zmotywowało. Dostał tylko obrzydzającą rezygnację. Wyszedł więc i ruszył do Londynu. Planował wyrzucić księgę gdzieś w środku miasta, by jak najszybciej została odnaleziona.
Dotarłszy do zabudowań, rozejrzał się i postanowił zostawić kodeks nieopodal Big Bena, by z jego szczytu obserwować rozwój wydarzeń. Zrobił tak, jak założył i wdrapał się na wieżę zegarową. Usiadł na gzymsie i spoglądał w dół. Początkowo nikt nawet nie zauważył, że na środku ulicy leży księga, dopiero po chwili wybuchło jakieś zamieszanie i jeden z przechodniów upadł, lądując nosem w samym niemal kodeksie. Zainteresował się nim. Wziął do rąk i zaczął przeglądać. Nie dane mu jednak było dowiedzieć się niczego więcej, bo nagle, nie wiadomo skąd, na ulicy pojawiły się dziwne stworzenia. A przynajmniej tak wydawało się Sutcliffowi.
Zeskoczył z budynku na dach kamienicy, by lepiej przyjrzeć się dziwnym, człekokształtnym istotom. Postaci wyglądały jak dzieci, ale zachowywały się jak zwierzęta, nieokrzesane bestie. Na dodatek emanowała od nich dziwna, mroczna aura, podobna do tej, którą zawsze wyczuwał od Michaelisa.
Ulica stała się miejscem masakry dziwacznych kreatur. Grell pozostawał bierny. Nie zebrał nawet jednej duszy, to nie było jego zadanie, nie mógł się angażować, dopóki nie został o to poproszony przez dowodzącego akcją. Nikogo takiego nie było w pobliżu. Jakby ten atak nie został zapisany, jakby istnienie potworów zaburzało ład Rzeczywistości.
Wtedy to do niego dotarło. Czymkolwiek były dziwaczne dzieci, zapewne należały do armii tego, którego szukał od tygodni. Postanowił więc śledzić bestie. Były niezwykle szybkie, chwilami ledwie dotrzymywał im kroku, jednak się udało. Stwory weszły do opuszczonego budynku na wschodnim krańcu miasta. Grell wśliznął się za nimi. W półmroku budynku dostrzegł zarys postaci. Chciał przyjrzeć się bliżej, odnosił nawet wrażenie, że stojąca przed kreaturami osoba była mu znana, ale nie zdążył zrobić nic więcej. Ujrzał tylko srebrzysty błysk, a zaraz potem ktoś stanowczo szarpnął go w tył.
— Grellu Sutcliff! — warknął wściekle William. — Wiesz, co właśnie zrobiłeś? Czeka cię za to dodatkowe sto lat służby!
— Ale Will, czekaj! Nie rozumiesz! On jest tam w środku! — Próbował wyjaśnić rudzielec, ale Spears go nie słuchał.
Uznał, że niesforny zbieracz zwyczajnie próbuje się wykpić. Zaciągnął go w ustronne miejsce – wąską uliczkę pomiędzy sklepami odzieżowymi – i przeniósł ich obu do głównej siedzimy wydziału, skąd natychmiast wysłał delikwenta na rozprawę. Nie miał litości dla tych, którzy postępowali w tak głupi sposób, bezczelnie wydłużając jego godziny pracy.
Sutclifff został skazany na karę dodatkowych stu lat służby. Starał się nie pokazywać, jak bardzo satysfakcjonuje go wyrok, jednak domyślał się, że William zdawał sobie z tego sprawę. W końcu znali się od dawna i choć Spears nigdy za nim nie przepadał, doskonale potrafił zrozumieć tok myślenia rudego żniwiarza. Mimo to, ani myślał puścić mu płazem tak ogromne zaniedbanie. Nie dlatego, że chciał pomóc dawnemu koledze z roku w akademii, ale dlatego, że był zasadniczym bogiem śmierci. Uważał, że za błędy trzeba płacić, a nieprzestrzeganie zasad prowadzi do chaosu, który był przyczyną wszelkiego zła na świecie.
Po rozprawie William poczekał pod drzwiami sali na swojego podwładnego. Kiedy się wyłonił, zmierzył go wzrokiem i kazał ze sobą pójść. Rudzielec chętnie wybrał się na spacer, miał nawet opowiedzieć Spearsowi o swoim odkryciu, ale zapomniał, kiedy tylko przełożony wyznał mu powód przechadzki.
— Zajmiesz się niedoświadczonymi. W wojnie wezmą udział wszyscy zbieracze i grupa z oddziału specjalnego. W walce jesteś niezastąpiony, dlatego powierzam ci ich trening.
— Will?! Naprawdę?! — krzyknął zachwycony Grell.
Brunet przyjrzał mu się i westchnął zniesmaczony.
— To kara, nie nagroda. Bierz się do pracy. Za kwadrans zaczynasz z pierwszą grupą — polecił, wciskając w dłoń Sutcliffa identyfikator z jego zdjęciem i personaliami.
— Ej! Wyglądam na tym zdjęciu grubo! Will! William! Możemy zrobić jeszcze jedno? Will! — krzyczał rudy, ale Spears już chwilę wcześniej odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę, z a powodu krzyków podopiecznego nie zamierzał się odwracać.
— Przyjdę do ciebie po treningu! — pisnął niezrażony żniwiarz i pobiegł na plac treningowy, by po raz pierwszy w życiu wcielić się w rolę osoby, która od podstaw miała kształtować młode, niedoświadczone umysły przyszłej elity shinigami.
~*~
Pierwszy eksperyment nie zakończył się całkowitym sukcesem, jednak dobrze rokował na przyszłość. Trzeba było jedynie zmienić protokół postępowania, używać bardziej precyzyjnego języka i nauczyć podwładnych, że nie mogą brać wszystkie tak bardzo dosłownie. Zadanie było prostsze niż się wydawało. Mając już wypracowaną technikę, nauczenie obiektów odpowiedniego zachowania było zaledwie kwestią czasu. Undertaker skupił się więc na wyznaczenie kilku kolejnych celów. Chciał dokładnie przetestować możliwości dzieci, by podczas ostatecznej rozgrywki móc na nich w pełni polegać.
Spędził tydzień zamknięty w podziemiach swojego zakładu, wychodząc zaledwie trzy razy: by przyjąć zlecenie, odebrać je i wziąć kolejne, na którego wykonanie miał znacznie więcej czasu. Siedział nad mapami, planami i wynikami badań, wybierając najlepsze miejsca, w których mógłby przeprowadzić swoje eksperymenty. Parada przebierańców, przedstawienie przyjezdnego cyrku, sklepowa wyprzedaż – zwykłe sytuacje zróżnicowane pod względem otoczenia i warunków, których wspólnym mianownikiem była obecność dużych grup ludzi. Musiał się upewnić, że jego żołnierze będą potrafili wykonywać polecenia niezależnie od sytuacji, skupiając się na celu, nie rozpraszając, nie wpadając w popłoch.
Wybrawszy miejsca i daty ataków, mężczyzna wyciągnął mapę i położył na nią przeźroczystą folię. Następnie sięgnął po mazak i zaczął kreślić nim taktyczny rozkład jednostek, kolejne ruchy, miejsca spotkań, cel każdej z misji  i drogi ucieczki. Chciał, by ćwiczenia do złudzenia przypominały sytuacje z prawdziwego życia. Nie zamierzał polegać na kontrolowanym środowisku, tylko manewry na prawdziwym gruncie mogły zapewnić Grabarza o użyteczności jego armii.
Map było osiem. Każda odpowiadała jednemu miejscu i konkretnej dacie przeprowadzania akcji. Pierwsze ćwiczenia miały się odbyć niedaleko jego zakładu pogrzebowego – krótka misja mająca na celu sprawdzenie, jak dzieci radziły sobie w terenie. Chciał sprawdzić, czy zdołają pokonać wyznaczoną trasę, pozostając niezauważonymi. Przy okazji mógł się upewnić, że ulepszony trening posłuszeństwa przyniósł oczekiwany skutek.
Kolejne ćwiczenia również sprawdzały kluczowe w prawdziwej walce umiejętności, a ich umiejscowienia, począwszy od Bride Strees, rozsiane były po całym mieście, tak, by nie dało się ich zbyt szybko połączyć z tą samą grupą. Wiedział, że z czasem i tak hrabianka i jej demon odkryją powiązanie, ale do tego momentu zamierzał być już gotowy, by przeprowadzić ostateczny atak.
Po siedmiu dniach spędzonych właściwie tylko na pracy, Undertaker postanowił wrócić do tajnej siedzimy swojej organizacji, by zbadać postępy w sprawie. Zamknął zakład, wywieszając informację o wyjeździe na kilka dni – jak zwykł robić zawsze, gdy udawał się do odgrodzonego lasu poza zabudowaniami – dotarł na obrzeża miasta, i kiedy upewnił się, że nikt go nie zauważy, ruszył na miejsce, jak przystało na boga śmierci, w zastraszająco szybkim tempie, dorównując istotom, które stworzył.
W laboratorium czekała go ogromna niespodzianka. Zdaniem Arnolda wszystkie obiekty z pierwszej grupy były już gotowe do akcji. Grabarz uwierzył mu, mając w pamięci poprzedni eksperyment. Shultz nie był głupi, nie był również pozbawiony strachu. Nie zaryzykowałby życia po raz kolejny, rzucając słowa na wiatr, skoro więc dumnie oświadczył, że dzieci są przygotowane, musiał mówić prawdę.
— Doskonale. Proszę — powiedział, wręczając podwładnemu teczkę. — Przekaż to do taktyków. Osiem misji w terenie, jeśli grupa pierwsza zakończy trzy pierwsze sukcesem, mają zacząć przygotowywać całą resztę. Goni nas czas.
— Tak jest, panie Er — odparł entuzjastycznie brunet, przyciskając folder do piersi. — W międzyczasie może zechce pan nadzorować trening? Uczymy je odpowiedniej interpretacji niebezpośrednich poleceń. No, wie pan, aluzji…
— Wiem, czym są niebezpośrednie zwroty, Arnoldzie.

— Oczywiście! Przepraszam! Proszę za mną! Będzie pan zdumiony, doskonale im idzie! — zapewnił Shultz, prowadząc Undertakera w stronę windy. 



9 komentarzy:

  1. Wreszcie nowy rozdział :*
    Grell skazany na kolejne 100 lat bycia shinigami i z tego się cieszy ? Widać po nim, że naprawdę kocha swoją pracę i nie chce zrezygnować z posady żniwiarza. Nic dziwnego,na jego miejscu też bym się z tego ucieszyła XD Bardzo spodobał mi się wątek z Undertakerem, jest taki tajemniczy :D Co do tych "hejtów" na temat bloga to sama nie wiem co napisać. Dla mnie to żałosne. Te dwie dziewczyny to pewnie jakieś z gimnazjum, co nie doceniają Twojej ciężkiej pracy i trudu włożonego w pisanie, prawdopodobnie jarają się scenami 18+ (z reguły tak juz jest), których im widocznie brakowało,ale to nie o to chodzi . Możliwe,że nie rozumeją przesłania Róży, a bywają takie rozdziały (np.ten, w którym Seba spotyka się z Samarelem), które dużo dają do myślenia i jak najbardziej cenię sobie właśnie takie rozdziały. Kilka dni temu jakas osoba napisała na fp Róży, że nie podoba się jej, że Sebastian ma uczucia. A właśnie to jest "motywem" przewodnim opowiadania i na tym skupia się cała fabuła ( mam nadzieję,że tego nie zmienisz). Jak dla mnie wszystkie rozdziały są świetnie napisane, więc naprawdę nie mam na co narzekać i nie rozumiem tych ludzi, którzy się skarżą się na bloga. Dla mnie Róża zawsze pozostanie najlepszym opowiadaniem.
    Pozdrawiam i do soboty :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*. Tak, to prawda, jedna dziewczyna napisała tak na Róży, ale szanuję jej zdanie. Ładnie je uargumentowała i jak najbardziej ma prawo tak uważać. Co ciekawsze, i tak czytała i było mi bardzo miło, bo sidać było, że odnalazła w tym opku coś wartego uwagi. Nikogo nie zmuszam, żeby lubił Różę :P. Namawiam itp. itd., no ale jak komuś nie pasuje, to noża do gardła mu za to nie przycisnę.
      A te dwie dziewczyny nie musiały wcale być zwykłymi hejterkami. Nie wiem, nie było mnie tam, znam to tylko z opowieści. Możliwe, że mówiły z sensem. No tylko skoro mają coś do powiedzenia, to niech to wyrażą tak, żebym to widziała, bym mogła zweryfikować ich słowa, wyciągnąć wnioski i ulepszyć opko. O to mnie się głównie rozchodzi :P. Bo jak mam pisać lepiej, skoro dla mnie jest okay, a nikt nie mówi co mu sie nie podoba xD. Co innego, że są takie rzeczy, jak np. uczucia Seby czy brak wielu scen erotycznych, że nie zamierzam ich zmieniać, bo to moje autorskie założenie, że tak ma być. No ale jest sporo rzeczy, które mogę podszlifować, no tylko niech ludzie o tym mówią.
      Nie wiem czemu panuje takie przekonanie, że zła opinia, to od razu hejt i wogle lepiej milczeć. Nie uważam tak, przyjmę wszystko, co ma sens, więc naprawdę nie ma się czego bać. Gorzej, że wszyscy pewnie myślą "pisze tak, żebyśmy komentowali, a jak coś źle powiemy, to będzie ból dupy". I nie wytłumaczę, że mówię szczerze, bo i tak nie uwierzą. No cóż, życie xDDDD.
      Dziękuję za komentarz i do zobaczenia w sobotę :*.

      Usuń
  2. Nie wiem czemu na tym blogu posród czytelników ( i nawet sama autorka to wyznaje ) panuje przekonanie, że sceny +18 to jakieś fabularne dno i nic niewnoszące zapychacze rozdziału. Czytając to, odnoszę wrażenie, iż jestem jakaś skrzywiona, ponieważ serio lubię te akcje, ale nie dla samego seksu tylko dla relacji, jaka zawiązuje się pomiędzy dwojgiem ludzi/ bohaterów. Tu każdy wypowiada się, jakby to bylo największą zbrodnią, zaś sama taka scenka od razu z powieści czyniła Greya. Tak, lubię je i tak, sądzę, że jednak wnoszą coś do alcji. W końcu "Nic co ludzkie nie jest mi obce."
    Oczywiście to moje odczucie, nikt tu nigdy nie napisał o nilim nic złego, tym bardziej mnie nie zaatakował. Piszę co mnie boli, ponieważ czytam to opowiadanie i jestem tu częstym gościem.
    No ej, nie wszyscy, którzy oglądali np nowego X-mena, zostawili po sobie opinię na forach i stronach internetowych. Ludzie zawsze będą gadać, choć to prawda, jeżeli komuś coś nie odpowiada, powinien zgłosić się bezpośrednio do autora. Mimo wszystko ja bym się cieszyła na twoim miejscu. Wywołałaś niechcący jakieś emocje w tych dziewczynach, a co za tym idzie - w jakiś sposób wpisałaś się w fandom, skoro jestes rozpoznawalna. Darmowa reklama :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, ja się cieszę z samego faktu, ze o mnie mówią (znaczy, czuję się rozerwana: z jednej strony naprawdę się cieszę, bo to znaczy, że ten blog w jakiś sposób stał się nieco mniej nieznany, ale z drugiej strony trzeba uważać na to, co się pisze, mniejsza prywatność, no i generalnie to trochę przytłaczające, ta sama myśl o byciu eee... Odrobinę znanym? Nie wiem, serio jestem fatalnie rozerwana, bo mnie to cieszy i krępuje jednocześnie xD).
      No to teraz do wyjaśnień, bo trochę nie o to mi chodziło i nie chcę, żebyś źle mnie rozumiała. Ja nie mam nic do scen seksu jako takich (poza tym, że jestem aseksualna i generalnie nie sprawia mi przyjemności ich pisanie, czytanie i wyobrażanie sobie. balansuję raczej na granicy fuj/wisi mi to). To narzekanie na sceny seksu bierze się stąd, że co prawda one są normalne i ludzkie (dlatego zmusiłam się, że chociaż spróbować to parę razy opisać), to jednak sporo ludzi, szczególnie młodych, w opowiadaniach szuka właściwie tylko miłości i seksu. Na fabułę patrzy jak na pretekst do bzykania, a kiedy pod wpisami, gdzie na grafice Sebuś zdejmuje bluzkę, pojawia się po 10 komciów od czytelników, a wyświetlenia są trzy razy takie, co normalnie, to obiektywnie rzecz biorąc jest nieco przykre. Bo seks jest taką samą częścią opowiadania, jak... No nie wiem, posiłek, a jednak nikt nie szaleje na punkcie opisu tego, jak to siedzieli przy stole xD. Ja nie lubię takiego przeginania, nie samego seksu, nie fanów seksu, tylko skupiania się na nim, jak na czymś ponad przeciętnie niesamowicie cudownym i OMG WRESZCIE JAKIŚ DOBRY ROZDZIAŁ.
      Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiałaś, ale mam nadzieję, że tak TT_TT. Bo nie chodzi o dyskryminację seksu, chociaż nie przeczę, że pewnie można odnieść takie wrażenie, no ale ja tego zwyczajnie nie lubię i to w moich wypowiedziach wyłazi xD. No, a do ludzi, którzy czytają o tym nic nie mam, do tych, którzy nie czytają o tym też nic nie mam. Jeśli miałabym się czepiać, to tych ludzi, którzy zazwyczaj nie czytają, a jak widzą roznegliżowane ciała, to stwierdzają, że wejdą, bo może wreszcie napisała seksy. O, to mi się nie podoba, z powodów wiadomych xD.
      Okay, dosyć tłumaczenia, kto będzie otwarty na to, żeby mnie zrozumieć, zrozumie, a kto nie to i tak nie przekonam, więc... xD.
      Anyway, cieszę się, że należysz do grona czytelników i dajesz znać o tym, co myślisz. Wątpliwości mam nadzieję rozwiane :P. A skoro lubisz takie sceny, to Ci zdradzę w tajemnicy (TAKIEJ OGROMNEJ, ŻE WCALE KAŻDY NIE MOŻE TEGO ZOBACZY NIE SKĄDŻE), że w niedługiej przyszłości będzie więcej pikantnych scen. Nie mówię, że wszyscy ze wszystkimi i #team_Grey, ale coś tam będzie, bo to od dawna wpisane jest w plan fabuły. Jak wyjdzie w praktyce? Mam nadzieję, że moje nieudolne wypociny na ten temat nikogo nie zgorszą, ale chyba wystosuję jakieś oficjalne przeprosiny za brak zdolności do pisania o tym xDDDD.
      Dobra, bo się rozgadałam strasznie. Dziękuję za odzew i mam nadzieję, że zostaniesz tu dalej i dalsze losy postaci Cię nie zawiodą.
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  3. Nami! Błagam nie! Ja nie chcę. Aby Sebuś umarł! Bo to jednak nie uniknione... A rozdział przepiękny. Sutcliff wdarl się do mojego oziębłego serca... A tak btw. Ja te dziewuchy mogły hejtować twoją pracę. Ja rozumiem wszystko ale , no poprostu... Jak można czytać rozdział aby tylko były w nim seksy. Jak dla mnie to poprostu żałosne. Ludzie patrza tylko na sceny 18+... To poprostu straszne. Wiem ja też święta nie jestem też lubię poczytać takie rzeczy... Ale żeby tylko czytać po to rozdział. A potem jeszcze narzekać nie doceniając twojej ciężkiej pracy. Ja osobiscie kocham twojego bloga i zawsze daje mi do myślenia nowy rozdział. Nami nie przejmuj się tymi hejterkami bo przypuszczam , że za mądry to on nie był... Dobra! Koniec gorzkich zali! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!

    † Julia ( tak , tak moje imię...kolezanka namówiła)†

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, alexnie, moment.
      Po pierwsze: Nie powiedziałam, że to na pewno hejterki. Spokojnie, bez złości i oskarżeń. Wiem tylko, że się "skarżyły", nie wiem jednak, jak. I nie jest mi smutno, po prostu wolałabym, żeby mówiły, co jest nie tak, o tu, w komciach.
      Po drugie: Nie lubię czytania TYLKO dla seksów. Czytanie dla całości (W TYM seksów) jest okaym
      Po trzecie: Błagam, nie nadinterpretujcie, to potem ciężko określić. A ja naprawdę nie wiem, kim one były i co mówiły, więc nazywanie ich hejterkami na wyrost jest bez sensu.
      Nie ma co przeżywać, chodziło mi raczej o to, żeby ludzie dawali znać, co jest nie tak, tutaj, tk wszystko xD.
      A Sebuś, no cóż... Taki jego los, podpisał dokument, co ja mogę? :P
      Haha, Julio, do zobaczenia w następnym rozdziale i nie denerwuj się tymi dziewczynami. To też cześć fandomu, a w fandomie wypada się wzajemnie szanować, więc spokojnie. Wszystko ok :*.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. cHCESZ HEJTU? maSZ HEJT! kurde, Caps XD
    " Radosne twarzy ludzi mieniły się w limonkowych czach " literówka to tam mało istotna sprawa, nie bardzo rozumiem sensu zdania. Bo jeśli coś się mieni, na przykład mienić kolorami, to znaczy, że jest jak znaczek zaiksu, czyli błyszczy i czerwienią/pomarańczą/żółcią/zielenią/niebieskim/fioletem.
    A u ciebie, oczy mienią się twarzami ludzi. Ja się pytam, jak. Bo twarze odbijać się w oczach mogą, ale mienią? Toż nie promieniują! Chyba, że głupotą XDDDDDDD No ale serio, nie łąpię tego fragmentu za grosz.
    "Roger! Jezu! Borze święty!" - serio? -_- BORZE ZIELONY SPOD KAPLICY.
    Ooo, no i przewidziałam <3 ALe fajnie <3 Za to Rudy powinien pędzić teraz do Lizz, a nie jarać się rekrutami, skoro wpadł na trop Undzia! #teamGrell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On ma teraz karę, a o tym, czego się dowiedział, zapomniał. Taki myk, że my wyleciało z głowy xD.
      Wogle... TO "BIRZE" MNIE ZABIŁO. JA WIEDZIAŁAM, ŻE TO SIĘ KIEDYŚ STANIE!!! Czekam na "tag" zamiast tak xD. Dowcipy się na mnie mszczą masakrycznie hahaha xD. Muszę zacząć pisać poprawnie na czacie, bo to się robi groźne. I aż nie wiem, czy to zmieniać, bo to tak komiczne... Nie no, zmienię, w komciu zostanie dowód i poleci screen xD.
      I nie chcę hejtu, chcem kondtruktywnom krytykem :*.
      Znowu piszę nak potłuczona... xD.
      A mienili się w oczach. Nie wiem, może ja coś mylę, albo to potocyzm motzno, ale słyszałam nie raz, że się mieni w oczach - znaczy, że jest tego tak dużo dużo. Będę musiała to wygooglować. Nie dziś, bo mam jeszcze opko do poczytania, ale niedługo :P.

      Usuń

.