Spędziłam ostatnie dni na byciu wrzodem na dupie, bo miałam gorączkę. Ale już jest lepiej, stałe 37 to tylko o stopień więcej, niż mam zazwyczaj. Momentalnie poskutkowało czterema stronami jednego dnia. Za to dwóch poprzednich trochę się boję, no ale cóż. Od tego jest beta. Zawodna nieco, bo tekst nie ma czasu odleżeć, no ale życie. Dlatego mam czujnych Was :*.
Za miesiąc Róża będzie obchodzić drugie urodziny. Wypadałoby coś z tej okazji zrobić. Myślałam nad jakąś galerią fanartów, tylko musicie dać znać, czy chcecie takie stworzyć :P. Mogą być tradycyjne, digitale, muzyczne, fanowskie oneshoty. Cokolwiek byście tam chcieli. No, tylko dajcie znać, czy się na to piszecie, bo jak zorganizuję takie coś i nie dojdzie żaden urodzinowy prezent dla Sebcia i Lizzy, to będzie trochę słabo xD.
Gdybyście się zdecydowali, to prace wysyłajcie na priv na fp: Czarna Róża Demona.
Albo na maila: czarnarozademona@wp.pl
Miłego! :*
==================
— Co. Za.
Idiotyczny. Pomyyysł! — krzyczał Grell Sutcliff, przekopując się przez stos
ksiąg dzielących go od korytarza.
Przez ostatnie
kilka tygodni nie robił nic innego oprócz szukania informacji. Cholerna
nastolatka wymogła na nim obietnicę, a on z niewiadomego powodu nie chciał jej
złamać. Zdawał sobie sprawę, że to kwestia przyjaźni, o której oboje milczeli,
ale czuł się z samym sobą dużo lepiej, udając, że nie zna przyczyny swojej
nienaturalnej wierności.
Siedział w
Bibliotece Shinigami – w dziale z księgami, których nikt o zdrowych zmysłach
nigdy nie przeglądał, co doskonale pokazywała gruba warstwa kurzu nieodzownie
towarzysząca ciemnemu odcieniowi drewna merbau’u sprowadzanego specjalnie z
terenów Indonezji. Położona na strychu czytelnia odpychała nie tylko pyłem, ale
również straszną duchotą. Malutkie, okrągłe okno przy złączeniach spadzistego
stropu nie wystarczało, by zapewnić świeże powietrze. A jakby tego wszystkiego
było mało, w żadnej z ksiąg żniwiarz nie znalazł przydatnej informacji.
Początkowo w
ogóle nie planował tu przychodzić. Nienawidził czytać, nudziło go takie
bezczynne siedzenie i skakanie wzrokiem po tekście. Był człowiekiem czynu! O
wiele bardziej podobałoby mu się, gdyby informacje trzeba było zdobyć,
odnajdując ludzi, torturując ich, śledząc. Cokolwiek, co wymagało rzeczywistego
robienia czegoś. W końcu jednak musiał udać się nawet do biblioteki. Powoli
kończyły mu się pomysły, a odpowiedzi jak nie było, tak nie było i nic nie
zapowiadało, że ten niezadowalający stan rzeczy miał ulec zmianie.
Sutcliff kopnął
stojący przed nim stos kodeksów i heroicznie przedarł się przez jego
pozostałości, wybiegając na korytarz. Stukot czerwonych obcasów na jasnej,
marmurowej posadzce rozniósł się echem po pustej przestrzeni. W okolicy nikogo
nie było, ale przynajmniej shinigami mógł wreszcie odetchnąć.
— Głupia
dziewczyno, nie wiem, jak mi się za to odpłacisz!!! — wydarł się na cały głos,
dostrzegając zadarcie na swoim krwistym płaszczu. Był już stary, miał go dobre
parę lat, ale zawsze dbał o to, by był czysty, zadbany i jego kolor nie zbladł
ani trochę. Zawsze zależało mu na ubraniach, ta dziurka była dla niego
niesamowitą stratą.
Ściągnął z
siebie ukrycie i przyglądał się smutno zadarciu, zastanawiając się, jak on to
zaszyje, żeby nie było żadnego śladu. Może powinien zmusić hrabiankę, żeby
kazała Sebastianowi e naprawić?
— Ach, Sebuś!
Gdyby nie moja nienawiść, płomień naszej miłości mógłby rozgorzeć na nowo! To
takie tragiczne! Ty i ja, mrok i czerwień. Pozornie doskonale do siebie
pasujące, a jednak… Złamałeś moje serce, jak mogłeś? Jak mogłeś zrobić coś
takiego zakochanemu dziecku?!Ta tragiczna historia wyciska ze mnie tle łez! —
krzyczał teatralnie, wymachując rękami i na zmianę ocierając oczy z łez.
Ostatnie
tygodnie nieco ugasiły jego żarliwą nienawiść do kamerdynera. Wciąż miał do
niego żal i nie mógłby oddać mu swego serca, ale znów potrafił fantazjować na
jego temat. Doszedł do wniosku, że skoro demon zawsze będzie dla niego
nieosiągalnym celem, nie ma znaczenia, jaki ma charakter, dla niego będzie
jedynie piękną powierzchownością, ucieleśnieniem męskiego ideału, za którym
będzie bezkarnie wzdychał. Coraz rzadziej czuł się z tym źle. Sądził nawet, że
przyjdzie kiedyś taki dzień, że przebaczy Michaelisowi wszelkie winy, ale na to
będzie musiał jeszcze trochę poczekać.
Rudzielec
przebiegł się bibliotecznymi korytarzami na parter, poinformował głównego
zarządzającego, że znów zostaje na noc, a potem podskakując wrócił do swojej
pracowni. Przez kilka minut lawirował pomiędzy regałami, nie mogąc zebrać się w
sobie, by ponownie utonąć w lekturze, ale nikt nie mógłby mieć mu tego za złe.
W końcu okrążył
górę kodeksów, posyłając im nienawistne spojrzenie, zasiadł w plecionym fotelu
wyłożonym ciemnymi poduchami z pierza i chwycił pierwszą księgę, która wpadła
mu w ręce. Nie spodziewał się znaleźć w niej niczego przydatnego i miał rację.
Podobnie było również z kolejnymi czytadłami. Godziny upływały, w czytelni
robiło się nieznośnie duszno, a po istotnych informacjach wciąż nie było śladu.
Z samego rana żniwiarz w końcu zrezygnował.
Udał się do
głównych drzwi, pokazał nocnemu stróżowi przepustkę i opuścił budynek. Przed
wejściem do biblioteki uliczni artyści wystawiali swoje prace, chcąc zarobić
nieco na życie. W przerwach w pracy bogowie śmierci musieli się czymś zajmować.
Coś tak niezwykłego, jak kolekcjonowanie ludzkich dusz i wspomnień,
pozostawiało w byłych przedstawicielach człowieczego rodu niezwykłe
doświadczenia, z którymi każdy radził sobie na swój sposób. Ci tutaj, których
Grell zawsze doceniał z racji piękna, dla którego byli w jego mniemaniu jedynie
medium, przelewali swe emocje na płótno, papier, glinę i każdy inny materiał,
jaki tylko w wydał im się odpowiedni.
Kadry z życia
ludzi, których dusze zebrali, rozrywane na strzępy ciała, wstęgi nagrań
wystrzeliwujące w górę z umierających ciał. Wszystkie te obrazy były
Sutcliffowi doskonale znane, ale możliwość zobaczenia ich oczami innych
żniwiarzy pozwalała mu się wyciszyć. Kochał swoją pracę. Tak naprawdę odnalazł
się w życiu dopiero po śmierci. Gdyby mógł, zostałby shinigami na zawsze,
jednak jego okres odpracowywania win powoli dobiegał końca. Nie powiedział o
tym nikomu, nie widział powodu, by ktoś wtrącał się w tak intymne sfery jego
życia, bo chociaż pozornie wydawał się wylewny i pozbawiony wszelkich hamulców,
w rzeczywistości nie był taki do końca. W ciągu najbliższych dwustu lat miał
szansę odejść z tego świata. Jedynym sposobem na przedłużenie wyroku, który dla
niego stał się wybawieniem, było popełnienie jednego z kardynalnych wykroczeń
przeciwko profesji żniwiarza. Przyglądając się dziełom sztuki, Grell coraz
poważniej zastanawiał się nad podjęciem tego desperackiego kroku. Nie był
gotowy opuścić tego świata. Jeszcze tyle piękna chciał zobaczyć, tylu mężczyzn
poderwać, tyle kobiet zbrukać krwią! Nie chciał odchodzić!
Pomyślał też o
Elizabeth. Nie rozumiał jej. Dziewczyna zyskała szansę przeżycia wszystkich
dni, które dla niej zaplanowano, a jednak odrzucała to, by spełnić obietnicę
złożoną zdradzieckiemu demonowi. Czy tym była prawdziwa miłość? Nie wiedział.
Zawsze bardzo jej pragnął. Tyle o niej mówił, kreował się na znawcę, a w
rzeczywistości nigdy nie doświadczył tego magicznego ciepła płynącego z
czyjegoś serca. Sam kochał raz i doprowadziło go to do zdrady wobec własnej
przyszłości. Może po prostu nie było mu to pisane? Ani w ludzkim życiu, ani tym
boga śmierci? Mimo wszystko, chciał mieć jeszcze trochę czasu, żeby się o tym
przekonać.
Sutcliffowi
powoli kończyły się pomysły. Obiecał pomóc, ale gdzie nie szukałby odpowiedzi,
zawsze trafiał na ślepy trop. Zirytowany stratą czasu, udał się na spacer po
mieście. Snuł się uliczkami, przyglądając się sklepowym wystawom. Był tak
pochłonięty zastanawianiem się nad sposobem uratowania demona, że nie zwracał
nawet uwagi na krwiste bibeloty zza szyby, które normalnie wzbudzałyby w nim
ogromy zachwyt. Zatrzymał się dopiero, kiedy poczuł, że na coś wpada. Odruchowo
mruknął zdawkowe „przepraszam” i chciał odejść, ale został powstrzymany przez
ciemną postać, która zaszła mu drogę ponownie, chrząkając z irytacją.
— Grellu
Sutcliff, znowu migasz się od obowiązków — oświadczył wyniośle William T.
Spears, mierząc rudzielca wzrokiem.
— Will! —
krzyknął żniwiarz. — Dawno cię nie widziałem! Wspaniale wyglądasz. To nowa
koszula? Ach, tak cudownie w niej wyglądasz. Will!
— Proszę, żebyś
wstrzymał się od podobnych komentarzy, to nieprofesjonalne. — Niewzruszony
brunet poprawił okulary szczypcami swej podłużnej, żniwiarskiej kosy i
wyciągnął z kieszeni niewielki notes przepasany gumką.
Otworzył go,
przekartkował, a kiedy znalazł odpowiednią stronę, na moment zawiesił na niej
wzrok, by po chwili znów przyglądać się oskarżycielsko podwładnemu.
— Powinieneś
być w drodze do Epsom. Dziś po południu zginie tam pewien mężczyzna, którego
duszą masz się zająć.
— Ale Wiiiiil!
— jęknął Sutcliff. — Musisz być zawsze taki zasadniczy? Chodź, zrobimy sobie
mały rajd po sklepach. Masz wolne, odpocznij. Zabawimy się!
Rudzielec
przełożył rękę przez ramię Spearsa i zaczął ciągnąć go w stronę rynku, jednak
brunet stał twardo jak kamień i ani myślał zmienić swoją postawę. Zawsze był
zasadniczy. Musiał, w końcu spoczywał na nim ogromny obowiązek. Widząc
stroniącego od pracy żniwiarza, miał obowiązek zareagować.
— W ramach kary
za zaniedbanie, weźmiesz udział w kolekcjonowaniu dusz po masakrze, która
będzie miała miejsce za trzy dni. Zginie dwadzieścia osób, przeprowadzisz je —
postanowił William.
— Znowu to?
Sądziłem, że to się już więcej nie powtórzy! To będzie już trzeci raz! Gdzie
tym razem?!
— W Londynie.
Za trzy dni, o ósmej wieczorem. Tu masz dokładny adres, a teraz ruszaj do
pracy. Jeśli nie przyprowadzisz nowego rekruta na czas, wyciągnę daleko idące
konsekwencje.
— Tak, tak.
Niech będzie… — jęknął Sutcliff.
Musiał wracać
do obowiązków. Koniec szukania, widocznie nie istniało nic, co mogłoby pomóc
dziewczynie. Postanowił więc załatwić sprawę w Epsom i odwiedzić Elizabeth, by
poinformować ją, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. W międzyczasie znów
zastanawiał się nad złamaniem praw bogów śmierci. Tych kardynalnych nie było
wiele. Najważniejsze mówiło o tym, że bóg śmierci nie może popełnić
samobójstwa, to skutkowałoby obróceniem jego duszy w proch, brak szansy na
wieczność i szczęście – tego Sutcliff nie chciał osiągnąć. Może nie spieszyło
mu się do idealnej krainy nieustannej radości, ale bycie unicestwionym na
dobre, nawet jeśli miałby nie być tego świadomy, bo przecież już by go nie
było, wcale bardziej nie wpasowywało się w jego gusta.
Druga zasada
dotyczyła ingerencji w ludzkie życie i wyznawania prawdy na swój temat. Bogowie
śmierci mieli obowiązek pozostawać biernymi wobec wydarzeń w świecie śmiertelników.
Powinni jedynie obserwować i kolekcjonować dusze. Zdarzało się jednak i tak, że
wchodzili w interakcje z ludźmi. Nigdy jednak nie mogli ingerować w los dusz,
które zostały przeznaczone do odebrania. Odwleczenie daty śmierci było jednym z
wykroczeń, za które groziło do tysiąca lat dodatkowej pracy. Nad tym Grell
mógłby się zastanowić, ale tysiąc wydawał mu się sporą liczbą. Nie był pewien,
czy przez tak długi czas jego cera wciąż zachowa swoją idealną sprężystość, a
odchodząc na zasłużoną emeryturę, chciał wyglądać równie młodo i zjawiskowo jak
teraz.
Kolejną
niezwykle istotną zasadą, za której złamanie można było zarobić kolejne
dwieście lat przymusowej pracy, było umyślne zniszczenie, porzucenie, bądź
przekazanie kosy w ręce ludzi. Jednak tego Sutcliff nie wyobrażał sobie
dokonać. Tak długo walczył o to, by jego broń zyskała niezbędny certyfikat, by
William wreszcie przestał odbierać mu ją, ilekroć zobaczył, że nie korzysta z
tej standardowej, przypominającej kształtem sekator. Kochał swoją maleńką, nie
mógłby zrobić jej czegoś równie okropnego, choć wymiar kary mu odpowiadał.
Dwieście lat to akurat tyle, w ile zamierzał poukładać wszystkie swoje sprawy i
wciąż być jeszcze odpowiednio młodym, by dobrze prezentować się po drugiej
stronie. Musiał jednak zrezygnować, przywiązanie do piły wygrało.
Nie pozostało
mu już wiele możliwości. Wprawdzie kodeks żniwiarzy zbierał całe setki różnych
praw, nakazów i zakazów, ale za naruszenie większości z nich nie można było
otrzymać kary, która swym wymiarem byłaby zbliżona do spełnienia wymogów
shinigami, a popełnienie kilku na raz zwyczajnie zrujnowałoby jego opinię w
środowisku – jedna wpadka zdarza się każdemu, ale pięć? To już zdecydowanie
zbyt wiele. Tego dnia wszystko szło nie po jego myśli. Mógł właściwie już tylko
wykraść czyjąś księgę życia i wysłać ją do ludzkiego świata, zyskując tym samym
dodatkowe sto lat. Może tyle mu wystarczy? Musiał zaryzykować.
Odwrócił się
energicznie i żwawym tempem skierował się z powrotem do biblioteki. Tym razem
jego celem było jednak inne skrzydło budynku. Postanowił wykraść księgę
opisującą losy jednego z wielkich artystów ludzkiego świata. Chciał strącić ją
gdzieś w środku tętniącego życiem Londynu, podsunąć komuś, kto będzie wiedział,
jak na niej zarobić i zdobyć rozgłos. A rozgłos to najprostsza droga do bycia
złapanym na gorącym uczynku.
Dlatego też
Grell wbiegł po krętych schodach na trzecie piętro, popędził przez dobrze
oświetlony, utrzymany w pastelowych barwach korytarz i wpadł do jednego z
pokoi. Rozejrzał się, chwycił pierwszy z brzegu kodeks i otworzył go na jednej
ze środkowych kart. Chwycił w palce kilka swoich włosów. Zawahał się, ale
zacisnął zęby i energicznie wyrwał krwiste nitki prostu ze skalpu. Bolało. Nie
wiedział tylko czy bardziej na skórze, czy w sercu.
Niechętnie
Sutcliff musiał udać się do pracy. Opuścił bibliotekę, ukrywając kodeks pod szkarłatnym
okryciem i udał się do swojego niewielkiego skrawka tego świata: do domu, w
którym zostawił kosę. Choć mogłoby się wydawać inaczej, potrafił się z nią
rozstać. Nie na długo, jeszcze zaczęłaby tęsknić, ale na tyle, ile wymagała
tego sytuacja. Wizyta w Bibliotece była właśnie taką okazją. Dotarłszy do domu,
wziął swą ukochaną towarzyszkę i bez chwili zwłoki ruszył do ludzkiego świata.
Epsom, Roger Bright, 38 lat. Godzina zgonu:
3.05 po południu. Zginie przed bramą kaplicy Bugby zadeptany przez spłoszone
konie.
Notka
zostawiona przez przełożonego jak zwykle nie obfitowała w zbyt wiele
informacji. Na szczęście żniwiarz wiedział, gdzie dokładnie znajdowało się
wskazane miejsce. Często zdarzało mu się pracować w tym rejonie. Jego zlecenia
najczęściej dotyczyły Londynu i jego okolic, z czego był dotąd niezwykle
zadowolony z powodów logistycznych – łatwiej było mu zaplanować „przypadkowe”
spotkania z Sebastianem. Z czasem, z oczywistych względów, lokalizacja jego
rewiru nieco straciła na znaczeniu, ale lubił pracować na znanym sobie terenie.
Podróże były z pewnością ciekawe i nigdy nimi nie gardził, jednak we własnym
środowisku było mu najlepiej.
Epsom było
szczególnie bliskie jego sercu. To właśnie w tym mieście, jak na ironię: kilka
przecznic od kaplicy, mieszkał przez całe swoje smutne życie. To tam zdecydował
o tym, że nie chce dalej istnieć. To tam opatrzność podpisała jego los. Zabił
się, a umierając, widział, jak całe jego życie w przyspieszonym tempie
przypominało o wszystkim, co dotąd osiągnął. Nigdy nie sądził, że bajeczki o
przelatującej przed oczami przeszłości i świetle na końcu ciemnego tunelu mogą
być prawdą. Jednak tak właśnie było i przekonał się o tym, kiedy z krańca
korytarza zbliżyła się do niego postać. Wtedy nie wiedział, kim była; obawiał
się, ale mimo to czuł w sercu spokój. A potem wszystko, co wiedział o świecie,
zupełnie się zmieniło. Potrzebował sporo czasu, by odnaleźć się w nowej
rzeczywistości.
Szczególnie
zdziwił go brak dyskryminacji. Poczuł się dobrze. Należał do czegoś, zyskał
akceptację, mógł wreszcie rozłożyć skrzydła i ruszyć przez życie tak, jak
zawsze tego pragnął. Dlatego miejsce jego śmierci zawsze kojarzyło mu się ze
szczęściem, choć pierwsze dwadzieścia pięć lat żył w ogromnym cierpieniu,
tłamszony na każdym kroku przez pozbawionych wrażliwości ludzi.
Podróż do
miasta nie zajęła zbyt wiele czasu. Był na miejscu na godzinę przed datą
śmierci Rogera. Postanowił się rozejrzeć. Zlecenia nigdy nie zawierały
szczegółów. Składały się jedynie z podstawowych informacji o umierającym: o
wyglądzie, profesji i najbliższych krewnych. O samych okolicznościach również
nie wiadomo było zbyt wiele. Brighta miały zabić koniec przed kaplicą. Grell
nie miał jednak pojęcia w jakich okolicznościach. Czy to zabójstwo,
nieszczęśliwy wypadek czy może coś jeszcze innego. Miał tylko pewność, że to
nie było samobójstwo. Do takich przypadków wysyłano specjalnie szkoloną grupę
żniwiarzy, który w taktowny sposób potrafili wprowadzić nowego członka
społeczności w zupełnie odmienny od znanego mu świat. Sutcliff nawet początkowo
chciał dołączyć do jednostki werbującej, ale szybko zorientował się, że ze
swoim temperamentem nie miał szans zdać wszystkich egzaminów.
Ciekawy życia
obiektu swojej misji, zszedł między ludzi i zaczął krążyć w okolicach kaplicy.
Dowiedział się, że tego dnia odbywał się w niej ślub pary z kupieckich rodzin.
Żadna ze stron nie nosiła jednak nazwiska ofiary końskich kopyt. Kim więc mógł
być Roger? Sutcliff drążył dalej. Zapytał o nazwiska pracujących w okolicy
ludzi, obserwował powozy mknące ruchliwymi uliczkami z kocich łbów, zabieganych
ludzi, patrole policji a nawet biegające w pobliżu psy. Nic nie wyglądało
podejrzanie, nie zwiastowało niczyjej śmierci.
Poczuł
nostalgię. Na myśl o tym, że czas biegnie tak spokojnie, beztrosko i
nieświadomie, nie wiedząc nawet, ilu pasażerów traci po drodze. Nawet kiedy
kolejni ludzie odchodzą, on dalej mknie przed siebie, jakby nigdy nic. Wszyscy
pasażerowie wciąż wykonują swe prace, przyroda bezustannie daje z siebie
wszystko, by wciąż tętnić życiem… Nikt nie zauważa przemijania jednej duszy.
— Idioto. To
nie w twoim stylu — skarcił się żniwiarz.
Nie zwykł
myśleć o tym w taki sposób. Starał się być beztroski, dosyć czasu zmarnował na
rozprawianie o filozoficznej istocie egzystencji, nie zauważając, jak jego dni
powoli się kończą.
Może to
zbliżający się koniec a może ostatnie wydarzenia, których stał się nierozłączną
częścią, ale ubiegły rok niezwykle go zmienił. Pytanie tylko: czy na dobre? Nie
znał odpowiedzi, chyba nawet nie chciał jej poznawać, w obawie, że ta go nie
ucieszy. Starał się dalej być po prostu sobą, niezależnie od wszystkiego,
upodabniając się do niewzruszonego czasu.
Jak bosko jak tajemniczo i jak..krótko też mam niedosyt
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńRozdział miał taką samą długość, jak zwykle, dłuższych nie będzie, bo mam za mało zapasu.
BIEDNY GRELL... ;( Czemu musi odchodzić ? To niesprawiedliwe... ale z drugiej strony to niezły pomysł bo nie wiadomo co się dzieje ze Żniwiarzami po odbyciu kary... ale mimo wszystko to smutne :( Oby zanim odejdzie zdążył spełnić swoje marzenia no i pogodzić się z Sebciem... to musi zrobić..
OdpowiedzUsuńNo dobra koniec łez... rozdział super, w końcu z punktu widzenia jakiegoś innego bohatera. Grell i filozofia, Grell i czytanie ? To do niego niepodobne... ale jednak pozostał choć w części sobą.. mam nadziję, że będzie więcej takich rozdz. może z punktu widzenia Undusia... tak tylko proponuję... :D
No przecież są z różnych xD. Nałogowo są rozdziały z piekła. Undertaker trochę rzadziej, bo ma być tajemniczo :P. A Grell doczekał się swoich pięciu minut.
UsuńRzecz w tym, że w kanonie Grell jest znany jako ten, który ugania się za innymi facetami, ale nawet w ovie po drugim sezonie poświęcono mało czasu jego psychice. Jednak jeśli się dobrze przyjrzeć, ob jest dużo bogatszy wewbetrznie. Zna np. klasyczną, ludzką literaturę, na muzyce też się zna, na modzie. Potrafi dostrzec piękno. Jego irytujące zachowanie jest moim zdaniem sposobem na odreagowanie jego dawnych problemów i takim zabezpieczeniem. Jeśli nikt nie pozna go do końca, nie będzie mógł go zranić, a były przesłanki, które wskazują na to, że nie miał łatwo (chociażby sam fakt, że jest transem w xix wieku i popełnił samobójstwo, więc generalnie i tak już żyje dłużej niż oryginalna akcja kuroszka). Dlatego właśnie chciałam się tu skupić na pokazaniu tego, co uważam, że w nim jest, a czego nie widać w mandze (w anime już w ogóle).
Cieszę się bardzo,że Grell powrócił :)
OdpowiedzUsuńDawno go nie było w opowiadaniu, więc super, że się pojawił. Bardzo polubiłam jego postać zarówno w anime jak i w Róży, po Sebastianie jest moim drugim ulubionym bohaterem Kuroshitsuji. Rozdział taki tajemniczy, cudo po prostu tak mnie wciągnął :) Ciekawa jestem czy Grell wybaczy Sebciowi, chociaż on nie wie, że tak naprawdę nikogo nie zdradził i nie chciał opuścić Elizabeth. Rozdział trochę krótszy niż zwykle, ale i tak cieszę się, że jest :D Wyłapałam jeden mały błąd:"Brighta miały zabić koniec przed kaplicą" powinno być "konie".
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu, weny i oczywiście zdrowia, bo pisałaś że jesteś chora . Do następnego rozdziału ♥
Ej, ale co Wy macie z długością tego rozdziału...? Ma normalnie pięć stron, tyle samo, co zwykle. Może po prostu tak dobrze się go czytało, że nawet nie zauważyłyście, że się skończył... Serio, niebjest krotszy. Ma nawet o dwie linijki więcej niż pięć stron xD.
UsuńAnyway, cieszę się, że Ci się podobało. Już od jakiegoś czasu chciałam napisać coś więcej o Grellu, no i nadarzyła się okazja.
Grell generalnie nawet mając pełną świadomość pobidek Sebastiana i tak miałby mu za złe, bo to, co zrobił Elizabeth, przypomniało mu o jego życiu, a Grell nie jest zły, nie chce, żeby inni tak cierpieli. Szczególnie "irytująca dziewczyna", którą wbrew własnej woli polubił :P.
A czuję się wreszcie lepiej. Jeszcze nie wyzdrowiałam do końca, ale w porównaniu z czwartkiem, jest doskonale. Dziękuję :*.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale :*.
Ssooorryy , że dopiero teraz ale w piątwk się rozchorowalam. Grell,,, ten rozdział jsst wpaniały. Od zawsze wiedzialam. , ze Sutcliff to inna bajka. Pokazalaś go z zupełnie z innej strony. Pokazalaś że ma marzenia. I poczucie ,, obowiązku,, wobec Roseblack. Cóż rozdział wpaniały. Widziałam male literówki ale gorączka nie pozwala mi ich wylapać.... Ale komcia dla NAJLEPSIEJSZEJ Autorki mósiałam napisać! Do następnego!
OdpowiedzUsuńAle nie musisz mnie orzepraszać, sama ostatnio zdychałam na gorączkę, więc znam to. Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz.
UsuńTak, właśnie chciałam pokazać inne oblicze Grella i myślę, że się udało. Nikt nie narzeka, więc jest sukces xD.
I dziękuję za komplement, ale nie przesadzajmy, aż taka najlepsza nie jestem xD. Miło mi, ale no... To zależy, z jakiego groba najlepsza xD.
Anyway, zdrowiej! I do zobaczenia!
PS Jak zadanie z fizyki? :P
Z zadania dostalam 4+ bo musiałam jeszcze odpowiadać.... A tak na marginesie prosilaś moją anonimową przyjaciółkę o podpis. Jej i.ię to Amelia. Hehe ubieglam ją za zadanie hehehe.
OdpowiedzUsuńPs. Dzięki , że mi życzysz powrotu do zdrowia. Ale kiedy ostatnio bylam chora to było.....yyy nie pamiętam. Więc kiedy jestem chora to oznacza to , że choruje już na przyszłe lata. I jeszcze raz dzięki!
Łoooo, to gratulacje^^!
UsuńI dzięki za imię xD. Mam nadzieję, że nie będzie na Ciebie zła, albo coś xD. Oby się tylko podpisywała xD. Bo jak mam kilka anonimów i żaden się nie podpisuje, to ciężko mi potem odróżnić, kto jest kto. A już jak się do anonimów zwracać... "Anonimie z 16.09.2024 z 20.51" brzmi nieco idiotycznie xD.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPopieram, chora jesteś wrzodem. Na messengerze XDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńMogę spróbować coś maźnąć. W końcu, to będzie rocznica mojego pierwszego XDDDDD TEGO< OD KTÓEGO TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO OOOOO SOCJOLOGIA XD
Czyli ta kupa ( bo chyba nikt się nie zorientował) ma symbolizować gówniane życie Sutcliffa, zanim umarł?
A może to Rogera szukają demony? O.o
A może dwadzieścia wymordowań to błąd u Undertakera? JA CZEKAM NA JEGO ZŁY KROK. Strasznie mocno bardzo. Za dobrze mu idzie udawanie, a w tym momencie jest już bardziej idealny niż demony. Coś spieprzyć się musi!
A tak poza tym, to jakoś nie śmieszkowałam tutaj przesadnie.
Nie zawsze musisz śmieszkować, to fakt, z którym jestem w stanie żyć xD.
UsuńKupa była po prostu kupą, miała być beka i tyle, ale... Na potrzeby opka możemy uznać, że masz rację :P. To w sumie nawet pasuje ahahaha. Znalazłaś wszystkie trzy kupy? XD
I jestem wrzodem, kwszem, ale przy mojej zajebistości można mi wybaczyć :* xDDDD.
Ta, co tak nie lubi wątku Undertakera, teraz się go tak domaga. No kurde, weź tu bądź artysto mądry i tskiej dogódź xD.
ARTYSTO!!!
Nie zawsze musisz śmieszkować, to fakt, z którym jestem w stanie żyć xD.
UsuńKupa była po prostu kupą, miała być beka i tyle, ale... Na potrzeby opka możemy uznać, że masz rację :P. To w sumie nawet pasuje ahahaha. Znalazłaś wszystkie trzy kupy? XD
I jestem wrzodem, kwszem, ale przy mojej zajebistości można mi wybaczyć :* xDDDD.
Ta, co tak nie lubi wątku Undertakera, teraz się go tak domaga. No kurde, weź tu bądź artysto mądry i tskiej dogódź xD.
ARTYSTO!!!
Skoro te dziewczyny chciały poczytać o seksie to mogły sobie włączyć którąkolwiek
OdpowiedzUsuńz stron do takich opowiadań przeznaczonych (np na pornzone.pl są),a nie wymuszać czy też złościć się na autora który już wybrał o czym będzie pisać i ile będzie takich scen