środa, 11 stycznia 2017

Tom IV, LXXXIX

Nie będzie dziś żadnej długiej ani ambitnej przedmowy, bo jestem zmęczona, bolą mnie oczy i piszę to o 1 w nocy, a jeszcze muszę parę rzeczy zrobić. 
Powiem Wam tylko, że parę dni demu skończyłam pisać 4 tom. Będzie go jeszcze jakieś 8-9 rozdziałów. A potem będzie zapewne tydzień przerwy. Piąty tom za to będzie krótki, nie spodziewajcie się kolejnych 400 stron. Ten mnie wymęczył i jak kolejny ma się tak rozwlec, to ja dziękuję xD. Piąty będzie przy okazji ostatnim, a potem? Potem się zobaczy, piszę dziwaka, który jest produkcją bardzo specyficzną, ale polecam, bo pisanie go sprawia mi dużo przyjemności. A przynajmniej sprawiał, bo obecnie przypomina mi o pewnym zmartwieniu, ale to minie, mam nadzieję. 
Myślałam nad jakąś nową serią, na pewno o Sebastianie, nie wiem jeszcze tylko w jakich realiach. Jeśli macie jakieś propozycje, piszcie w komciach, może dzięki nim mnie olśni. 
No i na koniec pochwalę się, że dostałam 5 z japońskiego, mam same 5 i jak napiszę egzamin na 5, to będę mieć 5 xD. Resztę studiów też jak dotąd pozaliczałam, czekają mnie jeszcze 3 zaliczenia i całe 3 tygodnie wolności – to jest pisania, pracy i kolorowania, o ile oczy pozwolą, bo znów jest z nimi tak źle, jak jakiś czas temu. Starość nie radość, nie polecam :P.
I jednak wyszła mi całkiem pokaźna przedmówka... No cóż. 

Miłego! :*

=========================

Hrabina Rennell również dawała z siebie wszystko. Wciąż olśniona prezentem, który służący sprezentował młodej Roseblack, zupełnie porzuciła wszelkie moralitety, i nawet w jej myślach nie pojawiały się żadne niezadowolone głosy, szepczące, by zepsuła zebranym zabawę. Zamiast tego posłała Thomasa do swojej sypialni, by przyniósł ozdobną torbę pełną prezentów.
Wprawdzie podarki, które przygotowała dla zebranych, nie należały do najoryginalniejszych, ani nawet do trafnych, liczył się gest, a tego w święta hrabinie nie zabrakło. Każdy, bez wyjątku, nawet Frederic, o którego istnieniu dowiedziała się zaledwie na kilka dni przed przyjazdem do posiadłości Roseblach, otrzymali drogie, gustowne prezenty. W większości były to części garderoby lub biżuteria, widać było jednak, że kobieta nie żałowała na nie pieniędzy.

Podarki oczywiście rozdawał Sebastian – tak samo, jak każdego roku – a towarzyszył mu dzielnie Timmy, biegając tam i z powrotem z kolejnymi paczkami. Po kwadransie wszyscy wokół swoich miejsc przy stole mieli porozstawiane góry kolorowych, ozdobnych pakunków, których większości nie otwierali. Po trochu ze względu na hrabinę, ale głównie dlatego, że wszyscy zgodnie uznali, iż nie prezenty liczyły się najbardziej, a ciepła atmosfera, która sprawiała, że święta stawały się naprawdę magiczne.

— Sebastian, a paczki od Jema? — zwróciła uwagę Elizabeth, przypominając sobie o liście, w którym przyjaciel zapewniał, że na święta wyśle im coś specjalnego.
Nie zależało jej wprawdzie na samych przedmiotach, ale chciała poczuć więź z Jamesem. Nie znała innego sposobu, w końcu chłopak nie zostawił żadnego adresu zwrotnego, dzięki któremu mogłaby się z nim skontaktować. Nie wiedziała nawet, czy żył, ale Sebastian obiecywał upewnić się, że będzie bezpieczny, więc hrabianka zwyczajnie mu zaufała.
— Proszę się nie martwić, panienko, za chwilę po nie pójdę — odparł służący.
Szepnął coś na ucho Timmy’iemu i przepraszając zebranych, opuścił jadalnię, by udać się do spiżarni pod kuchnią, gdzie w szafie trzymał kilka paczek, które doszły tydzień wcześniej. Dołączony był od nich list zaadresowany do niego, w którym James spisał dokładne instrukcje, wedle których kamerdyner miał postępować. Nie wiedział, co było w paczkach, mógł się jednie domyślać, ale z szacunku dla swej pani postąpił zgodnie z zawartymi w liście wskazówkami. Trzymał paczki w suchym i chłodnym miejscu i nie otwierał ich, nim nie nadeszły święta. Jednak w Wigilię mógł je wreszcie wynieść, by dodatkowo uradować ukochaną.
— Dla Lizzy i Tomoko z bardzo daleka od najlepszego przyjaciela — odczytał na głos Michaelis, wchodząc ponownie do jadalni.
Timmy podbiegł od niego, odebrał paczki i zaniósł je dziewczynom. Wszyscy byli ciekawi, co znajdowało się w ich wnętrzu, dlatego za namową zebranych, Elizabeth i Tomoko otworzyły prezenty. W ich wnętrzu znajdowały się albumy ze zdjęciami, na których znajdował się Jamie w różnych zabawnych pozach, które nawiązywały do wspólnego dzieciństwa całej trójki. Każda z dziewczyn otrzymała swój egzemplarz z różnymi dodatkowymi komentarzami, który wywoływały mimowolne uśmiechy na twarzach nastolatek.
Ponadto w paczkach znalazły się również bransoletki, kolczyki i inne drobiazgi w postaci pamiątek ze znanych niemieckich lokacji będących obowiązkowym punktem w planie każdej podróży krajoznawczej. W paczce Lizz było również coś jeszcze. Niewielki, złoty zegarek z zakrywaną tarczą, który po otwarciu odgrywał jedną z ulubionych dziecięcych melodii hrabianki. Po wewnętrznej stornie klapki znajdowało się zdjęcie z dzieciństwa, na którym ruda dziewczynka przytulała do siebie jasnowłosego chłopca i dziewczynkę o włosach ciemnych niczym najczarniejsza noc.
— Tomoko, zobacz! — krzyknęła zachwycona Lizz.
Japonka przysunęła się do niej i zerknęła na fotografię.
— To z tamtego dnia, kiedy widzieliśmy dwa uprawiające seks psy!
— Słucham? — wymsknęło się hrabinie nieco zbyt oburzonym tonem, niż planowała.
Dziewczyny popatrzyły na nią spłoszone, ale po chwili kobieta roześmiała się, przepraszając je serdecznie. Było widać, że powoli robiła się senna. Szlachcianka nie wiedziała nawet, kiedy Michaelis podał jej lek usypiający, ale było widać, że jego działanie przybierało na sile.
Przez kolejny kwadrans goście skupili się na deserze, póki hrabina nie zawołała do siebie podopiecznego, prosząc go, by pod jej nieobecność zachowywał się grzecznie. Potem zwróciła się z prośbą do Sebastiana, by ten towarzyszył jej w drodze do sypialni. Elizabeth czuła się z tego powodu trochę nieswojo, ale Sebastian posłał jej uspokajający uśmiech, który nieco podniósł ją na duchu.
Podczas gdy Michaelis zajmował się Scarlet, przez kuchenne drzwi wbiegł do jadalni ubrany w czerwony strój nieznajomy. Zaczął zanosić się śmiechem, teatralnie krzycząc: „ho, ho, ho!”, a chwilę później wskoczył na stół i zrzucił z pleców worek, który lądując w talerzu z babeczkami, sprawił, że część z nich odbita siłą uderzenia przeleciała przez stół, brudząc obrus.
— Sutcliff… — westchnęła niezadowolona hrabianka.
Liczyła na to, że chociaż w święta uda jej się pozbyć natręta. Jednak gdy tylko dwoje limonkowych oczu skupiło się na jej twarzy, poczuła się głupio. Przyjaźniła się z nim. Wprawdzie ich relacja daleka była od tej, którą zwykle nazywano przyjaźnią, jednak nie można było nie przyznać, że łączyła ich bardzo silna, choć specyficzna, więź. W święta powinna przyjąć pod swój dach nawet jego.
— Co ty tutaj robisz? — zapytała łagodniej, gestem ręki uspokajając zaalarmowanych służących.
Podniosła się z krzesła i wyciągnęła do żniwiarza rękę, a ten jednym zręcznym szarpnięciem wciągnął ją na stół.
— Jak to co?! Są święta! Przyszedłem obdarować was prezentami! Co wy byście beze mnie zrobili?! Taki brak gustu! Święta to czas królowania czerwieni, to moje święta! Ach, dziewczyno, uwielbiam Gwiazdkę! — krzyczał, tańcząc wokół nastolatki.
— Lizzy, zawołać Sebastiana? — zapytała nieśmiało Tomoko.
— Nie, nie trzeba. Grell przyszedł tylko spędzić z nami trochę, czasu, prawda?
— Tak! Tak! Zawołaj Sebastianka! Mam dla niego coś specjalnego! Nawet nie wiecie, ile się tego naszukałem! — wydzierał się dalej shinigami, zupełnie nie zwracając uwagi na to, o czym mówiła reszta zebranych.
— Lizz, tak nie może być. Zaraz ściągnę tego kretyna ze stołu! — obruszył się Thomas.
Szarpnął Grella za nogawkę i siłą zrzucił go z blatu, po czym usiadł na nim okrakiem, przyciskając do jego gardła nóż do ciasta.
— Ach! Jaki przystojniaczek! Jak to się stało, że cię wcześniej nie zauważyłem? Mua! Mua! To dla ciebie! — wzdychał Sutcliff, całując bruneta w policzki.
Wcisnął mu w ręce niewielki pakunek zawinięty w czerwony papier i opleciony wstążką tego samego koloru, a potem wyślizną się z jego uścisku i wrócił na stół. Sięgnął po wór, z którego kolejno wyjmował prezenty dla wszystkich zebranych, na koniec zostawiając paczkę dla hrabianki i jej kamerdynera.
— Otwórzcie je w samotności, gołąbki… Uznaj to za mój najszczerszy wyraz tej, jak jej tam, przyjaźni! — oznajmił, wręczając Lizz pakunki, a potem zeskoczył z blatu i zajął przy stole miejsce, które dotąd należało do hrabiny.
— Jasne, częstuj się… — mruknęła nastolatka.
Rozejrzała się niepewnie, zastanawiając się, jak powinna zejść ze stołu. Nie przemyślała tej decyzji, dała się ponieść chwili i teraz utknęła, bo Grell wyraźnie nie kwapił się, by jej pomóc. Na szczęście z pomocą przyszedł Sebastian, który – gdy tylko wszedł do pokoju – natychmiast podbiegł do dziewczyny, wziął ją na ręce i posadził na krześle.
— Sutcliff, nie przypominam sobie, żebym cię zapraszał — odezwał się do czerwonowłosego, mierząc go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
Shinigami chciał coś odpowiedzieć, ale Lizzy go wyprzedziła, kładąc dłoń na ramieniu demona.
— To ostatnia szansa, niech zostanie — powiedziała szeptem, nie chcąc, by zataić swój motyw przed gośćmi.
Nie chciała psuć świątecznej atmosfery. Wiedziała, że jeśli zacznie ten temat, radość i ciepło ulotnią się, do końca wieczoru rujnując magię, którą z tak wielkim trudem udało im się osiągnąć. Michaelis zrozumiał, o co jej chodziło i skinąwszy głową, wrócił na swoje miejsce – kilka kroków za siedzeniem hrabianki.
— Wracaj do stołu, jesteś gościem — warknęła na niego fioletowowłosa.
Wskazała demonowi krzesło i kazała zająć miejsce obok siebie. Wiedziała, że na stole nie było nic, czego mógłby skosztować, ale pragnęła, by te ostatnie święta mógł spędzić z nią czas jako jeden z członków zabawy, a nie służący, który jedynie obserwował celebrację z zewnątrz. Zasługiwał na to. Nieważne, co myślał Tai, nieważne, że to zachowanie zupełnie przeczyło wszelkim konwenansom. Liczyło się tylko zdobycie cennych wspomnień.
~*~
Zabawa skończyła się późnym wieczorem. Zmęczeni natłokiem emocji służący pomogli Michaelisowi posprzątać pobieżnie resztki ze stołu, a potem zostali oddelegowani do pokoi, by odpocząć. Elizabeth odprowadziła Timmy’iego i Tomoko, a Grell opuścił mury posiadłości, by zająć się zleceniem na obrzeżach Londynu. W posiadłości znów zagościł spokój.
Sebastian posprzątał, wykorzystując do tego swoje zdolności. Chciał spędzić czas z ukochaną, w końcu w prezencie, który od niej otrzymał, była tylko malutka karta informująca o tym, że prawdziwa niespodzianka czeka go dopiero w sypialni. Dał więc hrabiance pół godziny na przygotowania, a potem podekscytowany ruszył do drzwi jej pokoju.
Nie wiedział, co takiego planowała, właściwie nie obchodziło go, co dostanie, chciał jedynie doświadczyć samego aktu otrzymywania prezentu. Teraz, kiedy czuł i mógł w pełni docenić płynącą z niego radość, cieszył się jak dziecko na samą myśl, jednocześnie rozumiejąc, dlaczego dotychczas Elizabeth z uporem maniaka obdarowywała go przy każdej okazji, choć wielokrotnie powtarzał jej, że to nie miało sensu. Dziewczyna dawała mu możliwość odczucia tej cudownej radości i ekscytacji, i chociaż nie był w stanie ich doświadczyć wtedy, był wdzięczny, że zawsze traktowała go w taki sposób.
Nie sądził, że kiedyś doczeka tego dnia, gdy wszystkie irytującego go zachowania ludzkiego dziecka, które wydawały mu się nielogiczne, nabiorą dla niego nie tylko sensu, ale tak ogromnej wartości. Momentami zastanawiał się, czy dziewczyna w jakiś sposób tego nie przeczuwała. W końcu co innego mogłoby nią kierować? Nie potrafił sobie tego wyjaśnić.
Hrabianka odprowadziła Tomoko do drzwi sypialni. Zanim jednak się z nią rozstała, przytuliła się do niej i szeptem powiedziała, co planuje sprezentować ukochanemu. Czuła potrzebę podzielenia się tym z przyjaciółką. Japonka wprawdzie nie była zbyt zadowolona z części niespodzianki, ale była w stanie wykazać się zrozumieniem, by móc spojrzeć na sprawę obiektywnie. Uznała, że prezent z pewnością spodoba się demonowi, po czym życzyła powierniczce powodzenia.
Lizz została sama. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu. Poszła do sypialni, zrzuciła z siebie ubrania, a potem narzuciła ciemną, koronkową halkę. Zżerało się zdenerwowanie, które z każdą chwilą potęgował wstyd. Zaczynała się obawiać, że niepotrzebnie podjęła się takiego wyzwania. Chciała uszczęśliwić Michaelisa i doskonale wiedziała, jak to zrobić, ale w stresie bywała nieporadna, a to mogłoby zepsuć efekt.
Poszła do łazienki i stanęła przed lustrem, by dokładnie się sobie przyjrzeć. Piersi wciąż miała niezadowalająco małe, sądziła, że dla króla demonów nie są wystarczająco atrakcyjne – szczególnie że miała okazję widzieć jego żonę, której kobiece kształty wzbudzały w nastolatce zazdrość. Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Rozpuściła włosy, pozwalając, by spłynęły na ramiona i plecy. Przysłaniające nieidealną klatkę piersiową dodawały dziewczynie dodatkowego uroku i aury tajemniczości. Chociaż halka była mocno prześwitująca, strój Elizabeth nie był zbyt agresywny, odznaczał się subtelnością i niewinnością, która z jednej strony irytowała szlachciankę, a z drugiej sprawiała, że czuła się z siebie dumna. Nie planowała zostawać dziwką, nawet dla własnego kochanka.
Kiedy już upewniła się, że wygląda możliwie najlepiej, sięgnęła po nóż. Specjalnie naczytała się medycznych publikacji, by wiedzieć, jak zranić się tak, by nie zagrozić własnemu życiu – by nie martwić Michaelis – ale na tyle skutecznie, żeby otrzymać odpowiednią ilość krwi. Poprowadziła kilka pewnych cięć i spojrzała na spływającą posoką skórę. Szkarłat błyszczał w łazienkowym świetle, podsycając zdenerwowanie hrabianki. Powoli zaczęła rozsmarowywać krew po swojej twarzy, szyi, piersi, rękach, brzuchu i nogach. Chciała pachnieć nią cała. Pragnęła skąpać się w czerwieni, by Sebastian w pierwszym odruchu poczuł niepohamowaną żądzę bliskości, zanim kontrolę nad jego umysłem przejmie racjonalność i zacznie ją leczyć. Marzyła o tym, by stać się w jego oczach obiektem gorącego pożądania.
Powoli wyszła z łazienki, ignorując lekkie zawroty głowy. Nie straciła zbyt wiele krwi, zadbała o to i zatamowała krwotok, by mieć pewność, że jest bezpieczna. Stanęła na środku pokoju, naprzeciwko drzwi, i czekała, aż Sebastian przekroczy próg i na nią spojrzy. Musiała widzieć każdą ekspresję na jego twarzy, nie chcąc, by umknęło jej coś tak ważnego jak pełen wachlarz emocji służącego.
Stała tak kilka minut, lecz demon dalej się nie zjawiał. Powoli zaczynała się męczyć, a słabe nogi drżały lekko, sprawiając, że nie była pewna, czy uda jej się utrzymać w zalotnej pozie, którą zamierzała przywitać ukochanego. Gdy w końcu drzwi do pokoju się otworzyły, zadrżała zdenerwowana i niemal się przewróciła, ale zebrawszy w sobie wszelkie siły, przyjęła ustaloną wcześniej pozę i zalotnie zatrzepotała rzęsami.
— Wreszcie jesteś, ukochany — powiedziała ściszonym głosem, uśmiechając się do demona, po czym powoli oblizała z krwi dolną wargę i ruszyła w jego stronę najpewniejszym krokiem, na jaki było ją stać.
Sebastian stanął w drzwiach jak wryty, zapominając, że powinien je za sobą zamknąć, żeby nikt przez przypadek nie zerknął do środka i nie zobaczył jego pani w takim stanie. Był zbyt oniemiały jej pięknem i otumaniającym aromatem słodkiej krwi ukochanej. Jego serce momentalnie przyspieszyło, zrobiło mu się gorąco i czuł, jak ciało samo pcha go w ręce nastolatki.
Ocknął się po chwili, zamknął drzwi i odchrząknął skrępowany. Powoli podszedł do dziewczyny, jednak nie odważył się jej dotknąć, jakby obawiał się, że okaże się tylko cudowną halucynacją. Zawsze pragnął zobaczyć ją w takim stanie i jego marzenie się spełniło. Nie spodziewał się, że będzie miał okazję ziścić jedną z swych najskrytszych fantazji.
Zbyt zachwycony stojącą przed nim Elizabeth, nawet nie pomyślał o tym, że przecież krew, w której skąpana była jej blada skóra, delikatnie prześwitując w niektórych miejscach, co jedynie wzmagało ekscytację demona, nie wzięła się znikąd.
— Sebastian? Powiesz coś? — zapytała kokieteryjnie hrabianka, wyciągając rękę w stronę ukochanego.
Michaelis chwycił nastolatkę w nadgarstku i gwałtownie przyciągnął ją do siebie. Przysunął jej rękę do ust i począł zlizywać z niej krew, by po chwili przenieść się na szyję dziewczyny. Przesuwał język coraz wyżej, przez szczękę i policzek Elizabeth, zatrzymując się dopiero przy płatku jej ucha. Przygryzł go delikatnie i zaczął ssać miękką część, wzbudzając w nastolatce przyjemne, ciepłe mrowienie.
— To najcudowniejszy prezent, o jakim mogłem marzyć — szepnął kusząco do ucha dziewczyny, błądząc dłońmi po umazanym w posoce ciele.
Położywszy rękę na lędźwiach szlachcianki energicznie przysunął ją do siebie tak, że ich ciała stykały się ze sobą, podczas gdy język Sebastiana odnalazł wargi Lizz i wśliznął się do ich wnętrza, łącząc usta obojga w przeciągłym, pełnym namiętności pocałunku.
Dziewczyna objęła ukochanego i wsunęła dłonie pod frak i koszulę mężczyzny. Zaczęła delikatnie drapać go po plecach, lecz w miarę jak pocałunek stawał się bardziej namiętny, jej paznokcie zagłębiały się w ciele demona, zostawiając na nim coraz głębsze ślady.
Kamerdyner chwycił rękę Lizz i przełożył je sobie przez ramiona, a potem zręcznym ruchem chwycił nastolatkę w zgięciach kolach, tym samym wieszając ją na siebie. Nie przerywając oralnych pieszczot, przeszedł do łóżka, w którym delikatnie ułożył nastolatkę, by po chwili klęknąć nad nią w samej koszuli i spodniach.
Jego oczy co chwilę błyskały tajemniczą, soczystą czerwienią, chłonąc niesamowity widok, który z każdą chwilą wraz z zapachem podniecał Michaelisa coraz bardziej. Ledwie dawał radę się kontrolować, by zwyczajnie nie rzucić się na ukochaną, dając się ponieść pierwotnym, zwierzęcym instynktom.
Pozbawił Elizabeth cienkiej halki i zaczął zlizywać krew z jej piersi, drażniąc jedną z brodawek językiem, podczas gry drugą pierś pieścił czule dłonią. Sunął językiem po rozgrzanym, gładkim ciele, dokładnie zlizując każdą kroplę krwi, którą spływała blada skóra szczupłej dziewczyny. W końcu zsunął się w dół, pomiędzy jej nogi, i dokładnie wyczyścił ze szkarłatu uda, przesuwając język od kolan w kierunku bioder, by na koniec poświęcić się pieszczeniu kobiecości drżącej ukochanej.
Lizz oddychała ciężko, wijąc się pod dotykiem demona, a kiedy poczuła jego wilgotny, ciepły język, który powoli penetrował jej wnętrze, jęknęła przeciągle i wierzgnęła nogami tak, że Michaelis musiał ją przytrzymać. Demon położył nogi dziewczyny na swoich ramionach, a potem wsunął dłonie pod jej pośladki, następnie lekko unosząc Elizabeth w górę. Zaspokajał ją, wkładając w pieszczoty całe swoje serce, a kiedy spazmatyczne drżenie i głośne jęki dały mu znać, że na ukochaną spłynęło spełnienie, delikatnie zsunął jej nogi z powrotem, rozsuwając je na boki, i zaczął ściągać z siebie spodnie.
— Górę też… — jęknęła zmęczona nastolatka, szeroko otwartymi oczami śledząc w błogostanie każdy najdrobniejszy ruch kochanka.
Sebastian uśmiechnął się uwodzicielsko w odpowiedzi na jej prośbę. Prawą dłonią zaczął pieścić krocze Elizabeth, podczas gdy opatrzona lśniącym symbolem kontraktu lewa powoli rozpinała kolejne guziki splamionej krwią odzieży.
— Sebastian… — westchnęła niecierpliwie dziewczyna.
Dotyk demona działał na nią tak silnie, iż obawiała się, że zanim ten skończy się rozbierać, po raz kolejny zatopi się w ekstazie i nie będzie miała siły, by sprostać wymaganiom doświadczonego kochanka.
Michaelis jednak zdawał się tym nie przejmować. W dalszym ciągu powolnie masował kobiecość ukochanej, nasilając pieszczoty w miarę z rozpinaniem kolejnych guzików. Kiedy wreszcie ściągnął z siebie koszulę, usłyszał przeciągły jęk zadowolenia, a Lizz wygięła się jak struna, dochodząc po raz kolejny.
— Kochanie, zdawało mi się, że to mój prezent — powiedział ciepło kamerdyner, pozbywając się reszty garderoby.
Na chwilę położył się, delikatnie przyciskając nastolatkę do materaca swoim ciężarem i pocałował ją, pozwalając, by mogła podziękować za przyjemnością, którą ją obdarował.
Lizz poruszała się niezwykle nerwowo i nieporadnie, nie potrafiąc w pełni kontrolować drżenia całego ciała. Oplotła Sebastiana nogami i próbowała przycisnąć go do siebie jeszcze mocniej.
— Chcę cię poczuć — powiedziała, zalewając się rumieńcem.
Michaelis odsunął się nieco, by napawać się tą cudowną ekspresją na jej twarzy.
— Jak sobie życzysz, kochanie — rzekł wreszcie i uniósłszy biodra, powoli wszedł w dziewczynę.
Była mokra i ciasna, lecz nieco mniej niż ostatnim razem. Demon był z siebie zadowolony. Czuł, że jeśli najpierw sprawi nastolatce tak ogromną przyjemność, przestanie się stresować i stosunek nie będzie sprawiał jej żadnego bólu. Po reakcji fioletowowłosej na swój pierwszy ruch, upewnił się, że miał rację. Cienkie paznokcie pożądliwie zanurzyły się w jego skórze, tworząc kilka drobnych ran, z których zaczęła sączyć się krew.
Cieple stróżki szkarłatnej cieczy łaskotały żebra Sebastiana, podczas gdy ręce i nogi Elizabeth dawały z siebie wszystko, by przyciągnąć go jak najbliżej. By mogła poczuł go jak najgłębiej w swoim wnętrzu. By poczuł spełnienie, był z niej zadowolony i nigdy nie żałował, że oddał jej serce.
Tak, jak sądziła hrabianka, Michaelis był jeszcze bardziej wymagający niż zwykle. Stosunek wymagał od niej mnóstwa sił i zaangażowania, a ogarniająca ciało przyjemność z trudem pozwalała jej powstrzymać się przed osiągnieciem kolejnego orgazmu. Chciała, żeby tym razem to jej ukochany doszedł. Starała się więc ze wszystkich sił, zaciskając zęby, a chwilę potem otwierając usta, jęcząc z niesamowitej rozkoszy.
Kiedy była już na samym skraju sił, poczuła, jak męskość demona sztywnieje jeszcze bardziej, a jego ruchy stają się coraz bardziej gwałtowne. Krótkie, przerywane westchnienia wydobywające się z jego ust niosły ze sobą radosne przesłanie. Hrabianka przestała się powstrzymywać i doszła wraz z nim – tak samo, jak za pierwszym razem, osiągając coś, co niejednokrotnie graniczyło z cudem: wspólny, najpiękniejszy orgazm.
Sebastian uśmiechnął się do ukochanej i ponownie wpił się w jej usta. Tym razem jego pocałunki stawały się coraz delikatniejsze, jakby za ich sprawą starał się na powrót uspokoić nastolatkę. Udało mu się osiągnąć właśnie taki efekt. Gdy położył się obok Elizabeth, ta oddychała już spokojnie i wtuliła się w jego pierś, z zadowoleniem mrucząc, niczym kot.
— Elizabeth… — zaczął po chwili demon. — Powiesz mi teraz, skąd ta krew? Jak na ranną doskonale sobie poradziłaś — pochwalił nastolatkę, delikatnie głaszcząc ją po głowie.
— Rozcięłam sobie rękę. Ale zatamowałam krew, przeczytałam w książce, jak to zrobić, żeby było bezpiecznie — odparła dumnie i wzdrygnęła się nerwowo, a potem usiadła i z szerokim uśmiechem na ustach spojrzała w czerwone tęczówki. — Więc najpierw pomyślałeś o seksie! Dopiero potem o zdrowiu! Udało mi się — cieszyła się, wzbudzając w Michaelisie zaskoczenie.

— To był twój cel? — zapytał niepewnie, a kiedy dziewczyna potwierdziła, pokręcił rozbawiony głową. — Jesteś niemożliwa, kochanie — dodał, a potem oboje zamilkli na nieco dłuższa chwilę, spokojnie dochodząc do siebie po pełnym emocji stosunku. 





13 komentarzy:

  1. Sebastian ty zwierzu, nie znałam cię od tej strony. Rozdział super jak zawsze ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak to nie? On już od dawna wykazywał niezdrową fascynację krwią xD.
      Dzięki!^^

      Usuń
  2. Wróciłam! Ani jednej nie chcianej literówki. No i Nami tym Grellem to mi rozwaliłaś system! No i propsy dla Roseblack za odwagę! No i nagość Sebcia zawsze w cenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, dawno Cię nie było xD.
      To Grellci miałoby nie być? Musiała być, co to za święta bez jego krwistego blasku! :P
      Ej, ja w ogóle zapomniałam, że dziś seksy w rozdziale były, bo się jarałam największym wzrostem aktywności na fp xD.

      Usuń
  3. Niesamowite... nie mam słów by opisać to CUDO 💓💖💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahaha, dziękuję xD. A się bałam, że się nie spodoba, bo wyszło trochę bylejak, jak na mój gust xD. Ale serduszka mówią same za siebie^^.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak mi słów, boski rozdział <3
    Nie spodziewałam się tego po Elizabeth, Lizzy zaskakujesz mnie, gratulacje za odwagę ^^ I jaki zwierz z tego Sebastiana XD Wszystko pięknie i cudownie, ta cała atmosfera i w ogóle, tylko szkoda, że to ich ostatnie święta, zbliża się wojna, niedługo czeka ich śmierć i bardzo ubolewam nad tym. I jaki długi ten 4 tom ! Myślałam, że nie będzie mieć końca XD Może i ma dużo rozdziałów, ale i tak jest najlepszy i najciekawszy ze wszystkich. A co będzie po Róży to ja nie wiem...Może jakieś opowiadanie z Cielem i Sebastianem ? Jak na razie nie mam pomysłu o czym mogłoby być.
    Do zobaczenia w sobotę ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, nie lubię pisać o Cielu, jakoś mi on nie leży, ale może się przekonam? Zobaczymy. Na razie przeprowadzam risercz. I tak, wiem, rozwlekł się strasznie. Nawet moja ulubiona komentatorka uznała, że opko zrobiło się nudne i przez to ostatnio nie mam do niego serca. No ale mam nadzieję, że mi taki kop w dupę pomoże. Z pierwszego rozdziału 5 tomu, który ostatnio napisałam, jestem zadowolona, no ale zobaczymy TT_TT. Jak będę robić edit przed wycieczką po wydawnictwach, to go skórę o sporo rzeczy, bo wiele z nich wynika z faktu "nie chcę opisywać wojny" i "co ja zrobię ze swoim życiem, jak skończę pisać Różę".
      No ale liczę na to, że wyjdę na prostą:D.
      Do zobaczenia! :*

      Usuń
  6. Genialny rozdział *-*
    Moje przypuszczenia co do prezentu okazały się słuszne ^^
    Cieszę się, że znalazło się też miejsce dla Grella. Zaczynało mi go trochę brakować.

    A co po Róży?
    -Wziąć koc
    -Zawinąć się w burrito
    -Rozmyślać o tym, że już nic nie będzie takie samo
    To tak w skrócie xD
    Do następnego
    Pa:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, kiedy Róża się skończy, zostanę taki burito smutku TT_TT. To opko to całe moje życie, jak ja będę bez niego funkcjonować?! Weź, to straszne.
      No ale cieszę się, że udało Ci się trafić w prezent, hehehehe ♡.

      Usuń
  7. Aaa! Po raz kolejny nie napiszę kreatywnego komentarza. Nie potrafię. Podsumowując krótko : MATKO KOCHANA TO BYŁO SWIETNE 💗 Romantycznie, zabawnie ... ^^

    OdpowiedzUsuń

.