sobota, 14 stycznia 2017

Tom IV, XC

Dzisiejszy rozdział jest niebetowany, ponieważ zabrakło mi czasu na wszystko w piątek. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle z błędami, betę postaram się wcielić w życie jeszcze dziś wieczorem, pod warunkiem, że starczy mi życia po pracy. 
No a poza tym... Dziś jest święto nieśmiałych i ukrytej miłości!!!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO WSZYSTKIM NIEŚMIAŁYM I POTAJEMNIE KOCHAJĄCYM! :* 
Idę sobie kupić coś słodkiego z okazji święta xDDDD.
Tak, skąpa przedmowa, bo naprawdę mi nie starczyło życia, wybaczcie TT_TT.

EDIT: Rozdział zbetowany. A komci brak. Smutno TT_TT.
=============================

— Sebastian… — mruknęła hrabianka.
Siedziała na parapecie okna, otulona ciepłym kocem, w dłoniach trzymając kubek cynamonowego kakao. Zerkała przez szybę na zaśnieżone korony drzew utulone do snu delikatnymi podmuchami wiatru. Z nieba sypały się miliony płatków śniegu. Każdy z nich był inny; miał swój niepowtarzalny kształt, coś, co odróżniało go od pozostałych, zapewniając, że na zawsze zostanie zapamiętany przez wszechświat – były jak cenne sekundy życia. Każda z nich była tą jedyną, która nigdy się nie powtórzy. Każda niosła ze sobą miliony uśmiechów, łez, krzyków, śmierci i narodzin. Dziewczynie wydawało się niezwykle, jak wiele może się wydarzyć w ciągu tak krótkiego czasu.
Patrzyła przez okno, lecz co jakiś czas skupiała się na odbiciu wnętrza pokoju. Na swojej lekko zaczerwienionej twarzy i potarganych włosach, które nie przetrwały intensywnej próby czasu. Na tańczący ponad świecą płomień, który padał łagodnym cieniem na twarz jej ukochanego, który siedząc przy stoliku czytał na głos kolejny z wierszy jej ulubionego autora.
Czuła przejmujący chłód, trzęsła się, lecz wiedziała, że nie będzie w stanie jej ogrzać żadne źródło ciepła, oprócz ciała siedzącego nieopodal demona. Tylko on potrafił dać jej szczęście, tylko jego ramiona koiły ból, słowa uspokajały zszargane nerwy, a dotyk uspokajał rozedrgane serce. Tylko on – demon – ze wszystkich na całym świecie mógł jej pomóc. A teraz, gdy wigilijny wieczór dobiegał końca, wiedziała, że zmarnowała życie.
To była ich ostatnia wspólna Wigilia, czuła to tak dotkliwie, że z trudem powstrzymywała łzy przy każdym oddechu. Wciąż nie potrafiła wyjaśnić, skąd brało się w niej to niezachwiane przeświadczenie, ale była skłonna dać uciąć sobie za nie rękę.
— Elizabeth? Wszystko w porządku? — zapytał Michaelis, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Odłożył książkę na blat, uprzednio zaznaczając stronę cienką, materiałową wstążką, a potem podszedł do dziewczyny i objął ją delikatnie.
— Martwisz się. Powiesz mi, co się stało? — poprosił, głaszcząc dziewczynę po głowie.
Oparła się na jego ramieniu, pozwalając, by jego smukłe dłonie po raz kolejny ją zaczarowały, sprawiając, że wszystkie złe myśli ucichną. Tym razem jednak były silniejsze, zwykły dotyk nie wystarczał. Poczuła, że do jej oczy wzbierają łzy. Przygryzła dolną wargę i spojrzała na ukochanego, oddychając nierówno.
— Ja nie chcę umierać… — jęknęła, a słone krople jak na sygnał zaczęły zalewać jej policzki. — Wreszcie jestem szczęśliwa. Jesteśmy razem, spędzamy razem święta. Kocham cię, a ty kochasz mnie. Pracowałam na to, odkąd tylko cię poznałam i… Dlaczego?! Powiedz mi, dlaczego zawsze musi tak być? Czemu nigdy nie możemy być szczęśliwi? Czemu za każdym razem, gdy zaczynam wierzyć, że los się do mnie uśmiechnął, wszystko się pieprzy?! Czemu podpisałeś ten dokument? Trzeba było dać mi umrzeć. Wtedy chociaż ty żyłbyś dalej… — mówiła przez łzy, nie przejmując się nawet tym, jak bardzo mogła go zranić.
Powinien wiedzieć, że zwyczajnie była zmęczona i natłok emocji odnalazł ujście w złości i niepokoju. Musiał być silny, dla niej – w końcu obiecał, że zrobi wszystko, by była szczęśliwa. Skoro nie mógł przeżyć, powinien chociaż znieść z godnością jej słowa.
— Elizabeth, ja… Przepraszam — westchnął smutno demon. — Gdybym tylko dopuścił to do siebie wcześniej. Nie chciałem wierzyć, bałem się tego. Miłość mnie zniszczyła, stałem się słaby i zawodny, ale nie żałuję. Gdybym tylko mógł… — uciął, zdając sobie sprawę, w jak bardzo ludzką bzdurę chciał uciec.
„Gdybym tylko mógł cofnąć czas” – słowa, które zawsze bawiły go do łez, ilekroć wypowiadali je zdesperowani ludzie. Czy naprawdę był aż tak zimny i wyrachowany, czy po prostu nie chciał ich zrozumieć? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, za to czuł – czuł aż do szpiku kości, jak bardzo zawiódł. Żal przeszywał go na wylot, a łzy ukochanej bolały niczym zardzewiałe gwoździe powoli wbijane młotem sadystycznego kata.
— Nie. To ja przepraszam. To przez te święta. Było mi tak dobrze i przez chwilę… zapomniałam o śmierci. Chcę umrzeć, w twoich ramionach, dla ciebie, ale nie chcę, żebyś i ty umierał. Jeśli ci rozkażę — powiedziała, nagle zmieniając ton głosu.
Odsunęła się od demona, schwyciła go za dłonie i ścisnęła mocno, pełnym nadziei wzrokiem patrząc prosto w krwistoczerwone tęczówki ukochanego.
— Jeśli ci rozkażę, przeżyjesz? Musisz… prawda? Mój rozkaz jest absolutny, więc zrobisz to. Zrobisz! Sebastian! Rozkazuję ci! Żyj! — krzyczała, drżąc z rozpaczy.
— Elizabeth, to niemożliwe…
— Zamknij się! Rozkazuję ci, masz przeżyć! Słyszysz?! To jest rozkaz! Rozkaz! Sebastianie! Rozkaz! — powtarzała jak opętana, póki nie dotarło do niej, jak głupią była wiara, że uda jej się wymóc na demonie coś niemożliwego zaledwie słowami.
Michaelis milczał. Nie chciał ponownie rujnować jej nadziei. Czuł, że jeśli jeszcze raz odmówi, sam również się załamie i zacznie płakać wraz z nią, a wtedy już nic nie powstrzyma ich przed wylaniem całego morza gorzkich łez.
— Jestem żałosnym człowieczkiem… — mruknęła zrezygnowana dziewczyna.
Wypuściła dłonie ukochanego z uścisku i ponownie wbiła wzrok w szybę. Tym razem nawet nie próbowała patrzeć w odbicie. Nie była w stanie, zwyczajnie nie potrafiła spojrzeć w smutne oblicze najdroższej sercu osoby, wiedząc, że była przyczyną jej cierpienia. Nie chciała tego, ale co innego miała zrobić? Jak powinna się zachować? Całe życie tłumiła w sobie emocje, czasem zwyczajnie nie dawała już rady. Demon nauczył ją czuć, dzielić się tym, co działo się w jej sercu. Dlaczego więc odwdzięczała mu się w taki sposób? Powinna wyciągać z życia wszystko, co dobre, by umierając, oboje widzieli tylko te piękne chwile. Nie łudziła się, że będzie głównym tematem życia demona; ono trwało tak długo, że nie była w stanie objąć tego rozumiem, te kilka lat, które wspólnie spędzili, były przy tym zaledwie kroplą w morzu, ale dla niej… Dla niej ten czas był wszystkim, co pragnęła pamiętać. Potrafiłaby nawet oddać wspomnienia z dzieciństwa – szczęśliwą rodzinę, przyjaciół, sielskie życie, byle tylko móc spędzić z ukochanym więcej czasu.
— Nie będziesz płakać — powiedział stanowczo Sebastian.
Wziął hrabiankę na ręce i nim zdążyła zaprotestować, otworzył okno i wyskoczył przez nie wprost do ogrodu. Pognał pomiędzy śnieżnymi figurami, przeskoczył ogrodzenie, a potem biegł przed siebie, pomiędzy drzewami, byle dalej od murów posiadłości.
— Sebastian, puść mnie! Co ty wyprawiasz?! — krzyczała Lizz, lecz demon był głuchy na jej słowa.
Nie zamierzał odpuścić. Biegł, póki nie dotarł w miejsce, które pragnął jej pokazać. Zatrzymał się dopiero na skraju lasu, na polance tuż przy krańcu stromego wzniesienia. Najwyższy punkt w okolicy zapewniał magiczny widok na idealnie okrągły księżyc, który z całą swą pomocą przedzierał się przez zasnute chmurami niebo, oświetlając bladymi refleksami tańczące w powietrzu płatki śniegu. Na polance było tak jasno, że dziewczyna bez trudu dostrzegała pojedyncze liście iglastych drzew porozrzucane po niewielkim terenie.
Michaelis delikatnie postawił ją na ziemi i szczelnie okrył kocem, po czym ściągnął z siebie frak i dodatkowo zabezpieczył nim ciało ukochanej. Lizz nie czuła jednak chłodu, ściągnęła z siebie okrycie i oddała je demonowi. Wyciągnęła nogi z kapci, chwyciła chłodną dłoń demona i powoli zrobiła boso kilka kroków, kierując się w stronę skraju wzniesienia.
— Chciałem, żebyś to zobaczyła — wyjaśnił kamerdyner, obejmując ukochaną ud tyłu. — Przychodziłem tu czasem, kiedy potrzebowałem odpocząć od posiadłości. Ten widok zawsze działał na mnie uspokajająco. Pomyślałem, że ci pomoże.
— Miałeś r-rację, jest piękny — odpowiedziała cicho, szczękając zębami.
Nie czuła zimna, ale wiedziała, że jej organizm domaga się ogrzania. Dziwiło ją jednak, że Sebastian wcale nie nalegał, by się okryła, czy chociażby założyła buty. Tak, jakby ten jeden raz pozwolił jej na wszystko, byle tylko poczuła się lepiej.
— Kładź się — powiedziała poważnie, na chwilę odrywając wzrok od księżyca.
— Słucham?
— Kładź się i rób to, co ja — powtórzyła i położyła się w miękkim puchu, gdy tylko odrzuciła na bok koc.
Odczekała, aż demon zrobił to samo, a potem zaczęła machać rękami i nogami, pokazując brunetowi, jak powinien to robić. Doskonale znał tę dziecięcą zabawę. Nie wiedział, czemu miała służyć, ale postanowił nie zadawać zbędnych pytań. Jeszcze kilka minut – myślał. Jeszcze przez chwilę możesz robić, na co tylko masz ochotę, ale potem zabiorę cię do domu, weźmiesz gorącą kąpiel i pozwolisz mi o siebie zadbać.
— Wystarczy! Siadamy! — oświadczyła i energicznie się uniosła, by po chwili niecierpliwie przyglądać się śnieżnemu odciskowi ciała ukochanego.
Jego przyprószone śniegiem włosy urzekły ją swoim blaskiem. Uśmiechnęła się szeroko i przysunęła do niego, by przytulić się i pocałować go.
— Jesteś moim aniołem stróżem. Ale takim dobrym. Takim, o którym marzą wszystkie dzieci. Takim, do którego się modlą, nie takim złym, jakie one są naprawdę — wyjaśniła, mocno przytulając się do demona.
— Rozumiem. Ty zaś jesteś moją gwiazdą polarną. Zawsze wskazujesz mi drogę. Choć nigdy nie wiem, czy jest właściwa, ale to już zupełnie inna sprawa — zaśmiał się, a dziewczyna wraz z nim, póki jej chichotu nie przerwało kichnięcie. — Kochanie, pora wracać. Pozwoliłem ci na zbyt wiele, mam nadzieję, że się nie rozchorujesz.
— To nie… Nie, obiecuję! — powiedziała entuzjastycznie, przełykając gorzkie „to nie ma znaczenia”, by ponownie nie zrujnować ich ciężko odbudowywanych nastrojów.
Michaelis zabrał ukochaną do domu. Przygotował jej ciepłą herbatę, zrobił gorącą kąpiel, a potem zafundował jej lekki posiłek, który miał wzmocnić odporność organizmu. Potem położyli się do łóżka. Nie minęło nawet pół godziny, jak Elizabeth usnęła w ramionach Sebastiana z uśmiechem na ustach i ulgą w sercu.
~*~
Drogi chłopcze,
Nie pisałem do Ciebie już od dawna, miałem mnóstwo spraw na głowie. Moje przygotowania wreszcie dobiegają końca. Uwierzyłbyś, że to stanie się jeszcze w dziewiętnastym wieku? Nie spodziewałem się tego. Czekałem tyle lat, że chwilami odnosiłem wrażenie, że to nigdy nie dobiegnie końca. Jednak się myliłem. Nadszedł czas, by spełniło się moje marzenie.
Pewnie jesteś ciekaw, co tak naprawdę chcę osiągnąć. Jestem pewien, że gdybym powiedział Ci o tym prosto w twarz, wyzwałbyś mnie od idiotów i prychnął nonszalancko pod nosem. Uwielbiałem to w Tobie. Niezwykle przypominałeś wtedy swego ojca, gdy wykpiwał moje pomysły. Zawsze wracały do mnie wspomnienia. To właśnie dla niego to wszystko. Tak, nie wydaje Ci się. Wszystko, co robiłem przez ostatnie dziesięciolecia, wiązało się z Twoim ojcem.
Kiedyś to były nasze wspólne plany. Pragnęliśmy zmienić świat, ale kiedy przedstawiłem Vincenthowi swój plan, nie chciał mi wierzyć. Nazwał mnie szaleńcem, choć wiedział, kim byłem i do czego byłem zdolny. Bawiło mnie to. Prowadziłem badania na długo zanim przyszedł na świat. Obserwowałem, jak dorastał Twój ojciec, drogi chłopcze, obserwowałem, jak jego matka, a Twoja babka – Claudia - stawała się kobietą. Widziałem nawet, jak jej babka płakała, gdy się urodziła…
Od zawsze widziałem w Waszej rodzinie coś niezwykłego. Czułem, że jesteście stworzeni do wielkich rzeczy. Musiałem tylko poczekać, a że zawsze należałem do cierpliwych, stałem pokornie na uboczu obserwując rozwój Twego rodu. Znałem każdego z Twoich krewnych, nawet tych z nieprawego łoża, o których wszyscy starali się zapomnieć. I w końcu pojawił się on – Twój ojciec.
Był idealny. Nie tylko jego wygląd, ale też i charakter, przedstawiały wszystko, czego pragnąłem, o czym marzyłem i co było mi niezbędne. Wkroczyłem więc w jego życie. Pomogłem mu odnieść sukces, pomagałem mu i powoli stawałem się jego zaufanym przyjacielem. Radził się mnie w sprawach, o które nawet byś go nie podejrzewał. Byłem przekonany, że zechce do mnie dołączyć, jednak się pomyliłem.
Tamtego dnia, gdy mi odmówił, widziałem Cię, drogi chłopcze. Ciekawsko wyglądałeś zza drzwi, przez niewielką szparę próbując dostrzec ojca, ciekaw, co aż tak go wzburzyło. Wygnał mnie z domu. Odszedłem więc, a mijając Cię, położyłem dłoń na Twojej głowie i obiecałem, że kiedyś przyczynisz się do rzeczy nieprawdopodobnych. Miałem rację, ale Ty byłeś zbyt młody i dziecinny, by to pamiętać i odpowiednio zinterpretować.
Organizacja, którą prowadziłem, przechodziła ciężki okres. Swego czasu miewałem wspólników, którzy finansowali moje działania. Jeden z nich dowiedział się, czym tak naprawdę się zajmowałem, lecz zanim ta wiadomość do mnie dotarła, było zbyt późno. On zebrał grupę zdrajców, którzy napadli na Twój dom. Nawet nie wiesz, jak żałowałem, że nie było mnie na miejscu, by w porę to powstrzymać. Nie zdołałem.
Byłem świadkiem śmierci Twojego ojca. Zabrałem ciało, a na jego miejsce podłożyłem kogoś o podobnej budowie. Nikt się nie zorientował, zwłoki Twoich rodziców były w zbyt złym stanie, by można było rozpoznać w nich prawdziwych Phantomhive’ów. Twego ojca zabrałem do siebie. Zadbałem o to, by jego ciało zachowało się w idealnym stanie.
Lata nauki się opłaciły. Udało mi się opracować formułę, która zapobiegała rozkładowi ciała. Twój kochany ojciec, mój najdroższy przyjaciel, zamknięty jest tuż obok mnie, czekając na dzień, gdy go obudzę. I ten dzień właśnie nadchodzi. To już ostatnie godziny tego świata, tej Rzeczywistości – jak zwykły zwać ją istoty mojego pokroju.
Odnajdę Podwalinę Rzeczywistości, zdobędę jej moc i zostanę nowym Bogiem. Sprawię, że Twój ojciec odrodzi się w swoim ciele. A ta mała dziewczyna… Ta, której oddałeś swojego psa, pomoże mi w tym. Drzemie w niej ogromna moc. Mój nieudany eksperyment w połączeniu z jej nietypowym zestawem cech zaowocował czymś wspanialszym, niż oczekiwałem. Istota, która okupuje jej umysł, jest moim najdoskonalszym dziełem. I jak każde dziecko, odwraca się przeciwko rodzicowi, by zyskać samodzielność.
Elizabeth Roseblack, dziecko, któremu systematycznie odbierałeś ojca i które świadomie skazałeś na cierpienie, okaże się moją ostateczną bronią. Kiedy tylko jej druga natura zaatakuje, zwrócę jej siły przeciwko Strażnikowi. Sprawię, że osłabi barierę chroniącą Podwalinę i spełni się moje marzenie.
Nie uważasz, że to wspaniałe? Nawet nie wiesz, od jak dawna chciałem Ci o tym powiedzieć! Mówiłeś, że wiesz, co planuję, że dzięki tamtemu incydentowi zdołałeś ujrzeć przyszłość. . Czy wciąż jesteś tego taki pewny? Nie miałem okazji, by odpowiednio Ci to wyjaśnić, powiem to więc teraz: przyszłość jest zmienna. Każda sekunda, każda decyzja, wszystko, co robimy, kreuje ją nieustannie. Ty zobaczyłeś tylko jeden ze scenariuszy. I chociaż zawsze byłeś doskonałym taktykiem, ta partia szachów przerosła nawet Ciebie. Nie mogłeś przewidzieć, że to się wydarzy. Kalectwo młodej Roseblack było ostatnim gwoździem do Twojej trumny. Kiedy Twój plan legnie w gruzach, wraz z Twoim ojcem zbudujemy nowy świat. A jeśli będzie naciskał, może kiedyś i Ciebie przywrócę do życia?
Chciałbym zobaczyć Twoją minę, gdy przekażę Ci wszystkie listy, które napisałem przez te lata. Prześledziłbyś moje poczynania, dostrzegł swój błąd, wytknął mi wszystkie niewykorzystane okazje, ale ostatecznie i tak nie mógłbyś zrobić nic. Wygrałem. Pokonałem Ciebie, Michaelisa i Roseblack. Postawię pomnik na Waszą cześć, każę ludziom modlić się do Was ku przestrodze, co Ty na to?
Och, wybacz, chłopcze, chciałbym porozmawiać z Tobą jeszcze chwilę dłużej, ale muszę już iść. Armia moich idealnych wojowników czeka na rozkazy. Jeszcze dziś, zanim niebo rozświetli jasny blask, nastanie nowa era. To idealny moment, taka równa data… Cóż. Do zobaczenia w nowym świecie, drogi hrabio.



6 komentarzy:

  1. 'Masz żyć"Gdyby to było możliwe i tak czuje że nie będzie szczęśliwego zakończenia...Rewelacja i ten list Undertakera czyli on za tym stoi to jest epickie czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do zakończenia jeszcze trochę czssu, okaże się, jak to się skończy :P. Cieszę się, że Ci się podobało. Do zobaczenia w następnym!^^

      Usuń
  2. No to mamy 90 rozdział! I jest super jak zawsze :D Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania, które ma tyle rozdziałów, ale robi się coraz ciekawsze i jeszcze ten tajemniczy list Undertakera do Ciela . Czyli Vincent wiedział o jego planach, ale mu się nie spodobały. " Sprawię, że Twój ojciec odrodzi si w swoim ciele" czy Undertaker ma zamiar go wskrzesić ?Elizabeth ma pełnić ważną rolę podczas wojny, Sebastian ma wkrótce umrzeć.A rozkaz "masz żyć" jest wręcz niemożliwy do spełnienia, podpisał ten dokument i nic nie da się zrobić, ale zobaczymy jak losy potoczą się dalej.
    Do zobaczenia w środę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo tu się dzieje coraz grubiej, w końcu kulminacyjny moment nadchodzi. Jeszcze kilka rozdziałów i będzie koniec tomu, także robi się gęsto, a potem... Będzie koniec tomu xD. I zobaczymy, co wyjdzie, co nie, itepe itede. Mam nadzieję, że nie będziecie zbyt rozczarowani xD. No ale to się okaże :D.
      Do zobaczenia! :*

      Usuń
  3. Undertaker! Ty chory imbecylu! XD Taki romantyczny klimat i nagle nastąpiło przejście na ten list. 😂 I teraz nie wiem, czy sie smiac czy płakać xDD

    OdpowiedzUsuń

.