sobota, 21 stycznia 2017

Tom IV, XCII

Dzisiejszy rozdział będzie trochę krótszy, bo sesja i praca i brak czasu (Kiedy ja ostatnio nie narzekałam na jego brak? xD). Anyway, wraz z piątym tomem prawdopodobnie pojawią się zmiany w harmonogramie rozdziałów, ale o tym się dowiecie, gdy ten czas nadejdzie, czyli jeszcze nie teraz. Na razie możecie się ekscytować kolejnym rozdziałem ze świadomością, że za 26 stron czwarty tom dobiegnie końca xD. Tak, to oficjalne info: CZWARTY TOM SIĘ KIEDYŚ SKOŃCZY xDDDD. 
No a poza tym... Book of the Atlantic jest już do obejrzenia w japońskich kinach! JA CHCĘ DO NIHONÓW, KUPCIE MI BILET! PLZ JA TAM CHCĘ TT_TT.
No, to w sumie tyle na dziś... xD.

Miłego! :*

==============================

Elizabeth znów śniła. Tym razem miała jednak tego świadomość od samego początku i nawet nie myślała bać się ciemnych korytarzy, jęków i przejmujących, chłodnych powiewów wiatru, które w podświadomości odczuwała niezwykle dotkliwie, do czego zupełnie nie była przyzwyczajona. Wiedziała, że tego dnia spotka Idę po raz kolejny. Doppelganger również musiał o tym wiedzieć i postanowił tym razem jeszcze bardziej ją zaskoczyć, bo chociaż hrabianka bacznie rozglądała się wokół, po kopii nie było nawet śladu.
— Ida? — krzyknęła w przestrzeń, słysząc po chwili, jak echo jej głosu powraca z przeciwnej strony.
Cholerna pętla – pomyślała zirytowana i szła dalej przed siebie, nie zamierzając stracić zimnej krwi. Jej druga natura próbowała wszystkiego, by zachwiać pewność siebie szlachcianki. W końcu wyczerpała wszelkie możliwości i zwyczajnie przestała wzbudzać niepokój. Jeśli sądziła, że udawaniem, iż jej nie ma, zdoła ponownie przyprawić Lizz o gęsią skórkę, zwyczajnie się przeliczyła – co hrabianka obwieściła jej z niezwykłą dumą w głosie. Jednak nawet to nie przyniosło żadnego efektu.
Nastolatka zaczęła się zastanawiać, czy Ida przypadkiem nie zniknęła. Nie wiedziała, czy to było w ogóle możliwe, ale we śnie spędziła już sporo czasu, a wszędzie wokół było ciemno, cicho i zimno tak samo, jak na początku, a doppelganger w dalszym ciągu nie dawał znaku życia. Gdyby Ida mogła wychodzić z jej ciała, kiedy tylko miała na to ochotę, nie potrzebowałaby jej, nie mogła więc po prostu odejść. Rozpłynąć się w powietrzu również nie mogła, bo Lizz nie była wcale pewna, czy podświadomość takowe zawierała. Kiedy przestała oddychać i zaczęła odliczać na palcach sekundy, po osiemdziesięciu dalej czuła się dobrze. Wyglądało więc na to, że kopia nie mogła rozpłynąć się w czymś, czego nie ma, a hrabianka oddychała jedynie z przyzwyczajenia. Ciekawe, czy śmierć też tak wygląda.
— Ida, wyłaź. To nie jest zabawne, łamiesz obietnicę! — wrzasnęła ponownie szlachcianka, nerwowo uderzając ręką w ścianę.
Bez względu na to, czego próbowała, nie otrzymywała odpowiedzi. W końcu usiadła na podłodze, zamknęła oczy i zaczęła skupiać się na wyobrażeniu sypialni. Wizualizowała sobie, jak leży w łóżku, otwiera oczy, zasłania się przed światłem i w końcu wstaje. Kiedyś przeczytała w pewnej książce, że to doskonały sposób, by wybudzić się ze snu.
Nie poskutkowało. Zamiast spokojnej pobudki, otrzymała silne pchnięcie w bok. Uderzyła ramieniem w posadzkę, a potem pchnięta przez Idę prześliznęła się po niej pod przeciwległą ścianę korytarza.
— Co ty wyprawiasz?!
— Zaczyna się! — poinformowała zdenerwowana kopia. — Undertaker, wojna, pole bitwy. Pamiętaj, co masz zrobić! Pamiętaj mnie przyzwać, gdy staniesz z nim twarzą w twarz! Inaczej wszystko na nic! — kontynuowała, walcząc z jakąś niewidzialną siłą, która próbowała wciągnąć ją w nieprzejednaną, czarną otchłań.
— Wojna… — powtórzyła nieprzytomnie Elizabeth.
Jeśli Ida próbowała ją zdenerwować, to ostatecznie udało jej się odnieść sukces. Nie przez scenkę, którą zagrała zupełnie bez żadnego wyraźnego powodu, lecz przez samo stwierdzenie. Skąd mogła wiedzieć? Czy jej połączenie z grabarzem było aż tak silne?
— Undertaker! — krzyknęła, dostrzegając błysk limonkowych tęczówek i szponiastą dłoń, której ostre pazury zanurzyły się w łydce doppelgangera, niczym w maśle.
Chciała biec w stronę Idy i spróbować jej pomóc, ale czarne, cierniowe pnącza skrępowały jej kończyny. Krzyczała, powtarzając na zmianę imię swojej kopii i przeciwnika, którego pragnęła zabić, póki nie oślepił jej jasny blask wschodzącego słońca.
— Panienko? — zapytał Sebastian, zerkając na nią pytająco.
Zdezorientowana nastolatka rozejrzała się wokół. Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie była w swojej sypialni. Zewsząd otaczały ją drzewa, promienie słońca delikatnie ogrzewały jej skórę, a silne ramiona ukochanego trzymały dziewczynę w pewnym uścisku. Gnał z nadludzką prędkością, kierując się w tylko sobie znaną stronę, a na jego napiętej twarzy nie było widać nawet cienia uśmiechu, który towarzyszył mu zazwyczaj. Skupiony podniósł wzrok z powrotem na jakiś punkt przed sobą i biegł dalej, jedynie mocniej przyciskając do siebie kontrahentkę.
— Sebastian, gdzie my jesteśmy? — zapytała lekko zachrypniętym głosem.
Drapało ją gardło i oddychała z dużym trudem, a całe jej ciało drżało. Zorientowała się, że musieli podróżować już od dłuższego czasu, a skoro jej kamerdyner dopuścił się takiego zaniedbania, sprawa musiała być naprawdę poważna.
— W drodze do Walbury Hill — odparł zdawkowo, nawet na nią nie patrząc.
Chciała zapytać, czemu akurat tam, ale potrzebowała chwili na zebranie myśli. Oschłość i zdenerwowanie demona napawało ją niepewnością, a w połączeniu z tym, co powiedziała Ida, tworzyło wybuchową mieszankę emocji, z którą nie potrafiła się uporać. Tak naprawdę wiedziała, jaka będzie odpowiedź Sebastiana, ale musiała to usłyszeć, inaczej wciąż żyłaby nadzieją, że tylko udaje, a w rzeczywistości zabiera ją w kolejne, magiczne miejsce.
— Nie zdążyłem zabrać cię w gorące źródła, przepraszam. Zrezygnuj, Elizabeth, błagam cię — odezwał się Michaelis, a kiedy Lizz podniosła na niego wzrok, w dalszym ciągu uparcie wpatrywał się przed siebie, lecz zębami przygryzał nerwowo dolną wargę, póki nie zaczęła spływać po niej krew. — Nie umieraj.
— Rozmawialiśmy o tym. Podjęłam decyzję — odpowiedziała obojętnie dziewczyna. — Wydałam ci rozkaz, dlatego go spełnisz. Umrzemy razem, bo tego chcę, taka była umowa. Wiem już, kto jest za to wszystko odpowiedzialny.
— Kto? — zapytał niechętnie.
Ponownie na nią spojrzał, jednak tym razem w jego oczach dziewczyna widział rozpacz mieszającą się z miłością i obrzydzeniem. Doskonale rozumiała, dlaczego właśnie te uczucia nim targały, i chociaż spojrzenie szkarłatnych oczu zadawało jej kłujący serce ból, nie zamierzała zrezygnować. Zabrnęła zbyt daleko, by samolubnie pozwolić sobie na porzucenie danego słowa w imię przyszłości, której nie chciała doświadczać bez niego.
— Undertaker.
— Powinienem się domyślić — westchnął demon.
Więcej się już nie odezwał. Do końca podróży, póki na horyzoncie, gdzie błękitne niebo równało się z pokrytymi śniegiem wzgórzami, nie pojawiły się wojska trzech nacji, pogrążał się w myślach. Nie był w stanie z nią rozmawiać. Jedyne, co miał do powiedzenia, to werbalizowanie kolejnych błagalnych próśb, na które zawsze otrzymywał taką samą odpowiedź.
Czuł się tak, jakby wszystko wokół niego poruszało się z tak ogromną prędkością, że nie był w stanie nawet tego dostrzec. Stał po środku tego wszystkiego, nie mogąc się ruszyć, nie znając dobrej drogi, a każde słowo jego pani przyprawiało go o mdłości.
Był demonem. Piekielnie dobrym kamerdynerem. Pewnym siebie czarcim pomiotem, który zdobył piekielny tron i stał się najważniejszą istotą dla wszystkich mieszkańców swej rodzimej krainy. Co mu to jednak dało, skoro mając wroga tuż pod nosem, nie zdołał go zdemaskować? Czy grabarz naprawdę był tak wyjątkowo zdolnym kłamcą, czy naprawdę dał radę tak dobrze się przygotować? Czy może sielskie życie i dziecinne marzenia o miłości i szczęściu aż tak przesłoniły demonowi oczy, że zwyczajnie nie dostrzegł oczywistego?
Wyrzucał to sobie. Nienawidził się, brzydził się sobą. W każdej sekundzie prowadził wewnętrzną walkę z przemożną ochotą zatrzymania się, wypuszczenia hrabianki i odarcia się z ludzkiej skóry, by następnie wpełznąć w piekielną otchłań i usmażyć się w najgorętszym ogniu wszechrzeczy. Nie dostrzegł czegoś, co zaważyło o ich losie. Wprawdzie Elizabeth i tak miała umrzeć, ale to było coś zupełnie innego. Wtedy mieliby jakieś wyjście. Mogliby to odwlec, a nawet zrezygnować. Mógł również zabić Undertakera sam, nie dopuścić do wojny i nigdy nie wyznać ukochanej prawdy. Skłamałby ponownie, choć obiecał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Ale czy takie kłamstwo byłoby złe? Na pewno nie gorsze niż zaniedbanie zdrowia kontrahentki.
Ale Sebastian już o to nie dbał, nie potrafił. Stracił nadzieję, że dziewczyna zmieni zdanie i chociaż do ostatniej chwili jej to proponował, jego umysł zaczął już traktować nastolatkę jak posiłek. A dusza smakowała dobrze niezależnie od tego, czy jej właściciel był chory, zdrowy, ciepły, zimny, pachnący, śmierdzący, brudny czy trędowaty. Esencja życia nie była podatna na problemy ciała, kształtowała się tylko dzięki przeżyciom i charakterowi właściciela. Dusza hrabianki była niemal idealna, brakowało jednego pchnięcia ostrza prosto w serce grabarza.
— To ja muszę go zabić. W innym wypadku nie poczuję pełnej satysfakcji — powiedziała cicho Lizz, próbując przerwać ciszę pomiędzy nią i demonem, ale Michaelis nie zareagował.
Gdyby nie trzymał jej mocno przy piersi, uznałaby, że w ogóle zapomniał o jej obecności. Tak naprawdę demon walczył ze sobą, by nie zrobić czegoś głupiego. Kiedy otwierał usta, czuł, że nie zdoła się powstrzymać, a jedynym, czego nie chciał bardziej niż śmierci ukochanej, była jej śmierć w złości na niego. Jeśli historia Sebastiana Michaelisa i Elizabeth Roseblack ma skończyć się tej nocy, miał być to koniec warty zapisania w piekielnych księgach. Jedyne, na co liczył Kruk, to wyciągnięcie wniosków z jego postępowania. Wierzył, że Enepsignos, kiedy już zdoła pogodzić się z jego zdradą i śmiercią, będzie rządziła królestwem mądrze i według jego woli, tworząc niezwykłą krainę doskonałą do rozwoju zarówno siły, umysłu jak i emocji poddanych królestwa ciemności.
— Prawie jesteśmy — poinformował Michaelis, nieco zwalniając tempo biegu.
Hrabianka zerknęła przed siebie, dostrzegając na horyzoncie czarną szarańczę – demony, anioły i bogowie śmierci wyglądali niczym trąd na bladej skórze, ich widok napawał serce Elizabeth jeszcze większym niepokojem.
— Gdzie wróg? — zapytała, nie dostrzegając nigdzie wojsk przeciwników.
— Zbliża się. Elizabeth, posłuchaj. — Sebastian zatrzymał się i postawił nastolatkę na trawie.
Machnięciem ręki stworzył dla niej dwie kule, a potem przyjrzał się dziewczynie i uśmiechnął pod nosem, wiedząc, że to ostatni raz, gdy może spokojnie ponapawać wzrok jej piękną powierzchownością.
— Słucham, mów — ponaglała niecierpliwie.
— To demony i anioły. Nie zabiją cię, jedni nie mogą, drudzy nie mają prawa. Ale musisz być uważna. Każę cię chronić, postaram się być najbliżej, jak to będzie możliwe, ale musisz być rozważna. Obiecaj mi, że nie będziesz robiła niczego nierozsądnego. Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna, inaczej nie tylko umrzemy, ale przegramy też walkę — tłumaczył spokojnie, jakby zdołał zupełnie odciąć się od emocji. — Schwytam Undertakera, postawię go przed tobą i upewnię się, że zadasz mu ostateczny cios. Ale do tego czasu masz trzymać się obstawy i nie próbować walczyć.
— Sebastian, czy z moimi nogami coś się stało? Chodzę prawie normlanie — zapytała, zupełnie ignorując słowa ukochanego.
— To inna płaszczyzna rzeczywistości, tutaj siła duchowa wywiera większy wpływ na ciało, to pewnie dlatego. Ludzie, którzy obecnie znajdują się na płaszczyźnie, w której dotąd istniałaś, mogą stać w tym samym miejscu, co my teraz, i nie będą mieli świadomości naszej obecności. Zresztą my podobnie.
— Stąd biorą się duchy? Przebitki ludzi z innych płaszczyzn? — Dziewczyna wciąż zadawała pytania, krążąc po niewielkiej polance, zadowolona, że jej nogi wreszcie stały się niemal wystarczające do walki, ale nie zamierzała dzielić się tą refleksją z demonem, bo dobrze wiedziała, że tylko by go tym zirytowała.
— Czasami. Nie zawsze. Elizabeth, to naprawdę nie jest… — zawahał się, gdy dotarło do niego, że nigdy więcej nie będą mogli tak rozmawiać; chciał przełożyć wyjaśnienia na później, lecz owo „później” miało już nigdy nie nadejść. — Po prostu bądź rozsądna, dobrze? — poprosił, podchodząc do niej i delikatnie się przytulając.
— Postaram się. Kocham cię, Sebastianie… — odparła, mocno zaciskając dłonie na materiale jego fraka.
— Ja ciebie również. A teraz proszę, zamknij oczy, muszę się zmienić.
Michaelis delikatnie musnął wargi ukochanej, a potem odsunął się. Kiedy zamknęła oczy, na wszelki wypadek przeskoczył za jej plecy i zaczął zrzucać z siebie ludzką skórą. Płaszczyzna świata, na której się znajdowali, sprawiała, że proces przebiegał dużo mniej boleśnie niż w wymiarze ludzi. Dzięki temu Kruk nie musiał zmagać się z przemianą zbyt długo.
Gdy ludzka skóra zniknęła, a jej miejsce zastąpiła jego naturalna oraz długie pazury, czerwone ślepia, podwójnie zawinięte rogi i ogromne, kruczoczarne pióra, demon ponownie zbliżył się do ukochanej i chwycił ją, orientując się, że w prawdziwej skórze wydawała mu się jeszcze bardziej krucha niż zazwyczaj.
— Kocham cię i dziękuję, że i ty pokochałaś mnie. Sprawiłaś, że stałem się naprawdę szczęśliwy. Nigdy nie znalazłbym słów, którymi mógłbym wyrazić, jak bardzo jestem ci wdzięczny, dlatego poproszę jeszcze raz: zrezygnuj — rzekł uroczyście, obracając hrabiankę przodem do siebie.
Kiedy Elizabeth spiorunowała go wzrokiem, nie okazując nawet cienia strachu na widok jego oblicza w pełnej okazałości, jakiej dotąd nie dane jej było poznać tak dokładnie, Michaelis klęknął, pochylając głowę niemal do samej ziemi.
— Nie zrozumiesz, ale dla króla piekła padanie u stóp człowieka jest najgorszym poniżeniem. Dla mnie to jednak niezwykły zaszczyt. Elizabeth Roseblack, ukochana, daj sobie szansę na życie — prosił.
Uniósł głowę i wbił wzrok wprost w jej oczy, chcąc, by dostrzegła w tych jego wszystkie emocje, które niemal rozrywały go od wewnątrz.
— Jeśli teraz odmówisz, przysięgam, że więcej nie zapytam. Dopilnuję, żebyś się zemściła, pożrę twoją duszę, a potem sam umrę i zostawię królestwo w rękach aniołów, licząc na to, że moja żona odzyska je i przywróci do świetności.
— Sebastian, ja nie zmienię zdania. Przestań pytać, to cholernie samolubne. Wcale nie chcę cię zawodzić, ale złożyłam obietnicę i jej dotrzymam. Przestań już… gadać bzdury, pocałuj mnie i zabierz na to cholerne pole bitwy! — krzyknęła, drżąc ze zdenerwowania.
Rzuciła się w ramiona mężczyzny i wtulając twarz w jego pierś, zaczęła płakać. Chłodna skóra ukochanego przynosiła ukojenie, jego silne ramiona sprawiały, że niemal zapominała o powodzie swego cierpienia. Nie miało znaczenia, czy był czarnym jak smoła potworem czy bladoskórym mężczyzną. Dla niej liczyły się tylko jego oczy, zwierciadła duszy, której uznawał, że nie ma. Dopóki widziała w nich tego, w którym odnalazła szczęście, nie miała znaczenia jego powierzchowność. 



10 komentarzy:

  1. Wow coraz lepiej kończyć w takim momencie nie mogę się doczekąć ciągu dalszego...i tak masz racje też chcę obejrzeć Book of Atlantic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, skończyło się w wywiazdkowanym miejscu, więc nie aż tak polsatowo, nie narzekaj xD.

      Usuń
  2. No nie! W takim momencie? Kocham tą książkę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :3

    To prawda, że w Polsce Book Od Atlantic będzie 27 stycznia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie widziałam informacji, żeby miało być w Polsce. Gdzie się tego dowiedziałaś?

      PS Róża to jeszcze opko xD. Książką bedzię za jakiś czas, miejmy nadzieję :P.

      Usuń
  3. JA CHCE JUŻ WOJNĘ... a Unduś niech zginie jak szczur, którym jest. Wredny kłamca. Sebuś nie obwiniaj się, każdy mógł tego nie zobaczyć. Grell też sobie to wyrzuca. Trudno..

    Nie mogę się doczekać... ^^ Niech Undi trochę pocierpi... w porównaniu z nim anioły to... anioły. Cóż mogę więcej rzec. Nawet diabły przy nim to cywilizowane, czujące istoty.

    Nie mogę się doczekać.. żeby już była śroooda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, czuj to frustrujące napięcie i oczekiwanie. Czuj się jak Lizz i Sebastian, czekający, aż walka się wreszcie zacznie. Tak właśnie powinno być xD. Ale mówię, zostało 26 stron do końca tomu, więc się doczekacie. Już niedługo :*.

      Usuń
  4. NIEEEEE!!! Dlaczego!? Ja nerwicy do kochanego Lucyfera dostanę! Vo za emocje! Nami... ( klęka przed autorką) JA CIĘ BŁAGAM TO OPKO BEZ SEBUNIA I LIZZ STRACU DOA MNIE SENS! ZLITUJ SIĘ NADE MNĄ!
    ( czlapie do kuchni po mulisę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahahaha xDDDD. Wybacz, ale mnie bawi, jak bardzo się przejmujesz, to urocze <3. CO ma być, to będzie. Wiesz, jest jeszcze wiele postaci, o których warto poczytać xD. Jak umrze jeden czy dwóch głównych bohaterów, to przecież dalej da się coś stworzyć... xD.
      Trzymaj rękę na pulsie, niedługo wszystko się wyjaśni :*.

      Usuń
  5. Rozdział super jak zawsze :D Scena w lesie przed pójściem na pole bitwy taka wzruszająca,te ich ostatnie chwile i Sebuś w prawdziwej formie, klękający przed Elizabeth,no coś pięknego <3 Im bliżej 5 tomu tym bardziej jestem ciekawa tych walk i jak to będzie wszystko wyglądało, ale z drugiej strony zasmuca mnie fakt, że niedługo oboje umrą. Podziwiam Lizz za tą jej upartość i odwagę, sama planuje zabić Undertakera, a nie, że Sebastian zrobi to za nią, więc propsy dla niej.
    A w Japonii już premiera Book of the Atlantic, jak ja im zazdroszczę, że oni mogą sobie obejrzeć,a zanim film będzie przetłumaczony na polski miną ze 2 miesiące, jaki ten świat niesprawidliwy :( Następny rozdział będzie w sobotę ? Jeśli tak to do soboty :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieeee, na razie jeszcze rozdziały są normalnie :P. Coś się zmieni dopiero z piątym tomem.
      A przez Book of the Atlantic to mam teraz doła. I w ogóle nie chcę Cię martwić, ale żeby film był w necie, to najpierw musi wyjść DVD, a na to i tak już poczekamy. Więc myślę, że co najmniej kwartał :(.

      Usuń

.