środa, 1 lutego 2017

Tom IV, XCV

Nie mam weny, nastroju, siły ani ochoty na przedmowę. Wybaczcie, bardzo bardzo straciłam humor do wszystkiego. 

Miłego :*

====================================

Kiedy obrady dobiegły końca, Sebastian przeprosił zgromadzonych i w pełni swej chwały, w demonicznym ciele i bojowym stroju, podszedł do siedzącej w towarzystwie ochroniarzy Elizabeth. Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Dwoje błękitnych oczu mówiło mu więcej niż miliony słów, które mogłaby zacząć z siebie wyrzucać, ale demon wiedział, że nie miała ochoty tego robić. Stres i oczekiwanie zaczynały ją niszczyć. Usilnie starała się nie dopuszczać do siebie emocji ani nawet samej świadomości ich istnienia, ale Michaelis znał ją zbyt dobrze, by uszły jego uwadze.
— Ładnie wyglądasz — mruknęła łagodnym głosem z nutą słodyczy ginącą w morzu głębokiego żalu.
Kruk pochylił się nad nią lekko, od jego zakręconych rogów odbijały się promienie światła, rzucając pręgowany cień na policzki nastolatki. Czarna skóra demona kontrastowała z jej bladą, niemal śnieżnobiałą, szczególnie było to widać, gdy wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.

Nie miał na sobie zbroi podobnej do tych, które nosili jej ochroniarze. Jego strój był wykonany wprawdzie z podobnego materiału, jednak specjalny projekt, który przysługiwał jedynie najwyższym w piekle, sprawiał, że odzienie króla delikatnie okalało jego ciało, podkreślając wysportowaną sylwetkę i mięśnie. Strój czarny, niczym jego skóra, sprawiał, że niezbyt spostrzegawczemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że miał na sobie jedynie poszarpany kawałek purpurowego materiału przepasany przez biodra, którego skrawki ledwie zasłaniały jego strefy intymne. Prawda była jednak taka, że elastyczny pancerz zakrywał go od stóp do głów, a przepaska w biodrach i luźno narzucona, krwista koszula – poszarpana podobnie do dolnej części garderoby – jedynie dopełniały stroju wraz z twardszymi elementami chroniącymi stawy demona. Przy każdym jego ruchu było widać, jak mięśnie napinają się pod materiałem.
Lizz zawsze czuła niewyjaśnioną słabość do prawdziwej formy Michaelisa. Chociaż wielokrotnie mówił, że była odrażająca i niegodna jej oczu, wcale nie wzbudzała w nastolatce grozy. Ceniła sobie te kilka chwil, kiedy mogła go takim widzieć, dzięki temu nigdy nie zapominała, że piękne oblicze, które oglądała na co dzień, było tylko maską skrywającą prawdziwy cud – pięknego potwora, który nauczył się czuć i poznał najcudowniejsze z emocji. To znaczyło dla niej więcej, niż idealne oblicze bez żadnej skazy, którym zachwycali się przedstawiciele jej gatunku.
— Dziękuję, kochanie — odparł Sebastian, siląc się na uśmiech.
Starał się być dla dziewczyny wsparciem, ale podobnie jak Lizz, odczuwał zdenerwowanie, niepewność, żal i smutek. Nie do końca docierało do niego, że to już koniec. Z jakiegoś powodu zwyczajnie nie potrafił sobie tego zwizualizować. Co będzie później? Jak poradzi sobie Enepsignos? Co będzie z jego królestwem? Czy Eni w ogóle zdoła je odbić? W głowie króla mnożyły się pytania, na które w jego mniemaniu nie istniała odpowiedź – bo Kruk nie umiał zaakceptować tego dnia jako swego ostatniego. Tym bardzie nie wyobrażał sobie istnienia świata bez stąpającej po nim ukochanej, ale myślenie o tym było zbyt obezwładniająco bolesne, by mógł pozwolić sobie na nie na polu bitwy.
— Niech oni już przyjdą, Sebastian. Nie mogę już dłużej czekać — jęknęła, wtulając się w ukochanego.
Chciał ją pocieszyć, choć do głowy nie przychodziły mu żadne pokrzepiające słowa. Nim jednak otworzył usta, Sutcliff stanął przed nim i drżącym głosem zapowiedział, że musi im coś powiedzieć. Hrabianka wraz z Michaelisem spojrzeli pytająco na żniwiarza, z przyzwoitości zaprzestając chwilowo wzajemnych czułości.
— Muszę wam coś powiedzieć… — powtórzył zdenerwowany. — Kiedy Elizabeth prosiła mnie, żebym się czegoś dowiedział, nie udało mi się. Byłem zły, poza tym chciałem zostać tu na dłużej, dlatego złamałem prawo bogów śmierci. Potem trafiłem na trop, który zaprowadził mnie do hangaru, w którym…
— Idą… — powiedział zszokowany Michaelis.
Jego niepewny głos zmroził serce hrabianki i całkowicie uciszył Grella. Rudzielec odwrócił się i ujrzał na horyzoncie czarną, rozszalałą szarańczę, która bez pozornego ładu ani jakiejkolwiek formacji, pruła do przodu, tratując wszystko na swojej drodze. Kamienie, drzewa, ruiny budynków – wszystko ginęło w czerni ciał i błysku krwistych oczu. Na samym końcu, niesiony na lektyce przez dziesiątkę żołnierzy, ze żniwiarską kosą w dłoni stał Undertaker. Chociaż był zbyt daleko, by ludzki wzrok mógł dostrzec jego twarz, Elizabeth doskonale wiedziała, jak musiał wyglądać.
Poczuła przeszywający ciało dreszcz. Bezwarunkowy odruch wzdrygnął nią, wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk o wysokim tonie. Bała się, była przerażona i nie dawała rady się opanować.
— Se-sebastian, idą! — krzyknęła, mocno ściskając rękę demona.
— Samarel, Sutcliff, pilnujcie Elizabeth. Nie pozwólcie nikomu się do niej zbliżyć, ma być bezpieczna, dopóki nie schwytamy Undertakera! — rozkazał Michaelis.
Wykrzyczał jeszcze kilka poleceń, a potem spojrzał w oczy ukochanej i złożył na jej ustach pocałunek.
— Damy sobie radę. Kocham cię. Nie ryzykuj.
— Nie będę. Uważaj na siebie — odpowiedziała drżącym głosem.
Ściągnęła z szyi wisiorek z ametystem i wręczyła go Sebastianowi, a potem popchnęła go delikatnie. Gdy odchodził, ledwie dawała radę złapać oddech. Stała nieruchomo w miejscu, choć każda komórka jej ciała pragnęła wyrwać się w pogoń za demonem, zabrać go stąd, uciec i nigdy więcej nie wrócić. Nie była gotowa na taką śmierć. Nie tego dnia, nie w tak sposób, nie w takich warunkach. Nie chciała, żeby on również odszedł, zasługiwał na życie.
— Grell. Ja nie chcę… Nie chcę dziś umierać! — krzyknęła do żniwiarza, kiedy Michaelis był już na tyle daleko, że nie mógł jej słyszeć.
Zniknął w tłumie żołnierzy. Dwie hordy ponadnaturalnych istot nacierały na siebie pod bacznym okiem obserwujących ich bogów śmierci. Sutcliff objął dziewczynę i tulił do siebie mocno, póki nie przestała się trząść, a Samarel nakazał reszcie ochroniarzy obstawić ich ze wszystkich stron i chronić nawet za cenę życia.
Kiedy pierwsze szeregi przeciwników skrzyżowały broń, ciche dotąd wzgórze zawrzało przerażającymi odgłosami. Szczęk broni, nieludzkie krzyki, gardłowe jęki i wszechobecne huki odbijały się w czaszce nastolatki, sprawiając, że ledwie dawała radę zachowywać świadomość. Nie była gotowa na coś takiego. Cały czas sądziła, że sobie poradzi, ale straciwszy z oczu ukochanego, pożarł ją strach i jedynie ramiona Sutcliffa powstrzymywały Elizabeth przed upadkiem.
— Ej, dziewczyno, uspokój się, nic mu nie jest. To Sebastian, król demonów, da sobie radę — próbował pokrzepić ją Grell.
Pierwsze niedobitki wojsk przeciwnika zdołały przedrzeć się przez ostatni szereg zjednoczonych sił demonów i aniołów. Samarel wraz z poddanymi z łatwością odparli atak, jednak bóg śmierci upierał się, by przenieśli się w miejsce spoczywania kamienia. Demon oponował, ale na nic się to zdało. Rudzielec chwycił nastolatkę i zabrał ją pomiędzy grupę żniwiarzy pilnujących skupisk energii zgromadzonych najbliżej strażników. Dalej nie mogli się udać, gdyby aktywowali obrońców Podwaliny Rzeczywistości, nie przeżyliby nawet minuty.
— Sutcliff, co ty robisz?! Nie odciągaj mnie, ja muszę walczyć! Muszę zabić Undertakera, taki był mój układ z Idą! — wrzeszczała Lizz, próbując wyszarpnąć się żniwiarzowi.
— Nie wiem, co za Ida, ale zostajesz tu. Widzisz go? — Wskazał ręką srebrną czuprynę na krwistym horyzoncie. — Sam tu przyjdzie. Osłabiony, wtedy będziesz miała szansę. Myśl! Inaczej twój kochany Sebuś nie zje ostatniego posiłku!
Lizz spojrzała na Sutcliffa. Po jej policzkach płynęły łzy, wargi trzęsły się tak, jakby zamarzała, ale z oczu powoli znikała panika. Ostre słowa żniwiarza przyniosły efekt. Hrabianka powoli odnajdywała się w sytuacji, starała się odciąć od echa cierpiętniczych wrzasków, starając się nie szukać pośród nich głosu Sebastiana. Musiała się uspokoić, tylko w ten sposób miała szansę przeżyć. Nie była w końcu pierwszym lepszym ludzkim dzieckiem. Była Elizabeth Roseblack, panią króla demonów, dziewczyną, która oszukała przeznaczenie; tą, która miała zmienić przebieg wojny. Nie mogła okazywać słabości.
Powtarzała sobie w myślach, dlaczego znalazła się na polu bitwy, co ją tu przywiodło i dlaczego musiała przeżyć. Miejsce strachu wypierało obrzydzenie do jej początkowej, dziecinnej i typowo ludzkiej reakcji. Na twarzy zagościł spokój, w oczach płonień. Poczuła zew krwi i kiedy kolejna z bestii – które widziała na rozmazanej fotografii, a które z bliska wyglądały jeszcze paskudniej – zaatakowały ich formację, wyrwała się naprzód, uderzając potwora kulą, by po chwili poderżnąć mu gardło wyciągniętym z cholewy buta sztyletem.
— To ty… — powiedziała cicho, zerkając na drżącą dłoń.
Siła, z jaką udało jej się zaatakować, nie należała do niej. Przez ostatnie miesiące zdołała się o tym przekonać. Poznała Idę na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy ingerowała w jej świadomość, przejmując kontrolę nad ciałem. Tym razem Lizz nie zamierzała protestować – do tego w końcu zmierzały: wspólnie stawią czoła w wojnie, wspólnie zabiją Undertakera. Ida odzyska wolność, będzie mogła odejść w pokoju, spełniając swoją misję, a Elizabeth odda dusze ukochanemu, dopełniając swoją zemstę.
— Hej, Elizabeth, dobrze ci idzie — odezwała się Ida, przemawiając do hrabianki z wnętrza jej umysłu.
— Ida! Jesteś! Pomóż!
— A co ja właśnie robię? — zakpił doppelganger. — Na razie będziemy walczyć tak, ale kiedy zjawi się Undertaker, musisz oddać mi pełną kontrolę, inaczej wszystko przepadnie.
— Nie… Możesz wziąć mnie już teraz. Chcę walczyć, chcę się przydać. Mieć pewność, że Sebastian przeżyje — zaoponowała Elizabeth.
Ochroniarze nastolatki patrzyli na nią osłupiali, obserwując, jak rozmawia sama ze sobą, nie zdając sobie sprawy, że przez cały czas walczyła, zabijając jedną kreaturę za drugą. Ciała przeciwników rozpadały się w proch, jakby spalały się w niewiarygodnie wysokiej temperaturze, pozostawiając na skórze dziewczyny ciemny osad. Wszystkie bestie ginęły w ten sposób, gdy tylko z ich ciał ulatywało to, co zostało po duszach dzieci mających nieszczęście zostać zmienione w żołnierzy grabarza.
Choć obłąkana ludzka dziewczyna przyprawiała Samarela o dreszcze, musiał przyznać, że opętana szałem zabijania wyglądała majestatycznie. Jej ruchy stawały się coraz bardziej płynne, szybkie i niewiarygodnie precyzyjne – niemal dorównywała demonom, a w miarę upływu czasu jedynie nabierała sił.
— Nie mogę posiąść cię teraz, mam za mało siły, nie dotrwamy do końca!
— To co zamierzasz zrobić? Muszę mu pomóc!
— Nie widzisz, że właśnie to robisz, idiotko?! — Wrzask Idy na chwilę ogłuszył Lizz.
Zatrzymała się i zgięła wpół, chwytając się za bolące uszy. Jedna z kreatur wykorzystała okazję i ruszyła na nią, lecz w ostatniej chwili podwładny Samarela osłonił nastolatkę, przypłacając heroiczny gest własnym życiem.
— Lizz, nie wygłupiaj się, chodź tu! — krzyknął Sutcliff.
Chwycił szlachciankę i zaciągnął z powrotem do ochroniarzy, a kiedy ból ustąpił i podniosła głowę, patrząc nieprzytomnie na Grella, ten spoliczkował ją wściekle.
— Walczymy wszyscy razem, albo cię ogłuszę — powiedział stanowczo i nawet nie mrugnął, póki hrabianka, za namową głosu doppelgangera, nie przystała na jego warunki.
Chwilę później cała szóstka rzuciła się w wir walki, wciąż chroniąc jedne z ostatnich linii, ale powoli odpierając siły przeciwnika, których agresja i gwałtowność zaskoczyła demony i anioły do tego stopnia, że nie udało im się  utrzymać formacji, którą bestie Undertakera przebiły bez trudu w niespełna kwadrans.
~*~
Sebastian wcale nie chciał zostawiać ukochanej. Ledwie udało mu się zmusić, by od niej odbiec, a kiedy już to zrobił, wpadł w prawdziwy szał. Pamiętał, jakie było jego zadanie, że był królem i powinien dbać przede wszystkim o to, by przeżyć, ale złość, cierpienie i poczucie niesprawiedliwości były silniejsze niż logiczne myślenie.
Stworzył sobie sztylety i jeden krótki miecz, którym uwielbiał walczyć w warunkach podobnych do tych. Broń do walki na bliski dystans sprawdzała się najlepiej w tłoku mieszających się ciał. Michaelis przedzierał się przez kolejne szeregi przeciwników, zostawiając większość z nich w tyle. Atakował wszystko, co stawało mu na drodze, obierając za cel Undertakera.
Żołnierze wysłani na zwiady donieśli bowiem, że istotny, którym przewodził legendarny bóg śmierci, były całkowicie zależne od jego woli. Jeśli więc udałoby się go zabić, obrzydliwe kreatury stałyby się zdecydowanie mniej groźne i byłoby jedynie kwestią czasu, kiedy wszystkie zostałyby zgładzone. Celem Grabarza była bowiem Podwalina Rzeczywistości, a kreatury, które pomagały mu w osiągnięciu celu, nie miały żadnych pragnień. Ich jedynym przeznaczeniem była śmierć w imię jego sprawy.
Dlatego właśnie Kruk postanowił dorwać go jak najszybciej. Nie baczył na niebezpieczeństwo, nie przejmował się hektolitrami krwi i poodrywanymi kończynami, które co chwilę przelatywały mu przed oczami. Zmierzał do celu, a wraz za nim niewielka grupa żołnierzy z Michałem na czele.
Archanioł nie zamierzał pozwolić Michaelisowi umrzeć przedwcześnie. W ten sposób jego pozycja mogłaby zostać zagrożona, dlatego od samego początku walki bacznie obserwował demona i kiedy tylko ten zignorował wcześniejsze ustalenia, dołączył do niego, zamierzając dopilnować, że zdechnie dopiero wtedy, gdy niebiańska broń rozerwie jego trzewia.
— Panie, uważaj! — krzyknął jeden z żołnierzy.
Odepchnął Sebastiana, przewracając go na stertę rozkładających się trupów skąpanej w czarnej mazi roztopionych wnętrzności. Pośród zwłok Kruk rozpoznawał zarówno demony, anioły z połamanymi skrzydłami jak i zniekształconych żołnierzy grabarza. Korzystając z chwili, chwycił jedno truchło za gardło i przyjrzał mu się dokładnie. Postać śmierdziała zgnilizną z domieszką substancji, której pochodzenia Michaelis nie był w stanie sobie przypomnieć, jednak jej intensywny odór przyprawiał go o łzawienie. W martwych oczach potworów widział gasnący, czerwony blask, a ustami i nosem ciała wydostawał się czarny dym, który w powietrzu opadał na zwłoki żołnierzy w postaci popiołu. W końcu każda z kreatur zwyczajnie się rozpadała.
Król nie rozumiał, co było powodem takiej reakcji pośmiertnej, ale daleki był od rozwikływania tej zagadki na polu walki. Podniósł się i skinąwszy w podzięce demonowi, który w spazmach bólu przytrzymywał pożerającego go żywcem przeciwnika, ruszył dalej. Przerażała go brutalność przeciwników. Nie mieli taktyki, nie postępowali zgodnie z żadnymi skomplikowanymi założeniami. Jedynie brnęli przed siebie, podobnie do niego, niszcząc wszystko po kolei. Sebastian widział nawet, jak kreatura rzuca się na jednego ze swoich, w szale nie widząc nawet różnicy.
Nie mieli żadnych oporów, byli roźni gi niepowstrzymani niczym najpotężniejsze siły natury, którym nie potrafili przeciwstawić się zarówno ludzie, jak i przedstawiciele istot ponadnaturalnych. Żywioł obdarzony nadzwyczajną siłą, z którego emanowała niepokojąca mieszanka energii demonicznej z ludzką.
Michaelis zrozumiał, że właśnie tym miała się stać jego kontrahentka, a to, z czym walczył całe jej dzieciństwo, było jedynie nieudanym eksperymentem, który w jakiś sposób wyewoluował. Nie wiedział i nawet nie chciał wiedzieć jak to się stało, pozbył się tamtego tworu, nie musiał się tym martwić. Odrzucał od siebie wszystkie rozpraszające myśli, coraz bardziej zbliżając się do celu.
— Undertaker! — wrzasnął, zatrzymując się w pewnym momencie, widząc jak żniwiarz z sadystycznym uśmiechem na ustach rozpruwa jednego z aniołów.
Trzymał go za szyję i raz po raz zanurzał ostrze w brzuchu gołębia. Broń ze specjalnego stopu, który był w stanie zabijać wszystkie ponadnaturalne istoty, dumnie błyszczała w dłoni grabarza, spływając szkarłatną posoką. Z rozprutego ciała zaczęły wylewać się wnętrzności. Rozpaczliwy krzyk gołębia i desperackie próby wyrwania się z uścisku śmierci jedynie przyspieszały proces. W blasku słońca Undertaker wyglądał majestatycznie. Bóg, który zabił anioła; białe pióra, które wzbiły się w powietrze wraz z podmuchem wiatru, zwiastując rychłą śmierć męczennika – choć Kruk nienawidził większości aniołów, widok cierpiącego sojusznika rozwścieczał go jeszcze bardziej.
— Dorwę cię! Zapłacisz za wszystko! — dodał, wyrywając się z marazmu.
Michał zdążył się z nim zrównać. Spojrzał na króla piekieł, dyskretnie nakreślił palcem na dłoni kilka znaków, dając demonowi znać, jaką strategię powinni obrać, a potem wydał rozkaz towarzyszącym mu wojskom. Wraz z Krukiem biegli dalej, zachowując szyk, podczas gdy otaczający ich żołnierze rozgramiali kreatury nacierające w ich stronę z naprzeciwka. 




9 komentarzy:

  1. Co za akcja to za moc...super epicko..czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Supcio rozdział, oczywiście jak zawsze. ^^
    Juz nie mogę doczekać się zakończenia. Undziu to taki geniusz zła :D. Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec będzie w sobotę albo w środę. Zobaczę jak wyjdzie, ale już niedługo xD.
      Dzięki i do zobaczenia!^^

      Usuń
  3. Ile emocji w tym rozdziale, ta akcja, scena walki, jest super :) No to zaczęli się wszyscy walić po mordach i będzie z tego niezła krwawa jatka XD Najbardziej podobało mi się jak Ida przejęła kontrolę nad Lizz i zaczęła po kolei zabijać te demony to było genialne, pokazała swoją drugą naturę.Mam nadzieję, że Sebastian da jakoś radę w tej walce, a Elizabeth niech się nie poddaje i zachowa zimną krew.
    Do następnego rozdziału ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź, te rozdziały są takie średnie, bo ja strasznie nie umiem i nie lubię w opisy walki xD. Muszę się kiedyś pouczyć, bo to aż obciach. Ale cieszę się, że Ci sie podobało, przynajmniej wiem, że aż tak tragicznie nie jest :P.
      Dzięki za komcia, do zobaczenia :*.

      Usuń
  4. Monika Lisicka1 lutego 2017 20:45

    Czy ten dzień mógłby być lepszy ? Cudowna wycieczka do kina z przyjaciółmi a teraz wspaniały rozdział...
    Życie jest piękne ^^ Napisałabym coś więcej ale jestem zbyt oszołomiona i zmęczona dzisiejszym dniem by sklecić coś sensownego. Czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To gratuluję udanego dnia i cieszę się, że mogłam się do niego przyczynić^^. Mam nadzieję, że i te ostatnie Ci się spodobają, bo zobaczenia :*.

      Usuń
  5. Nie lubiłam Idy, ale jakoś chyba nis jest taka zła. Pomaga Lizzy. I bardzo mi się spodobało jąk częściowo przejęła nad Elizabeth kontrolę. :3

    OdpowiedzUsuń

.