środa, 8 lutego 2017

Tom IV, XCVII

No i dobrnęliśmy do końca czwartego tomu!
Mam nadzieję, że przyjmiecie go jakoś spokojnie, albo przynajmniej zbytnio mnie nie zabijecie xD. Anyway... Planowałam przerwę, ale mi się to nie schodzi, więc przerwy nie będzie. Za to mam ogłoszenie, które pewnie części z Was się nie spodoba. 

Jako że w tym roku kończę studia, już raczej ostatecznie, bo na doktorat się nie wybieram, muszę napisać pracę magisterską, a w połączeniu z nauką, pisaniem, kolorowaniem i szeroko pojętym życiem, nie starcza mi czasu na wszystko. Mam świadomość, że część czwartego tomu była kiepska – wynikało to między innymi z braku czasu. 

Dlatego od teraz zmieniają się dni publikacji rozdziałów:

Czarna Róża Demona: Soboty godzina 9.00

Dziwak z dyplomem: Środy, godzina 9.00

Jak widzicie, Róża będzie raz w tygodniu, a jej dzień przejmie dziwak. W ten sposób będzie mi łatwiej, a i rozdziały będą lepiej dopracowane, zbetowane i sensowniejsze (przynajmniej taką mam nadzieję). Pracuję też nad tym, by rozdziały były nieco dłuższe, co wychodzi różnie, ale na pewno postaram się, żeby nie było takich polsatowych zakończeń zbyt często – jedynie zamierzenie.

Mam nadzieję że to rozumiecie i mimo wszystko dalej będziecie śledzić losy bohaterów Róży. Uważam, że przez te ponad dwa lata prowadzenia bloga i tak byłam bardzo w porządku w stosunku do Was jeśli chodzi o daty publikacji, także liczę na wyrozumiałość. 
No a teraz klasycznie już:

Miłego! :*

==================

Ida dopadła do Michaelisa, czując, że obserwująca jej poczynania Elizabeth nie uśnie, póki nie upewni się, że demon w dalszym ciągu żył. Pochyliła się nad leżącym na plecach mężczyzną i delikatnie musnęła jego twarz opuszkami palców.
— Elizabeth… Nie… Nie pozwól jej. Ona… cię zdradzi — wycharczał z trudem Kruk, chwytając dziewczynę za rękę.
— Lizzy tu nie ma, demonie. Wygrałam — odparła Ida.
Jej oczy błysnęły złowrogo, niczym demonie ślepia we wściekłości, a na usta wstąpił obleśny uśmiech.
— Najzabawniejsze jest to, że nasza kochana Lizzy została wiedźmą i zamiast się szkolić, zmarnowała nauki, bo jej ukochany wrócił. Gdyby nie to, sprawy może potoczyłyby się inaczej. A tak? No cóż, żegnaj, demonie — mówiła z obrzydliwą satysfakcją, napawając się cierpieniem i przerażeniem Michaelisa.
Dzieląca z nią ciało Lizz była zbyt słaba, by przeciwstawić się woli Idy. Mogła już tylko obserwować, błagając, by jej druga osobowość nie robiła tego, co planowała. Nie miała pojęcia, o co chodziło doppelgangerowi. Miała pewność, że Ida była wobec niej szczera, a jednak w rozmowie z demonem również nie kłamała. Zrozpaczona hrabianka próbowała odzyskać władzę nad swoim ciałem, ale została całkowicie zdominowana. Popełniła błąd. Najgorszy, jaki tylko mogła. Nie pozostało jej nic więcej, jak wiara w to, że kopia postąpi słusznie.

Ida odsunęła się od Michaelisa i rzuciła wyzywające spojrzenie przyglądającemu jej się z oddali Undertakerowi. Prychnęła kpiąco pod nosem, a potem ruszyła w głąb pola bitwy, chwytając jedną z kreatur. Wgryzła się w jej krtań i żarłocznie wyrwała kawał mięsa, rycząc przy tym niczym całkowicie pozbawiona świadomości bestia. W rzeczywistości jednak w ten sposób okazywała pozostałym, kto tu urządził: gardłowy dźwięk był sposobem komunikacji, który potrafiły zrozumieć jedynie twory grabarza, do których się zaliczała. Nazywał ją ciekawym, nieudanym eksperymentem, w rzeczywistości nie mając pojęcia, że była jego najdoskonalszym dziełem.
— Elizabeth, zabij strażników — rozkazał bóg śmierci głosem przesyconym pewnością siebie.
Dziewczyna ryknęła po raz kolejny i otarłszy usta z resztek ciała żołnierza, ruszyła w stronę kolosów.
— Wiecie, co macie robić — dodał spokojnie żniwiarz.
Powoli przedzierał się przez tłum, osłaniając się zewsząd wojownikami, który własnymi ciałami odpierali ataki wszystkich, którzy próbowali go powstrzymać. Parł naprzód, podobnie jak hrabianka gnała w stronę niepokonalnych stworzeń.
Dobiegła do stóp jednego z kamiennych stworów i wdrapawszy się na niego, odbiła się na drugiego – stojącego nieopodal. Wojska Undertakera ruszyły za nią, kopiując każdy ruch dziewczyny. Powolni strażnicy rozglądali się otumanieni, próbując obrać cel, w końcu jednak zaczęli wypuszczać z oczu i rąk wiązki zabójczej energii, przy okazji godząc w siebie na zmianę.
— Powstrzymajcie ją! — wrzasną Gabriel, rzucając w stronę Elizabeth serię sztyletów, jednak siły przeciwnika broniły jej tak samo, jak osłaniały swego pana.
Armia sojuszniczych ras próbowała interweniować, lecz błądzące pośród kolosów snopy energii utrudniały im pochwycenie szlachcianki. Strażnicy ranili się wzajemnie coraz bardziej, a kiedy jednego z nich zewsząd oblepiły kreatury grabarza, pozostali zaczęli go atakować, póki w wyniku silnej eksplozji nie rozpadł się na kawałki, pożerając wraz ze sobą tysiące istnień.
W miejscu, w którym się znajdował, pozostał głęboki na cztery furlongi krater, z którego wnętrza błysnęło niepozorne światło.
— Broń go, Elizabeth! — rozkazał Undertaker.
Dziewczyna zeskoczyła do wnętrza krateru, posłusznie wykonując polecenie niczego nieświadomego żniwiarza. Wydała z siebie kilka gardłowych krzyków i w czujności stała nad źródłem jasności, wpatrując się w nie z pełną fascynacją.
Pozostali strażnicy ruszyli w jej stronę, lecz osłabieni eksplozją kolosa nie zdołali przeciwstawić się zmasowanemu atakowi setek rządnych krwi stworów, które bez cienia strachu czy wahania poświęcały swoje życia, by powtórzyć czyn przewodzącej im dziewczyny.
Nastolatka pochyliła się i sięgnęła ręką do źródła światła. Odgarnęła pokrywającą je ziemię i przez moment znieruchomiała, olśniona niezwykłym widokiem. Elizabeth dokładnie wszystko obserwowała, coraz bardziej zrozpaczona, w desperacji bezskutecznie starając się odzyskać kontrolę nad ciałem, lecz kiedy ujrzała kamień, momentalnie się uspokoiła.
Wygląd Podwaliny Rzeczywistości przechodził jej wszelkie wyobrażenia. Obie z Idą wpatrywały się w niego, a ich umysły i serca wyciszały się i napełniały harmonią. Przyjemny, łagodny blask zdawał się leczyć wszystkie cierpienia – zarówno te fizyczne jak i psychiczne. Ida czuła, jak wszelkie rany na ciele zasklepiają się, nogi wracają do pełni sprawności i ponownie nabiera sił.
Zamknięta w przeźroczystej sferze przestrzeń przypominała Elizabeth jeden z opali, które kiedyś widziała w książce. Spore kawały czegoś, co przypominało ziemię, spękane tuż przy kopule, odsłaniały uwięzione wewnątrz kolory, które w ciągłym ruszy mieszały się i lśniły niczym gwiazdy na nocnym niebie. Pośród nich można było dostrzec drobne elementy chaotycznie krążące wokół lśniącego leczniczym blaskiem jądra. Podwalina wyglądała jak wszechświat zamykający w sobie niezliczone galaktyki i gwiazdy, niczym dojrzewający w jaju zalążek nowej Rzeczywistości, który kształtował się z wolna, czekając na odpowiedni moment, gdy zjawi się ktoś, kto dokończy proces, uwalniając nowy ład z bezpiecznego inkubatora.
Obserwowanie tak potężnej energii i tworu, który wykraczał daleko ponad wszelkie pojmowanie, sprawiło, że Ida i Elizabeth zupełnie się wyciszyły. Walka, śmierć, życie i zemsta wydały im się zupełnie pozbawione sensu. Przestały rozumieć, co pchnęło je tak daleko, za to doskonale zrozumiały siebie nawzajem.
— Zabijesz go? — zapytała Elizabeth, szepcząc niemal niesłyszalnie, jakby obawiała się, że jej głos przeszkodzi w dojrzewaniu nowego świata.
— Po to powstałam, prawda?
— Racja… Ale musisz ochronić kamień. Zabiłaś strażników, więc teraz ty jesteś strażnikiem.
— Nigdy nie zamierzałam go ruszać. Chciałam tylko przechytrzyć tego naiwniaka. Pomyśleć, że po tym wszystkim naprawdę sądził, że zwyczajnie stanę się jego bronią — zaśmiała się Ida.
— Racja, kretyn. Gdybym miała więcej czasu… Ale to już nieważne. Zabij go i oddaj mi ciało, żebym mogła spełnić obietnicę złożoną Sebastianowi.
— Gdy tylko go zabiję, odejdę. Obiecałam ci to.
— Racja. Nie kłamałaś. A to, co powiedziałaś Sebastianowi?
— Chciałam go nastraszyć. Nienawidzę go, nic się nie zmieniło. Próbował się mnie pozbyć.
— On też mnie chronił. Podobnie do ciebie. Ida?
— Tak, Lizzy?
— Walcz! — krzyknęła nastolatka.
Usunęła się w cień, i choć ponownie czuła się na siłach, by zawładnąć swoim ciałem, całą energię włożyła w pomoc Idzie. Jednak miała rację, nie zdradziła jej, zasługiwała na zaufanie. Zjednoczyły siły, by zabić Undertakera i zakończyć życie na własnych warunkach.
— Elizabeth, podaj mi kamień — powiedział Undertaker, zsunąwszy się po stromym wzgórzu, dołączając do dziewczyny u stóp Podwaliny.
Czerwone oczy błysnęły na jego widok. Hrabianka schyliła się i ostrożnie wyciągnęła sferę z ziemi, a potem wręczyła ją grabarzowi. Rozejrzała się wokół. Przeciwnicy wciąż walczyli na śmierć i życie, starając się do nich dotrzeć, ale wojsk boga śmierci było zbyt wiele, by nawet żniwiarze, którzy dołączyli się do walki, gdy strażnicy polegli, nie zdołali zmienić sytuacji na polu bitwy.
Gdy Undertaker chwycił kamień, zamarł w bezruchu, podobnie jak Lizz, gdy oczyszczający blask delikatnie padł na jego twarz. Nie poczuł nawet, gdy dziewczyna przebiła jego ciało sztyletem, godząc serce. Wyrwała Powalinę z rąk mężczyzny, by nie zdołała go uleczyć, i rzuciła ją w piach, skupiając całą swoją uwagę na bogu śmierci.
— To koniec — oświadczyła triumfalnie.
— Elizabeth… Jak?
— Skończ z tym żałosnym „Elizabeth”, jestem Ida. Nie doceniłeś mnie. Przejrzałam cię, a ty byłeś zbyt głupi i owładnięty żądzą przywrócenia mu życia. Przegrałeś. Z miłości do tego żałosnego człowieka. Zawsze uważałam, że miłość to zguba.
— To nic nie da, moje dzieci skończą dzieło. Odrodzę się!
— Twoje dzieci? — powtórzyła oburzona dziewczyna.
Wyszarpnęła nóż z ciała żniwiarza, by ponownie go ugodzić, tym razem w brzuch. I tak powinien już nie żyć, jedynie odrobina blasku Podwaliny Rzeczywistości przedłużała jego agonię. Ida szarpnęła za długie, siwe włosy, zmuszając Undertakera, by na nią spojrzał.
— Skąd ich tyle masz? To są miliony! Nie porwałeś tylu!
— Racja. Porwałem niespełna dziesięciotysięczną grupę. Widzisz ten pył? Naprawdę sądzisz, że rozpadają się tak bez powodu?
— Oni… Regenerują się? Jak to w ogóle możliwe, to żywe istoty!
— Nigdy się nie dowiesz, nie trzeba było mnie zabijać — odparł żniwiarz.
Zaczął się opętańczo śmiać, póki nie zabrakło mu powietrza w płucach. Powoli opadał z sił, póki bezwładne ciało nie runęło na ziemię, uwalniając kreatury spod jego mocy. Ida nie miała pojęcia, jak je pokonać. Rozpaczliwie próbowała znaleźć w głowie sposób, ale w tym, co udało jej się wyciągnąć z Grabarza podczas zabiegu, nie było żadnej wzmianki na temat regeneracji.
— Lizzy!
— Nie przejmuj się, Ida. Damy sobie radę. Dziesięć tysięcy to niedużo. Bez niego nie będą groźni — uspokoiła ją hrabianka.
Znów stanęły twarzą w twarz we wspólnej części świadomości. Obie zmęczone i wyzute z sił, lecz na twarzy Elizabeth malowała się ulga, która uspokajała zszargane nerwy Idy. Szlachcianka podeszła do swojej kopii, przytuliła ją i delikatnie musnęła ustami jej wargi.
— Dziękuję, że mnie broniłaś. Możesz odejść, zawsze będę cię kochać.
— To był zaszczyt. Wybacz, że byłam… że jestem sobą.
— Jesteś taka, jaka musiałaś być — odparła Lizz.
Postać, którą trzymała w ramionach, rozpadła się na miliony bladożółtych kawałeczków, które po chwili rozmyły się w ciemności. Nastolatka poczuła się niesamowicie samotna. Po raz pierwszy odkąd została porwana, była zupełnie sama. Dopiero teraz zrozumiała, jak ogromną pustkę nosiła w sercu. Gdyby nie Ida, nie zdołałaby się podnieść nawet z pomocą Sebastiana, to było dla niej zbyt wiele.
— Cholerny człowieku! Prawie zniszczyłaś Rzeczywistość! — wrzasnął Samarel, gwałtownie szarpiąc Elizabeth, by odsunąć ją jak najdalej od kamienia.
Dziewczyna patrzyła na niego nieprzytomnie, póki nie przypomniała sobie, kim był.
— Zabierz mnie do Sebastiana — poprosiła, a potem wycieńczona bezwładnie opadła w jego ramiona, za nic mając sobie jego wrzaski i zdenerwowanie.
~*~
— To koniec, Sebastianie — powiedział Michał głosem pełnym pogardy.
Pochylał się nad wykrwawiającym się demonem, obracając w dłoni cienki sztylet – broń, którą zamierzał zakończyć żywot króla.
— Elizabeth, pozwól m zakończyć kontrakt — wycharczał demon, błędnym wzrokiem wodząc po obleśnie uśmiechającym się obliczu archanioła.
Słyszał krzyki ukochanej, wiedział, że była blisko i ze wszystkich sił starał się wytrzymać te kilka chwil, by przed śmiercią zdołać dotrzymać obietnicy złożonej nastolatce. Wolę przeżycia demona osłabiała świadomość, że gdyby nie dotarła do niego na czas, miałaby szansę przetrwać, lecz wiedział, że nie może zdradzić jej w ten sposób, nie po tym wszystkim, co wspólnie przeszli.
Niesiona przez Samarela Elizabeth dotarła do Michaelisa i klęknęła przy nim, drżącymi dłońmi chwytając jego zmarzniętą rękę. Tak zimny nie był jeszcze nigdy. Wiedziała, że było z nim źle.
— Sebastian… — jęknęła dławiona łzami.
Demon wyciągnął rękę i resztkami sił starł spływające z jej policzków łzy. Uśmiechnął się słabo i rzekł:
— Nie płacz, Elizabeth, nie taką chcę cię zapamiętać.
— Masz rację, przepraszam… — odparła, pochylając głowę. — Jak to będzie wyglądało?
— Pocałuję cię, dobrze? — zapytał, śmiejąc się cicho. — A potem powoli wyssę z ciebie duszę. Niczego nie poczujesz, stracisz świadomość i już nigdy jej nie odzyskasz. Jesteś pewna, że tego chcesz?
— Ja…
— Powiedziała, że tak. Przestańcie się pieścić i do roboty, bo jak mi tu zemrzesz, to z planu nici — wciął się zniecierpliwiony Michał.
Kilkoro żołnierzy dzieci ciemności próbowało rzucić się na gołębia, by zabić go, nim ten zdoła dopełnić umowy, ale bogowie śmierci, których wskazał William, powtrzymali ich. Stali w kole wokół Kruka, Michała, Elizabeth i Samarela w każdej chwili gotowi do interwencji.
Anasi był nieopodal, skrzętnie notując wszystkie wydarzenia. Ukradkiem rozglądał się wokół w poszukiwaniu królowej, ciekaw, czy zdecydowała skorzystać z rozwiązania, które jej pod sunął. Jednak nie widział jej nigdzie, a czasu było coraz mniej.
— Dziękuję ci za wszystko — szepnęła Lizz, wtulając się w zakrwawionego Michaelisa.
Drżała, lecz nie ze strachu, cierpiała na myśl o śmierci demona, nie mogąc pogodzić się z tym, że po wszystkim, co wspólnie przeszli, po całych Rzeczywistościach jego egzystencji, tak po prostu odejdzie, z jej winy.
Sebastian delikatnie ujął podbródek dziewczyny i spojrzał wprost w jej oczy. Nie potrzebowała słów, by zrozumieć, co chciał przekazać. Zaparło jej dech w piersi, a kiedy demon złączył ich usta w pocałunku, opuściła powieki, godząc się z ich wspólnym losem.
Czuła, jak z ciała uchodzi życie. Jakby demon odbierał jej oddech. Miał rację, nie czuła bólu, właściwie nie czuła już nic. Powoli zanurzała się w ciemnej otchłani, przywołując we wspomnieniach wszystkie piękne chwile, których udało jej się doświadczyć. Czas spędzony z rodziną, radosne dzieciństwo, wspaniali przyjaciele – rzeczy, które uważała za pewnik, a które odebrano jej w najbrutalniejszy sposób. Spotkanie demona, dzień, w którym ją uratował – całkowicie odmieniło jej los. Stała się zupełnie inna, zamknęła się w sobie, straciła zaufanie do świata, lecz dzięki Michaelisowi powoli zdołała się podnieść. Prowadziła firmę, rozwiązywała sprawy w imię jej królewskiej mości, zakochała się, a jej serce ponownie napełniło się radością.
A potem przyszedł koniec. W miejscu, którego istnienia nie rozumiała, pośród istot, które były jej jeszcze bardziej obce niż tłum nieznajomych na londyńskich ulicach. Swąd śmierci znikał, podobnie jak zimno, uczucie dotyku, wszelkie dźwięki. Umierała. Jej życie dobiegał końca, lecz odchodziła w pokoju, szczęśliwa, że zapobiegła dalszemu katowaniu dzieci, że dotrzymała obietnicy i miała okazję zaspokoić ukochanego.
~*~
Enepsignos stała osłupiała, przyglądając się wszystkiemu z boku. Kiedy kolosy upadły, a ludzkie dziecko, które skradło jej miłość, zabiło wroga, czuła przelewającą się w sercu nienawiść. To ona pragnęła uratować Rzeczywistość, chciała udowodnić mężowi, ile była warta.
Widziała, jak został ugodzony nożem, leczy doskonale wiedziała, że gołębie zadbają o to, by przetrwał do końca bitwy. Walczyła więc dalej, w panice próbując podjąć decyzję. Miała tego nie robić, miała pozwolić mu umrzeć tak, jak tego chciał. Anasi już dawno temu opracowywał plan odbicia piekła, wiedziała, że zdoła to osiągnąć zaledwie w ciągu stu ludzkich lat.
A jednak, kiedy ujrzała żałosnego człowieka pochylającego się nad tym, którego podziwiała całe swoje życie, coś w niej pękło. Nie potrafiła pozwolić mu odejść, nie wyobrażała sobie istnieć bez niego. Jeśli tak miało się stać, wolała oddać życie, by on mógł kontynuować swoje. Zgodnie z dokumentem, Michał go zabije, a wtedy on powstanie, wciąż jako król. Krótka luka pomiędzy jego śmiercią i nadaniem królewskiego statusu archaniołowi była wystarczająca, by oszukać dokument. Król umrze, ale powstanie ponownie, zachowując w sobie władczą moc – właśnie to miało uratować piekło. Umowa nie uwzględniała bowiem zmartwychwstania.
Błękitna demonica wyciągnęła niewielki flakonik z kieszonki przy pasie, otworzyła go i wypiła gorzką zawartość. Momentalnie zakręciło jej się w głowie. Poczuła, że słabnie, jej siły witalne opuszczały ciało dużo szybciej, niż się spodziewała. Nie miała wiele czasu. Zaczęła biec pomiędzy walczącymi, kierując się w stronę ukochanego, przerażona, że nie dotrze na czas.
Bogowie śmierci pozwolili jej przejść. Nie miała przy sobie broni, nie zagrażała życiu archanioła, który stał z mieczem w dłoni nad całującą się parą, a kiedy ujrzał królową, ugodził demona bronią prosto w serce, by mieć pewność, że jego żona mu nie przerwie.
Enepsignos klęknęła obok męża. Załzawionymi oczami spojrzała na Elizabeth bezwładnie leżącą na krwawiącym ciele jej ukochanego. Zamoczyła opuszki palców we krwi i oblizała je, delektując się smakiem posoki męża po raz ostatni.
— Zapamiętaj, co dla ciebie zrobiłam — szepnęła, nachylając się nad martwym demonem.
Zamknęła oczy i poddała się nieprzyjemnemu uczuciu, jakby coś próbowało wyszarpnąć z niej życie. Straciła władzę nad ciałem, bezwładnie upadła obok ukochanego, którego ciało otoczyła nagle bladobłękitna poświata. Rany na jego ciele poczęły się leczyć, a wyzierająca z rany krew wniknęła poprzez skórę do wnętrza jego ciała. Znak królewskiej władzy – blednący wraz z uchodzącym z demona życiem, zalśnił dumnie, by po chwili na powrót ukryć się w czerni skóry demona.
— Co ta dziwka zrobiła?! Gabriel! Co ona zrobiła?! — wrzasnął Michał.
Ledwie zaczął czuć przypływ mrocznej siły, kiedy upadek demonicy zupełnie powstrzymał proces. Przerwała go! Nie miał pojęcia jak, ale go przerwała! Martwe ciało Michaelisa ponownie napełniało się życiem, umowa straciła ważność. Król umarł i zmartwychwstał. Archanioł nie był w stanie uwierzyć własnym oczom.
— Jak to plugastwo zdołało tego dokonać?! No jak? Gabriel, zrób coś! Mieliśmy plan! — awanturował się gołąb.
Chwycił zwłoki Enepsignos i wściekły cisnął nimi w tłum. Ciało jeszcze w locie zostało przechwycone przez pozbawionych celu wojowników Undertakera, którzy atakowali wszystko, co stawało im na drodze. Rozszarpali kobietę w kilka chwil, porzucając zbezczeszczone zwłoki w tyle.
Archanioł chwycił Kruka za gardło. Zamierzał zabić go po raz kolejny, jednak tuż nad nim stanął Rafael, podsuwając ostrze miecza do gardła brata.
— Nie możesz. Jesteśmy honorowi. Umowa wygasła, nie dostaniesz korony. Wracamy — powiedział stanowczo brunet.
Michał zamierzał się z nim kłócić, lecz gdy tylko rozchylił wargi, z jego gardła zaczęła sączyć się krew. Rafael szarpnął uciskającego ranę brata i zawlókł go do Gabriela. Przywódca stał zafrasowany kilka stóp dalej, wpatrując się w odrodzonego Michaelisa, jakby liczył na to, że król jednak zemrze i uda im się zdobyć koronę. Leczy widząc, jak rany na ciele Kruka znikają w oczach, zrezygnował.
— Wycofujemy się. Musimy ocenić straty, sprawdzić, czy nie ucierpiała Rzeczywistość. Będą inne okazje — rozkazał, zerkając na gońca, który skinął głową i ruszył w tłum, dając znać wojskom anielskim, by zaczęły się wycofywać.
Gabriel skinął głową na braci i we dwójkę wzbili się w powietrze, ciągnąc za sobą nieprzytomnego już Michała. Oniemiały z zaskoczenia Samarel wreszcie odzyskał jasność umysłu. Począł gonić archanioły, krzycząc za nimi:
— A walka?! A oni?!
— Nie nasze zmartwienie, poradzicie sobie — odparł Rafel, odwracając się przez ramię, by zerknąć raz jeszcze na uratowanego od śmierci Sebastiana.
Głęboko w sercu cieszył się, że dawnemu przyjacielowi udało się przetrwać. Nie zależało mu na odbiciu piekła, uważał, że obecny stan rzeczy pozwala zachować idealną harmonię. Nie widział jednak powodu, by sprzeciwiać się braciom, dlatego przystał na propozycję Gabriela i dokładał wszelkich starań, by ich wielki plan odniósł sukces. Jednak tak się nie stało, a jeden z niebiańskich władców znów mógł cieszyć się na myśl o ponownym spotkaniu z Krukiem.
KONIEC TOMU 4



11 komentarzy:

  1. Monika Lisicka8 lutego 2017 15:28

    WIESZ CO ?!!! TO CHAMSTWO!!! NIE ZGADZAM SIĘ!!!

    Jak mogłaś uśmiercić Elizabeth a ocalić Sebusia ? Jak on ma żyć bez ukochanej ? Samotnie rządzić ? To potworne, nieludzkie...

    Jestem oburzona. Nie mogę się doczekać początku 5. Może tam się coś wyjaśni. Tylko czemuż będę musiała czekać cały tydzień aby dostać jeden, upragniony rozdział ? Kolejne wredne zagranie... które potrafię zrozumieć. Sama pisze i cierpię na brak czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale spokojnie, dziś jest środa :P. Jutro normalnie pojawi się dziwak, a w sobotę pierwszy rozdział piątego tomu i od tego momentu będzie raz w tygodniu. Więc tak długo nie będziesz musiała czekać xD.
      Ale tego... Czuję się opierdzielona xD. Mam nadzieję, że dalszy ciąg sprawi, że emocje nieco opadną xD. No i eeee... Do zobaczenia :*.

      Usuń
  2. Jesteś okropna. Po co 5 tom skoro nie ma już Elizabeth? Sebastian to nie główna postać. Jestem zawiedziona... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo ja mam zamysł. I ten zamysł realizuję xD. Poczekaj, sama się przenmkonasz, co tam mój mózg wymyślił. Przykro mi, że się zawiodłaś TT_TT.

      Usuń
  3. Jak rozumiem 5 tom bedzuie pisany z roznych perspektyw roznych postacie szkoda ze bez Elizabeth smutno mi..ale bylo piekne..Undertaker to zuo wcielone przegralo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd pomysł, że będzie pisany z różnych perspektyw? Narracja pozostaje taka sama jak dotychczas, zmienia się tylko numer tomu i wydarzenia :P. Od pisania na role jest Dziwak xD.
      Zapraszam w sobotę na piąty tom :*.

      Usuń
  4. Ledwo się powstrzymałam by nie płakać jak to czytałam. Powstrzymywałam dka tego, że ja (genisz) znów czytałam to w drodzę do szkoły i może gdyby nie wiatr na peronie który wysuszył mi całkiem oczy ryczała bym jak bóbr. A teraz tak khm.... Khm....... Jak mogłaś zabić Lizzy!!!! Dla czego!? Czytam to nim choćby zajrzałam do piątego tomu wiec nie wiem co wykąbinowałaś. Mam nadzieję, że Sebcio jją oszukał i zaczął zabierać jejdduszę ale tego nie skończył. Jak mówię (piszę) czytan to przed następnym tomem więc mam nadzieję a że jestem już przed szkoła to doczytam to popołudniu albo gdzieś na przerwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj na przyszłość, żeby nie czytać w drodze do szkoły, bo to się może źle skończyć xD. Nami jest bardzo złą autorką i lubi tyrać postaci i czytelników, tak już mam :*. Ale ne martw się, jakoś to będzie :).
      Mam nadzieję, że Ci to nie zepsuło dnia, byłoby szkoda TT_TT.

      Usuń
  5. Ajj
    Płaczę teraz i nie mogę przestać, pomocy.
    Nie pomyślałabym, że się tak przy tym wzruszę, noo
    Tak strasznie mi smutno z powodu Elizabeth, ale jestem z niej dumna xD.
    Mam nadzieję, że raczej w piątym tomie się trochę wyjaśni, nie chcę tak cierpieć.
    Tak samo nie spodziewałam się, że jednak Enepsi by coś takiego zrobiła. Szanuję <3. Aż mi jej teraz tak szkoda, rzucona na pożarcie tym dziwnym cosiom.
    Po Sebastianie spodziewałam się zupełnie czego innego, więc jestem zaskoczona. Ale pozytywnie oczywiście~. Co nie zmienia faktu, że wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej.
    Od samej wigilii (którą niesamowicie przyjemnie mi się czytało, wczułam się w tegoroczne święta ❤) czułam okropny niepokój i obawę. Większe niż odczucia Elizabeth i Sebastian razem wzięte xD. Nie byłam gotowa na to, co miało się wydarzyć, po przeczytaniu tego też czuję się, jakbym wciąż nie była. Ale jakoś przez to przebrnęłam, chyba nikt z sąsiadów nie ucierpiał przez piski po nocach, kiedy czytałam, a teraz przez płacz xD. Maksi mam nadzieję też. Tu odwołując się do tego, kim z wattpada jestem, to już chyba jasne xD. Cookieyuki stwierdziła wrócić do czytania~.
    Anyway, niedługo, po nauce, przysiądę sobie do piątego tomu, nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji i wytłumaczenia wszystkiego, więc chcę zacząć czytać jak najszybciej.
    Zawsze pod rozdziałami korciło mnie, żeby komentować, ale nie dawałam rady, moja ręka sama klikała na kolejny :P.
    Ogólnie rozpoczęcie wojny czytałam w autobusie, jak dobrze, że pomyslałam, żeby dokończyć w domu, nie chciałabym mazać się przed ludźmi xD.
    Tak czy siak, nie potrafię wymyślić kreatywniejszego komentarza, jeszcze nie doszłam do siebie xD. Ale trochę popisałam, chyba składnie i bez zbyt wielkiej ilości bzdur.
    A teraz uciekam do książek się uczyć, chcę jak najprędzej wrócić do czytania~.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, jeeeee, tak właśnie myślałam ♡. Zastanawiałam się od jakiegoś czasu, co się z Tobą działo, ale jakoś nie miałam okazji napisać xD.
      Komentarz jak najbardziej kreatywny. Lubie takie, bo sporo wnoszą. Jakby mi tak rozlegle ludzie komentowali rozdziały teraz, łatwiej byłoby nie gubić poziomu. Ale dzięki Tobie napisałam rozdział na ostatnią sobotę i nawet byłam z niego zadowolona, także możesz sobie przypisać zasługi^^.
      Powodzenia w nauce i do zobaczenia w kolejnym rozległym komciu :P.

      PS Wybacz brak odpowiedzi do ostatniego, zbierałam się do tego, bo nie chciałam odpisać byle jak i ostatecznie tak mi wyszło, że wypadło z głowy. Shame on me!

      Usuń
  6. No tego to sie nie spodziewałam xD Eni (świętej pamięci xDD) zyskała w moich oczach. Iesze sie, ze Sebastian jednak został uratowany i może dalej sobie tam żyć 💗 Szkoda mi Lizzy :( Mam jednak nadzieje, ze mimo wszystko pojawi sie w 5 tomie ^^

    OdpowiedzUsuń

.