sobota, 23 maja 2015

Tom 2, XXX

Jestem ciekawa, co pomyślicie o tym rozdziale, bo mi osobiście strasznie się spodobał. Nawet nie wiedziałam, że napisałam takie rzeczy, hahahaha. xD
Anyway, miłej lektury i widzimy się w środę. :)

===============

Niema wdzięczność, okazywana poprzez jego przenikliwe spojrzenie, wzbudziła w dziewczynie zakłopotanie. Motyw, którym się kierowała nie był szlachetny, nie zasługiwała na ten wzrok. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że był zazdrosny. A może był to jedynie skutek porannej rozmowy, którą mózg przetworzył po swojemu, płatając jej figla? Może w ten sposób podświadomość dawała znać, czego pragnie? Bez względu na to, musiała zabić w sobie wrażenie jego zazdrości, które z jednej strony było denerwujące, a z drugiej schlebiało jej w specyficzny sposób.

Kiedy pozbył się rozcięcia, odwróciła się i podeszła do drzwi.

                – Daj mu spokój na dziś – powiedziała, zatrzymując dłoń na klamce.

Stojący po drugiej stronie Seth, odskoczył jak poparzony i szybko pognał do kuchni, próbując wywnioskować z rozmowy, co właściwie wydarzyło się między jego przyjaciółką, a kamerdynerem. Cokolwiek to było, czuł zazdrość. Nie brzmieli, jakby to dotyczyło pracy, a tym bardziej treningu.

                Sebastian szedł w stronę kuchni, mogłoby się wydawać, że tak samo jak zwykle. Jednak przenikliwym oczom młodej głowy rodu Roseblack nie umknęła subtelna nerwowość, jaka nieznaczenie zaburzała płynność jego idealnych ruchów. Przyglądała się, jak kroczy szerokim korytarzem po miękkim, burgundowym dywanie, ani na chwile nie odwracając wzroku od jakiegoś punktu przed sobą, który obrał za cel. Nie do końca potrafiła pojąć jego zachowanie. Chwilami wydawało jej się, że jest dla kamerdynera kimś więcej niż posiłkiem zamkniętym w wątłym ciele, kuriozalnie odgrywającym rolę wielkiej pani i właścicielki potężnej istoty piekielnej. Jakby czasem dostrzegał w niej człowieka, jakby darzył ją uczuciem. Nie potrafiła zaufać tym myślom, doskonale zdając sobie sprawę, że nawet gdyby je posiadał, nie upadł by tak nisko, by się przed nią otworzyć. Nie zrobiłby tego, prawda? To byłoby całkowicie wbrew jego naturze – okazać demoniczną słabość, otwarcie przyznać się do zbrukania krystalicznie czystego jestestwa potwora, żądnego jedynie posiłku, który z umaszczeniem wychowywał od tak dawna.

                Sebastian zgoła odbiegał od opisywanych w księgach wysłanników szatana. Różnił się także od swojego własnego opisu istot mu podobnych. Ale czy miał tego świadomość? Elizabeth zdawało się, że im bardziej się przed nią otwierał, tym mniej na jego temat wiedziała. Jakby dodatkowe informacje jedynie burzyły porządek zbudowany na fundamentach nielicznych cech stworzenia, które mogła uznać za pewne. Tych niepodważalnych z każdą chwilą ubywało. Właściwie, mogła zacząć postrzegać go, jako osobną dziecinę nauki, Sebastianologię – jak niedorzecznie by to nie brzmiało – analogicznie do medycyny czy fizyki, z każdą nową wiadomością okazywało się, że poprzednie założenia były błędne. I tak toczyła się nieskończona historia brnięcia w stronę wiedzy absolutnej, doskonałości i ideału, który co zabawniejsze, nie ma prawa bytu w rzeczywistości.

                Porządkując swoją wiedzę, umiała jedynie stwierdzić, że zależy jej na nim w sposób, którego istoty nie umiała już objąć rozumiem. Miłość – to jedno słowo podsuwał jej skołatany umysł, jednak nie umiała go przyjąć bezdyskusyjnie. Miłość dziecka do opiekuna, miłość, którą obdarza się przyjaciela, miłość z wdzięczności, a w końcu miłość dwojga kochanków ­– żadna z nich nie definiowała tego, co ściskało serce młodej Elizabeth. Targające nią emocje były głębsze, silniejsze i dużo bardziej skomplikowane, niżwytłumaczalna, i tak nieprosta do zrozumienia, miłość sama w sobie.  

Wiedziała także, że nie wyobraża sobie życia bez demona. Że prawdopodobnie umarłaby, gdyby nie było go przy niej. Nie z braku życiowej zaradności, a z przytłaczającego uczucia pustki, wyżerającego jej wnętrze, nawet, kiedy znikał na ledwie kilka godzin. Gdyby straciła go bezpowrotnie, nie umiałaby znaleźć w sobie siły, by ciągnąć swój marny żywot, pozbawiony zarówno sensu jak godnego końca, o którym marzyła – końca z jego rąk.

I wreszcie – wiedziała, że niczego nie pragnie na świecie bardziej, niż sprezentowanie mu długo wyczekiwanego posiłku. To marzenie stało się ważniejsze, niż sama zemsta. Była ciekawa, czy zdawał sobie z tego sprawa. Sama nawet nie zauważyła, kiedy zorientowała się, że właśnie do tego brnie. Za tym wygląda w przyszłość i to pcha ją do działania. I chociaż zemsta wciąż była niesamowicie ważnym przystankiem na ścieżce do jej śmierci, ustąpiła miejsca na piedestale zaspokojeniu żądzy demona.

                Swoje uczucia względem kamerdynera, czy może raczej towarzysza jej życia, rozróżniała i nazywała coraz lepiej, odpowiednio katalogując je w głowie. Niestety o jego emocjach i pobudkach wciąż wiedziała niewiele.

Miała pewność co do jednego – pragnął jej duszy. Pakt zapoczątkowany z tego pragnienia i jej desperackiego szukania ratunku stał się początkiem wszystkiego, co nastało później. Niepodważalnie jego działania miały na celu spełnienie marzenia szlachcianki, które otwierało bramę do demonicznego nieba, którym była dla niego jej dusza. Niewątpliwie trwał przy niej związany paktem, pożądając niespotykanego smaku, który nosiła wewnątrz siebie. Ilekroć czuł krew fioletowowłosej, ilekroć jej smakował – upewniał dziewczynę w tym przekonaniu tak samo, jak obnażał przed nią skrywany na co dzień głód. Nie umiała sobie wyobrazić, jak nieskończenie musi cierpieć istota, która torturuje sama siebie, trwając nieustannie u boku swego posiłku, od lat nie mogąc go tknąć.
Znała przyzwyczajenia Sebastiana, a przynajmniej ich część. Fascynowali go ludzie, uwielbiał poznawać zawiłe kompilacje myśli, uczuć i emocji, które nimi miotały, pchając do czynów, które wydawać by się mogł groźne, niedorzeczne i samobójcze. Lizz zdawało się, że po trosze im zazdrościł. Że sam chciał poznać te niekończące się nawałnice czegoś, co jemu zostało poskąpione. Zdawało jej się, bo zarówno słowa lokaja, jak i jego czyny mówiły co innego. Demon nie mógł chcieć czuć, nie miał prawa tego robić. W książce przeczytała, że to zakazane, że jeśli poczuje, czeka go kara. Mimo to, nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że w głębi jego szkarłatnych oczu płonął maleńki płomyk szczęścia, kiedy widział jej uśmiech. Że jego źrenice drżały niemal niedostrzegalnie, kiedy ktoś ją krzywdził. Że mięśnie twarzy ludzkiego oblicza demona napinają się mimowolnie na ułamki sekund, kiedy widzi ją z Sethem, lub gdy tylko o nim wspomina.

Wiedziała też, że bez względu na wszystko, on także wie, że łącząca ich więź opiera się na czymś więcej, niż znaku zdobiącym ciało każdego z nich.

                Przez chwilę chciała za nim pobiec, złapać go za ramię i prosić, by nie był zbyt surowy dla nowego pracownika, ale obawa przed wzbudzeniem w kamerdynerze zazdrości, wciąż pozostająca jedynie na poziomie wyobrażeń szlachcianki, skutecznie ją przed tym powstrzymała. W końcu i tak nie zrobi chłopakowi krzywdy, dobrze wie, że nie może.

Zmusiła się, by wbrew instynktowi podążyć do sypialni. Przebrała się w tę samą sukienkę, którą miała na sobie w trakcie biznesowego spotkania i poszła do biblioteki. Gdyby Sebastian wiedział, że będzie chciała znów włożyć na siebie ten strój, zostałby z nią i jej pomógł. Wtedy wszystkie wstążki byłyby zawiązane idealnie i elegancko, a całość leżałaby idealnie, podkreślając sylwetkę, a nie ukazując popłoch i brak umiejętności zawiązywania czegokolwiek bez patrzenia. Nie powiedziała mu, bo nie zamierzała odpowiadać na idiotyczne pytania, a nawet milcząc przekazałaby mu wszystko, co chciałby wiedzieć i wywołałaby złośliwy uśmiech na jego bladej, smukłej twarzy. Dlatego pozwoliła mu odejść, by samotnie zmagać się z materiałem, chcąc wyglądać dobrze, kiedy stanie naprzeciw śniadego chłopca. Oby tylko Sebastian niczego nie komentował, oby tylko nie znaleźli się wszyscy w jednym pomieszczeniu. Nie była przyzwyczajona do przejmowania się własnym wyglądem, właściwie nie do końca wiedziała, czemu wstydziła się wyglądać przed Sethem tak, jak zazwyczaj. Tym bardziej, zważywszy na to, że miał wątpliwą przyjemność podziwiania jej w mundurku, który otrzymała od zarządcy sierocińca.

                Wkroczyła do biblioteki, czując się zgoła idiotycznie w obliczu tego, co chciała zrobić. Skoro czarna księga nie dawała się odnaleźć, pojawiając się według własnego uznania, zamierzała siedzieć w fotelu pod oknem, czekając, aż zaszczyci ją swoją obecnością. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Czując sięgającą zenitu krępację, niezgrabnie przeszła po puchatym dywanie i chwytając po drodze pierwsza z brzegu książkę, usiadła przy okrągłym stoliku. Otworzyła opasły tom historycznej powieści, nim jednak dobrze zagłębiła się w jej treść, charakterystyczne uderzenie wzbudziło w niej niepohamowany śmiech. Sytuacja tak niedorzecznie abstrakcyjna, że nie potrafiła skomentować jej w żaden inny sposób. Spojrzała na blat. Złote litery błysnęły zachęcająco ze smoliście czarnej okładki. Szlachcianka odłożyła trzymaną dotąd książkę, na jej miejsce biorąc w dłonie to, po co się tutaj zjawiła.

Powoli przekręciła kilka kart, upewniając się, że tajemniczy autor nie pojawił się na żadnej ze stron równie magicznie, jak samo jego dzieło na zawołanie lądowało tuż obok niej. Jakby do pewnego stopnia była żywa, jakby ktoś próbował się z nią komunikować za pośrednictwem pożółkłych stron, na bieżąco kreśląc kolejne litery. Przejrzała treść. Tak, jak się spodziewała, przybył kolejny, niewielki jednak, kawałek informacji.

                – „Emocje odczuwane przez demona, są zupełnie nieporównywalne z tym, czego doznać może ludzkie plugastwo. Głębia i niesamowita siła skłonna pchnąć istotę w największe niebezpieczeństwo tylko po to, by ochronić ukochaną osobę. Bowiem jedynym, co wyzwolić mogło prawdziwą potęgę demonicznych emocji było to jedno uczucie, które zapoczątkowało rozpad świata. „– Wzięła głęboki oddech i przewróciła oczami. Po chwili zaczęła czytać dalej. – „Każdy drapieżnik przez całe swoje życie posiada tylko jedną miłość. Tylko ta istota potrafi zmusić go do wszystkiego, rozbudzić pożądanie i szaleńczą rozpacz. Dlatego posiadanie serca skrzętnie chronione jest przed zwykłymi śmiertelnikami, bowiem potęga, jaką niesie ze sobą bycie Sensem istnienia demona, dla człowieka bywa niemożliwa do opanowania. Na głupca, który spróbował wykorzystać tę moc, czekał najgorszy możliwy koniec.

Dla własnego bezpieczeństwa i poczucia potęgi, drapieżnik zabijał Sens swojego istnienia, gdy tylko zdawał sobie sprawę z tego, kim był, czyniąc się tym samym na wieczność bezpiecznym i wszechpotężnym. Uwolnienie zaklętych w sercu emocji dla demona jest największym dyshonorem, pozbawiającym szacunku, siły, trzeźwego spojrzenia i niezawodności. Gdy raz pozwoli sobie pokochać, do końca świata nie będzie w stanie odrzucić emocji, naznaczając się hańbą do końca istnienia wszelkich światów.” Ale autorze, poważnie? – dodała, sceptycznie obejmując wzrokiem dwa krótkie akapity. – Ta książka staje się z każdym dniem coraz głupsza! – burknęła i rzuciła tom za siebie.

W głębi dusza zaniepokoiła ją nowa treść, ale nie chciała, a raczej nie mogła się do tego przyznać. To by znaczyło, że arogancko wierzyła, iż Sebastian mógłby ją pokochać. A przecież to nie była prawda. Nie jest?

Podskoczyła ze strachu, kiedy coś uderzyło w tył jej głowy. Odwróciła się nerwowo, jednak nic nie dostrzegła. Po chwili, na jej kolanach wylądowała demoniczna księga. Otworzyła się samoczynnie, a kolejne karty przewracały się z zawrotną prędkością, by wskazać nastolatce jedną z ostatnich stron. Zaniepokojona spojrzała na kartę. Pojawiła się na jej niewielka kropka tuszu. Nim zdążyła zareagować kleks zmieniła się w linię, za którą pojawiły się kolejne, układając się w wykaligrafowane z wielkim umaszczeniem pytanie:

                „Zastanów się. Czy wciąż czujesz się bezpieczna?”

Dziewczyna parsknęła nerwowo.

                – Oczywiście, że tak. Cholerna, piekielna książko. Sebastian nigdy mnie nie zdradzi!

Kolejne słowa zaczęły pojawiać się w odpowiedzi na jej śmiały krzyk.

                „Jeśli Cię zabije, będzie miał całą wieczność, by znaleźć duszę stokroć lepszą niż Twoja. Dalej się nie boisz?”

Elizabeth zacisnęła zęby. Właściwie, co dawało jej pewność, że demon się od niej nie odwróci? Tajemniczy kodeks, a raczej ten, kto przemawiał za jego pośrednictwem, miał rację. Na pewno nie była aż tak niezwykła.  Jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna – ale tylko jako człowiek. Nie mogła być pewna, że od łatwej zdobyczy duszy o smaku takim samym lub dużo bardziej niezwykłym niż jej nie dzieli go jedynie ona. Jeden cios i byłby wolny.

                – Ale Sebastian mnie nie kocha. Nie musi się mnie obawiać.

                „A gdyby Cię kochał? Wciąż byłabyś tak pewna siebie?”

                – Zamknij się! – wrzasnęła rozwścieczona i cisnęła książką w okno.

Tom rozbił szybę i zniknął tuż za nią. Drobinki transparentnego szkła rozsypały się na parapecie.

                Kamerdyner wpadł jak burza do wnętrza biblioteki. Podbiegł do skulonej w fotelu nastolatki, kurczowo obejmującej rękami przyciągnięte do klatki piersiowej kolana. Oddychała nierówno, lekko drżąc. Popatrzyła na lokaja przeszklonymi oczami i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, wpadła w ramiona mężczyzny, mocno zaciskając ręce w jego pasie.

                – P-panienko? – wykrztusił z siebie zaskoczony. – Co się stało?

                – Po prostu mnie przytul, proszę – jęknęła błagalnie, wciąż drżąc.

Prawą dłonią objął ją w pasie, lewa delikatnie oparł na jej głowie, łagodnie przyciskając drobne ciało do swojej piersi.

                Stali w bez ruchu przez dłuższą chwilę, póki drgawki całkowicie nie przestały dręczyć zdenerwowanej nastolatki. W końcu odsunęła się nieznacznie i wbiła wzrok w jego twarz, rozpaczliwie szukając na niej obojętności. Jak na złość, targające nim emocje były dużo wyraźniejsze, niż kiedykolwiek.

                – Czy ty się martwisz? – zapytała nieprzytomnie, nie zdając sobie sprawy, jakiego przerażającego charakteru nadała temu zdaniu jej dziwaczna intonacja.

Lokaj przez chwilę zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć. Uśmiechnął się pod nosem i ponownie przytulił dziewczynę, dotykając ustami czubka jej fioletowej czupryny.

                – Oczywiście, że się martwię – odparł czule. – Powiesz mi, co tu się stało?

Odskoczyła od niego jak oparzona, z przerażeniem analizując każdy milimetr jego twarzy. Mówił szczerze. Poczuła jak strach paraliżuje jej ciało.

                – Nie… – jęknęła, przewracając się na ziemię.

Kamerdyner złapał ją w ostatniej chwili. Przykucnął i uniósł bezwładnie opadającą głowę hrabianki. Kiedy otworzyła oczy, odgarnął kilka kosmyków opadających na jej policzki.

                – Panienko, uspokój się i powiedz mi, o co chodzi – powiedział stanowczo, z poważnym wyrazem twarzy.

                Dotarło do niej, że nie może mu o tym powiedzieć. Nie może mu do końca ufać. Jeśli przedziwna książka mówiła prawdę, jeśli zaczął czuć, jeśli ją pokocha – straci go. Straci życie, odchodząc w niepamięć, a jej marzenie o zemście i zaspokojeniu go zniknie bezpowrotnie wraz z duszą. Jeśli od absolutnej wonności od uczuć, których tak nienawidził, dzielił go tylko jeden cios, dlaczego miałby z nim zwlekać?

                – Czy to prawda, że demony mogą kochać? – zapytała, dobrze zdając sobie sprawę, jak wiele ryzykuje.

                – Skąd przyszło ci do głowy coś takiego?

                – Odpowiedz! – podniosła głos, siadając na podłodze o własnych siłach.

Lokaj wstał i pomógł nastolatce się podnieść.

                – Tak – rzekł niechętnie, mrużąc oczy.

                – Czy to prawda, że jeśli demon pokocha człowieka, może się uwolnić od emocji jedynie zabijając go? –ciągnęła, drżącym głosem.

Znów miała wrażenie, że za chwilę zemdleje, dlatego ostatkiem sił podeszła do fotela i opadła na niego z cichym stęknięciem.

Sebastian stał zamurowany, nie wiedząc jak powinien zareagować. Skąd o tym wiedziała? Czy znała całą prawdę? Przypomniała sobie? Co powinien teraz zrobić? Nie był jeszcze gotowy, by podejmować taką decyzję, wciąż nie wiedział, czy powinien ją zabić. Serce krzyczało, by nawet nie próbował, że bez niej nie będzie w stanie istniej, jednak rozum opanowanie podpowiadał, że z chwilą jej śmierci, z chwilą złamania paktu, to wszystko stanie mu się obojętne.

                – Ja… – zaczął, jednak głos utknął mu w gardle.

                – Mów! – warknęła.

                – To prawda – przyznał, spuszczając głowę.

                – W takim razie – powiedziała niepewnie – nie zakochaj się we mnie… – ciągnęła, nie umiejąc się zmusić, by dodać kluczowe „to jest rozkaz”, które na zawsze rozwiązałoby problem.
Wtedy zrozumiała. Była już pewna, że pragnie jego miłości. Uczucia, którego nigdy nie mogła otrzymać.

                Nie dała rady wydusić z siebie ostatnich słów. Po jej policzkach popłynęło kilka łez, które szybko starła rękawem sukienki, odwracając wzrok od demona. Przez chwilę miała wrażenie, że już kiedyś czuła coś podobnego. A on odwzajemniał to.

To musiał być tylko sen – pomyślała.

Mężczyzna próbował udawać, że wszystko jest w porządku, siląc się na typową, zgryźliwą uwagę.

                –Czy nie za dużo sobie wyobrażasz, panienko? Demona, takiego jak ja, nie można uwieść z taką łatwością. Szczególnie z takim charakterem, jak twój. – Uśmiechnął się złośliwie i przez chwilę wydawało się, że wszystko wróciło do normy. Że jest to tylko kolejna, nigdy niewyjaśniona do końca sytuacja.

Jednak oboje widzieli swój wzajemny ból, nieme okrzyki rozpaczy wypełniające ich umysły, rozrywające serca. Niepewni wzajemnych uczuć, pragnący ich, a zarazem przerażeni możliwością ich istnienia i konsekwencjami, które ze sobą niosą.

                – Zamknij się – odparła, wymuszając uśmiech. – Co z Sethem?

                – Tak jak prosiłaś, dałem mu wolne. Powinien być u siebie – odpowiedział, nie kryjąc niezadowolenia.

                – Idź do niego i powiedz, żeby za piętnaście minut przyszedł do… – zawahała się, myśląc nad dobrym miejscem spotkania. – Niech czeka na mnie na strychu! – Rozpromieniła się nagle, kiedy pomysł sam wpadł jej do głowy.

Miejsce, gdzie się poznali, choć nie do końca takie samo, jednak wciąż wystarczająco podobne. Tam, gdzie wyjawiła mu swój sekret, niech i tam ich znajomość zacznie się na nowo. 

7 komentarzy:

  1. Dziwne, ale podobało mi się. No, może z wyjątkiem końca, gdzie ta wstawka o Sethcie mi popsuła xD To było takie "KAWAII", że aż mnie coś natchnęło na pisanie, ale zważając, że u mnie akcja jest zrypana niepożądanym początkiem całości, to jest to niemożliwe.

    Nasza kochana książeczka wróciła! Tylko co dalej? XD Mój mózg nie może tego przetworzyć.

    Oki, to weny, pomysłów i do środy xP

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże... Zakochałam się w końcówce. xD
    Wspaniały rozdział.. Co tu więcej powiedzieć...
    No cóż, jedynie weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, chcę więcej! D: Rozdział był przepełniony emocjami, ale czegoś mi zbarakło. Nwm, może po prostu jestem zmęczona xD
    Znalazłam tam chyba dwie literówki i kiedy opisywałać scenę jak szli korytarzem, zamiat napisać "nie była chyba dla niego tylko jedzeniem: czy coś w tym stylu, napisałaś w kontekście, który mówi, że nie jest dla siebie tym opakowaniem... czy coś, mam nadzieje, że się połapiesz xDDD

    Dużo weny i powodzenia w rysowaniu i licencjacie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurczę. Ta ksiązeczka nie jest już taka fajna jak myślałam.
    Ale zacznijmy od początku.
    Seth, Seth, Seth. Od kiedy tylko pojawił się w opowiadaniu, cholernie go polubiłam. Gdzieś tam w środku czułam, że to on jest odpowiedzialny za te wszystkie zbrodnie w sierocińcu, no ale jak widać, myliłam się xD Chłopak ma trochę nasrane w głowie.. no proszę, kto grzebie komuś w środku... i nie ma tu na myśli żadnych podtekstów xD Takie lekkie rozdwojenie jazni :O Jeszcze coś tu nakręci, a jego chłodny stosunek do Michaelisa oraz także fakt, że demon za nim nie przepada stawiają go dla mnie w jakiejś takiej dziwnej, zajebistej poświacie <3
    Seba.. zazdrosny kocur, takiego go uwielbiam<3 Chcę więcej sporów miedzy sierotą a nim :D
    Lizzy, o mateczko. Dziewczę trochę zmiękło, ale co sie dziwić. Nie wiem jak poradziłabym sobie w sytuacjach którym dziewczyna miała obowiązek sprostać.
    Art z poprzedniego rozdziału - obłędny. No po prostu widzę, jak po treningu demon ocieka potem i seksem <3 Za takiego trenera wszystko bym oddała *.* nawet dusze. o zgrozo haha.
    Dobrze, że piszesz czasem, że jesteś zadowolona z roziału, bo faktycznie tak jakoś lepiej się czyta. ahha <3
    Dobra, nie przeciągam, ide coś zjeść, bo z głodu nie mogę się już skupić :D
    Czekam na środę :*
    Buziaki:******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeee. Tęskniłam za Tobą <3 Słyszałam od Mei, że miałaś jakieś problemy z kompem. Dobrze, że wróciłaś :)
      Rzadko się zdarza, że mi się podoba mona własna twórczość xD cieszę się, że na Tobie wywiera pozytywne wrażenia :D
      Seth to takie moje poryte dziecko. Jakieś tam zgrzyty może jeszcze będą, kto to wie^^
      miło, że podobał Ci się art. Mam nadzieję, że skoro wróciłaś, to niedługo i u Ciebie pojawi się coś nowego :)

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, to było słodkie, a potem Seth popsuło mi to ech... ta księga naprawę jest nie zwykła, trochę wyobraźiłam sobie że to Grell stoi za sprawą z tą księgą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.