sobota, 30 maja 2015

Tom 2, XXXII

Tak jak wspominałam na fp, dziś notka później, bo byłam na Matsuri. Pozdrawiam azjatę, którego widziałam na Hanami, ale on nawet nie wie, o moim istnieniu TT_TT
Myślałyśmy, czy do nieog nie zgadać, ale przerywanie komuś pracy jest takie... takie bezczelne, więc sobie dałyśmy spokój. 
Ale kupiłam tangle tizer, 4 tom Śmiechu w Chmurach, Rock na szóstkę i jadłyśmy kakigoori z matchą, więc ogólnie dobry dzień dziś był.
Miłej lektury! :)

====================

                – Panienko, wszystko w porządku? – zapytał czule, klękając przed nastolatką.

Milczała i odwracała do niego wzrok. Objął dłońmi jej twarz i delikatnie uniósł ją tak, by musiała na niego popatrzeć.

                – Proszę powiedzieć mi, co się stało.

                – Kiedy nie wiem. Nie rozumiem, o co mi chodzi. Nie rozumiem, co czuję. Dlaczego mnie męczysz? – jęczała, próbując powstrzymać się od płaczu. – To przez te gorączkę – dodała po chwili, udając zdenerwowaną.

Lokaj westchnął cicho i objął dziewczynę, przyciągając ją do siebie. Zacieśnił uścisk, by mogła odnaleźć w nim oparcie i bezpieczeństwo, którego symbolem był dla niej przez te wszystkie lata. Pociągając nosem, odwzajemniła gest demona i mocno wtulając się w jego pierś, zaczęła głośno płakać.

Sebastian milczał zastygły w bezruchu, czekając aż jego nastoletnia pani uspokoi się i odepchnie go od siebie, jak zwykła robić, kiedy dochodząc do siebie zdawała sobie sprawę ze swojego dziecinnego zachowania. Gorączka zawsze osłabiała dojrzałą stronę dziewczyny, pozwalając by dziecko całkowicie przejęło kontrolę. Nie zamierzał jej za to karcić. Właściwie, odczuwał satysfakcję. Przez moment Elizabeth znów dała mu złudną nadzieję, że wciąż to on jest jedynym oparciem w jej życiu.

                Fioletowowłosa przestała drżeć. Zmożona łzami i podwyższoną temperaturą ciała zamknęła oczy. Z każda chwilą jej oddech stawał się spokojniejszy, nerwowo bijące serce zwalniało, a dłonie, kurczowo ściskające frak lokaja, stopniowo rozluźniały się, aż w końcu zupełnie bezwładnie opadły wzdłuż jego ciała na miękki materac. Zasnęła.

Demon delikatnie odsunął ją od swojej piersi i położył w łóżku, dokładnie przykrywając drobne ciało nastolatki pierzyną. Chwycił stojący na etażerce kandelabr i szepcząc łagodnie „dobranoc”, wyszedł z sypialni.

Gdy tylko znalazł się za drzwiami jego zatroskana twarz przybrała rozwścieczony wyraz. Żwawo przemierzył korytarze, dochodząc do drzwi nowego pracownika. Bez ostrzeżenia wtargnął do środka, zastając chłopaka stojącego przed lustrem, dumnie uśmiechającego się do swojego odbicia.

                – Nie chcę tego więcej widzieć – warknął, rzucając w chłopaka pogniecioną paczką papierosów.

Brunet zaśmiał się kpiąco i rzuciwszy okiem na pudełko, powiódł wzrokiem po groźnie wyglądającym zwierzchniku. Jego budząca grozę postawa nie robiła na chłopcu żadnego wrażenia. Wsunął rękę do kieszeni i zostawiając w niej paczkę, teatralnie podrapał się po głowie.

                – Zastanawiałem się, gdzie ją zostawiłem – odpowiedział bezczelnie, udając, że nie widzi zdenerwowania Sebastiana.

                – Jako służący rodu Roseblack twoim obowiązkiem jest zapewnienie naszej pani bezpieczeństwa i dostatku. A także zdrowia – ciągnął lokaj, powoli zbliżając się do beztroskiego nastolatka.

Chłopak niewzruszenie stał w miejscu, prowokując mężczyznę zadziornym spojrzeniem.

                – Nie rozumiem, o co ci chodzi – parsknął, odwracając głowę w stronę okna.

                – Panienka Elizabeth ma słabe zdrowie. Nie czuje temperatury tak, jak normalni ludzie. Wydaje jej się, że jest ciepło, a w rzeczywistości marznie – wyjaśnił nieco spokojniej, by po chwili powrócić do ciężkiego, oskarżycielskiego tonu. – Pozwoliłeś, by w cienkiej sukience siedziała przy otwartym na oścież oknie. Jesteś większym utrapieniem niż ta banda… Niż pozostali służący. – Próbował zachować spokój, miarkując wypowiadane słowa.

Znów zbliżył się o parę kroków, znajdował się zaledwie kilka centymetrów od śniadego nastolatka. Patrzył na niego z góry, pozwalając, by jego oczy przez ułamek sekundy obnażyły przed niekompetentnym sługusem swoje prawdziwe oblicze. Seth szczerzył się z zadartą do góry głową, ani myśląc, by się cofnąć. Nie mógł pozwolić, by kamerdyner poczuł nad nim wyższość. Nie zamierzał dać mu satysfakcji płynącej z kontrolowania go. Pokazywał Sebastianowi, że z nim nie pójdzie tak łatwo. Nie był pierwszym lepszym dzieciakiem z ulicy, który trząsł portkami przed każdym wyższym od siebie, kto miał kaprys spojrzeć na niego z grozą, bo coś mu się nie podobało.

                – Jeśli jeszcze raz zachowasz się tak lekkomyślnie, wyciągnę konsekwencje. – Ostatni słowa Michaelisa brzmiały niczym groźba.

Odwrócił się na pięcie i nie czekając na reakcję krnąbrnego dzieciaka, którego z każdą chwilą nie znosił coraz bardziej, wyszedł z obskurnej kwatery, zatrzaskując za sobą drzwi.

                – Gnojek za dużo sobie pozwala. Elizabeth, dlaczego zawsze musisz przysparzać mi nowych zmartwień? – jęknął w duchu, zmierzając do kuchni.

~*~

                – Nie martw się. Już niedługo się go pozbędę, obaj na tym skorzystamy. – Seth obrócił się w stronę lustra i pokazał swemu odbiciu język, puszczając oczko. – Spokojna głowa, mam plan. Zresztą dobrze o tym wiesz, w końcu jesteś jego częścią – burknął po chwili milczenia.

Cokolwiek widział w lustrze, z kimkolwiek zdawałoby mu się, że rozmawia, musiał go naprawdę rozbawić. Nastolatek parsknął głośnym śmiechem, opluwając szklaną powierzchnię.

                – Nie dziwię się, że spadłeś ze stołka. Fascynuje mnie za to, jak udało ci się tak długo na nim wysiedzieć. – Machnął ręką i odszedł od posrebrzanego szkła.

Usiadł na łóżku i przez chwilę wpatrywał się w swoje dłonie. Myślami błądził w marzeniach o niedalekiej przyszłości. O chwili, gdy pozbędzie się rywala i zdobędzie serce dziewczyny.
Nie potrafił darzyć kamerdynera szacunkiem. Nie, żeby chciał, ale zwyczajnie nie był w stanie. Elegancki i dostojny, Sebastian Michaelis sprawiał wrażenie inteligentnego, wykształconego i naprawdę bystrego, jednak w rzeczywistości niewiele różnił się odplebsu, z którym nastolatek obcował na co dzień.

                – Spostrzegawczość kreta – zachichotał pod nosem.

Położył się na łóżku i założył ręce za głowę. Wpatrywał się w szary, chropowaty sufit, uśmiechając się do własnych wyobrażeń. Nic nie było w stanie popsuć jego dobrego humoru po spotkaniu z dziewczyną, dodatkowo podsyconego wściekłością Sebastiana. Osiągnął już tak wiele, nic nie stanie mu na przeszkodzie. Sprawi, że szlachcianka odsunie się od wiernego kamerdynera, rzuci go w kąt, jak zepsutą zabawkę i ulokuje swoje uczucie w nim, wymawiając utęsknione słowa.

~*~

                Porywisty wiatr uderzał w mury posiadłości niosąc ze sobą mnóstwo płatków śniegu, które osadzając się na zimnym kamieniu, tworzyły na jego powierzchni wzory, jakie była w stanie stworzyć tylko nieprzewidywalna matka natura. Silne podmuchy wiatru świszczały echem po pustych korytarzach wielkiego domostwa. Zasnute chmurami niebo odgradzało promienie życiodajnego słońca od zamarzniętego, angielskiego terenu. Gdzie okiem sięgnąć, widać było jedynie odcienie szarości, ciągnące się po sam horyzont, którego dostrzeżenie stawało się coraz trudniejsze w miarę, jak nasilały się opady zamarzniętych kropki wody.

Drobna blondynka kończyła właśnie zakładać swój pracowniczy fartuszek, kiedy głośne łupnięcie, dobiegające z okolic kuchni, wprawiło ją w popłoch. Nie związawszy włosów, wybiegła z sypialni i pognała korytarzem w stronę wydobywającego się z pomieszczenia się dym. Kiedy wpadła do jego wnętrza, wśród ciemnych tumanów duszącego smogu dostrzegła dwie umorusane, męskie sylwetki. Machając rękami na wszystkie strony, podeszła do nich, by przyjrzeć się z bliska kolejnemu, codziennemu kataklizmowi.

                – Thomas, co się stało? – zapytała podniesionym głosem.

Stojący obok kucharza Seth, spuścił głowę z zażenowaniem i cały poczerwieniał na twarzy.

                – Chciałem zapalić i wznieciłem mały ogień… – zaczął się tłumaczyć.

                – Mówiłem, żebyś tu nie palił, mnóstwo mąki równa się wielki wybuch! – wydarł się kucharz, przecierając wybrudzoną twarz.

                – Przepraszam! – Chłopak niemal pisnął jak mała dziewczynka.

Zaczął się trząść. Po chwili po jego policzkach zaczęły spływać łzy, zbierając po drodze drobinki węgla z jego ciemnoskórego oblicza. Jeanny spojrzała ze złością na ciemnowłosego mężczyznę i podeszła do chłopca, lekko go obejmując.

                – Nie przejmuj się – pocieszała go.

                – Gdy Elizabeth się o tym dowie, na pewno mnie wyrzuci! – załkał, chowając twarz w fartuchu dziewczyny.

                – Nie, na pewno nie. Nie takie rzeczy się tu działy. – Pogłaskała nastolatka po głowie.  – Thomas!

                – Hę? – Brunet burknął z niezadowoleniem, próbując oczyścić skrawek kuchennego blatu.

                – Weźmiemy to na siebie, dobrze? – zapytała z uprzejmości, ponieważ kucharz dobrze znał specyficzny wzrok dziewczyny.

Wielkie, przeszklone oczy, wyrażające głębokie współczucie i chęć pomocy. Spojrzenie, które nie znosiło żadnego sprzeciwu. Wiedział, że nie ma najmniejszego sensu z nią dyskutować. Jeśli raz postanowiła pomóc, nie zmieni zdania.

                – Co tu się dzieje? – zapytał zrezygnowany Sebastian, niechętnie wchodząc do zrujnowanego, po raz piąty tego miesiąca, pomieszczenia.

Powiódł wzrokiem po trójce umorusanych służących i westchnął ciężko, ciesząc się w duchu, że nie zastał całej czwórki. Jeden, jedyny Tai wciąż dawał mu wiarę w stosowność tej całej szopki, którą odgrywali .

                – Chciałam zapalić świece i… i… i całe pomieszczenie było w mące i… – nerwowo tłumaczyła dziewczyna.

Lokaj uniósł dłoń w górę, nakazując pokojówce, by zamilkła.

                – Przestań Jeanny. Po co miałabyś zapalać świecę w środku dnia? – zapytał, gniewnie spoglądając na wtulonego w jej pierś nastolatka.

                – Pa-panie Sebastianie, je… – jąkała się dalej.

                – To moja wina. – Seth odsunął się od pokojówki i pewnym siebie wzrokiem spojrzał w oczy kamerdynera. – Skąd miałem wiedzieć, że mąka wybuchnie? – jęknął, próbując się wykpić.
Sebastian nie miał ochoty kontynuować niestosownej rozmowy z nieposłusznym młodzieńcem. Zwrócił się do kucharza.

                – Dlaczego… Dlaczego cała kuchnia była w mące? – spytał  do reszty zrezygnowany.

Złapał się na tym, że właściwie był naprawdę ciekawy, co tym razem skłoniło kucharza do tak irracjonalnego zachowania. Co tym razem było przyczyną kolejnego wybuchu. Dlaczego tym razem będzie musiał odbudować pomieszczenie i znów dopisać do listy zakupów kuchenne wyposażenie.

                – Chciałem przygotować mięso na obiad. Przyniosłem wór mąki, ale pomyślałem, że jęczmienna nadawałaby się lepiej. Nie mogłem jej znaleźć, więc przynosiłem worki tutaj, żeby się nie pomylić i w końc…

                – Wystarczy – przerwał mu lokaj, zupełnie tracąc zainteresowanie historią.

Była tak absurdalna, tak bezsensowna i tak… głupia, że marnowanie chociażby pięciu sekund więcej na jej wysłuchiwanie było niewybaczalną stratą, nawet dla kogoś, kogo życie trwało tysiące lat.

                – Macie to natychmiast posprzątać – zwrócił się do całej trójki. – A ty – pouczył nastolatka – jeśli jeszcze raz będziesz próbował wysadzić posiadłość w powietrze, powstrzymaj swoje żądze i wysadź siebie. Najlepiej w ogrodzie, z dala od budynku i wszelkich żywych istot – rozkazał.

                – Tak jest, łaskawy panie – odparł, kłaniając się nisko.

                – Pan Sebastian ma takie dobre serce… – szepnęła pokojówka, zupełnie nie zauważając, lub może raczej, nie rozumiejąc toczącej się walki pomiędzy Michaelisem, a złotookim chłopakiem.

                Demon wyszedł z kuchni. Wyciągnął kieszonkowy zegarek i spojrzał na wskazówki. Dochodziła jedenasta. Tak, jak się spodziewał – przez złe warunki pogodowe nauczycielowi nie udało się dotrzeć. Prawdopodobnie żadnemu z nich się nie uda. Przeszedł przez korytarz i zniknął w jednym z pomieszczeń. Podszedł do telefonu i wykręcił numer z zamiarem odwołania reszty zajęć, jednak linia telefoniczna nie działała.
                – Przez te pogodę pewnie znów została zerwana –westchnął, odkładając słuchawkę.
Przez chwilę zastanawiał się, co powinien zrobić. Najpierw musiał zająć się Elizabeth. Nie miał dla niej śniadania, jednak nie było to problemem. Gorąca herbata w zupełności jej wystarczy, jeszcze będzie wdzięczna, że nie męczy jej posiłkiem. Chociaż godziło to w jego dumę, zaopatrzony jedynie w pachnącego Earl Greya poszedł obudzić fioletowowłosą.

                Zapukał do drzwi. Nie otrzymując odpowiedzi, wszedł do środka i po cichu postawił filiżankę na nocnym stoliku. Podszedł do okna i rozsunął ciężkie zasłony. Pomieszczenie rozjaśniło się lekko, jednak wypełniała je ponura atmosfera. Szare widoki za oknem nie napawały entuzjazmem. Wiedział, że kiedy hrabianka otworzy oczy i zobaczy depresyjnie wyglądające niebo, poczuje się przytłoczona. Wyolbrzymione przez gorączkę emocje wprawią ja w negatywny nastrój. Nie chciał znów oglądać smutku na jej twarzy.

                – Sebastian? Która godzina? – Usłyszał zaspany głos dziewczyny, leniwie jęczącej spod grubej warstwy kołdry.

                – Dochodzi jedenasta, panienko – odparł uprzejmie i podszedł do łóżka. – Proszę mi wybaczyć, ale z powodu, ekhem, niespodziewanego zdarzenia losowego, zawiodłem jako kamerdyner rodu Roseblack. Tego ranka raczyć mogę panienkę jedynie naparem ze specjalnie wyselekcjonowanych liści ceylońskich z dodatkiem bergamoty – recytował, głęboko się pochylając.
Zaciekawiona Elizabeth wysunęła głowę spod przykrycia i przyjrzała się czubkowi głowy służącego. W pierwszej chwili spodziewała się jakiegoś podstępu, jednak nigdzie wokół niego nie był żadnego talerza, ani wózka. Rozochocona usiadła, i kiedy zobaczyła, że lokaj się podnosi, wbiła w niego żarłocznie ciekawskie spojrzenie.

                – Mówisz o Earl Grey’u, jakby to było coś niezwykłego w tym domu – zauważyła. – Naprawdę nie ma śniadanie? – zapytała po kilku sekundach, nie mogąc się powstrzymać.

                – Naprawdę – przytaknął z żalem w głosie.

Dziewczyna zaśmiała się radośnie i chwyciła filiżankę. Upiła kilka łyków, odstawiła naczynie z powrotem na etażerkę i przekręcając się na łóżku tak, że jej nogi luźno zwisały ku ziemi, zaczęła nimi przebierać, kiwając głową na boki.

                – Se-ba-stian nie zrobił śniadania! – zachichotała.

Demon czuł, jak wzbiera w nim złość. Wszystko było winą cholernego gówniarza, którego sprowadziła do domu. Przez niego nie tylko cierpiała jego duma, ale stał się w oczach Elizabeth obiektem kpin. Może jednak powinien był coś przygotować, odrobinę nadszarpując zasady?

                – Panienko… – chciał się wytłumaczyć, ale widząc szczery uśmiech na drobnej twarzy hrabianki, zrezygnował.

Jeżeli bycie poniżonym przez nastoletnią sierotę miało sprawić, że jego najdroższa pani zapomni o swych smutkach, a jej serce wypełni szczera radość, mógł być poniżany nawet przez wieczność.

                – Może nie przez całą wieczność, ale przez jej połowę na pewno – zaśmiał się w duchu.

Dobry nastrój Elizabeth działa także na jego samopoczucie.

                – Powiesz mi, co to za „niespodziewane zdarzenie losowe”, czy będziesz grał tajemniczego? – zapytała, wydymając usta.

Demon uśmiechnął się do niej życzliwie.

                – Czy moje poniżenie nie jest wystarczającą karą?

                – Nie obracaj kota ogonem. Chcę wiedzieć, co się stało tym razem!

                – Szczerze mówiąc, sam nie wiem jak do tego doszło. Thomas zapełnił całą kuchnię mąką, a Seth…     

                – Seth? – zdziwiła się.

                – Tak, Seth. Chciał odpalić w kuchni papierosa. Panienko, wiedziałaś, że pali? – zapytał, marszcząc czoło.

Zbliżył się do dziewczyny i pochylił się tuż nad jej głową, wprawiając nastolatkę w niezręczne uczucie. Odsunęła się lekko w tył i zachichotała nerwowo, wyciągając ręce przed siebie, starając się stworzyć między nimi namiastkę dystansu.

                – Odsuń się, zarażę cię – powiedziała, unikając odpowiedzi.

Nie chciała go okłamać, ale nie chciała także przyznać się ani do wiedzy, ani do czynu, którego na pewno nie pochwali. Nie mógł, co prawda, niczego jej zabronić, ale pełne żalu spojrzenie jego szkarłatnych oczu wzbudzałoby nieznośne poczucie winy, którego nie chciała doświadczać.

                – Proszę, odpowiedz – nalegał, nie drgnąwszy nawet odrobinę.

                – No dobra! – warknęła, krzywiąc się.

Mężczyzna odsunął się, by triumfalnie patrzeć na nią z góry, gdy wreszcie się przyzna.

                – Wiedziałam – powiedziała krótko.

Widziała jego wyczekujący wyraz twarzy, niesamowicie ją bawił.

                – To wszystko, panienko? – upewniał się.

Skinęła głową.

                – Dobrze. W takim razie… Przyszła zamieć, gdybyś zastanawiała się, czemu nie obudziłem cię na zajęcia.

                – Nie pamiętam nawet jak poszłam spać… – mruknęła, próbując przywołać obrazy z zeszłego wieczoru.

                – Proszę się tym nie kłopotać. Zasnęłaś, pełna gracji, na kanapie na poddaszu – odparł złośliwie.

                – Nieprawda! – zaoponowała, chociaż tak naprawdę nie miała pojęcia, co zaszło.

Gorączka otumaniła ją bardziej, niż się spodziewała. Mimo usilnych prób nie potrafiła przywołać żadnego konkretnego obrazu. Jej twarz zalał lekki rumieniec. Odwróciła głowę, by spojrzeć przez okno.

                Rozbawiony demon, podszedł do szafy i wyciągnął z niej grubą, wełnianą suknię. Widząc niezadowolony grymas na twarzy nastolatki, powiesił ubranie na drzwiach szafy.

                – Co w takim razie chciałabyś założyć? – zapytał zaciekawiony. 

5 komentarzy:

  1. Ojej, tam śnieżyca, a u mnie ulewa i burza. Cóż za zbieg okoliczności...

    No a Seth już wystarczająco chyba został przeze mnie ublocony obelgami w środę. I powiedz coś mojemu mózgowi na temat wizji Seth a Michael.
    I czemu Lizz, skoro jest chora, nie zostanie w łóżku? XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Lizz jest bardziej z tych, które straciwszy nogę w bitwie, popełzły by po rannego przyjaciela, żeby mu pomóc, nie myśląc, czy przy okazji sama by umarła. Chociaż też nie zawsze, ale generalnie dla niej coś takiego jak choroba, nie jest okolicznością, która ją unieruchamia i krzyżuje plany. Nie pamiętasz treningów? :P Ona ma kompleks słabości, nie może być słaba i boi się taka być w oczach Seby, a ciągle ma wrażenie, że on ją widzi jako słabą, bezbronną istotę, która potrzebuje ochrony. Ona chce i musi być silna, na tym opiera swoją równowagę psychiczną w dużej mierze :P

      Usuń
  2. Moja miłość do Setha rośnie <3
    Oczywiście nie przebije on Seby, ale te spory między nimi są takie cudowne *.* , że ostatecznie mogłoby dojść do jakiś rękoczynów (które oczywiście zbawiennie by ktoś przerwał).
    Chce jakąś nagłą, dziką akcje, zamach na życie Lizz. Brakuje mi tu wtargnięcia potencjalnego wroga, który spierdzieliłby całą miłą atmosferkę. <3
    Buuziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ćśś, buduję nastrój :P
      Zbliżamy się powoli (bo jeszcze jakieś 100 storn zostało xD) do końca drugiego tomu, więc akcja będzie. A po ostatnim rozdziale tego tomu mnie zabijecie i trzeciego nie opublikuje. Tak to będzie, ja to wiem <3
      Cieszę się, że lubisz Setha, ja go też niesamowicie lubię w gruncie rzeczy.
      Buuuziiii i weeenyyyy, bo chcę newsa też! <3

      Usuń
  3. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, Seth to mi się coraz bardziej nie podoba... aż bym chciała,  aby pokazał swoje diaboliczne oblicze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.