środa, 22 lipca 2015

Tom 2, LXVI

Okay. Udało się. Dobrnęliśmy do końca drugiego tomu. 
Tylko mnie nie zabijajcie. 
Robię sobie tygodniową przerwę, mam w przyszłym tygodniu egzamin, no i przydałoby się kilka dodatkowych stron (jakieś 50) napisać przed startem kolejnego tomu.
Możecie wpadać na mojego Wattpada: https://www.wattpad.com/user/Namisiaa
Wrzucam tam coś czasami. Odnowiona wersja Róży (poprawiona, jak dotąd nic nowego nie dodałam, ale pewnie wejdą jakieś wątkli poboczne), a także moje drugie dziełko "W stronę mroku", które jeszcze raczkuje, ale mam wobec niego większe plany, więc warto czekać. :)
To w sumie chyba tyle. Dajcie znać, jak Wam się podobało i jak będziecie mnie zabijać, to zróbcie to jakoś finezyjnie, nie chcę umrzeć tak zwyczajnie zadźgana, czy zastrzelona. Liczę na Wasza inwencję^^
Miłej lektury.

PS Tak, wiem. Za krótko, ale więcej nie było. :P
==================

Wstała. Żwawo i energicznie, jakby kilka ostatnich minut w ogóle się nie wydarzyło. Jakby żadne z licznych stłuczeń, żadna z krwawiących ran nie miały najmniejszego znaczenia. Nie czuła bólu. Zniknęła w głębi własnego umysłu, pozwalając by wściekłość prowadziła jej ciało. Spojrzała na krzyczącego lokaja, kopnęła go w twarz i ponownie stanęła do walki. Młody demon patrzył z podziwem, jak fioletowowłosa emanuje złem dorównującym jego sztuczkom. Nim się obejrzał, Elizabeth była tuż obok niego, przeprowadzając serię ciosów. Uniknął ich, chociaż z większym trudem niż poprzednio. To nie była już ta sama zrozpaczona dziewczyna. To była zimna furia, która idealnie wykorzystywała cały potencjał słabowitego, lecz wysportowanego ciała nastolatki. Bez zbędnych ruchów, bez słów, bez wahania. W ułamku sekund obliczała najlepsza trajektorię uderzenia.

Mimo wszystko, wciąż była człowiekiem. Nadal nie była w stanie dorównać demonowi. Nastolatek wyprowadził jedno celne kopnięcie, ponownie odsyłając hrabiankę pod ścianą, spod której przybyła odmieniona.

Nie poddawała się. Wstawała i upadała tak długo, aż ciało zupełnie odmówiło posłuszeństwa. Rozdygotana, zalana krwią wydała z siebie niemal zwierzęcy krzyk, po czym straciła przytomność.

                Sebastian stawał się coraz słabszy. Miał nie dopuścić, by dziewczynie stało się coś złego, miał jej bronić, a jedyne, co był w stanie zrobić, kiedy Saamed bił ją do nieprzytomności, to przyglądać się jej cierpieniu.

                – Panienko! – krzyknął, trącając dziewczynę w ramię.

Otworzyła oczy i spojrzała na niego nieprzytomnie.

                – Wybacz, nie udało mi się nic zdziałać. Nie patrz tak, nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczona. Był dla mnie łagodny – pocieszała Sebastiana, próbując się uśmiechnąć.

                – Zawiodłem cię.

                – Byłem delikatny, bo jesteś mi potrzebna, dziewczyno – zaśmiał się Seth, przerywając ich rozmowę.

Podskoczył do dziewczyny i chwyciwszy materiał koszuli, podniósł ją i oparł o ścianę. Uśmiechnął się lubieżnie i zlizał strużkę krwi wypływającą z kącika jej ust.

                – Od dziś należysz do mnie.

                – Cze… czemu tak bardzo ci na mnie zależy? – wykrztusiła z trudem.

Nastolatek teatralnie się skrzywił, udając zamyślonego.

                – Powiem ci, zasłużyłaś na to – stwierdził pewnym siebie głosem. – Nie mogę zawierać kontraktów. Moją jedyną szansą jest twoje dobrowolne oddanie się w moje ręce, zrzeknięcie się kontraktu z… Sebastianem na moją rzecz.

                – Nie rozumiem, czemu chcesz akurat mnie, ale – zacięła się, z trudem nabierając powietrza – czemu myślisz, że się na to zgodzę?

                – Bo tylko tak go uratujesz. Jeśli mi się oddasz, pozwolę mu żyć.

                – Przed chwilą mówiłeś, że chcesz go zabić – zakpiła Lizz.

                – Bo chcę – odparł rozbrajająco, wyszczerzając się w beztroskim uśmiechu. – Teraz możesz uratować go przed śmiercią w najgorszych męczarniach, później zabiję go bezboleśnie. To obietnica.

                – Nie – wycedziła przez zaciśnięte zęby, spoglądając kątem oka na ledwie przytomnego kamerdynera.

                – Co powiedziałaś? – wzburzył się Saamed.

                – Powiedziałam, że nigdy się na to nie zgodzę! Moja dusza należy tylko do Sebastiana! – wrzasnęła.

                – W takim razie zabiję go od razu!

Chłopak puścił szlachciankę i rzucił się na lokaja. Jego dłonie zmieniły się w długie szpony, którymi niemal dosięgnął ciała Sebastiana, kiedy niewidzialna siłą odepchnęła go w tył.

                – Dosyć, Saamedzie – zabrzmiał niski, chłodny głos.

Pomieszczenie wypełnił mrok. Pośród ciemności Elizabeth dostrzegła dwa krwistoczerwony punkty. Zbliżały się, napawając ją coraz większym lękiem. Podpełzła do kamerdynera i próbowała go dobudzić.

                – Panienko? – wycharczał, rozglądając się wokół.

                – Sebastian, co tu się dzieje? – zapytała, wskazując dłonią skąpaną w ciemności postać zbliżającą się w ich stronę.

Całkowicie ignorowała Setha, blokując każdy jego ruch niedostrzegalną dla ludzkiego oka siłą.

                – Be… Belial – wydusił czarnowłosy, zbierając w sobie resztki sił, by przesunąć się na przód, osłaniając ciałem swoją panią.

                – Witaj, mój synu – odparł Król Podziemi.

                – Nie nazywaj mnie tak – warknął kamerdyner.

Czerwone oczy Beliala przygasły, kiedy pochylił się nad demonem. Spojrzał na niego pogardliwie, po czym przeniósł wzrok na przyglądającą mu się zza ramienia bruneta, zakrwawioną dziewczynę.

                – Sebastian? – zapytał władca demonów. – Tak się teraz do ciebie zwracają? Dobrze, więc Sebastianie… Ileśmy się już nie widzieli?

                – Zdecydowanie zbyt krótko – odparł wojowniczo.

Elizabeth zacisnęła pięści i przesunęła się obok lokaja. Chwyciła go za rękę i poważnie spojrzała z czerwone ślepia Beliala.

                – Panie, proszę wybaczyć mi śmiałość. Błagam cię, panie, uzdrów swojego syna – powiedziała twardo, pochylając głowę przed przerażającą, piekielną istotą.

Król parsknął śmiechem. Jego niski głos odbijał się echem, wprawiając całe pomieszczenie w drgania.

                – Dziewczynko. Co ty sobie wyobrażasz? Śmiesz zwracać się do Króla Piekieł? Jesteś człowiekiem, zwykłym robakiem. Doprawdy synu, przez takich jak ty, to ludzkie plugastwo myśli, że ma cokolwiek do powiedzenia. Powinienem cię zabić, ale dam ci szansę – rzekł, uspokoiwszy się.

                – Pozwolę ci zdecydować. Jeżeli przyznasz, że ta cała twoja miłość do tego robaka, to zwykły żart, uratuję ci życie i pozwolę wrócić do królestwa. Zasiądziesz w chwale u mego boku, tak, jak planowałem od samego początku. Jeśli jednak będziesz obstawał przy tych swoich szczeniackich zabawach, pozwolę Saamedowi zabić ciebie i to bezczelne plugastwo.

                – Ty… – stęknął demon.

                – Zastanów się dobrze. Nawet, jeśli pokonasz Saameda, trucizna wykończy cię przed wschodem księżyca.

                – Seba…

                – Milcz gówniaro!

Zirytowany Belial zamachnął się i odepchnął dziewczynę na drugi koniec sypialni.

Sebastian popatrzył na rozmazane ślady krwi swojej pani. Obraz przed jego oczami stawał się tak niewyraźny, że po chwili nie był już w stanie ich dostrzec. Powiódł wzrokiem po zarysie sylwetki Króla, zatrzymując spojrzenie na jedynym, co widział teraz dokładnie: iskrzące szkarłatem oczy i ostre, śnieżnobiałe kły Króla, który oczekiwał na jego decyzję. Lokaj wiedział, że nie ma szans przeciwko Saamedowi, który spętany mackami ciemności, nie mógł nawet drgnąć, a co dopiero z samym Władcą. Ze złości przegryzł dolną wargę.

                – No już… Sebastianie. – wycedził Belial, zdawałoby się, obrzydzony imieniem, jakie nadano jego ulubieńcowi. – Starczy tej zabawy. Pora wracać do domu.

                – Masz rację, ojcze. – Do uszu Elizabeth dotarł rozbawiony głos Sebastiana.

Zaczęła pełznąć w stronę dwójki demonów, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.

                – To zaczęło stawać się naprawdę nudne – kontynuował kamerdyner, ścierając spływającą z wargi krew.

Ociężale zaczął się podnosić, pozwalając, by jego ciało wróciło do swego naturalnego stanu.   

                – Za każdym razem dawali się nabrać. Bez względu na płeć, wiek, rasę. Wszyscy tak cholernie głupi i łatwowierni.

                – Mówiłem ci. Gdybyś nie był tak krnąbrny i uwierzył mi od razu, nie doszłoby do tego.
Sebastian pochylił głowę i klęknął przed Belialem.

                – Wybacz mi ojcze, miałeś rację. Błagam, byś pozwolił mi wrócić do królestwa, jako twój wierny i oddany sługa.

                – Nie! Nie pozwalam! Nie tak się umawialiśmy! Tron miał należeć do mnie! Mówiłeś, że jesteś tym zmęczony! – wrzeszczał Seth, próbując wyswobodzić się z więzów.

Szyja króla demonów zaczęła się rozciągać, kierując jego głowę wprost przed obliczę złotookiego.

                – Saamed. Łatwowierny i tchórzliwy jak zawsze. Teraz już rozumiesz, dlaczego nie zasługujesz na mój szacunek? – zapytał z serdecznym uśmiechem.

Nim chłopak zdążył coś odpowiedzieć, z ust Króla buchnęła chmura ognia, która obróciła młodego demona w popiół.

Zdruzgotana Elizabeth przyglądała się całej sytuacji zastygnięta w bezruchu. Nie była w stanie ani drgnąć, nawet się odezwać. Słowa Sebastiana za bardzo ją bolały. Zrozumiała, że kilka ostatnich lat było grą. Każda oznaka wahania, odkryte uczucie. Każdy moment, kiedy zdawało jej się, że naprawdę rozumie swojego kamerdynera, okazał się jednym wielkim kłamstwem. Doskonałą, wyćwiczoną przez lata grą, której nigdy nie byłaby w stanie przejrzeć. Czuła się żałośnie głupia. Przez cały ten czas demon obserwował jej zachowanie, z troskliwym wyrazem na zabójczo przystojnej twarzy opiekował się nią i kłamał prosto w oczy, że jest dla niego najważniejsza; tymczasem pod ludzką maską kpił z niej, czerpiąc okrutną satysfakcję z jej łatwowierności. Wszystko, w co dotąd wierzyła, rozprysło się na miliardy maleńkich cząstek, jak mydlana bańka za sprawą delikatnego dotyku.

                – Nie tak szybko, demony! – Czyjś krzyk dochodzący z góry zwrócił uwagę piekielnych istot.

Po obu stronach króla pojawili się shinigami. Czerwonowłosy bóg śmierci nie obdarzył Sebastiana zwyczajowym uśmiechem. Wpatrywał się w niego z równie wielką odrazą, co jego jasnowłosy towarzysz. Obaj wbili ostrza swoich kos w ramiona Beliala. Demon zaśmiał się i całkowicie ignorując dwójkę przybyszów, powrócił do człekokształtnej postaci. Z wnętrza jego klatki piersiowej wypadła niewielka, onyksowa fiolka.

                – Udowodnij mi swą lojalność – zwrócił się do kamerdynera.

Sebastian posłusznie skinął głową. Wypił zawartość flakonika i bez chwili zwłoki rzucił się na dwójkę bogów śmierci.

Wszystko działo się tak szybko, że nastoletnia szlachcianka ledwo nadążała wzrokiem za walczącymi istotami. Nie była pewna, czyjej pragnie wygranej. Chociaż przez umysł przemawiała nienawiść i chęć zemsty na Sebastianie, to serce nie potrafiło znieść myśli o jego cierpieniu. Nim się spostrzegła, ogłuszeni żniwiarze wylądowali na podłodze niedaleko niej.

                – Bardzo dobrze– pochwalił Belial.

Spojrzał na szlachciankę i westchnął.

                – Naprawdę ją kochałeś?

                – Ojcze – zaczął czarnowłosy.  Naprawdę myślisz, że mógłbym poczuć coś do tego dziecka? Nie bądź śmieszny. Dobrze wiesz, że nigdy nie mógłbym upaść tak nisko, by pokochać ludzkie ścierwo. Co więcej, nigdy nie spotkałem bardziej bezwartościowego, rozwydrzonego i naiwnego dzieciaka niż ona. Jestem ci niezmiernie wdzięczny, że w końcu przemówiłeś mi do rozsądku – wyjaśnił z wyraźną ulgą.

Władca demonów był niezwykle zadowolony ze słów swojego syna. Wskazał mu miejsce u swego boku i machnąwszy szponiastą dłonią, otworzył w ciemności okno prowadzące do swego królestwa.

                – Sebastian! – wydarła się fioletowowłosa, widząc jak kamerdyner wraz z Belialem przechodzą na drugą stronę, ginąc w mroku, który powoli opuszczał pomieszczenie, zdając się wpełzać za demonami do wnętrza portalu.

Podniosła się i zaczęła biec w jego kierunku. Jedna było za późno. Sebastian zniknął po drugiej stronie, spoglądając na dziewczynę wyzutym z emocji wzrokiem, nim zdążyła przebiec połowę drogi. Ujrzała go po raz ostatni, układającego ciemne jak węgiel palce lewej dłoni w rzymską piątkę, skąpaną w blasku błyszczącego znaku kontraktu.

Nie wiedziała, co stanie się z nią dalej. Czy wciąż obowiązywał ich kontrakt, czy on także był tylko częścią gry? Czy naprawdę mogła być tak naiwna, by bezgranicznie zaufać demonowi? Dlaczego się dziwiła? Przecież mogła się tego spodziewać, to było jasne, nie mogło być przecież inaczej.

                – Co teraz ze mną będzie? Co ja mam zrobić? Dlaczego? Dlaczego?!

Z rozpaczliwym wrzaskiem uderzyła dłońmi w podłogę i pochylając się, skryła twarz między rękami. Płakała. Nie miała już przyszłości. Nie miała życia. Nie miała celu. Wszystko, co przez kilka ostatnich lat pchało ją naprzód, przepadło. Po raz kolejny bezwzględny los zabawił się jej kosztem.

                – Nie rycz, głupia dziewczyno. – Usłyszała za plecami zirytowany głos boga śmierci.

Podniosła głowę i spojrzała na idącą w jej stronę postać. Niczym nie przypominał tego samego, natrętnego i pełnego energii, zboczonego lekkoducha, którego zawsze grał. Był poważny, tak niesamowicie opanowany, że po plecach hrabianki przebiegały ciarki.

Shinigami kucnął przy niej i skrzyżował ręce na kolanach.

                – Kto by się spodziewał, nie? Nasz kochany Sebastian… – mówił ciepło, okazując dziewczynie ogromne współczucie. – Żal mi cię, dziewczyno. Naprawdę ci współczuję. Nie zasłużyłaś na to – dodał, poklepując ją po ramieniu.

Chciała się cofnąć, czując na ciele jego palący dotyk, ale nie miała siły. Była tak zrezygnowana, że przestało jej na tym zależeć.

                – W końcu od dziś już nikt nigdy mnie nie dotknie – pomyślała, poddając się.

                – Musimy iść – poinformował Sutcliff, wstając z podłogi. – Jeśli to ci w jakiś sposób pomoże: dorwiemy ich i zabijemy, William tego dopilnuje. – Odwrócił się i powoli zaczął kroczyć w stronę drzwi, kiedy poczuł szarpnięcie.

Obejrzał się przez ramię. Elizabeth trzymała skrawek szkarłatnego płaszcz, ze łzami w oczach wpatrując się w jego twarzy.

                – Sama muszę go zabić. Muszę się zemścić – powiedziała twardo.

Jej wyraz twarzy ukazywał ogromną determinację. Palący ból i wstyd rozgorzały w jej pełnym ran sercu chęcią zemsty, stokroć silniejszą niż ta, którą czuła dotychczas. Shinigami uśmiechnął się pod nosem, przymykając powieki.

                – Naprawdę rozumiem, co w tobie widział – szepnął pełen podziwu.  

10 komentarzy:

  1. Nope
    Nope...
    Okej, moje przewidywanie się nie sprawdziło, aczkolwiek nie spodziewałam się czegoś takiego. W sensie, że Sebastian się wyrzeknie. Chociaż coś mi się zdaje, że on ma w tym jakiś głębszy plan. Ale zobaczy się.
    I powiem, że Cię nie zabiję. Za bardzo Cię kocham xD Gdybyś zrobiła inną rzecz, to bym Cię zabiła. Ale mówię, wyczuwam jakiś plan Seby (chociaż to siè pewnie nie sprawdzi, ale nadzieję zawsze można mieć).
    No i czekam, miejmy nadzieję, że przetrzymam ten tydzień pustki :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, uffff. Chociaż Ty nie będziesz dybać na moje życie, jak miło :*
      Ale znowu się obawiam, jak zareagujesz na trzeci tom. No nic, zobaczymy. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle, skoro to zniosłaś. A teraz idę na priv suszyć Ci głowę o Twoje przewidywania.
      Lowki, bejb <3

      Usuń
  2. Nie mg Cię zabić, bo wtedy na 100 nie ujrzę lepszego zakończenia :>

    Znalazłam literóweczkę!- napisałaś dwa razy "Króla" powtórzonko takie;*
    Seth, masz za swoje, gnoju! XDDD
    *szuka więcej plusów zaistniałej sytuacji*... Lizzy, szacun...ale tu chodzi o Sebę! Co tu się dzieje?! Jest Grelly, dobra...yyy... Idę się pociąć w oczekiwaniu na kontynuację. Pozdrowienia z piekieł! ;v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej nieeeeee, nie tnij się, bo mnie dopadną jakieś siły specjalne i zamknął za wzbudzanie w ludziach samodestruktywnych odruchów xD
      Cieszę się, że jednak nie chcecie mnie zabijać. W sumie strasznie się o to martwiłam. A patrząc na Twój komentarz, to nawet wyszło lepiej, niż myślałam. Są jakieś plusy tej sytuacji. xD
      I w ogóle, jak dobrze pójdzie, to wrzucę w sobotę coś zupełnie innego niż rozdział, ale będzie związane z historią, więc wypatruj :P
      To taki Easter Egg będzie, z okazji tego, że Was lowam^^
      Pozdrowienia z piekła na ziemi :*

      Usuń
    2. Haha:D Dobra. Jadę w łikendy na konwent, ale czatować będę, w miarę możliwości;)
      My też Cię lowamy <3

      Usuń
    3. O-ya, o-ya! Nie byłam sporo czasu na internetach i dopiero teraz zauważyłam! Gratulacje z okazji 15 tysięcy! :D

      Usuń
    4. Hahaha, dzięki. Gdyby nie Ty, nawet nie zwróciłabym uwagi xD

      Usuń
  3. Osz kurde. Dowaliłaś, nie powiem O.O Aż mnie zamurowało. Ale chcę jeszcze! Niech Ci wena dopisuje, bo nie mogę się doczekać, co będzie dalej!
    A u mnie rozdział będzie jutro. Miałam małe problemy z kompem D:

    Duużo weny, odpoczynku i do napisania!! :3

    OdpowiedzUsuń
  4. NIE !!!! No NIE!!!! *ryczę, idę się zabić*
    😭😭😭💔💔💔

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, co za zwrot akcji... ale mam wrażenie że Sebastian ma w tym jakis cel...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.