środa, 15 lipca 2015

Tom 2, LXIV

Jeszcze raz przepraszam za to, że w sobotę nie pojawiła się notka.
Co prawda wróciłam z konwentu w sobotę wieczorem, ale byłam zbyt padnięta, żeby robić cokolwiek bardziej ambitnego, niż próby nie zaśnięcia.
Dziś w zamian za to, dostajecie notkę + specjala.
Powiem tylko, że to bardzo specjalny specjal, bo ja takich rzeczy nie piszę.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)


SPECJALNY SPECJAL TAKI SPECJALNY

=================

– Co to znaczy? – dopytywał zaciekawiony.

                – Coś nam… przeszkodziło. Ale zrobię to następnym razem, kiedy tylko sprawy wrócą do normy – wyjaśniła.

Chłopak widział, że Elizabeth coś przed nim ukrywała, jednak nie zamierzał dopytywać. W tej chwili ważniejsze było samo wsparcie i obecność, niż słowa, które wypływały z jego ust. Delikatnie położył rękę na dłoni dziewczyny.

                – Na pewno wszystko będzie dobrze, wierzę w ciebie.

~*~

                Niezręczna cisza, przerywana dźwiękiem sztućców obijających się o talerz, doskwierała zarówno Elizabeth jak i jej kamerdynerowi, jednak żadne z nich nie odważyło się odezwać. Oprócz kilku grzecznościowych zwrotów, całkowicie wyzutych z emocji, nawet na siebie nie patrzyli. Nastolatka intensywnie wpatrywała się w rozmemłany na talerzu posiłek, pilnując się, by nawet na moment nie spuścić z niego wzroku. Sebastian stał wyprostowany jak struna niedaleko stołu i obserwował poczynania swojej pani. Czuł się dobrze – a raczej, na tyle dobrze, na ile był w stanie się czuć umierający demon. Ilość pochłoniętych dusz na jakiś czas ulżyła mu w cierpieniu. Jednak czuł wobec siebie obrzydzenie. To, co zrobił, całkowicie przeczyło jego prywatnym zasadom. Długie wyczekiwanie na doskonały smak, który zapewnić miała mu młoda hrabianka straciło swój cel. Zostało zbezczeszczone bezwartościowymi, przeciętnymi esencjami najgorszych kryminalistów, jakich udało mu się odszukać w tak krótkim czasie. Wykonał rozkaz, jak zwykle całkowicie podporządkowując się woli swojej pani, ale tym razem wiedział, że było to sprzeczne z wolą ich obojga.

                Nastolatka wypuściła sztućce z rąk i nerwowo odsunęła się od stołu. Bez słowa wyszła z jadalni i pobiegła wprost do biblioteki. Miała nadzieję, że demonowi nie przyjdzie do głowy za nią iść. Nie była na to gotowa. Postąpiła tak, jak musiała – ratowała go. Nie wiedząc dokładnie, o co chodziło, po raz kolejny pokładając w mężczyźnie nadzieje i całkowicie mu ufając, pozwoliła na coś, czym od zawsze gardziła. Nie przypuszczała, że dla niego będzie zdolna do takich poświęceń. Nigdy nie przeszło jej przez myśl, że będzie zmuszona wydać rozkaz zabicia niewinnych. Gdyby go nie kochała, wszystko byłoby inaczej. Zwyczajnie pozwoliłaby mu umrzeć z głodu. Powoli wykańczać się, aż nie wyzionie ducha, a ona nie odzyska wolności. Jednak czy aby na pewno? Czy to była tylko kwestia miłości? Czy nie postąpiłaby tak samo, nawet gdyby chodziło tylko o zemstę? Bała się poznać odpowiedź na to pytanie. Przerażało ją, jak zła i bezwzględna mogła się okazać. Nigdy nie myślała o sobie w ten sposób, uważała się za dobrą. Za skrzywdzoną dziewczynę pragnącą zemsty i sprawiedliwości. Za kogoś, kto ratuje kolejne, potencjalne ofiary przez równie okrutnym losem. Samolubna, małostkowa i słaba – taka czuła się teraz. Tonąc w poczuciu winy, skuliła się pod ścianą pomiędzy regałami zapełnionymi powieściami kryminalnymi. Modliła się w duchu, by niezwykła, czarna jak smoła księga ponownie pojawiła się znienacka tuż przed jej oczyma i rozwiała wątpliwości.

Zawiodła się po raz kolejny. Nic się nie wydarzyło. Im dłużej siedziała skulona na podłodze, tym bardziej przerażała ją wizja przyszłości.

                – Jeśli naprawdę jesteś głodny, po prostu kogoś zabij… – szepnęła pod nosem, głosem przepełnionym niewyobrażalnym bólem.

Nienawidziła się za te słowa, wypowiedziane z tak stoickim spokojem, jakby w odebraniu życia człowiekowi nie było niczego nadzwyczajnego. Czy naprawdę aż tak się zmieniła? Czy obłęd, którego doświadczała tylko w skrajnych sytuacjach, miał na nią większy wpływ, niż mogło się wydawać? A może po prostu była zła?

                – Nie usprawiedliwiaj się… – mruknęła, przywołując się do porządku. – Nie zasługujesz na to. Przez ciebie tej nocy zginęli niewinni ludzie – dodała, spoglądając w kierunku okna.

Pomarańczowe promienie zachodzącego słonia łagodnie muskały miękki, purpurowy dywan, którym wysłana była podłoga bibliotecznej samotni. Dzień powoli dobiegał końca, hrabianka nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się tak późno. Wiszący na ścianie zegar z kukułką wskazywał wpół do siódmej wieczorem. Nie miała pojęcia, co robiła przez cały ten czas. Musiała jednak wziąć się w garść, zdecydować, co zrobić dalej. Przygotować się do ostatecznej wyprawy i jak najszybciej oddać swą duszę, zanim zgnije do reszty, uginając się pod ciężarem otaczającego ją z każdej strony plugastwa.

~*~

                – Panienko, czyżbyś wybierała się do posiadłości Roseblack? – wysoki mężczyzna w czarnym fraku pochylił się lekko nad skrzętnie notującą na kartce, japońską księżniczką.

                – Owszem, Charles. Za trzy dni jadę odwiedzić Lizzy – przytaknęła radośnie. – Nie martw się, kiedy wrócę dopniemy kontrakt do końca. Nie przyniosę wstydu ojcu – dodała, widząc zatroskane spojrzenie jasnowłosego służącego.

Mężczyzna skinął głową i odsunął się kilka kroków, wciąż pozostając w pomieszczeniu na wypadek, gdyby jego pani czegoś potrzebowała. Nastolatka jednak była zbyt zajęta zapisywaniem kolejnych słów na kaligraficznym papierze, by przejmować się obecnością osób trzecich. Pisała list do Elizabeth. Zaczęła, kiedy tylko wróciła z ostatniego spotkania. Codziennie wieczorem zasiadała przy biurku i starannym pismem zdawała przyjaciółce relacje ze wszystkiego, co ją spotkało. Lubiła zaskakiwać fioletowowłosą w nietypowy sposób. Chociaż pisały do siebie od lat, szlachcianka nie mogła się spodziewać, że Tomoko będzie kontynuowała tradycję nawet będąc tak blisko niej. Jednak dla japonki więź z przyjaciółką oraz wiążący się z nią rytuał były niezwykle silne, a przelewanie myśli na papier sprawiało jej niewiarygodną przyjemność. Była ciekawa miny Lizz, kiedy wręczy jej kopertę i będzie obserwowała, jak z każdą kolejną linijką na jej twarzy pojawiają się kolejne emocje.
Pisała po angielsku, chociaż nie szczędziła japońskich wtrąceń, które tak bardzo lubiła przyjaciółka. Każde nowe słowo niosło ze sobą metaforyczne przesłanie, które znane było tylko im. Chociaż wydawało się to zwykłą, dziecinną zabawą, w ten sposób przekazywały sobie informacje, a właściwie uczucia, których nikt poza nimi nie był w stanie odkryć.

                – Charles... – mruknęła brunetka, odwracając głowę w stronę służącego.

                – Księżniczko?

                – Skończył mi się tusz, mógłbyś przynieść kolejny? – zapytała uprzejmie.

Mężczyzna skinął głową i pospiesznie wyszedł z pokoju. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, dziewczyna wyciągnęła z dolnej szuflady sekretarzyka niewielki klucz i trzymając go w ręku wraz z kolejnymi stronami listu, podeszła do okna. Pochyliła się i wsadziła kluczył w niewielką dziurkę, usytuowaną tuż pod parapetem. Wysunęła ukrytą szufladę i schowała do niej kartę, po czym wróciła z powrotem do biurka i jakby nigdy nic, czekała na służącego. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, gdzie trzyma prywatną korespondencję. Nie chciała, by ktokolwiek oprócz Elizabeth miał dostęp do jej najskrytszych myśli. Szlachcianka była jedyną osobą, której całkowicie ufała, jedyną, która była w stanie zrozumieć, co czuje i nie oceniać jej miarą księżniczki.

~*~

                – Idiota – mruknął Seth, przechodząc obok przygotowującego kolację kamerdynera.
Demon spojrzał na chłopaka przez ramię i groźnie zmierzył go wzrokiem. Nastolatek jednak niewiele robił sobie z przerażającego spojrzenia mężczyzny. Wiedział, że Sebastian nie był w stanie go zranić. Doskonale znał działanie substancji, którą go zatruł. Pozbawiała sił, sprawiała, że ciało przestawało się regenerować, blokowało przepływ energii i powodowało powolny rozkład organizmu. Bardzo bolesny rozkład. Złotooki z trudem ukrywał satysfakcję, ilekroć, w na pozór płynnych i pewnych ruchach demona, dostrzegał delikatne drżenie. Subtelne, ledwo dostrzegalne wahanie i zmęczenie, które towarzyszyło czarnowłosemu niemal przy każdej czynności. Nastolatek wiedział, że teraz może sobie pozwolić na wszystko. Bez względu na to, czy demon poznał jego prawdziwą tożsamość, czy też nie, był bezpieczny.

                – Jak można tak traktować kogoś tak wyjątkowego, jak Elizabeth. Brzydzę się tobą. Gdybym to ja był jej kamerdynerem…

                – Ale nie jesteś, dlatego proszę, żebyś powstrzymał się od zbędnych komentarzy i zajął się pracą – przerwał mu Sebastian.

Przeniósł talerz z jedzeniem na srebrny wózek i wyszedł z kuchni, zostawiając chłopaka samego.
Miał ochotę powiedzieć coś więcej… Nie! Miał ochotę rozerwać bezczelnego gówniarza na strzępy, ale wtedy wydałoby się, że poznał o nim prawdę. Wciąż nie mógł sobie na to pozwolić, wciąż nie wiedział, czego tak naprawdę chce i jak zamierza to osiągnąć. Dopóki nie wymyśli, jak zapewnić bezpieczeństwo Elizabeth, nie mógł ryzykować.

                Zapukał do sypialni i usłyszawszy pozwolenie, wszedł do środka. Uśmiechnął się delikatnie i zaprezentował siedzącej na parapecie dziewczynie wieczorne menu. Znów nie obdarzyła go nawet spojrzeniem, sprawiając, że tląca się w nim nienawiść przybierała na sile.
Szlachcianka wyciągnęła rękę w stronę służącego, by ten podał jej filiżankę z herbatą. Posłusznie wykonał polecenie. Następnie wziął talerz i postawił go na szerokim parapecie, niedaleko stóp dziewczyny – zgodnie z wytycznymi, które przekazała mu, wskazując palcem kawałek zimnego marmuru.

                – Panienko, nie powinnaś siedzieć na kamieniu – upomniał ją i podszedł do szafy.
Wyjął z niej koc i zbliżył się do dziewczyny.

Drgnęła. Ze strachu, z zaskoczenia, może z niechęci – nie wiedział. Widział tylko, jak gorący, brunatny napój wylewa się z filiżanki, parząc delikatną skórę jej drobnych rąk. Syknęła z bólu, wciąż uparcie wpatrując się w zarysy koron drzew majaczące w mroku.

                – Panienko! – Sebastian zabrał filiżankę, odstawił ją na parapet i przyłożył do dłoni nastolatki materiałową chusteczkę.

Wciąż nie reagowała. Nie odpowiedziała ani słowem. Nie czuła się gotowa na tę rozmowę. Jednocześnie wiedziała, że wraz z pierwszym wypowiedzianym słowem, rozpocznie reakcję, której nie będzie w stanie powstrzymać. Kiedy się odezwie, on spróbuje podtrzymać konwersację, a wtedy będzie zmuszona, by to skomentować. Nie mogła tego zrobić, wciąż nie wiedziała, co tak naprawdę o tym myśli. Cieszyła się, spoglądając ukradkiem na eleganckiego kamerdynera, po którym nie widać było ani odrobiny zmęczenia, jednak radość ta podszyta była niechęcią i obrzydzeniem.

Sebastian wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki, by zająć się raną. Na szczęście nie była poważna, herbata zdążyła się wystudzić na tyle, by nie zostawić blizn.

                – Musisz bardziej uważać – skomentował, podnosząc się z kolan
.
Hrabianka spojrzała urażona i ostentacyjnie odwróciła od niego wzrok. Ucieszył się. Wiedział, że w końcu się odezwie.

                – To twoja wina, pojawiłeś się zbyt niespodziewanie – burknęła z urazą.

Kamerdyner zbliżył się i spojrzał głęboko w jej oczy.

                – Oboje wiemy, że nie o to chodziło. Panienko, czyżbyś się mnie bała? – zapytał poważnie, przyciszonym głosem.

Elizabeth energicznie podniosła się z krzesła i bez słowa wróciła do sypialni. Usiadła na skraju łóżka i oczekująco spoglądała na drzwi prowadzące do łazienki. Po chwili ujrzała w nich uśmiechniętego kamerdynera.

                – Przestań się śmiać. Nie masz żadnego powodu – skarciła go, odkrywając swoje uczucia.
Ból, złość, uraza, niepewność, smutek i zwątpienie – cała gama uczuć zamknięta w kilku prostych słowach. Emocje, które świadczyły o dobroci i prawości jej serca.

Demon spoważniał i zamknął za sobą drzwi.

                – Szybko, pomóż mi się przebrać. Chcę iść spać – warknęła szlachcianka.

Widząc, że lokaj zmierza w jej stronę, pochyliła głowę i przygryzła dolną wargę. Wciąż miała nadzieję, że uda jej się uniknąć rozmowy, ale doskonale wiedziała i czuła, że mężczyzna nie zrezygnuje z okazji. Przebrał ją, zapiął guziki koszuli i ujął dłonią podbródek dziewczyny, podnosząc jej głowę tak, by spojrzała w jego oczy.

                – Czy teraz się mnie brzydzisz? Czy nienawidzisz mnie tak, jak wszyscy ludzie? Wreszcie się na mnie poznałaś? – zadawał pytania, cicho sącząc kolejne słowa niepokojącym tonem.

Przechylił się w stronę hrabianki, zmuszając ją, by odsunęła się w tył. Oparł kolano na skraju łóżka i nie przestając napierać na nastolatkę, mówił dalej.

                – Wreszcie ujrzałaś prawdziwe oblicze demona. Zobaczyłaś, co naprawdę znaczy życie z diabłem. Czy teraz pragniesz cofnąć czas?

Elizabeth zamachnęła się i energicznie go spoliczkowała. Dźwięk uderzenia przeszył jego zaskoczony umysł. Nastolatka odepchnęła go i klęknęła na łóżku, intensywnie wpatrując się w błyszczące szkarłatem oczy przepełnione szczerym zdziwieniem.

                – Zamknij się. Nie pozwoliłam ci się odezwać. Nie pozwoliłam ci mówić do mnie w ten sposób. Nie masz prawa pytać mnie o takie bzdury. Za kogo mnie uważasz? Myślisz, że nie wiedziałam, w co się pakuje? Że nie miałam pojęcia, z jakim potworem mam do czynienia? Bardzo dobrze wiem, jaki jesteś, demonie – odparła twardo.

Sebastian dotknął dłonią zaczerwienionego policzka. Zdziwienie na jego twarzy ustąpiło miejsca dumnemu uśmiechowi.

                – W takim razie, dlaczego mnie unikasz, pani?

                – Nie brzydzisz mnie. Nie nienawidzę cię. To nie ma z tobą żadnego związku. Po prostu, kiedy na ciebie patrzę, przypominam sobie jak nisko upadłam, pozwalając, by emocje wzięły nade mną górę – wyjaśniła spokojnie, odwzajemniając jego uśmiech.

                – Strach? – zapytał z kpiną.

                – Coś bardziej zaskakującego. Troska – wyrzuciła z siebie z lekkim trudem.

Nie wierzyła, że dała radę obnażyć przed nim uczucia. Nie miała pojęcia, jak demon zareaguje na takie wyznanie, ale musiała być dobrej myśli. Poczucie winy i obrzydzenia mieszały się w niej wraz z radością na widok promieniującej energią twarzy bruneta. Musiała się poddać, musiała odpuścić. Zadręczaniem się niewiele zdziała, nie ma na to czasu.

                – Czyżbyś się o mnie martwiła? – ponownie pochylił się nad nastolatką, tym razem utrzymując większy dystans.

Hrabianka dostrzegła w jego oczach dzikie zainteresowanie. Był szczerze zafascynowany jej spowiedzią. Nie kpił, nie gardził – był zwyczajnie ciekawy.

                – To takie dziwne? Nie raz już ci mówiłam, że jesteś dla mnie najważniejszy – powiedziała cicho, tracąc część pewności siebie.

Demon odsunął się, wyprostował i klęknął przed nastolatką, całkowicie zaskakując ją niespodziewanym zachowaniem.

                – Proszę o wybaczenie. Przez moją nieuwagę musiała się panienka martwić i zrobiła panienka coś, co kłóci się z jej naturą. Nie jestem godny…

                – Skończ z tym. Gdyby naprawdę tak bardzo ci to przeszkadzało, pomyślałbyś o tym wcześniej i sam o siebie zadbał. Przyznaj, że chciałeś, bym cię takiego zobaczyła – przerwała mu w przypływie złości.

Nie powinien był wspominać o tym, że się złamała, to był błąd. Uderzył w czuły punk, którego nie miała nawet jak ochronić przed atakiem. Mówił prawdę, a prawda ta niesamowicie ją bolała.

                – Oczywiście, że nie, moja pani. Nigdy nie zrobiłbym nic, byś…

                – Nie kłam! – krzyknęła, ponownie wchodząc mężczyźnie w słowo.

                – Panienko, wiesz dobrze, że ja nie kłamię – odparł szczerze.

                – Nieważne już. Chcę iść spać – wycofała się nagle.

Chciała zapytać, czemu pokazał jej się w tak opłakanym stanie, czemu nie zadbał o siebie wcześniej. Chciała zażądać, by wyznał jej całą prawdę, nie tylko jej skrawek, ale nie zrobiła tego. Za bardzo bała się, co mogłaby usłyszeć. Czuła, że jego przypadłość była czymś więcej niż zwykłym głodem i przerażała ją myśl, że nie może mu pomóc.

Położyła się, przykryła kołdrą i odwróciła tyłem do niego, jednoznacznie dając do zrozumienia, by sobie poszedł.

                – Dobranoc, panienko – powiedział cicho.

Zapalił świece kandelabru i zgasił pozostałe światła, po czym powoli zaczął zmierzać w stronę drzwi. Elizabeth poczuła silne ukłucie w okolicach klatki piersiowej, które zmusiło ją, by go zatrzymała.

                – Czekaj – jęknęła drżącym głosem.

Dźwięk stukotu butów demona ucichł. W pokoju zapanowała całkowita cisza. Czekał. Jak zwykle, całkowicie posłuszny, bez pytania wykonał rozkaz.

                – Chodź tu – ciągnęła, kurczowo ściskając w dłoniach poszewkę kołdry.
Kilka kroków i znów cisza. Po raz kolejny zrobił to, czego chciała. Czuła na sobie jego palące spojrzenie.

                – Czy teraz też bez słowa zrobi to, co mu każę? – pytała się, próbując walczyć z instynktem.

                – We… wejdź do łóżka – zająknęła się i nerwowo napięła wszystkie mięśnie.

Nasłuchiwała. Spokojny, równy oddech, dźwięk kandelabru stawianego na etażerce. Milczał. Poczuła nacisk po przeciwnej stronie materaca – usiadł. Jej serce zaczęło uderzać jak szalone, omal nie wyskakując z piersi. Drżała ze zdenerwowania, wciąż czekając na jakiś zgryźliwy komentarz lub ironiczne pytanie.

Demon ściągnął frak, rękawiczki oraz krawat i zdjął buty. Złożył ubrania, zostawił je na krześle i położył się na wznak tuż obok nastolatki. Wciąż milczał. Nie chciał nic mówić. Czuł zdenerwowanie swojej pani i dobrze wiedział, że każde jego słowo speszy ją i całkowicie zniechęci do tego, cokolwiek planowała. Oparł głowę na splecionych ramionach i bez słowa wpatrywał się w ciemny baldachim nad łóżkiem. Mimo uzupełnienia energii, wciąż był zmęczony. Bezpowrotnie tracił siły, nie będąc w stanie w żaden sposób przeciwstawić się nieuniknionemu. Żałował, że niedane mu będzie posmakować jej duszy, spełnić obietnicy, ponownie dostrzec w jej oczach iskrę miłości, która doprowadziła go do zguby.

                – Ironia losu. Demon umierający u boku jedynej istoty, którą kiedykolwiek pokocha. Istoty, która nieświadomie doprowadziła do jego zguby. – Z trudem powstrzymał się, by nie prychnąć pod nosem, kpiąc ze swojej głupoty i słabości. – Jak mogłem tak straszliwie stracić czujność? Widać zasłużyłem na swój los.

                – Nic nie mówisz… – Usłyszał niepewny, cienki głos dobiegający ze swojej prawej strony.
Elizabeth obróciła się i spojrzała w jego oczy. Delikatne rumieńce na jej twarzy dawały demonowi złudna nadzieję. Po raz kolejny.

                – Co miałbym powiedzieć, panienko?

                – To, co zwykle, zakpić – mruknęła.

Zaczęła przyglądać się niesfornym kosmykom kruczoczarnych włosów opadających niedbale na twarz mężczyzny. Chciała się do niego przytulić, poczuć, że jest przy niej, że nie odejdzie. Ale bała się, jak nigdy dotąd.

Sebastian zaśmiał się pod nosem, obdarzając dziewczynę szczerym, ciepłym uśmiechem. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

                – Jeżeli moja pani wydaje mi rozkaz, wykonuję go. Bez względu na to, czy każesz mi zamordować wszystkich wokół, zabić się, czy leżeć z tobą w łóżku. Twój rozkaz jest moją wolą. Istnieję tylko po to, by ci służyć, panienko – szeptał, przytulając ją.

Hrabianka poczuła przyjemne ciepło jego ciała. Słyszała spokojne bicie serca, którego rytm przywodził na myśl liczne wspomnienia z ostatnich lat, kiedy obejmował ją, ilekroć przerażona budziła się w środku nocy. Za każdym razem, gdy spotykało ją cos złego, był przy niej i dawał jej oparcie. Jak mogła być tak głupia? Jak mogła przez tyle czasu nie zorientować się, co do niego czuje?

                Nastolatka leżała wtulona w pierś Sebastiana, który bawił się kosmykiem jej fioletowych włosów. Spokojne uderzenia jego serca coraz bardziej usypiały zmęczony emocjami umysł. Zasnęła, zaciskając dłoń na materiale jego koszuli, nim zebrała się na odwagę, by powiedzieć mu o swoich uczuciach.

Demon leżał z przymkniętymi oczami, przez gęste rzęsy spoglądając na twarz Elizabeth. Czuł morzące zmęczenie i przyjemny, wewnętrzny spokój, którego nigdy wcześniej nie doświadczał. Nigdy, póki nie poznał jej – najważniejszej istoty w całej swojej egzystencji. Kruchej, ludzkiej dziewczyny, którą obiecywał strzec. 

16 komentarzy:

  1. Kocham Twoje opowiadania! :D Nie mogę się doczekać następnego~! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Następny rozdział w sobotę :D

      Usuń
  2. Taka porcja słodyczy <3 Najlepszy prezent urodzinowy ^^ Jesteś genialna i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów <3
    Życzę duuużo weny, homorku i chęci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sto lat, sto lat! :D
      A wiesz, za chwilę koniec tomu. Boję się, co Wy mi zrobicie... I ten trzeci tom. Raumie, dobrze, że nie znacie mojego adresu xD

      Usuń
  3. Awwwww... W sumie na nic więcej się nie zdobędę. Suuuuper! *to nerwowe oczekiwanie, gdy zabrzmiało "Wejdź do łóżka" ;p*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahaha xD
      Ja się nawet nie spodziewałam, że ona to powie! Tak mnie zaskoczyła, zołza jedna :O

      Usuń
  4. Boziu, końcówka mnie przesłodziła :3
    ale fakt, to "wejdź do łóżka" zabrzmiało diwnie xD
    trafiłio sie kilka literówek, ale co tam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu literówki? O njeee, a tak się starałam. Jestem jakaś niereformowalna, no bez jaj xD
      A trochę cukru musi być, coby równowagę w przyrodzie zachować :>

      Usuń
  5. I te wszystkie myśli w momencie gdy rozbrzmiało "wejdź do łóżka" xD
    Ahh Lizzy, Lizzy. Nie spodziewałam się.
    Rozdział super, jak zwykle zresztą. Ostatnio czytałam różę od początku i widać, że pisanie Ci coraz lepiej idzie. To nowe opowiadanie też czytam i to taka fajna odskocznia od XIX w. Anglii. W tym rozdziale znalazłam jedną literówkę "Pomarańczowe promienie zachodzącego słonia", ale tego nie poprawiaj. Jest zabawne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahahahaahahaha, luw ya Anon <3
      Ómarłam całkowicie jak to przeczytałam. No zdolna jestem, zdolna. Takie burzące nastrój literówki.
      Ale masz rację, na razie nie będę tego poprawiać.
      Na Wattpadzie wrzucam nowo zbetowaną wersję róży, więc dopiero tam poprawie. Tutaj niech zostanie tak, jak jest. Będą wspomnienia <3

      Usuń
    2. W końcu nie często się zdarzają zachodzące słonie z pomarańczową poświatą <3 xD

      Usuń
    3. Bo to gatunek zagrożony!

      STOP ZABIJANIU ZACHODZĄCYCH SŁONI Z POMARAŃCZOWĄ POŚWIATĄ! ZWIERZĘTA RÓWNIEŻ MAJĄ UCZUCIA!!! XD

      Usuń
    4. Popieram! TO ZWIERZĘTA JAK KAŻDE INNE! Robię petycję i plakaty! xD

      Usuń
  6. Czemu to musi być takie piękne...? Jeszcze nigdy, na żadnym odpowiadaniu nie płakałam tak często...
    Super <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo lubię wyciskać z Was łzy xD.
      Cieszę się, że się udaje :).

      Usuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, nie dało by się jakoś pozbyć Setha, czyli on wie że ma do czynienia z demonem, czyżby Tomiko też zawarła jakis kontrakt...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.