środa, 9 marca 2016

Tom IV, I

:O
Jak ja się dziwacznie czuję, kiedy numer rozdziału jest taki niski, że nawet nie muszę się zastanawiać, czy na pewno dobrze go wpisałam. Dziwaczne uczucie, zdążyłam o nim zapomnieć...
Dziękuję Wam za wyświetlenia i komentarze pod ostatnim rozdziałem. Za wiadomości prywatne na FP też. Bardzo mi miło, że tak podoba Wam się ta historia i że nawet widzicie te moje starania. Tak, to, że je widzicie, cieszy mnie najbardziej. Starania nie poszły na marne.
I co z tego, że nie mam kilku tysięcy wyświetleń dziennie. Co z tego, że od początku mojej kariery (hahaha - duże słowo, zbyt duże xD) spadła poczytność. Liczy się to, że ci, którzy zostali, czyli Wy (:*) rozumiecie historię i widzicie to, co chcę Wam pokazać. 
Nawet jedna z czytelniczek zauważyła subtelnie przemycaną informację o nadawcy listu, co niezwykle mnie ucieszyło!
Dobra, starczy o mnie, pora powiedzieć coś o rozdziale.

Zdecydowałam się na wprowadzenie kawałków epistolarnych już w trzecim tomie. Lubię je. Tak samo, jak lubię retrospekcje i inne tego typu zabiegi - wszystko, co wprowadza tajemniczość, niejasność i pytania, co sprawia, że chce się wiedzieć, co kto, gdzie, z kim, dlaczego i w ogóle, a jednak ma się świadomość, że tak łatwo nie będzie i na odpowiedź trzeba poczekać. Uwielbiam je od zawsze. Dlatego musicie je znosić, ale sądzę, że też je lubicie. Przynajmniej część z Was. No bo jak można nie lubić, no? xD 
W każdym razie, ten tom zaczyna się zupełnie inaczej niż poprzednie. Lubię urozmaicać. 
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
I nie dziwcie się wrażeniu, że rozdział jest dłuższy niż zwykle. Bo jest, a na dodatek italic sprawia, że czytamy nieco wolniej. 

No, to tyle.
Miłego :*

===================

                Droga Tomoko,

Zapewne zastanawiasz się, dlaczego piszę do Ciebie list, skoro nie widziałyśmy się zaledwie… Cztery dni? Albo pięć. Musisz mi wybaczyć. To, co ostatnio się wydarzyło, trochę zamieszało mi w głowie, ale nie musisz się martwić, czuję się dobrze.

                Piszę do Ciebie, bo nie chciałabym, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed roku, kiedy zatajałam to, co naprawdę się ze mną działo. Przez to nie potrafiłyśmy się odnaleźć. Wiem, że to moja wina, Ty robiłaś wszystko dobrze, dlatego teraz opowiem Ci o wszystkim, byś wiedziała, co Cię czeka, kiedy wrócisz. Teraz przynajmniej mogę mówić otwarcie. W końcu znasz prawdę o Sebastianie i moim pakcie. Wiedziałaś, że Arthur jest aniołem? Jestem pewna, że Ci o tym nie mówiłam. Co więcej, Grell jest żniwiarzem. Jeanny to moja pokojówka, a Thomas jest kucharzem. A Tai… Mam nadzieję, że nie jest jeszcze Twoim mężem. To znaczy, nie miałabym nic przeciwko, ale zdaje mi się, że na to jeszcze trochę za wcześnie, prawda?


                W dniu wyjazdu Timmiego coś się wydarzyło. W prowadzonej przeze mnie sprawie nastąpił przełom. Właściwie… W dużym skrócie mówiąc, dowiedzieliśmy się, gdzie znajdziemy Kolekcjonera. Wiedziałam, że to pułapka, ale mimo to udałam się tam. Nie miałam wyjścia, on od początku do tego zmierzał, tylko byłam zbyt ślepa, żeby to dostrzec. W wyniku spotkania z zabójcą zostałam ranna. Nie chcę wdawać się w zbędne szczegóły. Naprawdę zbędne, nie obawiaj się. To, co musisz wiedzieć na pewno: przed śmiercią uratował mnie Sebastian. Uciekł z lochu, w którym go trzymaliśmy, z Twojego lochu… I przyszedł mi z pomocą, jednak nie dotarł na czas. W konsekwencji zostałam przygnieciona przez gruz i straciłam władzę w nogach.

                Nie martw się jednak, nic mi nie jest. Czuję się dobrze. To, co powiedział mi Sebastian, kiedy się obudziłam, było zdecydowanie trudniejsze, ale o tym wolałabym porozmawiać osobiście. Wciąż nie wiem, czy powinnam rozmawiać o tym z kimkolwiek. Ale to mój demon, mój sługa, więc mogę z nim robić, co mi się podoba, czyż nie? Poprosił, żebym ponownie pozwoliła mu pełnić swoją dawną rolę, ale nie byłam w stanie podjąć decyzji. Wydarzenia tamtego dnia niesamowicie mnie zmęczyły i chociaż teraz czuję się zdecydowanie lepiej, dalej nie potrafię o tym myśleć. Zasługuję na chwilę wytchnienia, prawda? Wiem, że to, co robię, nie jest wobec niego w porządku, ale on również nie zachował się odpowiednio. Porzucił mnie, gdy najbardziej go potrzebowałam, a potem śmiał wrócić i wmawiać mi wszystkimi słowami, gestami i zachowaniami, że dalej mnie kocha. Czy to nie jest bezduszne? Wie, że go nienawidzę, dlaczego więc… Nieważne. Nie o tym chciałam Ci opowiedzieć. Sprawy emocji odrzucam na dalszy plan, szczególnie te, które dotyczą kamerdynera. Wrócę do nich w odpowiedniej chwili, kiedy będę czuła się gotowa. Na razie jeszcze nie jestem.

Przez ostatnie dni ani razu nie opuściłam terenu posiadłości. Głównie dlatego, że nie byłam w stanie. Pamiętam, że kiedy obudziłam się we własnym łóżku, czując obok obecność demona, wiedziałam, że coś jest nie tak, ale oszukiwałam się, że to stan przejściowy. Nawet prosił, żebym poruszyła nogami, a ja wmawiałam mu, i sobie zresztą też, że czuję w nich ból. Jednak wcale go nie czułam. Albo wtedy czułam go po raz ostatni.

                Pierwszy dzień był najgorszy. Kiedy się ocknęłam, wszystko niesamowicie mnie bolało. Jestem przyzwyczajona do bólu, ale świadomość, że nie mogę wstać, przejść się i udawać, że od niego uciekam, zwyczajnie mnie przytłaczała. Kiedy demon przysiągł mi wierność, pozbyłam się go z pokoju. Kazałam mu przynieść herbatę i zapowiedziałam, że będzie musiał wyjaśnić mi kilka spraw. Chciałam przez chwilę zostać sama, oswoić się z sytuacją, a on widocznie to zauważył, bo jeszcze nigdy nie parzył herbaty przez piętnaście minut. Gdy wyszedł, chciało mi się płakać. To, co mi powiedział, było… Takie niespodziewane, ale potrafiłam się od tego odizolować. Chyba po prostu byłam, a może i wciąż jestem (?) w szoku. Gorzej było z moim stanem. Myśl o tym, że już nigdy nie będę mogła samodzielnie wstać, sprawiała, że miałam ochotę wrzeszczeć. Ale tego nie zrobiłam, bo obiecałam sobie, że będę silna. Obejrzałam swoje ręce. Liczne blizny z ostatnich miesięcy, draśnięcia i siniaki były niczym w porównaniu zerwanej skóry w miejscu znaku, który sieroty wycięły na moim przedramieniu. Miało symbolizować przymierzę, jednak po tym, co się wydarzyło, było dla mnie przestrogą i przypomnieniem mojej własnej głupoty. Strata tego znaku zabolała mnie chyba najbardziej. Kiedy się zorientowałam, zaczęłam się nienaturalnie trząść. Nie miałam nad tym kontroli. To było przerażające. Poczynając od dłoni, na szczęce kończąc, każda część mojego ciała dygotała jak galareta i nie mogłam zrobić nic, by to przerwać. Ale wtedy znów zjawił się Sebastian, a kiedy tylko go zobaczyłam, całe drżenie momentalnie ustało. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. Wystarczyło, że w jego oczach dostrzegałam ten okropny żal i współczucie. Pamiętam, że rzuciłam w niego pierwszym, co miałam pod ręką, a potem kazałam mu to podnieść, usiąść na skraju łóżka i wyjaśnić wszystko, o co zapytam. I pamiętam, że kiedy siadał, przeszył mnie irracjonalny lęk, że przypadkiem usiądzie mi na nodze i poczuję ból. Ale on by tego nie zrobił, a nawet gdyby, to i tak bym tego nie poczuła.

                Pamiętasz Ciela? Tego chłopaka, o którym kiedyś Ci pisałam? Przychodził do mojego ojca, omawiać jakieś sprawy biznesowe. Znikali na długie godziny w jednym z gabinetów, do którego rodzice zakazywali mi wchodzić. We śnie widziałam jedną z takich scen. Wtedy zorientowałam się, że to nie były tylko niewinne rozmowy o interesach. I wiesz, co było najgorsze? Tym wysokim, czarnym cieniem, który kroczył za Phantomhivem, był nie kto inny, jak Sebastian. Dlatego też musiałam wyciągnąć z niego wszystko. Demon jednak nie był skory do wyjawienia prawdy. Mówił, że są rzeczy, o których nie powinnam wiedzieć – nie, póki nie przyjdzie na to czas. Nie chciałam na to przystać. Wymuszałam z niego kolejne informacje, ale w końcu odpuściłam. Powiedziałby mi, to oczywiste, ale jego zmartwiony, zagubiony wzrok skutecznie przekonał mnie, żebym nadto nie naciskała. Wobec powyższego, przedstawię Ci, co na ten moment wiem o związku pomiędzy Cielem, Sebastianem i moją rodziną.

                Dawno temu, Sebastian zawiązał pakt ze Cielem, ratując go z rąk tej samej organizacji, która więziła mnie lata później. Oczywiście Phantomhive chciał się zemścić, jednak dociekając prawdy, odkrył coś dużo bardziej przerażającego. To, co wydawało się zwykłą sektą, okazało się nie tylko organizacją pełną specjalistów z dziedziny medycyny, teologii i różnych pogańskich wierzeń, ale również zbiorowiskiem istot posiadających potencjał, by zniszczyć świat. Tak, właśnie tak – wiem, jak to brzmi. Głowa organizacji miała jakiś dziwny plan, w którego wyniku cały świat, a raczej Rzeczywistość – jak mówił o tym Sebastian – miała całkowicie się zmienić. W tym miejscu zaczyna się robić trochę niejasno. Demon nie dowiedział się wszystkiego, bo Ciel nie podzielił się z nim całą swoją wiedzą, argumentując decyzję tym samym, czym Sebastian wykpił się od wyjawienia mi wszystkiego, co wie. Ciel w jakiś sposób odkrył, co planuje ten człowiek. Dowiedział się nawet, kim on jest, jednak z jakiegoś powodu nie rozkazał Sebastianowi się go pozbyć. Nie ze strachu przed śmiercią, bo w końcu i tak miał umrzeć, ale dlatego, że w jakiś sposób, którego ten idiota nie chciał mi zdradzić, Phantomhive przewidział, że jeśli teraz zaatakuje, nie uda mu się wygrać. Dlatego nawiązał współpracę z moim ojcem. Wszystkie jego kolejne dążenia miały na celu doprowadzenie do tego okropnego dnia, kiedy moich rodziców i mnie przejęła organizacja, by przeprowadzać na mnie badania. W ich wyniku miała powstać armia sztucznie stworzonych demonów – to znaczy demonów bardziej z nazwy niż z przynależności rasowej. Dawne pisma głosiły, że ludzie, którzy żywili się ciałem innych ludzi, zdobywali ich siłę, a ta wykraczała ponad  pojmowanie śmiertelników. Stawali się niewiarygodnie silni, podobno byli w stanie dorównać demonom. I właśnie do tego dąży organizacja – do stworzenia ogromnej armii, którą głowa tego całego niedorzecznego cyrku poprowadzi do walki o nowy świat. A walka ta ma być niesamowicie trudna. Na ich drodze stoi mnóstwo przeciwności. Sam kamień – choć mam wrażenie, że to jakaś przenośnia – jest chroniony przez potężne siły, dlatego Sebastian nie wie, co dokładnie planuje ten tajemniczy wariat. Ale cokolwiek to jest, Ciel wydał demonowi przed śmiercią trzy rozkazy. Jednym z nich było zawiązanie ze mną paktu. Gdy się o tym dowiedziałam, miałam ochotę zabić Sebastiana, a potem udać się w zaświaty i powtórnie zabić tego gnojka, Ciela, ale po chwili namysłu zrozumiałam, że nie dość, że demon nie podpisałby paktu, gdybym tego nie chciała i nie była tego warta, to jeśli cały ten bełkot, którym mnie uraczył, był prawdą, to nie chodziło tutaj ani o mnie, ani o Sebastiana, ani o Ciela, ani tym bardziej o jakąś idiotyczną zemstę. Ważą się losy całej Rzeczywistości, a ja, przez jakiś makabryczny kaprys opatrzności, jestem w samym centrum tych wydarzeń. Wszak skończyłam jako kontrahentka króla piekieł. Dowiedziałam się również, że moje zaniki pamięci i usilnie próby wymuszenia na mnie kontrolowania swojej furii były celowym zabiegiem. Oczywiście demon nie wyjaśnił, dlaczego pozwalał, bym zabijała tylu niewinnych, ale z czasem i tego się dowiem.

                Myślę, że na razie tyle Ci wystarczy. Wiem, że to trudne, ale obiecałyśmy sobie, że nie będziemy mieć przed sobą więcej tajemnic i zgodnie z tą obietnicą dzielę się z Tobą całym moim żałosnym życiem. Mam nadzieję, że będziesz w stanie udźwignąć ten ciężar. Chociaż wiem, że jesteś silna, to i tak przepraszam. Za to i za wszystko inne. Wciąż nie rozumiem, jak mogłaś mi wybaczyć te okropne rzeczy, które Ci zrobiłam. Nigdy tego nie zrozumiem, ale naprawdę Ci dziękuję. Nie dałabym rady, gdyby zabrakło Cię w moim życiu.

                Kiedy już wyjaśniliśmy sobie kilka spraw, ważniejszych i tych mniej, poczułam przeprażenie. Normalnie w takiej chwili wstałabym i poszła dokądkolwiek, zrobić cokolwiek, albo zwyczajnie oddalić się od demona. Jednak nie mogłam. A co gorsza, chciało mi się sikać. Nie mówiłam o tym jeszcze przez kilka godzin, dopóki sam się nie zorientował. O szczegółach tej przeprawy wolałabym nie wspominać. Napiszę tylko, że po powrocie z łazienki czułam się niesamowicie zażenowana i przytłoczona. Do końca dnia nie odezwałam się już ani słowem, poza wydaniem rozkazu, by do rana nie pokazywał mi się na oczy.

                Do dziś posłusznie robi wszystko, co mu każę, chociaż wciąż nie podjęłam ostatecznej decyzji, co do jego służby. Zwyczajnie nie potrafię. Nawet gdybym chciała, w tej chwili myśl o tym, że nie umiałabym sobie poradzić na własną rękę, za bardzo zasnuwa mój ogląd na tę sprawę. Najpierw muszę w pełni pogodzić się z tym, co mnie spotkało, by decyzję oprzeć na istotnych przesłankach, a nie na przejściowych emocjach.

                Drugiego dnia wezwałam go po obiedzie. Pod pretekstem zdania raportu z działań firmy. Tak naprawdę zwyczajnie chciałam, żeby był obok mnie. Stąpam po cienkim lodzie. Wciąż go kocham – kocham tego, którego usilnie starałam się nienawidzić. Wiem, że ta miłość nie jest dobra, że sprowadza mnie na złą drogę. Powinnam ją w sobie zdusić, odtrącić go i zrezygnować z paktu. Ale nie umiem. Wmawiam sobie, że to z powodu zemsty, misji ratowania rzeczywistości, dbania o losy świata. Próbuję wynieść swoją samolubną, nierozsądną zachciankę ponad przyziemne pragnienia, nadać jej jakiś głębszy sens. Egocentrycznie staję się epicentrum wszechrzeczy, bo nie potrafię pogodzić się z głupimi uczuciami. Czyż nie jest to klasyczny przykład słabości? Zawsze tak bardzo się jej wystrzegałam, nie dostrzegając, że jestem słabsza, niż mi się wydawało. Nie mogę już nawet znieść tego słowa. Słaba, słaba, słaba, słaba, SŁABA! Nie chcę być słaba. Ale jak mam być silna, skoro nie mogę wstać?!

                Wybacz. Tak to właśnie ze mną jest. To niezwykle frustrujące. Próbuję coś zrobić, ale nie mogę. Tego drugiego dnia sporo rozmawialiśmy. Właściwie o niczym. Ani o przeszłości, ani o przyszłości i jak ognia wystrzegaliśmy się wszystkiego, co miało związek z chodzeniem. Potrzebowałam o tym zapomnieć. Wyobrażałam sobie, że po prostu odpoczywam, że wcale nie zostawił mnie na pół roku, że nie mam do niego żalu i że rozmowy o literaturze są jak najbardziej na miejscu w takiej sytuacji. O Kruku dywagowaliśmy przez dobre trzy godziny, a przecież przetłumaczenie go na łacinę nie zajęłoby mi tyle czasu… Po prostu się odcinałam, a on przytrzymywał mi nożyce.

                Trzeciego dnia demon przestał się ze mną pieścić. Z samego rana wparował jak burza do pokoju, postawił przede mną obfite śniadanie i stwierdził ze złośliwym uśmiechem na ustach, że skoro nie mogę uciec, to wreszcie zjem porządny posiłek. W pierwszej chwili chciałam go zwyczajnie zabić. Potem chciałam go wygnać, ale wiesz, na czym się skończyło? Parsknęłam śmiechem, a potem zaczęłam płakać, uświadamiając sobie, jak bardzo mi tego brakowało. Ta brutalna szczerość, tak naturalnie przychodzące złośliwości i bezpośredniość, z której kiedyś słynęliśmy. Nie wiedziałam, że jeszcze kiedyś, nawet przez chwilę, poczuję się w ten sposób. Kocham go, Tomoko. Naprawdę go kocham, ale i jestem na niego wściekła za razem. Nie potrafię zwalczyć żadnego z tych uczuć, dlatego tkwię w tym nieznośnym półstanie.

                Wiesz, co jeszcze jest ciekawe? Odkąd pierwszego dnia mnie przytulił, ani razu, do dziś, do tej chwili, nie nawiązał ze mną żadnego kontaktu fizycznego, który wynikałby z prywatnych pobudek. Nie lubię, kiedy ktoś mnie dotyka. Nienawidzę wręcz, mam ochotę wtedy wyjść z własnej skóry, zamordować tego kogoś, wyparzyć się we wrzątku i wrócić, a potem zwymiotować dziesięć razy, wziąć kąpiel w odkażaczu i walić głową w ścianę, póki nie zapomnę tego obrzydliwego uczucia. Wiem, jak to brzmi i przepraszam – rozumiem, że może być Ci przykro, kiedy to czytasz, ale będę brutalnie szczera, bez względu na to, jak bardzo miałabyś zmienić o mnie zdanie. W końcu tak robiłyśmy przez większość naszego życia, prawda? Chyba się powtarzam… Powracając: Kiedy dotyka mnie Sebastian, nie czuję tego. Jego dotyk jest kojący. Uspokaja mnie, daje poczucie bezpieczeństwa – nawet po tym, co się stało, mimo całej złości, gdy zamykam oczy, czując na sobie ciepło jego ciała, wiem, że wszystko jest w porządku. Jednak on dotyka mnie tyko wtedy, gdy musi zanieść mnie do łazienki, umyć mnie, przenieść do innego pokoju, ubrać, rozebrać, przebrać, wytrzeć… Żadnego, nawet przypadkowego – choć jego przypadek zawsze był nim tylko pozornie – muśnięcia. Chciałam zapytać, skąd to się bierze, ale zabrakło mi odwagi. Bałam się, że stwierdzi, iż już mu na mnie nie zależy. A co gorsza, bałam się, że będzie wręcz przeciwnie. Nie chcę, żeby się do niczego zobowiązywał, by wciąż mnie kochał, byśmy stali się parą, bo nie wiem, czy potrafiłabym to zrobić. Nie wiem, czy tego chcę, czy potrafię. On jest demonem, a ja jestem człowiekiem. On mnie zranił, sprawił, że upadłam na samo dno, że Cię zraniłam. Pozwolił, żebym zabijała niewinnych, a w końcu… O tym nie mogę pisać, ale koniec jest równie irracjonalny. Wobec tego nie potrafię zdecydować. I może to jest właśnie powodem jego zachowania? Może wie, że nie poradziłabym sobie z tym wszystkim, skoro wciąż nie odpowiedziałam na jego pytanie? A może on już zna odpowiedź? Czy nie wydaje się oczywista? Z jednej strony doskonale wiem, jak to wygląda, ale z drugiej… Boję się, że w pewnej chwili uświadomię sobie, że jednak nie mogę mieć go blisko siebie. Póki więc nie będę stuprocentowo pewna, nie podejmę decyzji.

                Po śniadaniu, które wmusił we mnie w tak zręczny sposób, że nawet nie miałam ochoty go zwrócić, nie dał mi chwili wytchnienia. Przywdział strój nauczyciela, założył okulary i zaczesał kosmyk włosów za ucho. Stwierdził, że w obecnym stanie nie mogę uczestniczyć w zajęciach tanecznych, dlatego zatańczy z Jeanny. I zrobił to. Przez cały czas, kiedy biedna Jen czerwieniła się jak burak, Sebastian opisywał dokładnie każdy krok, ruch, takt, sekundę, dźwięk. A mi przypadło w udziale notowanie wszystkich informacji, bo jeszcze tego samego wieczoru sprawdził moją wiedzę – udało mi się zdać, bo nudząc się powtarzałam notatki. Po lekcji tańca odbyło się kilka mniej obraźliwych dla kalekich ludzi zajęć: matematyka, łacina, francuski, geografia, historia – mnóstwo wiedzy. Zdziwiło mnie jednak, że na sam koniec usiadł na krześle naprzeciwko łóżka i zaczął czytać na głos encyklopedię medyczną. Nigdy dotąd tego nie robił, ale nie protestowałam. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o ludzkim ciele i sposobie, w jaki działa. W końcu ucząc się o tym, może dowiedziałabym się, jak sobie pomóc? Lecz skoro on nie potrafił, to czy był ktoś, kto mógł tego dokonać?

                Czwartego dnia było gorzej. Obudziłam się wczesnym rankiem. Słońce wpadało przez zasłony, rażąc mnie w oczy. Niesamowicie chciało mi się sikać i od ciągłego leżenia bolały mnie plecy i pośladki. Pomyślałam więc, że sama dotrę do zasłon, a potem do łazienki. Jak? – zapytasz. Otóż Sebastian przyprowadził do sypialni wózek. Nie miałam zamiaru z niego korzystać. Jeszcze drugiego dnia wyzwałam go od najgorszych za sam pomysł. Siedzenie na wózku to zła wróżba – przepowiednia, że na nim wylądujesz. Wiem, to brzmi idiotycznie w mojej sytuacji, ale zwyczajnie nie chciałam tego robić. Jednak dwa dni całkowitej zależności od demona, noszenia na rękach i ciągłego rozmyślania nad tęsknotą za prywatnym dotykiem, podczas gdy tego profesjonalnego miałam w bród, zwyczajnie mnie złamały. Wiesz, że nie należę do osób, które lubią pozostawać bezczynne. Usiadłam więc i próbowałam przenieść się na wózek. Byłam jednak zbyt słaba i w pewnej chwili moje ręce nie wytrzymały ciężaru ciała. Padłam jak długo na ziemię, a oparcie przewracającego się wózka uderzyło mnie w głowę. Kiedy Sebastian wszedł do pokoju, podniósł felerny pojazd, posadził mnie na nim i bez słowa wskazał dłonią zasłonę. Skrzywiłam się i zrobiłam to, co planowałam od początku. Jego niema reprymenda jedynie mnie zirytowała i pchnęła do działania. Od czwartego dnia zaczęłam godzić się z tym, że będę musiała jeździć na wózku. Nienawidziłam tego, nie mogłam znieść, że cała ogromna posiadłość była całkowicie do tego niedostosowana, a kiedy demon zaoferował, że zadba o odpowiednie udogodnienia – odmówiłam. Walczyłam więc na każdym kro… Na każdym obrocie kół, denerwując się, ale nie poddając się. Ze łzami w oczach przeciskałam się przez wąskie framugi i pokonywałam krawężniki. Lecz kiedy dotarłam do szczytu schodów, nie wiedziałam, co zrobić. Początkowo chciałam zwyczajnie się z nich rzucić, ale szybko wybiłam to sobie z głowy. Chociaż może tak byłoby łatwiej? Może skończyłoby się całe moje cierpienie, a świat w  jakiś sposób uratowałby się sam? Wiedziałam, że to nieprawda, ale takie właśnie myśli nachodzą człowieka, kiedy widzi przeszkodę nie do pokonania. Tak bardzo pragnęłam stanąć na nogi…

                Kiedy Sebastian zobaczył, co robię, odsunął wózek od schodów. Zdjął mnie z niego i słysząc, jak złoszczę się, że nie mogę zejść po nich jak człowiek, chwycił mnie pod pachami i zaimprowizował moje schodzenie po kolejnych stopniach aż na sam dół, skąd zaniósł mnie do jadalni. Przez te kilka dni zrobił wiele dobrego. Był dla mnie wsparcie, skupiskiem złości, nauczycielem, pomocą… Wciąż jednak był demonem, który mnie zniszczył.

                Nie umiem Ci powiedzieć, co dokładnie dzieje się z moimi nogami. Wiem, że zostały połamane, zmiażdżone, albo coś podobnego. Wolałam nie dopytywać dokładnie. Wiem też, że obecna medycyna nie jest w stanie ich naprawić. Demon również nie potrafi tego zrobić. I tak piątego dnia poddałam się zupełnie, porzucając myśl o chodzeniu. Wyciągnęłam z garderoby wszystkie pary butów i podjechałam do okna, skąd wyrzucałam je, krzycząc, jak bardzo ich nienawidzę. Sebastian pozbierał je i zaniósł do jednej z sypialni. Nie wiedziałam czemu, ale uparł się, że ich nie wyrzuci. Jeśli myślał, że to mi pomoże – mylił się i to niesamowicie. Świadomość, że wciąż są w domu, przeraźliwie mnie denerwowała.

                Właśnie zorientowałam się, że od Twojego wyjazdu minęło sześć dni. Wybacz mi to niedopatrzenie. To naprawdę trudny okres… Chciałabym móc opowiedzieć Ci o czymś radośniejszym, ale poza czymś nudnym, nudniejszym, moim kalectwem i łaciną, nie ma zbyt wiele takich rzeczy. Wciąż nie powiedziałam o niczym Timmiemu i raczej tego nie zrobię. W końcu się dowiem, ale nim ponownie się spotkamy, pewnie upłynie trochę czasu. Nie chce niepotrzebnie go martwić. Pewnie chciałby mnie odwiedzić, a jestem przekonana, że ciotka nie byłaby zadowolona. Grell również o niczym nie wie. Przynajmniej nie oficjalnie. Ostatni raz widziałam go przed wypadkiem. Jeanny przekazała mi, że podobno mam wiedzieć, jak go znaleźć. Może i wiem, a może nie. Pewnie dowiem się, gdy będę chciała, albo potrzebowała, to zrobić. Jak dotąd napisałam mu tylko kartkę z podziękowaniami, którą kazałam dostarczyć Sebastianowi. Nie wydawał się zbyt zadowolony, ale zrobił, o co prosiłam. Mam nadzieję, że Sutcliff nie będzie zbyt długo się na mnie boczyć. Z jakiegoś dziwnego powodu obchodzi mnie jego zdanie i nieprzeciętnie mnie to denerwuje. Dlatego o nim również staram się nie myśleć, chociaż gdzieś w głębi serca chciałabym za jakiś czas zobaczyć ten jego rekini uśmiech, by mieć pewność, że William – jego przełożony – nie zabił go za to, że tak długo ze mną został.

                Zauważyłam również, że Sebastian stał się… Nieco inny. To znaczy, poza tym dotykiem, o którym już wspomniałam, w większości był sobą, lecz miałam wrażenie, że mimo wszystko mi pobłaża. Ciężko to wyjaśnić, bo wszystkie nasze rozmowy, jak zawsze, usłane były złośliwościami i tym kretyńskim odbijaniem piłeczki, ping-pongiem, ale jednak nie czułam już tej zaciętości i nieustępliwości. Jakby obawiał się, że ponownie mnie zrani i z jakiegoś powodu niezwykle się tym przejmował. Na dodatek przestał obrażać Thomasa i Jeanny – to znaczy, że obrażał ich mniej, bo milczeć nie byłby w stanie. Wiesz, jacy potrafią być, kiedy mają świadomość, że mogą sobie na to pozwolić – uwielbiam ich za te problemy codzienności, które pod pozorem irytacji, wzbudzają we mnie mnóstwo radości. Ale demon denerwował się mniej. Miałam też wrażenie, że wobec Jeaanny odnosi się – mam nadzieję, że siedzisz, a jeśli nie, to powinnaś to teraz zrobić (zapewniam Cię, że siedzenie nie jest aż takie okropne, szczególnie, gdy wiesz, że możesz przestać w dowolnej chwili – wybacz, chwila słabości) – z szacunkiem. Wiem, że minęło niewiele czasu, a ja mam mnóstwo dziwacznych przemyśleń, ale myślenie to jedno z moich głównych zajęć ostatnimi czasy. Jednak jest szansa, że coś się zmieni!

                Przez te pięć dni, bywały momenty, że demon znikał. Nie tak, żeby ignorował swoje obowiązki, ale odczuwałam jego brak. Dziś, czyli dnia szóstego, stało się coś, co pchnęło mnie (nie mój wózek), do zebrania przemyśleń z tych wszystkich dni, które opisywałam niedbale w notesie, i spisania ich w ten list. Sebastian przyszedł do mnie przed godziną i obwieścił, że jutro rano udajemy się do miasta, do Undertakera, bo – tutaj nastąpiło jakieś pokrętne tłumaczenie, z którego zrozumiałam jedynie, że grabarz jest niezwykle zdolny i wszedł w posiadanie jakiejś tajemnej wiedzy medycznej, albo czarów – istnieje szansa, że będę mogła stanąć na nogi. Nawet nie wiesz, jak cieszę się na tę myśl! W prawdzie demon ciągle upomina mnie, bym nie wpadała w przesadną ekscytację, ale ta nadzieja rozjaśnia cały mrok smutku w moim sercu. Dlatego też do Ciebie piszę, żebyś wiedziała, że w chwili, w której otrzymasz ten list, będę przygotowywać się do snu, na czczo, bo o to prosił Undertaker.

                Jak to możliwe, że wiadomość dotrze do Ciebie w tak krótkim czasie? Pewnie nie muszę tego wyjaśniać, ale zrobię to na wszelki wypadek. Sebastian wykorzysta swoje zdolności, by dostarczyć go do Ciebie najszybciej jak to możliwe. Nie martw się, jeśli nie udało Ci się go spotkać – on już w taki sposób właśnie działa. I pamiętaj, jeśli odnajdziesz sama-wiesz-co, to znaczy, że go przeczytał. Nie zapomnij mnie o tym poinformować, żebym mogła własnoręcznie wydłubać mu oczy.

                Mam nadzieję, że to  wszystko nie będzie dla Ciebie nieznośnie trudne. Nie chciałabym obarczać Cię zbyt wielką odpowiedzialnością, chociaż pewnie i tak już to zrobiłam. Wybacz mi, proszę, wybacz mi tę niezwykłą samolubność. Przysięgam, że kiedyś znajdę sposób, by Ci się zrewanżować. Powiedz tylko, czego pragniesz. A na razie pozdrów ode mnie Taia. Nie mogę się doczekać, kiedy znów Was zobaczę.

Z pozdrowieniami,
Elizabeth Roseblack

10 komentarzy:

  1. Taka forma wpisu jest całkiem przyjemna, fajnie sie czyta taki list i śmiało mogłabyś od czasu do czasu wtrącać coś takiego. :)
    Przyznam szczerze, miałam łzy w oczach czytając o kalectwie Lizzy, która w ostatnim rozdziale poprzedniego tomu, podeszła do tego w dość... specyficzny sposób? Zachowywała sie jakby jej było wszystko jedno i troszke mnie tym zadziwiłaś, teraz jednak już wszystko jasne. W sumie po cichutku bardzo ją podziwiam, jest silna i nie robi z siebie ofiary (no, a przynajmniej sie stara). Liczę na Undertakera bo jakoś nie widzę Elizabeth walczącej ze złem na wózku inwalidzkim. Cholernie podoba mi sie w twoim opowiadaniu to, że wszystko idzie do przodu tak powolutku. Relacje z Sebastianem wciąż nie są jasne (szczerze nie znoszę kiedy w opowiadaniach laska z chłopakiem po dwóch zamienionych słowach lądują w łóżku), u ciebie wszystko dzieje się w swoim czasie a sucha miłość nie jest jedynym i głównym wątkiem. Chociaż muszę przyznać, że sceny kiedy Sebastian martwi sie o Liz, przytula ją albo droczy się z nią są strasznie urocze i zazwyczaj na takowych piszcze, haha. Czekam na pojawienie sie Grella! A jeśli chodzi o Timmiego to musze przyznać, że wkurza mnie ten dzieciak od początku (przepraszam za szczerość ale liczyłam na jego beznadziejną śmierć). Mam jeszcze pytanko-czy w tym tomie również pojawi sie jakiś tajemniczy młodzieniec? (tak jak w poprzednich bo swoją drogą, wątek ze szkołą dla sierot i zaginionym kolegą-podróżnikiem Lizzy był bardzo ciekawy!) Nowy tom-nowe przygody, haha. Czekam na next osikana, przepraszam za tą litanie, której możliwe, że nie będzie ci się chciało czytać, pozdrawiam cieplutko i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że chciało mi się czytać! Ja czytam wszystkie komentarze, które się tu pojawiają, chociaż zdarza mi się na nie nie odpowiadać, bo zwyczajnie nie wiem co, albo nie mam siły, albo mam sklerozę xD.
      Od czego zacząć... Od początku!
      Formuła listu była właśnie po to, żeby wyjaśnić jak Lizz widzi całą tę sytuację, jaka jest niepewna i jak w rzeczywistości przeżywa to, co się dzieje, ale mając w głowie zakodowane, że nie może być słaba, robi wszystko, by tego nie okazywać. Ona ma manię na punkcie nie bycia słabą, w jakiś sposób próbuje w tym upatrywać źródło swojego poczucia bezpieczeństwa. Chciałam spróbować czegoś nowego, bo chociaż opisywanie uczuć przychodzi mi stosunkowo łatwo, bo potrafię wczuć się w bohaterów, to jednak mam wrażenie, że pozwoleniem im raz na jakiś czas mówić samym za siebie, dodaje autentyzmu tym uczuciom. Stąd różne dziwne zabiegi, żeby mieli taką szansę :P. I dlatego zbyt wiele nie chciałam zdradzać w komentarzach do poprzedniego rozdziału, żebyście mogli samo odkryć jaka jest Lizz :P. Swoją drogą, irytuje mnie ona, ale ją uwielbiam. I fakt, można ją podziwiać za to, że nie zaległa w tym wyrze i nie postanowiła się nad sobą użalać. Ale ona nie ma zwyczaju się poddawać. Dlatego właśnie pół roku, kiedy nie było z nią Sebastiana, było dla niej takie ciężkie, bo wiedziała, że upadła i to dodatkowo ją przytłaczało, a jednocześnie nie umiała się podnieść, bo on był jej siłą. Jednak teraz mam wrażenie, że jest silniejsza, chociaż dalej niezwykle zależna od tego uroczego demona <3.
      Cieszę się, że podoba Ci się, że fabuła idzie do przodu powoli. Mam wrażenie, że właśnie przez to straciłam wielu z początkowych czytelników (albo dlatego, że zaczęłam dodawać opisy, a przecież je trzeba czytać i nic się nie dzieje xD). Nie chciałam, żeby ta historia była typowym, jednotorowym love strony, a już na pewno daleka jestem od pisania bzdur typu pwp (plot? what plot? - fabuła? jaka fabuła?), których pełno w necie, bo autorki opowiadań właściwie tylko opisują swoje fantazje względem postaci :P. Tutaj postawiłam raczej na przedstawienie całej historii, której motywem przewodnim jest relacja kontrahentka - demon i budzące się pomiędzy nimi uczucie, które ma być takim tłem, na którym rozgrywa się zupełnie inna historia. Żeby to nie było puste, denne, nudne. Staram się. I cieszę się, że są ludzie, którym się to podoba. Bo ogólnie ten fandom jest zdominowany przez nastolatki, a młodzież z reguł jest niecierpliwa, więc nawet mnie nie dziwi, że zwyczajnie nie chciało się ludziom czekać. Tym bardziej, że to już przeszło 900 stron, a Seba i Lizz dalej ani na chwilę nie byli w zdefiniowanym związku xD.
      Timmy jest postacią, którą można lubić, a której można nie znosić i to rozumiem. Nie ma obowiązku lubienia wszystkich postaci, to nawet zdrowo, że ktoś jest irytujący. I nie musisz przepraszać za szczerość - w końcu to podstawa :D.
      Grell się w końcu pojawi. Nie ma opcji, żeby go nie było. W końcu to dosyć istotna postać, szczególnie od trzeciego tomu. No, a co do młodzieńca... Na razie nie mam tak dokładnie rozplanowanej fabuły, zdaję się na mózg. Być może ktoś się pojawi, a może nie? Zobaczymy, ale będę mieć to na uwadze i jeśli podpasuje mi to wizji, to może się pojawi. Denerwuje mnie to, że nie mam większego zapasu, żeby móc po prostu odpowiedzieć "tak", albo "nie" -_-. No, ale cóż, życie :P.
      Chyba odpowiedziałam na wszystko xD.
      Dziękuję za komentarz i do zobaczenia ;*.

      Usuń
  2. Bardzo przepraszam za spam ;_;, ale moim świętym obowiązkiem jest poinformowanie Cię, droga Nami, że Twój blog został dodany do Nieba!
    Zapraszam również do zgłaszania nowych rozdziałów: Boskie nowiny!
    W imieniu całego zastępu dziękuję, pozdrawiam i przepraszam, że musiałaś tak długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi. Dzięki za informacje i dodanie :).

      Usuń
  3. Mogłabym poprosić o kontakt z autorką bloga ? Z góry dziękuję^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka bloga się kontaktuje.
      W czym mogę pomóc?

      Usuń
  4. Cóż. Mam jedno, dość ważne dla mnie pytanie. Czy owe opowiadanie miało kiedyś inną odsłonę? Przeczytałam rozdział i zastanawiam się właśnie.
    Blog o którym mówię, również miał główną bohaterkę o imieniu Róża lecz działo się w teraźniejszych czasach i nie było w nim młodego Ciel'a. Za to nasz Sebastian zainteresował się nową duszyczką...Czy przypadkiem jest to opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterka tego opowiadania nazywa się Elizabeth...
      Jeśli mam rację i nawiązujesz do jednego z bardzo słabej jakości opowiadań zamieszczonego na WattPadzie - to nie. To nie jest to opowiadanie.
      Jeśli jednak mówisz o jakimś innym, a jego fabuła dziwnie przypomina to moje, byłabym wdzięczna za linka. Nie chcialabym spotkać jakiegoś kiepskiego złodzieja. Raz już ktoś próbował się wzorować i kiepsko mu to wyszło...
      Czarna Róża Demona jest obecna tu, na tym blogu, kraz na WattPardzie pod tym samym tytułem. Dwa rozdziały zamieściłam również na fanfiction.net, ale zrezygnowałam z publikowania go tam. Jeśli więc zobaczysz je gdzieś indziej, to oznacza, że ktoś je ukradł.
      No, to chyba wszystko, co mogłabym powiedzieć :P.

      Usuń
  5. wspaniałe zakochałam się.<3

    OdpowiedzUsuń
  6. No to lecimy z IV tomem! ^^ Przeczytałam 3 tomy w niecałe 4 dni :D Tak mnie wciągnęło. Cieszę sie, ze nie musze czekac na rozdziały. Czytam sobie to wszystko, jak książkę ❤️ (Którą oczywiście kupie, gdyby miala zostać wydana :3)
    Co do rozdziału 1 z 4 tomu... mi tam sie przyjemnie czytało :D pisanie listów jest mi dosyć bliskie :>

    OdpowiedzUsuń

.