piątek, 18 marca 2016

Tom IV, IV

Znowu ogarniam rozdział na dzień przed dodaniem. Dzięki temu możecie sobie przeczytać z samego rana, a wiem, że część z Was tak woli. Nie wstawałabym w środku nocy (dla mnie 8-9 to jeszcze noc xD), żeby wrzucić rozdział, dlatego korzystam z udogodnień, jakie oferuje Facebook i Blogger. Dwudziesty pierwszy wiek rządzi. 
Co do rozdziału...
Jest dziwny. Właściwie mam mieszane uczucia, bo to trochę nie w moim stylu, żeby pisać to, co napisałam, ALE! Zły nie jest. To znaczy, nie uważam, żeby tak był. Jeśli macie inne zdanie, to chętnie się o tym dowiem :P.
Jeśli komuś się taka tematyka nie podoba, gorszy go czy co tam jeszcze... To przykro mi, że musieliście ślepnąć, czytając to, ale ta część jest mi potrzebna w fabule. 
Mam jednak nadzieję, że nikt nie oślepnie, nie rzygnie, ani nie padnie na zawał.
Hiperbolizuję.
Dlatego kończę i przekonajcie się samo, co takie ojojojojoj-groźnego zawarłam w tym rozdziale :P.

Miłego :*

PS Komentujcie! Potrzebuję weny na nowe pomysły. Zdaję się na Was^^.

=========================

                Król podszedł do jednego z wyższych rangą służących i zapytał o miejsce przebywania jego narzeczonej, a otrzymawszy pożądane informacje, bezzwłocznie udał się do jej nowej komnaty. Jako przyszła królowa, miała prawo wybrać jeden z wielu bogatych apartamentów. Zdecydowała się na ten, który wschodnią sypialnią przylegał do biura Sebastiana, by po jego powrocie połączyć oba kompleksy w jeden ogromny, odpowiedni dla królewskiej pary. Demon nie dziwił się jej decyzji – choć po tym, jak nie zastał jej w ogrodzie – sądził, że będzie spędzała czas w jego komnatach, pogrążając się we wściekłości i rozpaczy. Sam nie był pewien, co powinien myśleć o jej decyzji, ale nie mając zbyt wiele czasu na załatwienie formalności, z którymi musiał się uporać przed powrotem do Elizabeth, nie zaprzątał sobie głowy czymś, na co i tak nie miał wpływu. Dotarł więc szybko pod drzwi pokoju narzeczonej i zapukał dwukrotnie, a nie usłyszawszy odpowiedzi, pozwolił sobie wkroczyć do środka.

                Nic dziwnego, że przyszła księżna nie odpowiedziała. Nie mogła go słyszeć, leżąc w wannie pełnej podgrzewanej krwi z głową zanurzoną po sam czubek w czerwonej cieczy. Wyglądała niepokojąco, jakby próbowała się zabić, lecz Michaelis wiedział, że nigdy by tego nie zrobiła. Dopóki pozostawał chociaż cień szansy na spędzenie z nim choćby chwil, nie przegapiłaby takiej okazji.

                Król zbliżył się do balii, zdejmując z siebie odzienie i klęknął przy niej, przez chwilę przyglądając się narzeczonej, póki nie ujął jej drobnej dłoni i nie zlizał z niej odrobiny krwi. Jego usta wypełniły się przyjemnym, metalicznym smakiem przyprawionym słodką nutą ciała demonicy. Nie czekając, aż ta zorientuje się, kto jej dotyka, wszedł do wnętrza wanny i okrakiem usiadł na Enepsignos, powoli unosząc ją ponad poziom lepkiej cieczy. Kobieta chciała się wyszarpnąć, ale kiedy tylko spływająca po twarzy posoka odetkała stępione zmysły – nim jeszcze otworzyła oczy – zorientowała się, że jej ukochany wrócił. Zaplotła więc dłonie wokół szyi Sebastiana  i przyciągnęła go do siebie, namiętnie wpijając się w jego usta. Pełne pasji pocałunki nie ustawały przez dobry kwadrans, a wraz z nimi pieszczoty dwojga skąpanych we krwi demonów przybierały na sile.

                Michaelis wiedział, że to, co robi, było oznaką braku lojalności zarówno wobec Elizabeth, jak i wobec Enepsignos, jednak nie był w stanie powstrzymać przejmujących nad nim władzy zwierzęcych instynktów. Jeśli by tego nie zrobił, wątpił, by był w stanie w dalszym ciągu powstrzymywać się od dotykania ukochanej. Poza tym musiał zachowywać pozory. Gdyby nie postąpił w ten sposób, błękitna demonica mogłaby zorientować się, że coś jest nie tak, a jeśli zaczęłaby dociekać, w czym rzecz… Nawet nie chciał o tym myśleć. Oszukiwał się więc, że robił to dla dobra sprawy, dla bezpieczeństwa swojej prawdziwej miłości i zachowania równowagi w piekle, choć prawda była taka, że tak samo, jak zależało mu na dwojgu powyższych, tak samo pragnął poczuć zalewającą ciało rozkosz. Poddał się więc, wpadając w wir pożądania, zaspokajając swoje potrzeby w niezwykle brutalny sposób, delektując się głośnymi jękami narzeczonej.

                Kiedy oboje spełnili swoje seksualne zachcianki, wtuleni w siebie położyli się w wannie i oddychając wciąż jeszcze nierówno, popijali krew prosto z balii. Demon trzymał Enepsi w silnych objęciach, delikatnie wodząc dłonią po jej nagiej klatce piersiowej, a ona mruczała zadowolona, napawając się mieszanką orientalną zapachów ciała ukochanego i wysokiej jakości posoką.

                – Nie pozwolę ci umrzeć, ukochany – powiedziała smutno kobieta, przerywając milczenie.
Ciężkie westchnienie Sebastiana było dla niej wystarczająco jasnym sygnałem – nie miał ochoty o tym rozmawiać, ale ona tego potrzebowała. Pragnęła, by zapewnił ją, że znajdzie sposób, by się wykpić i oszukać śmierć.

                – Wiesz, że zrobię wszystko, żeby do tego nie doszło – odparł ciepło, uspokajająco głaszcząc narzeczoną po policzku.

Enepsi wyczuła w głosie króla rezygnację. Zacisnęła dłoń na jego nadgarstku i obróciła się, obdarzając ukochanego wściekłym spojrzeniem.

                – Nawet nie próbuj się poddawać! Tam na zewnątrz czeka na ciebie całe piekło pełne demonów pragnących ci służyć! Jak zamierzasz wytłumaczyć, że każesz im wyruszyć na wojnę, w której w ramach wygranej stracą wolność na zawsze?! – krzyczała, szamocząc się z pozornie zobojętniałym królem.

Demon wyswobodził rękę z uścisku błękitnej dłoni i przyciągnął do siebie narzeczoną, mocno wtulając ją w swoją pierś i szepcząc wprost do jej ucha:

                – Wszystko będzie dobrze.

                Kobieta zamilkła. Nie widziała sensu w kontynuowaniu rozmowy, póki jej przyszły mąż nie przejrzy na oczy. Musiała przekonać go, że warto walczyć. Nie rozumiała, czemu tak szybko się poddał, to było do niego niepodobne. Wiedziała, że w ciągu ostatnich stuleci spokorniał, ale nie przypuszczała, że stał się aż tak uległy, by nawet jako król poddać się woli nieba tylko dlatego, że podpisał jakiś cholerny świstek. Ona nie zamierzała się z tym pogodzić. Była dumna i nigdy nie poprzestawała na tym, co otrzymywała, póki nie osiągnęła założonego celu – a skoro jej ukochany zagubił szacunek do samego siebie na ziemskim padole, będzie dumna i wyniosła za nich dwoje – tak długo, jak będzie tego wymagała sytuacja.

                Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Atmosfera w łazience całkowicie się zmieniła, przechodząc z niezwykle upajającej w nieznośnie ciężką. Enepsi nie wiedziała, jak rozmawiać z Sebastianem. Nie chciała się kłócić, wolałaby chociaż zapytać, jak długo zamierza zostać w zamku, ale w zaistniałej sytuacji czuła, że nie byłoby to na miejscu. Odsunęła się od demona i wyszła z wanny. Kilkakrotnie poruszyła palcami prawej dłoni, mamrocząc pod nosem kilka słów, by po chwili otoczyć się warstwą błękitnej mgły, która starła z niej szkarłatną ciecz i posłusznie zniknęła w odpływie zlewu. Magia – rzekliby ludzie – jednak to, co zrobiła, nie miało z nią zbyt wiele wspólnego. Demony, jako istoty ponad naturalne, posiadały zdolności manipulowania otaczającą ich rzeczywistością. W zależności od predyspozycji, talentu i ćwiczeń, każde dziecię ciemności zyskiwało unikalne umiejętności. Jedną z tych, które Enepsignos ceniła sobie najbardziej, było władanie wszelkimi rodzajami cieczy. Potrafiła zmieniać ich stan skupienia i kontrolować ich ruchy. Przydatna umiejętność – szczególnie dla tych, którzy lubowali się w krwawych kąpielach.

                Księżniczka zniknęła za parawanem i ubrała się w zwiewną, półprześwitującą suknię w kolorze intensywnego granatu, dopełniając strój delikatnymi butami na profilowanej szpilce w kształcie harpuna. Dawno temu, kiedy jako podlotek mieszkała w górach, często uznawano ją za wodne bóstwo, czego szczerze nienawidziła. Jednak w miarę jak dorastała i pięła się po drabinie społecznej, te drobiazgi przestawały mieć dla niej znaczenie. Często wręcz specjalnie ubierała się w taki sposób, by pokazywać swym prześladowcom z przeszłości – zwłaszcza Azazelowi – że za nic ma dawne złośliwości i jest na tyle pewna siebie, by obracać je w żart. Poza tym lubiła wszelkie odcienie kojarzone z żywiołem wody, w szczególności odcień błękitu, który prezentowała jej skóra.

                Wychodząc zza przesłony, spojrzała przelotnie na przyszłego męża, który zmywał z siebie krew w drugiej, mniejszej wannie stojącej pod ścianą łazienki. Zaśmiała się złośliwie pod nosem i bez słowa opuściła pomieszczenie, przenosząc się do salonu, gdzie na stoliku przy kanapie ujrzała filiżankę oraz imbryk z bottgerowskiej, polerowanej kamionki, której sprowadzenie zleciła służącym jeszcze zanim dowiedziała się o felernej umowie, którą podpisał Sebastian. Wewnątrz dzbanka parzyły się piekielne zioła, których zapach do złudzenia przypominał herbacianą mieszankę, zwaną przez ludzi Earl Greyem, jednak jej smak był zgoła odmienny. Intensywny posmak bergamotki zastępował ostry smak ognistego melona, przypominający bardziej skrzyżowanie cytryny z chili, aniżeli znajdujący się w ludzkim naparze smak cytrusa. Natomiast sama herbaciana baza w smaku była zbliżona do suszu ceylońskiego z sierpniowych zbiorów. Enepsignos usiadła na kanapie, chwyciła w dłonie filiżankę i uraczyła się odrobiną gorącego naparu.

                Po chwili dołączył do niej król. Miał na sobie to samo ubranie, w którym zjawił się w królestwie. To samo, które kobieta miała okazję podziwiać nie raz, obserwując Sebastiana z daleka, kiedy nie widział w niej nikogo wartego uwagi. Lecz to nie miało już znaczenia, teraz byli narzeczeństwem. Pióro, które wplotła we włosy w roli podtrzymującej koka pałeczki, było tego oczywistym dowodem. Kiedy demonica ujrzała Michaelisa, jej złość momentalnie zelżała. Nie wiedziała czy za sprawą jego przystojnego oblicza, czy uspokajającego działa naparu, ale wyciszyła się i była w stanie porozmawiać z nim spokojnie.

                – Przez kilka ostatnich dni cały zamek był jednym wielkim lunaparkiem dla tych brudnych potworów. Wciąż jeszcze czuję ich swąd na korytarzach – wyżaliła się, obserwując smukłe łydki narzeczonego, których mięśnie napinały się lekko, kiedy zbliżał się do kanapy, by zasiąść obok Enepsi.

                – Doskonale się spisałaś, Eni. Nastroje poddanych wydają się dosyć stabilne – pochwalił narzeczoną, obejmując ją ramieniem.

Nachylił się nieco nad trzymaną przez nią filiżankę i pociągnął nosem, by poczuć przyjemny, znajomy zapach, krzywiąc się zabawnie do swego odbicia w lustrze brunatnego płynu.

                – Pachnie jak ludzki Earl Grey. Ciekawe czy podobnie smakuje – westchnął, uśmiechając się błogo.

Chociaż wiedział, że za chwilę musi ruszać w dalsza drogę, chciał przez chwilę posiedzieć wraz z narzeczoną, przez kilka minut po prostu być beztroskim demonem, zapominając o wszelkich problemach, obowiązkach i wyzwaniach, jakie stawiało przed nim życie. Potrzebował takiej chwili wytchnienia – działała na niego niezwykle zbawiennie. Niemal czuł, jak napięte ze stresu mięśnie rozluźniają się z każdą sekundą błogiego spokoju.

                – Porozmawiamy o tym, co się wydarzyło? – zapytała Enepsignos, poważnie zerkając w oczy ukochanego.

                – Proszę, nie teraz. Za chwilę muszę wracać do pracy. W związku z wojną mam mnóstwo spraw do załatwienia. Tutaj i na ziemi… Nawet nie chcę o tym myśleć – wykręcał się demon i przekupnie musnął wargami policzek błękitnoskórej kobiety.

                – Więc chociaż ustalmy datę koronacji i…

                – Za czterdzieści osiem ludzkich godzin – przerwał jej Sebastian, zaskakując nagłą odpowiedzią.

Kobieta patrzyła na niego podejrzliwie, nerwowo zaciskając palce na kamionkowej filiżance, póki demon nie wyciągnął naczynia z rąk jej i sam nie uraczył się odrobiną naparu.

Była zszokowana. Spodziewała się, że będzie próbował odwlec ceremonię – przynajmniej tak zabrzmiał, narzekając na swoje męczące życie – jednak zupełnie ją zaskoczył i to na dodatek pozytywnie. Dwa ludzkie dni, czterdzieści siedem godzin i pięćdziesiąt dziewięć minut. Jak to cudownie brzmiało! Już niedługo będzie jego żo…

                – Mówiłam również o ślubie – powiedziała zdecydowanie, odbierając demonowi swój napój.

Zanurzyła usta w ciemnym płynie i wpatrywała się w czerwone ślepia narzeczonego, zastanawiając się, co odpowie tym razem. Obawiała się, że chwilą duchowej radości zapeszyła przyszłość i Sebastian za chwilę zburzy jej nadzieje. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Michaelis poczekał, aż Enepsi spokojnie napije się demonicznej herbaty, a potem odstawił filiżankę na stolik i wpił się w usta kobiety, wędrując dłonią od jej szyi, poprzez piersi i brzuch, kończąc na kroczu, czym wywołał w niej nagłe drgnięcie i tłumiony pocałunkiem jęk. Kobieta nie pozostawała bierna. Niezwykle namiętnie oddała pocałunek demona, a potem pchnęła go na oparcie kanapy i klęknęła pomiędzy nogami ukochanego, ściągając z niego obcisłe spodnie.

                – Nie mogę się doczekać, mój królu – powiedziała, przeciągle zerkając w błyszczące szkarłatem oczy Michaelisa i pochyliła się nad jego kroczem, by jeszcze raz sprawić mu przyjemność.

Chciała, by miał świadomość, że to dopiero przedsmak nocy poślubnej, a przecież on już doskonale wiedział, jakim zwierzęciem potrafiła być w łóżku. Wybrał ją, zapragnął dzielić z nią swoje życie, jednym prostym gestem spełnił jej największe marzenia – dlatego teraz ona włoży całe serce w ofiarowanie mu szczęścia na każdej możliwej płaszczyźnie.

                – Enepsi… – jęknął Sebastian, napinając się, kiedy przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. – Muszę wracać do pracy – dodał, przecząc swemu ciału, które drżało z pożądania, całkowicie oddając się pieszczotom demonicy.

Reakcja króla niezwykle schlebiała kobiecie. Mając jednak na uwadze jego słowa, w krótkim czasie doprowadziła go do orgazmu i podniosła się z kolan, siadając na nim okrakiem.

                – Może jeszcze raz? Zanim wrócisz do obowiązków – kusiła, wodząc paznokciami po piersi narzeczonego.

Michaelis przyglądał jej się spod przymrużonych powiek, wciąż jeszcze ogarnięty przyjemnym uczuciem odprężenia. Ujął dłońmi twarz narzeczonej i przysunął się do niej tak, że ich oblicza dzieliło zaledwie ziarnko jęczmienia.

                – Nie bądź zachłanna. Zajmij się przygotowaniami do ceremonii, a kiedy wrócę, pokażę ci oblicze, które skrywam przed światem – powiedział nęcąco, a jego usta delikatnie muskały wargi demonicy z każdym wypowiadanym przez Sebastiana słowem.

Kobieta jęknęła niecierpliwie i walcząc ze sobą, zeszła z ukochanego. Król podniósł się z kanapy, podciągnął spodnie i uśmiechnął się lubieżnie, upewniając się, że jego przyszła żona dostrzeże, jak powoli przesuwa język wzdłuż zębów.

                Przez kilka kolejnych minut Sebastian uzgadniał z narzeczoną szczegóły koronacji i ich ślubu, pozostawiając większość wyborów Enepsignos. Sam pragnął mieć tylko pewność, że demonica zadba o to, by strój, który dla niego przygotują, spełniał jego wymagania oraz by wśród świadków całego zajścia nie zabrakło żadnego z doradców i wyżej postawionych demonów. Zaznaczył również, że każdy niższy, który zjawi się tego dnia na zamku w odpowiednio odświętnym, godnym audiencji u króla stroju, będzie mógł wziąć udział w tym wiekopomnym wydarzeniu. Pragnął, by ludy piekieł od samego początku jego panowania dostrzegły wyraźną różnicę pomiędzy nim i ich dawnym władcą. Belial, czy może raczej Ojciec – jak zwał go raczej z konieczności okazywania szacunku, niż z rzeczywistej łączącej ich więzi – był prawdziwym tyranem. Rządził piekłem silną ręką i nie szczędził brutalnych metod, by wymusić na poddanych uległość. On zamierzał być inny. Oczywiście nie dopuszczał do siebie myśli o buntach czy uleganiu szantażom niższych, ale jego polityka opierała się na rozsądku, przemyślanych decyzjach i optymalnym wykorzystywaniu zasobów królestwa.

Sebastian zawsze przyglądał się Ojcu z niechęcią. Nie potrafił zrozumieć jego sposobu rządzenia królestwem. Belial zawsze zabijał wielu poddanych, złościł się bez powodu i wszyscy się go obawiali, podczas gdy on – młody demon, jeden z wielu jego synów, który w oczach króla był nikim więcej jak zwykłym podwładnym – w każdym zachowaniu panującego dostrzegał błędy, nielogiczne posunięcia i marnotrawstwo.

Matka młodego Michaelisa nie była nikim ważnym – właściwie nikt, oprócz niego samego, nie pamiętał jej imienia. Była tylko chwilową zachcianką, środkiem niezbędnym, by król mógł przekazać dalej swoje ­­– jak mu się wydawało – doskonałe geny. Od kiedy przestała być źródłem pokarmu syna, nie miała prawa wstępu na dwór. Sebastian nigdy nie poznałby jej tożsamości, gdyby nie jego brat z tej samej matki, który urodził się kilkaset lat później. Tylko dzięki niemu demon miał szansę stanąć z rodzicielką twarzą w twarz. Tamto spotkanie zmieniło jego spojrzenie na świat. Kobieta otworzyła mu oczy na piękno światów spoza granic piekła. Utwierdziła go w przekonaniu, że Belial daleki był od wizerunku władcy, który powinien stać na czele ich królestwa.

Wściekły na to, że Ojciec wygnał Coel z zamku – nie pozwoliwszy jej być częścią życia syna – Sebastian zaczął otwarcie wyrażać swoją niechęć wobec króla, którą dotąd – ze względu na swoje bezpieczeństwo – zatrzymywał dla siebie. Michaelis nigdy nie odczuwał braku rodzicielki i dopiero kiedy spojrzał w jej oczy, zrozumiał, czym było chłodne uczucie pustki gdzieś w głębi jego serca. Ta świadomość przelała szalę goryczy, sprawiając, że mimo przestróg ze strony demonicy, Sebastian nie był w stanie dłużej tłamsić w sobie niezadowolenia. Zaczął głośno komentować wątpliwe decyzje Ojca, a nawet podważać je w obecności doradców i poddanych, za co nie raz otrzymywał surowe kary. Jednak nie zaprzestał swoich poczynań. Belial sądził, że zabijając jego matkę, rozwiąże problem i utemperuje krnąbrnego syna. Nie pomyślał jednak o tym, że kobieta wciąż była potrzebna młodszemu bratu Kruka. Z zimną krwią pozbawił ją życia na oczach zarówno Michaelisa, jak i kilkutygodniowego, złotookiego chłopca, w którym ten straszny widok na zawsze odcisnął piętno. Przez stulecia młody Seth próbował zrozumieć, czym było uczucie niechęci, jakie względem starszego rodzeństwa podświadomie budziło się w jego sercu. Dopiero kiedy Sebastian wyznał mu, że był przyczyną śmierci jego matki, Seth znienawidził brata, w którego wpatrzony był przez całe dzieciństwo, i poprzysiągł, że kiedyś zniszczy całe jego życie. Jednak wówczas groźby młodego demona nie wzbudziły w Michaelisie niczego poza rozbawieniem.

Mijały kolejne stulecia. Sebastian swoją wyniosłością i niezwykłymi umiejętnościami zdobył przychylność Ojca. Stał się jego prawą ręką, szanowanym księciem dworu – jednak to mu nie wystarczało. Prostacki sposób myślenia króla i jego irracjonalne zasady zbytnio ograniczały ciekawego świata Kruka. W końcu odwrócił się od władcy, opuścił piekło i zstąpił na ziemię, by na własnej skórze poczuć to, o czym opowiadała mu Coel, kiedy potajemnie zakradał się do jej komnaty podczas karmienia małego Setha. Był to bowiem jedyny czas, kiedy demonicy z niższych sfer nie towarzyszyły służące i strażnicy, gotowi zabić ją w każdej chwili, jeśli tylko popełniłaby najdrobniejsze wykroczenie. Gdy tylko Michaelisowi udało mu się wdrożyć w życie w ludzkim świecie, zorientował się, że podoba mu się zdecydowanie bardziej niż to piekielne. Mnóstwo nowej wiedzy, przedziwne związki między przedstawicielami ludzkiej rasy, emocje, których istoty nie potrafił zrozumieć. Wszystko było nowe, fascynujące, ciekawe i nieskalane dotykiem Ojca. Był zafascynowany do tego stopnia, że nawet życie w słabej, ludzkiej powłoce – która niesamowicie uwierała Kruka – po pewnym czasie przestało mu doskwierać. Krążył po wszystkich kontynentach, zawiązując pakty, poznając kulturę i ucząc się zupełnie innego spojrzenia na życie – podejścia istot, dla których wieczność była zaledwie niedoścignionym marzeniem. Żył tam przez całe dwie Rzeczywistości, obserwując jak gatunek ludzki za każdym razem – mimo kolejnej szansy – brnął w tę samą stronę, jakby w ich genach zaprogramowana była zagłada i żadne wydarzenia, realia, stworzenia czy kataklizmy nie były w stanie stanąć na drodze do upadku ich cywilizacji.

A potem… Potem Sebastian spotkał Ciela. Od tego czasu jego życie zupełnie się zmieniło. Nie sądził, że ludzkie problemy kiedykolwiek pochłonął go do tego stopnia. Matka nigdy nie wspominała o czymś takim. Przestrzegała go jedynie przed przywiązywaniem się do ludzi, ale był przekonany, że tylko ze względu na prawo Ojca. W końcu jednak zrozumiał, co miała na myśli, ale było już za późno, by się cofnąć. Posunął się o krok za daleko. W rezultacie skończył jako król piekła, władca zakochany w ludzkiej dziewczynie, zdradzający swoje uczucia w ramionach demonicy, którą wybrał na swoją narzeczoną. Czy gdyby wiedział, postąpiłby inaczej? Znając siebie, był niemal pewien, że nie.

– W takim razie zostawiam to w twoich rękach, Eni. Wrócę tu na chwilę przed ceremonią. Teraz muszę zająć się obowiązkami – powiedział po chwili Michaelis, wyrywając się z rozmyślań.

Demonica uśmiechnęła się i podeszła do Sebastiana, wpijając się w jego usta.

                – Dobrze, mój królu, będę czekać z niecierpliwością – szepnęła słodko.

Potem odprowadziła go do drzwi i przez chwilę stała w nich, obserwując oddalającą się sylwetkę jej, kroczącego dumnie korytarzem, przyszłego męża.

7 komentarzy:

  1. Ohayou!
    No więc tak, od początku. Tsza się przedstawić *^*
    Jestem Yui, i tak będę się podpisywać pod każdym komentarze *-*
    Czytam tego bloga już bodajże dwa tygodnie, ale nadal jestem na 2 tomie "Róży", więc póki co, komentarzy pod najnowszymi "Rozyczkami" nie będzie, ale pojawią się w bardzo niedalekiej przyszłości c:
    Do zobaczenia, gdy wreszcie przeczytam xD

    ~Yui

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, okay. W takim razie będę czekać na bieżące komentarze i życzę miłej lektury^^.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. *Odtwarzanie komentarza*
    Od razu plany Enepsi, ale nie bardzo pamiętam, co ja wówczas napisałam, musisz wybaczyć.
    "połączyć oba kompleksy w jeden ogromny, odpowiedni dla królewskiej pary." Nie wiem, co rozumiesz poprzez pojęcie kompleksy, bo to można też zrozumieć tak: Sebastian ma kompleks, że ma uczucia, Enepsi dba o ogólny szacunek, bo był czas, w którym go jej skąpiono, więc teraz nadrabia zaległości. Jeżeli połączymy to w jedno, biedacy wylądują na kozetce u psychologa, którym niewątpliwie będzie Anasi.
    Jednaj z czystej sympatii dla Enepsi podpowiem, tak jak mi się wydaje słuszne: Lepiej zainwestować w tajne przejście między biurem a sypialnią, kanonicznie umieszczonym za jakimś obrazem, lustrem weneckim lub figurką przesuwaną na sekretarzyku króla. Takie rozwiązanie ma dwojakie korzyści: zapewnia prywatność, Enepsi ma zawsze dostęp do ukochanego i w razie potrzeby, może go podsłuchiwać. Jakoś nie żal mi tej inwigilacji Sebastiana, naprawdę.Nie bardzo podoba mi się to podgrzewanie krwi. jak ty to sobie wyobrażasz? Że wanna ma gdzieś z boku guziczek, który trzeba nacisnąć, aby napęd wanny zasilany na baterie zaczął podgrzewać krew do pewnej temperatury, bu po osiągnięciu określonego pułapu się wyłączyć z głośnym "piiiip", czy też ktoś jej tą krew podgrzewał na kuchence i przynosił w dzbanach? Wybacz, ale nie widzę tego zupełnie. Po pierwsze, przecież ona skrzepnie, bo ciągle ma fibrynogen ( chyba że jakoś go usuwano, ale o tym również nie wspomniałaś) a poza tym, podgrzewanie krwi niszczy jej strukturę, bo krew to białko ( hemoglobina jest białkiem czwartorzędowym, wysoka temperatura skutkuje denaturacją).
    Podoba mi się, że narrator (?) używa określenia Enepsi "ukochana", a że u ciebie żadne słowo nie jest przypadkiem, to znaczy, że Sebastian naprawdę ją kocha! Jestem za związkami czystej rasy, jakkolwiek to nie brzmi. Miłość jest głupia. Liczy się sukcesja.
    Taaag, wanna z czekolada jest passe. Teraz czas na wannę pełną krwi. Tak w ogóle, kiedyś będę musiała się zastanowić nad fenomenem erotycznym wanny. Brak ubrań niby, czy coś w tym guście?
    *koniec odzyskiwania*
    W każdym bądź razie, już rozumiem te jęki ze wstępu, dlaczego to nie w twoim guście.
    Oj, Sebciu Sebciu, tak tak, oszukuj się, że to tylko pozory. I tak nie radzisz sobie z uczuciami, to jeszcze postanawiasz prowadzić grę opartą na uczuciach. Przegrasz sromotnie, mogę ci to już powiedzieć. I w tym momencie żal mi Elizabeth. I żal mi Enepsigos, bo przez to, że pan demon Sebastian M. nie potrafi się zdecydować, przysparza całej trójce zmartwień. Naprawdę, gdybym teraz była Lizz, zabiłabym. I on co, jeszcze rozdział temu wyobrażał sobie, jak fajnie byłoby się kochać z Lizz, ale że niedostępna, to wybiera osobę, która mu nie odmówi, czyli ucieka w objęcia Enepsigos?
    Popijali krew z wanny... Nie chcę nic mówić, ale skoro wolą doprawione danie własnym sosem... Są gusta i guściki, a o gustach się nie dyskutuje. Podobno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szacunek do Enepsi w związku z jej postawą jeszcze bardziej mi imponuje, a Sebastian zachowuje się tak, jakby wycięto mu charakter. Jak pies. Naprawdę. Brakuje mi konfrontacji Enepsi - Lizz, ta, która pojawiła się w trzecim tomie rozbudziła lekko moją wyobraźnię, ale po takim zastoju zwyczajnie mi tego brakuje. Jedna i druga chce walczyć o swoje cele i to mi się podoba.
      Literówka, już drugi raz w herbacie w przeciągu kilku dni: "Pachnie jak ludzki Elarl Grey".
      Och, pół rozdziału, a ty nadal o seksie? Przepraszam bardzo, czy tu był gdzieś dopisek oneshot, albo coś w tym guście? Nie obrzydzaj Enepsi na siłę, ona tylko zaspokaja podstawowe potrzeby fizjologiczne według piramidy Maslowa, nie wspominając o Freudzie, Jungu i wielu innych. Seks to istotna dziedzina życia tylko JAKIM CUDEM POŚWIĘCIŁAŚ TEMU TYLE MIEJSCA? TY, NAMISIA, KREATORKA ŚWIATÓW I MOJA PRYWATNA SENPAI? To mnie bardziej intryguje, niż fabuła ( oto, do czego się dożyłam). Również 48 godzin brzmi zachęcająco. I co, zamierza wpaśc do Lizzy, wyznać jeszcze raz, że chce być z nią, zapewnić o swoich gorących uczuciach po czym z twarzą pokerzysty poinformować, a gdzie, jeszcze lepiej: wręczyć zaproszenie na ślub w piekle razem z osobą towarzyszącą, zastrzegając, ile dusz ma włożyć do koperty i jaką kreację wybrać? A może będzie prezentem ślubnym dla Enepsigos?
      "że ich oblicza dzieliło zaledwie ziarnko jęczmienia". Cooooo? Jak to miało być romantyczne, to ja jestem Cycero. Albo Safoną. Podszepnę ci niecnie, że ziarnko jęczmienia jest podłużne, a w związku z tym ziarno gryki bardziej zmniejszy tą odległość pomiędzy kochankami. A na ekstremalne przygody masz ziarenko kaszy mannej.
      "kiedy wrócę, pokażę ci oblicze, które skrywam przed światem" - czyli totalnej cioty, bo jest kastratem, dlatego tak ładnie śpiewa. W dzieciństwie wypatrzył go koncertmistrz i tak się zaczęła jego kariera idealnego kochanka.
      Mama nazywa się Coel <3 Tak ślicznie ^^ Ciekawe, czy tamten brat żyje. Skoro o nim wspomniałaś, będzie miał wpływ w fabule (Pierwsza Zasada Namisiowania: PZN --> żadne słowo nie jest zbędne i żadna postać nie jest przypadkowa).
      Znowu to dziwaczne określanie czasu: jako Rzeczywistość. Jeżeli niczego nie pokręciłam, teraz RZECZYWISTOŚCI zagraża pakt pięciu królów. Wcześniej coś wspominałaś o odrodzeniu się w pierwszej. Czy Rzeczywistości przepływają z jednej w drugą, czy to jednostka czasu płynącego w piekle?
      Mam wrażenie, że Sebastian już tylko dumnie kroczy, a cała reszta dumy rozmyła się z biegiem czasu. Jego podejście jest zbyt liberalne, by rządzić takim miejscem, jakim jest piekło. Tylko czekać, aż wybuchnie niezadowolenie z króla-miękkosercego, który nie dość, że kocha śmiertelnika, to sprzedał swoje królestwo za cenę swojego szczęścia. Tu się lincz należy i wpierdol taki, żeby przez następne cztery Rzeczywistości chodził z pokiereszowanym tyłkiem.
      Tyle ode mnie, więcej wiadomości na priv xd Bo na pewno tam kontynuujemy, znając życie.

      Usuń
  4. Jezu TT_TT To zacznę od początku i będę odpisywać w trakcie czytania, bo inaczej się zgubię.
    Kompleks - chodziło mi o taki mieszkaniowy, ale może rzeczywiście za daleko idący skrót myślowy xD. Chodziło o połączenie dwóch mieszkań w jedno wielkie.
    Co do podgrzewanej krwi: Nie zastanawiałam się nad tym właściwie. Sebastian powiedział, że tak było, więc tak jest. Anasi trzymał ludzką krew w butelkach, pili ją z kieliszków, lała się strumieniami na przyjęciu, które zorganizowała Enepsi, co oznacza, że mają swoje sposoby, by sprawić, że krew - nie dość, że nie krzepnie - to można ją podgrzać. Skoro Enepsi może kontrolować ciecz, to i znajdzie się sposób na krew. A jaki? Pójdę do Seby i się dowiem, a wtedy na pewno Ci powiem :P.
    No ja mówiłam, że Seba mnie zdenerwował w tym rozdziale. A znowu Lizz nic nie zrobi, bo ona o niczym nie wie. W tym właśnie sęk. Ale na ten temat cisza. I nie lubię Seby za to, co zrobił -_-. A że lubią pić taką zużytą krew... Co kto lubi, no. Ja bym nie mogła, ale gdzie ja, a gdzie król piekła i jego przyszła żona xD.

    No i ten, tego, no... Mówiłam, że ten rozdział jest nietypowy. Są w nim seksy. Co prawda opisane bardzo po macoszemu, no bo nie przesadzajmy - ja to ja i jako ja chcę być znana xDDD. Ale nie miały na celu obrzydzenia Enepsignos, a pokazanie postawy Sebastiana. A Eni jak najbardziej ma prawo chcieć wychędożyć swojego narzeczonego, w tym nie ma nic złego. Zabawne jest też to, że tak naprawdę Enepsi nie wie, co Sebastian robi w ludzkim świecie. Nie wie, że on kocha Lizz, tak samo jak Lizz nie wie o Enepsi. Brak konfrontacji pomiędzy nimi jest celowy *spoiler alert*.
    A ziarnko jęczmienia to miara długości angielska - wspominałam Ci, że postanowiłam się zabawić w miary pasujące do uniwersum (no, mniej więcej - bo piekło to nie Anglia, noale xD). Tak samo było z drzwiami wysokimi na ileś prętów.
    Jezu, jak walnęłaś tekst o kastracji, to zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie wysłałam Ci tego, co ostatnio pisałam *spoiler alert*.
    Ej, to urocze, że stworzyłaś moją zasadę. I że ma nawet uroczy akronim xD. Ale tym bratem Sebastiana jest właśnie Seth. Sprawdziłabym czy po prostu się zamotałaś, czy jakoś nielogicznie to napisałam, ale wiesz co? Tak się czuję, że w tej chwili i tak nie dam rady TT_TT. Jak będę bardziej do życia, to się temu przyjrzę.
    Rzeczywistość - NIE jest jednostką czasu w piekle. Więcej: *spoiler alert*.
    A co do Seby, raz jeszcze, mówiłam, że jestem na niego zła. Bardzo mi się nie podoba jego obecna wersja, ale - jak zaznaczałam w tym tomie gdzieś - on w gruncie rzeczy też próbuje się odnaleźć. A że jest w tym taki ciotowaty to już inna sprawa. Niedługo, mam nadzieję, mu przejdzie, bo to męczące. Ale cóż. Idealny kamerdyner nie jest wcale taki idealny. Co więcej, okazuje się, że w odpowiednich okolicznościach staję się zwyczajnie beznadziejny. Przynajmniej zyskał trochę na prawdziwość, bo ideały są przereklamowane :P.
    To teraz idę zobaczyć, co mi tam na pw piszesz, bo chciałam najpierw tu skończyć xD.
    Loffki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam cię Do LBA ( Liebster Blog Awards)
    więcej na http://kuroshitsujizbior.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń

.