wtorek, 6 września 2016

Tom IV, LIII

Beta dzisiejszego rozdziału leży i kwiczy, bo spałam tylko cztery godziny i oczy mnie bolą i mam deżawi, że mam deżawi, oesu. Zmęczona jestem fatalnie. Ale cóż, nie chcę nie dotrzymać terminu, więc wrzucam. Mam nadzieję, że jednak nie narobiłam jakoś wybitnie wiele błędów. Jeśli jakieś zauważycie, piszcie śmiało. Literówki, powtórzenia, bzdury, cokolwiek. Starałam się, ale wiem, że w takich chwilach mój mózg nie domaga. No i o. Nie mam nawet pomysłu na jakąś sensowną przedmowę xD. Pochwalę się więc tylko, że kupiłam dziś najnowszy tomik Kuroszka. Tag, wjem, puśno. Ale miałam strasznego lenia. Grunt, że kupiłam. Poza tym i tak wiem, co się wydarzy na dwa tomy wprzód, bo kupuję angielską wersję na YenPressie xD.

Miłego rozdziału :*.

=======================

James nie zorientował się podczas posiłku, że Elizabeth i Tomoko były pod wpływem alkoholu. Sebastian przygotował jedzenie, które dodatkowo wspomagało pozbywanie się trucizny z organizmu i już pod sam koniec, podczas deseru, obie nastolatki były niemal zupełnie trzeźwe. Blondyn postanowił, że chciałby odwdzięczyć się przyjaciółce za problemy, które przysporzył jej przez ostatnie dni. Zaproponował, by wspólnie spędzili czas, grając na fortepianie. Pamiętał, że kiedyś Lizz uwielbiała to robić. Zaskakująco jego propozycję wsparł Michaelis. Wspomniał o liście od królowej, a potem zebrał naczynia i poinformował, że niedługo wróci. Zostawił młodzież samą, by jego pani mogła odegrać kolejny, doskonały spektakl i w dobrej wierze pozbyć się z rezydencji przyjaciela. Przy okazji miał czas, by przygotować małe co nieco swojemu kotu, który wydostał się z sypialni i leżał na kuchennym blacie, z utęsknieniem czekając na pana.

Lizz początkowo nie chciała grać. Dawno tego nie robiła i nie czuła się pewnie, ale pod namową wszystkich wokół musiała ulec. Całą trójką udali się do salonu, w którym znajdował się ulubiony, czarny fortepian szlachcianki. Dziewczyna podjechała do instrumentu, ostrożnie podniosła klapę i przejechała palcami po klawiszach.
— Niech już będzie, ale najpierw… — jęknęła, wyciągając list. — To do ciebie, Jamie.
Chłopak sięgnął po kopertę i zdziwiony przyjrzał się królewskiej pieczęci. Autentyczna. Przełamał ją i wyciągnął z wnętrza kartkę. Jej treść niezwykle nim wstrząsnęła. Nie wiedział, czy bardziej cieszy się ze zlecenia, czy przeraża go makabra, która spędzała sen z powiek matki brytyjskiego narodu.
— Jutro rano muszę wyjechać — oświadczył lekko zszokowany.
Hrabianka wraz z Tomoko patrzyły na niego pytając, oczekując jakiegoś wyjaśnienia, ale chłopak nie potrafił odpowiednio zebrać myśli. Powiedział tylko, że wydarzyło się coś okropnego i musi pilnie udać się do Niemiec. Wspomniał coś o młodych kobietach, zabójcy i rozlewie krwi, ale cała jego wypowiedź była tak chaotyczna, że żadna z nastolatek nie zamierzała naciskać. Wiedziały, że w każdej chwili mogą zapytać kamerdynera, co takiego makabrycznego wymyślił. Lizz natomiast była szalenie ciekawa, jak Michaelis zamierzał urzeczywistnić treść listu. Mówienie mu, że nikt nie może zginąć, raczej nie wchodziło w grę.
— No dobrze, więc zagram — postanowiła szlachcianka.
Położyła dłonie na śnieżnobiałych klawiszach i szybko przypomniała sobie wszystkie utwory, które niegdyś umiała zagrać. Nie było tego jakoś szczególnie dużo, ale było kilka melodii, które znała na tyle dobrze, że mogła zaryzykować grę z dosyć niewielką szansą na pomyłkę.
Po chwili pierwsze dźwięki muzyki zaczęły wypełniać pomieszczenie. Grała jedną z melodii, od której dopisano słowa, by całość mogła funkcjonować jako piosenka dla dzieci. Znała kilka takich – pochodziły z książki z dzieciństwa, Opowieści Babci Gąski, którą James i Tomoko doskonale pamiętali. Zaczęli więc śpiewać, a kiedy do salonu wszedł Sebastian, uśmiechnął się pod nosem i dołączył do młodych artystów, sięgając po skrzypce.
Przypomniał sobie, jak kiedyś panienka Elizabeth nieustannie prosiła go, by zagrał z nimi z baseball, a on za każdym razem wymawiał się obowiązkami i konwenansami. Teraz jednak dziwił się sam sobie. Wtedy uważał, że nie powinien tego robić, że jego praca powinna być barierą uniemożliwiającą mu zbliżenie się do nastolatki, lecz przez te lata niezwykle się zmienił. Chwytając skrzypce, zdał sobie sprawę, że pragnął zżyć się z dziewczyną. Pierwszy raz naprawdę chciał stać się częścią tej sielankowej sceny, brać w niej udział i czuć to wszystko, co pozostali, kiedy uśmiechali się promiennie, jakby wszystkie problemy dnia codziennego nagle przestały istnieć.
Demon zamknął oczy i zaczął wygrywać kolejne dźwięki. Melodia zharmonizowała się z fortepianem, a nieidealne, pełne fałszu głosy Tomoko i Jamesa przynosiły niewiarygodne ukojenie. Nigdy nie sądził, że tak słabe wykonanie jakiegokolwiek utworu mogłoby napełnić jego serce spokojem i radością.  Żałował, że nigdy wcześniej się na to nie odważył, zrozumiał, jak wiele go omijało. To właśnie było najniezwyklejsze w ludziach. Dla nich nie liczyła się perfekcja i brak problemów – chwytali te krótkie, dobre chwile i tworzyli z nich niezapomniane wspomnienia, do których wracali później z błogimi uśmiechami na ustach. On też chciał mieć takie wspomnienia. Gromadzić je w sobie, jak zdjęcia w albumie, a potem odtwarzać z ciepłem w sercu, kiedy tylko będzie miał na to ochotę. Pragnął być szczęśliwy i po raz pierwszy od dawna, nie miał sobie za złe, że próbował to osiągnąć.
Cudowne chwile, które demonowi wydawały się jednym z najpiękniejszych snów, o jakich mógł marzyć, przerwało nagłe wtargnięcie Taia. Chłopak momentalnie rozsiał swoją negatywną aurę i podszedł do pianina, wisząc nad ramieniem Elizabeth, póki ta nie przestała grać. Spojrzała na chłopaka, a błogi uśmiech na jej ustach powoli ustępował miejsca powadze.
— Jestem gotowy. Porozmawiajmy — powiedział poważnie, kątem oka zerkając na Sebastiana. Dziewczyna porozumiewawczo skinęła głową na japonkę i odsunęła się od instrumentu.
— Usiądźmy — poprosiła, wskazując kanapę przy kominku. — Tomoko, Jamie, zostawcie nas — dodała i odwróciła wózek w stronę siedzisk. Sebastian odłożył skrzypce i poszedł otworzyć drzwi. Potem wrócił i podprowadził wózek do kanapy. — Ty też, Sebastian.
— Oczywiście — mruknął demon. Zajął miejsce w fotelu i przyglądał się badawczo Tai’owi.
Nastolatek był niezwykle spięty, lecz bardziej niż zdenerwowanie, widać było w jego oczach złość. Przez chwilę Michaelis obawiał się, że brunet nie zgodził się przyjąć warunków Lizz i złamie jej serce, odwracając się od swej pani.
— Dziękuję, że zechciałeś to przemyśleć — zaczęła Elizabeth, uśmiechając się ciepło do służącego. Widząc ją, kamerdyner poczuł ukłucie w sercu i niesamowitą żądzę zabicia Tai’a.
— Nie dziękuj mi, to głupie… — mruknął nastolatek. Nerwowo miętolił w dłoniach mankiety koszuli i miarowo stukał butem w podłogę, nie mogąc poradzić sobie z stresem. — Zdecydowałem… — dodał, dławiąc się własnymi słowami.
Zarówno on, jak i Sebastian, czuli niezwykłe zdenerwowanie. Tylko Lizz wydawała się spokojna, jakby niezależnie od decyzji chłopaka, pogodziła się z tym, co ma się wydarzyć. Demon nie mógł tego zrozumieć. To nie było w stylu jego pani, ona zawsze dążyła do celu, uwielbiała mieć kontrolę nad sytuacją i nie znosiła, kiedy coś nie szło po jej myśli. A jednak była tak zrelaksowana, że Kruk ledwie powstrzymywał się, by tego nie skomentować.
— Słucham. Pamiętaj, że niezależnie od decyzji, twojemu życiu nic nie zagraża i możesz tu zostać — powiedziała hrabianka, chcąc mieć pewność, że służący ma świadomość, że decyzja, którą miał podjąć, była zależna jedynie od niego i żadne jej czyny nie miały służyć za szantaż. Uważała, że na to zasługiwał. Sytuacja sama w sobie była już wystarczająco trudna, dlatego brunet zasługiwał na swobodę wyboru.
Nie chciała, by ją opuszczał, nie wyobrażała sobie rezydencji bez niego, ale mógł zrobić to, co chciał. Nawet jeśli planował powiedzieć innym i zwrócić ich przeciwko niej, to była jedna z konsekwencji, których była świadoma od samego początku. Liczyła się z tym, że któregoś dnia ta chwila może nadejść. Zastanawiała się nad tym wiele razy i zawsze dochodziła do takiego samego wniosku: wierni służący zasługiwali na to, by za swoją pracę, a także z powodu jej kłamstwa, mogli bezkarnie zdecydować o przyszłości. Nie byłaby sprawiedliwa, gdyby postąpiła inaczej. Cała trojka oddała jej tyle lat życia, tyle uczuć i tak bardzo ją wspierała, że nie wyobrażała sobie, by postąpić inaczej.
— Zdecydowałem, że… Zachowam wasz sekret dla siebie — wydusił ciężko. Zaczął się trząść, a do jego oczu napłynęły łzy. Był na siebie wściekły, nie miał pojęcia, co właściwie się z nim działo. Nie był smutny, nie bał się, nie potrafił nijak ustalić powodu swojej reakcji. Czy tak właśnie czuł się Sebastian, kiedy pierwszy raz coś poczuł? Był równie zagubiony? Długo nad tym rozmyślał. Wiedział, że Elizabeth go kochała. Wszyscy troje wiedzieli, zanim jeszcze dziewczyna zdołała to sobie uświadomić i zapewne nim sam demon obudził w sobie jakiekolwiek emocje.
Nie chciał ranić swojej pani. Wszystkie wspólnie spędzone lata nie poszły w niepamięć. Wprawdzie były kłamstwem, ale przecież nie całkowicie. Poza tym jednym elementem, dziewczyna zawsze była z nimi szczera i Tai wiedział, że w to akurat mógł ufać. Przygarnęła go, dała dom, bezpieczeństwo, przyjaźń. Sprawiła, że z ulicznego śmiecia stał się wartościową osobą, której stratę opłakiwałoby wiele osób. Póki jej nie spotkał, nie sądził, że kiedykolwiek spotka go coś tak dobrego. Jeśli więc miała powód, by tak kłamać, musiał być dobry. Poza tym Sebastian naprawdę nigdy nie zranił żadnego z nich. Nie raz się wściekał, krzyczał i mówił, że nie może ich znieść, a jednak nigdy nawet nie uderzył ich na poważne. Co więcej, dbał o nich. Nastolatek nie wiedział, ile było szczerości w czynach kamerdynera, ale nie mógł ignorować faktu, że nie raz, w sprawach niezwiązanych ze służą, pomógł mu, służył radą i wspierał w swój zimny, racjonalny sposób. Nawet jeśli był potworem, to jednym z tych oswojonych, jeśli nie najbardziej oswojonym, jakiego kiedykolwiek będzie miał szansę oglądać.
— Jesteś oszustką, a pan Sebastian jest potworem, ale i tak jesteście najlepszym, co spotkało mnie w życiu. To dlatego. Dlatego że pamiętam. Nie zdradzę cię, ale… Nie wiem, czy mogę zachowywać się tak, jakby to się nie zdarzyło — wyznał ciężko, starając się ubrać myśli w najpiękniejsze słowa. Brzmiał strasznie nienaturalnie, ale wiedział, że musi się postarać.
— Tai… — jęknęła hrabianka. — Dziękuję. Nie sądziłam, myślałam, że nie będziesz… Dziękuję! — mówiła wzruszona, co chwilę ocierając oczy.
Sebastian przyglądał się w milczeniu, nie mogąc zrozumieć, co się działo. Hrabianka ufała Tai’owi, on jej wybaczył, ona płakała… Czemu płakała? Przecież była taka pewna. Czy to była kolejna gra emocjonalna? Wiedziała, że się zgodzi i doprowadziła do tego, by sam to sobie uświadomił? Nie rozumiał. Nie widział innego wyjścia. Nie chciał pytać, by nie psuć chwili, ale kiedy tylko Tai przeprosił, mówiąc, że musi poinformować Tomko, wstał i podszedł do swojej pani.
— Doskonała robota, panienko. Wspaniale to rozegrałaś — pochwalił, uznając, że jednak wszystko musiała zaplanować, inaczej nie byłaby równie spokojna.
— O czym ty mówisz? — zdziwiła się, zerkając w oczy demona.
— Chciałem powiedzieć, że to był doskonały szantaż emocjonalny. Udało ci się osiągnąć to, czego chciałaś. Gratuluję.
— Idioto! — wzburzyła się dziewczyna. — To nie był żaden szantaż, mówiłam szczerze! Nie miałam pojęcia, że tak postąpi. Sądziłam, że nas wyda albo przynajmniej ucieknie. Co ci strzeliło do głowy?
— Byłaś taka spokojna. Nienawidzisz takich sytuacji, sądziłem, że to zaplanowałaś.
— Wiesz, Sebastian… Czasem jesteś kompletnym idiotą — burknęła zawiedziona dziewczyna. Sądziła, że dotąd demon zdążył lepiej poznać emocje, a nawet jeśli nie je same, to przynajmniej ją. Powinien przynajmniej wiedzieć, że nie cierpiała okłamywać bliskich, mówiła mu o tym tysiące razy. A on uznał, że to wszystko było grą… Nic dziwnego, że uczucie pomiędzy nimi zupełnie nie potrafiło się rozwinąć.
Michaelis wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko zakłopotany. Nie rozumiał, był demonem. Dla niego jej zachowanie było zupełnie nielogiczne. Nawet, gdy starał się pojąć jej pobudki, zupełnie nie pasowało to do jego wzorca. Wciąż był zbyt mało doświadczony w odczuwaniu, by móc wszystko odczytywać w odpowiedni sposób. A ona… Ona wytykała mu to bez najmniejszych oporów, za co był jej wdzięczny. Dzięki temu przynajmniej wiedział, na czym powinien się skupić, by się rozwinąć. Brakowało mu tego jaśniejącego ciepłym blaskiem drogowskazu, który rozświetlał mrok niepewności, wskazując drogę do rozszyfrowania emocjonalnej enigmy. Może kiedyś uda mu się zbliżyć do ludzi na tyle, że będzie czuł się na tym polu swobodnie.
Lizz patrzyła sceptycznie na uśmiechającego się pod nosem demona. Zamyślił się. Po raz kolejny. Który to już raz, odkąd wrócił w jej łaski? Była szalenie ciekawa, o czym mógł rozmyślać, ale nie czuła się wystarczająco odważna, by zapytać wprost. Za to im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej uświadamiała sobie, że znów popełniła ten sam błąd.
— Przepraszam! — krzyknęła zdenerwowana, skupiając na sobie uwagę kamerdynera. — Nie wyjaśniłam! Już, daj mi chwilę… Bo znam ich tak długo i tyle dla mnie robili, szanuję ich, nawet kocham. Zaufali mi i jestem im wdzięczna za wszystko, co dostałam. I dlatego zaakceptowałabym każdą ich decyzję. To nie tak, że bym się cieszyła, czy umiała sobie z tym poradzić, ale Tai miał prawo zrobić to, co dla niego dobre, a ja musiałam to przyjąć, bo na tym właśnie polega uczciwość i lojalność. Sądzę… Że właśnie dlatego postanowił zostać i zachować dla siebie prawdę o tobie.
— Dlatego, że długo się znacie?
— Nie… Znaczy, pewnie też. Ale sądzę, że to głównie dlatego, że byłam wobec niego w porządku. Nie zmuszałam, nie szantażowałam. Pokazałam mu, że darzę go szacunkiem, mimo wszystko — wyjaśniła, nie do końca przekonana, czy to było dla demona jasne.
— Czyli… — mruknął, zastawiając się nad jej słowami. — Chodzi o to, że przez wzgląd na przeszłość nie myślałaś tylko o tym, co dobre dla ciebie?
— Tak, mniej więcej…
— Mniej więcej?
— No bo… Eh, to trudne, Sebastian! Dla mnie to takie oczywiste! Wiem! Spójrz. Pamiętasz, jak pozwoliłeś mi wybrać, czy chcę być wolna? — zapytała, a kiedy demon skinął głową, kontynuowała: — Pozwoliłeś mi, bo uznałeś, że zasługuję na to, by podjąć decyzję. Bo chciałeś mi wynagrodzić to wszystko, stwierdziłeś, że tak będzie sprawiedliwie i tak dalej, tak?
— Tak. Chyba rozumiem… — powiedział niepewnie. — Dziękuję, panienko.
Demon uznał, że sam musi spokojnie przemyśleć tę sprawę i wyciągnąć własne wnioski. Doceniał to, że jego pani pragnęła wytłumaczyć mu sytuację – nie spodziewał się, że aż tak weźmie sobie do serca popełnione w przeszłości błędy. Jednak Elizabeth starała się ze wszystkich sił, by tym razem niczym go do siebie nie zrazić. Niezręczna próba wyjaśnienia uczuć była tego najlepszym dowodem. Rozczuliła Michaelisa. Zarówno samą próbą, jak i jej wykonaniem. Jego serce ponownie wypełniło ciepło. Przez chwilę nawet pozwolił sobie myśleć, że chyba naprawdę poznaje, czym jest prawdziwe szczęście.
Do końca dnia nic nie zaburzyło już spokoju panującego w rezydencji Roseblack. James przygotowywał się do wyjazdu, Sebastian wraz ze służącymi zajmowali się swoimi obowiązkami, Elizabeth z Tomoko pomagały przyjacielowi, siedząc na łóżku w jego sypialni i śmiejąc się ze wszystkiego, co robił, non stop znajdując w jego gestach kolejny pretekst, by wspomnieć jakąś historię z ich młodości. Sielankowy nastrój, tak rzadko obecny w chłodnych murach ogromnego budynku, był hrabiance niezwykle drogi. Chwytała każdą z tych chwil, nie myśląc o swoim kalectwie, zbliżającej się wojnie ani utracie kamerdynera. To były chwilę dla jej bliskich, pełne radości, beztroski i normalności, której pragnęła od zawsze. Uwielbiała te nieliczne chwile, kiedy łaskawy los pozwalał jej zaznać spokoju. To dawało jej siłę i nadzieję na przyszłość. Bo chociaż sama jej nie miała, widząc uśmiechy na ustach przyjaciół, wierzyła w to, że po jej odejściu znajdą szczęście i sposób na to, by przeżyć resztę swego czasu w otoczeniu darzących ich miłością bliskich.
Nocą, koło godziny drugiej, dziewczyny opuściły ostatecznie sypialnię przyjaciela. Musiały trochę odpocząć, by zdołać wstać skoro świt, by pożegnać go przed wyjazdem na granice Anglii. Frederic miał zabrać chłopaka do Londynu, skąd ekspresem miał udać się prosto do Niemiec, gdzie czekała na niego nie cierpiąca zwłoki sprawa. Miał działać w imieniu królowej, w zastępstwie swojej przyjaciółki. Podchodził więc do sprawy niezwykle poważnie i kiedy tylko został sam, niezwłocznie udał się na spoczynek.
Elizabeth odprowadziła księżniczkę pod drzwi jej sypialni, a potem ruszyła do swojej, po drodze spotykając się z wiernym służącym, który zjawił się, by przygotować ją do snu. Michaelis otworzył hrabiance drzwi i pomógł jej wjechać do środka, a potem wyciągnął z szafy świeżą koszulę. Dziewczyna jednak zaoponowała.
— Chcę się wykąpać — stwierdziła stanowczo, podjeżdżając pod drzwi łazienki.

Sebastian próbował jej wytłumaczyć, że było już późno i nie będzie w stanie obudzić się na czas, ale nie chciała go słuchać. Wydała rozkaz i uśmiechnęła się triumfalnie. Kiedy już sobie coś postanowiła, nie było siły, która mogłaby ją odwlec od podjętej decyzji. Mimo upływu lat i mnóstwa doświadczeń, to jedno się nie zmieniło i zdaniem demona – nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek miało być inaczej.




8 komentarzy:

  1. Ta laska na grafice nie pasuje mi na liiiiiz T_T
    Czyżby to był smutny end Dżemu? Ja nie chce! Chcę, by Dżem był odważny, w trakcie podróży jeszcze raz wszystko przemyślał, z dala od Lizzy i w Wojnie na koniec uwierzył, że Sebastian jest demonem. No, to tyle.
    I tłumaczenie uczuć ♡.♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też średnio na nią pasuje, ale inne laski grające na fortepianie, które udało mi się wyszukać, dogorywając wczoraj przed kompem, nie pasowały mi jeszcze bardziej xD.
      Co do Jema, to się okaże. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
      Ale Ci wyszedł taki mdły koment dziś xD. Aż nie mam się do czego odnosić zbytnio :O.

      Usuń
  2. służą- służbą połknełaś lierkę. Tylko tyle zauwarzyłam nie widzialam więcej błędów. Cóz rozdział świetny! Aaahh te rozterki Sebastiana... I te szczere łuzy Lizz kurde Elizabeth wzruszyłaś mnie! Jeszcze Seba , który nic nie rozumie. No cóż szkoda , że Jamiego już nie będzie , ale chce aby Jem napisał list co z nim tam się dzieje. No tak to tyle czejam na nexta ide zakuwać literki na rosyjski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś się nauczyłam cyrylicy! A potem całą zapomniałam, bo mi to zbędne było i nie uczyłam się języka xD. Zresztą go nie lubię. Ale powodzenia!^^
      Wszyscy teraz nagle tęsknią za Jemem, na pewno by się ucieszył xD. Jeszcze nie wyjechał, a ludziom już tak szkoda, hahahaha xD.
      Dzięki za błąd! Poprawię, jak coś zjem, żeby w trakcie nie zjeść innej literki xD.

      Usuń
  3. Rozdział świetny, a ten art piękny <3 Jak dla mnie ta dziewczyna grająca na fortepianie trochę jest niepodobna do Lizz (może tak mi się wydaje, bo siedzi bokiem? ), ale grafika i tak mi się bardzo podoba, super ci wyszła. Ja tu widzę "koniec Jema", a ja z tego powodu jakoś się cieszę haha XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, ktoś się wreszcie cieszy z końca Jema xD. Niesamowite! Hahaha, dobrze, odmienne opinie są dobre!
      Ja wiem, że ta laska średnio pasuje, ale wczoraj, kiedy robiłam grafikę, byłam już tak nieprzytomna, że wzięłam pierwszą z brzegu laskę, która siedziała przy (a nie na) fortepianie i miała na sobie sukienkę, która w miarę pasuje do czasów opka. Nie miałam siły wyszukać porządnie, przyznaję się xD. Więc Twoje odczucie jak najbardziej słuszne :).
      Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :). Do zobaczenia w kolejnym :*.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam jak skomentować tego rozdziału. Podobał mi się ale nie tak bardzo jak poprzednie. Miło że Tai został, jedny czeko żałuję to odejście Jema :/ szkoda mi go xd

    OdpowiedzUsuń

.