środa, 7 grudnia 2016

Tom IV, LXXIX

Życie studenta takie trudne. Nie ma to jak mieć problemy z powodu niczego. Nie ma to jak mieć problem z chodzeniem na lektorat, bo inne zajęcia na niego zachodzą. W ogóle ten miesiąc zaczął się źle i mi smutno i nie mam  na nic ochoty. To pobóldupiłam, coby znajomych nie denerwować na czacie. Zignorujcie to.

Miłego rozdziału! :*

======================

Strażnicy otworzyli drzwi i wkroczyli do środka. Wątły snop światła pozwolił blondynowi dokładnie przyjrzeć się, w jaki sposób klucz do klatki przyczepiony był do spodni pracownika. Potem zaszczekał. Strażnik zbliżył się do niego, a wtedy warknął i chwycił go za nogę. Mężczyzna stracił równowagę, szarpnął się i wdepnął w śliskie mięso, przewracając się tuż koło klatki. Kilka zręcznych ruchów wychudzonych palców i dziecku udało się zabrać klucz.
Uciekło na drugą stronę klatki i popchnęło swojego nieobecnego współwięźnia w stronę strażnika. Nie odróżniali ich. Wszyscy byli dla nich tak samo szarą, bezosobową masą, dlatego podstęp udał się bez trudu. W ciemności pokryte brudem dzieci wyglądały niemal identycznie. Nikt nie chciał nawet na nie patrzeć.
Strażnik chwycił dziecko za włosy i szarpnął je, uderzając głową chłopca w metalowe rurki. Kiedy stracił przytomność, mężczyzna plunął mu w twarz i przeklął pod nosem. Potem wyszedł wraz z kompanami, zostawiając nieprzytomnego więźnia wewnątrz klatki, traktując go gorzej niż zwierzę na ubój.
Jednak blondyn osiągnął swój cel. Zdobył klucz. Oszukał wielkiego Pana Er, szefa całej organizacji. Tego, przed którym drżeli wszyscy. Chłopiec usiadł przy swoim kamieniu i zaczął wydrapywać kolejne obliczenia. Chciał wydostać się stąd możliwie najszybciej. Za kilka godzin szef miał opuścić kompleks – to miała być jego szansa.
~*~
— Shultz, Shultz, gdzie cię poniosło? — wołał Undertaker, rytmicznie uderzając obcasami butów.
Podobało mu się huczące echo, które odbijało się od ścian, by po chwili wrócić do niego w zniekształconej wersji. W dalszym ciągu był w doskonałym nastroju. Kolejna akcja coraz bliżej, badania szły zgodnie z planem, a on miał niesamowite problemy z ujarzmianiem swej niecierpliwej natury. Jeszcze kilka tygodni, jeszcze miesiąc z kawałkiem, jeszcze trochę. Po tylu latach na pewno dam radę! – powtarzał sobie w myślach, w dalszym ciągu pokrzykując nazwisko podwładnego, dopóki ten nie wyłonił się z ciemności, niosąc w rękach stertę papierów.
— Przepraszam, panie Er, ale czy nie powinien pan przygotowywać się do drogi? — zapytał zaskoczony Arnold.
Miał nadzieję, że uda mu się uniknąć dłuższej pogawędki z szefem, jednak ten wyraźnie był w nastroju do rozmów. Każda przeprowadzana z nim konwersacja wzbudzała we współrozmówcy niepokój. Jedno złe słowo mogło zaważyć o życiu, nic dziwnego, że pracownicy z reguły unikali komunikowania się z szefem w sprawie innej niż zawodowa. Shultz nie miał jednak szczęścia. Undertaker był w nastroju do pogaduszek. Nie irytowało go nawet opóźnienie w kolejnej misji będące skutkiem niewłaściwej konserwacji środków transportu. Był zbyt zadowolony i tylko jego radość dawała Arnoldowi nadzieję, że nie skończy źle.
Szli razem korytarzem na przedostatnim poziomie. Grabarz towarzyszył podwładnemu, który roznosił dokumenty do laboratoriów. Wszędzie było oczywiście ciemno, przez co Arnold ciągle potykał się o własne nogi. Wyglądało jednak na to, że bawił tym Para Er, choć obawiał się, że tylko go zirytuje.
Na końcu korytarza coś trzasnęło. Dźwięk przypominał spadające na kamień narzędzia chirurgiczne, ale nikt przecież nie odważyłby się z nieuwagi przewrócić wózka. W organizacji liczyła się perfekcja. Każde odstępstwo od normy mogło prowadzić do śmierci.
Do uszu dwójki mężczyzn dotarł wysoki pisk. Na pewno nie należał do żadnego z pracowników.
— Odsuń się — powiedział poważnie Undertaker, nagle zmieniając zupełnie zachowanie.
Z jego ust zniknął uśmiech, przyjął waleczną postawę, a atmosfera na korytarzu momentalnie zgęstniała. Shultz wyczekiwał tego, co miało nadejść z ciemności. Nie spodziewał się jednak słabego, wychudzonego dziecka ze skalpelem w boku, które ledwo powłóczywszy nogami, szło w ich kierunku.
— To jest…
— Wynik czyjegoś niedopatrzenia. Chcę listę strażników, ktoś dziś za to beknie — odparł Undertaker.
Rozluźnił się i spokojnie podszedł do wątłego blondyna. Determinacja na twarzy dziecka powoli ustępowała grymasowi bólu. Próbował się wydostać. Podjął rozpaczliwą próbę ucieczki z okropnego więzienia, ale nie spodziewał się, że to będzie aż tak trudne. Popełnił podstawowy błąd, a teraz był już tak wycieńczony, że nie zdawał sobie nawet sprawy, iż wpadł prosto w łapska swego oprawcy.
— Mama… — jęknął słabo i upadł na kolana tuż przed grabarzem.
— I co ja mam z tobą zrobić? Leczyć? Nie warto… Miałeś być dowódcą, głupi bachor — prychnął Undertaker. — Shultz, każ przewieźć go do spalarni. Tylko upewnij się, że go zabiją, zanim wyląduje w piecu. Wycierpiał już swoje — dodał, podnosząc się z kolan.
Arnold pokiwał głową i na moment opuścił korytarz, wchodząc do jednego z laboratoriów. Skontaktował się z górą i kazał sprowadzić oddział czyścicieli. Potem wrócił do szefa i odciągnął dziecko pod ścianę, przy okazji skręcając mu kark. Oczywiście potraktował jego zwłoki z godnością, bo wiedział, jak grabarz denerwował się, gdy ktoś nie okazywał ciału należytego szacunku.
— Panie Er, proszę pozwolić mi zająć się strażnikami.
— Sam to zrobię. Widać nie dość dobrze mnie poznali, hie hie hie — stwierdził siwy z niepokojącym blaskiem w oku.
Poczekał, aż podwładni zabiorą ciało, a potem poszedł dla przykładu ukarać tego, który był odpowiedzialny za uwolnienie dziecka.
W tym miejscu nie było miejsca na błędy. Wszystko musiało trzymać się ściśle określonych reguł. Wiele niewinnych istot musiało stracić życie, by Undertaker mógł spełnić swoje marzenie, ale wiedział, że było warto. Te dzieci, wykradzione niecnie z miejskich ulic, były kluczem do sukcesu. Z ich pomocą wreszcie będzie mógł zdobyć to, czego tak bardzo pragnął. A kiedy mu się uda, nie będzie miało znaczenia, ilu zabił. Wszystko zmieni się bezpowrotnie. Ich śmierć nie pójdzie na marnie, poświęcenie zostanie wynagrodzone. Mogli tego nie rozumieć, mogli ostatkiem sił walczyć o swój los, ale prawda była taka, że nie mieli szans. W dniu, w którym go poznali, stali się częścią wielkiego planu, którego konsekwencje miały na zawsze zmienić losy świata.

~*~
Podczas wspólnego obiadu Elizabeth poinformowała Tomoko i Timmy’iego, że musi udać się do Londynu. Powiedziała chłopcu, by jeszcze nie wyjeżdżał, mając nadzieję, że uda jej się wrócić jeszcze tego samego dnia. Przyjaciółkę poprosiła zaś, by czuwała nad blondynem do czasu jej powrotu. Jeśli miałaby zostać na noc, zamierzała poinformować ich przez gońca, jednak nie planowała tego robić. Kuzyn miał wyjechać dwa dni później – do tej chwili chciała spędzić z nim możliwie najwięcej czasu, dlatego do Londynu wybierała się jedynie na wstępne rozeznanie.
Z informacji, które zdążył skompletować Sebastian, nie wynikało nic sensownego. Naoczni świadkowie składali sprzeczne zeznania, poczynania tajemniczej grupy wydawały się zorganizowane, lecz nawet demon nie widział między nimi logicznego powiązania. Sprawa wydawała się ciężka, ale Lizz czuła, że nie była taka bez przyczyny. Zresztą jej służący również to czuł, nie musiał nawet o tym mówić. Wystarczyło, że dziewczyna na niego patrzyła, a od razu rzucał jej się w oczy zmartwiony wyraz twarzy kamerdynera, który demon usilnie starał się ukrywać.
Podróż do Londynu przebiegała ponadprzeciętnie niezręcznie. Hrabianka stanęła przed jednym z największych dylematów od samego ranka: po której stronie powozu kazać usiąść Sebastianowi. Gdyby zależało to jedynie od jej osobistych preferencji, nie miałaby problemu z zadecydowaniem, jednak w grę wchodziło więcej zmiennych. Co, jeśli ktoś zobaczy nas przez okno? Co powiedzą ludzie? Czy zorientują się, że coś nas łączy? Będą wiedzieli, że Sebastian jest służącym? Nie wygląda… ­– zadręczała się, odwlekając moment wyjazdu najdłużej, jak tylko mogła. Kiedy jednak stanęła w drzwiach karety, musiała wybrać.
Milczała. Uznała, że to w zupełności wystarczy, wszach Michaelis zawsze siadał naprzeciwko niej, tyłem do kierunku jazdy, jak przystało na dobrego służącego. Tym razem zrobił tak samo, chociaż przez sekundę szlachciance zdawało się, że spojrzał na nią odrobinę zawiedziony. Chciała wyjaśnić, swoją decyzję, ale wóz ruszył nader gwałtownie i mocny wstrząs wyrzucił z niej zapał. Westchnęła więc jedynie pod nosem i zaczęła wpatrywać się w doskonale znany sobie krajobraz za oknem.
— Chciałabym wyjechać. Gdziekolwiek, byle daleko stąd. Na chwilę, żeby odpocząć. Znudziło mnie to miejsce — mruknęła zmęczona kilkunastominutową ciszą w powozie.
Spodziewała się, że demon odpowie tak samo, jak zwykle: przytaknie i zapewni, że w najbliższym czasie zorganizuje jej wakacje, ale tego nie zrobił. Jego milczenie przykuło wzrok fioletowowłosej. Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów. Nie widziała nic niepokojącego, choć w  jakiś przedziwny sposób cała sylwetka kamerdynera wzbudzała w niej smutek. Wiedziała, o czym myślał. Dlaczego nie postąpił tak, jak zwykle. Czemu nie chciał mówić o przyszłości.
— Głupi pomysł. Skupmy się lepiej na sprawie — dodała po chwili.
Niepewnie wyciągnęła rękę i położyła ją na dłoni demona. Nawet przez rękawiczki czuła nienaturalny chłód jego ciała. Sebastian podniósł na nią wzrok. Jego wargi drgnęły, ale nim z ust bruneta wydobyły się słowa, zrezygnował. Zamiast tego otulił palce nastolatki w delikatnym uścisku i uśmiechnął się tak przeraźliwie smutno, że dziewczynę zakuło w sercu.
— Sebastian…
— Przepraszam, panienko. Chciałbym móc zabrać cię na wakacje. Ponownie zawiodłem — powiedział zrezygnowany.
— Jesteś idiotą. — Usłyszał w odpowiedzi.
Zaskoczony przyglądał się, jak nastolatka podnosi się z siedzenia i chwiejnie przechodzi na drugą stronę wozu, by usiąść tuż obok niego. Po drodze zasłoniła okno obok siebie, a gdy wtuliła się w pierś demona, zrobiła to samo z drugim.
Ledwie go dotknęła, a temperatura ciała Michaelisa podniosła się tak, by nie czuła dyskomfortu wynikającego z nienaturalnej różnicy. Doceniała, że to dla niej robił, ale nie chciała tego. Zależało jej na tym, by chociaż pod koniec życia mógł w tym świecie być sobą najbardziej, jak było to możliwe.
— Chcę czuć prawdziwego ciebie — poprosiła, zadzierając głowę, by spojrzeć mu w oczy.
Demon mruknął cicho, uśmiechnął się i przymknął oczy. Jego ciało znów stało się chłodne. Elizabeth położyła dłoń na jego piersi, a potem delikatnie tańczyła opuszkami palców na szyi i policzku mężczyzny. Nieśmiało dotknęła jego dolnej wargi. W odwecie Sebastian chwycił jej wskazujący palec zębami i przez chwilę zaciskał go lekko, przysuwając hrabiankę bliżej siebie. Wplótł palce w pachnące kwiatowym szamponem włosy, a potem wyswobodził dłoń swej pani i ujmując hrabinkę ją za podbródek, złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
— Dziękuję, Elizabeth — szepnął wprost w jej wargi. — Powinnaś wracać, na wszelki wypadek — dodał, rujnując magiczny moment.
Niepocieszona hrabianka ponownie zajęła swoje miejsce. Była zła, że powstrzymał ją w taki sposób. Jego ciało stawało się coraz chłodniejsze, a jej wyrównywało różnicę, w objęciach kamerdynera stając się coraz cieplejsze z ekscytacji. Ale Michaelis zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro swojej pani. W przeciwieństwie do Lizz, wiedział, kiedy powinien się powstrzymać. Powóz nie był najlepszym miejscem do okazywania sobie czułości – na pewno nie dla szlachcianki i jej służącego, nie w drodze do Londynu w samym środku dnia. Może w innych okolicznościach brunet uznałby to za ekscytujące i chciałby przekonać się, jak potoczy się sytuacja, jednak to nie była odpowiednia chwila.
Naburmuszona mina szlachcianki bawiła króla piekieł. We wszystkim, co robiła, potrafiła być tak niewinna i urocza, że zwyczajnie nie umiał reagować inaczej. Wiedział, że tak działała na niego miłość, lecz nie zamierzał ograniczać jej wpływu, czuł się dobrze, gdy przez jego ciało przepływały hormony szczęścia.
Do miasta dotarli godzinę później. Tego dnia w centrum odbywało się jedno z popularnych ostatnimi czasy ulicznych wystąpień, na które chętnie zjeżdżała się zarówno szlachta jak i mieszczaństwo z Londynu i jego okolic. Spowodowało to, że natłok wozów i samochodów całkowicie wstrzymywał uliczny ruch i czas podróży wydłużał się coraz bardziej, skutecznie rujnując nastrój Elizabeth i Sebastiana.
Żadne z nich nie chciało spędzać czasu w mieście. Oboje wiedzieli, że ich wspólne życie dobiegało końca i choć żadne nie powiedziało tego wprost, woleliby spędzić te ostatnie dni jedynie we dwoje, w odosobnionym miejscu, nie przejmując się opinią ludzi. Dobre imię rodu było jednak równie ważne. Elizabeth nie miała potomka, na niej więc ród Roseblack miał się skończyć; na dziewczynie ciążył więc obowiązek zadbania o dobre imię rodziny. To od jej postępowania zależeć będzie, jak całe pokolenia ostatecznie zapiszą się w historii świata. Pragnęła pozostawić po sobie historię, która będzie świadectwem jej siły i odwagi, która pokaże wszystkim, że nie dała się złamać i do ostatniej chwili pozostała wierna koronie i swym ideałom. Prywatne szczęście musiało więc odejść na dalszy plan w imię większego dobra. 
~*~
Kiedy Enepsignos otrzymała wiadomość od Anasiego, nie wierzyła własnym oczom. Zdążyła już zupełnie zrezygnować, poddać się i zacząć godzić z tym, że jej ukochany odejdzie wraz z końcem wojny, która wydawała się kobiecie coraz bardziej bezsensowna. Uważała, że od samego początku demony nie powinny brać w niej udział. Ta Rzeczywistość czy inna, co to za różnica? W piekle i tak wszystko wciąż był takie samo, właściwie zmieniał się tylko świat ludzi.
Nie rozumiała więc, dlaczego jej mąż tak bardzo chciał tego bronić. Gdyby nie popełnił głupiego błędu, jego życie nie byłoby zagrożone. Doprowadził jednak do momentu, że już nic nie dało się zrobić i sam był sobie winny. Kobieta nie chciała już dłużej mu współczuć. Jego zdrada zupełnie ją zdruzgotała, ale starała się zachować chociaż pozorną obojętność.
Gdy dobiegła do drzwi archiwisty, zaczęła walić w nie nerwowo, nie zauważywszy, że były otwarte. Chyba po raz pierwszy, odkąd zaczęła do niego przychodzić. Wpadła do środka i wbiła spojrzenie dwojga pełnych nadziei oczu w siedzącego za sekretarzykiem demona.
Anasi powolnie sączył krew z podłużnej szklanki zakończonej cieniutką, szklaną rurką. Jego triumfalna poza i sugestywny rocznik butelki odwróconej etykietą w stronę demonicy jasno sugerował, że wydarzyło się coś dobrego.
— Mów! Mów, co wiesz! — krzyknęła niecierpliwie.
Jej ciało drżało z każdym oddechem, z podekscytowania chybotała się na nogach, a kiedy informator obrócił się w jej stronę, z wrażenia podskoczyła, uderzając plecami w komodę.
Anasi nalał krwi do szklanki bliźniaczo podobnego do tej, którą trzymał w dłoni i postawił ją na skraju blatu, na specjalnie przygotowanej podstawce.
— Proszę, usiądź, pani — rzekł spokojnie, głosem wyzutym z jakichkolwiek emocji.
Królowa przewróciła oczami, jednak posłusznie wykonała polecenie. Usiadła w miękkim fotelu i zatopiła się w jego ciepłym oparciu. Pełna krwi szklanka idealnie pasowała do jej dłoni, trzymanie jej było tak naturalne, jakby powstała specjalnie dla niej. Anasi bacznie obserwował królową w milczeniu, czekając, aż zastosuje się do zasad, które powinna była dobrze znać z poprzednich wizyt.
Nie zawiódł się. Nieco niechętnie i zdecydowanie niecierpliwie Enepsignos upiła odrobinę krwi i wczuła się w delikatny bukiet smaków, którego subtelne przesłanie jedynie potwierdziło jej domysły. Znalazł coś. Nie miała pojęcia, co dokładnie, ale z pewnością odkrył coś wartego świętowania. Nie codziennie wyciągał tak niezwykłą krew – najczystszą w całym piekle: krew z rzezi niewiniątek, którą trzymał w sekretnym miejscu.




8 komentarzy:

  1. Brak wyspania się ale rozdziałik fajny nic wiecej nie wyklaruje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, zawsze to coś, dzieki^^. Bo ja się nie lubię dopominać, mimo wszystko, ale to smutne, gdy jest pustka pod rozdziałem TT_TT.

      Usuń
  2. Hejka, dzisiaj bez dłuższej wypowiedzi. Więc rozdział jest dość szybki i~ ciekawy( nie czytałam rozdziałów z Undertakerem więc nie wiem za bardzo o co kaman ale to szczegół xD)
    A co do wyświetleń ma blogu to pewnie dlatego że jest już grudzień, czyli koniec semestru, wystawianie ocen i ludzie nie mają czasu wchodzić na bloga bo w szkole włączył się tryb: " to już koniec semestru, trzeba dać jeszcze więcej sprawdzianów i kartkówek" oraz " muszę poprawić "
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie pamiętam już, jak są te semestry, ale qmpel mi powiedział, że się kończy dopiero 20.01, więc nie wiem, czy to argument. Ale nie lubię takiej ciszy, to smutne TT_TT. Poza tym wyświetlenia są ok, tylko komcie niedomagają :P. A raczej niedomagały, bo wystarczył smuteczek, żeby się pojawiły. Czuję, że się sprzedałam, no ale czasem można xD.
      Pozdrawiam również :*.

      Usuń
  3. Monika Lisicka7 grudnia 2016 19:30

    Krew z niewiniątek ? Undzio i demony mają coś wspólnego :/ Sorry, że tak późno, dopiero wróciłam, ale do rzeczy :D

    Scena w powozie tak bardzo sweet :3 Ich ostatnie wspólne chwile.. to smutne ;( I szkoda, że Lizz nie będzie mieć potomka... w sensie ja rozumiem, nastolatka nie może zajść w ciążę, dobre imię itd, ale mimo wszystko no... nie chcę :(

    Ja wiedziałam, że nie tylko anioły coś mają na Willa. Czułam, że Anasi trzyma asa w rękawie.. tylko co jest tym asem. No i przede wszystkim; jak to jest między Enepignos a Sebastianem ? No bo tu są małżeństwem, ten zakochał się w swojej pani i nawet są razem a Enepignos ? Ma go w dupie za przeproszeniem, czy co ? Bo z jednej strony wszystko wskazuje na to, że pogodziła się z jego utratą, zdradził ją a teraz ma umrzeć, ale z drugiej nadal go kocha. No to w końcu co ?!!! Niech się kobita zdecyduje.. i takie pytanie, bo Lizz z Sebastianem dzieciaka nie zrobi, no ale Epignos ? Przydałby się następca tronu, nie sądzisz ?

    Rozdział dopiero w następną środę :( Smuteczek :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dopiero w środę, chyba że mi nerwica nie da ominąć soboty. Strasznie mi nie na rękę wrzucać, bo konwent i ogarnianie magisterki, ale ja nie lubiď omijać terminów. Zobaczymy, jak to będzie. Pojawiły się komcie, więc chociaż mam motywację, żeby spróbować, a czy się uda, to się okaże.
      Nie planuje robić Sebusiowi dzieci, przynajmniej w ogólnym zarysie przyszłości xD. Kto wie, co potem :P. A z Enepsi to jest tak, że ona jest na niego wściekła, może nawet go nienawidzi, ale jednak wciąż go kocha. I wie,że uratowanie go, pozwolenie, by był z ukochaną, jest lepsze niż pozaolenie mu umrzeć, bo sięenjest złym, że wybrał inną. Bo w sumie nie wiem, czy o tym myśleliście jakoś głębiej, chyba wprost o tym nie wspominałam, ale Enepsignos też czuje. Nie aż tak, jak Sebuś, ale przez to jej plebejskie pochodzenie i specyficzne wychowanie nie został jej wpojony brak emocji tak, jak powinien. Dlatego ona jest bardziej ludzka i potrafi spojrzeć na sprawę szerzej niż: "jestem wściekła, niech zdycha" jak postąpiłaby większość demonów.

      No a co do Lizz... To nie tak, że ona nie może mieć dziecka, to by nie było wcale aż tak nie ba miejscu. Ale po prostu... No wyobraź ją sobie z dzieckiem xD. Poza tym warto zerócić uwagę, że uprawiała seks z Sebą już kilka razy na lrzestrzeni tych czterech tomów i w ciążę nie zaszła. Może nie może? A może taka krzyżówka nie ma prawa istnieć? A może Sebastian kazał swoim plemnikom jej nie zapłodnić? XDDDD Kto wie, co czai się w głowie autorki xDDDD.
      No a śmierć była jej pisana od początku opowiadania, więc no cóż xD. Zobaczymy :P.

      Usuń
  4. Ludzie mogą mieć rację, że jest grudzień, wystawianie ocen i te sprawy może dlatego tak ucichło na blogu. Sama nie mam na nic czasu przez tą szkołę,tak nas wszystkich męczą... Mimo,że brak mi czasu, staram się zawsze napisać jakiegoś komcia.
    Czemu takie krótkie ? :( Czy tylko mi się tak wydaje ? Może dlatego, że dzisiejszy rozdział tak bardzo mnie wciągnął,no w sumie każdy jest interesujący. Undertaker wydaje mi się taki trochę...yandere XD A scena jak jechali tym powozem taka urocza i jak oni tam się przytulali *-* To smutne, że to ich ostatnie wspólnie spędzane chwile, a te ich ostatnie momenty były takie urocze, miłość potrafi być piękna. Jakby któryś z nich miałby zginąć, to mogliby razem umrzeć. To takie dramatyczne, ale jakie romantyczne jak tragiczna miłość Romea i Julii ♥ A Lizz potomka nigdy nie będzie mieć, a jakby zaszła w ciążę z Sebastianem to byłoby trochę takie przesłodzone i...dziwne XD I pewnie urodziłoby im się dziecko, które byłoby w połowie demonem, a takie osobniki zazwyczaj są słabe i szybko umierają.
    Dobra kończę juz tą swoją gadaninę, bo zaczynam już filozofować XD
    Pozdrawiam i do środy ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Jak mówi mój qmpel - prowadzący fp z pytsniami do postaci, demony nieczystej krwi są suabe xD. I racja, to by było zbyt przesłodzone, nie chcę tego robić, bo no kurde, no nie. To opko ma swój zamysł i nie widzę w nim miejsca na niemowlaki xD.
      Zresztą blogów w tym stylu już było od groma, nie chcę powielać tych najpopularniejszych schematów, bo to zwyczajnie nudne. Ja tu mam taki plan, który zwali Was z nóg pod koniec całego opka xDDDD.
      No a co do tych ocen, to ja nie wiem. Koniec semestru podobno 20. Zresztą, już nawet walić to, że popularność spada, ale jak wyświetlenia są normalne, a komci brak, to jak to odbierać? Wiesz, o co mi chodzi, nie? Bo to tak, jakby mieli czas przeczytać, ale dać czegoś od siebie już niekoniecznie. A jak jedziesz w dusznym busie na głodniaka o 19 to nawet Ci się nie chce udawać, że Cię to nie drażni xD. A że uwielbiam narzekać... To ponarzekałam! Jestem zbyt mało znana (bo w zasadzie praktycznie wcale xD), by uważać na słowa :P.
      Powodzebia z ocenami i tymi tam szkolnymi rzeczami i do zobaczenia :*. Miejmy nadzieję, że jednak w sobotę, ale szanse są maleńkie.

      Usuń

.