środa, 14 grudnia 2016

Tom IV, LXXXI

Część z Was pewnie już wie, ale podzielę się wrażeniami też z resztą: Hellcon to było gówno. Na gorszym konwencie jeszcze nie byłam. Panele kiepskie i nieciekawe, wystawców mało i nie mieli nic z Kuroszka (Orzech miał, ale załapałam się tylko na jedno randomowe pudełko i też bez szału)(Okay, mieli kubki, poduszki, przypinki i plakaty – ale to są wszystko podróby bez licencji, a ja nie chodzę po szmelc, który mogę sobie prawie darmo sama zrobić...).
Generalnie ludzie na konwencie jak zwykle śmierdzieli – apeluję do młodzieży: MYJCIE SIĘ!!! Serio, momentami, jak się mijało niektóre osoby (już nie będę wymieniać xD) to ciężko było nie zwymiotować. Co jeszcze... Ach, z żarciem było słabo. Bez Herady to już nie to samo.
Z dobrych rzeczy: w bufecie była Bubble Tea. Wprawdzie moja smakowała kurzem, ale ta Kei była dobra. No i taiyaki były.
Byłyśmy też na panelu o Yuri On Ice, który przygotowywała znajoma qmpeli z Twittera. Błagam... Ja wiem, że to stres (dlatego sama się za to nie biorę, bo się nie nadaję), ale to nie znaczy, że w każdym zdaniu trzeba rzucać kurwami ku uciesze intelektualnego planktonu. Na dodatek przygotowanie i strona merytoryczna były... słabe. No cóż. Widać za staram jestem, żeby być ślepa na niedopatrzenia. Następny konwent, na jaki się wybiorę, to Magnificon bądź Pyrkon. Te od Animatsuri nie mają już sensu TT_TT.

To była taka długa przedmowa dla fanów mojego wylewania żalu i robienia z bloga z opkiem pamiętniczka :*. Bo wiem, że część z Was mi za to ciśnie (w sumie jestem w stanie to zrozumieć i nic do Was nie mam :*), ale druga część to lubi. Także dziś fanserwis dla tych, którzy lubią.
A na zakończenie:

Miłego rozdziału! :*

==============================================

Przez chwilę przyglądał się bladej skórze, która z każdą chwilą coraz bardziej zalewała się szkarłatem. To z jego powodu się zraniła. Brak delikatności i zrozumienia kruchej, kobiecej psychiki, doprowadził do stanu, w którym była gotowa robić sobie krzywdę, byle tylko uwolnić się od jego słów.
— Przepraszam. Nie zasłużyłem na to, żebyś pozwoliła mi skosztować twojej krwi po raz kolejny.
— Chcę tylko, żebyś przestał. Na dobę. Bo to mnie krępuje i nie mogę się skupić ani odnaleźć. Chcę cię całować, kiedy mam na to ochotę. I chcę cię dotykać, rozmawiać z tobą, spać z tobą, a może kiedyś nawet kochać się z tobą po raz kolejny. Ale dopóki sobie tego nie ułożę, musisz dać sobie spokój z tymi idiotyzmami, bo to nie pomaga — wyjaśniła, a potem zwyczajnie wetknęła demonowi rękę do ust.
Nie zamierzała czekać, aż zacznie się obwiniać i mówić, jak bardzo jest mu przykro i jak nigdy więcej nie popełni tego błędu. Jego konwenanse były urocze, odpowiednie i onieśmielające, ale z czasem stawały się irytujące. Szczególnie w chwilach szczerości, na którą dziewczyna zbierała się z takim trudem. Zdecydowanie wolała, kiedy trącany zaskoczeniem nie był w stanie wyrazić swoich uczuć. Wtedy był autentyczny, jego emocje były szczerze i nie musiała krążyć pomiędzy słowami służącego jak w jakimś zawiłym labiryncie. Kiedy jednak chował się za kulturalną zasłoną, z setek słów ciężko było hrabiance wyłuskać prawdę, szczególnie w chwilach, gdy jej instynkt wyczuwania kłamstwa nieco osłabł.
— I zanim coś powiesz… Gdy jesteśmy sami, bądź sobą, dobrze? — zapytała, a po chwili zaśmiała się, rozumiejąc, jak głupio postąpiła. — Uznam twoje milczenie za zgodę. Nie musisz mi panienkować i wiecznie bawić się w te wszystkie słowne wygibasy. Zamiast „proszę o wybaczenie, to się już nigdy nie powtórzy”, wystarczy zwykłe „przepraszam”. Kocham Sebastiana Michaelisa – demona, króla piekła, idealnego mężczyznę. Nie Sebastiana Michaelisa – idealnego kamerdynera. To dobre dla tych starych pudernic — wyjaśniła, a potem z pełną satysfakcją oparła się o ramię mężczyzny, czekając, aż skończy pić jej krew.
Sebastian nie zdążył zareagować, kiedy Lizz zmusiła go, by się napił. Skoro jednak już rozcięła sobie rękę, nie mógł pozwolić, by krew się zmarnowała. Była zbyt smaczna, zbyt wartościowa i niezbędna życiu jego ukochanej, żeby mogła zwyczajnie zbrukać wnętrze powozu. Pił więc. Pił, zachowując niewyobrażalny spokój i kontrolując swoje pragnienie. Powoli sączył metaliczną substancję, nie chcąc, by ta chwila dobiegła końca. Gdyby dziewczyna wiedziała, jak niesamowicie uzależniający smak nosiła w swym ciele, nie dzieliłaby się nim tak chętnie. Zapewne w ogóle nie chciałaby mu go dawać, dopóki by nie zasłużył. Bo to, co demon czuł, gdy czerwona ciecz z ciała Elizabeth zalewał jego usta, nie mogło się równać nawet z najcudowniejszym stosunkiem.
W końcu jednak krew przestała sączyć się samodzielnie. Nie zamierzał wysysać jej siłą. Czuł, jak Lizz słabnie z każdą kolejną kroplą. Jej zdrowie było dla niego priorytetem, dlatego, gdy tylko przyszła na to pora, oderwał się od ręki swej pani i natychmiast zajął się opatrywaniem rany. Na szczęście w powozie miał apteczkę.
Właściwie miał apteczkę wszędzie, ale nie dzielił się z hrabianką tego typu informacjami i w tamtej chwili również nie zamierzał tego robić. Miał powstrzymać się od złośliwości, a wieść o tym, że ze względu na jej tendencję do wiecznego ranienia się nigdy nie wychodził z domu bez niezbędnego opatrunku, na pewno zostałaby zaklasyfikowana jako złośliwość.
Zmęczona utratą krwi i wielogodzinną pracą oraz niezwykle ciężką podróżą Elizabeth zasnęła, nim kareta zatrzymała się na podjeździe londyńskiej posiadłości należącej do jej rodziny. Sebastian wniósł ją do wnętrza budynku i położył w łóżku, a potem dosłownie na chwilę wybiegł, by po niespełna minucie wrócić z gotową filiżanką gorącej herbaty Assam. Na wieczór dziewczyna potrzebowała czegoś silnie pobudzającego. Kamerdyner wiedział, że na pewno nie pójdzie spać; przez długie godziny, prawdopodobnie do samego rana, zamierzała ślęczeć nad dowodami, próbując znaleźć potwierdzenie swoich domysłów. Tych, którymi wyraźnie nie chciała się z nim podzielić.
— Rozkazałam ci zostać ze mną cały czas… — mruknęła ospale nastolatka.
Przetarła oczy i powoli usiadła, opierając się na miękkich, pierzastych poduszkach. Sebastian postawił przed nią przenośny stolik z herbatą i notatkami, które sporządził podczas pracy w terenie. Potem zdjął z siebie frak, odwiesił go na krzesło i ściągnąwszy niedbale buty, usiadł na łóżku obok nastolatki.
Zaskoczona dziewczyna wodziła za nim wzrokiem. Nie chciała komentować, bojąc się, że go zniechęci, ale nie oszczędziła sobie uśmiechu, kiedy przy niej usiadł. Oparła się tylko na jego ramieniu i upiła odrobinę gorącego naparu.
— Assam? — zapytała zdziwiona.
— Pomyślałem, że przyda ci się coś na rozbudzenie.
— Ale po co? Chciałam iść spać. Co ty planujesz?
— Ja tylko… Proszę wy… To znaczy: przepraszam. Sądziłem, że będziesz chciała pracować do późna — odparł zmieszany.
Język plątał mu się tak, że ledwie wydusił z siebie płynne zdanie. Popełnił kolejny błąd. Jak bardzo przepowiednia jego ojca nie byłaby prawdziwa, to, co się z nim działo, powoli zaczynało przypominać chorobę. Nie sądził, że kiedy uczucia wyjdą na jaw, wciąż będzie tak nieporadny. Sądził raczej, iż wszystko wróci do normy i ponownie będzie mógł błyszczeć perfekcją.
— Nie muszę się zastanawiać. Wiem swoje, potrzebuję tylko dowodu. Do tego czasu nic ci nie powiem. Więc zrób mi Pekoe z melisą i chodźmy spać. Jutro chcę zbadać to ostatnie miejsce i wracać do domu. Dałeś znać w posiadłości? Pisałeś? Dzwoniłeś?
— Oczywiście, zająłem się tym, kiedy łamałem twój rozkaz. Jeśli chcesz Pekoe, będę musiał złamać go ponownie — odparł pewnie, zachowując chociaż pozory kontroli nad sytuacją, podczas gdy w rzeczywistości ledwie nadążał za tym, co się działo.
Elizabeth zachowywała się nieschematycznie. Z jednej strony go to cieszyło i fascynowało, z drugiej zaś utrudniało mu pracę. A może to nie ona, tylko ja? – przeszło mu przez myśl. Może przez to wszystko zwyczajnie straciłem swój dar? Nie jestem już piekielnie dobrym kamerdynerem?
Martwiło go to. Przez Rzeczywistości zdążył przywyknąć do tego, że wśród zarówno ludzi, jak i demonów, uchodził za jednostkę wybitną. Nawet jeśli jego życie miało się już ku końcowi, chciał zatrzymać tę opinię.
— Możesz po prostu zanieść mnie do kuchni, chyba dasz sobie radę? — zakpiła nastolatka.
— Zaniosę cię, jeśli zapomnisz o tym, że popełniłem błąd — oświadczył, podnosząc się z łóżka.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i pokiwała głową, nie wiedząc, którą część swojego zachowania Michaelis uznał za błąd. Nie chciało jej się jednak drążyć tematu. Była wykończona i czuła, że koniecznie musi jak najszybciej zasnąć.
Dlatego, kiedy tylko Sebastian przygotował herbatę i zaniósł ją z powrotem do łóżka, wypiła napar i pocałowawszy demona na dobranoc, wtuliła się w jego pierś, pozwalając, by ciepło pierzyny zastąpił delikatny chłód skóry ukochanego, otulający ją w pełnym miłości uścisku. W takich warunkach czuła, że mogłaby spać przez wieki. Bezpieczna, otoczona wyjątkowym uczuciem, spokojna i wreszcie szczęśliwa.
~*~
Elizabeth kroczyła powoli ciemnym korytarzem starego, zaniedbanego domu. Układ pomieszczeń i kruszące się ze ścian tapety przypominały jej o pewnym miejscu, w którym była jakiś czas temu. Miejscu, w którym jej relacja z Sebastianem nabrała tempa, by potem wyhamować gwałtownie, rozbijając się o metaforyczną ścianę rzeczywistości: dom dziecka, którego właścicielem był Sergeant.
Chociaż we śnie jej nogi były w pełni sprawne, idąc, czuła się niespokojna. Cały czas miała wrażenie, że coś obserwuje ją z boku, ale kiedy się oglądała, nie widziała nic, poza nienaturalnie zdeformowanymi twarzami postaci na dziecięcych rysunkach. Wśród nich odnalazła nawet jedną ze swoich prac – kruka, którego naszkicowała z myślą o Sebastianie. Wiedziała, że nie mógł tu być, bo przecież sprezentowała go demonowi, subtelnie dając do zrozumienia, co o nim myślała.
Zatrzymała się przy rysunku i pogładziła dłonią pożółkły papier. Jego chropowata faktura była nieprzyjemna w dotyku, a grafit zostawił ciemne smugi na palcach nastolatki. Przyłożyła je do ust i powąchała. Śmierdziały spalonym mięsem. Zapach stawał się z każdą chwilą intensywniejszy. Po chwili zorientowała się, że tuż u jej stół podłoga rozwarła się, a z gorącej gardzieli wyziewał odór siarki unoszący się wraz z czerwono-zółtymi językami ognia.
Nie chciała zakładać, że tak właśnie wyglądało piekło. Miejsce, z którego przybył Sebastian, zawsze kojarzyło jej się z chłodną, spowitą w mroku krainą, nie mającą wiele wspólnego z biblijnymi opisami wiecznie płonących podziemi. Oparła dłoń na ścianie i wychyliła się, by zerknąć do wnętrza wyrwy. Błysk złotych tęczówek oślepił ją na chwilę, a potem silny podmuch gorąca pchnął nastolatkę  w tył.
Z dziury wysunęły się dwie smoliście czarne ręce, a zaraz za nimi jej oczom ukazała się znajoma twarz, w przeciwieństwie do reszty chudego, czarnego ciała pokryta śniadą, ludzką skórą. Zdobił ją złośliwy uśmiech, który miesiącami gnębił hrabiankę w snach.
— Seth… — jęknęła słabo, odsuwając się kilka kroków.
Szczupła postać zachichotała niepokojąco. Echo rozniosło jej głos korytarzem, wzmagając poczucie niepewności w zdenerwowanej hrabiance. Demon wyłonił się w całości z piekielnej otchłani, starł z ramienia resztę brunatnej mazi i rozłożył ręce.
— Takiego mnie jeszcze nie widziałeś, prawda, Eddy? — zapytał pewny siebie i machnąwszy ręką, sprawił, że unoszące się w powietrzu nad dziurą drobinki popiołu przylgnęły do jego ciała, powoli formując na nim ludzką skórę.
Dziewczyna z przerażeniem obserwowała całą sytuację. Chciała krzyczeć, wołać Sebastiana, ale suche, gorące powietrze drażniło jej gardło, uniemożliwiając krzyk. Cofała się, a postać zbliżała się do niej zwolna, coraz bardziej przypominając człowieka. Kiedy nastolatka uderzyła w coś plecami, poczuła przeszywającą ciało panikę. Czuła się przyparta do muru, ale była zbyt przerażona, by zerknąć za siebie, bojąc się, że Seth skorzysta z chwili nieuwagi i zwyczajnie ją zabije. Nie była pewna, czy był jedynie wytworem jej wyobraźni, obawiała się, że może być czymś więcej.
To, co Elizabeth uznała za ścianę, chwyciło ją za ramiona i nachyliło się nad jej uchem, szepcząc uspokajająco:
— Nie martw się, dopóki tu jestem, nikt cię nie skrzywdzi — szepnęła ciepło Ida.
Odsunęła szlachciankę na bok i stanęła twarzą w twarz z demonem. Wyłamała swoją dłoń w tył. Chwyciła wystającą z rozdartej skóry kości i wysunęła ją. Ku zaskoczeniu Lizz okazała się jedynie rękojeścią cienkiego, niezwykle ostrego miecza.
— Chciałem się z nią tylko zabawić. Zawsze psujesz zabawę…
— Nie mów o „zawsze”, kmiocie — burknął doppelganger hrabianki.
Nim nastolatka zdążyła zorientować się, co właściwie zaszło, złotooki demon leżał martwy na posadzce, a jego posoka, sprawiając wrażenie świadomej, zaczęła cofać się do piekielnej gardzieli. Sobowtór dziewczyny prychnął nad ciałem, strząsając resztki krwi z ostrza, które z powrotem wsunął w ranę. Następnie kopnął resztkami demona do ognistej przestrzeni i odwrócił się do dziewczyny.
— Widzisz? Na tym polega moja rola. Powstałam po to, żeby cię chronić. Noszę w sobie całą twoją siłę, odwagę i nienawiść.
— Nieprawda. Gdyby tak było, Sebastian nie starałby się wyprzeć cię z mojej świadomości! — krzyknęła Lizz.
— Ach, ten… Opowiedz, jak było? Podobało ci się? Tylko nie kłam — zapytała Ida, momentalnie zjawiając się tuż przy szlachciance.
Czarnym paznokciem zaczęła sunąć od kości policzkowej dziewczyny, przez jej szyję, kończąc na miejscu, gdzie męska koszula zakrywała jej dekolt.
— Nie będziemy o tym rozmawiać.
— Nie musimy. Byłam tam, wiem, że ci się podobało. Wiem też, że chcesz to powtórzyć. Jesteś taka przewidywalna, kochanie… Co on w to widzi? I co ty widzisz w nim? Wcale nie ma takiego dużego, jak krzyczałaś…
— Zamknij się!
Elizabeth pchnęła doppelgangera. Na jego ustach zobaczyła pełen satysfakcji uśmiech. Jej kopia oblizała się i spoważniała. Machnęła ręką, a tuż za obiema dziewczynami pojawiły się krzesła.
— Usiądźmy — poleciła Ida. — Tak, jak się umawiałyśmy, spotykam się z tobą. Minęło kilka dni, nie liczyłam, czy równy tydzień, ale na pewno nie więcej. Chcesz czegoś?
— Potrzebuję pomocy — westchnęła niezadowolona szlachcianka.
Usiadła i założyła jedną nogę na drugą, po czym splotła ręce na piersi.
— Skoro i tak śledzisz każdy mój krok…
— Nie każdy, tylko te ciekawsze!
— Mniejsza z tym… To na pewno widziałaś czarny kieł. Na pewno wiesz, o co chodzi. Musisz mi powiedzieć. Muszę wiedzieć, że się nie mylę!
— Wiele tego „muszenia” z twojej strony. Co będę miała w zamian?
— To nie jest oczywiste? Pozwoliłam ci mnie uzdrowić. Umówiłyśmy się. Wykorzystasz mnie w wojnie, uzgodniłam z Sebastianem, że wezmę w niej udział. Gdy przyjdzie odpowiednia chwila, dam ci wolną rękę.
— A wtedy w końcu się zemszczę! — krzyknęła entuzjastycznie Ida.
— Więc potwierdzasz, że moja zemsta i ta wojna się ze sobą łączą?
— Kochana! Ten, który rozpęta tę wojnę, jest tym, który mnie stworzył! I to właśnie jego zabijemy. Cholerny Undertaker!
— Undertaker? — powtórzyła tępo hrabianka.
Nie wiedziała, o co chodziło Idzie, a właściwie nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Zawsze uważała żniwiarza za niezwykłe indywiduum, ale niejednokrotnie jej pomagał. Sprawiał wrażenie niezainteresowanego ani nią, ani otaczającym go światem. Dlaczego więc miałby coś takiego robić?
— Vincent — wyjaśniła znużona Ida.
— Kto?
— Vincent Phantomhive, ojciec poprzedniego właściciela twojego pieska… To jest: twojego ukochanego. Był niezwykle ważny dla Undertakera, jednak został zabity. Jego syn trafił do jego organizacji, nie miał wartości, ale grabarz nigdy nie pogodził się z jego śmiercią. Planuje… Zmienić zasady.
— Jakie zasady? Skąd o tym wszystkim wiesz?! Czemu mam ci wierzyć?!





8 komentarzy:

  1. Ouuu coraz mroczniej kocham to

    OdpowiedzUsuń
  2. Monika Lisicka14 grudnia 2016 19:10

    No i w końcu zaczyna wszystko wychodzić :D Drobna dygresja; Vincent Phantomhive nie był synem Ciela tylko jego ojcem. Nareszcie pojawiła się Ida... która jest " córką " Undzia. Co za zwrot akcji.

    Oby Seth jej się tylko śnił. Swoją drogą co się z nim stało kiedy Seba wrócił do piekła by obalić ojca ?

    A jak mowa o naszym idealnym piekielnym kamerdynerze.. a może już nie tak idealnym ;) to robi błąd za błędem. Zachowanie Lizzy mnie rozwaliło, ach ta szczerość. "Chcę cię całować, kiedy mam na to ochotę. I chcę cię dotykać, rozmawiać z tobą, spać z tobą, a może kiedyś nawet kochać się z tobą po raz kolejny." ale nie zrobię tego dopóki nie przestaniesz się zachowywać jak idiota :D Nie no Lizz rozwaliła system.

    Rozdział świetny :3 Mam nadzieję, że niedługo wszystko się definitywnie zakończy :D Ale byłoby gdyby wojna miała się już zacząć i nagle wszystko się okaże, że to wina Undzia, anioły i demony będą walczyć razem przeciwko niemu... a Lizz i Sebastian będą mogli być razem na wieki wieków. Choć bardziej zaskakujące byłoby gdyby Epignos oddałby życie w obronie Lizz i powiedziała jej, aby zajęła jej miejsce koło Sebusia na tronie piekielnym :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież to już od dawna wiadomo, że za tym wszystkim stoi Undertaker... -_-. Tylko że nikt w fabule o tym nie wiem, ale czytelnikom sprzedałam to info jakieś... Bardzo dawno temu.
      Tak, Vincent, to ojciec, zamotałam się i coś nie pykło.
      W sumie nie mam dziś weny na długie odpowiedzi, więc to tyle. Do zobaczenia!

      Usuń
  3. Rozdział świetny,robi się coraz bardziej tajemniczo <3
    Dobrze, że Seth był tylko we śnie Lizz, co byłoby jakby naprawdę się zjawił i zabiłby Lizz, nigdy go nie lubiłam, ale czy on czasem nie był zabity ? Nie spodziewałam się tego, że Ida jest córką Undertakera, którą stworzył . Bardzo mi to przypomina wizję mrocznego grabarza z Campania Arc, gdzie on tworzył te kuriozalne lalki. Wzorowałaś może swoje opowiadanie na tym ? Jestem tego bardzo ciekawa :)
    A Vincent Phantomhive nie był synem, tylko ojcem Ciela :D Czekam tylko na to jak Lizz dowie się prawdy o planach grabarza... Co do Hellconu to słyszałam od innych, że to chyba najgorszy konwent ( w sumie Animatsuri też), no jak nie może być żadnych rzeczy z Kuroszka ? Bardziej opłacałoby się już jechać na Copernicon.
    Do zobaczenia w następnym rozdziale :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Hellcon też organixuje Stowarzyszenie Animatsuri xD. A ich konwenty stają się coraz bardziej beznadziejne i chyba więcej nie pójdę. Ewentualnie na 1 dzień dla Herady i merchów.
      Tak, wiem, poprawię tego Vinca na kompie, bo na fonie strasznie niewygodnie się operuje w bloggerze ostatnimi czasy.
      A co do Idy... Ona została przez niego stworzona w wyniki tych samych lraktych, poprzez które on teraz te swoją armię pseudodemonów tworzy. Po prostu nie została dokończona xD. I coś poszło inaczej - stąd ma świadomość, wolną wolę i inteligencję - taka odrobina marysuizmu, w końcu to alterego głównej bohaterki xDDDD.
      A Seth umarł, tak. Po prostu w umyśle Lizz, w którym odbywa się spotkanie z Idą, pozostała jakaś pamięć o nim i się pojawił. Można domniemywać, że za sprawą Idy, która chciała w ten sposób unaocznić Lizz, że naprawdę jej broni. Bo chociaż jej interesy są dprzeczne, Ida ma inteligencję i osobowość, bo jest niejako systemem obronnym Lizz. Coś jak w rozszczepieniu osobowości, tylko dochodzi wątek demonicznej siły xD. Jeszcze nie opisałam dokładnie wyjaśnienia tego, będzie na to miejsce, dlatego to tak chaotycznie brzmi, bo niw usystemstyzowałam sobie w głowie. Dzięki za komcia i do zobaczenia! :*

      Usuń
  4. Na początek przepraszam, że mnie tak dawni nie było. Ostatnio nie mam zbytnio na nic ochoty o po ostatnich wydarzeńach jest gorzej. Dobrze więc, że przypomniało mi się twoje opowiadanie. Na początku poprawiłaś mi chumor ale przez to polsatowe zakończenie -_-
    Co do naszego kamerdynera. Stracił on już swój tytuł „Piekielnie dobrego kamerdynera". Gdyby tylko Cielak go zobaczył. Błąd za błędem.
    Wciąż też czekam na to jakie jest rozwiązanie w sprawie niedługiej śmierci Sebastiana.
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety nie da się uniknąć polsatowego zakończenia. Ostatnio mam bardzo mało czasu i z weną też jest gorzej, więc gdybym chciała publikować więcej, zaraz by mi zjadło zapas. Liczę na to, że w święta nadgonię i będę mogła trochę odetchnąć, to może będzie lepiej :P.
      Tak, Sebuś stracił swój tytuł, no chyba nie myśleliście, że dam mu uczucia i to go w ogóle nie zmieni xD. Musi być trochę autentyzmu.
      A jego śmierć wyjaśni się zapewne podczas wojny, a ta już powoli się zbliża. Właściwie w najbliższych dniach zacznę ją opisywać, chociaż w ogóle nie wiem, jak się za to zabrać, bo kiepska jestem w stanie rzeczy. No ale cóż, zobaczymy, co z tego będzie xD. Na razie chciałam, żeby święta w opku wyszły w święta na żywo, ale nie wiem, czy to się uda, nie miałam czasu przeliczyć xD.
      Dzięki za komcia, do zobaczenia :*.

      Usuń

.