sobota, 17 grudnia 2016

Tom IV, LXXXII

Święta coraz bliżej!
Mam nadzieję, że w tym czasie uda mi się zrobić kilka kolorowań (zaraz wychodzi nowy chapter mangi, więc muszę wybrać sobie jakiegoś dobrego arta i zrobić go jak najszybciej), nadgonić rozdziały, popracować... No i odpocząć! Trzymajcie kciuki, żeby się udało. Mam dosyć długą przerwę, bo do 9.01, ale znając mnie to i tak będzie zbyt mało, żeby się ze wszystkim wyrobić. Szczególnie że od dawna chcę zrobić nowe tłumaczenie, a nie mam kiedy. No cóż, zobaczymy, jak to będzie. 
Ale będę mieć dla Was niespodziankę na święta! :D

Miłego rozdziału! :*

================================

— Nie musisz. Wiem, bo… Właściwie nie umiem na to odpowiedzieć. Te informacje po prostu we mnie są, sądzę, że kiedy Undertaker próbował cię uzdrowić, w jakiś sposób nasze świadomości się połączyły. On pewnie też wkrótce się tego domyśli.
— Ida! — krzyknęła Lizz.
Zerwała się z krzesła i dopadła do swojego sobowtóra, unieruchamiając go na siedzeniu. Spojrzała głęboko w żarzące się szkarłatem oczy.
— Musisz pozwolić mi zatrzymać te informacje! To pomoże uratować Sebastiana! Zrób ze mną, co zechcesz, ale on musi przeżyć! Błagam cię!
— To nie takie proste. Jeśli wojna nie dojdzie do skutku, nigdy się nie zemścisz. A ja nigdy nie odejdę w spokoju — prychnął doppelganger.
Bez trudu wyswobodził się z uścisku nastolatki i wstał, odpychając ją w tył. Hrabianka ponownie zaczęła się cofać, tym razem jednak pod naporem Idy, która nie zamierzała zostawiać jej ani centymetra prywatnej przestrzeni. Przyparła dziewczynę do ściany, a potem wpiła się w blade usta, całując namiętnie swoją niewinną połowę.
— Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie to uciążliwe? Mieszkać w czyimś ciele, nie móc nic zrobić? Jedynie obserwować? Nie chcę tak istnieć! Zamierzam go zabić i odejść, zanim twój cholerny demon odbierze ci duszę. Ty znikniesz na zawsze, a ja będę wolna.
— I… I tak możesz być wolna — zająknęła się hrabianka.
— Nic o tym nie wiesz. To jedyne wyjście. — Ida uderzyła w ścianę tuż koło głowy Elizabeth.
Kawałki tynku runęły na ziemię, a resztki tapety przywarły do zdartej skóry na dłoni drugiej świadomości nastolatki.
— Pozwolę ci zachować wspomnienie o tym, że za te rozboje odpowiedzialne są demony. Pozwolę ci nawet zapamiętać, że musisz wziąć udział w wojnie. Ale nie możesz wiedzieć, dlaczego. To koniec na dziś. Zobaczymy się za kilka dni. Do tego czasu lepiej skorzystaj z dobrodziejstw twojej zabawki, nie znasz dnia ani godziny, kochanie.
Czerwonooka wersja hrabianki odsunęła się od swojej ludzkiej kopii. Obróciła się na pięcie i machnęła dziewczynie na pożegnanie, zmieniając otaczającą ją, ponurą scenerię, w skąpany w słońcu krajobraz zimowego ogrodu posiadłości Roseblack.
Lizz znów nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Nie znała sposobu, by zatrzymać swoje wspomnienia, dlatego usilnie starała się powiązać jak najwięcej faktów z tymi, które Ida zamierzała jej zostawić. Nie wiedziała, czy to poskutkuje, ale nie mogła zrobić nic innego. Im częściej kontaktowała się ze swoją drugą naturą, tym większą zagadką jej się wydawała.
Początkowo uważała, że to jedynie manifestacja jej negatywnych uczuć, ale Ida nie była doszczętnie zła. Na swój zepsuty sposób troszczyła się o Elizabeth i pragnęła być szczęśliwa. Nikt, kto pragnął spokoju i szczęścia, nie mógł być do końca zły, nie potrafiła w to uwierzyć. Gdyby miała więcej czasu, może zdołałaby dojść do bardziej konstruktywnych wniosków, ale jej przyjemny sen przerwał znajomy, męski głos.
~*~
— Panienko, pora wstawać. Jeśli chcesz wrócić dziś do domu, najwyższa pora zabrać się do pracy — oświadczył entuzjastycznie Sebastian, odgarniając kosmyk włosów z twarzy nastolatki.
Lizz mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i leniwie otworzyła oczy. Spojrzała na demona, uśmiechnęła się i mocno wtuliła się w jego pierś.
— Miałeś do mnie mówić po imieniu, piekielny pomiocie — odpowiedziała wciąż niewyraźnie, a jej słowa zupełnie nie zgadzały się z błogim wyrazem twarzy.
Michaelis zaśmiał się szczerze, a potem odsłonił drobne ciało skryte pod ciepłą pierzyną. Jego niezadowolona pani prychnęła pod nosem, ale ani myślała się ruszyć. Odpuścił więc. Tak naprawdę obudził ją całą godzinę wcześniej, samolubnie chcąc spędzić z nią te kilka leniwych chwil w łóżku. Przez całą noc pilnował jej snu, przytulał się i zastanawiał nad własnym życiem.
Myślał o tym, jak niezwykle się potoczyło. Ile musiało go spotkać, by wreszcie doświadczyć prawdziwego szczęścia. Próbował wyobrażać sobie, jak będzie wyglądał ich kolejny, wspólny dzień. Jak nastolatka zareaguje, gdy się z nią przywita, czy dalej będzie się czuła nieswojo – sama niepewność i nieodparta chęć poznania przyszłości napawała go ekscytacją.
Jednak w końcu docierał i do ciemniejszych myśli. Tych o końcu swojego życia, o wojnie, o kontrakcie i o spożyciu duszy ukochanej. Nigdy nie sądził, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji, niemal wieczność był pewien, że to niemożliwe, ale jednak się mylił. Demon może nie chcieć duszy. On jej nie chciał. To, dla czego jeszcze kilka lat temu był skłonny wlec się za ludzkim dzieckiem na kolanach, zlizywać błoto z butów, dawać się poniżać, teraz straciło wartość. Pragnął już tylko szczęścia hrabianki, jednak wiedział, że ono jest ściśle związane z oddaniem mu duszy. Zdał sobie sprawę, iż znalazł się w patowej sytuacji. Wtedy właśnie postanowił obudzić Elizabeth.
— Jesteś cholernym kłamcą, Sebastian!
— Dlaczego tak uważasz? Przecież wiesz, że ja nie kłamię.
— Bo nie ma nawet dziewiątej, a mówiłeś, że muszę się spieszyć. Torturujesz mnie… — westchnęła męczeńsko.
Zaczęła wiercić się w łóżku, póki na powrót nie okryła się kołdrą. Z premedytacją zawinęła się w kokon tak, żeby nawet palec demona nie mógł znaleźć się pod okryciem. Wiedziała, że dla niego nie ma to żadnego znaczenia, ale czuła się z tym lepiej i tylko to się dla niej liczyło.
— Wybacz. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu, kochanie… — odparł bez przemyślenia Sebastian.
Mówienie do niej w taki sposób przychodziło mu z większą łatwością, niż się spodziewał. W myślach już od długich miesięcy nazywał szlachciankę w tak pieszczotliwy sposób. Myślał o niej, jak o cudzie, ogromnym skarbie, którego musiał strzec. Ona zaś czuła się niezręcznie. Ilekroć był dla niej taki miły, czerwieniła się, płoszyła i uciekała wzrokiem. Kamerdyner był ciekaw, czy przed jego śmiercią Lizz zdoła oswoić się z sytuacją.
— Eh, no dobrze. Niech będzie, to… dobry pomysł. Dobry, tak — mamrotała pod nosem, by w końcu schować się pod pościel.
Przeciągłe westchnienie Michaelisa wprawiło ją jednak w konsternacje. Po chwili zaczęła się martwić, że zrobiła coś źle, ale liczyła na to, że gdyby tak było, uświadomiłby jej ten fakt. Choć z drugiej strony dopiero co poprosiła go o wyrozumiałość.
— Demonie, przeszkadza ci, że nie mówię do ciebie w taki ckliwy sposób? — zapytała po chwili nerwowego wiercenia się towarzyszącego walce z chaotycznymi myślami.
— Skądże. Uwielbiam, gdy z taką niechęcią nazywasz mnie demonem.
— Miałeś nie być złośliwy…
— Nie jestem. Naprawdę uważam, że to urocze. Ale jeśli mam być całkowicie szczery, nie wybrzydzałbym, gdybyś choć raz nazwała mnie swoim ukochanym.
— Spróbuję…
W sypialni zapanowała niezręczna cisza. Lizz nie wiedziała, co miałaby dodać, za to Sebastian czuł, że zbytnio naciskał na swoją nastoletnią kochankę. Była jeszcze młodziutka, weszła właśnie w pierwszy związek, na dodatek z nim – demonem, dla którego długość jej życia była zaledwie mgnieniem oka. Nie powinien być tak wymagający.
Niestety, choć w tej sytuacji można byłoby uznać, że raczej „na szczęście”, ciszę i spokój przerwał głośny huk zza drzwi. Michaelis momentalnie wyskoczył z łóżka i nie dbając o to, że miał przyjąć gościa bez koszuli, gwałtownie szarpnął za klamkę. Do sypialni wpadł rudy bóg śmierci, głośno wyrażając swoje niezadowolenie.
Przez chwilę przecierał obolałą głowę, a kiedy chwilę później ujrzał pozbawionego górnego okrycia demona, zaczął czerwienić się, piszczeć i zachowywać jak opętany. Zebrał się z podłogi i, zupełnie zapominając o tym, że żywił do kamerdynera urazę, rzucił się na niego, bełkocząc coś o rodzeniu dzieci i wielkiej miłości.
Do porządku przywróciło go dopiero wymowne chrząknięcie Elizabeth zakrytej po same uszy kołdrą. Czuła się niesamowicie zażenowana, miała wrażenie, że jej twarz kolorem dorównywała wściekłej czerwieni płaszcza żniwiarza. Grellowi zajęło chwilę zrozumienie, co właściwie działo się w miejskiej posiadłości Roseblack. Kiedy w końcu otrząsnął się z zamyślenia i jego umysł połączył wszystkie fakty, wydał się wściekły.
Podszedł do dziewczyny, położył się obok niej i przysunął usta do jej ucha, szepcząc, co uważał na ten temat:
— On jest od ciebie co najmniej kilkanaście tysięcy razy starszy. Zapomniałaś o cierpieniu, które ci zadał?
Odsunął się i wyczekująco mierzył nastolatkę wzrokiem. Michaelis chciał się wciąć, ale Lizz powstrzymała go, lekko unosząc dłoń.
Miała mało czasu, ale musiała zastanowić się nad słowami rudzielca. Dotąd nie brała pod uwagę tej ogromnej różnicy wieku i gdy nagle Sutcliff uświadomił jej to w tak drastyczny sposób, zwyczajnie ją zamurowało. Miała jednak pewność, że mu wybaczyła. Chociaż jednej części swojego postępowania nie musiała poddawać w wątpliwość.
Wiedziała, że słowa boga śmierci mieszały w sobie zarówno troskę o przyjaciółkę, jak i zazdrość. Była nawet z niego dumna, że tak dobrze to zniósł, bo chociaż powtarzał setki razy, iż lokaj już nigdy nie wróci w jego łaski, oczywistym było, że nie wytrwa w tym postanowieni zbyt długo.
— Sebastian i ja jesteśmy parę, Sutcliff. Pogódź się z tym, albo się z tym nie gódź, wszystko mi jedno. Kocham go, on kocha mnie i mamy zbyt mało czasu, żeby go marnować. Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu, czy zwyczajnie uznałeś, że zbyt długo nie wciskałeś mi się w życie? Wiesz, mogę już chodzić, a to znaczy, że jestem dla ciebie zagrożeniem. Radziłabym ci uważać na to, co mówisz i robisz — odparła w końcu Lizz, bezczelnym, aroganckim tonem przepełnionym pewnością siebie, który sprawił, że po plecach demona przeszedł przyjemny dreszczyk.
— To moja Elizabeth! — Przyklasnął entuzjastycznie.
— Nie ciesz się tak, mój Romeo. Niedługo będziesz należeć tylko do mnie! Twoje ciało jest takie idealne! Te mięśnie, ten brzuch, ta blada skóra! — jęczał Grell.
Zachowywał się tak, jakby w ogóle nie usłyszał tego, co powiedziała szlachcianka. Nie było w tym zresztą nic dziwnego – często ignorował słowa innych, jeśli nie nawiązywały do tego, o czym akurat chciał rozmawiać.
Sebastian chwycił wiszącą na krześle koszulę i ubrał się w nią, nie mogąc spokojnie znieść irytującego, pożądliwego spojrzenia dwojga limonkowych oczu. Narzucił na siebie frak, ukłonił się, a potem wyszedł, oświadczając, że idzie zaparzyć herbatę. Nie chciał przebywać w towarzystwie shinigami, wiedział też, że rudzielec nie skrzywdzi jego ukochanej, dlatego zwyczajnie skorzystał z okazji. Skoro dziewczynie zależało na tym, by zachowywał się swobodnie, uznał, że to będzie doskonała okazja, by wykorzystać słowa Lizz na swoją korzyść.
— No i moje ciastko sobie poszło… — jęknął zawiedziony bóg śmierci.
— Nie dziwię się, też bym uciekała, ale tak dobrze jeszcze nie chodzę.
— Czemu znowu jesteś taka złośliwa? Co, z chłoptasiem ci się układa, więc zapominasz o starym przyjacielu? Ty nieludzka kobieto bez serca!
— Nie dramatyzuj… Mogłeś przyjść, kiedy miałeś ochotę. Nikt ci właściwie nie bronił — westchnęła umęczona hrabianka.
Oparła się na poduszkach i zsunęła się nieco. Była zadowolona, że spędzi trochę czas sam na sam z Sebastianem, jednak coś musiało im przerwać. Zawsze coś im przeszkadzało. Albo jakaś tragedia, albo demony, albo irytujący żniwiarze. Miała tego dość, ale właściwie nie mogła nic na to poradzić.
— Ale nikt mnie też nie zapraszał! — prychnął urażony shinigami.
Splótł ręce na piersi i nadął policzki, patrząc na hrabiankę tak długo, aż nie upewnił się, że zaczęło jej doskwierać poczucie winy.
— A ja przyszedłem powiedzieć ci, że zjawił się u nas pewien anioł. Umówił się ze mną na randkę! Powiedział, że chętnie spędzi ze mną czas! Umówiłem już kosmetyczkę na wszystkie wolne terminy, żeby mieć pewność, że będę wyglądał olśniewająco! Jest taki przystojny i męski i… Ach! Rafael, ty bestio!
— Rafael? — powtórzył Sebastian, wchodząc do sypialni ze srebrną tacą w dłoniach.
Odstawił ją na stół, zalał dwie filiżanki herbaty i wręczył je leżącej w łóżku dwójce. Następnie sam usiadł na krawędzi materaca i przysunął się nieco do Sutcliffa, eksponując kawałek klatki piersiowej wystającej spod koszuli, której specjalnie nie dopiął.
— A-a-a-ale i tak wolę ciebie, Sebuś, słonko! — dodał natychmiast Grell.
W jego drżących rękach herbata zaczęła wylewać się na spodek, powoli ściekając po palcach wzdłuż ręki aż do samego łokcia. Żniwiarz uznał to uczucie za niezwykle podniecające i wydał z siebie kolejną serię bliżej nieokreślonych jęków i westchnień.
— Sutcliff. Czego chciał Rafael? — zapytał poważnie demon.
— Czekajcie. Rafael – ten Rafael? — dopytywała zdezorientowana nastolatka.
— Tak, Elizabeth. Właśnie ten. Jest tylko jeden gołąb o tym imieniu. Jeden z niewielu, których szanuję, dlatego nie chce mi się wierzyć, że zainteresował się… nim — wyjaśnił kamerdyner, niechętnie przyglądając się rudzielcowi.
— Jesteście okropni! — pisnął Grell. — Nie powiem wam, o co chodzi! Nic wam już nie powiem! — Wyskoczył z łóżka i zmaterializował w dłoniach swoją kosę, po czym zaczął wymachiwać nią na wszystkie strony.
Sebastian jednak zręcznie chwycił go za nadgarstek i ścisnął tak mocno, że broń sama wysunęła mu się z ręki. W pomieszczeniu zrobiło się ciemno, mroczna aura Michaelisa skąpała sypialnię w czerni, w której widać było jedynie jego błyszczące szkarłatem tęczówki.
— Uprzejmie proszę, żebyś podzielił się ze mną informacjami — powiedział spokojnie, złowrogo podkreślając pierwsze słowo, czym jednoznacznie zasugerował żniwiarzowi, co się stanie, jeśli nie zechce współpracować.
— No dobra, dobra! Już! Mówię! Tylko puść, zostanie siniak!
— No to opowiadaj, czekamy — westchnęła Lizz.
Rudzielec usiadł w bezpiecznej odległości od kamerdynera i od początku do końca opowiedział całą wizytę Rafaela w świecie bogów śmierci. Nie pominął oczywiście momentu, kiedy archanioł uznał, że chętnie się z nim spotka, za to część, która dotyczyła informacji ważnych dla hrabianki i kamerdynera, opowiadał szybko i byle jak.
To jednak wystarczyło, by Sebastian utwierdził się w przekonaniu, że jego teoria o ćwiczeniach aniołów i ich tajnej broni miała sens, chociaż Lizz upierała się przy swojej interpretacji.





9 komentarzy:

  1. O.o zapowiada się coraz ciekawiej kochana pisz tak dalej..a czy wydanie specjalne rózy takie świąteczne by się pojawiłoże jak skędzą ze sobą święta czy cos?Bylo by fajnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjalnegi rozdziału w tym roku nie będzie na pewno. Nie mam czasu go napisać. A swieta i tak ze sobą spędzą w którymś momencie, nie wie tylko, czy w okolicach świąt.

      Usuń
  2. Monika Lisicka17 grudnia 2016 13:56

    Zacznę od końca jak to mam w zwyczaju :D

    Sutcliff nareszcie wróciłeś. Znudziło ci się szkolenie czy Will dał kilka wolnych dni ? I podobno miałeś być obrażony na Sebcia, a tu proszę. * kręci głową z niesmakiem * Sebuś i ta jego mroczna aura.. mrrr.

    Co wy się tak wszyscy trzęsiecie na imię: Rafael ? To anioł jak każdy inny. Ale już było dobrze, miłość i wszystko się spieprzyło. Nie zezwalam na to!

    No i dotarliśmy do naszej kochanej Idy. Nie skomentuję jej zachowania, ale.. pocałunek ? Myślałam, że się porzygam jak to czytałam. I akurat uwierzę, że Lizz stała bez ruchu pozwalając by w sumie ona sama ją całowała. Nie szarpała się, nie odpychała, nie myślała, że w pewnym sensie zdradza Sebusia tylko się tka stała ? CO TO MA KUŹWA BYĆ ?!

    Poza tym rozdział jak zwykle świetny :D Do zoba w środę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można było przewidzieć, że Grellowi przejdzie, za bardzo uwielbia Sebcia, długo w złości i tak by nie wytrzymał xD.

      Bo Rafael jest jednym z tych aniołów, które szanuje nawet Sebuś. CZAJ TEN FEJM!!! Zresztą może kiedyś zrobię im jakieś backstory, żeby się wyjaśniło, co właściwie ich łączy, bo coś łączy, ale jeszcze nie zdecydowałam, co konkretnie. Mózg wymyśli, wszystko w jego rę... neuronach?

      Ida wzięła Lizz tak z zaskoczenia, że nie zdążyła zareagować. Zresztą cały czas nest czujna przy Idzie, po prostu nie mogę w każdej scenie tego podkreślać, bo czytać by się tego tekstu nie dał xD.
      "Ida zbliżyła się do Lizz, która cały czas czujnie ją obserwowała i się odsuwała. Kiedy doppelganger położył dłoń na jej policzku, hrabianka dalej się odsuwała i starała się trzymać na dystans." I tak w każdym zdaniu... To nawet katorga pisać xD.

      Dziękuję i do następnego! :*

      Usuń
  3. Super rozdział <3 Grellu wróciłeś :*
    Ta scena była tak komiczna,że nie mogłam się powstrzymać od uśmiechania się do telefonu.Tutaj Seba z Lizz leżą sobie w łóżku, myśląc że nikt im nie przeszkodzi i będą mieli wreszcie spokój, a tu Grell wchodzi im do pokoju, a jego reakcja na widok półnagiego Sebcia bezcenna XD No gratuluję kreatywności :D Wiedziałam, że nie będzie długo na niego obrażony. Niech pogodzi się z tym faktem, że Sebuś należy do Lizz. Jedyna scena która mi się nie podobała to ta, w której Ida całuje Elizabeth, to było strasznie obleśne... I dlaczego Sebastian tak toleruje tego Rafaela ? Przecież to też anioł, a on nienawidzi tych piekielnych gołębi.
    Do następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo im zawsze coś musi przedzkodzić, nawet w zwykłym leżeniu... xD. To się nazywa pech, nie? :P

      Czemu Sebuś szanuje Rafaela, to się KIEDYŚ BYĆ MOŻE wyjaśni. Na razie jeszcze tego nie wymyśliłam, ale go szanuje - to dobry pretekdt na ciekawe backstory, jak trzeba będzie coś napisać, a nie będzie pomysłu na konkret (taki filler xDDDD).
      A acena z pocałunkiem na pewno nie miała być seksi. Po prostu mówi coś o Idzie, sami zgadujcie.
      Swoją drogą zabawne, jak wszystkim się niedobrze zrobiło, gdy dziewczyna pocałowała dziewczynę. Jakby to Grell pocałował Sebę, to bym tu miała niemontrolowany fangirling xDDDD.
      Aż chyba to kiedyś zrobię, jak będę chciała dać sobie prezent xD.

      Dzięki za komcia, do środy! :*

      Usuń
  4. No tak w życiu nie ma tak pięknie. Zawszę coś musi popsuć tę spokojną chwilę. To tak by nie było za nudno.
    Cieszę się, że Grell znów się pojawił. Powoli zaczynałam tęsknić za tym roztarganym żniwiarzem.
    Było oczywiste, że gdy zobaczy Sebcia od razu mu wybaczy - tym bardziej gdy ten jest bez koszuli.
    Mam też nadzieję, że jego randka z Rafciem dojdzie do skutku i napiszesz o tym choć trochę.
    Oczywiście piszę nie pokolei więc wracamy do Idy. Nie powiem ten pocałunek trochę mnie zmylił. Nie ukrywam też, że nie mam bladego pojęcia o co jej mogło chodzić. Spróbuję może coś pokombinować ale pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie ^^
    Do nastepnego :* Pa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, planuję kiedyś wrócić do wątku Grella i Rafaela, ale na to trzeba będzie jeszcze poczekać. Teraz są ważniejsze spraw do opisania :P. W sumie nie wiem jeszcze, co się między nimi wydarzy, ale ja lubię sobie zostawiać otwarte drzwi, żeby zawsze móc wcisnąć jakąś dodatkową historię – taki myk na ciężkie czasu :P.
      No a pocałunek pewnie pozostanie dla Was zagadką, no ale cóż, nic na to nie poradzę xD. On nie ma żadnego istotnego znaczenia, typu jakaś konkretna przesłanka odnośnie kluczowej części fabuły, więc wiele nie stracicie, no ale jest i coś wnosi, kiedyś może ktoś się zorientuje xD. To by nie była pierwsza rzecz w fabule, której nikt nie rozpracował xD.
      Do zobaczenia! :*

      Usuń
  5. Musze to napisać Hahaha Myślałam, ze sie posikam ze smiechu jak przeczytałam to :
    „— Nie ciesz się tak, mój Romeo. Niedługo będziesz należeć tylko do mnie! Twoje ciało jest takie idealne! Te mięśnie, ten brzuch, ta blada skóra! — jęczał Grell.”
    Dlaczego? Bo zanim przeczytałam „jęczał Grell” myślałam, ze to powiedziała Lizzy i takie WTF XD Lizzy ty napalona dziewczyno 😂 A to tylko nasz Grell ❤️

    OdpowiedzUsuń

.