sobota, 3 grudnia 2016

Tom IV, LXXVIII

Wyświetlenia dalej kuleją, z komciami jest trochę lepiej. Nie wiem jeszcze, co zrobię z tą przyszłą sobotą – to w sumie zależy od Waszego odzewu i tego, jak bardzo będzie Wam zależało, no i od tego, jak będę stała w piątek z czasem. Na razie zapowiada się, że mogę go nie mieć, ale jednak liczę na to, że będę go miała, bo nie chce mi się robić tego, co mam teoretycznie zrobić xDDDD. 
No, ale wyjaśni się wszystko w przyszłym tygodniu. Tymczasem oddaję Wam kolejny rozdział, bez zbędnego gadania, bo w sumie nie mam weny. Tylko wspomnę, że udało mi się ODROBINĘ nadgonić z zapasem. BRAWO JA. 

Miłego! :*

===============================

Kolejne westchnienie demona również nawet odrobinę nie zmieniło jej zachowania. Roześmiana podbiega do stołu i wyciągnęła rękę po ciasto. Ledwie je chwyciła, kiedy Michaelis uderzył ją nauczycielskim wskaźnikiem, sprawiając, że z zaskoczenia puściła talerzyk, którego zawartość wpadła do herbaty.
— Widzisz, co zrobiłaś, panienko? Teraz będę musiał przygotować nowy deser. Tym razem nie dostaniesz ciasta, nie zasłużyłaś — rzekł surowo.
Zabrał srebrną tacę i ruszył do drzwi, irytując się jeszcze bardziej, gdy zdał sobie sprawę, że dziecko znów skakało do drzwi po jego śladach. Nie rozumiał, jak mogła być taka beztroska. Dualizm jej osobowości zachwycał go i doprowadzał do szaleństwa jednocześnie. Nie potrafił wypracować odpowiedniego podejścia do tej niezłomnej dziewczynki. Najgorsze słowa nie miały mocy, by przemówić jej do rozsądku. Tak bardzo wierzyła w swoje racje, że nawet gdyby ujrzała prawdę na własne oczy, uznałaby zapewne, że to iluzja.
— Elizabeth, natychmiast wracaj  na kanapę — warknął Sebastian, odwracając się przez ramię.
Jego oczy błysnęły niebezpiecznie szkarłatem, a cień zaczął nienaturalnie drżeć. Kiedy jego krańce pochłonęły stopy dziecka, zaczęło się mimowolnie odsuwać, jednak wcale nie wydawało się przestraszone. Lizz zachowywała się tak, jakby dawała demonowi to, czego chciał, wiedząc, że przesadziła i powinna chwilowo odpuścić.
Bez słowa zrobiła, o co prosił. Kiedy wrócił, wciąż trwała w tym samym miejscu, ze skupieniem na twarzy, wpatrując się w tańczące na suchym drewnie płomyki wewnątrz kominka. Sebastian postawił tacę i zdjął z niej filiżankę z herbatą, podając dziewczynie wraz z cukiernicą.
— Nie ma ciasta — stwierdziła, rozejrzawszy się po stole.
— Przecież mówiłem, że go nie dostaniesz. Nie zasłużyłaś.
— Dlatego trzymasz je za plecami? — zapytała zbita z tropu.
Przekręciła głowę na bok – tak, jak robią młode psy, gdy przyglądają się czemuś, czego nie mogą zrozumieć. Po chwili usiadła normalnie i sięgnęła po filiżankę, dmuchając w nią kilkukrotnie.
— Nie musisz mnie kochać, Sebastianie, ale ja będę cię kochać zawsze i kiedyś sprawię, że ty też mnie pokochasz. Nieważne, ile razy będę musiała to powiedzieć. Uratowałeś mi życie i za to cię kocham i wiem, że ty mnie też będziesz kochać — wyjaśniła niezwykle dojrzale, a potem, jakby nigdy nic, zabrała się za picie herbaty.
Demon patrzył na nią zszokowany, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. Nie rozumiał, skąd brało się w niej to głębokie przeświadczenie. Ze swojej strony nie robił nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby być dla niej przesłanką, że zamierzał kiedykolwiek zacząć czuć. A już na pewno nie planował kochać. W końcu dla demonów miłość była jedną z największych słabości, wiązały się z nią liczne konsekwencje. Gdyby jego ojciec dowiedział się, że coś poczuł, na dodatek względem człowieka, strach pomyśleć, co właściwie by zrobił.
— Nigdy nie będę cię kochać, ludzkie dziecko — rzekł stanowczo demon, stawiając schowany za plecami kawałek ciasta na blat. — Ale nie mógłbym odebrać ci deseru, inaczej umarłabyś z głodu — dodał i stanął kilka kroków za kanapą, na której siedziała Elizabeth.
— Dziękuję, Sebastianie, kocham cię! — krzyknęła radośnie dziewczynka.
~*~
Sebastian usiadł nerwowo na łóżku, orientując się, że oddycha ponadprzeciętnie szybko. W pierwszej chwili nie wiedział, co się działo, dopiero rozejrzawszy się po wnętrzu bogatego, arystokratycznego wnętrza, przypomniało mu się całe jego życia z ostatnich kilku lat. Chwilę potem wrócił do niego sen, uprzytomniając niedobudzonemu demonowi, że zasnął.
— Jak to możliwe… — mruknął sam do siebie, przeczesując włosy dłonią.
— Dzień dobry, Sebastianie, kocham cię. — Usłyszał ten sam radosny głos, który jeszcze przed momentem torturował go we śnie.
Miał wrażenie, że dalej się nie obudził, jednak wszystko wokół było stuprocentowo realne, pozbawione wszelkich odstępstw od normy, zachowujące logiczny ciąg. Na pewno nie spał!
— Elizabeth? — zapytał, zerkając na hrabiankę.
Leżała tyłem do niego, lecz nie musiał jej widzieć, by po sposobie oddychania nastolatki poznać, że się z niego śmiała. Przytulił się do niej i oparł podbródek na jej ramieniu, delikatnie całując blady policzek ukochanej.
— Śmiejesz się ze mnie?
— Zasnąłeś, demonie — stwierdziła lekko łamiącym się głosem, który zdradzał, że w dalszym ciągu stosunkowo nowa sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie była dla niej w pełni komfortowa.
— Masz rację, przepraszam. Nie powinienem. Gdyby coś ci się stało…
— Kiedy śpisz, wyglądasz tak spokojnie i bezbronnie. Prawie jak zwykły człowiek. Tylko w pewnej chwili po sypialni zaczęły latać pióra. Nie wiedziałam, że tak kiepsko kontrolujecie się podczas odpoczynku — poinformowała, wyciągając w stronę Sebastiana jedno z czarnych piór, których kilka leżało wokół niej na łóżku.
Służący wziął je do ręki, pogładził delikatnie palcami, a potem sprawił, że wraz z pozostałymi rozpłynęło się w powietrzu. Czuł się głupio. Nie powinien był przy niej zasnąć, w ogóle nie powinien zasypiać, póki ich kontrakt będzie trwał dalej, ale zeszłej nocy było mu tak dobrze, wygodnie i nudno, że nawet nie zauważył, kiedy odpłynął. Dobrze, że był chociaż w tym samym miejscu, co ona, dzięki temu, gdyby coś się działo, zauważyłby od razu.
— Mimo wszystko nie powinienem. Pójdę przygotować śniadanie. Potem ulepisz bałwana z kuzynem i ruszymy do Londynu. Tylko obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać — powiedział zaspany, ubierając się w pośpiechu.
Lizz przyglądała mu się z uśmiechem na ustach, nie mając ochoty wychodzić z łóżka. Właściwie chciała zatrzymać i jego, jeszcze przez chwilę pobyć sam na sam z ukochanym, nie martwiąc się tym, co wypadało, a czego nie powinna robić. Wizyta w mieście pod tym względem miała być dla niej ogromnym testem. Nie była pewna, czy odpowiednio się do niego przygotowała, ale królowa potrzebowała jej pomocy i nie mogła dłużej zwlekać. Sprawa była trudna, w innym wypadku cały oddział demonów już dawno temu zdołałby ją rozwiązać. Skoro jednak im się nie udało, dziewczyna była zmuszona spróbować własnych sił.
— Sebastian, a czy zanim wyjdziesz… Pocałujesz mnie? — poprosiła niepewnie, czerwieniąc się jak burak, gdy tylko demon podniósł na nią wzrok.
Nie odpowiedział. Podszedł do niej, pochylił się i delikatnie musnął jej usta, czekając, aż zacznie zachłannie przygryzać jego dolną wargę, pragnąc pieszczot. Nie pomylił się, zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwał, a nawet pociągnęła go z powrotem na łóżko i objęła najmocniej, jak potrafiła.
— Idź już — mruknęła niechętnie, na chwilę odrywając się od demona. — Jak teraz nie pójdziesz, to wszystko nam się przeciągnie. Nie śmiej się jak głupi, tylko wracaj do obowiązków. To jest rozkaz, demonie! — dodała, irytując się coraz bardziej, kiedy Michaelis tylko jej się przyglądał.
Popchnięty zarówno słowem jak i ręką nastolatki, zszedł z łóżka, pokłonił się i wymknął się z jej sypialni, niepostrzeżenie dostając się do kuchni, by zająć się wszystkim, co zazwyczaj robił w nocy, umilając sobie długie godziny oczekiwania na kolejny poranek.
Po skromnym śniadaniu Elizabeth wraz z kuzynem w obecności Sebastiana kończyła śnieżną budowlę. Kamerdyner pomagał w ustawianiu kul, a kiedy Timmy przyjrzał się jego śnieżnej podobiźnie, przypomniał sobie o garnku.
— Sebastian, gdzie twój rondel? — zapytał, patrząc urażony na służącego.
Mężczyzna przeprosił, pokłoni się i niechętnie poszedł do kuchni po garnek, przy okazji znajdując dwa urocze, plecione koszyki, z których jeden zamierzał uczynić nakryciem głowy jego pani. Szukając go w kuchni, napotkał Kate.
Zdenerwowana służąca krążyła po pomieszczeniu od drzwi do drzwi, wyraźnie się czymś martwiąc. Sebastian przyglądał jej się przez chwilę, a potem zaszedł dziewczynie drogę. Przejęta, nawet nie zauważyła, że był w środku, i jakby nigdy nic, wpadła na niego, odbiwszy się od piersi mężczyzny, wpadając na blat. Straciła równowagę i wylądowała na krześle, przerażona nie wiedząc, co się właściwie stało.
— Sebastian! Pan Sebastian! Przepraszam! — krzyknęła po chwili. — Nie mogę znaleźć panicza. Mówił, że idzie się bawić z panienką Elizabeth, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć! Panie Sebastianie, to straszne!
— Panicz Timmy jest w ogrodzie z panienką Elizabeth, lepią bałwana — wyjaśnił rozbawiony lokaj. — Jeśli panienka chce, może do nas dołączyć.
— Oczywiście! Muszę trwać u boku mojego pana, żeby nic mu się nie stało! — odparła, momentalnie zrywając się z siedzenia. — Za chwilę wrócę! — dodała i wybiegła z kuchni.
Po chwili wróciła, pospiesznie dopinając guziki płaszcza. Bawiła Michaelisa swoimi nieporadnymi, nerwowymi reakcjami. Mimo że nie był już pod wpływem uroku sztyletu, w dalszym ciągu widział w dziewczynie coś intrygującego. Pod pewnym względem przypominała mu Elizabeth. Sądził, że gdyby jej życie potoczyło się inaczej, możliwe, że byłaby do niej podoba. Ponadto, służąca miała naprawdę dobre serce. W jej czynach nie było ani krzty złośliwości, lenistwa czy ułudy, charakteryzowała ją jedynie nieroztropność, z którą kamerdyner miał do czynienia na co dzień już od tylu lat, że przestawała robić na nim wrażenie.
Kate wzięła od Sebastiana jeden z koszyków, upierając się, że pomoże mu w podzięce za informacje i wybiegła z kuchni, zatrzymując się dopiero na miejscu. Widząc ją, Lizz westchnęła ciężko. Chociaż wiedziała, że nie była niczemu winna, niesmak po wydarzeniach z balu pozostał. Dlatego, gdy tylko dołączył do nich Sebastian, otwarcie podeszła do niego i przytuliła się.
— Zimno mi — oświadczyła, widząc pytający wzrok służącego.
Odpowiedział jej tłumiony śmiech. Nie przemyślała tego. O ile dla Kate i Timmy’iego jej powód był zupełnie oczywisty, dla Sebastiana nie mniej jasnym było, że w ten sposób zazdrośnie pokazywała guwernantce, do kogo należał. Z ust swojej pani słyszał, że marzła, zaledwie kilka razy, kiedy w gorączce kręciła się po domu na bosaka. Nie zwykła narzekać na temperaturę, a jeśli już coś jej się wymsknęło, częściej dotyczyło nieprzyjemnego upału i duchoty niż chłodu.
— Panienko, czy panienka i pan Sebastian…
— Tak, Kate! Sebastian i Lizzy są parą, czy to nie cudowne?! Musimy powiedzieć o tym reszcie! Na pewno też się ucieszą! — wtrącił chłopiec.
Podbiegł do kamerdynera i wyrwał z jego rąk koszyk, zupełnie nie orientując się, że ani Sebastian, ani Elizabeth nie byli zachwyceni jego pomysłem. Michelisowi wprawdzie było obojętne, czy służba dowie się o jego związku z hrabianką, ale dziewczyna wyraźnie nie czuła się jeszcze gotowa.
— Lizzy, a ty zakładasz koszyk! — krzyknął ponownie blondyn, wskazując dłonią trzymaną przez Kate plecionkę.
Służąca podała ją szlachciance, a ta niechętnie założyła ją na głowę. Była wdzięczna, że demon pomyślał przynajmniej o tym, by jej nakrycie głowy nie było zbyt ciężkie.
Budowanie bałwana upływało w niezwykle miłej atmosferze. Elizabeth szybko zapomniała o urazie, którą żywiła wobec Kate; pozwoliła jej nawet brać czynny udział w zabawnie. Liczył się śmiech, dobre nastroje i efekt końcowy. Hrabianka nie wiedziała, ile czasu spędzi w Londynie. Miała nadzieję, że nie będzie musiała zostawać tam na noc, dlatego jeszcze poprzedniego wieczoru kategorycznie zabroniła demonowi pakować walizkę – ostatnim razem gdy to zrobił, sprowadził na dziewczynę konieczność nocowania w miejskiej rezydencji. Obawiając się jednak, że sprawy mogą nie pójść po jej myśli, chciała spędzić trochę czasu z kuzynem, nim ponownie wyjedzie. Następny raz mieli spotkać się dopiero za miesiąc podczas Wigilii.
~*~
Plany Undertakera przebiegały zgodnie z założeniem. Całymi dniami ustalał szczegóły kolejnych operacji treningowych, samodzielnie oceniał wyniki, wyciągał wnioski i zaznaczał, co powinno zostać poprawione. Od rozpoczęcia masowej produkcji żołnierzy dzieliły go zaledwie jedne, pozytywnie przeprowadzone manewry. Nie ukrywał, jak bardzo był podekscytowany. Nie potrafił spokojnie wysiedzieć w miejscu, całymi godzinami krążył po laboratorium, doglądając pracy podwładnych, czym niesamowicie ich stresował, ale żaden z naukowców nie śmiał się odezwać. Jedynie Arnold napomknął ze dwa razy, że może byłoby lepiej, gdyby zajął się planowaniem ataku, ale grabarz spiorunował go wzrokiem i ani słowem nie odniósł się do sugestii podwładnego.
Na samym dole kompleksu, w ciemnych, wilgotnych piwnicach zupełnie odciętych od naturalnego światła i świeżego powietrza, w niewielkich klatkach żyły setki dzieci. Zbieranie przez tajną organizację niczym trofea, od miesięcy, a nawet lat, nie opuściły murów swego więzienia. Nie wiedziały, gdzie właściwie były; powoli zapominały, jak być ludźmi. Nie trzeba było nawet ich zmieniać, by wpajane przez lata zasady zachowania wśród ludzi uleciały z przerażonych umysłów dzieci.
Siedziały na podłodze, warcząc, płacząc albo zwyczajnie wpatrując się w nieprzeniknioną ciemność. Wolę walki straciły już dawno temu. Czekały tylko na śmierć. Pragnęły jej. Codziennie modliły się, by zasnąć i już nigdy nie otworzyć oczu. To, co je czekało – ta zmiana, która robiła z nich potwory – wydawała się dużo straszniejsza niż śmierć. Więźniowie podświadomie czuli, że jedyną ucieczką było zakończenie życia. Nikt nie powiedział nim, co właściwie się działo, nie musieli tego wiedzieć. Przeraźliwe krzyki, nieludzkie odgłosy i pleśniejące zwłoki, którymi ich karmiono, były wystarczającymi przesłankami.
Byli i tacy, którym nie zależało. Ich psychika została uszkodzona do tego stopnia, że zatracili kontakt z rzeczywistością. Ci byli najspokojniejsi. Posłusznie wykonywali polecenia, nie stawiali oporu. Nie czuli, właściwie nawet nie żyli. Po prostu egzystowali, nie mając już nawet świadomości własnego istnienia.
W grupie było też kilka walecznych jednostek. Nieliczne trzymały się na uboczu, nie chcąc pokazywać swej odmienności w obawie o przyszłość. Po cichu próbowały opracować plan wydostania się z więzienia, lecz kolejne dni nie przynosiły żadnych informacji. Niczego, co mogłoby im pomóc. Większość zrezygnowała, lecz jeden: cherlawy blondynek, na oko dwunasto-trzynastolatek, nie dał za wygraną. Każdej doby skrobał paznokciem w kamieniu, w rysach zapisując szczątkowe informacje. Odmierzał czas między kolejnymi posiłkami. Liczył zmiany warty, kroki pilnujących ich oprawców. Liczby stały się jego obsesją. Upatrywał w nich ratunku, dlatego w milczeniu kreślił kolejne równania, dziękując w duchu, że rodzice zapewnili mu wczesną edukację.
W końcu miał dość odliczania, musiał działać. Czuł, że jego koniec jest już bliski, nie zamierzał ginąć w tym miejscu, miał plany. Chciał zostać podróżnikiem, lekarzem, żołnierzem… Pragnął zwiedzić świat, pomagać ludziom, jego życie nie mogło skończyć się w tym miejscu.

Zaraz po posiłku, drzwi do lochu zamknęły się z pojedynczym trzaskiem. Tego dnia wejścia pilnował leniwy strażnik, który zapominał przekręcić zapadkę. Nie zabierał nawet metalowych misek, w których przynoszono zgniłe mięso. Chłopiec chwycił ochłap i wyrzucił go z klatki pod drzwi. Odczekał kilka sekund, a potem rzucił miską w klatkę obok. Przerażone dzieci zaczęły krzyczeć, szarpać się i zawodzić, wzbudzając alarm w pilnujących ich mężczyznach. 




10 komentarzy:

  1. Monika Lisicka3 grudnia 2016 12:02

    FIU FIU>< Wybacz, że tak dawno nie pisałam, ale jakoś nie miałam weny a nie lubię pisać na siłę. Zacznę od końca. Undi, jesteś wstrętny... robisz z tymi dzieciakami to samo co chciano zrobić Lizzy... podły, podły, podły.

    Timmy, jesteś uroczy... a Kate no brak mi słów. Ta jej nieporadność za każdym razem wywołuje u mnie uśmiech. No to przed Lizz i Sebą trudne zadanie... czy hrabiance uda się utrzymać ich sekret w tajemnicy ? Miło, że Elizabeth zaczyna się dogadywać z Kate chociaż to tulenie i " zimno mi " było zaskakująco.. proste. Nie wstydzi się pokazywać, że ten demon należy do niej i koniec kropka. Lizz w koszyku, Sebuś z rondlem... naprawdę chciałabym to zobaczyć.

    A na zakończenie drobne pytanko, które mogło mi umknąć podczas czytania poprzednich tomów.. jak to się stało, że Lizz ma fioletowe włosy ? Wiem, że ma to wspólnego coś z wisiorkiem, ale konkretniej ?

    To by było na tyle ^^ życzę weny.. i faktycznie trochę słabo, że wyświetlenia spadają bo opowieść jest cudowna... a teraz choć niektórzy tego nie widzą jest ten przełomowy moment... być albo nie być!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dziś wyświetlenia wróciły do normy - czyli jest ich tyle, ile zazwyczaj było pierwszego dnia, za to tym razem komcie poleciał na łeb i aż mi smutno, bo właśnie poszłam do wanny (zawsze odpisuję na komentarze wieczorem w wannie :P), a tu nawet nie ma zbyt wiele do czytania i odpisywania :(. No ale cóż, święta idą, może to dlatego. Trzeba przeczekać, mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy.

      Kate jest właśnie taka. Dobra, trochę nerwowa i gwałtowna, ale urocza i dobra. No i taka jest też tutaj :P. No a Lizz... Ona jest zazdrosna i wyraźnie nie potrafi sobie z tym odpowiednio radzić, więc się chwyta wszystkiego po kolei. Jej zachowanie jest tak komocznie nielogoczne - w poprzednim rozdziale jeszcze z Sebastianem wymyślali wymówki, gdy się zjawiła w nocy w bibliotece i ich widziała, a tu Elizabeth już ma to gdzieś, byle tylko dać Kate do zrozumienia, że Sebastian jest poza zasięgiem xD. To takie życiowe xD.

      Dzięki za komcia, bo mnie podnosi na duchu w tym okresie posuchy :*. I do zobaczenia!^^

      Usuń
  2. Rozdział cudowny jak zawsze ;* Timmy taki uroczy, uwielbiam go ^^ I to jego "Tak, Kate Sebastian i Lizzy są parą, czy to nie cudownie ?" wywołało to u mnie uśmiech na twarzy, jaki optymista z tego Timmiego :D Musi on cieszyć się ze szczęścia swojej kuzynki, w końcu Lizz i Sebastian po tylu dniach zmagań,ale tak naprawdę oprócz Timmiego i Tomoko nikt nie zna ich sekretu, ale prędzej,czy później Timmy i tak komuś wygada o nich XD Najpierw Sebuś w rondlu, a potem Lizz z koszykiem na głowie ! Serio chciałabym to zobaczyć XD Co ciekawe...nawet polubiłam Kate ! Wcześniej jej nie znosiłam,ale teraz wydaje się być sympatyczna. Czekam tylko na ten moment, gdy plany naszego Grabarza wyjdą na jaw,co on robi z tymi biednymi dziećmi... Ale doskonale ukazałaś tą mroczną stronę Undertakera,który z jednej strony jest zabawnym grabarzem,lubiącym śmiać się do łez, ale z drugiej strony potrafi być naprawdę okrutny. A wątek świetnie rozwinęłaś, bardzo mi się podoba. To chyba tyle ode mnie ^^
    Do zobaczenia w następnym rozdziale ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja mam generalnie problem z Undertakerem, tym kanonicznym. Nie czaję jego poczucia humoru, bo ono jest dla mnie takie... Niemalże nieszczere. Ja wiem, że jego to bawi, ale mam wrażenie, że to jest bardzo teatralne kreowanie się na takiego zabawnego, żeby właśnie jego niecne plany nie wyszły na jaw. Dlatego w opowiadaniu opisałam swoją wizję jego osoby, w dużej mierze rezygnując z zabawnego grabarza (w końcu akcja dzieje się parę lat po wydarzenia z Kuroszka - nie musiał już udawać, bo że jest szemrany to wyszło już w Campania Arc). NO i generalnie dużo bardziej lubię swoją kreację właśnie za to okrucieństwo i jednocześnie szacunek do zwłok i pochówku. No xD.
      A Kate jest i od początku była sympatyczna i wszyscy tak na nią najechali, a tu proszę, nagła zmiana. Jak ja Was znam :P.
      No a że Timmy wygada to jest tak oczywiste, że w zasadzie już można przyjmować, że wszyscy wiedzą xDDDD.
      Dzięki za komentarz i do zobaczenia w środę :*. Od razu mi lepiej, jak dochodzą nowe komcie <3.

      Usuń
  3. Dzisiaj krótko. Nie zauwarzyłam niepożadanych literówek. No i ten blondynek jeszcze jednak ma świadomość... Ciekawie , ciekawie się zappwiada. Ciekawe czy uda mu się skitrać z tej wylęgarni nieszczęścia. Nnooo i cóż pozdro dla Timmi'ego! Lizz możesz być pewna , że za niedługo pół Londynu się o tym dowie! No i wreście! Nami czy to aby napewno bezpieczne by Sebastian tak często oddawał się lenistwu? I daj coś wreście z pesperktywy piekła..... Muszę w końcu trochem napsioczyć na Enepsignos! Za dużo tego do rego!
    ( Komentarz chaotyczny no ale bezsenność nie sługa trzeba się położyć spać chociaż na te 2 godziny.....)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie :P. A Eni nie jest taka zła, niw uprzedzaj się do niej :P. Sebastian trochę odpoczywa, w końcu niewiele ma już do stracenia, zresztą on śpi bardzo czujnie, więc nie ma strachu. Za to to dla niego nowe i ciekawe, więc warto było to opisać :P.

      Usuń
  4. Mery su: Armi demonów się nie uda? Mnie się uda! Ponieważ jestem wszechmocnym, kruchym człowiekiem z demonem na smyczy, a btw, niedawno przestałam być kaleką. Nie zapominajcie, że jestem wiedźmą! A tak w ogóle to znam się na mikroekspresji i bez trudu odczytuję ludzkie emocje, ale swoim nie rozumiem ani w ząb. Brawo ja!
    Cherlawy blondynek... Hm.hm.hm. Mógłby uciec do Lizz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona ma Sebastiana i wierzy, że razem dadzą radę, bo są bardziej ogarnięci niż jakaś tam armia xD. Swoją drogą, to jeszcze nie marysuizm myśleć o sobie w taki sposób :P. Marysuizm będzie, gdy ona magicznie rozwiąże sprawę i zapobiegnie wojnie, bo jest główną bohaterką więc tak właśnie będzie xD. Czepiasz się :*.

      Usuń

.