środa, 7 stycznia 2015

XXIX

Dziś trochę później - powrót na uczelnie, herbatka i herbaciane zakupy zabrały trochę czasu. Dodatkowo przyszła pora, żeby po kilku godzinach ulgi, ból oczu powrócił w całej okazałości, straszliwie mnie rozpraszając. Mam nadzieję, że w notce nie będzie błędów - starałam się wyłapać wszystkie, ale mogłam jakieś pominąć. Będę wdzięczna za ich wytknięcie :)
Na końcu notki wrzucam Wam mój rysunek (poglądowy xD) przedstawiający Tomoko. Nie wiem kim postać jest w oryginale, wzorowałam się na jakimś randomowym obrazku z grafiki wujka Googla.
Mam nadzieję, że powrót do szkoły nie był dla Was zbyt uciążliwy. 
Miłej lektury.

=====================

 Weszła do sypialni. Frak i szlafrok zrzuciła na podłogę, po drodze do łóżka. Wśliznęła się do niego i przykryła kołdrą po same uszy. Spodziewała się, że nie wyzna jej żadnego uczucia, to było tak boleśnie oczywiste, że samo zadawanie pytania wydało się teraz całkowicie pozbawione celu, ale nie to było najgorsze. Sposób, w jaki ją zignorował sprawiał największe cierpienie. Żałowała, że w ogóle się do niego odezwała.
                Sebastian wszedł do sypialni dziewczyny przez to samo okno. Zamknął je szczelnie i zaciągnął bordowe zasłony, po czym kierując się w stronę drzwi, zebrał leżące na podłodze ubrania. Założył frak, a wierzchnie okrycie Elizabeth powiesił na oparciu krzesła, stojącego naprzeciwko toaletki.
– Dobranoc, panienko – powiedział do niej, gasząc świece.
Liczyła jego kroki, czekając aż w końcu zniknie i pozwoli jej zatopić się w kolejnej fali złości i rozpaczy. Chwycił za klamkę i pociągnął ją stanowczo, pchając drewniane drzwi. Nagle zatrzymał się i błyszczącymi w ciemności, płomiennymi oczami, spojrzał przez ramię na wystający spod śnieżnobiałej pościeli, samiutki czubek głowy swojej nastoletniej pani.
– Tak… – szepnął cicho i wyszedł.
Nie miał pewności, czy słyszała jego słowa, właściwie nie obchodziło go to. Nie wypowiedział ich dla niej, zrobił to dla siebie. Przyznał sam przed sobą, że choćby ignorował to uczucie najusilniej jak tylko potrafi, to wciąż nie będzie mógł się go pozbyć. Już od dłuższego czasu to czuł, ale nigdy nie miał chwili, by spokojnie zastanowić się nad swoimi myślami. Teraz, gdy przez ostatnie parę dni nie robił absolutnie nic innego poza zgłębianiem odmętów umysłu, zdał sobie sprawę z tej okropnej prawdy. Zależało mu na niej. Jemu, demonowi żyjącemu tak długo, że sam zaczynał się gubić w obliczaniach. Zależało mu na tej niezwykłej ludzkiej dziewczynie, której przysiągł służyć. Uczucie, które napawało go lękiem i odrazą, ale również… Dawało mu radość i ukojenie.
                Szedł korytarzem w kierunku kuchni. Miał dużo pracy. Wreszcie był w stanie wrócić do swoich obowiązków. Bezczynne leżenie i błądzenie po najciemniejszych zakamarkach własnej psychiki nie służyło mu najlepiej. To, z czego zdał sobie sprawę sprawiało, że zaczynał wątpić w swoją demoniczną bezwzględność. Czyżby zaczynał mięknąć? Może przez ostatnie lata rzeczywiście spędził zbyt wiele czasu z ludźmi, wpajając sobie ich zachowania, wartości i reakcje? Może stały mu się tak bliskie, że sam zaczął je odczuwać? Próbował wybić sobie z głowy te odrażające myśli.
Może w ogóle nie warto z tym walczyć, ani nawet rozmyślać na ten temat? – Myśl, jak objawienie, rozbrzmiała w jego głowie.
Żałował tylko, że dopiero po tych kilku dniach, które bezpowrotnie go zmieniły – chociaż do tego nie był jeszcze gotów w pełni się przyznać. Wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się dokładnie. Jego prawa brew zaczęła drżeć ze złości, jaką wywołał w nim widok pobojowiska, które zastał. Chociaż tak naprawdę, czego mógł się spodziewać, zostawiając posiadłość w rękach niekompetentnej służby na dłużej niż parę godzin? Powinien się cieszyć, że budynek nie runął w gruzach. Westchnął zrezygnowany, zdjął z ramion wełniane okrycie i mruknął do siebie, zakasując rękawy koszuli.
– To będzie długa noc…
~*~
                Hrabianka miała problem, by zasnąć. Nękały ją uciążliwe myśli.
Czy on powiedział „tak”, czy tylko mi się zdawało? A nawet, jeśli, to o co mu chodziło? – Męczyła się wiedząc, że teraz i tak już się tego nie dowie, a przecież nie pójdzie i go nie zapyta. Przecież, mimo wszystko, był jej kamerdynerem. Służącym, z którym nie powinna się spoufalać, chociaż ostatnimi czasy zdawało jej się, że nieco odpuścił w tej kwestii. Może po prostu była tak niereformowalna, że poddał się w kwestii dbania o jej maniery?
Jedna myśl ciągnęła za sobą kolejną, ale żadna z nich nie przynosiła ze sobą odpowiedzi. Coraz to nowe pytania, spędzające sen z powiek, torturujące jej zmęczony umysł. Dopiero po dłuższym czasie zorientowała się, że każde z nich dotyczyło demona. Przez ostatnie dni był jedynym tematem jej wewnętrznych rozterek, zaczynało ją to irytować.
Po co ja się w ogóle nad tym zastanawiam, co mnie to obchodzi?  Przecież to nie ma żadnego znaczenia. – Przywoływała się do porządku. – Ale, o czym miałabym myśleć? Przecież nie o przyszłości... – Jej własne myśli postanowiły prowadzić z nią dyskusje, której nie potrafiła zaoponować. Nad czym mogłaby się zastanawiać kilkunastoletnia dziewczyna, która nie miała przed sobą żadnej przyszłości? Plany, marzenia… To nie było dla niej. Co prawda nie znała dokładnej daty swojej śmierci. Pewnie gdyby tak było, zwariowałaby – jej zdaniem, właśnie dlatego ludzie nigdy nie będą znać dnia swojej śmierci. Nie byliby w stanie budzić się każdego dnia i normalnie funkcjonować wiedząc, że każdy dzień zbliża ich do tej konkretnej daty. Mimo to, nie widziała najmniejszego sensu w układaniu sobie życia. Miała narzeczonego, którego szczerze nie znosiła, ale nie obchodziło ją to, w końcu nigdy nie będzie musiała za niego wyjść. Miała kuzyna, którego nie mogła przygarnąć pod swój dach, bo nie wiedziała, ile będzie w stanie się nim opiekować. Miała przyjaciółkę, którą powoli, z ogromnym bólem serca, musiała od siebie odepchnąć, by cierpiała najmniej, jak to możliwe, gdy jej dni dobiegną końca. Miała służbę, nieporadną, jednak dającą z siebie wszystko każdego dnia. Miała też kamerdynera, własnego demona – jedyną istotę, która znała jej tajemnicę – a jednak nie mogła podzielić się z nim swoimi uczuciami. Nie żałowała swojej decyzji; lat, które mogłaby przeżyć, gdyby inaczej sformułowała swoją prośbę. To, co się stało, nigdy nie będzie mogło zostać zmienione, jednak… Irytujące było to że oprócz dokładnego analizowania, co działo się pomiędzy nią i Sebastianem, właściwie nie miała innych powodów do rozmyślań.
                Kiedy otworzyła oczy, zorientowała się, że w pewnym momencie udało jej się zasnąć, ponieważ całe pomieszczenie skąpane było w promieniach słońca. Nie czuła się wypoczęta. To na pewno miało związek z intensywną pracą jej umysłu, a także z faktem, że odkąd wróciła do posiadłości, niczego nie jadła. Żyła na przesłodzonej herbacie i wodzie, a teraz, gdy obawa o samopoczucie demona przestała całkowicie absorbować jej myśli, uczucie osłabienia zaczynało dawać się jej we znaki.
– Dobrze spałaś, panienko? – zapytał uprzejmie kamerdyner, gdy dostrzegła go stojącego koło okna.
Usiadła i podrapała się po głowie, tworząc we włosach jeszcze większy kołtun.
– Wystarczająco.
– Na śniadanie przygotowałem tradycyjną włoską sałatkę, do tego świeżo upieczone bułeczki. Dzisiejsza herbata to panienki ulubiony Earl Grey – przedstawił jej menu i podał filiżankę. Widział błysk w jej oczach, gdy do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach naparu.
Popatrzyła na porcelanę, próbując powstrzymać uśmiech radości, który cisnął jej się na usta i upiła odrobinę napoju. Codzienna rutyna, która zazwyczaj wprawiała ją w znudzenie, teraz napawała nieopisanym szczęściem. Przyjemny smak, doskonale wyparzonego naparu z idealną ilością cukru smakował niczym kawałek nieba. Uśmiechnęła się błogo, delektując się utęsknionym arcydziełem tajemnej sztuki parzenia herbaty. Lokaj ze skupieniem przyglądał się chudym rękom czerwonowłosej, anemicznie trzymającym filiżankę. Postawił przed nią stoliczek ze śniadaniem. Ssanie w żołądku, które poczuła na widok smakowicie wyglądającego jedzenia było czymś nietypowym, rzadko odczuwalnym, dlatego nie wiedziała, jak nie dać go po sobie poznać.  Chwyciła za widelec, udając, że wcale nie ma ochoty na włoskie danie i powoli zaczęła konsumować. Cała gama smaków, które przygotował dla niej tego ranka, wprawiała ją w niesamowity nastrój. Jakby naprawdę się za tym wszystkim stęskniła. Demon odczekał parę minut, dając dziewczynie tę chwilę beztroskiego szczęścia, po czym zapytał poważnym głosem.
– Dlaczego nic nie jadłaś? – Szlachcianka spojrzała na niego zaskoczona. Przecież Jeanny przysięgała, że nic mu nie mówiła…
Zdenerwowany wyraz twarzy kamerdynera wprawił ją w zakłopotanie. Nie chciała, by dowiedział się, jak silny wpływ miała na nią jego absencja.
– Masz podkrążone oczy, jesteś odwodniona. Na dodatek twoje obojczyki wystają bardziej niż ostatnio, to samo z rękoma. Widać ci kości, panienko. Proszę mnie nie okłamywać – dodał po chwili, kiedy otwierała usta, by odpowiedzieć.
– Masz rację – przyznała z goryczą. – Gdy ty wylegiwałeś się w łóżku, czy jak tam odpoczywają demony, zostałam na łasce kulinarnych umiejętności Thomasa. Spodziewałeś się czegoś innego? – burknęła z obrażoną miną, chociaż w duchu cieszyła się, że zabrzmiała aż tak autentycznie.
Na dodatek jej wyjaśnienie było niezwykle logiczne – kłamstwo idealne. Właściwie nie kłamstwo, przykrywka. Przecież Thomas naprawdę był beznadziejnym kucharzem, lokaj nie mógł wymagać od niej, żeby przez trzy dni jadła spaleniznę. Sebastian z dezaprobata pokręcił głową.
– Tyle mojej ciężkiej pracy poszło na marne – westchnął, patrząc wymownie na jej kościstą dłoń.
– Tak bardzo mi przykro – odparła ironicznie i wróciła do jedzenia.
– Po tylu dniach głodówki musisz być strasznie słaba, inaczej nie jadłabyś śniadania z taką chęcią. Nie ma sensu, by przeprowadzać dzisiaj trening. Proszę pozwolić mi przenieść go na po jutrze.
– Jak uważasz – rzuciła chłodno, skupiając się na doskonałej mieszance smakowej.
W ciszy kontynuowała posiłek do czasu, aż nie ujrzała dna talerza, czego nie zwykła oglądać zbyt często. Zdumiony jej apetytem, Sebastian uśmiechnął się pod nosem. Dziewczyna dostrzegła wyraz jego twarzy i zarumieniła się lekko. Przypomniało sobie jedno z pytań, na które desperacko chciała poznać odpowiedź.
– Sebastian… Śniło ci się coś? – zapytała niepewnie, wbijając wzrok w trzymany w ręce widelec.
– Śniło mi się? – powtórzył zdziwiony.
– Jeanny mówiła, że spałeś przez cały dzień – wyjaśniła zaciskając dłoń na sztućcu. – Mówiłeś, że demony nie mają zwyczaju sypiać, dlatego byłam ciekawa, co mogłoby się śnić komuś takiemu, jak ty.
– Dlaczego interesują cię moje sny? – rzekł tajemniczo, na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
– Przed chwilą ci powiedziałam. Unikasz odpowiedzi? – Naburmuszyła się.
– Oczywiście, że nie. Moje sny, tak samo, jak każda część mniej, należą do ciebie.
– No więc? – ponagliła go.
– Śniłem o wspaniałej uczcie, jaką sprezentowała mi twoja dusza, moja pani. – Klęknął przed nią, kładąc dłoń na piersi.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech spełnienia na samo wspomnienie o wyczekiwanym posiłku. Poczuła się nieswojo, jednak zaryzykowała i przewracając oczami w geście niezadowolenia, zadała kolejne pytanie.
– Chciałbyś mnie zabić i już teraz dostać swoją nagrodę?
– Pytasz, czy chcę złamać zasady naszego kontraktu? – Spojrzał głęboko w jej oczy. Zadrżała. – Oczywiście, że nie. Jesteś moja panią, i zgodnie z umową, zobowiązany jestem służyć ci dopóki nie otrzymasz swojej zemsty. Tak, jak mi rozkazałaś, ja nigdy cię nie okłamię, nigdy nie zdradzę, nie opuszczę. Będę wiernie trwać u twego boku, jako twój pionek, towarzysząc ci w drodze do osiągnięcia celu. Czyżbyś mi nie wierzyła? – powiedział z typową dla siebie lekkością, zupełnie nie współgrającą z poważnymi słowami, które wymawiał.
Żaden człowiek nie byłby w stanie z taką beztroską mówić o poświęceniu swojego życia drugiej osobie. Człowiek – w tym właśnie tkwił podstawowy błąd jej rozumowania. Mimo tego, iż wiedziała, że nie może mierzyć demona ludzką miarą, nie potrafiła oceniać go inaczej. Nie znała demonów, ich sposobu myślenia i zwyczajów. Nie wiedziała, czy dla nich wszystkich tego typu wyznania były czymś zwyczajnym. Z taką prostotą poświęcić lata swojego istnienia w służbie przedstawicielowi gatunku, który go intrygował, i którym zarazem gardził. Był to poziom oddania, którego nie potrafiła w pełni zrozumieć. Nie jeden na jej miejscu, brzydziłby się tą istotą, nazywał zwierzęciem, gotowym zrobić wszystko, w pogoni za zaspokojeniem pierwotnej rządzy, ale ona… Podziwiała go.
– Nie o to chodzi. Wiesz… Coś mi się przypomniało. Młody chłopak o zimnym spojrzeniu powiedział kiedyś mojemu ojcu: „Może po prostu brakuje nam wiary, zrodzonej z miłości i zaufania?” – Uśmiechnęła się do niego rozbrajająco, przymykając oczy.
Czekała na jedną z jego poważnych odpowiedzi, dementujących, jakoby którakolwiek z wymienionych przez nią emocji była możliwa do odczuwania przez demona. Zamiast ciętej riposty, lokaj milczał. Jego źrenice znacznie się rozszerzyły. Wyglądał, jakby coś go przeraziło. Wbił wzrok w jej zatroskaną twarz, jego serce biło jak szalone. Nie był w stanie się ruszyć. Znajome słowa, przywodzące na myśl wspomnienia zepchnięte w odmęty umysłu, boleśnie odbijały się echem w rytm jego tętna.
Skąd ona… Jak to możliwe? Dlaczego? Kim jest to dziecko? – pytał sam siebie, nie mogąc się uspokoić.
– Sebas…tian? – szepnęła czerwonowłosa, niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
Mimo, że jego oczy skierowane były w jej stronę, wcale na nią nie patrzył. Nie wiedziała, co się z nim dzieje, ale gdziekolwiek teraz był, z pewnością nie była to jej sypialnia.
– Hej, co z tobą? – powiedziała odważniej.
Stan, w jakim znalazł się służący, przestraszył ją. Nie pamiętała, by kiedykolwiek tak wyglądał. Nieobecny, z tym niepasującym do niego wyrazem twarzy.
– Sebastian! – Krzyknęła i uderzyła go w twarz.
Nagły cios wyrwał go z okropnie nieprzyjemnego stanu. Spojrzał na nią otumaniony. Był wdzięczny, że wyswobodziła go z pułapki umysłu. W oczach hrabianki dostrzegł nutę przerażenia.
– Najmocniej przepraszam za swoje karygodne zachowania. – Spuścił głowę.
– Nie, po prostu… To było dziwne – zaśmiała się zakłopotana, jednak poczuła ulgę widząc, że jego twarz przybrała swój zwyczajny wyraz.
Mężczyzna zabrał z jej kolan przenośny stolik i podszedł do szafy, by wyciągnąć z niej ubrania. Wybrał coś, w czym będzie czuła się swobodnie. Pragnął wynagrodzić jej wszystko, co musiała przez niego znieść. Chociaż starała się to ukrywać, dobrze wiedział, że martwiła się o niego. Samolubnie zapadł w sen, by ulżyć sobie w cierpieniu, podczas gdy ona nie mogła wypocząć. Jakież to było zuchwałe z jego strony, nie zachował się jak prawdziwy kamerdyner. Nie postawił jej dobra, ponad swoje. Wypełnił rozkaz, który powinien był zignorować, dla jej własnego dobra. Zawodził. Coraz częściej jego reakcje, których nie był w stanie kontrolować, sprawiały, że jego zachowanie było niegodne lokaja rodziny Roseblack. Dlaczego ani razu do mnie nie zeszła? Uważał, że to była kara za brak należytego szacunku, który powinien jej okazywać. Myśl o zgorszeniu, jakie musiała wobec niego czuć, sprawiała niesamowity ból. Dlaczego w ogóle obchodziło go to, co o nim myślała? Dlaczego przez te kilka dni, z dala od niej, czuł coś, co ludzie nazywali… tęsknotą? Delikatnie ubrał ją w zwiewną, czarno-fioletową sukienkę, posadził z powrotem na łóżku.
Elizabeth pochyliła się w milczeniu, by założyć i zawiązać buty. Chwyciła sznurówki, jednak bandaż na jej dłoni oraz ból, towarzyszący ruszaniu nią, sprawiał, że nie była w stanie uformować kokardki. Mimo tego, ze złością na twarzy, wciąż próbowała sobie poradzić. Widząc nieudolne starania nastolatki, demon chwycił ostrożnie jej ręce i popatrzył w zaczerwienioną twarz.
– Pozwól, że tym razem zrobię to za ciebie. – Delikatnie musnął wargami jej chude palce i zwinnie zawiązał sznurki na podwójna kokardkę. Tak, jak zawsze sama to robiła.
Było jej wstyd. Za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że potrafi pokonać, chociaż swój własny ból, jednak ponownie przegrała.
– Zostaw mnie… – powiedziała z goryczą, zaciskając zęby.
– Jak sobie życzysz – odparł i posłusznie opuścił jej sypialnię.
Jak mogłoby mu zależeć na kimś tak żałosnym, jak ja?
~*~
                Przystojny mężczyzna w schludnym ubraniu wszedł do kuchni, by pozmywać naczynia. Oprócz niego, wszyscy pozostali służący jeszcze spali. Okazał im akt miłosierdzia, w końcu zasłużyli sobie ciężką pracą. Wiedział, że mimo tego, iż efekty ich starań pozostawiały wiele do życzenia i z reguły przysparzali mu jedynie więcej pracy, zawsze robili wszystko, co w swojej mocy, by uszczęśliwić jego panią. Tym razem, w szczególności na wypoczynek zasłużyła sobie pokojówka, która przejęła większość jego obowiązków względem panienki. Zdawał sobie sprawę, że dla kogoś tak zwyczajnego i niekompetentnego jak ona, musiało być to nie lada wyzwanie. Na dodatek, każdego dnia, równo co cztery godziny przychodziła do jego sypialni, martwiąc się i próbując mu pomóc. Doprowadzało go to do szału, ale dla człowieka, taki rodzaj zainteresowania byłby przyjemnością. Skoro młoda hrabianka wymagała od niego, by w oczach wszystkich był człowiekiem, tak też musiał zareagować na pomoc blondynki. Tego dnia postanowił ich nie budzić. Poczekać, aż sami wstaną i zlecić im jakieś lekkie prace – w ten sposób zamierzał okazać swoją wdzięczność.
                Kiedy skończył pracę w kuchni, zabrał się za uprzątanie pokoi. Miał przed sobą jeszcze sporo sprzątania, chociaż już w nocy nie próżnował. Liczył na to, że powrót do rutyny odwiedzie go od myśli plamiących jego demoniczny honor. Starał się wyrzucić z głowy, wciąż powracające, uczucie samotności, którego doświadczył. Przez te kilka dni, posłusznie leżał w swoim łóżku, po raz pierwszy spędzając na nim więcej niż kilka minut. Z nadzieją oczekiwał wizyty czerwonowłosej. Za każdym razem, gdy do jego uszu docierało pukanie, czekał, wstrzymując powietrze, by zobaczyć jej twarz, jednak t nigdy się nie wydarzyło, utwierdzając go w przekonaniu, jak bardzo zaczęła nim gardzić. Chociaż nigdy nie szczędziła mu złośliwości, nie były one tak mocne, bardzo rzadko była na niego wściekła z naprawdę poważnego powodu. Ponieważ on nie zawodził. Ponieważ wykonywał swoją pracę doskonale, słuchając jej każdego rozkazu. Ponieważ… Był idealny. Bez względu na to, jak dokładnie nie wyczyściłby pokoi, jak przepyszne nie byłoby śniadanie, jego perfekcja, którą uwielbiał się chełpić, przestała być prawdą. Ukrywanie błędów na nic by się zdało, skoro nastolatka potrafiła to dostrzec. Słabość i wahanie, które zagnieździło się głęboko w jego sercu. Nie powiedziała mu tego. Nie zrobiłaby tego… Prawda? Sam już nie wiedział, o czym mogła myśleć. Pragnął zaspokoić swoją ciekawość, usłyszeć brutalną prawdę. Może to pchnęłoby go wreszcie na właściwy tor jednak, jako lokaj, nie mógł pozwolić sobie na tak zuchwałe zaspokajanie własnych potrzeb.
                Późnym popołudniem, po obfitym obiedzie, który przygotował dla niej demon, hrabianka siedziała znudzona w swoim gabinecie, zajmując się nudną, papierkową robotą. Jej myśli krążyły jednak wokół czegoś innego. Dystans, który czuła między sobą i demonem. Dziwne, pogłębiające się uczucie, którego nigdy nie doświadczała, bo chociaż on zawsze stawiał między nimi barierę, wynikała ona jedynie z odgrywanej przez niego roli służącego. Tym razem, ściana ta blokowała ich emocjonalną więź. Obwiniała się z tego powodu, przekonana, że jej słabość tak bardzo go do siebie zraziła. Wzdrygnęła się nagle, słysząc pukanie do drzwi.
– Wejść.

Tomoko

9 komentarzy:

  1. Wooo... Świetne, przeczytałam połowę, skończę jutro albo w piątek :) Sorki, ale mózg mi paruje po powrocie do szkoły:) ale się jaram, bo dostałam od koleżanki przypinkę z Sebastianem! Pozdrawiam i do "usłyszenia" XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, nie, jednak skończyłam!! :) Wreszcie coś się zaczyna! ;)
      Chyba sama mam jeszcze jakiś pomysł na kolejny rozdział. Wzbogacę go o kilka fragmentów :)
      Ale cii... Trzeba czekać. Świetnie oddajesz ich emocje, po prostu... Świetnie!
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Matko *.* i jak tu cię nie kochać? Zdaję sobię sprawę, jak cholernie ciężko jest opisać te wszystkie wewnętrzne przeżycia, a szczególnie u naszego cudnego lokaja, by nadal zachował tą swoją nutkę demoniczności, tobie wyszło to po prostu idealnie. Czuje jeden wielki niedosyt :D Błędów jakoś szczególnie nie zauważyłam, dlatego nie będę ci tu nic truła xD Btw, ślicznie Ci wyszła ta Tomoko ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Nad Tomoko siedziałam trochę czasu, strasznie się bałam, że przy poprawianiu konturów zepsuję, a i tak mazak się kończył, więc linię są poszarpane :P
      A opisywanie emocji jest moją naprawdę najukochańszą częścią pisania. Cieszę się strasznie, że uważasz, że mi wyszła ta odrobina demona w demonie. Martwiłam się, że robię z niego zbyt wielką ciepłą kluchę xD

      Usuń
  3. Super! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Tomoko cudowna, widać że poświęciłaś wiele czasu żeby ją namalować. Ja zabieram się za kończenie mojej Meyrin xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    rozdział wspaniały, jak się okazuje jednak Lizz jest ważna dla niego jak się okazuje Sebastian wyczekiwał odwiedzin Lizz a teraz myśli że nim gardzi... a ona sama się obwiniała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, i jak się okazuje Lizz jest jednak ważna dla Sebastiana, jak się jeszcze okazuje to Sebastian wyczekiwał odwiedzin Elizabeth a teraz myśli, że nim gardzi... a ona sama się obwiniała...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Lizz jest jednak bardzo ważna dla Sebastiana, Sebastian zawsze wyczekiwał odwiedzin Elizabeth a teraz myśli, że ta nim gardzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.