środa, 14 stycznia 2015

XXXI

Wyświetlanie mi spadło, mówcie o co chodzi, bo się nad tym głowię, a nic specjalnego na myl mi nie przychodzi. Aż tak poziom spadł? :P

Mam nadzieję, że dzisiejsza część będzie się Wam podobała.

PS Rysunek Elizabeth w trakcie - właściwie chcę narysować kilka i zobaczyć, który będzie najlepiej pasował. Mam też projekt (ciekawie to brzmi w oblicz moich marnych umiejętności plastycznych Oo) rysunku postaci, która pojawi się w drugim tomie. 
Backstage także później. Gorączka i inne takie skutecznie demotywują do tworzenia czegokolwiek. A jak już mam coś zrobić, to niech będzie zrobione najlepiej, jak potrafię. Inaczej nie warto nawet zaczynać (to w końcu nie pracka na zalke na studiach :P)

====================

                Młoda szlachcianka siedziała wewnątrz powozu, z niezadowoleniem poprawiając co chwilę rękawy zimowego płaszcza, by dać lokajowi do zrozumienia, jak bardzo nie podobało jej się, że musi mieć go na sobie. Demon obserwował jej zachowanie z uśmiechem na ustach, po raz kolejny dostrzegając małą dziewczynkę, która tkwiła w jej wnętrzu.  Pomyślał, że ona już nigdy się nie zmieni.
– Co właściwie chce panienka robić w Londynie? – zapytał.
– Odwiedzimy nowy sklep, który otworzyliśmy, ten w zachodniej części miasta. Potem pojedziemy do pasażu handlowego. Jeanny, Thomas i Tai potrzebują nowych ubrań – wyjaśniła, ciesząc się, że udało jej się wymyślić pretekst, byle tylko gdzieś się ruszyć.  
– Rozumiem – odparł krótko.
                Inspekcja sklepu przebiegła bez najmniejszych problemów, nie zajęła wiele czasu. Idealnie udekorowane wnętrze zachęcało nowych klientów, którzy oczarowani uprzejmością obsługi zostawali w butiku niemałe pieniądze. W związku z tym, że wszystko działało zgodnie z założeniami, nie było sensu, by spędzili tam więcej czasu, niż było to konieczne. Hrabianka pochwaliła pracowników i opuściła lokal, zadowolona z jego sukcesu.
W galerii handlowej spędzili już znacznie więcej czasu. Wybranie nowych ubrań dla służby nie zajęło wprawdzie nawet godziny, jednak zbliżające się święta zdążyły zapoczątkować sezon zakupów, któremu nastolatka nie potrafiła się oprzeć. Z płomykami ekscytacji w oczach biegała od jego sklepu, do kolejnego, za każdym razem wynosząc ze środka, co najmniej jedno pudło lub torbę, które po chwili lądowały w, coraz bardziej zapełnionych, dłoniach kamerdynera. Zimowe promocje, okazjonalne stroje i dziesiątki nietypowych ozdób, których posiadanie sprawiało jej niesamowitą frajdę, nieodparcie kusiły ze sklepowych wystaw. Brunet widział, że wydawanie pieniędzy na zbędne bibeloty i świąteczne słodycze sprawiały jej niewiarygodną przyjemność, dlatego cierpliwie znosił niekomfortową sytuację wiernie dotrzymując jej kroku.
Wśród mnóstwa paczek znalazło się kilka prezentów gwiazdkowych dla służby, w tym także dla Sebastiana, co skrzętnie próbowała przed nim ukryć. Nie było to zbyt trudnym zadaniem, ponieważ widziała, jak bardzo nuży go zakupowy szał. W milczeniu nosił za nią toboły, beznamiętnie spoglądając w przestrzeń, zapewne błagając w duch, by wreszcie skończyła. Ani razu nawet nie zaszczycił spojrzeniem żadnego z pakunków.
W pewnym momencie dziewczyna zatrzymała się tak gwałtownie, że idący tuż za nią demon, nieomal na nią wpadł.
– Panienko? – zapytał, spoglądając na nią zza ogromnej piramidy pudeł, oklejonych różnokolorowym papierem.
Patrzyła jak zahipnotyzowana na stojącą na wystawie drewnianą łódkę, Arkę Noego.
– Poczekaj tu – rozkazała po chwili i wbiegła do środka sklepu.
Demon obserwował przez szybę, jak jego pani, energicznie gestykulując, tłumaczyła coś sprzedawcy. Ten, wysłuchawszy jej w skupieniu pełnym profesjonalizmu, podszedł do okna i zabrał drewnianą zabawkę sprzed okna. Chwilę później, Elizabeth wyskoczyła ze sklepu z wypiekami na twarzy, tuląc do siebie pudełko oklejone błękitnym papierem.
– To Arka Noego firmy Funtom. Podobno były tylko trzy takie. Tomoko o niej marzyła – wyjaśniła podekscytowana, widząc jego pytający wzrok.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
Gdyby tylko wiedziała…
– Wracamy – zarządziła i ruszyła w stronę wozu.
Gdy do niego doszli, Sebastian zapakował wszystkie zakupy i pomógł dziewczynie wejść do środka. Usiadła i dopiero spoglądając przez szybę zdała sobie z czegoś sprawę.
– Zrobiło się ciemno… – Zdawała się niebywale zaskoczona swoim odkryciem.
Przez cały zakupowy szał, zupełnie nie zwróciła uwagi na mijający czas. Światło wystaw sklepowych i ulicznych latarni sprawiało, że na ulicach było jasko jak za dnia. Dopiero, kiedy oddalili się głównej trasy otaczający miasto mrok stał się dla niej dostrzegalny.
– To prawda, powinniśmy wracać.
– Chciałabym pojechać w jeszcze jedno miejsce – wyjaśniła mu i podała woźnicy adres.

Piętnaście minut później byli na miejscu, przy wejściu do oświetlonego parku. Tego samego, do którego demon udał się wcześniej z japońską księżniczką.
– No chodź – zawołała go widząc, że stoi sztywno tuż koło drzwi karety, bez najmniejszego zamiaru ruszenia się z miejsca.
– Dokąd?
– No do parku. Przecież nie będę sama po nim spacerować – burknęła zirytowana.
Wydawało jej się, że zapewnienie swojej pani towarzystwa podczas wieczornego spaceru powinni być dla niego oczywiste i zupełnie naturalne. Widząc, jak ociągając się zmierza w jej stronę, przez chwilę zastanawiała się, jak wyglądało jego spotkanie z Tomoko.
Na pewno był dla niej miły i szarmancki. Tak samo, jak dla tych kobiet na balu. I tych w szpitalu… – Poczuła się zawiedziona, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, czemu.
Nie spodziewała się po nim żadnego szczególnego zachowania. Mimo tego, że z jednej strony zazdrościła przyjaciółce tej nieoficjalnej, prywatnej relacji, którą nawiązała z nim w ciągu kilku wspólnie spędzonych godzin, z drugiej, nie pragnęła żadnych romantycznych gestów, czy specjalnego traktowania. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego tak się czuła, ale nie mogła tego zaliczyć do doznań przyjemnych.
– Najmocniej przepraszam, ma panienka rację. Po prostu myślałem, że…
– To źle myślałeś  – przerwała mu zniecierpliwiona, czekając aż do niej dołączy. Zatrzymał się tuż obok, by po chwili znowu ruszyć równo z nią.
                To było jedno z jej ukochanych miejsce. Przywracało przyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Zawsze po zmroku, zawsze razem, wraz z przyjaciółką biegały krętymi uliczkami, ścigając się, która pierwsza dotrze do ich ulubionego, spowitego całkowitą ciemnością miejsca. Czasy, kiedy obie były radosne i beztroskie, kiedy nie miały pojęcia o problemach dorosłego życia. Zawsze przysparzały sobie kłopotów uciekaniem służbie, ale wspaniała zabawa pośród drzew była warta drobnych wyrzutów ze strony rodziców. Krocząc tymi samymi uliczkami, które od lat nie zmieniły się prawie w ogóle, poczuła, że wszystko jest w porządku. Niezadowolenie, które jej towarzyszyło, całkowicie opuściło młode serce, ustępując miejsca spontanicznej radości. Pod wpływem impulsu, chwyciła kamerdynera pod rękę i ciągnąc go za ramię, jak małe dziecko pospieszające rodziców, szybkim krokiem poprowadziła w ukochane miejsce.
Zupełnie pozbawiona światła ławka na uboczu, z której, patrząc pod odpowiednim kątem, można było dostrzec niesamowity widok. Blask lamp w magiczny sposób tworzył iluzję zielonych koron drzew próbujących pochłonąć światło, przy okazji porywając ze sobą obserwatora ich niecnego uczynku.
                Nie opierał się, pozwolił, by go tam doprowadziła. Jej nagły spontaniczny dotyk sprawił mu przyjemność, jednocześnie wzbudzając ekscytującą nutę zaskoczenia. Gest dziewczyny był inny niż zwykle, nieprzemyślany, porywczy i przepełniony pasją. Spojrzał we wskazanym przez nią kierunku. Miała rację. Widok był naprawdę piękny. Ciężko było uwierzyć, że był jedynie wytworem przypadkowego rozstawienia lamp. Chciało się rzec, że jakaś wyższa siła wspomogła projektanta, by sprezentować niesamowite zjawisko jedynie tym zasłużonym, najbardziej spostrzegawczym.  
– Podoba ci się? – zapytała zniecierpliwiona, wiercąc się na ławce.
– Jest naprawdę… Cudowny – Odparł z lekkim wahaniem.
Dziewczyna poparzyła w zachmurzone niebo dostrzegając kilka białych paprochów zlatujących z góry.
– Śnieg? – szepnęła niedowierzając.
Czuła, jak drobne płatki roztapiają się na jej policzkach. Krople wody spłynęły po jej twarzy imitując łzy.
– Pada śnieg! – Podskoczyła z radości.
Demon spojrzał na czerwonowłosą, obserwując jej dziecinny taniec radości. Długie włosy, rozwiewane przez wiatr, co chwila opadały na jej twarz. Nie zwracała na nie uwagi, wciąż kiwając się na boki z szerokim uśmiechem na ustach.
– W rzeczy samej – odezwał się po chwili, spokojnym tonem.
Młoda szlachcianka pląsała wokół ławki, gdy poczuła palący ból, który z siłą większa niż kiedykolwiek zaatakował jej kark. Zgięła się wpół jęcząc po cichu. Świat zawirował jej przed oczami. Czuła coraz gęściej spadające drobinki śniegu, które roztapiały się, nim dotarły do rozpalonej skóry. Miała wrażenie, jakby ktoś wziął metalowy pręt i z całej siły wciskał go w ciało, chcąc pozostawić wypalone znamię, mające znaczyć ją do końca życia.
– Sebastian! – zawołała.
Stał bez ruchu, obrócony tyłem do niej. Zdawało się, że nie docierają do niego żadne słowa. Z trudem podeszła i chwyciła jego rękaw. Odwrócił się energicznie i popatrzył na nią płonącymi czerwonym blaskiem oczyma, przepełnionymi złością.  
– Sebastian…? – powtórzyła niepewnie, cofając się parę kroków.
– Naprawdę jesteś nieznośnym bachorem, czyż nie? – powiedział niskim, przesączonym nienawiścią głosem, powoli idąc w kierunku wciąż cofającej się dziewczyny.
– O co ci chodzi? – Zapytała z trudem.
– Taka pyskata, rozwydrzona i niewychowana. Na dodatek tak niesamowicie słaba. Nic dziwnego, że chcieli zrobić z ciebie coś wartościowego – sączył, zdając się czerpać chorą satysfakcję z raniących słów. – Powinnaś była im na to pozwolić. Nie trzeba było zmuszać mnie, bym ich zabił. I tak nie należę do ciebie. Nigdy nie mógłbym być oddany komuś tak żałośnie słabemu, jak ty. – Każde jego kolejne słowo było jak ostry nóż, zręcznie wbijany w serce tak, by zadać jak największy ból, nim na zawsze pogrąży ją we śnie.
Jakby od dawna zbierał w sobie całą złość, by w pewnym momencie wyrzucić ją z siebie w całości, nie zważając na jej uczucia, chcąc zniszczyć doszczętnie jej psychikę. Jak prawdziwy demon, wniknął w głąb jej umysłu, wyciągając największe obawy i kompleksy, niszcząc ją.
– Dlaczego… Dlaczego tak mówisz? – wykrztusiła, dławiąc się łzami, które niekontrolowanie zaczęły sączyć się z jej oczy.
– Naprawdę jesteś aż tak głupia? – zapytał z niedowierzaniem.
Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, gdy nagle rzucił się na nią z całą swoją siłą. Cudem udało jej się odskoczyć. Upadła na ziemię, dotkliwie ocierając kolana. Natychmiast podniosła się i próbując ignorować paraliżujący ból, stanęła pewnie na nogach, wyciągając przed siebie ręce, tworząc blok. Wiedziała, że tak naprawdę jest w jego obliczu bezbronna, ale nie mogła poddać się bez walki, nie mogła nawet nie spróbować.
Ruszył. Serce nastolatki zamarło na moment. Trzymała gardę, czekając na uderzenie. Usłyszała świst. Mocne pchnięcie wytrąciło ją z równowagi. Przewróciła się na plecy, głową szczęśliwie uderzając w miękki trawnik. Popatrzyła w stronę demona. Naprzeciwko stał znajomy, czerwonowłosy mężczyzna, dzierżąc w dłoniach wirującą ostrzami kosę.
– Doprawdy, czy ty zawsze musisz się wtrącać? – warknął na niego Sebastian.
Shinigami uśmiechnął się, ukazując rząd trójkątnych zębów.
– Wybacz Sebuś, ale zważywszy na moją pracę nie mogę pozwolić ci zabić tego dziecka – wyjaśnił. – Przynajmniej na razie – dodał po chwili zastanowienia.
Tocząca się między nimi walka była tak dynamiczna, że dziewczyna ledwo nadążała wzrokiem za kolejnymi precyzyjnymi uderzeniami. Ból wyssał z niej wszystkie siły, nie mogła nawet podnieść się i uciec. Demon blokował broń boga śmierci srebrną zastawą stołową. Żaden z nich nie doznał poważnych ran. Zatrzymali się, dysząc ze zmęczenia i z poważnymi minami zmierzyli się wzrokiem. Nagle wyraz twarzy lokaja całkowicie się zmienił. Pozbawiony furii towarzyszącej mu podczas zaciekłego starcia, brunet wyprostował się i poprawił ubranie.
– Proszę mi wybaczyć, moje zadanie dobiegło końca – rzekł swoim zwyczajnym, kulturalnym tonem i po chwili zniknął w jednej z ciemnych alejek.
Czerwonowłosy mężczyzna podszedł do leżącej na ziemi hrabianki i popatrzył na z kpiną.
– Grell Sutcliff. Czy to nie ty próbowałeś mnie zabić ostatnim razem?
– Och. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, maleńka. To, że masz piękne włosy nie oznacza, że cały świat kręci się wokół ciebie – odparł, teatralnie podnosząc głos.
Chwycił ją pod ramię.
– Puszczaj mnie! – wrzasnęła, ostatkami sił próbując wyrwać się z jego uścisku.
– Naprawdę? Nie jesteś w stanie się ruszać, zamierzasz leżeć tu do rana? – Popatrzył w jej oczy.
Musiała przyznać, miał rację. Każdy, nawet najmniejszy ruch, potęgował nieznośny ból sprawiając, że jej ciało nie nadawało się do użytku.
– Dlaczego mi pomagasz?
– Ależ nie! Znowu wyciągasz błędne wnioski, mała. Nie pomagam tobie, pomagam sobie. Jesteś moim biletem na przedstawienie, które zakończy się krwawym deszczem miłości! – krzyknął, drżącym z podekscytowania głosem. – Zabieram cię do domu. W obecnym stanie do niczego mi się nie przydasz. – Po tych słowach zamilkł zupełnie.
Zaniósł ją do karety i zasiadając obok niej udał się w podróż do posiadłości Roseblack. 

7 komentarzy:

  1. Wo... Woo... Co?! Niemożliwe! Co się stało Sebastianowi? I Grell, który pomaga...
    Znalazłam kilka słów, w których brakowało liter na końcu :)
    Pozdrawiam i życzę zdrowia i weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że ich nie wypisałaś. Nie mogę ich znaleźć, chyba naprawdę ślepnę ><
      Dziękuję i również pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Huh? Co się dzieje xD Sebciu, co tobie ? :O grrr dawać tu kolejna notke bo oszaleje z niecierpliwości !

    OdpowiedzUsuń
  3. Sebastian, ale... Ale... Zachowałeś się jak niegodny miana kamerdynera rodziny Roseblack (i mojej) idiota. Ić do konta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniale, co jak to? co z Sebastianem czemu tak się zachował no i Grell... pomaga o co chodzi tutaj...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, co z Sebastianem? czemu tak się zachował? i jest Grell...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    cudowne, co jak to? co z Sebastianem? czemu tak się zachował?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.