środa, 28 stycznia 2015

XXXV

Właściwie do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy w ogóle wrzucę dzisiaj rozdział. Nie chciałam Was zaniedbywać, ale więcej jak jest - sesja, nauka, deficyt senny i egzamin z angielskiego + wciąż nie do końca wyleczona choroba robią swoje. 

Nie chcę kolejny raz się usprawiedliwiać za ewentualne błędy i nienajlepszy poziom (chociaż wydaje mi się, że ta notka jest odrobinę lepsza niż poprzednie - nie narzekacie, co prawda, więc nie wiem co poprawiać, ale staram się), ale niestety muszę. Mam na głowie opracowanie stu stron skryptu i wykucie go na pamięć do jutra, do 11.15. Życzcie mi powodzenia :)
Zapraszam do lektury.

=======================


W ciemności ujrzała wspomnienie sprzed kilku lat. Małą dziewczynkę wtulającą się w silne, męskie ramiona, szepczącą słowa, o których tak dawno zapomniała. Kilka łez spłynęło po jej policzkach. Opuszkami palców dotknęła wiszącego ametystu, wiszącego na cienkim łańcuszku. Kamień zaświecił mocnym, oślepiającym blaskiem.  Intensywny kolor odbijał się w oczach Sebastiana. Jego dłoń zadrżała. Wbił ostrze w brzuch dziewczyny. Krzyknęła z bólu, szeroko rozwierając powieki.

– To ty… – szepnęła po chwili, widząc znajomy płomyk w jego źrenicach.
                Z przerażeniem otworzył usta, widząc to, co właśnie uczynił. Przez moment, kompletnie oszołomiony, nie zdawał sobie sprawy z tego, co się działo. Dopiero jej ponowne, zamglone spojrzenie przywróciło mu jasność umysłu.
– Panienko… – jęknął, powoli wyciągając ostrze z jej ciała.
Odrzucił je za siebie i zaczął uciskać ranę. Chciał powiedzieć coś więcej – przeprosić, błagać o wybaczenie, jednak nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Po wszystkim, co się wydarzyło był pewien, że tym razem nie odzyska jej zaufania, jeżeli w ogóle uda jej się przeżyć. Rozdarł rękaw swojej koszuli, tworząc z niego prowizoryczny opatrunek.
– Proszę, pozwól mi cię stąd zabrać – szepnął błagalnie.
Nastolatka zaśmiała się cicho, kaszląc krwią. Dotknęła dłonią jego policzka.
– Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec – Wydusiła, oddychając z trudem.
Straciła tak wiele krwi, że obraz przed jej oczami rozmywał się, sprawiając, że nie umiała odróżnić jawy od omamów. Czuła się bezsilna, miała wrażenie, że wiruje, nie mogąc się zatrzymać.
 Czerwonowłosy mężczyzna ocknął się, podniósł z ziemi i dobył swojej broni. Spojrzał na Sebastiana, pochylonego nad Elizabeth i z głośnym krzykiem rzucił się w ich stronę. Widząc niewyraźną, czerwoną smugę, szlachcianka domyśliła się, co się dzieje. Resztkami sił uniosła dłoń w kierunku Shinigami.
– Przestań, już w porządku – uspokoiła Boga Śmierci, zanim ostrze jego kosy wbiło się w ciało kamerdynera.
– Pozwól mi cię stąd zabrać – powtórzył czarnowłosy drżącym głosem, wpatrując się przerażonym wzrokiem na obficie krwawiącą ranę swojej pani.
– Nie… Jeszcze nie – odparła stanowczo, wywołując na jego twarzy grymas rozpaczy. – Sebastianie, to jest rozkaz. Zabij Marleen i oddaj jej duszę Grellowi – jęknęła ostatkiem sił i powoli zamknęła ociężałe powieki.
– Yes, my lady. – Klęknął, pokornie spuszczając głowę.
Zdjął z dłoni zbrukane szkarałatną cieczą rękawiczki. Wstał i odwrócił się w stronę wiedźmy. Wszystkie świecie zgasły za sprawą nagłego podmuchu lodowatego wiatru, który zerwał się znikąd. W komnacie zapanowała całkowita ciemność. Jedynie rozżarzone oczy demona błyszczały złowieszczo, wpatrując się w zatrwożoną twarz ciemnowłosej dziewczyny. Czarne pióra wzbiła się w powietrze kołysząc się na wietrze w rytm tańca śmierci. Głuchy, spokojny dźwięk obcasów odmierzam ostatnie chwile życia bezczelnej wiedźmy, która odważyła się stanąć na drodze demona.
– Zatrzymaj się, rozkazuję ci! Zatrzymaj się i zabij tę gówniarę! – krzyczała rozpaczliwie, próbując uciekać, jednak jedyna droga prowadząca na zewnątrz zastawiona była przez śmiejącego się opętańczo, czerwonowłosego Boga Śmierci. Mrożący krew w żyłach krzyk cierpienia rozerwał ciemność. Świecie ponownie zapłonęły ogniem. Sebastian stał nad rozszarpanymi zwłokami dziewczyny wiodąc rozżarzonym spojrzeniem po plugawych zwłokach aroganckiej istoty, opętanej chorą miłości. Od stóp do głów, kamerdyner zbrukany był krwią swojej ofiary.  
– Zgodnie z życzeniem mojej pani, jej zepsutą duszę pozostawiam tobie, Grellu Sutcliff – powiedział spokojnym, poważnym tonem, delikatnie skinąwszy głową.
Rękawem koszuli starł z twarzy krwawe ślady i podszedłszy do szlachcianki, ostrożnie wziął ją na ręce.
– Czy teraz pozwolisz mi zabrać się do domu? – zapytał z delikatnym uśmiechem.
Czerwonowłosa z trudem uchwyciła jego głos, niknący wśród majaków wycieczenia i powoli rozwarła powieki. Jej oczom ukazały się dwie bezdenne studnie smutku i bólu, od których lokaj próbował odwrócić uwagę uprzejmym uśmiechem. Nawet w tym stanie doskonale potrafiła przejrzeć jego maskę, zobaczyć, co tak naprawdę kryło się w jego sercu.
– Zabierz mnie do domu, Sebastianie – odpowiedziała łamiącym się głosem, po czym z lekkim westchnieniem ulgi przestała walczyć ze zmęczeniem i straciła przytomność.
Mężczyzna odwrócił się w stronę Boga Śmierci i przez moment obserwował, jak ten zabiera duszę zepsutej dziewczynie. Grell popatrzył na niego pytająco.
– Dziękuję za opiekę nad moją panią. Doceniam twoją pomoc – demon pokłonił się lekko.
– Ależ oczywiście, dla ciebie wszystko Sebuś, słonko! Dostanę w nagrodę buziaka? – zapytał rudy, pląsając radośnie w jego stronę.
Rozłożył ramiona i skoczył na mężczyznę, jednak ten usunął się z drogi pozwalając, by czerwonowłosy uderzył twarzą w twardą i zimną posadzkę.
–W takim razie… Będziemy już iść. Przepraszam – rzucił krótko i zniknął, nim Shinigami zdążył się podnieść.
                Biegł najszybciej, jak tylko był w stanie, jednak obawiał się, że może być zbyt wolny. Natychmiast musiał udzielić jej pomocy, liczył się każdy moment. Czuł, jak życie powoli ulatuje z wątłego ciała jego pani. Wiedział, że to jego wina. Nie mógł pozwolić, by odeszła w ten sposób. Przysięgał jej zemstę, przysięgał, że obroni ją przed wszystkim. To za wcześnie, jeszcze nie pora. Jeszcze nie możesz odejść. Przycisnął ją do swojej piersi, widząc jak blednie w oczach. Był już niedaleko.
– Wytrzymaj, Elizabeth…
                Zdyszany wpadł do zakładu pogrzebowego, wyważając drzwi.
– Undertaker! – krzyknął, rozglądając się po pełnym trumien, ponurym pomieszczeniu.
– Pan kamerdyner. Co cię do mnie sprowadza w takim pośpiechu? Hehehe – powiedział długowłosy mężczyzna, ubrany w czarną szatę.
Drzwi do jednej z trumien otworzyły się. Wyszedł z jej wnętrza i podciągając przydługie rękawy, ze zdziwieniem przyjrzał się gościom pokrytym czerwienią.
– Co się stało? Nie wyglądasz najlepiej. Tyle krwi… tak wiele krwi, hehehehe – mówił przeciągle, zbliżając się do lokaja.
– Pomóż jej – zażądał demon, delikatnie kładąc swoją panią na jednej z drewnianych skrzyń.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że moje usługi nie są darmowe? – zapytał szarowłosy, badawczo spoglądając na  rany hrabianki. – Bardzo rozległe obrażenia, to będzie sporo kosztować – Splótł palce.
Podniósł wzrok na Sebastiana. Nie uznający sprzeciwu wyraz twarzy czarnowłosego mówił wszystko.
– Racja. W tym wypadku chyba zrobię wyjątek – zaśmiał się niepewnie grabarz.
Odwrócił się i zniknął za kamiennymi drzwiami, ledwo dostrzegalnymi w półmroku, jaki panował w zakładzie. Po chwili wrócił z torbą pełną narzędzi chirurgicznych i leków.
– Zamknij drzwi i usiądź sobie wygodnie, to trochę potrwa – polecił lokajowi, niedbale machając dłonią.
~*~
– Zrobiłem, co mogłem. – Undertaker zamknął skórzaną apteczkę i podszedł do kamerdynera, wręczając mu pudełko tabletek. – Podawaj je dwa razy dziennie po jednej.
– Dziękuję – odparł, spoglądając na niewielkie opakowanie.
Schował je do kieszeni spodni i podszedł do nieprzytomnej hrabianki. Delikatnie wziął ją na ręce i wyszedł, kierując się w stronę posiadłości.
                Niezauważenie wśliznął się do wnętrza budynku, czując w duchu odrobinę ulgi. Zaniósł dziewczynę do sypialni i zdjął z niej brudne ubrania. Ostrożnie zmył brud i zaschniętą krew z bezwładnego, bladego ciała  nastolatki. Ubrał ją w koszulę nocną i ostrożnie ułożył w łóżka. Usiadł na jego skraju i przyglądając się z kruchej ludzkiej istocie z ogromną, tak nie pasująca do niego, troską, obserwował jak oddycha. Płytkie, nabierane z trudem oddechy, zdawały się sprawiać jej ból. Nienawidził się coraz bardziej z każdą kolejną chwilą, gdy powietrze ze świstem wpadało do jej płuc, wprawiając wszystkie kończy w spazmatyczne drżenie. Ukrył twarz w dłoniach, czując że nie ma prawa na nią patrzeć. Po tym, co zrobił, nie był godny, by móc znajdować się tak blisko niej.
– Jak mogłem pozwolić, by do tego doszło? – pytał się w duchu. – Jak mogłem zranić kogoś, kogo kocham…
Czarne jak smoła, demoniczne pióra wypełniły sypialnie. Opadały na pościel wokół nieprzytomnej dziewczyny. Sebastian miał wrażenie, że narastająca złość i nienawiść za chwilę rozsadzi go od środka. Zemsta to coś, znanego jedynie ludziom. Żaden demon nigdy nie poczuł jej słodkiego, kojącego smaku. Dlaczego rozszarpał wiedźmę w tak okrutny sposób? Czy wydawało mu się, że ulży swojemu cierpieniu? Żałosne, takie ludzkie. Nie zasługiwał na ukojenie. Ból, który czuła jego pani powinien być jego bólem, rozrywającym ciało, dławiącym oddech, pozostawiającym nieuleczalne blizny na ciele. Spojrzał przez palce na fioletowy kamień na jej szyi. Emanował ciepłym, przyjemnym blaskiem. Jak mógł być tak głupi? Jak mógł myśleć, że to wystarczy, by ją uchronić? Powinien był domyślić się wcześniej. Ból karku Elizabeth, dziwne zachowanie, jego nagłe, niezrozumiałe uczucia… Było tyle przesłanek, więc jak mógł tego nie dostrzec? Zawiódł – ponownie. W najgorszy z możliwych sposobów. Naraził swoją panią na niebezpieczeństwo. Gdyby jej dusza nie była tak silna, nie przywróciłaby mu zmysłów. Esencja kontraktu zamknięta w niepozornym naszyjniku –powinien być ponad to. Powinien być w stanie powstrzymać zaklęcie. Skąd miało w sobie tyle siły? Od kogo się o nim dowiedziała? Czy jego pani jest już bezpieczna? Być może to był tylko początek. Kolejne pytania bez odpowiedzi rodziły się w jego głowię, wprawiając w coraz większe zagubienie. Wiedział, że jej dusza prędzej, czy później zacznie przyciągać różne wygłodniałe plugastwa, jednak był pewien, że z łatwością da im radę. Ta wiedźma – nie zrobiłaby tego sama. Ktokolwiek jej pomagał, był w posiadaniu niewyobrażalnej siły. Mocy, która dalece wykraczała poza ludzkie możliwości.
                Setki myśli, pytania bez odpowiedzi, uczucia; otulały go ramionami ciemności tak samo, jak demoniczny cień spowijający pokój, otulał ciało jego pani. Obrzydliwa, piekielna forma, którą przed nią ukrywał, stopniowo zaczęła się ukazywać. Nie był tego świadomy. Koncentrując się na ogarniających doznaniach, nawet nie zwrócił uwagi na stopniowe zmiany, które zachodziły w jego ciele. Słaby głos dziewczyny wyrwał go z otępienia, zmuszając, by na nią spojrzał.
– Sebastian, wszystko w porządku? – zapytała, przyglądając się jego szponom, ledwie dostrzelanym wśród wirujących piór.
Natychmiast przywrócił je do ludzkiej postaci, ze wstydem pochylając głowę.
– Nie musisz być zły. Wszystko się dobrze skończyło… – kontynuowała szeptem.
Wyciągnęła rękę, dotykając opuszkami palców jego dłoni.
– Panienko… – zaczął, jednak nie dała mu dokończyć.
– Twoje pióra są naprawdę piękne. Jeśli tego chcesz, nie musisz ukrywać swojego prawdziwego wyglądu. – Uśmiechnęła się, próbując ukryć grymas bólu, towarzyszący każdemu oddechowi.
– Dla ciebie zawsze jestem kamerdynerem. Ta obrzydliwa forma jest zbyt przerażająca, zbyt niegodna. To byłaby zniewaga z mojej strony – tłumaczył, wciąż nie podnosząc głowy.
– Nieprawda. Nie jest obrzydliwa i nie boję się. Bez względu na to jak wyglądasz, nie boję się ciebie. Jesteś moją rodziną – szeptała coraz ciszej.
Zaskoczony wbił w nią wzrok. Nie rozumiał, jak może nazywać rodziną kogoś, kto prawie ją zabił.
– Nie jestem godny tych słów.
– Nie bądź dla siebie taki surowy, Sebastianie. Wybaczam ci. – Po raz kolejny na jej ustach zagościł niewyraźny, szczery uśmiech.
– Nie powinnaś. Jedyne, na co zasłużyłem, to śmierć… Złamałem zasady naszego kontraktu. Zwracam ci twoją duszę. Kamień na twojej piersi… – Przeniósł wzrok na ametyst. – W nim znajduje się esencja naszego kontraktu. Możesz go zniszczyć, wtedy on na zawsze straci swoją moc. Jesteś wolna, Elizabeth – skończył.
W jego głosie wyczuła ogromny ból.
– Zostawiasz mnie? – zapytała niepewnie.
– Nie zostawiam, uwalniam cię. Zwracam ci twoją przyszłość. Zapomnij o mnie, o wszystkim – mówił cierpko.
Wstał i z ogromnym trudem zaczął iść w stronę drzwi. Jej dusza była wszystkim, czego pragnął przez ostatnie cztery lata. Tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty trzeci rok – gdy zobaczył ją pierwszy raz, nie spodziewał się, że tak to wszystko się zakończy. Nigdy by nie przypuszczał, że kiedykolwiek złamie zasady i zmuszony będzie zwrócić duszę, jednak on nigdy nie kłamał. Honor nakazywał, by o niej zapomniał, odchodząc nienasycony.  Duch dziewczyny, do której żywił ludzkie uczucie. Powinien zapomnieć możliwie najszybciej, nim ta słabość do reszty stępi jego demoniczne zmysły. Postępował zgodnie z kontraktem, dlaczego więc tak trudno było mu postąpić właściwie? Dlaczego każdy krok był wyczerpujący niczym długoletnia tułaczka. Czuł, że jeśli zaraz nie wyjdzie, nie da rady tego zrobić nigdy.
To dla twojego bezpieczeństwa. Zrozum, proszę – pomyślał, przygryzając dolną wargę.
– Nie zostawiaj mnie… – jęknęła.
Nawet stojąc plecami do niej, wiedział, że po jej spuchniętych policzkach płynął łzy. Ona, która nie płakała prawie nigdy. Przez niego, jej oczy coraz częściej stawały się mokre. Przez niego łamała złożoną sobie obietnicę.
– To dla twojego bezpieczeństwa… ­– powiedział cicho, nie wiedząc, czy próbuje przekonać siebie, czy ją.
Chwycił dłonią klamkę i powoli wcisnął ją w dół. Zachwiał się, nogi odmówiły mu posłuszeństwa, nie pozwalając z miejsca.
– Sebastian… Zostań ze mną, to jest rozkaz! – krzyknęła z całą siłą, jaka w niej pozostała.
 Poczuł ukłucie w sercu. Odwrócił się i spojrzał na jej zapłakaną twarz.
Jeśli odejdę, co się z nią stanie? – zapytał sam siebie, czując jak całe jego ciało drży uzewnętrzniając wewnętrzne zmagania rozsądku z pragnieniami.
Podszedł do niej i uklęknął przed łóżkiem. Nogi same niosło go w stronę dziewczyny, nie był w stanie przeciwstawiać się wewnętrznej sile, która nim kierowała – poddał się jej.  
– Yes, my lady. – Z niezwykłą przyjemnością wypowiedział słowa, które ukoiły jej serce.
Zmęczony organizm nie wytrzymał napięcia. Jedyne, co do tej pory pozwalało jej zachować przytomność, to strach, że naprawdę odejdzie. Gdy jednak po raz kolejny udowodnił, że od tamtego dnia nic się nie zmieniło i pozostanie jej wierny do samego końca, straciła przytomność, zapadając w głęboki sen.
                Demon podniósł się i podszedł do drzwi. Przez chwilę przez jego głowę przebiegła myśl, by mimo wszystko odejść, wybrać prostszą drogę. Gdy odwrócił się, by spojrzeć na nią po raz ostatni, zrozumiał, ż pewnie nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Nie ze względu na kontrakt, nawet nie ze względu na jej bezpieczeństwo. Zwyczajnie nie wyobrażał sobie życia z dala od tej kruchej istoty, która nieświadomie wywróciła tysiące lat jego życia do góry nogami.
Wyszedł z pokoju i po cichu zamknął za sobą drzwi. Szedł w stronę kuchni, by rozpocząć przygotowania do kolejnego dnia. Kiedy tam doszedł, zastał trójkę służących, siedzących przy stole z grobowymi minami.
– Czemu tu siedzicie, nie macie żadnej pracy? – zapytał groźnie, stając tuż nad nimi.
Pokojówka spojrzała na niego smutno i spuściła wzrok. Pozostała dwójka nawet nie drgnęła.
– Zapytałem, czemu tutaj siedzicie – powtórzył się.
Szczupły brunet westchnął głęboko i po chwili wahania zwrócił się do niego.
– Martwimy się o panienkę Elizabeth – jęknął przybity.
– Nie musicie się martwić. Panienka jest cała i zdrowa – zakomunikował, uśmiechając się do nich pogodnie.
Cała trójka rozpromieniła się nieznacznie, jednak wciąż coś ich dręczyło. Pytający wzrok kamerdynera wymusił na pokojówce wyznanie.
- Od jakiegoś czasu wydaje nam się, że nie jest sobą. Boimy się, że może być chora, albo gorzej… – mruknęła blondynka. 

9 komentarzy:

  1. O rany boskie... To było takie piekne.. *O* I ten Sebuś.... Ah.. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ''Straciła, tak wiele krwi, że obraz przed jej oczami rozmywał się, sprawiając, że nie umiała odróżnić jawy od omamów'' Jedyna rzecz, która od razu rzuciła mi się w oczy to drugie ' że' . Przez co czytając, mój mózg musiał przystopować i ogarnąć to zdanie jeszcze raz xD Poza tym, więcej błędów nie zauważyłam. Ogólnie notka wyszła ci świetnie <3 Co prawda brakowało mi małego dialogu z tą wiedzmą. No bo w końcu tak nagle Sebuś się ocknął i od razu ją zamordował, a przecież była wzmianka o ich miłości itp, Na dodatek, skoro była na tyle cwana by opętać demona to nawet nie zareagowała, gdy ten rzucił się na nią ? xD liczyłam, że będzie błagać o życie na klęczkach, śliniąc się przy tym xD *nadzieja* Mówiłam, że jej nie lubie xDD Reszta cudna <3 Matko, już się bałam, że odejdzie od Elizabeth, udusiłabym go wtedy chyba xD

    Czekam niecierpliwie na ostatnią częśc tego tomu i życzę powodzenia w nauce i ogólnie w całej sesji<3 Plus, wez się kobieto wybierz w końcu do tego lekarza xD !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo ona była w takim szoku, że złamali jej zaklęcie, że tylko wydzierać się dała rade. Poza tym, Sebastian jako lokaj, jeżeli tylko może, to nie powinien zbyt brutalnie rozkrwawiać ludzi na oczach swojej pani. No xD A wiedźmy nie lubiłam, więc im szybciej przepadła tym lepiej hahaha. Dzięki za to podwójne "że". Poprawię jutro, jeśli starczy mi mózgu xD
      A co do tej miłości... To może niewystarczająco jasno to podkreśliłam, chyba będę musiała dodać jakiś Sebastianowy wyraz obrzydzenia, bo ta miłość to tylko w głowie tej dziewczyny się urodziła. On przecież powiedział Grellowi, żeby zabrał te jej ZEPSUTĄ duszę. Ale chyba serio za słabo podkreślam niektóre rzeczy xD

      A do lekarza nie pójdę, bo zasadniczo jest ze mną dużo lepiej! Nie miałam dziś gorączki! *szczery się triumfalnie*

      Usuń
  3. Miałam napisać wczoraj, ale bateria w telefonie mi padła... To było takie cudne, ale znowu jak dla mnie trochę za krótkie (mówi tak, a sama nie robi lepiej). Też myślałam, że zatłukę Sebastiana jeśli ją zostawi. Wczoraj gdzieś widziałam, że jak było jakieś zdanie o tym wisiorku, tak zaraz na początku, to dwa razy padło tam "wisiało". :)
    Dobra, idę pisać rozdział, mam już prawie sześć stron A5 w zeszycie ;D (ureshii desu)

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawie wycisnęłaś ze mnie łzy. Gratulacje, bo rzadko się to zdarza przy czytaniu.
    Ja cem takiego swojego prywatnego demona, może być nawet Christopher, aczkolwiek wolałabym Sebastiana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeee, cieszę się! ♡
      Emocje soł macz :D.
      Kto by nie chciał Sebusia? Ehhh...

      Usuń
  5. Hejeczka,
    super, naprawdę Sebastian odzyskał kontrolę nad sobą, cieszę się że tak to się potoczyło... no i Grell z tym buziakiem bosko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniale, cudownie, naprawdę Sebastian odzyskał kontrolę nad sobą, bardzo cieszę się że wszystko tak to się potoczyło... no i Grell i ten buziak...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, Sebastian odzyskał kontrolę nad sobą, cieszę się że tak to się potoczyło... i Grell i ten buziak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.