środa, 29 kwietnia 2015

Tom 2, XXIII

Kolejny rozdział jest, licencjatu dalej nie ma. No bo tego, no bo nie można pisać, jak się nie ma weny.
Zresztą część z Was wie, o czym mówię.
Nie będę przeciągać: endżojcie kolejną część.
Śpiąca jestem. :P 

==================

                Hrabianka przebudziła się. Za oknem wciąż było ciemno. Sypialnię demona rozjaśniała stojąca na biurku naftowa lampa. Mężczyzna siedział przy stole skupiony na lekturze. Miał na sobie jedynie koszulę, śnieżnobiałą i wyprasowaną, jakby dopiero wyciągnął ją z szafy. Opierał głowę na ręce i z zainteresowaniem wodził wzrokiem po kartach leżącego przed nim kodeksu. Elizabeth przyglądała się w ciszy, nie chcąc stracić z oczu tego niezwykłego widoku. Tak wyglądał, kiedy nikt go nie obserwował. Odprężony, poświęcał wolny czas na studiowanie ludzkiego gatunku. Przypominał jej młodego, rządnego wiedzy studenta, niedoświadczonego, pragnącego wiedzy absolutnej. Widziała, że czytanie sprawia demonowi niesamowitą przyjemność. Jego czystość i świeżość, ulotny widok, którego niedane jej było doświadczać na co dzień. Całkowicie rozluźniony, nie martwił się, nie czuwał. Był zupełnie wolny od wszelkich ograniczeń. Wolny od obowiązków, od ciągłej gry pozorów. Nie ciążyła mu konieczność bycia dla niej wzorem, ani wychowawcą. Nie musiał uważać na każdy gest. Przed jej oczyma ukazywał się Prawdziwy Sebastian. Czysta postać świecąca jasnym blaskiem budzącym w dziewczynie nieopisane uczucie ukojenia. Uśmiechnęła się dokładnie zapamiętując każdy szczegół niezwykłego widoku.

                – Sebastian, która godzina? – zapytała niewyraźnie.

Czar prysł, w jednej chwili. Prędkość i łatwość, z jaką przychodziło mu zakładanie maski smuciły ją. Żałowała, że nie mógł częściej być sobą. Jak bardzo musiało mu to ciążyć? Ciągłe ograniczenia, ukrywanie prawdziwej natury.

                – Wpół do piątej, panienko. Śpij, proszę – odparł, posyłając jej uprzejmy uśmiech.

Ten sam, zwyczajny, którym była już znudzona. Zrozumiała to, widząc zupełnie nowy wyraz na jego twarzy. Błogą radość, płynącą nie z morderczego zaspokajania demonicznych pragnień, a z rozwijania swoich pasji.

                – Nie musisz tego robić. Przepraszam – powiedziała smutno.

                – Co takiego? – zdziwił się.

Nie rozumiał, o czym mówiła. Nie zorientował się, że widziałam jego prawdziwą twarz.

                – To, jak czytałeś książkę. Nie musisz przede mną udawać. Chcę widzieć, jaki jesteś naprawdę – wyjaśniła, siadając na łóżku.

Nie powstrzymała wyczuwalnej w głosie nuty urazy, chociaż nie chciała tak brzmieć. Była zazdrosna. O powietrze, które jako jedyne mogło obserwować jego naturalne zachowanie.

                – Nie rozumiem, o co ci chodzi. Niczego nie udaję, panienko. Proszę się położyć. Musisz wypocząć – zabrzmiał ojcowskim tonem.

Zaparła się.

                – Nie chcę spać. Nie pójdę. Dopóki nie zobaczę jak jesteś sobą, tym prawdziwym sprzed chwili, nigdy więcej nie zasnę! – krzyknęła obrażona, krzyżując ręce na piersi.

Demon zaśmiał się tajemniczo. Wstał od stołu i usiadł na materacu, tuż obok nastolatki. Popatrzył w jej oczy, pozwalając, by jego tęczówki zabłysły piekielnym ogniem.

                – Nie o to mi chodziło – burknęła, krzywiąc się na widok pióra, które opadło na pościel pomiędzy nimi.

Chwyciła je, pogładziła opuszkami palców i położyła tuż koło jego nagiej dłoni, na której się podpierał. Zacisnęła zęby i przesunęła rękę, by dotknąć jego palców. Poczuła ciepło ciała kamerdynera. Nawet nie drgnął, jakby spodziewał się, że to zrobi.

                – Czemu tak bardzo tego chcesz? – zapytał, wzbudzającym niepokój, aksamitnym głosem.
Bacznie przyglądał się każdemu milimetrowi jej twarzy, dostrzegając najdrobniejsze mikroekspresje. Chłonął każdą informację wyczytywaną z delikatnych drgnięć cieniutkich mięśni szlachcianki. Zaintrygowany, nie zdający sobie sprawy, że właśnie tego chciała. Znów dostrzegała tę czystą, prostą ciekawość pozbawioną maski.

                – Bo wtedy wyglądasz na szczęśliwego – odpowiedziała, zbijając go z tropu.

                – Czemu szczęście kogoś takiego jak ja miałoby mieć dla ciebie znaczenie? – ciągnął fascynującą grę.

                – Mówiłam ci już nie raz. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Chcę, żebyś był szczęśliwy – wyjaśniła z niezwykłą, ściskającą za chłodne, demoniczne serce łatwością.

                – Szczęśliwy?

                – Tak. Chcę, żebyś mógł robić to, czego pragniesz. I chcę widzieć ten wyraz na twojej twarzy. Ten prawdziwym, kiedy nikt na ciebie nie patrzy.

                – Czego pragnę? Nie bądź śmieszna, dobrze wiesz, czego chcę. Z całego tego plugawego świata pragnę jedynie ciebie. – Jego łagodny, nęcący głos, wprawił jej ciało w lekkie drżenie.

Pragnął jej. Jej duszy. Czegóż innego mógłby od niej chcieć? Dlaczego musiał to mówić w taki sposób? Dlaczego tak bardzo lubił wprawiać ją w zakłopotanie?

                – Ja już należę do ciebie – odpowiedziała nieprzytomnie, zabierając rękę z jego dłoni. – Kiedy tylko ich zabiję, dostaniesz to. Obiecałam i dotrzymam słowa. Nie musisz ciągle o tym mówić.

                – Do mnie należy jedynie twoja dusza… – odparł z lekkim zrezygnowaniem, po czym uśmiechnął się do niej tak, jak jeszcze nigdy się nie uśmiechał.

                – Nie rozumiem – mruknęła, całkowicie wytrącona z toku myślowego.

                – Proszę, połóż się. Musisz wypocząć – rzekł tonem dającym do zrozumienia, że zakończył dyskusję.

Pomógł jej się położyć i przykryć kołdrą, po czym wrócił do biurka ignorując kolejne słowa.

                – Sebastian, wytłumacz mi! Mówię do ciebie! – jęczała oburzona. – Za dużo sobie pozwalasz, nie masz prawa mnie tak traktować! – warknęła obrażona i odwróciła się tyłem do niego, przykrywając się po sam czubek głowy.

                – W takim razie ukarzesz mnie jutro. Dobranoc – zaśmiał się pod nosem.

                – Idiota. – Usłyszał niewyraźne burknięcie spod pierzyny.

Nie wymagało komentarza, dobrze wiedział, że w ciągu najbliższych minut dziewczyna zaśnie.

                – Nie rozumiem – szepnął rozbawiony, przedrzeźniając ją.

Pokręcił głową i ponownie zagłębił się w lekturze, swobodnie podpierając twarz na dłoni.   

~*~

                Nieprzyjemny stukot wybudził dziewczynę z błogiego snu. Niezadowolona, leniwie otworzyła oczy i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia. Dopiero po chwili, kiedy wśród sterty leżących na podłodze książek dostrzegła swojego lokaja, zorientowała się, gdzie jest. Przetarła twarz dłonią i odchrząknęła. 

Mężczyzna odwrócił głowę w jej stronę, był wyraźnie zmieszany.

                – Zmieniasz wystrój? – Uśmiechnęła się złośliwie.

Chwyciła kraniec kołdry i usiadła, podciągając kolana pod brodę. Dokładnie okryła się pierzyną, nie odwracając wzroku od nerwowo szamotającego się po niewielkiej klitce, demonicznego nauczyciela.

                – Szukałem czegoś – odparł niechętnie.

Zaciekawiona przeszła na czworakach na skraj łóżka i rozejrzała się po pobojowisku. Sebastian przeczesywał po raz kolejny wszystkie szuflady, dokładnie zerkając w każdy ich róg, jakby miał nadzieję, że jakimś cudem wcześniej nie zauważył zguby.

                – Czego szukasz? – zapytała, po chwili napawania się przyjemną satysfakcją – idealny kamerdyner coś zgubił!

                – Powiedziałem, że szukałem… – powiedział szorstko i zaczął wkładać przedmioty z powrotem do szuflad.

                – Ale wygląda, jakbyś wcale nie przestał, wiesz?

                – Martwi cię to, panienko? – zapytał tonem, który wzbudził w niej lekki niepokój.

Prychnęła ostentacyjnie i usiadła ze skrzyżowanymi nogami, chwytając dłońmi kostki.

                – Napawam się twoim błędem po prostu – burknęła.

Źrenice czarnowłosego drgnęły ze zdziwienia.

                – W wyniku mojego błędu będzie się panienka musiała zadowolić tutejszą, tanią herbatą – wyjaśnił, burząc resztki jej triumfalnego nastroju.

                – Zgubiłeś herbatę? – jęknęła po krótkiej chwili, swoistej minuty ciszy na cześć kubków smakowych.

                – Na to wgląda.

Elizabeth przygryzła dolną wargę, próbując powstrzymać śmiech. Demon zdawał się bardziej zdziwiony niż zawstydzony zaistniałą sytuacją. Jakby nie przeszło mu przez myśl, że ktoś mógł ją zwyczajnie ukraść.

                – Sebastian, zdajesz sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmi? – wydukała, tłumiąc śmiech. – Bez względu na jakość, mógłbyś już jakąś zaparzyć. Która godzina?

                Miała rację. Co mógł zrobić? Przecież nie poświęci całego dnia na szukanie zagubionych, suchych liści. Chociaż strata wysokojakościowego suszu godziła w jego dumę, posłusznie przygotował swojej pani herbatopodobny, ścierkowaty w smaku napój. Nie miał złudzeń, to była ta sama, żałośnie ignorancka marka, którą raczyło się pospólstwo.

                – Zajęcia zaczynają się za półtorej godziny. Panienko, jutro wszystko się rozstrzygnie, zregeneruj siły – poprosił, czesząc jej włosy.

W dłoni trzymała kubek z grubego, białego szkła, wypełniony ciemnym napojem. Dawno nie piła tak obrzydliwej herbaty.

                – Znowu próbujesz mnie zmusić do jedzenia? – zapytała, irytując się.

                – Ależ do niczego cię nie zmuszam. Uważam tylko, że powinnaś być jutro w pełni sił, na wszelki wypadek, gdybyś musiała się bronić – odparł.

Niechętnie przyznała mu rację. Nie wiedziała tylko, czym miałaby zapełnić żołądek. Zawsze była wybredna, a posiłki serwowane w stołówce były zwyczajnie paskudne. Nie liczyła na wykwintne dania, którymi raczył ją demon, ale nie pogardziłaby chociaż lekką sałatką, czymś pozbawionym tłuszczu i mnóstwa chemii.

                – Włoska sałatka, przygotowana z warzyw z panienki szklarni – zaprezentował danie, które magicznie pojawiło się w jego rękach.

Jakby czytał jej w myślach. Popatrzyła podejrzliwie na półmisek wypełniony apetyczną mieszanką świeżych pomidorów, sałaty i białego sera.

                – Wydawało mi się, że lata temu zabroniłam ci to robić – burknęła karcąco.

Czarnowłosy zaśmiał się bezczelnie, delikatnie pochylając głowę.

                – Najmocniej przepraszam – rzekł, widząc jej przeszywające spojrzenie. – Sałatkę przygotowałem sam, tak jak mi rozkazałaś – wyjaśnił, podsuwając hrabiance naczynie.

                – Dlatego znikąd pojawiła się w twoich rękach? Naprawdę myślisz, że ci uwierzę?

                – Nie ufasz mi? – zapytał, udając smutnego.

Przewróciła oczami okazując  wyraźnie, co myśli na ten temat. A właściwie, co miał myśleć, że o tym sądzi. Z niewiadomego powodu jego pytanie wzbudziło w niej melancholijne uczucie.

Pokornie chwyciła półmisek i skupiła się na jedzeniu. W całkowitym milczeniu, podczas gdy Sebastian sprawdzał zadania z łaciny, próbowała dojść źródła nieoczekiwanej emocji. Bezskutecznie. Nie miała powodu, by się tak czuć. Czemu miałaby mu nie ufać? I jeśli nie jemu, czy na całym świecie był ktoś jeszcze, komu mogła bezgranicznie wierzyć?

                Zjadła śniadanie i wciąż tkwiąc w jego łóżku czytała tytuły wypisane na grzbietach książek niechlujnie ustawionych na regale naprzeciwko łóżka.

                – Panienko, powinnaś wracać do swojej sypialni. – Demon podniósł wzrok znad kartki, spoglądając na Elizabeth przez szkła delikatnych okularów.

                – Ufam ci… – powiedziała cicho, odwracając głowę w jego stronę.

Na jej twarzy rządziła powaga bez jakiegokolwiek cienia beztroskiej dziecinności.

                – Panienko, czy wszystko w porządku? – Lokaj wstał, zupełnie porzucając dziecięce klasówki i zbliżył się do niej.

Klęknął przed łóżkiem i dokładnie przyjrzał się dziewczęcej twarzy. Ściągnął rękawiczkę i przyłożył nagą dłoń do jej czoła. Nie miała gorączki, nie była bledsza niż zwykle. Uspokoił się. Przymknął oczy i łagodnie się uśmiechnął.

                – To dla mnie zaszczyt – rzekł dźwięcznym, słodkim głosem kładąc rękę na sercu.

Elizabeth uporczywie świdrowała wzrokiem jego czarne paznokcie. Nie widziała ich zbyt często, z wiadomych powodów było lepiej, by nie narażał się na zbędne pytania. Nawet w posiadłości niewiele było momentów, gdy nie miał ich na sobie. W jakiś sposób stanowiły nierozerwalną całość z jego wykreowaną powierzchownością.

                Bez słowa przysunęła się do niego i nieśmiało wyciągnęła rękę, muskając opuszkami palców kostki jego dłoni. Zupełny brak reakcji demona zdenerwował ją, ale wzbudził również ciekawość. Co zrobi, gdy go chwyci? Jak się zachowa, jeśli wtuli się w niego i powie, że jej go brakuje? Zapewne ją wyśmieje. Nie chciała dać mu tej satysfakcji, już i tak za dobrze się bawił. Powoli zaczęła cofać rękę, kiedy poczuła zdecydowany uścisk wokół nadgarstka. Powstrzymał ją. Była zaskoczona. Patrzyła na niego z lekko rozchylonymi ustami, zbyt oniemiała, by zadać jakiekolwiek pytanie.

                – Spadł ci podczas snu – wyjaśnił, wkładając w dłoń dziewczyny delikatny, srebrny łańcuszek z ametystem.

                – Dzie-dziękuję… – zająknęła się.

Wzbierała w niej złość. Znów bawił się jej uczuciami, wprowadzał zamęt, by nagle uciąć wszystko, zanim zdążyło się zacząć. Nie zamierzała pozostać dłużna. Chciała wprawić go w to samo poczucie zagubienia, pragnęła ujrzeć zaskoczenie na jego twarzy. Zacisnęła dłoń na kamieniu i energicznie wtuliła się w klatkę piersiową kamerdynera.

Łagodny, różany zapach drażnił jej nozdrza. Zrozumiała, że popełniła błąd. Zamiast wprawić go w zakłopotanie, pogrążała samą siebie w zażenowaniu, którego niechybnie doświadczy, gdy tylko się od niego odsunie. Nie miała już nic do stracenia.

                – Brakuje mi cię… – jęknęła cienkim, dziecięcym głosikiem, którzy przypomniał mu o początkach ich znajomości.

Był rad, że nie mogła widzieć teraz jego twarzy. Delikatnie zarumienionej, z błogim uśmiechem, tym samym, o który dziewczyna była zazdrosna parę godzi temu. Była jak maleńki, ledwo ciepły płomień świecy, niepozorny, ale zdolny wzniecić największy pożar. Rozpaliła ogień w jego strudzonym sercu. Objął nastolatkę, przyciągając do siebie jakby chciał na zawsze się z nią połączyć.

                Nie spodziewała się tego. Miał się zdziwić, odsunąć od niej, ewentualnie udawać zaskoczonego, by po chwili skomentować jej dziecinne zachowanie jedną ze stale powtarzanych reprymend. W sytuacji zagrożenia życia, jakiejś tragedii – może wtedy zrozumiałaby jego przyzwolenie. Jednak nie cierpiała, nie umierała, jej życie nie straciło sensu po raz kolejny. Czemu więc? Dlaczego odwzajemnił jej gest, wbijając broń prosto w swoje serce, kiedy wiedział, że nie miała szansy wygrać.

                – Proszę mi wybaczyć. Zaniedbałem swoje obowiązki – szepnął z żalem wprost do je ucha.
Usłyszała świst głęboko wciąganego powietrza. Kilka głębokich wdechów, jakby napawał się jej zapachem. Czuła się bezpiecznie i spokojnie. Potrzebowała jego bliskości. Tej, której brakowało jej od dawna, a o którą w strachu przed odrzuceniem bała się prosić. W milczeniu odsunęła się od niego delikatnie napierając dłońmi na jego tors. Nie powstrzymywał jej. Pozwolił wyswobodzić się z objęć nawet nie zawieszając na niej ciężkiego spojrzenia. Podniósł się i bez słowa wrócił do biurka, by dokończyć pracę. Hrabianka wstała z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi.

                – Pójdę już – rzuciła z największą lekkością, na jaką było ją stać, chwytając klamkę.

                – Dobrze, do zobaczenia na zajęciach, panienko – odpowiedział ciepło, nie odwracając wzroku od kolejnej, pełnej rażących błędów kartki z tłumaczeniem wiersza.

~*~

                – Byłaś u Michaelisa? – Elizabeth powitał oceniający głos, gdy dotknęła klamki do drzwi sypialni sierot, z którymi mieszkała.

Po jej plecach przeszedł dreszcz. Chłopak był wyraźnie niezadowolony. Niepewnie odwróciła się w jego stronę. Stał ze spuszczonymi ramionami niedbale drapiąc się po głowie. Jego oczy emanowały chłodem, były podkrążone i lekko spuchnięte, mimo to, płonąca w nich złość była niezwykle żywa.

                – Zgadza się – odparła urażona.

Kim był, żeby oceniać jej postępowanie? Mogła robić, co jej się podobało. Dlaczego właściwie się tym przejmował?

                – Całą noc? – drążył tym samym, mrożącym tonem.

                – Nawet jeśli, co cię to obchodzi? – denerwowała się.

Przestąpiła z nogi na nogę, drapiąc stopą swędzącą łydkę. Chłopach westchnął. Wraz z wydychanym powietrzem, srogi wyraz opuścił jego twarz ustępując miejsca opiekuńczemu wyrazowi zrozumienia.

                – Rozumiem cię… Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale jesteś nieuważna. Jak zamierzałaś się wytłumaczyć? – Przechylił głowę i skrzyżował ręce na piersi.

                – Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam – burknęła.

Pokręciła głową i wydęła usta, niezadowolona z ciągłego komentowania jej zachowania. Najpierw Sebastian każe jej wracać, potem Seth. Gdyby ich nie znała, pomyślałaby, że się zmówili. A przecież ona nie była głupia, może nie zachowała wystarczającej ostrożności, ale przecież nie wpadłaby w sytuację bez wyjścia. Wszyscy wokół niej przesadzali.

                – To, że cię kryję nie oznacza, że wszyscy nagle oślepli. Ciekawe, jak radziłaś sobie wcześniej – zaśmiał się złośliwie, niesamowicie przypominając fioletowowłosej kamerdynera. Nim otworzyła usta by odeprzeć jego atak, wyszedł z propozycją:

 – Chcesz zapalić?

Poklepał się po kieszeni, w której Lizz dostrzegła prostopadłościenny zarys tekturowej paczki. Przez chwilę się wahała, wyobrażając sobie reakcję lokaja, kiedy wyczuje od niej tytoniowy dym, ale przystała na propozycję śniadego kolegi. Było w paleniu coś, co pozwalało jej się rozluźnić w nieznany dotąd sposób. Z każdym zaciągnięciem czuła przepływający przez ciało bezwład, lekkie zawroty głowy. Żadne z nich nie było na tyle silne, by straciła równowagę, za to przez ułamki sekund, czuła się wolna od ciała. Dlaczego więc tego nie powtórzyć? Kiedy zamkną te sprawę nie będzie miała okazji zapalić, chęci pewnie też nie. Mimo całej przyjemności, towarzyszący jej zapach do najmilszych nie należał.

                Chłopak zaprowadził hrabiankę na koniec korytarza do jednego z wolnostojących pokoi. Wewnątrz, oprócz okna nie było niczego. Żadnych bibelotów ani mebli, jedynie wirujące w powietrzu drobinki kurzu błyszczące w promieniach słońca z trudem przedzierających się przez szpary w drewnianej rolecie. Złotooki odpalił papierosa i wręczył go koleżance, najwyraźniej uważając swój gest za objaw kultury.

                – Savoir vivre palenia papierosów – zaśmiała się wciągając powietrze przez filtr. 

7 komentarzy:

  1. Gyaaaah! *^^*
    Za słodkie... Cudne, słodkie xD Matko, aż mam wypieki na twarzy! :33 Ja chce więcej!! Jak ja w przyszłą środę przeżyję bez tego???
    Ale przy "zgubiłeś herbatę? Na to wygląda" prawie spadłam pod stół xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że zgubienie herbaty się Wam spodoba. :3

      Usuń
  2. *Zszokowana wciąga powietrze* Piekielnie dobry lokaj coś zgubił? No tego się nie spodziewałam. Jeszcze chwila i po powrocie do posiadłości, zamiast o 15.00 poda obiad o 15.05.
    "- Zgubiłeś herbatę?
    - Na to wygląda."
    Prawie pękłam ze śmiechu xD
    Lizzy i Seth cóż, mam wrażenie, że okażą się rozdzielonym w dzieciństwie rodzeństwem, ale i tak ich szipuję. Zastanawia mnie, co by Sebastian zrobił gdyby zostali parą.
    Rozdział jak zwykle świetny, tylko tak naprawdę to już od końca poprzedniego tomu mam wrażenie, że Sebastian staje się trochę nazbyt ludzki? Nie wiem jak to określić. Motyw z tym, że zakochał się w Elizabeth jakoś mi nie pasuje do obrazu tego demona z mangi/anime, któremu zależy tylko na duszy, ale to Twój blog, ja nie mam nic do gadania i mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, bo piszesz naprawdę coraz lepiej. Zobaczymy co dalej. Zazwyczaj nie komentuję, bo się boję, że się zbłaźnię, ale wiedz, że masz więcej niż trzech czytelników ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, odpowiedź mi się nie dodała xD
      Bardzo się ciesze, że wyszłaś z cienia, to wiele dla mnie znaczy, wiedzieć, że jest Was więcej. I nie martw się, nie uraziłaś mnie. szanuję każdą opinię czytelników, bez względu na to, czy jest pochlebna, czy też nie, każda coś wnosi i daje wiedzę, jak powinnam pisać dalej.
      Cieszę się niezmiernie, że podoba Ci się blog, a jeśli chodzi o relację SebaxLizz przewiduję parę plottwistów, dlatego nie martw się. Myślę, że jeszcze nie raz Cię zaskoczę, taką mam przynajmniej nadzieję :)

      Usuń
  3. Rozdział genialny. Tylko tyle mogę powiedzieć. Po prostu Aaa! Aż zapomniałam o całym świecie xD
    Podobała mi się strasznie ta scena, gdzie połączyłaś dzicinną i "dorosłą" Elisabeth. Ugh *^*
    Tylko tak dalej! :D

    Zapraszam wieczorem na kolejny rozdział, bo na razie nie ma tam zbyt wiele xDD
    http://kuroshitsuji4ever.blogspot.com/2015/04/xix.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już biegnę czytać, wczoraj byłam padnięta xD
      Jej, tak się cieszę, że podoba Wam się moja ulubiona scena, no nie mogę z tego ^^

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, o nie chłopaki zostali wytypowani, Sebciu musisz ich przypilnować, a właśnie jakoś nie mogła by im pomóc jak już zagadka będzie rozwiazana i winny złapany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.