środa, 3 czerwca 2015

Tom 2, XXXIII

Zaczyna się sesja zaraz. Więc mam mało czasu. Właściwie wcale nie mam go mało, ale takie mam wrażenie.
W każdym razie.
Jest rozdział, a weny na komentarz nie ma, bo się nie wyspałam :P

================

– Co w takim razie chciałabyś założyć? – zapytał zaciekawiony.

Chciała odpowiedzieć, że najchętniej zostałaby w tym w czym właśnie siedziała, ale wiedziała, że nie było na to szans. Nie miała gorączki, a skoro nie była chora, kamerdyner nie miał żadnego powodu, by jej pobłażać. Bądź co bądź, szlachciance wypadało się chociaż przebrać, nie wspominając o tym, że zawsze powinna wyglądać nienagannie – jednak to lokaj już w zupełności sobie odpuścił. Liczył na to, że nastolatka w końcu sama do tego dojrzeje.

                – Ten wielki, czarny sweter – odpowiedziała, wskazując palcem górną półkę szafy.

Sebastian skinął głową i wyciągnął ciepłe, wełniane okrycie. Nie był pewien skąd pochodziło, ani gdzie je znalazła, ale jedno było pewne – było ciepłe. Ucieszył się na myśl, że chociaż tym razem nie będzie musiał tak skrzętnie pilnować, by nie zmarzła.

                Pomógł jej się ubrać i wyszedł z pomieszczenia. Było sporo rzeczy, którymi musiał się zająć. Przygotowanie należytego posiłku, który wynagrodzi dziewczynie brak śniadania, ciągłe pilnowanie służby i trzymanie nowego pracownika z dala od Elizabeth. To ostatnie zdawało się być jego priorytetem. Nie chciał, by przebywali razem, na pewno nie sami. Widział, że cokolwiek działo się między nimi, miało niepokojący wpływ na jego młoda panią. Kompletna zmiana, która zaszła w chłopcu odkąd zabrali go ze sobą z przytułku, dodatkowo go niepokoiła, jednak nie mając żadnego konkretnego powodu nie chciał niepotrzebnie denerwować nastolatki. Wciąż miał na uwadze stres, którego doświadczyła niespełna dwie doby wcześniej. Widok, który ponownie otworzył wrota paraliżującego strachu mógł nieść ze sobą poważne konsekwencje.

~*~

Dziewczyna siedziała w miękkim fotelu niedaleko kominka, z zamyśleniem spoglądając przez okno na hulającą śnieżycę. Szum wiatru i ponura kolorystyka wprawiły ją w dziwny stan zamyślenia i odprężenia. Przymknęła oczy. Przez gęste rzęsy widziała jedynie jasne plamy, które z czasem zaczęły przybierać rozpoznawalne kształty. Widziała Sebastiana ubranego w śnieżnobiałą koszulę. Siedział na łóżku, pochylając się nad nią. W końcu przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Po chwili ich usta złączyły się w pocałunku. Obserwowała tę scenę nie wiedząc, czym tak naprawdę była. Miała wrażenie, że to jej wspomnienie, ale coś takiego nie było przecież możliwe. Gdyby do tego doszło, pamiętałaby. Poczuła zimny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.

                – Niemożliwe! – krzyknął głos w jej głowie, kiedy logika podpowiedziała, że jeśli nie było to wspomnienie, to musiało być pragnienie.

Myśl, która początkowo wywołała w niej zgrozę, z każdą chwilą zadamawiała się w odmętach świadomości. Przestawała wzbudzać zaskoczenie. Nastolatka przyznała przed samą sobą, że właściwie była całkiem przyjemna.

                – Panienko. – Głos kamerdynera wyrwał ją z zamyślenia.

Zawstydzona podskoczyła na krześle i momentalnie zalała się rumieńcem. Przetarła twarz, z nadzieją że wypieki na policzkach demon przypisze podrażnieniu skóry. Nie mogła przecież powiedzieć mu o czym myślała. Wykpiłby ją i wprawił w jeszcze większe zakłopotanie. Poza tym… Musiała zrobić wszystko, by nigdy się w niej nie zakochał. Opowiadanie takich rzeczy może nie rozbudziłoby w demonie nagłej żądzy, ale na pewno nie oddalałoby fioletowowłosej od potencjalnego zagrożenia. Dla dobra swojego, a przede wszystkim dla dobra Sebastiana, nic nigdy nie mogło między nimi zaistnieć.

                – Coś się stało? – zapytała, udając znudzenie.

                – Od godziny bez ruchu wpatrujesz się w przestrzeń, czy wszystko w porządku? – zapytał, delikatnie się nad nią pochylając.

Ciało dziewczyny zareagowało na jego bliskość nerwowym spięciem mięśni. Poczuła, że drży. Zakłopotanie i dziwne uczucie w okolicach brzucha, którego przyczyny nie potrafiła określić, wyprowadzało ją z równowagi. Dlaczego czuła się przy nim w ten sposób? Dlaczego podświadomość obdarowała ją taką wizją? Nie chciała się trząść i czerwienić, niczym zalotki na balach, które nieomal mdlejąc z zachwytu, teatralnie wpadały w jego ramiona. Uważała, że to straszliwie żenujące.
Obróciła się w fotelu, odsuwając od niego twarz.  Zerknęła na kominek i przez chwilę zastanawiała się, czy zadać pytanie, które raz na zawsze rozwiałoby jej wątpliwości.

                – Mam wrażenie, że o czymś zapomniałam – rzekła jedynie.

                – Zapomniałaś?

                – Tak. Jakby ktoś odebrał mi część wspomnień – kontynuowała.

Przypomniała sobie kilka podobnych sytuacji. Dziwne obrazy przed oczami, których nie pamiętała, chociaż wydawały się tak bliskie, jakby dopiero, co sama je przeżywała.

                – Obrazy przywołujące uczucia, jakby pokazywały moją przeszłość. A jednak… Nie pamiętam ich – dokończyła i spojrzała w szkarłatne tęczówki demona.

Po chwili skarciła się w myśli. Przez moment miała nadzieję, że lokaj będzie w stanie to wyjaśnić. Ale skąd istota, która z natury miała nigdy nie czuć, mogłaby zrozumieć chociaż w połowie, o czym mówiła?

                – To nie wszystko – bardziej stwierdził, niż zapytał.

Jego słowa wywołały w Lizz zdziwienie. Skąd wiedział, że jest coś jeszcze? Czy naprawdę tak łatwo było ją rozszyfrować?

                – Nie – przytaknęła. – Mam złe przeczucie. Nie ma konkretnego powodu, ale zwyczajnie czuję, że coś się wydarzy – szepnęła, poważniejąc.

Dzielenie się z kamerdynerem przemyśleniami i emocjami przychodziło jej tego dnia niezwykle łatwo. Mimo, że wciąż nie chciała, i nie mogła, opowiedzieć mu o ostatniej wizji, opisanie czegoś tak prostego jak irracjonalne poczucie lęku sprawiło, że poczuła się bezpieczna. Nawet, jeśli jej obawa była tylko głupim psikusem umysłu, to świadomość, że jej obrońca będzie miał się na baczności, gotowy, by w każdej chwili ruszyć na ratunek, dawała ukojenie i uciszała irytujące myśli.

                – Wiesz, właściwie chciałam mieć dzisiaj lekcje. – Ponownie zmieniła temat.

                – Jeśli chcesz…

                – Nie – przerwała mu.

Zamilkł posłusznie i bacznie przyglądając się konsternacji na twarzy hrabianki, oczekiwał na odpowiedź.

                Chciała spędzić z nim trochę czasu. Nie na nauce, treningach czy podczas śledztwa dla królowej. Chciała spędzić z nim czas tak, jak spędzają go przyjaciele. Bez zbędnych pretekstów, bez podtrzymywania konwencji pan-sługa. Nie wiedziała jednak, jak demon zareaguje na taką propozycję, dlatego w milczeniu myślała nad odpowiednim sformułowaniem, które nie pozwoli mu się wycofać. Z drugiej strony pragnęła, by zgodził się z własnej chęci, nie z przymusu.

                – Napiłabym się herbaty – rzuciła lakonicznie, opierając głowę na dłoni.

                – W takim razie za chwilę ją panience przyniosę – odparł życzliwie, po czym odwrócił się i ruszył w stronę kuchni.

                –   W towarzystwie – dodała cicho, słysząc otwierające się drzwi.

Kilka kolejnych sekund zdawało się dłużyć niczym wieczność. Przyspieszone bicie serca, nierówny oddech, spięcie mięśni i nagłe zażenowanie, które wywołało wypieki na jej twarzy. Bała się odpowiedzi. Uczucie bliskości i rozpaczliwej potrzeby obcowania z nim jak z równym sobie było tak silne, że jego odmowa mogła doszczętnie ją zdruzgotać. Ryzykowała – dobrze znała jego podejście, spoufalanie się ze służbą było czymś, co nie przystawało prawdziwej szlachciance. Jednak, czy połowa ich relacji nie łamała tej konwencji? Nie widział tego, czy próbował sobie wmawiać? A może liczył na to, że ona tego nie dostrzegała? Chociaż starali się trzymać sztywnych granic obowiązujących konwenansów, demon i jego właścicielka – oboje tylko odgrywali swoje rolę w szlacheckim społeczeństwie, a przecież nie mogli robić tego bez końca.

Poza tym, czy nie mówił, że zrobi wszystko?

                – Yes, my lady – rzekł donośnie, jakby chciał mieć pewność, że wyraźnie go usłyszy.
Jakby słyszał walące w jej piersi serce. Słysząc ton głosu mężczyzny dałaby sobie rękę uciąć, że uśmiechał się półgębkiem ze złośliwą satysfakcją.

Demona zniknął za drzwiami, a szlachcianka odetchnęła z ulgą. Obróciła się w fotelu i chwyciła dłońmi przydługie rękawy swetra. Ogarnęła ją radość dająca nagły przypływ energii. Miała ochotę tańczyć, ale powstrzymywała się wiedząc, jak idiotycznie by to wyglądało, gdyby ją zauważył. Zamiast tego, wstała i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia. Był to największy z salonów, powierzchnią dorównujący ogromnej jadalni. Mimo imponującej przestrzeni wydawał się niezwykle przytulny. Pamiętała, jak pewnego dnia poprosiła Sebastiana, by zadbał o wygląd tego wnętrza.

                – Sebastian – zaczęła, trzymając się blisko jego boku, onieśmielona rozglądając się po ogromnym pomieszczeniu, którego pustka napawała ją negatywnym uczuciem, którego nie umiała nazwać.

 Czuła jedynie spowijające serce zimno, kiedy wodziła oczami po błękitnych siedziskach nieopodal kominka. Pustych siedziskach, które zazwyczaj zajmowane były przez jej rodziców i ich przyjaciół. Ogromne pomieszczenie, które rzadko kiedy bywało ciche. Odkąd powróciła do domu w towarzystwie odzianego w czarny frak demona w ludzkiej skórze, była tutaj tylko dwa razy. Nie potrafiła poczuć się komfortowo w miejscu, które tak boleśnie przypominało o tym, co straciła. Sypialnię rodziców postanowiła zostawić nietkniętą, ale to miejsce… Ono nie mogło zostać całkowicie wyłączone z użytku.

                – Słucham, panienko? – odparł życzliwie, opuszczając głowę, by zerknąć w jej wielkie, błyszczące błękitem oczy.

Ich kolor do złudzenia przypominał obicia zdobionych foteli, jakby inspiracją ich barwy były tęczówki ukochanego dziecka właścicieli.

Dziewczynka zawahała się. Zacisnęła drobne pięści i napinając mięśnie wyrzuciła z siebie, zamykając oczy:

                – Przez to pomieszczenie jestem smutna. Zmień to! – Wzięła kilka głębokich oddechów i niepewnie otworzyła oczy.

Ujrzała uśmiechniętą twarz swojego obrońcy. Jego ciepłe spojrzenie uspokoiło ją. Chwyciła rękaw marynarki i wtuliła się w rękę demona. Stęknął rozbawiony.

                – Yes, my lady – odpowiedział uroczyście.

 – Masz jakieś specjalne życzenia, co do jego wyglądu? – zapytał po chwili, kiedy dziewczynka poczuła się pewnie i puściła jego dłoń.

– Chciałabym, żeby fotele ojca zostały, tylko… Były inne – próbowała wyjaśnić, o co jej chodzi.

Demon zaśmiał się cicho. Jej nieporadność go bawiła i rozczulała. Delikatne dziecko, które nie było nawet w stanie nazwać swoich uczuć i zdefiniować oczekiwań, zupełnie niepozorne. Kto przypuszczałby, że będzie w stanie usidlić demona i zainteresować go swoją duszą? Dziecko, które mimo tylu traumatycznych przeżyć, wciąż potrafiło odnaleźć w sobie pierwotną niewinność.

                – Jaki kolor lubisz najbardziej? – zapytał.

                – Czerwony i czarny i fioletowy i ten taki brązowy, taki jasny jak toffi – obrzuciła go listą barw.

                – Beżowy? – Czerwonowłosa dziewczynka przechyliła głowę, patrząc na demona z niezrozumieniem.

                – O, taki! – krzyknęła nagle, wskazując palcem strój kobiety na malowidle wiszącym na ścianie naprzeciwko nich.

                – Rozumiem – powiedział, uspokajając ją gestem dłoni. – Panienko, proszę iść do biblioteki. Przygotowałem dla ciebie lekturę na dzisiejszy dzień. Zawiadomię cię, kiedy skończę – dodał i otworzył przed dzieckiem ciężkie, drewniane drzwi.

                Szlachcianka przeszła kilka metrów i stanęła naprzeciwko kominka, przyglądają się refleksom, które ogień rzucał na gładki blat dębowego, niskiego stolika. W powietrzu unosił się przyjemny zapach cynamonu – uwielbiała, kiedy zastępował dorzucanie ziół do ognia, cynamonowym drewnem. Jego słodki zapach kojarzył się hrabiance ze spokojnymi, radosnymi chwilami, przepełnionymi miłością – ze świętami z dzieciństwa, a także – czego nie powiedziałaby demonowi – z momentami, gdy przychodziła do kuchni, by pomóc mu piec ciasto. Wiedziała, że tego nie lubił. Była mu wdzięczna, że cierpliwie wytrzymywał jej pytania i pozwalał sobie „pomagać”, co jedynie wydłużało proces przygotowywania deseru. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jaka była się szczęśliwa, mogąc wbić kilka jajek do miski, dorzucić mąki, brudząc przy tym wszystko wokół, czy wyjadać palcami resztki surowego ciasta z miski. „To nie wypada” – jego słowa przewijały się we wszystkich tych wspomnieniach, jednak jedyne, co ze sobą niosły, to rozbawienie. Zmarszczone czoło i poważne spojrzenie, na które dziewczyna reagowała głośnym śmiechem, nie raz rzucając mu w twarz trzymany pod ręką półprodukty ciasta.

                – Panienko. Skończyłem odnowę salonu – poinformował demon, wchodząc do biblioteki.
Dziewczynka odłożyła książkę na stół i pobiegła w jego stronę. Zaszedł jej drogę, powstrzymując przed dalszym biegiem.

                – Przeczytała panienka książkę?

                – Ach! – jęknęła niezadowolona. – Przeczytałam, ale nie podoba mi się, jest smutna i głupia. – Skrzywiła się. – Jeśli dwoje ludzi się kocha, to nie ma siły, która może ich powstrzymać. Nikt nie powinien tego robić! – krzyknęła, komentując poczynania bohaterów Romea i Julii.
Demon uśmiechnął się pobłażliwie i odsunął się, pozwalając dziewczynce przejść.

                Nie ma siły, która może ich powstrzymać… – Elizabeth zakręciło się w głowie.

Wspomnienie słów, które wypowiadała z niewinnym przekonaniem o ich prawdziwości, na chwilę ścisnął za serce, uniemożliwiając nabranie oddechu. Zastanawiała się, co tak bardzo zmieniło się od tamtej chwili. Czy to doświadczenie otworzyło jej oczy na otaczający świat, rozmywając złudne wyobrażenia? Czy może zwyczajnie straciła wiarę w potęgę szczerych intencji?

                – Łał! Jest taki… Idealny! – krzyczała podekscytowana, biegając po wnętrzu salonu, który ledwo rozpoznawała.

Chłodne odcienie błękitu zastąpiły ciepłe czerwienie i beże. Brudnoczerwone obiciami mebli z ciemnego drewna doskonale kontrastowały z jasnym brązem stołu. Ściany, dywany, malowidła i dekoracje – wszystko idealnie ze sobą współgrało, tworząc z pomieszczenia swoiste dzieło sztuki dekoratorskiej. Czerwonowłosa dziewczynka podbiegła do fotela, w którym zawsze siadał jej ojciec.

                – To ciągle ten sam fotel? – zapytała z niedowierzaniem.

                – Oczywiście. Tak jak prosiłaś, zostawiłem wszystkie meble – odpowiedział dumny z olśnienia, jakie wywołał w dziecku.

                – Trudno uwierzyć… Ale, masz rację – szepnęła, dotykając opuszkami palców skazy na drewnianej ramie oparcia.

                – Naprawdę trudno w to uwierzyć… – szepnęła fioletowowłosa nastolatka, gładząc dłonią tę samą skazę na drewnie.

Przyjemnie wspomnienia zdawały się otulać ją ciepłymi ramionami. Uśmiechała się pod nosem, chłonąc każdy, niemal magiczny bodziec, który do niej docierał.

~*~

                Demon zmierzał do kuchni, bijąc się z uporczywymi myślami. Większość z nich niosła ze sobą nadzieję. Wiedział, że to tylko kolejne życzenie, że nie ma ku temu żadnych przesłanek, tak samo jak za każdym razem, ale nie potrafił odebrać sobie wiary. Chciał, by pamiętała. Jej słowa dodatkowo utrudniały mu uspokojenie serca. 

                – Jakby ktoś odebrał ci przeszłość, Elizabeth? Czyżby to było możliwe? Czy kiedykolwiek sobie przypomnisz? Czy będziesz w stanie mi wybaczyć? – Zatrzymał się przed drzwiami dzielącymi go od kuchni, tempo wpatrując się w drewniane pręgi.

Jak mógł marzyć o tym, że wybaczy mu coś takiego? Że zrozumie, czemu to zrobił? Musiałby wyjawić jej całą prawdę. I tak wiedziała już zbyt wiele. Wiedziała, że może czuć. Wiedziała, że jeśli się o tym dowie, jej życie będzie w niebezpieczeństwie. Ale on odebrał jej coś dużo ważniejszego niż same wspomnienia. Wraz z nimi, pozbawił jej świadomości swoich uczuć. Tego nie będzie mogła mu wybaczyć. Jak by mogła? Bez względu na to, jak rozsądne były jego pobudki, wiedział, że dziewczyna nie będzie w stanie tego zaakceptować. Więc czemu wciąż pragnął, by pamiętała? Czy dalej zależało mu na spojrzeniu pełnym miłości, czy czekał na karę, która go czeka? Niegodny, by kiedykolwiek doświadczyć szczęścia, czuł się winny. Mimo cierpienia, które przynosił ze sobą każdy dzień, wciąż mógł być blisko niej, mógł się nią opiekować – nieustannie odczuwając szczęście, które dawało mu siłę, by zmagać się z bólem, który był mu tak obcym. Z bólem duszy.

                Wszedł do środka. Przy stole siedziała wyraźnie znudzona czwórka służących.

                – Skoro macie czas, żeby się nudzić, może zabralibyście się do pracy? – powiedział groźnie.

Pokojówka wzdrygnęła się, delikatnie chowając się za ramieniem Thomasa. Tay i Seth siedzieli bez ruchu, czekając na rozwój wydarzeń.

                – Zrobiliśmy, co kazałeś – odparł zadziornie kucharz.

                – Doprawdy? – W głosie Sebastiana nie trudno było dostrzec rosnącą irytację.

Nikt nie odważył się odpowiedzieć, jedynie śniady chłopiec zachichotał pod nosem, co spotkało się z karcącym spojrzeniem pozostałej trójki.

                – W takim razie… – kontynuował demon. – Thomas, zajmij się porządkami w spiżarni. Tay, podlej i odkurz rośliny, rozpal w kominkach. Jeanny… Razem z Sethem macie odkurzyć wszystkie sypialnie na piętrze. Umyjcie także okna. Kiedy skończycie, będę miał dla was kolejne zadania – rozkazał stanowczo i mijając ich, zabrał się za przygotowywanie herbaty.

Za plecami usłyszał niezadowolone jęki pracowników, którzy, niezwykle się ociągając, opuścili pomieszczenie.

                – O co ci tak naprawdę chodzi Elizabeth?  – zastanawiał się, wybierając zastawę. 

6 komentarzy:

  1. Aww, ten rozdział był taaaaki słodki <3 <3

    Kocham takie momenty, kiedy piszesz tylko o Lizz i Sebie. Tylko tak na wstęp:
    "Opowiadanie takich rzeczy może nie rozbudziłoby w demonie nagłej rządzy, "
    Czy "żądzy" nie pisze się w ten sposób? Bo w słowniku jest właśnie tak :3
    Oho, Lizz ma przeczucie czegoś złego, hm? Ciekawie, ciekawie :D
    :* buziaki, do jutra, bo myślę, że wtedy coś dodam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, jest żądzy, ale Word mi nie podkreśla tego i przeoczyłam xD Rób będę nieprzytomna (y) A potem słuchaj narzekań ludzi, jak to spali po 10 godzin i są niewyspani -_-

      Usuń
  2. Heh, strasznie przyjemnie mi się ten rozdział czytało :) Jestem lekko podirytowana postacię Setha, ale to wprowadza taki smaczek x3 (jeśli wiesz, o co mi chodzi)

    A mała Elisabeth jest dla mnie taka słodka >w< Każda retrospekcja z nią, to u mnie jedno wielkie "awww"

    Hmm, znowu zniknęłam. Wybaczysz mi? Dopiero dzisiaj wstałam z łózka, bo strasznie mnie rozłożyło .-. Biorę się za pisanie, bo mam zaległości! Jak jutro nie dodam rozdziału, to masz mi dać kopa w tyłek, ok? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Ci wybaczam <3 Ale się martwiłam trochę. Dobrze, że wracasz. Zdrowia! Oddam Ci swoje :P
      Cieszę się, że masz to "aww" prxy retrospekcjach, uwielbiam je strasznie i to super, że wychodzą talie flufiaste, jak zakładałam <3
      Mam nadzieję, że nie będę musiała Cię kopać, ale na wszelki wypadek rozgrzeję nogę xD
      Pozderki :*

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, te wspomnienia z przeszłości Lizz, jak jeszcze była małą dziewczynką ta radość, i jeszcze te rozmyślania Sebastiana...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.