środa, 10 czerwca 2015

Tom 2, XXXV

Ktoś kiedyś wspominał, że to fajnie, kiedy mówię, że podoba mi się własny rozdział. 
Tak jest i z tym, a właściwie z jego końcówką. 
Niby nic takiego, ale ten swoisty klimat, który mi jakimś cudem wyszedł (albo tylko mi się tak wydaje xD) wzbudza takie nietypowe uczucie. Będę musiała napisać jeszcze kilka takich scen. 
Tymczasem, zapraszam do czytania! :)

PS Zdałam już 4 przedmioty, nie zaliczyłam jednego, więc bilans dodatni. Na razie są duże szanse, że we wrześniu jednak będę mieć oficjalnie stopień licencjacki haha.

==================

Posłusznie podniosła filiżankę. Kiedy tylko dotknęła ciepłej krawędzi porcelanowego naczynia, wrażliwymi od pocałunków ustami, do środka pokoju wpadła zdyszana pokojówka.

                – Panie Sebastianie! – wrzasnęła.

Pochyliła się, i głośno dysząc, próbowała uspokoić oddech.

                – Co się stało, Jeanny? – zapytał sceptycznie niezwykle spokojnym głosem.

Wstał i podszedł do dziewczyny. Pochyliwszy się nad nią powtórzył pytanie. Blondynka popatrzyła na niego ze strachem i jąkając się, wydusiła:

                – Tak, jak pan kazał… Myliśmy szyby i… To strasznie! Przepraszam!
Sebastian przewrócił oczami.

                – Uspokój się i prowadź– rozkazał sucho.

Jeanny stanęła na baczność, po czym pokłoniła się przed szlachcianką i szybko wybiegła z salonu. Sebastian ruszył za nią, posyłając oniemiałej Elizabeth ukradkowe spojrzenie.

Dopiero po chwili, kiedy Lizz została sama w przestronnym pomieszczeniu, pachnącym cynamonem i pomarańczami, które od tej chwili kojarzyły jej się jedynie z pożądaniem, otrząsnęła się ze zdziwienia. Wciąż nie do końca wiedziała, co się wydarzyło. Tłumaczyła sobie, że kamerdyner usłyszał nadbiegającą pokojówkę – to było oczywiste, jednak cichy szept niepewności podpowiadał najgorsze scenariusze. Nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Chociaż nabrzmiałe usta wciąż delikatnie szczypały, kiedy wciągała powietrze – cała sytuacja wydawała się snem na jawie. On – zasadniczy kamerdyner, który zawsze stronił od bliskości, który bezustannie pouczał, by traktowała go jedynie jako służącego – pocałował ją. Nie, nie tylko pocałował. Wielokrotnie obdarował ją słodkimi pieszczotami i czerpał z tego przyjemność. Tak, jakby była to kolejna wizja, kolejne stracone wspomnienie, kolejne pragnienie, z tym że to wydarzyło się naprawdę. Nie wierząc skołatanemu umysłowi, opuszkami palców dotknęła ust. Wciąż były lekko spuchnięte, wciąż czuła na nich ślad jego warg – tak gładkich i delikatnych bardziej niż mogłaby się spodziewać. Każdy skrawek jego ciała, który odtwarzała w wyobraźni, zdawał się jeszcze bardziej idealny niż dotąd, perfekcyjny w każdym calu.

                – Co by się wydarzyło, gdyby Jeanny nie wbiegła do pokoju? – Uderzyła w nią nagła myśl, sprawiając, że serce dziewczyny znów zaczęło walić jak młot.

Przymknęła oczy, wyobrażając sobie, że pokojówka im nie przerwała. Wizualizowała, jak zdejmuje z niego marynarkę, rozpina guziki śnieżnobiałej koszuli, gładzi dłońmi jego nagą pierś. Westchnęła. Czuła piekące policzki. Trzymanym przy ustach palcem, lekko przejechała po kości policzkowej i szyi, zatrzymując go na obojczyku.

                – O czym ja myślę?! – krzyknęła i machnęła głową, odrzucając od siebie wyobrażenia, które po raz pierwszy pojawiały się w jej świadomości.

Czuła, że nie powinna o tym myśleć. Nie powinna myśleć o nim, nie w ten sposób. Nie może dopuścić, by to, co rodziło się między nimi, zaowocowało zakazanym uczuciem.

                – A jeśli on już… Nie! – Kolejny energiczny ruch głową sprawił, że obraz zawirował przed oczami.

Zemdliło ją na chwilę. Kiedy przezwyciężyła niechciany odruch organizmu, dopiła resztkę herbaty i posyłając tęskne spojrzenie filiżance stojącej obok, podniosła się i wyszła z salonu. Poszła do biblioteki, by zagłębiając się w lekturze, na chwilę odciągnąć myśli od demona.

~*~

                – Co to ma być? – Irytacja Sebastiana sięgała zenitu.

Pokojówka zaprowadziła go do jednej z sypialni. Na środku pomieszczenia siedział złotooki chłopak, od stół do głów umorusany sadzą. Dmuchał w niewielkie poparzenie na dłoni. Kamerdyner spojrzał na kominek. Pomarańczowa tapeta wokół niego była przypalona i brudna.

                – Myliśmy okna i nagle... Ogień buchnął z kominka i poparzył Setha! – wykrzyczała blondynka.

Mężczyzna popatrzył na nią z niedowierzaniem. Ignorując rannego chłopca, podszedł do ściany i dokładnie przyjrzał się przypaleniom. Początkowo myślał, że dwójka niekompetentnych służących znów próbowała sabotować jego pracę, kiedy jednak się przyjrzał, zrozumiał, że cokolwiek się tutaj wydarzyło, nie było naturalne. Stopień przypalenia ścian wskazywał na niezwykle wysoką temperaturę. Taką, której nie dało się osiągnąć zwyczajnie paląc drewno. Taką, która była mu doskonale znana. Ukrywając zdenerwowanie, podszedł do nastolatka i chwytając go za nadgarstek, przyjrzał się oparzeniu.

                – Ała! – jęknął Seth, próbując wyrwać dłoń z uścisku mężczyzny.

                – Poparzył cię ogień z kominka, tak? – zapytał podejrzliwie, patrząc na chłopaka z przymrużonymi oczami.

Ciemnoskóry skinął głową i szybko zabrał rękę, gdy tylko demon poluzował uchwyt. W oczach przełożonego Seth dostrzegł niedowierzanie.

                – Cholera! – przeklął w duchu.

                – Posprzątajcie to. I Jeanny… – Lokaj spojrzał groźnie w oczy pokojówki. – Uważajcie.

Wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych. Zupełnie zapomniał o tym, co wydarzyło się kilka minut wcześniej. Był słaby i zżerało go poczucie winy, ale nie mógł teraz skupiać się na czymś tak trywialnym. Martwił go ogień. Ktokolwiek zjawił się w tamtym pomieszczeniu – kpił z niego. Bał się, że spełnią się jego najgorsze obawy. Jeśli to był ten, o którym myślał – był w opałach. Od teraz musiał mieć się na baczności. Bronić dziewczyny tak, by nie zorientowała się, że dzieje się coś złego. To nie była jej sprawa, ona nie była częścią tej gry. A przynajmniej nie mógł pozwolić, by się nią stała. Obiecał sobie, że cokolwiek się wydarzy, nie ujawni swoich uczuć przed nieproszonym gościem. Jeśli dowiedziałby się, co czuje do dziewczyny, oboje byliby zgubieni. Miał pewne podejrzenia, lecz nie mógł nic zrobić, dopóki ich nie potwierdzi.

                Kiedy lokaj opuścił sypialnie, Jeanny podeszła do bruneta i chwytając go za rękę, zaciągnęła do łazienki, by opatrzyć poparzenie.

                – Nie trzeba, szybko się zagoi, jestem twardy – oponował lekko zawstydzony, ale blondynka nie dawała za wygraną.

Nie słuchała jego tłumaczeń. Odkaziła ranę i przewiązała ją bandażem. Zadowolona z siebie uśmiechnęła się do chłopaka, kończąc wiązać kokardkę na bandażu. Nastolatek popatrzył sceptycznie na węzeł i przeniósł spojrzenie na przejętą twarz współpracownicy.

                – Dziękuję – powiedział z uroczym uśmiechem.

Policzki dziewczyny poczerwieniała z zawstydzenia. Podrapała się po głowie i odwróciła tyłem do chłopaka.

                – Powinniśmy wracać do pracy. Pan Sebastian będzie zły! – krzyknęła.

                – Bez względu na to, co zrobię, Sebastian będzie zły – burknął brunet i podążył za nią.

                – Czemu tak mówisz? – zapytała, podając mu wiadro.

Podeszła do okna i wdrapując się na parapet, zabrała się za przecieranie szyby. Seth milczał przez chwilę, wpatrując się we własne odbicie w przybrudzonej wodzie.

                – Od początku jest do mnie negatywnie nastawiony – zaczął skruszony – jakby był zazdrosny, że mam dobry kontakt z Lizz.

                – Pana Sebastiana łączy z panienką bardzo głęboka więź – wyjaśniła Jeanny, stękając lekko.

Stanęła na palcach, by wyczyścić górną część szyby. Nagle straciła równowagę i zaczęła spadać. Chłopak odrzucił wiadro i chwycił pokojówkę, nim upadła. Zaskoczona, że nie uderzyła o podłogę, otworzyła oczy i zaczerwieniła się, widząc zmartwioną twarz złotookiego. Nastolatek uśmiechnął się do niej życzliwie.

                – Uważaj na siebie, nie chciałbym, żeby coś ci się stało – powiedział szarmancko, pomagając jej stanąć.

                – Tak – skinęła głową. – Wydaje mi się, że pan Sebastian i panienka Elizabeth się kochają – powróciła do poprzedniego tematu, by pozbyć się zakłopotania.

                – Kochają? – zdziwił się nastolatek.

                – Tak, jestem pewna, że tak jest. Ale żadne nie wie o uczuciach drugiego, dlatego oboje je ukrywają. – Blondynka znów spojrzała w oczy chłopaka.

Pełen nadziei i szczęścia wyraz jej twarzy nieprzeciętnie go dziwił. Co takiego radosnego było w ich miłości? Dlaczego ta chora sytuacja napawała ją takim optymizmem?

                – Mam nadzieję, że w końcu to zrozumieją – dodała, widząc zaskoczoną minę współpracownika.

                – Dlaczego?

                – Dlaczego co?

                – Dlaczego tak bardzo chcesz, by byli razem?

Jeanny zaśmiała się.

                – Kocham panienkę Elizabeth. Gdyby nie ona, źle bym skończyła. Po tym wszystkim, co przeżyła, nie potrafię się nie uśmiechać, widząc jak pan Sebastian o nią dba. Lizz zasłużyła na kogoś, kto będzie się nią opiekował. Pan Sebastian zrobi dla niej wszystko, jest taki oddany i dobry. I patrzy na nią w taki niezwykły sposób. Oboje tak na siebie patrzą… – rozmarzyła się.

Seth chrząknął znacząco, przywołując koleżankę na ziemię.

                – Piękna miłość – skwitowała i powróciła do mycia okien.

                – Jeśli masz rację, to nieco komplikuje sprawy, ale i tak sobie poradzę… – szepnął pod nosem brunet.

                – Słucham?

                – Nic, mówiłem, żebyś uważała. Może już się zamienimy? – Szybko zmienił temat.

~*~

                – Cholera! – zaklęła nastolatka, uderzając książką o blat okrągłego stolika z ciemnego drewna.

Stojący na nim kandelabr zachwiał się, niemal całkowicie tracąc równowagę. Kilka kropki roztopionego wosku spłynęło spod knota po powierzchni kremowych świec, zatrzymując się u ich podstawy.

Szlachcianka nie mogła się skupić. Przez ostatnie godziny wodziła wzrokiem po literach – nie dało się tego inaczej nazwać. Nie pamiętała ani jednego przeczytanego zdania. W każdym z nich jej niesforny umysł doszukiwał się skojarzenia z jednym – z Sebastianem. Już nawet przestała się obwiniać czując, że kolejna, wzbierająca z nagła fala poczucia winy podniesie nie tylko jej ciśnienie, ale także zawartość żołądka. Nie zastanawiała się nad tym, dlaczego to zrobili, co nimi kierowało. Zwyczajnie miała dość. Boleśnie oczywista odpowiedź wciąż wywoływała przyjemne ciepło w okolicach klatki piersiowej młodej hrabianki. Nie wiedziała tylko, czemu uderzyło w nią tak nagle, z ogromną siłą, której nawet nie chciała się przeciwstawiać. Ta wizja, czy może wspomnienie – ono było przyczyną. Odnosiła wrażenie, że Sebastian wiedział czym była, ale z jakiegoś powodu zatajał to przed nią. Dlaczego dała się ponieść pożądaniu zamiast zwyczajnie zaspokoić swoją ciekawość? Właściwie, czemu wciąż zmuszała się, by siedzieć w fotelu, który, będąc zazwyczaj jej ulubionym miejscem w posiadłości, zdawał się twardy i nieprzyjemny, a siedzenie w nim wzbudzało w poczucie bycia uwięzioną, stając w całkowitej opozycji do relaksującego odpoczynku, który zazwyczaj dawało?

Energicznie poderwała się z więżącego siedziska i pewnym siebie krokiem ruszyła w kierunku drzwi. Zawahała się, kiedy dotknąwszy dłonią klamki, poczuła jej chłód. Zimny dreszcz ostudził jej zapał.

                – Za chwilę i tak będzie obiad… – mruknęła zrezygnowana, zdając sobie sprawę, że i tak niczego by się nie dowiedziała.

Nie przy reszcie służby. Nie, kiedy stygło wytworne danie, w którego przygotowanie włożył całe serce, bo przecież tak jej powtarzał, ilekroć wzgardzała posiłkiem po kilku kęsach. Na myśl o obiedzie ponownie ją zemdliło. Jedyne, co miałaby ochotę w tej chwili zjeść, to czekoladowe ciasto z wiśniami. To samo, które przyrządził na jej urodziny. Zastanawiała się, czy i tym razem jej pragnienia pokryją się z jego czynami. Biorąc pod uwagę, że chodziło o Sebastiana, było to całkiem prawdopodobne. On zawsze wiedział, czego jej potrzeba.

Zirytowana podeszła do stolika, jednak nie zdecydowała się usiąść w fotelu. Chwyciła książkę i usiadła na podłodze, opierając się o ścianę. Dziwiła się, że tajemniczy, czarny jak smoła kodeks, nie pojawił się tym razem. Zdążyła już do tego przywyknąć, a nawet… Polubiła to. Mimo niepokojącej aury, jaką roztaczał wokół siebie tajemniczy tom, podobnie jak niezwykłe okoliczności, w jakich się pojawiał, był jedynym źródłem informacji o demonach. Jedynym – jak jej się zdawało – obiektywnym. Nie mogła mieć pewności, że Sebastian niczego przed nią nie ukrywa. Była wręcz pewna, że to robi, a ilość rzeczy, o których jej nie powiedział, znacznie przekraczała jej szczątkową wiedze na temat świata istot piekielnych.  Ile jeszcze niesamowitej wiedzy mogły odkryć magiczne karty?

Próbowała czytać, wciąż nie mogąc skupić się na tekście. Czekała na pojawienie się książki, a także na niechybnie zbliżający się posiłek. Kodeks jednak, w przeciwieństwie do obiadu, nie pojawił się.

~*~

                – Doprawdy, Jeanny. Uważaj na to, co robisz – zganił ją Sebastian, w ostatnich chwili łapiąc prawą ręką spadające naczynia.

Lewym ramieniem podtrzymał dziewczynę, ratując ją przed bolesnym upadkiem na kamienną posadzkę. Pokojówka zaczerwieniła się i kilkukrotnie go przeprosiła. Po raz drugi tego dnia przysparzała mu problemów. Nie dość, że przez kilka lat nie nauczyła się, by nie wyjmować całej zastawy na raz, to jeszcze bezczelnie wpadła do salonu, przerywając mu… Właściwie, co mu przerwała? Czy na pewno powinien być zły? W ogóle nie powinien dopuścić, by to się stało. Elizabeth wiedziała już i tak zbyt wiele. Poza tym, zabroniła mu czuć – chociaż i tak było na to za późno. Powinien podziękować pokojówce. Tam, gdzie zawiódł sam siebie, ona nieświadomie uratowała go przed zabrnięciem zbyt daleko. Teraz, gdy wiedział, że jest obserwowany. Kiedy podejrzewał, kto za tym stoi. Kiedy cała mętna układanka zaczęła powoli nabierać kształtu. Czarna księga – przecież widział to już nie raz. Swego czasu sam bawił się śmiertelnikami za jej pośrednictwem. Jako jeden z nielicznych, któremu prawowity właściciel kodeksu pozwalał z niej korzystać. Był jego prawą ręką. Przez setki lat dumnie krocząc u jego boku, wykorzystywał swoje zdolności i wyobraźnie, by zapewnić im obu rozrywkę. Przez tyle wieków… Dopóki nie zrozumiał jak pozbawiona celu była jego egzystencja. Kiedy otrząsnął się z trwającego stulecia transu, odszedł od niego, obierają własną ścieżkę. Mógł się spodziewać, że prędzej, czy później upomni się o swoje. W końcu on tego, któremu podlegał, nie można było tak po prostu odejść, nie licząc się z konsekwencjami. Jak mógł być tak beztroski, myśląc, że przez wzgląd na przeszłość zostawi go w spokoju? Chyba naprawdę się starzał. Zapomniał, że dla demona dwieście lat to zaledwie chwila w obliczu bezkresu egzystencji.

                – Seth, pomóż jej nakryć do stołu – polecił kamerdyner po chwili milczenia.

Nastolatek zareagował natychmiastowo, bez żadnych narzekań, czy krzywych min. Jego posłuszeństwo wzbudziło w demonie podejrzenia, ale postanowił na razie odłożyć tę sprawę. Musiał skupić się na czymś dużo istotniejszym. Po obiedzie zamierzał zlecić całej służbie porządkowanie piwnicy i spokojnie przeprowadzić swoje, wymagające braku dyskrecji, śledztwo.  

                – Sebastian, czy Lizz jest chora? – zagaił siedzący przy stole Thomas.

Wraz z Taiem kroili warzywa na surówkę, starając się nie wychylać, odkąd zobaczyli zdenerwowanie na twarzy lokaja, kiedy wpadł do kuchni kilka godzin wcześniej. Dobrze znali jego i dobrze znali siebie. Dla własnego bezpieczeństwa lepiej było milczeć i maksymalnie skupić się na zadaniu, by nie oberwać za błąd ze zdwojoną siłą.

                – Co masz na myśli? – zapytał Sebastian, nie odrywając wzroku od krojonego mięsa.

                – Za chwilę podasz obiad, nigdzie nie widzę ciasta. Wiem, że Lizz nie lubi jeść, ale od jakiegoś czasu… – przerwał, ze strachu zachłystnąwszy się powietrzem, widząc jak lokaj powoli odwraca się w jego stronę.

Popatrzył na kucharza, jakby miał go za mordować. Po chwili, wyraz jego twarzy zupełnie się zmienił. Uśmiechnął się do siedzących przy stole pracowników.

                – Masz rację. Dziś deser będzie później. Może dzięki temu panienka go zje – odparł spokojnie i powrócił do pracy.

Dwaj bruneci popatrzyli zaskoczeni najpierw na siebie, potem na plecy zwierzchnika, a następnie znów na siebie. Wzruszyli ramionami i powrócili do pracy, wciąż woląc nie ryzykować, że się czymś narażą.  

                Przygotowania dobiegły końca. Sebastian popatrzył z dumą na soczyste mięso otoczone gotowanymi warzywami, po czym przykrył je metalową pokrywą. Ruszył w stronę drzwi z zamiarem powiadomienia Elizabeth o posiłku, kiedy zatrzymał go dźwięk dzwonka, dobiegający z drugiego końca pomieszczenia. Demon odwrócił się. Jego oczom ukazała się wysoka postać krępej postury, ubrana w wysłużony prochowiec. Oczy mężczyzny zakrywał przetarty kapelusz. Gość chwycił jego rondo i lekko skinął głową.

                – Dzień dobry, panie Gerland – uprzejmie powitał go lokaj. – Proszę usiąść, zaparzę herbatę – zaoferował i nie czekając na odpowiedź przybysza, nastawił czajnik.

Mężczyzna wkroczył w głąb dobrze znanej sobie kuchni i zasiadł przy stole, ściągając nakrycie głowy. Jego szaro-granatowe, naelektryzowane włosy unosiły się lekko do góry. Zachichotał i przyklepał je.

                – Kopę lat, Sebastianie – zaśmiał się ochrypłym głosem.

                – W rzeczy samej – potwierdził kamerdyner. – Przynosi pan dobre wieści? – zapytał.

Frederick Gerland odchrząknął, posyłając służącemu serdeczny uśmiech.

                – Nie zmieniłeś się, Sebastianie. Jesteś rzeczowy jak zwykle.

                – Proszę mi wybaczyć – przeprosił.

W pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerwał dopiero świst czajnika. Lokaj zalał herbatę i podał filiżankę zmarzniętemu przybyszowi. Usiadł na krześle i założył nogę na nogę. Szarowłosy jęknął z ulgą, czując jak jego przemarznięte dłonie powoli ogrzewają się od powierzchni naczynia. Napił się i odstawił naczynie na stół.

                – Owszem. Sądzę, że tym razem trafiłem na coś wielkiego – powiedział z dumą, wyciągając z wewnętrznej kieszeni prochowca pognieciony list opatrzony pieczęcią.

Przesunął go po stolę w stronę towarzysza i dodał:

                – Od dawna miałem to pod samym nosem, a mimo to, nie mogłem dostrzec. Chyba się starzeję.

Sebastian wziął przesyłkę do ręki i zerkając na wytłoczony w wosku znak, schował kopertę w kieszeń marynarki.

                – W imieniu swoim i panienki Elizabeth serdecznie panu dziękuję – skinął głową. – Że też nie straszna panu pogoda. Dzisiejsza zamieć zerwała linie telefoniczne.

Frederick wzdrygnął się nerwowo. Upił łyk gorącego Ceylonu i popatrzył w przestrzeń tuż nad głową lokaja.

                – Nie jedno w życiu przeżyłem, nie straszny mi byle wiaterek – odparł melancholijnie.

                – Racja, proszę wybaczyć.

                – Tylko wybaczyć i wybaczyć! – Mężczyzna uderzył dłonią w blat, podnosząc głos.

Kamerdyner popatrzył na niego nico zdziwiony, ale nie odezwał się.

                – Znamy się nie od dziś. Ile to już będzie?

                – Pięć lat, panie Gerland…

                – Pięć lat, właśnie! – zawtórował mu. – Mów mi Fredercik – nakazał stanowczo, wyciągając dłoń w stronę rozmówcy.

Sebastian posłusznie uścisnął spracowaną, zaczerwienioną rękę gościa.

                – Fredericku.

13 komentarzy:

  1. Hah, końcówka może i rzeczywiście jakaś taka inna, szczególna. :)
    Niespotykane, że Sebastian mógłby tak co chwila przepraszać xD ( sorry, ale widzę to w takiej wersji, że on za każdym razem speszony się cofa i spuszcza głowę)...

    Co do reszty, wydaje się, że znów kroi się coś chyba rodem z końcówki pierwszego tomu (z tą kontrahentką Seby), jednak nie mam pewności. Mam pewną teorię co może się dziać, ale poczekamy i zobaczymy.

    Btw. Seth, tutaj, jakoś szczególnie mnie nie denerwował. Może nawet i w tym momencie zacznę go shipować z Jeanny! Ten moment, w którym ona spadała z okna i on ją złapał- to było takie "AWWW"
    Dobra, kończę, alę życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, ktoś shipuje ze sobą moje postaci <3 Nowy poziom fejmu. Jeeeee <3
      Co do Seby, to jest takie przepraszanie czysto kulturalne, wynikające z tego, że jako służący stoi w hierarchii społeczeństwa niżej niż ludzie, z którymi tak rozmawia. No i to dlatego. On się nie wycofuje, on ma łagodny wyraz twarzy, a duchu ironiczny uśmiech na japie za każdym razem, kiedy przeprasza te marne dusze. Właśnie oneshota o tym napiszę! Chyba. Nie wiem. Pomyślę.

      Jak się domyślasz zakończenia tego tomu i się sprawdzi,t o jesteś moim mistrzem xD
      Ja w tym momencie nie wiedziałam jeszcze, że to się skończy tak, jak się skończyło.

      Pozdro :D

      Usuń
  2. Dobra, wpierw napisałam dłuższy komentarz, ale go usunęłam, więc dam w skrócie.
    Rozdział fajny, shipuję SethxJeanny, moment w którym ją złapał był taki, niby nic takiego, po prostu nie chciał, żeby głowa współpracownicy się roztrzaskała na jego oczach (jeszcze go oskarżą, a przecież Sebastian chce to zrobić), ale z drugiej strony zgadzam się z Mei Michaelis. "Awww". Książka pojawiająca się znikąd mnie intryguje.
    Btw. kilka rozdziałów temu, kiedy Lizzy pisała przez nią z kimś przypomniała mi się Harry Potter xD
    Na koniec się pytałam czy myślałaś kiedyś o napisaniu własnej książki i życzyłam weny ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, nie. Tylko nie związek z Potterem nie lubię Pottera nie przeczytałam nigdy całego. Nie wiem, czemu CI się tak przypomniało, ale to jest zue xD
      Czy myślałam nad książką? To opowiadanie w ogóle powstało jaki trening przed jej pisaniem xD Ja dopiero się rozkręcam, wracam do dawnej świetności w pisaniu (znaczy się, ta świetność to hiperbolizacja, przeciętność pasuje znacznie bardziej xD). więc tk. Książką jak najbardziej jest w planach, Najpóźniej za 7 lat będzie stała na sklepowych półkach :3

      Usuń
    2. W Harrym Potterze, w drugiej części bodajże, było coś podobnego. Wyglądało to mniej więcej tak, że niczego nieświadomy Harry pisze na pustej kartce w dzienniku "Nazywam się Harry Potter", a nagle znikąd pojawił się tekst "Witaj, Harry. Nazywam się Tom Riddle". Pewnie stąd to skojarzenie xD
      Wiem, lubię Pottera, więc jestem zua. Ksiądz Natanek już o tym mówił xD
      O książkę się pytałam, bo według mnie pisanie Ci bardzo dobrze wychodzi i szkoda by było to zmarnować, ale tak to w porządku. Nie mogę się doczekać :3

      Usuń
  3. Głupia byłam, bo on pewnego czasu wiem o twoim opowiadaniu, a dopiero teraz zdecydowałam się po nie sięgnąć. KOCHAM CIĘ! To jest cudne po prst <3 Gdy zaczęłam czytać, tak mnie wciągnęło, że myślałam o skończeniu w jeden wieczór. Dobrze, że przeceniłam swoje siły i ilość czasu, bo dzięki temu miałam trzydniową przyjemność zamiast kilkugodzinnej:) (w sumie nie wiedziałam wtedy o istnieniu drugiego tomu, więc podczas lektury miłe zaskoczenie)
    Ale do rzeczy- to pierwszy blog, gdzie Seba nie jest odgrywającą go fanficową podróbą, a moim Sebciem;) Twoje postacie są takie żywe , że mam wrażenie, że znam je od lat. (nie ukrywam, zazdroszczę talentu)
    No i bezspornie LizzyxSeba ma być wszędzie, hihi. Co do Setha- lubilam go. I to specjalnie w czasie przeszłym. C o o n c h c e n a j l e p s z e g o z r o b i ć ?! Jak czytałam o jego planach i myślach Sebastiana, to myślałam, że mnie krew zaleje. Mały gnojek, najpierw mi Lizzy truje, a potem chce podrywać. Grrr. Ale coś z nim nie tak, czuję to- najpierw Lizzy lubi jego dotyk, potem te jego miny w Sylwestra, nad zwłokami. Wreszcie samo łapanie Jeanny. No drugi Sebastian...ciekawe, poczekamy- zobaczymy. Ale i tak mnie wzdryga, jak przypominam sb, jak podsluchiwal, prowokowal i obrażał Sebcia. No zabiję gnoja własnoręcznie, jeśli coś popsuje XDD Chociaż tak ciepło się robi, jak rozmawiał z Elizabeth...
    Co do tej supi-książki i tajemniczych wybuchów. Niech mnie, jeśli Sebcio i Lizzy powinni uważać, bo mam wrażenie, że piekło lubi ingerować w ich związek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, Twój komentarz całkowicie mnie rozwalił. Aż się popłakałam. <3 To takie miłe, dzizas, nawet sobie nie wyobrażasz. xDD
      Mam nadzieję, że dalszy ciąg Cię nie zawiedzie i że trzeci tom również przypadnie Ci do gustu :) (swoją drogą, kończy się sesja - pora wracać do pisania, bo zaraz zapomnę, co miałam opisywać xD)
      Jutro kolejna notka, więc będziesz miała co czytać. :)
      Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz <3

      Usuń
    2. Cieszę się, bo odkąd zobaczyłam u szczytu notki czerwcową datę, to też mi się płakać zachcialo ;-; Trza się ogarnąć i odzwyczaic od poswiacania każdej sekundy przy telefonie:) (może to dobrze, bo moje przyjaciółki doprowadzał do granic irytacji fakt, że chcą pogadać, a ja, jak ostatni nołlajf siedzę przerwą w przerwę i lampię się w wyświetlacz) Będę czakac na każdy ciąg dalszy. Weny życzę:P

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Twoje kupsko ma tak ogromną wartość merytoryczną, że aż oślepia. Srsly, konstriktywna krytyja naprawdę przekracza Twoje możliwości? To przykre. Jak coś Ci się nie podoba, to to uzasadnij. Wtedy możemy rozmawiać :3

      Usuń
  5. Ja wcale nie czytam całej Róży od nowa ... Wcale...

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, co knuje Seth? dziwne mam przeczucie, że to on był sprawcą tego pojawienia się dziwnego ognia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.