środa, 23 marca 2016

Tom IV, V

Dzisiejszy rozdział też jest dłuższy niż zazwyczaj. Dlaczego? Bo chciałam skończyć w tym miejscu. Gdybym urwała po pięciu, jakoś nielogicznie by to wyszło. Dlatego macie prawie siedem.
Chwaliłam się tym już chyba wszędzie, ale pochwalę się jeszcze raz, bo właściwie czemu miałabym tego nie robić? W pełni zasłużony, mały sukces. Do rzeczy:
Zbetowałam Błękitny Dym i udostępniłam go na fantastyce, gdzie oceniają ludzie, którzy rzeczywiście znają się na pisaniu. Zrobiłam coś podobnego już wcześniej, jakieś 2-3 miesiące po rozpoczęciu Róży, ale wtedy mój tekst został pociśnięty równo. Tym razem jednak dostałam pozytywne opinie. Nie jakieś wybitnie chwalebne, którymi mogłabym się chwalić w CV, ale dostać ocenę "dobre" od ludzi znających się na rzeczy, to jednak jest coś. Przynajmniej dla mnie. I na pewno po raptem półtora roku rozwijania się, podczas którego z "autorki kuroszowego opka" awansowałam na "autorkę opowiadania na motywach Kuroshitsuji". Niby drobna różnica, ale między opkiem i opowiadaniem jest przepaść. 
No, więc się pochwaliłam.
Możecie mi pogratulować, bo mnie nie doceniają w domu TT_TT xD.

Tymczasem:
Miłego :*

====================

                Michaelis miał w planach odwiedzenie Anasiego, jednak niespodziewane zbliżenie z Enepsignos zabrało mu zbyt wiele czasu. Niechętnie to przyznał, ale był zmuszony odłożyć wizytę u wiernego doradcy na później. Tak naprawdę pod tym względem nie gonił go czas. Miał świadomość, że szansa na znalezienie luki w umowie była niewielka, chciał jedynie uzgodnić kwestie związane z zarządzaniem królestwem po jego śmierci. W prawdzie Michał miał stać się nowym władcą, ale było kilka sposobów, by narzucić mu kilka praw, dzięki którym piekielna populacja – chociaż podporządkowana woli nieba – miała szansę przetrwać i żyć nadzieją, że w przyszłości odnajdzie się śmiałek, który wyrwie władzę z rąk znienawidzonych gołębi. Dlatego też bez zbędnego użalania się nad sobą opuścił piekło, otwierając portal nieopodal Tokio, skąd piechotą zamierzał udać się do księżniczki Hashimoto, by zgodnie z wolą swojej pani doręczyć list.

                Kiedy tylko przedostał się do ludzkiego świata, ponownie był zmuszony przywdziać skórę kamerdynera. Na szczęście upojony krwią nabrał sił i przemiana nie była już tak bolesna, jednak wciąż nie należała do najprzyjemniejszych. Gdy dobiegła końca, demon postanowił, że wracając zabije jakiegoś bezimiennego włóczęgę i zregeneruje utraconą energię. W niedługiej przyszłości czekała go wojna, a jak dotąd nie miał nawet sił na tak podstawowe rzeczy, jak przemiana. Koniecznie musiał zaspokoić głód duszy.
                – Może jednak dwie… Nie, cztery dusze – mruknął sam do siebie, zerkając na lewą dłoń, która pod białym materiałem rękawiczki skrywała znak przymierza z Elizabeth.
Sebastian westchnął ciężko i ruszył przed siebie, nie chcąc zwlekać w obawie przed kolejnymi uciążliwym myślami. Kiedy biegł, miał wrażenie, że udaje mu się uciekać od problemów, chociaż na chwilę zostawiać je w tyle i smakować błogiego ukojenia, nim ponownie go doganiały, przytłaczając swym ciężarem.
                Do bram posiadłości, w której mieszkała Tomoko, dotarł w ciągu kwadransa. Przemknął niepostrzeżenie przez ogród, unikając strażników i dostał się do wnętrza budynku. Wykorzystując wyostrzony węch, wyczuł zapach księżniczki i dostał się do jej sypialni, gdzie przy niewielkim ołtarzyku ku pamięci zmarłej głowy rodu Hashimoto zostawił list opatrzony rodową pieczęcią swej pani. Bez zbędnego przeciągania opuścił teren książęcej posiadłości i udał się na północ – w przeciwnym kierunku niż ten, z którego przybył, by zgodnie z wcześniejszym założeniem pozbawić życia czwórki nędzarzy, pozorując atak dzikiego zwierzęcia. Zebrawszy siły, bezzwłocznie ruszył dalej, mając na uwadze bezpieczeństwo księżniczki.
                Kiedy uznał, że jest odpowiednio daleko, ponownie otworzył portal do piekła i przeszedł przez niego pospiesznie, by możliwie jak najkrócej zwracać uwagę tak silnym źródłem energii. Chociaż zamierzał od razu wrócić do posiadłości, nie potrafił sobie odmówić krótkiego spaceru przez piekielną krainę, w której się znalazł. Skąpane w czerwieni okolice jednego z bliźniaczych wulkanów były niezwykle bliskie jego sercu. Za młodu, nim jeszcze Seth dowiedział się o przyczynie morderstwa jego matki, udawali się tutaj we dwóch, żeby łapać dzieci ognistych smoków. Zawsze lubili ze sobą konkurować, a jeśli w grę wchodził pyszny posiłek, tym bardziej nie brakowało im zapału. Mięso smoków – szczególnie ognistych i tych, które zwali duchowymi ze względu na ich umiejętność do stawania się niewidzialnymi – było niezwykle smaczne i potrafiło częściowo zaspokoić głód dusz. Jednak łapanie młodych stworów nie było wcale proste. Wymagało doskonałej umiejętności latania, bowiem skrzydlate smoczątka były niesamowicie zwinne i sprytne. Często nawet samo ich złapanie nie świadczyło o sukcesie, bo te potrafiły zerwać się z uwięzi i uciec do swych rodziców, którzy z kolei niezwykle burzliwie podchodzili do spraw porywania ich młodych. Nic w tym dziwnego, ale czasem istniało niebezpieczeństwo spotkania smoka na tyle silnego i wściekłego, że był w stanie pozbawić życia nawet doświadczonego demonicznego wojownika odpowiadającego bezpośrednio przed Lokim. Na szczęście Sebastian i Seth mieli więcej szczęścia niż rozumu i nigdy nie byli zmuszeni walczyć z żadnym z dorosłych osobników.
                Michaelis przechadzał się wąskimi, skalnymi ścieżkami, uśmiechając się melancholijnie, ilekroć dostrzegał kolejne miejsca przywołujące obrazy z przeszłości. Wspominał dawne czasy i z żalem myślał o swoim bracie. Czy na pewno miał prawo go nienawidzić? Sam nigdy nie chciał, by ich matka straciła życie, pragnął jedynie ją poznać. Jednak Seth był zbyt młody i za bardzo pogrążony w rozpaczy, by to zrozumieć. A kiedy się otrząsnął i zorientował się, że Sebastian stał się nowym pupilem Ojca, jego żal i wściekłość uderzyły ze zdwojoną siłą. Sam brunet również nie był bez winy. Mógł bardziej dbać o brata, próbować wyjaśnić mu całą sytuację – ale szczątki emocji, które posiadał, dotyczyły jedynie odczuć negatywnych, pozostawiając idee takie jak miłość, radość, przywiązanie czy szczęście poza zdolnościami poznawczymi demona. Nie potrafił w pełni zrozumieć tego, co działo się w jego sercu. Zresztą wciąż tego nie umiał. Nie mógł więc mieć sobie za złe tego, jak postępował. A jednak teraz, kiedy był tak blisko śmierci – tej prawdziwej, ostatecznej i nieodwracalnej – zaczęły nawiedzać go wspomnienia i wyrzuty sumienia dotyczące wszystkich błędów, które popełnił na przestrzeni niezliczonych lat swego żywota.
                Mijając kolejną z ostrych skał, ujrzał niewielkiego, ognistego smoka. Takiego, jak te, które łapali wraz z bratem. Uśmiechnął się do stworzenia i wyciągnął ku niemu rękę, na co ufne zwierzę zbliżyło się do niego i powąchawszy palec demona, weszło na jego dłoń, delikatnie rozgrzewając skórę króla. W pierwszej chwili Michaelis miał ochotę go zgnieść i patrzeć, jak ulatuje z niego życie, jak żywe płomienie powoli przygasają, pozostawiając po sobie kupkę węgla. Nie zrobił tego jednak. Zdał sobie sprawę, że przez ostatnie kilkadziesiąt lat niesamowicie się zmienił. Złagodniał. Nie widział sensu w pozbawianiu życia nikogo, kto na to nie zasługiwał, a smoczy mieszkaniec jego królestwa niczym nie zawinił. Urodził się i próbował przeżyć czas, który został mu podarowany, w najlepszy znany sobie sposób. Sebastian pogłaskał stworzenie po grzbiecie, a ono odwdzięczyło mu się, delikatnie łaskocząc ogonkiem jego nadgarstek.
                Po chwili oczom króla ukazała się majestatyczna postać ogromnego, ognistego smoka. Wysoki na dwa pręty stwór rozpostarł płonące skrzydła i ryknął groźnie w twarz władcy piekieł, ale kiedy malutki smoczy potomek skrzeknął cienkim głosem, potwór na powrót złożył skrzydła i ucichł potulnie, jedynie podsuwając łeb pod rękę Michaelisa, domagając się pieszczoty.
                – Nie martw się. Nie zamierzam skrzywdzić twojego dziecka. Od teraz w piekle panują inne zasady. Wy również możecie czuć się bezpieczni – rzekł ciepło Sebastian i uśmiechnąwszy się pod nosem, położył dłoń na pysku smoka, głaszcząc go z nieukrywaną dumą.
Ufność zwierzęcia imponowała królowi. Pomyśleć, że kiedyś dla przyjemności torturował te przepiękne istoty. Sam już nie wiedział czy to jego dawne zachowanie było nieodpowiednie, czy życie na ziemi wypaczyło jego postrzeganie świata i właśnie teraz postępował wbrew prawom natury. Postanowił się tym jednak nie przejmować. Robił to, co uważał za stosowne. Był władcą tej ogromnej, pełnej dziwów krainy i nikt nie mógł narzucać mu, jak powinien się zachowywać. Czuł się wolny i niezwykle mu się to podobało.
                – Mam do ciebie prośbę – odezwał się po chwili do smoczej matki, spoglądając w jej karmazynowe oczy. – Chciałbym prosić o jedną z twoich łusek. W ludzkim świecie jest pewna istota, bliska mojemu sercu, która przeżywa teraz trudne chwile. Myślę, że coś tak pięknego podniosłoby ją na duchu – wyjaśnił spokojnym tonem.
Smok – jako istota inteligentna – wyczuł smutek w głosie demona. Nie wiedział wprawdzie, o co dokładnie chodziło, ale zrozumiał, o co prosił ten niezwykły przedstawiciel demonicznej rasy, od której emanowała zarówno groza, jak i niezwykłe ciepło i spokój. Bestia rozwarła paszczę i ryknęła krótko, a potem odwróciła się bokiem do króla i łbem wskazała mu swój korpus, przyzwalając na to, co pragnął zrobić. Sebastian uśmiechnął się łagodnie i starając się nie zadać zwierzęciu zbytniego bólu, wyrwał jedną z łusek, której koloryt sprawiał wrażenie, jakby nieustannie płonęła.
                – Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy – powiedział król, delikatnie pochylając głowę.
Mały smok polizał jego policzek, a potem skrzeknął i wzbił się w powietrze, by po chwili wylądować na głowie matki. Bestia odwzajemniła gest Michaelisa, po czym oddaliła się na swych majestatycznych skrzydłach w stronę wnętrza wulkanu.
                – Do zobaczenia – szepnął demon i kiedy zwierzę zniknęło z jego pola widzenia, otworzył portal i przeszedł na jego drugą stronę.
~*~
                Szczupły mężczyzna siedział na szkarłatnej pufie w bibliotece, leniwie przerzucając strony jednej z opasłych ksiąg. Był już znudzony zadaniem, którego się podjął. Zdawało mu się, że to będzie dużo zabawniejsze. Ostatnimi czasy w ogóle miał niewiele pracy. Jakby ludzie nagle przestali ginąć. Zastanawiał się czy to miało jakiś związek ze zbliżającym się – niezwykle trudnym dla całej Rzeczywistości – okresem. Po tym, jak jego przełożony przekazał zdobyte przez niego informacje do zarządu, pośród bogów śmierci panowała napięta atmosfera. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że prawdopodobnie będą zmuszeni wziąć udział w potyczce i nikt, oprócz niego, nie był z tego zadowolony. Obojętność wobec wydarzeń była jedną z głównych domen zastępów żniwiarzy. Wykonywali swoją pracę i wracali do domów, kontynuując prastarą tradycję – zapominając już nawet, dlaczego właściwie to robili. Minęło tak wiele lat, odkąd zlecono im to zadanie, że można było się zastanawiać czy to w ogóle miało miejsce. Nikt jednak nie podważał wpajanej sobie wiedzy. Przyjmowali je i postępowali wedle ściśle określonych zasad egzekwowanych przez urzędników pokroju Williama T. Spearsa.
                Grell wyróżniał się na tle swych współpracowników. Zwyczajne kolekcjonowanie dusz było dla niego zbyt mało ekscytujące. Pragnął czegoś więcej, jakichś emocji, akcji albo po prostu czegoś, na czym mógłby skupić uwagę. Szczególnie teraz, gdy jego praca w ludzkim świecie chwilowo dobiegła końca. Chwilowo – tak przynajmniej sobie powtarzał, licząc na to, że irytująca dziewczyna o włosach koloru ametystu zmądrzeje i zwróci się do niego o pomoc – choć nie wiedział już, w czym mógłby jej pomagać. Po tym, co wydarzyło się zaledwie kilka dni temu – a o czym dowiedział się dopiero dwa dni po całym zajściu – zdawało mu się, że hrabianka nie odezwie się jeszcze przez długi czas. Po co miałaby się do niego zwracać? Odzyskała swojego ukochanego demona, który doprowadził do jej kalectwa. Miała ludzkiego przyjaciela, który nie był w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. I w końcu miała swoją zemstę, która tak przesłaniała jej obiektywny osąd, że nie dostrzegała wielu otaczających ją rzeczy. To niesamowicie denerwowało Sutcliffa. Był rozgoryczony i… Zazdrosny. Pierwszy raz, od śmierci Madame Red, jakiś człowiek wzbudził jego zainteresowanie. Ba! Nawet przekonał go do siebie, choć nie bardzo wiedział, czym. Ale ten człowiek nie potrzebował go tak, jak poprzedni. Nie pokładał w nim żadnych nadziei, nie pragnął jego usług – już nie. Bóg śmierci czuł się jak linotyp, który odszedł w cień wraz z wynalezieniem bardziej zaawansowanego monotypu. Po co korzystać z czegoś gorszego, gdy ma się możliwość używania czegoś dużo bardziej zaawansowanego? No właśnie. Żniwiarz wiedział, że jego rozgoryczenie ma związek z samym faktem odrzucenia przez człowieka, a nie ściśle z konkretną istotą, która owo odrzucenie uskuteczniła, ale świadomość ta wcale mu nie pomagała. Na dodatek zamiast zapomnieć o całej sprawie, wdał się w jakiś irracjonalny układ z Undertakerem, by pomóc dziewczynie ponownie stanąć na nogi. Czy mógł być jeszcze głupszy? Wystarczy, że kilkoro współpracowników – na czele z Ronaldem – podśmiewało się za jego plecami, insynuując jakoby zakochał się w ten ludzkiej dziewce. Oczywiście to nie było prawdą – i zarówno Grell jak i pozostali shinigami zdawali sobie z tego sprawę, ale i tak bogowie mieli niezwykłą frajdę z dokuczania rudzielcowi.
                Czytającemu Sutcliffowi przerwał jeden z pracowników biblioteki, informując, że jego czas na przeglądanie wybranej pozycji minął. Mężczyzna spojrzał na pracownika spod czerwonych oprawek okularów i widząc jego niezłomny wyraz twarzy, ostentacyjnie trzasnął książką, wciskając ją w ręce bibliotekarza.
                – To już jest szczyt wszystkiego! Przychodzę tu raz na pięćdziesiąt lat i nie mogę nawet w spokoju poczytać! – krzyknął zirytowany Grell.
Podniósł się z siedziska i stukając obcasami czerwonych lakierek, opuścił wrogie terytorium. I tak nie miał tam już nic do roboty, zwyczajnie zdenerwował go brak zrozumienia ze strony pracowników. Dawno temu znalazłam to, czego szukał. Skrzętnie spisał informacje na kartce, a potem tylko wodził wzrokiem po tekście, licząc na to, że na którejś stronie z kolei znajdzie jakieś interesujące fotografie. Może, gdyby fascynowały go ludzkie wnętrzności, książka dużo bardziej by go zaciekawiła, ale żniwiarz był estetą ceniącym sobie wysublimowany gust. Walające się po ołtarzu flaki, poucinane kończyny i sczerniałe organy nie miały w sobie niczego wartego zainteresowania. Grell zdecydowanie wolał metafizyczne wnętrzności ludzi – ich wspomnienia zapisane na długich taśmach, dzięki którym mógł bezkarnie poznawać wszelkie szczegóły z ich życia. Taka praca – ale ile przy niej zabawy! Zaś to, czego się podjął, było zwyczajnie nudne. Wprawdzie Biblioteka Shinigami posiadała w swoim asortymencie wszelkie wydane kiedykolwiek – zarówno w ludzkim, anielskim, demonicznym, jak i ich własnym świecie – księgi, jednak dział, który zaoferował się przejrzeć, ani trochę nie trafiał w gusta Sutcliffa. Wolałby poczytać jakieś ludzkie romanse, a tych na przestrzeni wszystkich Rzeczywistości było więcej, niż wszelkich innych ludzkich tworów razem wziętych ­– dwa poprzednie światy szczególnie lubowały się w tego typu literaturze. Taka była zaleta wymuszenia obowiązkowego egzemplarza wszędzie, skąd tylko wypływały jakiekolwiek zabytki słowa pisanego.
                Minąwszy kilkoro zaintrygowanych jego zachowaniem bogów śmierci, Grell ruszył na spotkanie z Grabarzem. Chciał przekazać mu informacje i zwolnić się z dalszych zadań, uznając je za zbyt nudne, by marnować czas. Mógł spożytkować go znacznie lepiej, chociażby robiąc absolutnie nic albo śpiąc. Przebrał się w świeże ubranie – bo w tym samym chodził już od kilku godzin i zaczynał czuć się z tym strasznie niekomfortowo – a potem żwawo czmychnął przez portal, by zjawić się na dachu szpitala nieopodal zakładu Undertakera, skąd w kilka minut dotarł do celu i zapukawszy do drzwi, bez zaproszenia wszedł do środka i rozsiadł się na jednej z trumien.
                – Jak zwykle mrocznie, zimno i śmierdzi stęchlizną. A ja dopiero co się przebrałem! Zapłacisz za moją pralnię! – jęknął żniwiarz, chociaż nigdzie nie dostrzegał swojego rozmówcy.
Miał jednak świadomość, że siwy bóg śmierci nie zmarnuje żadnej okazji, by nieco się rozerwać. Założył, że znów wyskoczy z którejś z trumien – prawdopodobnie nawet z tej, na której siedział. Zeskoczył więc, pochylił się i delikatnie uniósł wieko skrzyni, zaglądając do jej wnętrza. Grabarza jednak nie było w środku. Zdziwiony Grell zaczął kolejno podchodzić do wszystkich trumien i sprawdzać ich zawartości, ale i to nie przyniosło pożądanego skutku. Narastała w nim niepewność i irytacja. Miał ochotę zwyczajnie opuścić ponure pomieszczenie i zaprzepaścić godziny ślęczenia nad opasłymi, medycznymi tomiszczami, które – swoją drogą – również nie pachniały zbyt przyjemne i było w nich pełno moli. Odwrócił się w stronę drzwi i ruszył naprzód, lecz wpół drogi zatrzymał go znajomy głos.
                – Przeszukiwanie moich trumien stało się ostatnio niezwykle modne – zaśmiał się Undertaker.
Wyłonił się z ciemnego narożnika pomieszczenia i zachichotał niepokojąco, po czym położył się na jednej z trumien i z ukosa spojrzał na swego gościa.
                – Witaj, Grellu Sutcliff. Masz dla mnie to, o co cię prosiłem? – zapytał, przeciągając co trzecią sylabę.
Rudzielec skrzywił się na widok śliniącego się, byłego żniwiarza i wyciągnął z kieszeni płaszcza zmięty plik kartek. Rzucił je grabarzowi i skrzyżował ręce na piersi, teatralnie prychając pod nosem, by okazać pełnię swego niezadowolenia. Undertaker zdawał się jednak zupełnie ignorować gościa. Całą jego uwagę pochłonęło czytanie koślawych zapisków. Mruczał pod nosem, powtarzając niektóre zdania składowe, a kiedy skończył czytać, długim, nieopiłowanym paznokciem przejechał po jednej z kartek i po raz kolejny zaśmiał się w ten typowy dla siebie, wzbudzający niepokój sposób.
                – To było nudne. Należy mi się coś ekstra – oznajmił niepewnie Grell.
Chciał odebrać swoją zapłatę i czym prędzej opuścić zakład. Nigdy nie czuł się tutaj zbyt dobrze. Nie był jedynie pewien czy to kwestia ekscentrycznego wystroju wnętrza, czy samego dekoratora, a może raczej połączenie dwóch powyższych? Jednak nie miało to większego znaczenia. Przebiegający po plecach żniwiarza dreszcz nie potrzebował tego typu wyjaśnień. Po prostu zjawiał się i wprawiał mężczyznę w dyskomfort.
                Undertaker przyjrzał się uważnie Sutcliffowi, a potem sięgnął do wnętrza szerokiego rękawa swej czarnej, spranej szaty, by wyciągnąć z niego ciasteczko w kształcie kości, które zabrał ze sobą, wychodząc z kryjówki. Odgryzł kawałek, przeżuł z otwartymi ustami – nie dbając o to, że okruszki osiadały na jego ubraniu – i westchnął przeciągle, zastanawiając się, co powinien zrobić z rudym żniwiarzem. Jego stres niesamowicie bawił siwego mężczyznę. Najchętniej wystraszyłby go, by móc się pośmiać z widoku jego drżącego, kobiecego ciała. Powstrzymał się jednak, mając na uwadze czekający go ogrom pracy.
                – Nasz dobry znajomy przyniósł mi swoją krew – poinformował Grella, eksponując zęby w szerokim uśmiechu. – Ty przynosisz mi te wszystkie notatki. Nie sądziłem, że uda ci się dotrzeć do zaklęcia czarownic. To jedna z zaginionych ksiąg – dodał z uznaniem.
                – Bo nie było jej w bibliotece.
                – Nie? – zdziwił się Undertaker.
Słowa Sutcliffa wzbudziły jego zainteresowania. Podniósł się z trumny i podszedł do gościa, delikatnie wiodąc paznokciem po jego obojczykach. Na koniec stanął za nim, oparł podbródek na ramieniu rudzielca i zmarszczywszy brwi, zerknął na niego badawczo.
                – W takim razie skąd to masz?
                – W Bibliotece brakuje mnóstwa książek – odparł wymijająco młody bóg śmierci.
W odpowiedzi grabarz zmaterializował w swej dłoni kosę śmierci i przystawił ją do szyi Grella. Młodzik powoli zaczynał go irytować. Jeśli myślał, że w ten sposób uniknie wyjawienia informacji, widocznie nie znał go odpowiednio dobrze. Undertaker – legendarny shinigami – znany z wielu rzeczy, lecz chyba bardziej z umiejętności zdobywania informacji: o jego sposobach krążyły nawet historie, a część z praktykowanych przez niego środków perswazji została przysposobiona przez ludzi i nazwana torturami. Jeśli rudy żniwiarz planował uparcie trwać przy swoim, grabarz nie zamierzał się powstrzymywać przed pokazaniem mu, czemu – mimo porzucenia czynnej służby w zastępach bogów śmierci – wciąż miał przy sobie wierną broń.
                – No dobra, już dobra! Powiem! – krzyknął przestraszony Grell, próbując odsunąć się od ostrza, lecz starszy żniwiarz trzymał go w zbyt silnym uścisku. – Dziewczyna jest czarownicą. Chociaż nie, to za duże słowo. Jedna z nich uczyła ją podstaw, by mogła przyzwać demona. Zresztą doskonale o tym wiesz! Ona zdobyła kilka ksiąg. Nie ma ich u nas, nie wiem dlaczego, ale zwyczajnie ich tam nie ma. Wielu rzeczy tam nie ma! – wyjaśniał coraz bardziej nerwowo Sutcliff, w miarę jak kosa coraz dotkliwiej raniła skórę na jego szyi. – Przestań, bo mnie zabijesz!
                – Kłamiesz, Grellu Sutcliff – oświadczył chłodno Undertaker. – W Bibliotece znajduje się wszystko, co kiedykolwiek zostało spisane. Niemożliwe, żeby nie było tam czegoś, w czego posiadanie mogła wejść jakaś zwykła śmiertelniczka. Jeśli nie chcesz zginąć, mów prawdę – zagroził rudzielcowi, nie podnosząc głosu, czym jedynie wzmagał zdenerwowanie gościa.
                – A-a-a-a-a-ale kiedy ja nie kłamię! Mówię prawdę! Zapytaj Willa! – tłumaczył się drżący Grell.
Jego rozpaczliwe próby wyrwania się Undertakerowi ponownie spełzły na niczym. Trząsł się więc, wiedząc, że poza łaską i zrozumieniem legendarnego nie pozostało mu nic innego. Były kolekcjoner dusz w każdej chwili mógł pozbawić go życia, jednym ruchem kosy ucinając kilkusetletnią historię życia młodego shinigami, a on tak bardzo nie chciał jeszcze umierać, przynajmniej nie po raz drugi. Chociaż może bardziej pasowałoby tu słowo zniknąć, bo dla istot jego pokroju po śmierci nie było już nic, a przynajmniej tak utrzymywali wszyscy, którzy żyli dłużej od niego.
                – Naprawdę!!! Brakowało kilku ksiąg od wiedźm, dwóch medycznych od ludzi, jednego kodeksu demonów i kilku pisemek anielskich! I to nie od dzisiaj, tylko odkąd próbowałem tej małej znaleźć zaklęcie na przyzwanie demona! – krzyczał płaczliwie młody bóg.
Grabarz puścił go nagle, zdematerializował swą kosę i usiadł na trumnie, zagłębiając się w rozmyślaniach, podczas gdy jego gość podbiegł do lustra i zaczął zanosić się płaczem na widok rany, która oszpeciła jego idealnie gładką skórę. Co z tego, że za kilka dni nie będzie po niej śladu, dla Grella to i tak była ogromna tragedia.
                – Nie powinno tak być – mruknął w końcu Undertaker.
Wstał, podszedł do wciąż jeszcze dygoczącego z nerwów Sutcliffa i wręczył mu karmazynową broszkę w kształcie łzy, za którą ten zgodził się mu pomóc. Otrzymawszy prezent, żniwiarz natychmiast przypiął go do wstążki okalającej jego szyję i ponownie podszedł do lustra, by zobaczyć, jak prezentuje się na nim nowa błyskotka. Cały towarzyszący mu stres zniknął wraz z obawą o utratę życia. Wiedział, że skoro grabarz zrezygnował z wygrażania mu bronią, mógł czuć się bezpieczny – przynajmniej tymczasowo.
                – Nie wiem tylko, dlaczego w ogóle zgodziłeś się to zrobić. Nikt dotąd tego nie próbował – jęknął zaciekawiony Sutcliff, zerkając na lustrzane odbicia siwego boga śmierci.
                – Właśnie dlatego – zaśmiał się lubieżnie Undertaker i nim jego gość zdążył się odwrócić, zniknął, nie pożegnawszy się z nim nawet słowem.
Grell znów został sam w półmroku zakładu pogrzebowego. Drogę do wyjścia rozświetlało kilka świec, jakby mężczyzna ustawił je tam specjalnie, żeby zasugerować młodzikowi, by opuścił jego pracownię. Sutcliffowi wydało się to nieco bezczelne, ale na wszelki wypadek powstrzymał się od komentarza i posłusznie opuścił terytorium Undertakera. 

6 komentarzy:

  1. Mam na tyle dobry humor (cud), że jestem w stanie wytknąć ci błędy, bo lubisz i zawsze ci przykro, że nikt ich nie wyłapuje.
    W tym rozdziale było ich zaskakująco dużo jak na twoje możliwości.
    ( To nie błąd, ale luźna debata :*)"Miał świadomość, że szansa na znalezienie luki w umowie była niewielka, chciał jedynie uzgodnić kwestie związane z zarządzaniem królestwem po jego śmierci." Nie lepiej było tutaj zamiast przecinka dać kropkę i nowe zdanie? Część o luce w umowie trochę nijak ma się do następnika. W sumie nawet podmioty niezbyt się zgadzają, bo: Miał świadomość-on, szansa-ona, chciał-on. Pewnie dlatego niezbyt to pasuje, ale wiesz, to takie czepianie się o pierdoły.
    "miał stać się" ---> miał się stać? Nie znalazłam niczego zabraniającego czegoś takiego, ale to drugie chyba naturalniej brzmi. Bo pierwsze to miał szansę stać się (...).
    "było kilka sposobów, by narzucić mu kilka praw" kilka-kilka. Nie wygląda to na celowy zabieg, więc klasyfikuję to jako powtórzenie.
    "dotąd nie miał nawet sił na tak podstawowe rzeczy, jak przemiana" brzmi tak, jakby dzięki braku sił nie był w stanie jej dokonać, a przecież zrobił to już dwukrotnie i to w stosunkowo krótkim czasie. Trzeba by to było jakoś inaczej ująć, w końcu to twoja domena ładnej poprawy, nieprawdaż? ;)
    "w przeciwnym kierunku niż ten, z którego przybył, by zgodnie z wcześniejszym założeniem pozbawić życia czwórki nędzarzy, pozorując atak dzikiego zwierzęcia. Zebrawszy siły, bezzwłocznie ruszył dalej, mając na uwadze bezpieczeństwo księżniczki. " - co takiego może zagrażać Tomoko, której nie ma, nawet duchowo w pobliżu ołtarza, przy którym Sebastian zostawił list? Czyżby jego (demona) rozpoczęcie ruchu miało negatywny wpływ na zdrowie księżniczki? ( z czego wynikałoby, że używał jej ciała albo ducha do poruszania się i niechcący mógłby zrobić krzywdę). Bo o tym mówi ten fragment.
    "Wymagało doskonałej umiejętności latania, bowiem skrzydlate smoczątka były niesamowicie zwinne i sprytne." - trochę bez sensu. Jeżeli byłabyś przygłupem potrafiącym dobrze latać, nie złapałabyś smoczych dzieci, bo zaznaczyłaś, że były sprytne, co jest cechą umysłową, powiązaną z intelektem. I nie wiem, ale czy smoczątka, bo tak je nazwałaś, od razu były asami przestworzy? Nie wydaje mi się, a jeżeli się mylę, chętnie wyprowadzisz mnie z błędu.
    "odpowiadającego bezpośrednio pod Lokim" - co? Leżał pod nim plackiem i odpowiadał na pytania zadawane przez Lokiego na temat rachunku różniczkowego?
    Loki pojawił się tylko raz do tej pory i to przelotnie, więc domagam się większego wyjaśnienia, albo przynajmniej przypomnienia czytelnikom, o czym rzecz traktuje. Ja sama pamiętam piąte przez dziesiąte, tylko tyle, że miał powiązanie z wojskiem piekielnym.
    "Wysoki na dwa pręty stwór" Pewnie znowu jakaś angielska miara, która ma zastosowanie w piekle, lecz jest na tyle abstrakcyjna, że dalej nic nie mówi, jakiej wysokości jest smok. Pręt to znaczy ile? - 20 cm, 0,5 m, 1 m?
    "ryknął groźnie w twarzy władcy piekieł" - 50 twarzy Michaelisa XDDDDDD O ile mi wiadomo, a jestem dość pilną czytelniczką, Sebastian jako demon miał jedną twarz. ( wiem, że literówka, ale musiałam xd)








    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Smok – jako istota inteligentna – wyczuł smutek w głosie demona." Według ostatniej naszej rozmowy, gdzie powinno się oddzielać myślnikami, a gdzie przecinkami, tu chyba powinno przecinkiem. Nic nie wskazuje na to, że jest to wtrącenie we wtrąceniu.
      "Nie rozumiał wprawdzie, o co dokładnie chodziło, ale zrozumiał" XDDDDD Jaki domyślny. Powtórzenie.
      "insynuując jakoby zakochał się w ten ludzkiej dziewce" - zaciąga archaizmem, a zdaje mi się, że niepotrzebnie.
      "obwódek okularów" - oprawek XDDDD SJP "obwódka-linia obwodząca coś wokoło". Wątpię, że plastik jest linią. Bardziej krzywą łamaną zamkniętą.
      "Walające się po ołtarzu flaki" - wyczuwam sektę, albo polskie doprawione flaczki na drugi dzień świąt, inaczej, po co ołtarz? XD To jest stół prosektoryjny, ale na pewno nie ołtarz. Nawet twoja wyrocznia potwierdza ten fakt: "ołtarz-
      1. miejsce składania ofiar religijnych;
      2. stół ofiarny przeznaczony do odprawiania mszy w chrześcijaństwie"
      Jak widzisz wzmianki o medycynie brak.
      "Biblioteka Shinigami posiadała w sowim asortymencie" - sowim, no proszę. A czemu nie jelenim, jeśli wolno spytać? Albo kruczym? W końcu biały kruk jest o wiele bardziej pożądany niż sowi asortyment.
      "Mógł spożytkować go znacznie lepiej, chociażby robiąc absolutnie nic albo śpiąc." - chyba powinno być: chociażby nie robiąc absolitnie nic, albo robiąc absolutne nic. Nic też może być absolutem, albo wyjdzie na to, że Grell jest alkoholikiem. (https://www.google.pl/search?q=w%C3%B3dka+absolut&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwiRvOKDk9fLAhWr8nIKHTZKBX8QsAQIIQ&biw=1024&bih=635)
      "teatralnie prychając pod nosem" - a normalnie nie mógł? Oni wszyscy robią wszytko teatralnie. Ja nie wiem, czyżby szykował się drugi Hamlet?
      "Najchętniej wystraszyłby go, by móc się pośmiać z widoku jego drżącego, kobiecego ciała." - sugerujesz, że Grell Sutclif miał szerokie biodra i ogromny biust zdolny taranować czołgi? A może Kopernik też była kobietą? Pewnie chodziło ci, że miał delikatne rysy, coś w ten deseń, bo biorąc rzecz z drugiej strony, płaskie dziewczyny nikt nie zaszczyci mianem "kobiecych".
      "To jedna z zagonionych ksiąg" - No taki zapiernicz mają te księgi, że zagonione latają z jednej półki na drugą. W ogóle, w tej Bibliotece Shinigami to są sowy, zagonione księgi.. Co jeszcze skrywa przed nami tajemnica bogów śmierci? XDDDDDDD
      "Undertaker – legendarny shinigami – znany z wielu rzeczy, lecz chyba bardziej z umiejętności zdobywania informacji, o jego sposobach krążyły nawet legendy" - gdzieś w akcji zaginął fakt, że był. I może dlatego był nazywany legendarnym, bo krążyły o nim legendy?

      Usuń
    2. "część z praktykowanych przez niego środków perswazji została przysposobiona przez ludzi i nazwana torturami." - przysposobić można dziecko, albo inną osobę żywą, nie czynność! SJP - "
      przysposobić — przysposabiać
      1. «wyszkolić kogoś w czymś lub uczynić kogoś zdatnym do czegoś»
      2. praw. «przyjąć do rodziny cudze dziecko, uznając je za swoje»
      3. daw. «przygotować coś do użytku»
      "
      "Jeśli rudy żniwiarz zamierza uparcie trwać przy swoim, grabarz zamierzał się powstrzymywać przed pokazaniem mu, czemu – mimo porzucenia czynnej służby w zastępach bogów śmierci – wciąż miał przy sobie wierną broń. " - jeden zamierza, drugi w tym samym czasie zamierał, ogółem bajzel i nie bardzo wiadomo co. Chyba grabarz powinien nie powstrzymywać się przed pokazaniem, skoro Grell chciał milczeć.
      "kosa coraz dotkliwiej raniła skórę na jego szyi." SJP -"dotkliwy-bolesny, dokuczliwy, przykry" więc kosa może coraz bardziej napierać na skórę, coraz bardziej ranić, ale nie coraz dotkliwiej. Dotkliwie można kogoś pobić.
      "nie unosząc głosu" - nie podnosząc głosu, mówić coś podniesionym głosem. Unosząc to ciężary. SJP - "1. podnosić
      2. książk. przemieszczać
      3. przestarz.
      a) podniecać
      b) zagarniać
      4. unosić się:
      a) unosić swe ciało
      b) być unoszonym
      c) wznosić się
      d) denerwować się
      e) utrzymywać się nad ziemią
      f) o woni: rozchodzić się
      g) zachwycać się"
      Jezu, czy tu była Panna Beta Miłościwa?

      Usuń
    3. Nareszcie koniec i mogę porozmawiać o fabule.
      Sebastian zjawił się w piekle, bo niósł list! Taki przystanek xd I te jego problemy emocjonalne, które wydają mi się śmieszne w porównaniu z tym, że przed chwilą nie miał oporów, aby kochać się ze swoją piekielną narzeczoną.
      Fragment o smoczku, kyaaaaa <3 Ogółem, skojarzyło mi się z feniksami, ale to jest nieistotne i nadinterpretacja i uprzedzałaś mnie o tym. I Łuska dla Kate <3 Ja się cieszyłam, że Lizz otrzyma taki ładny prezent, ale jak pomyślę, co właśnie robił Sebuś, to mnie szag jasny trafia.
      Dalej nie wiem, o co chodzi z Rzeczywistościami, a czuję, jakby po dzisiejszym rozdziale powinnam wiedzieć. Najpierw myślałam, że Rzeczywistość 1 to świat ludzi, Rzeczywistość 2 to świat Shinigami, itp… A teraz z tymi romansami wychodzi coś takiego, jakby to świat ludzi miał kilka Rzeczywistości. Czyżby motyw równoległych światów?
      No i czemu Undziu sam nie ruszył zadka, żeby poczytać o medycynie? Skoro ma przeprowadzić operację osobiście, a wysługuje się Grellem, to dla mnie taka postawa jest co najmniej niepoważna i miałabym wielkie obawy przed oddaniem się w ręce takiego lekarza, pomijając jego ekscentryczną osobowość. I znów dajesz czytelnikowi do zrozumienia, że Undziu wszystko wie, tylko my jesteśmy tak ograniczeni, że gubimy się w Rzeczywistościach. Sądzę też, że fakt zaginionych książek jest bardzo ważny ( PZN nr 1 ). Ciekawi mnie, że zaginęły konkretne.
      -kilka ksiąg od wiedźm
      -dwóch medycznych od ludzi
      - jeden kodeks demonów
      - kilka pisemek anielskich
      Raczej nie przewidywano, aby ktoś chciał koniecznie zrobić operację nóg, szybciej wiązałabym to z działalnością sekty i tworzeniem bestio-ludzi.
      Jezu, ale mi się myśleć nie chce xd
      Takiego komcia chyba jeszcze nie miałaś XDDDDDDD





      Usuń
    4. Okay, to jedziemy z przeklejaniem xD:
      On ma świadomość, że coś jest jakieś - nie ma mieszanki podmiotów chyba. Przynajmniej dla mnie brzmi to normalnie. A podzielić można by było, ale w zasadzie to, że chciał się upewnić, jest następstwem tego, że szansa była niewielka, więc raczej może zostać tak, jak jest. Kurde, nie wiem xD.
      Z tym "się" to szczerze mówiąc nie sprawdzałam, ale mi ogólnie to słowo źle brzmi, zresztą w nagraniu Ci o tym mówiłam. Się stać brzmi w moim odczuciu bardziej prostacko, ale właściwie zapomniałam to wygooglować, więc temat pozostaje otwarty, póki nie zweryfikuje. Chociaż wiele zależy od kontekstu i płynności zdania.
      "dotąd nie miał nawet sił na tak podstawowe rzeczy, jak przemiana" jak dodam prawidłowa, to pyknie. Bo wspominałam, że z okazji braku sił jest bolesna i blebleble :P
      Bezpieczeństwo księżniczki dlatego, że otwarcie portalu wymaga dużej dawki energii, która może zostać wykryta. Obecność Sebastiana w pobliżu Tomoko może być potencjalnym zagrożeniem ze strony przeciwników Sebastiana, a przecież tacy mogą istnieć. Zakładając, że ktoś by go śledził, chciał do minimum ograniczyć szanse na połączenie go z księżniczką by nie zostłla wykorzystana w jakimś niecnym celu :P. Po prostu bardzo asekuracyjne podejście do sprawy.
      Smoczątka były małe, zwinne i sprytne. Nie jest powiedziane, w jakim wieku były, ale te, których złapanie stanowiło wyzwanie (a o tych mowa) doskonale radziły sobie w powietrzu. Zaś umiejętność lata była warunkiem niezbędnym, by je złapać. Nie zapominajmy, że smoki nie stoją tu inteligencją na równi z demonami, więc odpowiedni wyszkolony w lataniu demon byłby w stanie dorwać smocze dziecko, nawet gdyby do najinteligentniejszych nie należał.
      Pod Lokim - miało być przed xD
      Loki był dowódców wojsk, zostało to delikatnie zaznaczone i uważam, że tyle wystarcza tak naprawdę. To było tylko nawiązanie nie mające jakiejś kluczowej roli dla fabuł w tej chwili, za to sprawdza z jaką uwagą czytelnicy śledzą postacie i ich miejsca w historii^^
      A pręt, to pręt. Tłumaczyłam, że używam angielskich jednostek. Niestety dopiero teraz na to wpadłam, ale była o tym mowa. To dodaje klimatu. A jeśli ktoś nie będzie wiedział, ile to pręt, to sobie wygoogluje :P.
      Ahahahaha, twarze władcy piekieł <3.
      Sprawa z myślnikami jest nieco bardziej złożona. To czasem działa też kontekstowo. Są sytuacje - jak ta na przykład - gdzie wydzielenie w ten sposób jest okay. Pogoogluj, nie umiem tego dokładnie wyjaśnić. Na ekorekcie robią to lepiej xD

      Usuń
    5. Ej, wiedziałam, że te obwódki mi nie leżą, ale jakoś to olałam xD
      Flaki na ołtarzu - nie jest powiedziane, co dokładnie czytał Grell, a skoro były tam i flaki na ołtarzu, to tak właśnie było. To nie błąd :P.
      Robienie absolutnego niczego jest elementem konicznym i też zostało ujęte w ten sposób specjalnie.
      Grell lubi być teatralny, taka jego natura. Diva taka z niego, jakby tego było mało.
      Nie, miałam na myśli dokładnie to, co napisałam. Miał kobiece ciał - drobniejsze, delikatniejsze, a może i biodra bardziej wypukłe. Nie zaprzeczam.
      Był w tym zdaniu nie jest potrzebne, a legendarne legendy maślą się jak masło xDD.
      A czy przygotować coś do użytku w dawniejszym rozumieniu nie pasuje? Moim zdaniem tak. Przygotowali jego metody do użytku dla siebie. Chociaż mogę zmienić, jak znajdę zgrabny synonim :P.
      Tu jest powtórzenie i literówka, a całe zdanie miało, i generalnie w dalszym ciągu ma, wyraz taki, że on to zrobi, jeśli Grell będzie trwał przy swoim milczeniu.
      Nie można boleśnie napierać? No tu się nie zgodzę, oczywiście, że można. Można nawet dotkliwie dotykać i przy okazji brzmi to zabawnie! XD
      No, ogólnie powtórzeń narobiłam jak rasowa ałtoreczka. Zaraz idę to poprawiać. Ale gdzie się bez sensu doczepiłaś, to Twoje xD.
      Co do mereytoryki... Nie musisz jeszcze wiedzieć, o co chodzi z Rzeczywistościami. Możesz mieć teorie, ale nie sądzę, by na tym poziomie ktoś to rozpracował. Za wcześnie jest.
      A Undertaker nie ruszył zadka z prostego powodu - on nie bywa w świecie bogów śmierci. Zresztą nawet kanonicznie go tam nie ma. Myślałam, że to jest oczywiste xD. Grell miał przy okazji możliwość zyskania jakiejś błyskotki - wszyscy wygrywają
      Poza tym, czemu Undertaker dziwiłby się, że w bibliotece brakuje książek skoro miałby do niej dostęp? Skoro Grell wie, że coś zaginęło, to znaczy, że w zasadzie każdy shinigami ma dostęp do tej informacji. Więc gdyby ktoś z takimi planami jak Unduś miał dostęp do tego miejsca, to na pewno by wiedział.

      Dobra, tyle miałam, tyle odpowiadam, a w razie czego - reszta na priv :P.

      Usuń

.