sobota, 20 sierpnia 2016

Tom IV, XLVIII

Zrobiłam sobie dzień dziecka i kupiłam w czwartek tablet graficzny. Nijak nie zmieniło to faktu, że rysowniczka ze mnie żadna, ale będzie mi łatwiej kolorować. Uwielbiam kolorować. Kto z Was śledzi mój Fanpage (odnośnik macie po prawej stronie :P), ten miał szansę widzieć kilka moich prac. Dopiero zaczynam, więc jeszcze minie sporo czasu, zanim będzie mi to jakoś wychodziło, ale to niesamowicie przyjemne, więc czemu miałabym tego nie robić, prawda? :D
Kiedyś zamierzam narysować arta do Róży, ale na to jeszcze poczekacie, bo chciałabym dać Wam coś, z czego będę chociaż trochę zadowolona, a na razie nie jestem xD.
No, to by było na tyle bełkotu chyba... 

Miłej lektury! :*

======================


Podróż do Anglii dłużyła się niemiłosiernie. Tai nie pamiętał, by droga do Japonii również zajmowała tyle czasu. Może dlatego, że wtedy obawiał się nieznanego? Nie miał pojęcia, był zaś pewien, że nie wytrzyma dużo dłużej na pokładzie statku. Mieli dopłynąć do londyńskiego portu przed zmrokiem i chociaż słońce powoli zaczynało znikać za horyzontem, portu jak nie było, tak nie było widać. Chłopak zaczął się nawet martwić, że zostali oszukani i tak naprawdę wywożą ich w zupełnie obce miejsce, gdzie skończą jako niewolnicy albo – co gorsza – główny komponent gulaszu. Niestety nie znał się na nawigacji i nie był w stanie określić na podstawie samego słońca, gdzie się znajdują. W ogóle wydawało mu się to niemożliwe i nie dowierzał ludziom, którzy podejrzanie precyzyjnie określali kierunek i odległość.

Przez pierwsze godziny podróży chłopak pilnował śpiącej Tomoko. Chciał, by wreszcie porządnie odpoczęła. Przez ostatnie dni nie dość, że nie miała czasu, by spędzić z nim chociażby godzinę w kamiennym ogrodzie, to jeśli spała cztery godziny na dobę, było to dużo. Tai dziwił się, że była w stanie funkcjonować w ten sposób. Tłumaczył to sobie ogromną siłą woli księżniczki, ale martwił się o konsekwencje jej postępowania. Sam był skłonny zrezygnować z wyjazdu, byle tylko japonka mogła wreszcie odpocząć. Właściwie sam nie wiedział, czy podróż do Londynu była dobrym pomysłem. Po tym, co przeczytała w liście Tomoko, obawiał się spotkania ze swoją panią i jej kamerdynerem. Sebastian zawsze roztaczał wokół siebie dziwną aurę, ale teraz, kiedy poznał przyczynę, nie potrafił myśleć o przełożonym tak, jak dotychczas.
Michaelis był demonem. Za każdym razem, kiedy nastolatek mówił to sobie w myśli, mimowolnie przecząco kręcił głową, nie mogąc w to uwierzyć. Jakieś brednie, bajki, bzdury… Jego umysł nie potrafił tego przyjąć, żaden ludzki umysł nie powinien! A jednak jego wybranka podchodziła do tego z pełną powagą i spokojem, jakby to było zupełnie normalne. „Cóż, może w Japonii na porządku dziennym ludzie dowiadują się, że ich bliscy są jakimiś nadprzyrodzonymi istotami, ale dla nas, Anglików, to nie jest normalne.” – powtarzał sobie, ilekroć zerkał w spokojne oblicze śpiącej księżniczki. Sam nie był w stanie zmrużyć oka. Musiał pilnować dziewczyny, zresztą bał się na myśl o tym, jakie bzdurne sny wykreowałby jego umysł, byle tylko poradzić sobie z niezwykłą wiadomością.
W końcu jednak zasnął, znużony monotonią podróży i morskim szumem. Na szczęście nie śniło mu się nic, a przynajmniej nie pamiętał swoich snów, bo obudził się bardzo gwałtownie, kiedy coś w niego uderzyło. Gdy otworzył oczy, zobaczył rozbawioną księżniczkę, która opierając się o jego bok, dotykała palcem policzka towarzysza.
— Co się dzieje? — zapytał lekko zachrypniętym od chłodnego powietrza głosem.
— Nic, Tai. Po prostu bardzo zabawnie reagujesz, kiedy się ciebie tyka — wyjaśniła dziewczyna, jeszcze raz lekko wciskając palec w skórę chłopaka.
Brunet naburmuszył się nieco i ziewnął zaspany, a potem usiadł i rozejrzał się wokół. Było już zupełnie ciemno, a zerkając w gwieździste niebo, nie dowiedział się niczego nowego.
— Gdzie jesteśmy? To już Anglia? — zapytał, wstając z pokładowych desek. Podał Tomoko rękę, by pomóc jej się podnieść, a potem razem ruszyli wzdłuż lewej burty na dziób statku, gdzie zapracowani marynarze przeciągali liny i przenosili jakieś skrzynie.
— Jesteśmy już prawie na miejscu, widzisz? — powiedziała dziewczyna, wskazując palcem rozświetlone miasto malujące się na horyzoncie.
— To Londyn? — zdziwił się Tai. — Jest piękny…
— Prawda? Zawsze lubiłam to miasto, szczególnie z daleka. Wydaje się takie cudowne i czyste i nie widać tych wszystkich złych rzeczy, które niszczą go na co dzień. Chciałabym, żeby kiedyś z bliska było równie piękne co z oddali.
— To prawda. Panienka Elizabeth wreszcie mogłaby odpocząć i… — urwał Tai, czując ukłucie w sercu. Martwił się o szlachciankę, która przez cały ten czas tak perfidnie go oszukiwała. To bolało. Czuł się paskudnie, na dodatek nie wiedział nawet, czy powinien powiedzieć o tym odkryciu pozostałym służącym. Nie był pewien, czy poradzą sobie z nową wiadomością, zresztą on sam chyba sobie z nią nie radził. Ciężko było mu określić, bo nie wiedział, jak ludzie zazwyczaj porają się z informacją, że ich przełożony jest demonem i służy komuś, kto oddał mu duszę.
— Powinni napisać do tego poradnik… — bąknął pod nosem, a kiedy Tomoko zerknęła na niego zdziwiona, pokręcił przecząco głową.
Ostatnia godzina podróży dłużyła się nie mniej niż pozostałe, w końcu jednak udało im się dostać na brzeg. Podziękowali kapitanowi, księżniczka wręczyła mu drugą część zapłaty i zniósłszy bagaże, udali się wzdłuż brzegu, szukając jakiegoś powozu, który zawiózłby ich do podmiejskiej rezydencji.
Niestety było zbyt późno i w okolicy nie zatrzymywał się żaden środek komunikacji. Tai zdecydował, że powinni przeczekać gdzieś do rana i dopiero wtedy pojechać. Piesze wyprawy przez miasto bezprawia nie były najbezpieczniejsze, szczególnie gdy miało się ze sobą ciężkie, spowalniające bagaże. Dlatego też znaleźli w miarę bezpieczne miejsce w okolicach portu i kolejne trzy godziny siedzieli tam, rozmawiając na lekkie tematy, desperacko niemal unikając dyskusji o treści listu.
Tomoko chciała wytłumaczyć wszystko chłopakowi. Widziała, że niesamowicie go to bolało. Za każdym razem, kiedy wspominał o rezydencji, delikatny uśmiech na jego twarzy znikał niezwykle szybko, gdy po chwili uświadamiał sobie, że całe to sielskie życie było jedynie kłamstwem. Księżniczka nie chciała, by myślał w ten sposób o Elizabeth, pragnęła wyjaśnić mu, iż hrabianka nie miała innego wyjścia, musiała ich chronić, ale czuła, że jest jeszcze za wcześnie i nastolatek nie będzie w stanie tego zrozumieć. Obawiała się o powrót do rezydencji Roseblack.
— Tai, obiecasz mi coś? — zapytała, wpatrując się w wyłaniające się zza horyzontu słońce. Wtuliła się w ramię chłopaka i mocno zacisnęła palce na jego dłoni.
— Co takiego?
— Obiecaj, że będziesz zachowywał się normalnie. Ja powiem Lizzy o liście i wtedy porozmawiacie. Proszę, nie skreślaj jej na samym starcie, ona naprawdę miała dobry powód, by się tak zachować.
— Jaki dobry powód? Okłamała nas wszystkich. Żyliśmy pod jednym dachem z potworem. To niebezpieczne. A ona cały czas kłamała i powtarzała, jak bardzo jej na nas zależy… Nie wiem, czy będę potrafił, Tomoko, przepraszam — odparł chłopak, napinając w złości mięśnie. Opuścił głowę i zacisnął dłoń w pięść, starając się powstrzymać wściekłość, by nie martwić księżniczki.
— To nie tak… Sebastian nie jest niebezpieczny. Nie zrobi wam krzywdy, Lizzy mu zabroniła, a on musi być jej posłuszny…
— To dlaczego ją zostawił? Przecież ciągle powtarzał, że będzie przy niej na zawsze, a ona nie raz kazała mu przy sobie być, słyszałem! To demon, nie można mu ufać!
Tai zerwał się nerwowo z siedzenia i zaczął krążyć przed dziewczyną, wystukując wartki rytm obcasami schodzonych butów. Jak miał traktować panienkę Elizabeth normalnie, skoro zdołała omamić Tomoko tak, że ślepo w nią wpatrzona nie dostrzegała prawdy?! Jak mogła wierzyć w słowa demona?! To było dla niego niepojęte. Nie wiedział już nawet, czy powinien zgodzić się, by japonka wróciła do tej wyklętej rezydencji.
— Nie wiem, Tai… Nie mam pojęcia, co nim kierowało, ale Sebastian jest dobrą osobą. Jego uczucie do Lizzy jest szczere, tego jestem pewna. Kiedy dotrzemy na miejsce, wszystkiego się dowiemy. Proszę, daj jej szansę, jesteście dla niej ważni — prosiła smutno dziewczyna.
Jej serce napełniał ogromny żal. Tylko ona potrafiła zrozumieć Lizz, chociaż wiedziała, że nie w stu procentach. Wszyscy inni nie umieli pojąć jej delikatnej psychiki, brali ją taką, jaką  widzieli, dostrzegając jedynie część wrażliwości szlachcianki. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak łatwo było ją w rzeczywistości zranić. Od zawsze pragnęła miłości i bliskości, doceniała tych, którzy byli blisko niej. Po tragedii, która ją spotkała, zamknęła się na ludzi, ale wciąż potrzebowała ich przyjaźni i zaufania. I przecież nigdy nie chciała ich zranić. Tomoko wiedziała o tym  najlepiej, z ręki Lizzy spotkało ją wiele nieprzyjemności, ale wybaczyła jej. Wybaczyła, bo zawsze wiedziała, że za tymi decyzjami czai się jakaś ciężka prawda, że nie robi tego z wyrachowania i złośliwości. Nie miała wyjścia, była w niewyobrażalnie trudnej sytuacji i próbowała sobie z nią radzić najlepiej, jak potrafiła. Gdyby Tai wiedział to wszystko tak dobrze, jak ona, na pewno umiałby wybaczyć hrabiance.
— Proszę, zrób to dla mnie. Chociaż spróbuj… — jęknęła, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Natychmiast sięgnęła do torebki po chusteczkę, nie chcąc sprawiać wrażenia, że próbuje wymóc coś na chłopaku płaczem. Nie o to chodziło, ona tylko była straszliwie smutna, ilekroć myślała o przykrym losie przyjaciółki. Nie zasługiwała na coś tak okrutnego, nie zrobiła przecież nic złego!
— Nie płacz, proszę. Spróbuję, dobrze? Dla ciebie. Postaram się nie podejmować decyzji, dopóki jej nie wysłucham — powiedział łagodnie Tai, wracając na siedzenie. Przytulił do siebie księżniczkę i uspokajająco pogłaskał ją po głowie. — Spójrz, jedzenie wóz. Spróbuję przekonać woźnicę, żeby nas zabrał — dodał po chwili, widząc dwukonny środek transportu przedzierający się portowymi uliczkami. Wstał i zaczął biec w jego stronę, machając rękami, a kiedy stangret się zatrzymał, wytłumaczył mu ich sytuację i poprosił o podwózkę z niezwykle pozytywnym skutkiem.
Młody woźnica zgodził się zabrać dwójkę nastolatków na obrzeża miasta za pół ceny. Powiedział, że Tai i Tomoko przypominają mu jego za dawnych lat, kiedy wraz z ukochaną próbowali uciec od rodziny, która nie popierała ich związku. Pamiętał, że z braku pieniędzy i środka transportu nie udało mu się. Jego ukochana została zmuszona do małżeństwa z miejskim bogaczem, a on skończył jako pracownik w posiadłości należącej do męża ukochanej. Przynajmniej tak mogli być razem. Dwójce młodych ludzi życzył jednak lepiej, dlatego zgodził się pomóc, nie pytając o zbędne szczegóły.
~*~
Satysfakcja szybko znikła z twarzy Elizabeth, ustępując miejsca zamyśleniu, kiedy wsłuchując się w dźwięk obracanych kół, patrzyła beznamiętnie wprzód, kiedy Sebastian pchał wózek do pokoju ćwiczeń. Zaczęła się zastanawiać nad swoim życiem, nad wszystkim, co ją dotąd spotkało, poczynając od szczęśliwego dzieciństwa, kończąc na tej chwili. Miała zaledwie kilkanaście lat, a chwilami wydawało jej się, że przeszła więcej niż nie jeden dorosły. Jak to się stało, że jej życie aż tak się skomplikowało?
Od zawsze, gdy o sobie myślała, w wyobrażeniach widziała cherlawą dziewczynkę o wielkich oczach pełnych miłości, wokół której roztaczała się ciemność. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, przez długi czas nawet nie zwracała na to uwagi. Dopiero z wiekiem zrozumiała, że to nie było normalne. Już za młodu czuła, że nie jest sama, jakby towarzyszyło jej coś mrocznego, jakieś widmo przyszłości, które z upływem czasu coraz ciaśniej zaciskało dłonie na jej krtani. Czy to możliwe, że los Lizz był z góry przesądzony?
Dopóki nie napadnięto na jej dom, była szczęśliwa. Spędzała błogie chwile w pełnymi miłości otoczeniu, które w wyobraźni rozpraszało gęstwinę mroku, pozwalając, by jej oczy zaczerpnęły odrobiny ciepłego światła. Jednak potem, kiedy wydarzyło się to wszystko, co bezpowrotnie zmieniło jej los, poczuła jak mydlana bańka, przez którą obserwowała swoje życie – niczym przez pryzmat – pękła, obnażając prawdę. Ciemność dotkliwie owinęła hrabiankę w swoich szponach, a sylwetki wszystkich, na których jej zależało, zaczęły pękać, niczym tłuczone szkło, a wraz z nim ginęły ostatnie promienie życiodajnego światła.
Później nie było już nic. Tylko chude dziecko w całkowitym mroku, klęczące na zimnej podłodze, wyrywając sobie włosy z rozpaczy i bólu dziesiątek ran, które jej zadawano. Cierpiała, nie widząc już nadziei, chciała umrzeć, ale niewidzialna siła nie pozwalała jej odejść. W końcu z mroku zaczęły wyłaniać się cienie klatki, w której ją trzymano. Przytłumione, szkarłatne światło rozświetlało jej pusty świat. Już nie była sama, zjawiło się tam coś jeszcze. Coś, co od początku wydawało się nienaturalne, ale wyciągnęło w jej stronę szponiaste ręce i otuliło drobne ciało, dając odrobinę ukojenia.
Wtedy nie miała żadnego kontaktu z rzeczywistością. Zamknęła się w wyobraźni, pozwalając by właścicielka ciepłych ramion broniła ją, stawiając czoła wyzwaniom prawdziwego świata. Elizabeth grzęzła coraz bardziej. Zanim się obejrzała, całe jej ciało oplotły czarne korzenie tętniące błyszczącą posoką, a ona nawet nie zamierzała z nimi walczyć. Miała już dość, chciała umrzeć, ale znów coś pchnęło ją do działania. Wyrwało z uwięzi i kazało odzyskać życie.
Kiedy się ocknęła, zrozumiała, że prawdziwy świat niemal niczym nie różni się od tego w jej głowie, jedynie fizyczny ból towarzyszący się w każdej sekundzie, niczym ścieżka dźwiękowa w przedstawieniu, sprawiał, że potrafiła odróżnić obie rzeczywistości. Gdy karmiono ją gnijącym ciałem rodziców i kiedy bito, by znów zrobiła to, czego się od niej oczekiwało, nie wytrzymała. Zaczęła błagać o pomoc.
Nie spodziewała się, że ją otrzyma. Wątły, zachrypnięty wrzask pozbawiony był nadziei – to tylko ludzki impuls, konieczność wzywania pomocy zaszczepiona we wszystkich pragnących życia istotach. Lecz w końcu coś odpowiedziało na jej krzyk. Wyłoniło się z mroku i chwyciło ją szponiastą dłonią.  Sądziła, że znów uciekła do wnętrza swojego umysłu, ale ból podpowiadał, że to nie była prawda. Dwa światy wymieszały się do tego stopnia, że dziewczyna sama już nie wiedziała, czy kiedykolwiek znała coś innego niż cierpienie. I wtedy postać się odezwała.
— Czy chcesz, żebym pomógł ci się stąd wydostać?
Zaoferowała swoją pomoc, nie mówiąc, czego chce w zamian. Dopiero kiedy zapytała, wyznało, czego pragnie, a zdawałoby się wygórowana cena była dla dziewczyny niczym. Zgodziła się bez wahania. Pozwoliła, by dziecko ciemności wyrwało ją z uwięzi i pomogło uwolnić się z koszmaru. W jej wewnętrznym świecie na nowo zapaliła się lampka jasnego, ciepłego światła. Paskudna postać o czarnych jak noc włosach, szkarłatnych oczach i niepokojącym uśmiechu emanowała blaskiem, który dawał dziewczynie siłę, by żyć. Znów był ktoś, kto pozwolił jej znaleźć w sobie nadzieję.
Chciała się zemścić, zapragnęła odpłacić się tym, którzy zniszczyli jej życie, dopilnować, że więcej dzieci nie skończy w taki sposób. Wiedziała, że jest już stracona. Zrozumiała, że od urodzenia ktoś podpisał na nią wyrok w momencie, w którym zdała sobie sprawę, że powierzyła swój los demonowi. Na jego obietnicy odbudowała swoje życie i choć wciąż żyła w mroku, wchłaniając weń wszystko na swojej drodze, korodując serca bliskich i sprawiając, że ich ciała powoli więdły, znalazła w sobie odwagę, by się nie poddać.

— Sebastian… — mruknęła, kiedy demon klęknął tuż przed nią, ujmując w dłonie jedną z jej nóg.


8 komentarzy:

  1. Wena na komcia mnie bestialsko opuściła. Fabuła świetna , nie znalazłam błędów no i a no tak piękny art. No to cóż czekam na następny rozdział. Eeecch my live id brutal †_†.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog jest super, czytałam już różne fanficki kuroshitsuji i twój jest najlepszy♥ Fabuła bardzo interesująca, a te wszystkie arty przepiękne <3
    P.S Świetnie idzie ci kolorowanie artów, gratuluje ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba^^. To szacun być w czyichś oczach autorką najlepszego ficka fandomowego <3.

      Usuń
  3. Lubię twój styl pisania. Czasem mam wrażenie, że to nowa część Kurosza, po prostu tak wciąga. Widać, że się na tym znasz. Mam tylko problem z Sebastianem, ale nie konkretnie twoim tylko ogólnie tą postacią. Uważam, że jako demon Claude jest tak jakby bardziej demonowaty. XD Kumam, Sebastian jest zobowiązany paktem i takie tam, tylko mało mi w nim z pełnokrwistwgo demona. Może jestem głupia, może moje postrzeganie aniołów i demonów wywodzi się za bardzo z literatury. No kiedy patrzysz na Clauda, to widzisz, że coś jest z nim nie tak. Kumasz XD jakby to całe zło było widoczne w jego oczach.
    Dobra, nie zanudzam. Dodam tylko tyle, że nadal będą śledzić tę historię, masz nowego, stałego czytelnika. Mało jest historii o Kuroszu, które mają jakikolwiek sens. Dlatego daje łapkę w górę i pozdrawiam.
    O mój Boże, pisze na kacu. Chyba zaraz wysadzi mi łeb. XD XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojaaaaa, akurat narzekałam qmpeli, że mi brskuje takich długich komciów z głębsyzm sensem, a tu proszę, nagle zjawiasz się Ty (szkoda, że się nie przedstawiłaś xD) i mi tu taki prezent robisz ♡. Dziękuję, że mimo kaca tak się ładnie rozpisałaś :D.
      Ja wiem, o co Ci chodzi. Claude jest takim bardziej stereotypowym demonem, jest zły, a jego oddanie to tylko ułuda. To doskonale oddaje tę najpopularniejszą opinię o demonach. Sebastian za to jest zupełnie inny. I właśnie to w nim kocham. On się wydaje szcsery i oddany i wcale nie taki zły, jakby się mogło wydawać. A potem przychodzi co do czego i wychodzi z niego potwór (szczególnie w mandze to widać). On pasuje do tego cytatu (którego teraz nie pamiętam dokładnie), że demony mogą wydawać się takimi ideałami, nie muszą być od razu potworne, bo kuszą pozorną dobrocią, powoli pochłaniając człowieka. Myślę, że właśnie to chciała osiągnàć Toboso-sensei, bo ja tak odbieram Sebastiana. Jest tak dobry w tym udawaniu, by się wpasowqć i sprostać oczekiwaniom, że czasem można zapomnieć, że jest demonem. No i właśnie to jest najbardziej zdradliwe.
      No ale każdy odbiera to inaczej i to właściwie też jest piękne <3. Ile ludzi, tyle opinii :D.
      Mój Sebastian z kolei strasznie się zmienił od czasu paktu ze Cielem i jego naprawdę demoniczna strona wychodzi bardzo rzadko, ale! Ale to jest zabieg celowy. Jeśli zostaniesz tu do końca historii, jestem pewna, że zrozumiesz :).
      Dziękuję za komentarz i życzę szybkiego odtrucia :*.

      Usuń
  4. Spójrz, jedzenie wóz - wat?
    sowich szponach - dorób sowią teorię, niech Enepsigos będzie śnieżną sową!
    Okej, nie znalazłam wyrazu. Przepraszam T_T Elektroterapia daje swoje xd
    A właśnie, opisałaś to tak, jakby na początku Lizzy obudziła Idę i ta ciemność, która ją otuliła, to Ida. Przynajmniej tak mi się wydaje, głowy nie dam. I nie pisz, że Sebastian jest paskudny T_T Bo mi się serduszko kraje :P On jest piękny inaczej ^^
    Nie stać mnie na bardziej ambitny komentarz, bo siedzę na praktykach xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem trzeba wyrazić się o Sebciu trochę brzydziej. Na początku było mi ciężko, ale już dawno się przyzwyczaiłam xD.
      W tym opisie Ida pokazała się jako ta czerwonooka ciemność, która ją splątała. Sebastian znowu jest tą końcową jasnością. Nieintuicyjnie trochę, wiem, ale dla Lizz właśnie tak to wygląda. Sebastian właściwie nigdy nie był dla niej przyczyną zła, no - do czasu xD.
      A te sobie, to chyba ustawie jako wyjątek w wordzie, żeby ni to podkreślało, albo zrobię tak, jak mówisz, bo to mnie już wkurza TT_TT.
      Za to to jedzenie... WIDAĆ BYŁAM GŁODNA XDDDD.

      Usuń

.