środa, 12 października 2016

Tom IV, LXIII

Dzisiejszy rozdział został zbetowany na najnudniejszych zajęciach w semestrze. Mam nadzieję, że wyszło całkiem znośnie.
Halloween coraz bliżej, a tuż przed nim druga rocznica blogusia. Dalej milczycie w sprawie artów, więc nie będzie z tego powodu jakiegoś eventu, bo pewnie nic by z tego nie było. Pojawi się za to jakiś specjalny post z tej okazji. Więc jeśli ktoś jednak coś stworzy (o jednym arcie wiem :*), to dołączę do publikacji. Nie wiem jeszcze dokładnie,, co to będzie, więc nic więcej Wam nie zdradzę. Na pewno będzie miało halloweenowy motyw, bo kocham Halloween <3. 
Co tam poza tym... Jak Wam napiszę, że zbliża się pewien ważny moment, ostatni z tych kluczowych przed wojną, to uwierzycie? xD 
No nic, pora kończyć gadanie. No i jak zwykle zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach! :)

Miłego! :*

============================

Hrabianka wyjątkowo nie zwlekała zbyt długo z rozpoczęciem pracy. W eskorcie stangreta udała się do swojego gabinetu, gdzie po prawej stronie masywnego biurka leżała góra gazet, o które prosiła Sebastiana. Na środku, tuż naprzeciwko krzesła, znajdowała się sterta dokumentów, sugestywnie wysunięta na skraj blatu. Michaelis stanowczo dawał dziewczynie do zrozumienia, w jakiej kolejności powinna rozpocząć obowiązki tego dnia. Przyznała mu rację, spory stos kartek jednoznacznie świadczył o tym, że naglił ją czas. Zajmowanie się firmą wcale nie było łatwe. Lizz zazdrościła samozaparcia przyjaciółce, która bez niczyich ponagleń potrafiła samodzielnie zabrać się do pracy i ślęczeć nad dokumentami przez kilka godzin bez przerwy. Jej samodyscyplina nie była aż tak rozwinięta.
Nastolatka sięgnęła po pierwszą z kartek. Powiodła wzrokiem po zapisanej nań treści, a potem chwyciła za pióro i podpisała się w odpowiednim miejscu. Właściwie tylko tyle musiała zrobić – świadomie złożyć podpis pod kilkudziesięcioma dokumentami. Kamerdyner zadbał o to, by wszystkie podejrzane umowy wróciły do ich twórców, póki nie zostaną sporządzone według korzystnych dla Roseblack warunków. W takich chwilach Lizz wyjątkowo doceniała zaradność i umysł demona. Gdyby nie on, spędziłaby w gabinecie dosłownie cały dzień.
Uporawszy się z nudnymi papierami, wreszcie mogła skupić się na tym, po co w pierwszej kolejności zawitała do pomieszczenia. Przesunęła dokumenty na bok, a kupkę gazet przed siebie. Znów zanurzyła się w lekturze, tym razem jednak wyciągając spośród pylącego, cienkiego papieru niskiej jakości pojedyncze arkusze, na stronach których znajdowały się interesujące ją ogłoszenia. Łącznie było ich pięć. Trzy firmy kateringowe i dwie, które zajmowały się jedynie obsługą przyjęć. Szlachcianka wiedziała, że jej idealny służący nie pozwoli, by serwowane podczas zabawy jedzenie przygotowywali ludzcy amatorzy, dlatego anonsy ekip przygotowujących posiłki zostawiła na koniec. Zaczęła od Fast Food Service, oferującej usługi każdego dnia roku w dowolnych godzinach. Brzmiało obiecująco, lecz po wykonaniu krótkiego telefonu, Elizabeth zorientowała się, że w rzeczywistości pracownicy nie bardzo wiedzieli, czym właściwie się zajmują. Zirytowana rzuciła słuchawką w trakcie rozmowy i oparła głowę na złożonych na stole dłoniach.
— Zostały cztery, mam złe przeczucia, to się nie uda… — jęknęła, niezwykle jak na siebie, pozbawiona entuzjazmu.
— Może ja ci pomogę? — Usłyszała znajomy głos.
Energicznie uniosła głowę i rozejrzała się wokół, ale nie dostrzegła nikogo, kto mógłby być źródłem dźwięku.
— Przestań ślepić się jak sroka, jestem w twojej głowie. Zapomniałaś o mnie? Tak dobrze ci się żyło? Chyba pozwoliłam ci na zbyt wiele. Cóż… Pora to naprawić — kontynuował kpiący głos.
— To… ty!
— Brawo! Zgadłaś, ale z takim refleksem…
— Czego chcesz? Znowu wyczyścisz mi pamięć? To bez sensu. Zjawiasz się, wspomnienia wracają, a potem znikasz i zabierasz je ze sobą. Więc po co w ogóle się ze mną widujesz? — mruknęła niezadowolona Lizz.
Wcisnęła się w oparcie fotela i obróciwszy go o sto osiemdziesiąt stopni, wyjrzała przez okno. Jej oczom ukazał się ogrzewający serce, piękny zimowy krajobraz. Skąpane w białym puchu korony drzew, od których promienie słońca odbijały się setkami kolorowych refleksów.
— Zima! Wreszcie zima!
— Wspaniale… Pewnie chciałabyś wyjść pobiegać, nie? Ach, nie, wybacz, nie możesz chodzić.
— Zamknij się. To nie potrwa zbyt długo, jeszcze trochę i wrócę do pełni sił!
— Niedoczekanie. Kurwa, ty naprawdę jesteś głupia — westchnęła Ida.
Zirytowana naiwnością hrabianki, wprowadziła ją w stan snu, dzięki czemu znów mogły stanąć twarzą twarz wewnątrz umysłu.
Lizz siedziała na krześle, którego tak naprawdę nie było. Kiedy się zorientowała, upadła na podłogę. W tym czasie jej alter ego zdążyło się zbliżyć. Pochyliło się, uśmiechnęło życzliwie i wyciągnęło rękę.
— Pomogę ci — oświadczyła, ale szlachcianka spojrzała tylko kpiąco na dłoń sobowtóra i prychnąwszy pod nosem, zaczęła nieudolnie wstawać z czarnej jak smoła ziemi. — Daj mi rękę! Nie mogę patrzeć, jak się tak żałośnie wleczesz!
Ida szarpnęła Elizabeth i podniosła ją do pionu. Z ciemności wokół siebie wyciągnęła dwie kule i wepchnęła je w dłonie hrabianki. Wydawała się niezwykle wściekła. Dotąd zawsze była ironiczna, pewna siebie i nawet, kiedy wydawało się, że jest zdenerwowana, w pełni nad sobą panowała. Tym razem jednak było inaczej. W jej zachowaniu było widać niepewność, jakby obawiała się, że plan – który niewątpliwie miała i skrzętnie ukrywała go przed drugą świadomością – wisiał na włosku.
— Jesteś bezużyteczna.
— Dziękuję, wzajemnie. Powiesz mi wreszcie, czego tak naprawdę chcesz? Zabić mnie? To zabij! Zrób coś, bo ta twoja bierność jest równie żałosna, co ja — prowokowała nastolatka.
Miała nadzieję, ze tym razem zdoła wyciągnąć z doppelgangera coś więcej. Coś, co pozwoli jej odkryć chytry plan Idy, zapamiętać to spotkanie, by móc powiedzieć o nim Sebastianowi. Jednak jej druga natura nie była głupia. Mogła się tego spodziewać, w końcu pierwotnie zrodziły się z tej samej świadomości.
Czerwonooka wersja Lizz przysunęła się do towarzyszki i wpatrywała się w nią z niezwykle bliskiej odległości, znacznie naruszając przestrzeń intymną hrabianki. Ta jednak zacisnęła zęby i ani drgnęła, starając się wyczytać jak najwięcej informacji z mimiki twarzy swojej kopii.
— Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Pamiętasz, jak ten zidiociały shinigami próbował cię uzdrowić? Nie pamiętasz, bo jesteś głupia. Niemniej jednak, to byłam ja. A ty, głupia kretynko, zamknęłaś mnie w sobie i nie pozwoliłaś pomóc! Musisz chodzić, rozumiesz? Przykuta do wózka jesteś warta tyle samo, co jakaś marna kukła!
— O czym ty pleciesz?
— Nieważne. Słuchaj mnie uważnie. Pomogę ci. Sprawię, że będziesz mogła chodzić. Wprawdzie zwlekałyśmy z tym zbyt długo, więc to nie będzie wyglądało tak, jak planowałam, ale jeśli się zgodzisz, obie na tym skorzystamy. Właściwie i tak cię zabiję, a w ten sposób przynajmniej pożyjesz sobie nieco godniej niż teraz… — opowiadała Ida.
Elizabeth nie była pewna, czy w dalszym ciągu mówiła do niej, czy już zdążyła zapomnieć o tym, że stała obok i zaczęła prowadzić monolog z samą sobą. Słuchała jej jednak bardzo uważnie, starając się wywnioskować coś ze słów doppelgangera. Cokolwiek chciała osiągnąć, potrzebowała do tego sprawnego ciała. Wyglądało więc na to, że szlachciance udało się częściowo pokrzyżować jej plany, choć przypłaciła to własnym zdrowiem.
— Zgoda — przerwała sobowtórowi.
— Co?
— Powiedziałam, że zgadzam się na twoją pomoc. Pod warunkiem.
— Myślisz, że znajdujesz się w pozycji, która umożliwia ci stawianie warunków? Nie kpij sobie ze mnie!
— Zawsze mogę zrezygnować…
— Dobra, gadaj!
— Zgodzę się, jeśli obiecasz, że będziesz spotykać się ze mną raz w tygodniu — zaoferowała Lizz.
— Na cholerę ci to? Szukasz przyjaciółki? Próżny trud… Kto chciałby zadawać się z kimś takim.
— No więc?
Ida prychnęła pod nosem i zaczęła kląć na Elizabeth, ale w końcu niechętnie przyjęła ofertę. Właściwie nie miała wyjścia, a fakt, że hrabianka się zorientowała, niesamowicie wyprowadzał ją z równowagi. Chcąc jak najszybciej rozstać się z irytującą świadomością, wyciągnęła do niej rękę i kazała Lizz otworzyć się na to, co zrobi. Samo określenie niewiele podpowiadało nastolatce, ale kiedy tylko dłonie obu świadomości się połączyły, poczuła, jak przez jej ciało przechodzi niezwykle silny prąd energii. Nieopisana moc krążyła po jej organizmie, niczym krew, boleśnie przedzierając się coraz dalej. Lizzy początkowo starała się z nią walczyć, ale potem zorientowała się, że właśnie do tego odnosiło się stwierdzenie Idy. Odpuściła, a ból powoli ustawał na rzecz wzrastającej siły, która wydawała się hrabiance niezwykle obca i niepokojąca. Kiedy uczucie zniknęło zupełnie, ocknęła się i rozejrzała nieprzytomnie po gabinecie.
— Zasnęłam? — zapytała sama siebie i spojrzała na zegarek. Chodziła trzecia po południu. — Cholera! Zasnęłam! — krzyknęła i nerwowo chwyciła za telefon, by zadzwonić do kolejnej z firm.
Chwilę później usłyszała pukanie do drzwi. Sebastian oświadczył, że przyniósł herbatę i wszedł do środka, uśmiechając się życzliwie. Spojrzał badawczo na nastolatkę, a potem powiódł wzrokiem po biurku.
— Skończyłaś?
— Na to wygląda — odparła, podsuwając do siebie filiżankę.
Kolejna świąteczna mieszanka, wydzielająca przyjemny, cynamonowo-pomarańczowy aromat. To zdecydowanie nie był przypadek. Demon próbował jej coś przekazać. Upiła odrobinę naparu, a potem odsunęła fotel i chwyciwszy kule, z gracją podniosła się z siedzenia i podeszła do okna.
— Sebastian! — krzyknęła, nim demon zdołał wyrazić zdziwienie tym, z jaką łatwością udało jej się pokonać tę niewielką odległość. — Śnieg! Pada śnieg! Pójdziemy porzucać śnieżkami? — zapytała, odwracając się do niego.
Na twarzy kamerdynera dostrzegła szczery szok mieszający się z radością i nutą podejrzliwości. Podeszła do mężczyzny i delikatnie wtuliła się w jego pierś. Była szczęśliwa z powodu pierwszego śniegu, pragnęła przekazać mu tę radość i z jakiegoś powodu uznała, że właśnie tak przyjdzie jej to najłatwiej.
Sebastian nie odpowiedział. Przez chwilę się nie ruszał, analizując, co właśnie się stało, by w końcu przytulić do siebie nastolatkę. Oparł podbródek na jej głowie i delikatnie przeczesał palcami jej włosy.
— Udało ci się, panienko — powiedział ledwo słyszalnie, jakby w obawie o to, że słowami zrujnuje tę podniosłą chwilę.
Nie wierzył, iż działo się to naprawdę. Jeszcze tego ranka dziewczyna ledwie zdołała dojść do drzwi, a raptem parę godzin później swobodnie przemaszerowała o kulach przez pół pokoju i zdawała się nawet nie odczuwać żadnego dyskomfortu.
— Czy ty się cieszysz, demonie? — zapytała podejrzliwie nastolatka, zadzierając głowę, by spojrzeć w twarz kamerdynera. — Aż tak raduje cię śnieg? Nigdy wcześniej się tak nie ekscytowałeś. To znaczy, że pójdziemy rzucać?
— Panienko… Naprawdę nie zauważyłaś? Właśnie przeszłaś przez pokój, o kulach, samodzielnie, bez ani jednego zachwiania ani potknięcia. Naprawdę wracasz do zdrowia — wyjaśnił ciepło.
Był tak szczęśliwy, a cały niepokój, który od rana irytował Elizabeth, bezpowrotnie zniknął z jego oblicza, aż nastolatce momentalnie udzielił się nastrój służącego i nieomal zaczęła płakać ze wzruszenia. Zaskoczona zachwiała się jednak, a wtedy Michaelis wziął ją na ręce i wyniósł z sypialni.
— Zrobiłam to, Sebastian…! — krzyknęła po chwili, kiedy znosił ją po schodach.
Dopiero wtedy dotarło do niej, co to oznaczało. Jeśli do końca dnia przez wszystkie ćwiczenia będzie dalej w takiej doskonałej kondycji jak chwilę wcześniej, wreszcie będzie mogła odważyć się na wykonanie tego kroku. Najbliższa przyszłość zaczęła lśnić w jej wyobraźni oślepiającym blaskiem szczęścia, aż cała zaczęła drżeć z podniecenia.
— Sebastian… Po obiedzie chcę porozmawiać z Tomoko — poinformowała służącego i korzystając z sytuacji, w jakiej się znalazła, bezkarnie wtuliła się w jego pierś, nie pytając dokąd ją niósł, póki nie znalazła się na krześle w głównym holu, czekając, aż demon przyniesie jej płaszcz. — Sebastian, Tomoko też! Pójdź po nią. Na chwilę może się oderwać od pracy. Pierwszy śnieg jest tylko raz w roku. Zbierz wszystkich, świętujmy to razem! Nie patrz tak, tylko kwadrans! — mówiła jak nakręcona, a Michaelis z trudem zachowywał powagę i srogą minę, której się po nim spodziewała.
Pokłonił się jednak niemal natychmiast, gdy tylko zamilkła i entuzjastycznie ruszył poinformować wszystkich, że w trybie natychmiastowym mają stawić się przed głównymi drzwiami rezydencji. Służącym nie trzeba było powtarzać. Już po pierwszym okrzyku demona zaczęli się przebierać i po minucie, zwarci i gotowi, zameldowali się w kuchni. Sebastian wysłał ich do holu, do Elizabeth, a sam poszedł powiadomić księżniczkę. Wyrwana z zamyślenia w pierwszej chwili nie wiedziała, o czym właściwie mówił kamerdyner, ale gdy tylko się zorientowała, bez wahania porzuciła pracę i w asyście Michaelisa ubrała się w ciepły płaszcz. Nie miała nic przeciwko małej przerwie, szczególnie że rzadko widywała śnieg, a skoro służący poinformował, że jej przyjaciółka zarządziła tę bitwę, wiedziała, że musiało wydarzyć się coś niezwykle dobrego.
Nie myliła się. Gdy tylko dotarła na miejsce zbiórki, zobaczyła stojącą o kulach Lizzy, która z wypiekami na twarzy opowiadała Jeanny o swoim pomyśle na taktykę w walce. Mężczyźni przeciwko kobietom – usłyszała japonka, zanim jeszcze zdążyła do nich dołączyć. Taki podział sił wydawał jej się niesprawiedliwy, zresztą nie była w tej opinii odosobniona, bo Tai miał dokładnie takie samo zdanie, ale żadne z nich nie wniosło sprzeciwu. Uznali, że demon będzie wiedział, jak powinien się zachowywać, w końcu był najbliższym towarzyszem Elizabeth, takie niuanse winny być dla niego oczywistością.
— Idziemy! Dziewczyn jest mniej, więc zaczynamy na podjeździe, mamy naturalną pomoc w postaci zaspy, a wy nie. Będzie sprawiedliwie. Do trzech trafień. I nie oszukiwać! — zarządziła hrabianka, gdy tylko przekroczyli próg rezydencji.
— Tak jest!  Odparli jednym głosem służący.
Wszyscy zajęli miejsca. Sebastian rzucił w górę jedną ze śnieżek. Moment jej zetknięcia się z podłożem oznaczał początek bitwy. Gdy tylko kulka uderzyła o kamienną dróżkę, w powietrze wzbiły się tumany drobinek śniegu odłączających się od zbyt luźno zlepionych pocisków. Frederic i Sebastian zajmowali się produkowaniem amunicji, a Tai z Thomasem biegali pomiędzy nimi, co chwilę podnosząc kolejne śnieżki i rzucając nimi w przeciwniczki.
W kobiecej drużynie nie było takiego podziału obowiązków. Każda z nich jednocześnie zajmowała się rzucaniem i formowaniem kolejnych kulek. Przewaga w postaci zaspy oddzielającej je od przeciwników znacznie ułatwiała to zadanie, jednak zwinni, młodzi służący szybko wyszli na prowadzenie. Po dziesięciu minutach rzucania każdej z dziewczyn zostało ostatnie uderzenie, podczas gdy Sebastian i Frederic wciąż byli nietknięci. Jednak nie miało znaczenia, kto wygrywa. Liczyła się dobra zabawa, a tej nie brakowało nikomu. Na ich twarzach przez cały czas obecny był uśmiech. Czerwone od wypieków policzki ozdabiały zmarznięte twarze, a mokre włosy przylepiały się do skóry. 



6 komentarzy:

  1. Nie mam pomysłu na jakiś bardziej ambitny komentarz, dzisiaj nie mam weny na komcia ( zazwyczaj się rozpisuję xd) ,ale jak zawsze staram się coś napisać :) A więc to spotkanie z Idą to ten ważny moment przed wojną ? Nie sądziłam nawet, że to właśnie ten momenr nastąpi. W tym rozdziale Lizz wydaje mi się trochę naiwna w stosunku do Idy, nie sądziłam,że tak jej ufa,że przyjmuje jej propozycję ,ta miała niby jej pomóc wyzdrowieć, ale czuję, że Ida szykuje dla niej jakiś podstęp czy coś w tym rodzaju. A następny rozdział zapowiada się bardzo ciekawie, bitwa na śnieżki i te sprawy ^^
    Do następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lizz nie jest tutaj naiwna. Ona, co podkreślałam wielokrotnie, od początku doskonale umiała odczytywać emocje ludzi. Co oczywiście w niektórych sytuacjach szwankuje, no ale to normalnie, ale generalnie jest w to dobra. W momencie spotkania z Idą, ta osblokowuje jej wspomnienia z poprzednich spotkań, które potem odbiera. Mając do nich dostęp, Lizz mogła szybko przemyśleć sprawę. Po zachowaniu Idy poznała, że z jakiegoś powodu naprawdę zależy jej na tym, by Lizz była sprawna, a nie mogła nic z tym zrobić bez zgody Lizz. Można więc domniemywać, że Lizz ma wpływ na Idę, zreszta tak, jak potrafiła ją okiełznać w pewnym momencie w poprzednich częściach, gdy jeszcze nawet nie wiedziała, że Ida istnieje. Ona nie może pomóc Lizz bez jej zgody, a że umie pdczytywać emocje, o czym Ida siłą rzeczy wie, bo też można wywnioskować, że cały czas uśpuona obserwuje jej życie, nie mogła jej okłamać, bo by się nie zgodziła. Więc pozornie to się może wydawać łatwowierne, ale w gruncie rzeczy to przemyślana decyzja. Lizz liczy na to, że dzięki tym spotkaniom znów uda jej się trafić na moment, gdy Ida niechcący się przed nią odkryje i w jakiś sposób dowie się, co planuje.
      Tak to napisałam, że nie wiem, czy zrozumiesz TT_TT. No ale mam nadzieję, że tak :P.
      Do zobaczenia i dzięki za komcia :*. Tak tu dziś cicho, że aż mi smutno TT_TT.

      Usuń
  2. Tak mało komentarzy :o Rozdział bardzo szybko się czytało. Nawet ne zauważyłam kiedy koniec. Ciekawe co kombinuje Ada. Pewnie na bolu walki zacznie kontrolować ciało Lizzy by pomóc grabiarzowi i armi dziecięcych demonów. Tylko znając Lizzy ta zacznie prowadzić z nią wewnętrzną walke i wygra. Czemu ja zawsze muszę wnosić takie teorie spiskowe xd pewnie i tak większość jest nie uda, ale co tam. Przynajmniej mam pomysł na trochę dłuższy komentarz. Oby Ida nie zaczeła psuć ,,związku" Lizzy i Seby. Zwłaszcza, że wszystko idzie coraz w lepszym kierunku. Przynajmniej mam taką nadzieje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komciaaaaa ♡♡♡♡.
      Ida raczej nie będzie sabotować związku Seby i Lizz. Ona nie chce, żeby Sebastian o niej wiedział - po to czyści pamięć Lizz, by mu o niej nie powiedziała. Ona ma swój cel o tylko to ją interesuje. Reszta nie ma dla niej znaczenia, a wobec Sebastiana żywi negatywne uczucia. Jednak nie ns tyle negatywnr, by to odwróciło jej uwagę :P. Ale fakt faktem - jest niebezpieczna.

      Usuń
  3. Ooo, dwa przecinki, jak to twoje oczka edytorskie przepuściły T_T "dokładnie,, co to ". Ja też chcę wiedzieć, co to.
    Czy mogę się doczepić? XD
    Szczerze, to nie pamiętam, co firma Lizz tworzy, ale to już pikuś. Chodzi mi bardziej o to, że zarządzanie firmą nie polega ( chyba w żadnych czasach) jedynie na podpisywaniu się. Chociaż przebąknij od czasu do czasu, że musiała z kimś się spotkać bo tak trzeba, że miała przychody albo dług, bo coś tam coś tam coś, ale Sebastian był takim świetnym menadżerem, że nazajutrz go już nie było ;)
    Hahahaha XD Jesteś bezużyteczna. Ty też XD No jakbym sama ze sobą czasami gadała xD piękne to było i dzięki temu wiadomo, czemu Lizz tak hop-siup wyzdrowiała. Czy Ida chce się na kimś zemścić? Do tego potrzebowała by sprawnego ciała, ja tam sądzę, że ma wąty do Grabarza. No, koniec komcia, niedługo nadrobię straty ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to był bardzo ważny przecinek, no. Tak szczerze, to przedmowę napisałam wcześniej i potem zapomniałam ją przeczytać, to poszła tak xD. Shit happens :P.
      Nooo, bo z tą firmą to jest tak, że jak ona była w takim złym stanie, to się nią nie zajmowała. A kto i kiedy to robił, no cóż. Ma od tego bliżej nie określonych ludzi, ale w sumie mogę o nich wspomnieć, tak dla zasady. Bo normalnie to jest tak, że Sebuś załatwia wssystko, co niezbędne, bo ma pełnomocnictwo, a jej zostaje tylko to przeczytanie u podpisanie. I o ile dawniej mógł wymagać od niej robienia czegoś, o tyle teraz jej pobłaża. Swoją drogą, jak to będę przerabiać, to firma Lizz będzie się zajmowała czymś zupełnie odmiennym i wtedy będę to wplatać do fabuły. Dlatego w sumie nie chcę zbyt dużo o tym mówić już teraz. No, w sumie dlatego zaniedbałam ten wątek...
      I ten, no... Mówiłam, że jej się magicznie polepszy xD. Imperatyw i te sprawy. I kurde, niech już będzie to, z czego bekę tylko Ty masz rozumieć, bo już się nie mogę doczekać!!! XD

      Usuń

.