sobota, 15 października 2016

Tom IV, LXIV

Liczba komciów do poprzedniego rozdziału mnie zasmuciła TT_TT.
Aż taki zły czy taki mdły, że nie mieliście nic do powiedzenia? Dajcie znać, bo mnie to zastanawia.
Ale nie o tym dziś chciałam. Wczoraj dostałam komcia od jednej ze stałych komentatorek, no i potem sobie pogadałyśmy na privie i doszłam do wniosku, że popełniłam w Róży błąd, w tym tomie, mówiąc dokładniej. Kojarzycie te kilka wyrwanych z kontekstu scenek, po których nastąpiło huczne minęły trzy miesiące"? O to mi się rozchodzi. Trochę źle to skonstruowałam, przez co mój przekaz był niejasny. Chodziło o to, że te scenki były jednymi z wielu, które wydarzyły się na przestrzeni tego kwartału. Miały pokazać, że to nie było coś w stylu: akcja stop. Lizz się leczy. Wyleczyła się. Jedziemy dalej. Widać eksperyment z formą nie do końca mi wyszedł :P. Ale nie byłoby problemu, gdybym (i tu przechodzę już do sedna) nie biegła tak na łeb na szyję, widząc, ile już stron napisałam. Bo ten tom ma już w tej chwili więcej stron niż poprzednie. I chciałam to szybko skończyć, żeby nie był nie wiadomo jaki długo, ale wiecie co? To bez sensu. Przez to nie pisało mi się z przyjemnością i nie mogłam spokojnie poopisywać uczuć (a przecież to tak bardzo lubimy xD). Dlatego postanowiłam, że mam gdzieś, ile stron będzie miał tom czwarty. Będę go pisać dalej tak, jak chcę, żeby był napisany i zakończę go tak, jak planowałam. A że będzie wybitnie długi... No cóż, to problem na przyszłość, jeśli udałoby mi się po licznych poprawkach mieć szansę to wydać w formie niezależnego utworu. 
To tyle. Dla Was to w zasadzie żadna różnica, który numerek pojawia się przed słowem "tom", zdaję sobie z tego sprawę, ale dla mojego komfortu psychicznego podczas pisania ma to wielkie znaczenie. To tyle na dziś.

Życzę miłego rozdziału! :* 

=========================

— Wygraliście! — krzyknęła w końcu Tomoko, kiedy Tai trafił ją śnieżką w kostkę.
Usiadła w zaspie i zaczęła oddychać ciężko, zmęczona bieganiem. Po chwili, kiedy chłopak podszedł, by upewnić się, że nic jej nie jest, chwyciła go za rękaw kurtki i pociągnęła na śnieg.
— Zimowa kanapka!!! — wydarł się Thomas i szarpnąwszy Frederica, rzucił się biegiem w stronę dwójki nastolatków, by za chwilę wylądować na nich.
Po nim dołączył stangret i pokojówka, a na samej górze usiadła Lizz, dumnie obwieszczając, że jest wisienką na zimowym serniku.
— Jest panienka pewna? — zapytał stojący dotąd z boku Sebastian.
— Jestem.

Demon uśmiechnął się przebiegle i chwycił hrabiankę w pasie, a potem sam usiadł na szczycie, układając dziewczynę tyłem do siebie pomiędzy nogami.
— Teraz jesteśmy dwiema wiśniami — stwierdził, śmiejąc się pod nosem.
Ludzki sernik był wyjątkowo stabilny, bo kiedy tylko kamerdyner dołączył do zabawy, zszokowane towarzystwo ucichło na chwilę, bojąc się, żeby go nie spłoszyć. Elizabeth nie dała jednak odczuć Michaelisowi, że coś było nie tak. Krzyczała, szarpała się i powtarzała co chwilę, by ją puścił.
— Zostaw, Sebastian! To moja posiadłość i mój sernik! Puszczaj, no! Ja jestem wisienką!
— Proszę nie być tak samolubną damą, panienko. To zaszczyt móc dotrzymywać ci towarzystwa, nie chciałbym z tego rezygnować — przekomarzał się.
— Ale to mój sernik!!! Sebastian!
— Zejdźcie już, ciężko mi! — jęknął Thomas.
— A co my mamy powiedzieć? Leżymy na samym dole! Gorąco tu!
— Jest zima!
— Zamknij się, Thomas!
— Sam się zamknij, Tai!
— Panowie, uciszcie się, nie zachowujcie się tak przy damach!
— Frederic!!! — krzyknęła Elizabeth i zsunęła się po Thomasie na sam dół. — To było coś! Musimy to powtórzyć! Jak przyjedzie Timmy, to też zagrajmy!
W ślad za dziewczyną wszyscy po kolei zaczęli się od siebie odsuwać i otrzepywać z białego puchu. Tai pomagał księżniczce, a Sebastian chciał użyczyć ramienia Lizz, jednak ona uparła się, że podniesie się samodzielnie. Ku zdziwieniu wszystkich, w szczególności samej zainteresowanej, udało jej się to bez problemu.
— Naprawdę się naprawiłam… — mruknęła sama do siebie, poważniejąc na chwilę, ale zaraz potem na jej ustach ponownie zagościł szeroki uśmiech.
Wraz z resztą domowników ruszyła do drzwi, zostawiając w tyle jedynie Sebastiana, który, korzystając z okazji, chciał odśnieżyć korony drzew. Obserwował oddalającą się od niego hrabiankę, nie mogąc wyjść z podziwu nad jej determinacją. Poprawiło jej się tak szybko, że zakrawało to na cud.
— Naprawiłaś, Elizabeth… — szepnął, uśmiechając się pod nosem, po czym podszedł do najbliższego z drzew i kopnął w pień, sprawiając, że całe góry śniegu osypały się z gałęzi tuż pod jego nogi.
~*~
Po obiedzie hrabianka spotkała się z Tomowo w swojej sypialni. Zgodnie z wcześniejszym postanowieniem, zamierzała opowiedzieć jej o swoim pomyśle i zapytać o radę, bo poprawa nadeszła tak szybko, że nie zdążyła się jeszcze oswoić z sytuacją. Księżniczka przyszła do pokoju przyjaciółki zaraz po posiłku. Obie usiadły na łóżku i zgodnie uznały, że przyda im się herbata. Pociągnięcie złote sznura poskutkowało zjawieniem się demona wraz z tacą i dwiema filiżankami zalanymi wysokojakościowym Roal Earl Greyem. Kiedy Sebastian opuścił pomieszczenie, dziewczyny nasłuchiwały, czy na pewno sobie poszedł, a kiedy to nastąpiło, Lizz zanurzyła usta w filiżance, a potem westchnęła ciężko.
— Jak ci idzie praca? — zapytała, w ostatniej chwili rezygnując z poruszenia najważniejszego tematu.
— Dobrze. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w święta będę mogła zrobić sobie wolne, żeby spędzić je z wami w całości!
— To świetnie. Ja też odłożę pracę na kiedy indziej, żebyśmy mogły spędzić ten czas razem. Dostałam nawet list od Jamesa. Pisał, że nie da rady się zjawić, ale wysłał nam prezenty. Kazał je dostarczyć w Wigilię.
— Ja wyślę paczkę do domu razem z dokumentami za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że udobrucham matkę herbatą.
— Na pewno. W końcu będzie musiała zmienić swoje podejście, ile można się tak zachowywać, to niepoważne — mruknęła zirytowana Lizz.
Zachowanie pani Hashimoto wobec córki niezwykle ją irytowało. Nie wyobrażała sobie czegoś podobnego. Ten niesamowity brak delikatności wobec własnego dziecka był niemalże nieludzki, nawet prawna opiekunka Timmy’iego nie zachowałaby się w tak bestialski sposób. Japonia rządziła się wprawdzie innymi zasadami, kult starszych nie pozwalał księżniczce przeciwstawiać się woli matki, a upierając się na wyjazd i tak już złamała obyczaje. Sytuacja bez dobrego wyjścia, kłopotliwa i ciężka, na którą nic nie dało się poradzić  – to najbardziej drażniło hrabiankę. Zastanawiała się, jak pomóc przyjaciółce. Nie chciała zostawić tej sprawy w taki sposób. Po wszystkim, co Tomoko dla niej zrobiła, była jej to winna.
— Lizzy, o czym chciałaś tak naprawdę rozmawiać? — zapytała Tomoko, widząc, że coś gryzło przyjaciółkę; trudno było nie zauważyć jej strutej miny i drżących rąk.
— No bo… — jęknęła hrabianka. — Kiedy jeszcze w ogóle nie czułam nóg, zaczęłam prowokować Sebastiana, sama wiesz, jak. Sama nie wiem, czemu, jakoś tak, to było głupie. Postanowiłam sobie wtedy, że kiedy będę w stanie samodzielnie przejść od łóżka do łazienki, to powiem mu… Znaczy, zaproponuję… To jest, eh, no po prostu powiem, że chcę z nim być! — wydusiła ciężko i natychmiast ukryła twarz za filiżanką, niezwykle powoli smakując herbatę, jakby była najpyszniejszym wywarem, jakim kiedykolwiek przyszło jej się raczyć.
— I co, udało ci się dojść?
— Nie o to chodzi! Miałaś powiedzieć, czy to w ogóle ma sens!
— No a czemu miałoby go nie mieć? — dociekała zdziwiona i nie mniej rozbawiona księżniczka.
Zakłopotana Elizabeth zawsze niezwykle ją bawiła. Na co dzień wydawała się taka chłodna i opanowana. Wszystkie sprawy związane z firmą i z pracą dla podziemia zawsze załatwiała bez trudu, nigdy nie mając wątpliwości, lecz kiedy trzeba było rozmawiać o miłości, nagle zamieniała się w najbardziej płochliwą, nieporadną i niepewną siebie istotę na świecie.
— No bo ja nie wiem, czy powinnam… Bo ostatnio, kiedy wyznaliśmy sobie uczucia, zostawił mnie na pół roku — wyjaśniła markotnie.
Tomoko przysunęła się do niej i położyła na plecach przyjaciółki koc, przez który poklepała ją przez ramię. Chociaż tak mogła wesprzeć przyjaciółkę, by nie wzbudzać w niej nieprzyjemnego uczucia.
— Dziękuję…
— Po co wymyśliłaś coś takiego? — Tomoko spojrzała z uśmiechem w oczy Elizabeth.
Doskonale wiedziała, dlaczego zachowała się w ten sposób, ale chciała, by hrabianka sama to sobie uzmysłowiła. Tak, jak dawno temu, dopiero gdy sama zdała sobie sprawę ze sowich uczuć i pobudek, mogła ruszyć do przodu. Japonka zawsze uważała, że kluczem do szczęścia jest dobre zrozumienie samego siebie. Jako najbliższa przyjaciółka Lizz pragnęła, by była radosna, dlatego naprowadzała ją na odpowiedź, wiedząc, że ta magicznie odkryje przed nastolatką receptę na upragniony błogostan.
— Bo nie mogłabym z nim być, nie mogąc się samodzielnie ruszać.
— Dlaczego?
— No bo… Nie mogłabym go złapać. Gdyby uciekł. I nie mogłabym go powstrzymać, gdyby chciał zrobić coś głupiego. Nic bym nie mogła, byłam zupełnie od niego uzależniona.
— I dlaczego to źle?
— Bo lubię kontrolować sytuację. Po co tyle pytań?
— Chcę, żebyś sama do tego doszła. To bardzo proste.
— Co jest proste? Że postanowiłam wyznać mu miłość, kiedy będę mogła go kontrolować, bo boję się, że znowu go stracę? I co mi to niby mówi? — kpiła szlachcianka.
— To, że teraz już kontrolujesz sytuację i możesz to zrobić. A wiesz, dlaczego masz wątpliwości?
— Wiem… To nie miało stać się tak szybko, nie oswoiłam się z tym. Ale to mi wcale nie pomaga, wiesz? Dalej nie wiem, czy robię dobrze.
— Nie musisz — odparła lekko japonka. — Zrozumiałaś swoje pobudki, to najważniejsze. Chcesz spróbować dojść do łazienki? — zaproponowała Tomoko.
Podniosła się z łóżka i zabrała Elizabeth kule. Postawiła je za drzwiami koło wanny i zaśmiała się pod nosem. Widziała w oczach przyjaciółki, że pragnie to zrobić, ale w dalszym ciągu się boi. Wyznanie uczuć było dla niej trudne, miała do tego prawo ze względu na to, co przeżyła, ale przynajmniej wiedziała już, po co cały ten pomysł z chodzeniem. Mogłaby równie dobrze zrezygnować i uznać, że powie demonowi o tym, co nosiła w sercu. To nie była kwestia zdania jakiegoś testu, chodziło jedynie o czas na oswojenie się z rzeczywistością i zyskanie pewności siebie, a kiedy ten skończył się przedwcześnie, Lizz musiała przestać zrzucać decyzję na los i podjąć ją samodzielnie.
Szlachcianka mruknęła pod nosem. Nie była pewna, czy chce iść. Wiedziała, że uda jej się to osiągnąć, właściwie mogła z tego zrezygnować. Jeśli jednak by nie przeszła, nie zyskałaby pewności, że jest gotowa wyznać demonowi uczucia. A nawet jeśli by przeszła, to czy to da jej pewność? – nie umiała ocenić. Zasłoniła twarz dłońmi i oddychała ciężko przez palce, nie wiedząc, co powinna zrobić. Mogła zrezygnować, wycofać się i nie podejmować rzuconego sobie wyzwania, ale coś nie pozwalało jej się poddać. Uznała więc, że skoro się waha, to znaczy, że chce, tylko nie ma odwagi się do tego przyznać. I wtedy zrozumiała, po co był cały pomysł z samodzielnym chodzeniem. Potrzebowała potwierdzenia własnej siły. Mając świadomość, że może to zrobić, jedynie jej własna niepewność mogła pokrzyżować plany. Dlatego postanowiła spróbować, ufając swojemu instynktowi.
— Spróbuję — oświadczyła pewnie i wspierając dłonie na łóżku, podniosła się i stanęła, lekko chwiejąc się na nogach. — Idę!
Powoli stawiała kolejne kroki. Nie szło jej się tak łatwo, jak sądziła. Kończyny szybko się męczyły i zaczynały się wlec, a ona z trudem je unosiła, obawiając się, że zachwieje się i upadnie. Jednak ze wszystkich sił pragnęła dojść do celu, co jedynie upewniło ją w przekonaniu, że była gotowa wyznać Sebastianowi uczucia.
— Jeszcze krok i będziesz na miejscu! — dopingowała Tomoko.
Wyciągnęła rękę i chwyciła przyjaciółkę. Lizz przytuliła się do framugi, a potem przeszła jeszcze kilka kroków i ciężko usiadła na zamknięta klapę sedesu ozdobioną materiałowym okryciem z kwiatowym motywem idealnie komponującym się z błękitno-szarym wystrojem łazienki.
— Udało mi się… — szepnęła z niedowierzaniem. — Dziś wszystko mi się udaje. Powiem mu! Powiem mu po jutrze, po przyjęciu z Timmy’im! — krzyknęła po chwili, uśmiechając się tak radośnie, że do oczu japonki ze wzruszenia napłynęły łzy.
Znów zobaczyła w przyjaciółce tę dawną radość i samozaparcie, które zawsze w niej podziwiała. Elizabeth wreszcie miała nadzieję, na nowo nauczyła się cieszyć życiem. Księżniczka była przekonana, że najgorsze miała już za sobą. Cokolwiek miało nadejść w przyszłości, czuła, że we dwie zdołają przez to przebrnąć.
— To teraz wracajmy, chciałam cię jeszcze zapytać o kilka rzeczy związanych z tym przyjęciem. Wiem, że to nic takiego, ale skoro wreszcie zobaczymy się z Timmy’im, chciałabym też jakoś się przyczynić do tego, by to spotkanie było sukcesem — wyjaśniła Tomoko.
Lizz pokiwała głową i podniosła się z siedziska. Wzięła do rąk kule i przy ich pomocy dotarła z powrotem na materac. Nastolatki rozsiadły się na nim i przez kolejną godzinę obmyślały wygląd sali, posiłki i niespodziankę, którą chciały sprezentować chłopcu w trakcie jego przedświątecznego pobytu w posiadłości.
Elizabeth miała sobie za złe, że znów tak długo nie widziała się z kuzynem. Nie chciała martwić go swoim stanem zdrowia, dlatego za każdym razem odmawiała spotkania, wymyślając coraz to nowe, dziwne pomysły, byle tylko nie stanąć z chłopcem twarzą w twarz i nie smucić go swoim kalectwem. Malec miał zbyt ciężkie życie i zbyt dobre serce, by obarczać go czymś takim. Jednak wtedy, kiedy była już w stanie poruszać się w miarę samodzielnie, nie mogła odwlekać wizyty. Poza tym już nie chciała, stęskniła się za kuzynek, Tomoko zresztą czuła się tak samo. Obie uwielbiały blondyna i chętnie spędzały z nim czas. Zawsze napawał je optymizmem. Nawet kiedy po śmierci rodziców całkowicie się zmienił, były przy nim i starały się wspierać go ze wszystkich sił, choć Lizz wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że właśnie ona stała się przyczyną jego cierpienia.
Przyjemnie spędzony czas musiał jednak w końcu dobiec końca. Tomoko była zmuszona wracać do pracy, a hrabiankę czekał kolejny trening. Kiedy tylko Sebastian zjawił się u drzwi sypialni, by poinformować ją, że nadeszła już pora, po plecach nastolatki przebiegł zimny dreszcz, a potem cała zaczęła drżeć z podniecenia. Nie wiedziała, czy będzie w stanie traktować demona normalnie, póki nie wyzna mu uczuć. Tak długo na to czekała i wreszcie miała pewność. Czuła się gotowa, jej kończyny były gotowe, przyjaciółka uważała, że to dobry pomysł. Nic nie stało na przeszkodzie! Musiała już tylko uwierzyć, że kiedy prawda wyjdzie na jaw, okrutny los nie odbierze jej ukochanego. Nie zostało jej przecież wiele życia – kiedy tylko wojna dobiegnie końca, Sebastian zginie, a ona wraz z nim – do tego czasu chciała cieszyć się szczęściem.
Tak, jak się spodziewała, nie potrafiła zachowywać się normalnie w obecności kamerdynera. Śmiała się głupio, czerwieniła i irytująco podnosiła głos, złoszcząc się na siebie, że zniżyła się do poziomu salonowych kokietek, którymi zawsze tak niesamowicie gardziła. Demon oczywiście bez trudu dostrzegł tę zmianę, nie wiedzieć jednak czemu, nie komentował jej. Mówiąc szczerze, Lizz odniosła nawet wrażenie, że martwił się jeszcze bardziej tym czymś, o czym nie chciał jej powiedzieć.
— Sebastian, po jutrze jest bal — oświadczyła, siedząc na stole, gdy po skończonych ćwiczeniach służący rozmasowywał jej nogę.
— Wiem, panienko. Obmyśliłem już menu, wziąłem pod uwagę plan wystroju, który wymyśliłaś z księżniczką i zająłem się transportem. Proszę się nie obawiać, wszystko będzie wyglądało dokładnie tak, jak sobie tego panienka życzy — odpowiedział uprzejmie.
Skończył masować jej nogę i wsunął na nią but. Czując, jak stopa stawia czynny opór jego ruchom, uśmiechnął się dumnie. Był naprawdę szczęśliwy, że jego pani wracała do zdrowia. Nie martwił się nawet tą nagłą zmianą, uznał, że nierównomierne postępu wynikały z blokady na psychice. Nie raz już spotykał się z ludźmi, którzy w wyniku traumatycznych przeżyć nie mogli się ruszać, mówić, tracili wzrok albo słuch, choć z medycznego punktu widzenia byli zupełnie zdrowi. Jako że nie dostrzegł ingerencji żadnych podejrzanych sił i substancji, uznał, że właśnie to było przyczyną nagłej zmiany stanu zdrowia jego pani.
Jednak nie był w stanie po prostu się cieszyć, doskonale wiedział, że w związku z tym nie powinien zatajać przed nią istnienia jednej, niewielkiej koperty, którą bezprawnie odpieczętował w jej imieniu. Zaczął zajmować się sprawą na własną rękę, zdając sobie sprawę, że Elizabeth nie będzie z tego faktu zadowolona. Nie miał jednak wyjścia. Wiedział, że jeśli dziewczyna da mu szansę wszystko wyjaśnić, powinna zrozumieć, ale to i tak nie zmieniłoby faktu, że ją okłamał. Chociaż technicznie rzecz biorąc, wcale tego nie zrobił – nie zadała takiego pytania, on tylko zataił fakt, dla jej dobra. I znów tłumaczył się przed samym sobą w ten idiotyczny sposób, który doprowadził go do punktu, w którym musiał zranić wszystkich, na których mu zależało. Tym razem jednak kontrolował sytuację i nie zamierzał posuwać się dalej. Wystarczy, że myślał o tym tak intensywnie, iż szlachcianka bez trudu zauważyła zmianę w jego zachowaniu.
— Cieszysz się, że robimy przyjęcie? Bo ja strasznie. Będzie dobre jedzenie, gry, zabawy, tańce, może nawet wspólne lepienie bałwana, jeśli pogoda pozwoli… — opowiadała podekscytowana nastolatka.
— Oczywiście, panienko.
— Nie wyglądasz na zadowolonego, wiesz? Mógłbyś czasem spróbować dostrzec piękno w takich rzeczach. Ty wiecznie się martwisz. Ostatnio uśmiechasz się tylko wtedy, gdy jesteś dla mnie złośliwy…
— To nieprawda. Proszę spojrzeć, teraz też się uśmiecham — zaoponował, posyłając jej pełen uprzejmości wyraz twarzy, jednak wiedział, że dziewczynie nie chodziło o to.
— Mam na myśli szczery uśmiech. Zachowujesz się czasem tak, jakbyś uważał, że nie zasługujesz na to, żeby być szczęśliwym. A przecież niedługo umrzesz i… — zająknęła się, zawstydzona spuszczając głowę. — Chciałabym, żebyś chociaż pod koniec tego swojego długiego życia mógł się śmiać i być szczęśliwym. Po prostu.
Michaelis spojrzał na swoją panią. Jej lekko poczerwieniała twarz i niepewny wzrok wyglądający znad opadającej na oczy grzywki zwyczajnie go rozczulił. Zależało jej na nim, na dodatek w ten najpiękniejszy, niesamolubny sposób. Pragnęła dać mu radość. Nie tylko brać i sama cieszyć się życiem, dla niej ważniejsze było jego dobro. Chyba właśnie za to kochał ją tak bardzo. Chociaż powodów było tak wiele, że nie potrafił ich zliczyć, czasem sądził, że kochał w niej wszystko – od samego poczęcia, kiedy była jeszcze komórką, przez wszystkie etapy życia, każdą zmianę, każdą łzę, kroplę krwi, włos, zapach na ubraniu, uśmiech w pochmurny dzień i przerażony krzyk rozdzierający noc. Bez względu na to, co robiła, demon zawsze czuł ciepło w sercu. Był w niej tak beznadziejnie zakochany, że gdyby się o tym dowiedziała, chyba zwyczajnie by go wyśmiała, a on dalej kochałby ją tak samo mocno.
— Jeśli takie jest twoje życzenie, zrobię wszystko, by je spełnić — wyrecytował regułkę, czym tylko zirytował dziewczynę.
Wściekła machnęła nogą, jednak źle odmierzając odległość, trafiła demona prosto w zęby, tym samym rozcinając skórę na stopie. Dopiero po chwili dotarło do niej, co właściwie się stało. W pierwszym momencie była zbyt przerażona i mogła jedynie wpatrywać się w Michaelisa, czekając, aż się odezwie.

— Sebastian! Przepraszam, to nie miało być tak! Nie tak, chciałam w ramię, przepraszam, to było głupie… — bełkotała drżącym głosem, kiedy opadł pierwszy szok.



13 komentarzy:

  1. Hehe widienka na serniku! A to dobre! Rozdział wspaniały! A wracając do poprzedniego , ja nie mialam zupełnie nie do powiedzenia. Rozdzial byl perfekcycny jak kazdy! No ale dzisiaj wychwycilam kilka literówek. Ale nie chce mi się szukać. Nami! Nawet nie wiesz jak ja się zaczęłam śmiać jak sobie wyobtazilam jak Sebastian dostaje w zęby. Hahah dobre . Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, w ogóle mam z tego bekę, bo ludzie już gadali o tym, że byłoby zabawnie, a teraz to się dzieje xD. Wczoraj mi się kiepsko betowało, no i takie są efekty TT_TT. Swoją drogą, kiedy to czytałam, najbardziej rozwaliło mnie: "I co? Udało ci się dojść?" Bo to takie dwuznaczne, a ja tego nie miałam na myśli xD.
      Pozdrawiam :*.

      Usuń
  2. Cudeńko <3 Scena z sernikiem była świetna. Skąd ty bierzesz takie pomysły ? Aaaa Timmy <3 chce już z nim rozdział. Uwielbiam tego blondynka ^^ szykuję się scena z piciem krwi tak coś czuję ;) Ciekawe czy Seba zgodzi się na oficjalny związek z Lizzy. Chociaż raczej tak w końcu kocha ją i też tego chce. Oby wszystko się udało. Czekam na kolejny z niecierpliwością ^^ zaczełam rozkręcać się w komentarzach :3 więc będę ci ich teraz coraz więcej pisać ^^ i oby było coraz lepsze xd dzisiaj nie mam żadnej teori spiskowej, ale następnym razem coś wymyśle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no widzę^^. I propsuję ideę komciania, lubię komcie ♡.
      Teorii spiskowej nie miałaś, za to dobrze odczytałaś, co się stanie hahaha xD.
      A skąd ja to biorę... Z głowy. —Psychiczna jestem, to mi łatwo xD. A tak serio, to po prostu samo przychodzi. Ja czasem siadam do pisania. Wiem, że mam napisać "że Grell idzie do kibla" ale nie mam pojęcia, co tam się w zasadzie wydarzy, a jednak się jakoś pisze :P. To po prostu mój mózg łączy się z tamtym światem i podgląda! :P
      Dziękuję za komciaczka i do zobaczenia w środę :*

      Usuń
  3. Szkoda, że w poprzednim rozdziale miałaś tak mało komentarzy, tak na nie czekałaś, patrzysz wieczorem, a tu raptem dwa komcie no i co by tutaj czytać w wannie ? XD Czemu miałby być "mdły" ? Mnie tam się podobał jak wszystkie rozdziały, nie ma żadnego, który by mi się nie spodobał . Gdy nie ma żadnego komentarza to ciężko tak stwierdzić, czy rozdział podobał się czytelnikom, czy też nie albo coś zmienić, więc mam nadzieję, że będziesz mieć więcej komentarzy. W dzisiejszym rozdziale najlepsza scena z sernikiem i wisienką <3 To było super, a na końcu,ze Sebastian dostał w zęby to było dobre XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, zawsze marzyłam o tym, żeby dać mu nią w zęby xDDDD. Wiem, jestem nienormalna ♡. No ja właśnie nie lubię, jak jest tak mega cicho, bo mam wtedy wrażenie, że jakoś wyjątkowo mi nie poszło, skoro wszyscy milczą xD. A znowu nie ma pewności. Już wolę przeczytać, że było nudno xDDDD.
      Teraz właśnie sobie siedzę w wannie i odpisuję i czuję, że wszystko jest na swoim miejscu ♡.
      Dzięki za komcia i do zobaczenia :*.

      Usuń
  4. Scena z wisienką i serniczkiem mnie rozwaliła. Uwielbiam jak się tak przekomarzają.. służba od czasu gdy prawda o jego pochodzeniu wyszła na jaw jest dla Sebcia dużo milsza i pomocna. Czyżby się go bali, choć nie mają do tego powodu ? Ciekawe, czy Lizz wyzna mu uczucia, czy w ostatniej chwili stchórzy. Ciekawie by było jakby to zrobiła podczas wizyty Timmiego :D To było takie sweet romantic ;) Czekam na nexta. Oby wszystko ułożyło się pomyślnie, trochę szkoda, że zbliża się koniec. Ciekawe co by było jakby tak Lizz zaszła w ciąże z kamerdynerem :D To by były hece :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nieee, nie ma szans, żeby zaszła z nim w ciążę, mówię od razu. Chyba że mi tona cukru soadnie na łeb. Wątek "ciąża z Sebusiem" jest taki mega żalowy, cukierkowy i oklepany, że nie dałabym rady tego pisać. To dobre do rp, gdzie się spełnia swoje fantazje, nie do opka xD. Wybacz :P.
      Znając Lizz, nie wiadomo, co zrobi xD. To idealnie podsumowuje szanse na to, że wyzna mu te uczucia xD.
      A co do służby: o prawdziwej tożsamości Sebastiana wie tylko Tay. Jeanny, Thomas i Frederic nie mają o tym pojęcia w dalszym ciągu. Oni zawsze byli dla nirgo mili :P. Po prostu przez ten czas, kiedy Sebastiana nie było w posiadłości, trochę im się dojrzało :P.

      Usuń
  5. W dwa dni przeczytałam wszystko! Genialnie piszesz! Niektóre momenty rozwalają XDD
    Zapraszam do mnie :) http://imperiumkasi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Sowie uczucia, pojutrze oddzielnie... brzydko.
    Jeżeli jest uderzenie z liścia, itp, to jak nazwać to, czym uraczyła nas Lizz pod koniec?
    Eeeeej, nie ma tej beki T>T A ja tu nadrabiam zaległości ^^
    I co jeszcze... Ta koperta pachnie mi sprawą Samarela, ale cóż. Ważne, że czarna, jest MHOK, JEST DEMONIZM< JEST ZUOOOOOO bo czarna koperta. Przekaz podprogowy xD
    Czekam na kolejną notkę i nie podoba mi się pomysl powiedzenia tego jutro. Jutro może być za późno, trzeba to zrobić dzisiaj, póki mają szanse ze sobą rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, aleee... Ta koperta nie była czarna, skąd Ci się to wzięło? :o
      A Lizz to powie, gdy uzna za stosowne, bo to Lizz, ona nie może ot tak, za bardzo to przeżywa i za bardzo się boi. Zresztą mam wrażenie, że dla niej i tak jest zbyt wcześnie xD. A beka będzie za tydzień. W sensie w sobotę, już to sprawdziłam i taaaaag, będzie <3. Doczekasz się xD. Znaczy to będzie początek beki, no ale już i tak będzie spoko xD.
      A to, co zrobiła Lizz, to było eeeee nie wiem xD. Gdyby to była gra komputerowa, powiedziałabym, że missclick xD.

      Usuń
  7. Hahhahaha. Końcówka wygrała :D "Wściekła machnęła nogą, jednak źle odmierzając odległość, trafiła demona prosto w zęby, tym samym rozcinając skórę na stopie." XDD

    Bardzo fajny rozdzialik. Nie libię Timmiego i średnio się cieszę, że odwiedzi niedługo Lizzy i jej posiadłość. No cóż... Dawno go nie było i kiedyś musiało dojść do tego, aby ponownie się pojawił :) Może nie będzie mnie tak denerwował, jak ostatnio.

    Fajnie, że Lizzy szybko powraca do pełnej sprawności. Jednak też troszeczkę się martwię. Co ta Ida kombinuje...? :/ Mam bardzo złe przeczucia.
    Wierzę, że póki Sebuś( z zębami, czy też bez XD) jest obok Lizy, to nic jej nie grozi...

    OdpowiedzUsuń

.