piątek, 25 listopada 2016

Tom IV, LXXVI

Bardzo słabo wyświetlaliście poprzedni rozdział. Po części to moja wina, bo zapomniałam przypiąć posta, nie złamałam wpisu i jeszcze na grafice byli żniwiarze i Rafael, a to widać mało zachęcające, ale i tak mi trochę przykro, bo to różnica 150 wyświetleń, a nie jakichś 20. No cóż, muszę z tym jakoś żyć xD. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, bo ostatnio mam naprawdę bardzo mało czasu (no ten tydzień to mnie zwyczajnie zabił xD) i ledwo wyrabiam się z rozdziałami, więc pozytywny odzew z Waszej strony jest dla mnie jeszcze ważniejszy niż zazwyczaj.
Dobra, to tyle smęcenia. Dziś rozdział ma równo pięć stron. To dlatego, że nie mam czasu, a już jeszcze dziesięć stron zapasu w plecy, więc zrozumcie. Jak uda mi się nieco nadgonić, to się poprawię :*. (I tak jesteście w dużo lepszej sytuacji od promotorki mojej magisterki. Wy dostaliście od października ponad 70 stron, promotorka ani jednej xDDDD.)

Miłego! :*

============================


— Jeśli mu się dobrze przyjrzeć, wydaje się bardziej promienny. On jest naprawdę szczęśliwy, Lizzy, bierz z niego przykład. I wiesz co? Przytulę cię! — oświadczyła w końcu japonka, nie pozostawiając powierniczce żadnego wyboru.

Objęła ją i przycisnęła do siebie, wtulając twarz w jej puszyste włosy. Do tej chwili nawet nie zdawała sobie sprawy, jak niesamowicie jej tego brakowało. Miała już dość wiecznego trzymania się na dystans, nerwowego cofania dłoni, ilekroć chciała wspomóc przyjaciółkę. Jeśli było coś, co hrabianka mogła dla niej zrobić, to właśnie znoszenie jej dotyku było tym, co uszczęśliwiało księżniczkę najbardziej. Powrót do normalności, zapewnienie, że z jej bratnią duszą wszystko było w porządku.

— Wiesz, że ja…

— Wiem. Ale możesz kochać się z demonem. Dasz radę przytulić siostrę.

— Masz rację. Byłam samolubna… — mruknęła smutno Elizabeth.

Nieśmiało objęła Tomoko i delikatnie zacisnęła dłonie na materiale jej sukni. Czuła się źle, dotyk dziewczyny ją palił, ale pośród negatywnych uczuć udało jej się odnaleźć tę odrobinę dawnego ciepło. Ogarnęła ją melancholia, która z sekundy na sekundę przeradzała się w poczucie bezpieczeństwa i niesamowicie przyjemne wrażenie, jakby obie wróciły do czasów, kiedy rodzice hrabianki wciąż żyli. Im dłużej się dotykały, tym coraz łatwiej było jej znosić bliskość księżniczki, aż w końcu pozostała tylko przyjemność.

Z oczu szlachcianki zaczęły wypływać łzy. Nie umiała powiedzieć, skąd się wzięły, ale wcale nie chciała ich powstrzymywać. Potrzebowała wyrzucić z siebie cały ten ciężar, tęsknotę i samotność, która towarzyszyła jej od lat. Nie wiedziała, że aż tak jej to ciążyło, nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę wystarczyło tak niewiele, żeby poczuć się dobrze. Wspaniałe wyzwolenie sprawiło, że Lizz odetchnęła pełną piersią, a dyskretne łzy zmieniły się w regularny szloch.

— No już, kochanie, nie płacz. Już wszystko dobrze — pocieszała ją księżniczka, z każdym słowem czując, jak załamuje jej się głos.

— Tak bardzo za tym tęskniłam — jęknęła fioletowowłosa.

Po tych słowach Tomoko nie wytrzymała, zaczęła płakać wraz z Lizzy – ze wzruszenia, szczęścia, bólu i ulgi. Wszystkie ich emocje zmieszały się w jedno i odnajdywały ujście, na które tak długo czekały. 

Wszystko się zmieniało. Z czasem stawało się lepsze, bo czas, choć mogło się to wydawać banałem, skutecznie leczył rany. I wreszcie, kiedy życie Elizabeth od nowa nabierało sensu, przyszłość padała na nie cieniem, przypominając o tym, że niedługo dobiegnie końca. Los nigdy nie był dla niej łaskawy. Nawet, gdy pozwolił jej zaznać ukojenia, tuż za rogiem szykował dla dziewczyny kolejną dawkę niewyobrażalnego cierpienia. Czym zawiniła? Dlaczego ją to spotykało? Tego nie wie nikt, los nie jest sprawiedliwy, nie bierze pod uwagę marzeń i pragnień, nie obchodzi go, jacy są ludzie. Nieubłagalnie kształtuje czyjąś przyszłość, nie dbając o to, czy poradzi sobie z ciężarem przyszłych wydarzeń. Los był potworem, a Elizabeth ze wszystkich sił starała się go pokonać.
~*~
Nastał długo wyczekiwany wieczór. Elizabeth chciała wreszcie odciąć się od wszystkich zamknięta w sypialni i spędzić czas z ukochanym. Wiedziała, że ten dzień nie udał się tak, jak liczył na to demon. Spodziewał się po niej czegoś więcej, zawsze szybko przystosowywała się do nowych warunków, tym razem nie powinno być inaczej, a jednak zawiodła na całej linii. Widząc strutą minę demona, gdy minął jej przed oczami tuż przed kolacją, jedynie upewniała się w tym przekonaniu. Starała się tłumaczyć jego wyraz twarzy i nad wyraz niechlujny wygląd w jakiś inny sposób, w końcu nie pierwszy raz na przestrzeni ostatnich dni działo się z nim coś dziwnego, jednak nie potrafiła tego zrobić, dając się całkowicie pochłonąć czarnym myślom. Z jakiegoś powodu nie potrafiła uwierzyć, że już wszystko jest na właściwym miejscu. Chociaż ledwie udało im się zejść i powinna być dalej pod wpływem euforii, widząc świat w pięknych, jasnych barwach, jedyne, o czym potrafiła myśleć, to wszelakie negatywy, które mogłyby ponownie ich poróżnić.
Kiedy na dworze zapanowała ciemność, a mieszkańcy posiadłości powoli udawali się na spoczynek, dziewczyna wciąż siedziała w bibliotece, usilnie próbując czytać jedną z historycznych ksiąg wchodzącą w skład materiału, z którym kazał jej się zapoznać nauczyciel. Lekcje miały jednak drugorzędne znaczenie, Lizz potrafiła jedynie powtarzać w głowie każdą sytuację minionego dnia, zastanawiając się, jak mogła się zachować, by wszystko wyszło tak, jak oczekiwał tego Sebastian. Zadręczała się, bo za bardzo zależało jej na tym, by go nie stracić. W końcu zrezygnowana zrozumiała, że bycie z Michaelisem, choć ich związek trwał zaledwie niecałą dobę, przynosiło jej więcej zmartwień i smutku, niż szczęścia, o którym traktowały wszystkie romanse, z jakimi spotkała się przez lata życia. Może jednak coś było z nimi nie tak? Może do siebie nie pasowali? Może to wszystko było jednym wielkim błędem?
— Panienko, pora kłaść się spać. — Usłyszała ciepły głos kamerdynera.
Zamknęła książkę i pokiwała głową, nie zastanawiając się nad tym, że nie minęła nawet północ. Dotarło to do niej dopiero po chwili, kiedy rozbawiony wzrok Michaelisa zbyt bacznie obserwował każdy jej niezgrabny ruch, gdy powoli stąpała po miękkim dywanie w stronę regału z historycznymi książkami.
— Już powiedziałam, więc pójdę. Nie chce mi się dzisiaj z tobą walczyć, zmęczyłam się — wyjaśniła, czując obowiązek, by wytłumaczyć się demonowi z niecodziennego zachowania.
Sebastian patrzył na nią rozbawiony, ale w końcu uśmiech znikł, a śmiech zastąpił cichy pomruk, gdy zamyślony zastanawiał się, czy wszystko było z nią w porządku. Wydawała się zbyt markotna. Zawsze sądził, że gdyby mogli być razem, zachowywałaby się jak to małe, pełne energii dziecko, które widywał dawno temu, nim jeszcze oficjalnie się poznali. Wyglądało jednak na to, że się mylił. Szkody, jakie wyrządziła jej przyszłość, okazały się zbyt wielkie, by mogła je naprawić miłość wyklętej przez Boga istoty. Chociaż właściwie Michaelis nie wiedział, który z bogów tak bardzo znienawidził jego rasę, nigdy go o tym nie uczono, a przecież legendy głosiły, że kiedyś, na wiele Rzeczywistości przed jego narodzeniem, anioły i demony były jedną nacją. Cokolwiek się wydarzyło, obie rasy były niewiarygodnie zgodne w stwierdzeniu, że tamte dzieje powinny zostać pogrzebane wraz ze szczątkami tych, którzy doprowadzili do obecnego stanu rzeczy.
— Wszystko w porządku, Elizabeth? — zapytał demon, podchodząc do hrabianki.
Przytulił ją do siebie i położył dłoń na jej głowie, delikatnie przysuwając dziewczynę do swojej piersi. Potrzebował tego tak samo, jak ona. Bliskość nastolatki momentalnie uspokajała jego strudzone serce, a delikatny, słodki zapach jej ciała koił zszargane nerwy. Gładkie, wrzosowe włosy lśniły w blasku świec, tworząc wokół głowy dziewczyny bladą poświatę kojarzącą się demonowi z aureolą, którą ludzie od stuleci wiązali z aniołami. Ona była jego aniołem w najczystszym, metaforycznym rozumieniu tego słowa. Sprawiała, że stawał się lepszy, dawała mu siłę i była jego ostoją. Zrobiłby dla niej wszystko – gdyby musiał, bez wahania oddałby życie, byle tylko zapewnić jej szczęście. Nie chciał mówić tego wszystkiego od razu, bał się, że spłoszy zagubioną w nowej sytuacji nastolatkę, dlatego tylko przytulał ją coraz mocniej, manifestując w uścisku wszystkie buzujące w nim uczucia.
— Sebastian? — szepnęła zdziwiona Elizabeth.
Objęła kamerdynera w pasie i niepewnie trwała w uścisku, bojąc się poruszyć. Po jej ciele rozchodziło się przyjemne ciepło, a gest demona sprawiał, że wszystkie wątpliwości, które mnożyła w głowie przez ostatnie godziny, zniknęły nagle, paląc się w blasku jego żarliwego uczucia. Zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie się zachowywała. Niepewnie nie potrafiła uwierzyć w to, co miała przed oczami, sabotując wypracowywane przez lata szczęście, bo jakaś jej część uparcie obstawała przy tym, że na to nie zasługiwała. Ale zapragnęła z nią walczyć. Stoczyła już niejedną wewnętrzną bitwę, tym razem zaś miała naprawdę szczytny cel, nie walczyła w końcu o radość samej siebie, ale także tego, który był dla niej całym światem.
Podniosły moment przerwało pukanie do drzwi, po którym ciche skrzypnięcie nienaoliwionego jeszcze zamka zaanonsowało wkroczenie Kate. Dziewczyna wyraźnie się zgubiła, bo kiedy jej oczom ukazała się biblioteka, wydawała się całkowicie zdezorientowana. Gdy tylko spojrzała na przytulającą się parę, Lizz, jak oparzona, odskoczyła od Sebastiana, potykając się o własne nogi. Przed bolesnym spotkaniem z podłogą uratował ją jedynie doskonały refleks kamerdynera, który chwycił ją ponownie w objęcia i obrócił się wraz z nią wokół.
— I tak właśnie powinna panienka to zatańczyć. Ale jak sama panienka widzi, jeszcze trochę na to za wcześnie — powiedział tonem znawcy, po czym pomógł dziewczynie wrócić na krzesło.
— Panienko Kate, czy coś się stało? Jest już późno, powinna panienka wracać do sypialni — zwrócił się do spłoszonej służącej.
— Ja, eee… To znaczy, no, przepraszam! Ja próbowałam właśnie tam dojść, ale zgubiłam gdzieś tę kartkę, którą mi pan zostawił, i nie wiedziałam, gdzie iść. Spróbowałam tutaj, ale chyba źle trafiłam — wyjaśniła zawstydzona, nerwowo machając rękami. — Nie chciałam przeszkadzać w… nocnej lekcji tańca? — dodała, spuszczając wzrok.
— To nic, Sebastian cię odprowadzi — westchnęła Lizz, odgrywając rolę znudzonej uczennicy tak naturalnie, jak dotąd, zanim emocje względem Michaelisa skutecznie obniżyły jej efektywność. — Potem przynieś mi herbatę. I… owsiane ciastko z czekoladą, dobrze? — zwróciła się do służącego.
Lokaj skinął głową i wyprowadził brunetkę z biblioteki, po czym zaprowadził ją pod odpowiednie drzwi i korzystając z tego, że jego pani podjęła rzucone sobie wyzwanie, by samodzielnie dotrzeć do sypialni, po raz kolejny rozrysował guwernantce uproszczony plan posiadłości, bez uwzględnienia ukrytych przejść i mniej istotnych z jej perspektywy pomieszczeń.
Kiedy skończył, udał się do kuchni, żeby przygotować to, o co poprosiła go hrabianka. Zdziwiła go nietypowa zachcianka dziewczyn. Nigdy nie kazała mu robić kolacji, tym razem jednak było inaczej. Dodatkowo zdecydowała się na coś, co nie wchodziło nawet w skład jej zwyczajowego menu. Wprawdzie przygotował owsiane ciastka kilka dni temu jako przekąskę dla niej i Tomoko, ale nie przypominał sobie, by Lizz jadła je z entuzjazmem. Wmusiła w siebie raptem jedno, a potem zerkała na resztę z typową sobie niechęcią. Skoro jednak miała na nie ochotę, przygotował najsmaczniejsze, idealnie okrągłe ciastko oblane pyszna, mleczną czekoladą z dodatkiem wiśniowego aromatu, pamiętając, jak uwielbiała połączenie tych dwóch smaków.
Zadowolony ze swojego dzieła zaparzył herbatę i ustawiwszy wszystko na tacy, ruszył do sypialni swej pani. Zapukał doń trzykrotnie, a kiedy odpowiedział mu cichy głos z wewnątrz, wkroczył do środka i z uprzejmym uśmiechem podał jej do łóżka nocną przekąskę.
— Zostawię panienkę, proszę mnie zawołać, gdyby czegoś panienka potrzebowała.
— Sebastian, starczy już — odparła Elizabeth.
Spojrzała na demona i nerwowo przygryzła dolną wargę.
– Jest wieczór, wszyscy poszli już spać. Zamknij drzwi, zdejmij z siebie ten ciężki frak i usiądź przy mnie. Chcę porozmawiać — poprosiła nieco zbyt rozkazującym tonem, lecz kamerdyner bezbłędnie odczytał jej intencje.
Zrobił, o co poprosiła, a potem usiadł obok nastolatki i objął ją ramieniem.
— Czekałem na to przez cały dzień. Nawet tak opanowanemu demonowi, jak ja, ciężko trzymać się z dala od ciebie — powiedział cicho, mrucząc do jej ucha.
Po ciele nastolatki po raz kolejny przeszedł przyjemny dreszcz. Odłamała kawałek ciastka i włożyła go do ust. Było tak smaczne, jak sobie wyobrażała, dokładnie takie samo, jak to, które jadła niedawno. Wtedy obiecała sobie, że jeszcze kiedyś o nie poprosi, bo naprawdę przypadło jej do gustu i gdyby mogła, chętnie zjadłaby więcej. Ale wtedy nie czuła się na siłach, była świeżo po obiedzie i patrzenie na słodycze wzbudzało w niej jedynie mdłości.
— Jest takie smaczne… Nie wiem, jak to robisz, ale wszystko, co przygotowujesz, ma taki niepowtarzalny smak. Wiem, że nigdy ci tego nie mówię i pewnie nie uwierzysz, bo ja bym na pewno nie uwierzyła, ale naprawdę uwielbiam twoją kuchnię — wyjaśniła lekko skrępowana, czując na sobie ciekawskie spojrzenie służącego.
— Elizabeth… Skąd ta nagła zmiana? — rzekł ostrożnie Michaelis.
Nie chciał jej spłoszyć. Był niezwykle szczęśliwy, że wreszcie zjadła coś z własnej woli, na dodatek bez żadnej oznaki, że się do tego zmuszała. Zżerała go ciekawość, by poznać powód zmiany nastawienia swej pani, ale obawiał się, że jeśli zbytnio na nią naciśnie, spłoszy się i wycofa, a to był dla niej tak wielki krok, że nie wybaczyłby sobie, gdyby się przez niego zmarnował.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na demona. Cieszyła się, że zapytał, chciała mu opowiedzieć o tym, co się wydarzyło, a to pytanie doskonale temu sprzyjało. Mimo tego, że nie udało jej się zachowywać naturalnie, tego dnia i tak osiągnęła ogromny sukces. Dokonała czegoś, czego nie spodziewała się nigdy osiągnąć, i sama przed sobą mogła szczerze przyznać, że była dumna.
— Wydarzyło się dzisiaj coś niezwykłego, wiesz? Nie sądziłam, że to możliwe, ale się stało. Spotkałam się z Tomoko i rozmawiałyśmy o tobie, bo domyśliła się… Zresztą było oczywiste, że się domyśli. I kiedy tak rozmawiałyśmy, przytuliła mnie — zaczęła radośnie nastolatka.
Zbity z tropu Sebastian otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Lizz uciszyła go, lekko unosząc dłoń. Odgryzła kolejny kawałek ciastka, a potem kontynuowała:
— Na początku czułam się okropnie. Bolało, paliło i robiło mi się słabo, ale po chwili to wszystko zaczęło stawać się coraz słabsze. Cichło, aż nie zamilkło zupełnie. I wtedy zrobiło mi się przyjemne. Przytuliłam ją i… Było mi z tym dobrze.
Kamerdyner patrzył zaskoczony w błyszczące radością oczy swojej pani. Z jednej strony był z niej niesamowicie dumny, chciał jej gratulować i wspólnie z nią świętować to niezwykłe wydarzenie. Od samego początku pragnął, by kiedyś udało jej się przełamać, by nie czuła tego okropnego dyskomfortu i mogła w pełni wrócić do normy. Zawsze wierzył, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale kiedy już tak się stało, poza radością, której oczekiwał, czuł coś jeszcze. Nieprzyjemne swędzenie tlące się gdzieś na dnie serca, którego nie potrafił zupełnie zrozumieć, stopniowo tłumiło szczęście. Nie był pewien, czego właściwie doświadczał, zwyczajnie brakowało mu słów, by to opisać.
— To wspaniale, Elizabeth. Jestem z ciebie naprawdę dumny. To niesamowity postęp. To więcej, niż sądziłem, że uda ci się osiągnąć — wydusił z siebie z wymuszonym uśmiechem i czym prędzej objął nastolatkę, by nie zdążyła przeanalizować wyrazu jego twarzy.
Jednak szlachcianka nie musiała tego robić. Z samego tonu głosu demona wyczuła, że coś było nie tak. Nie była pewna, co mogło mu się nie podobać w jej sukcesie, zawsze była przekonana, że żarliwie jej kibicował, ale skoro widział w tej sytuacji jakiś negatyw, musiała go poznać.
— Sebastian, powiesz mi, o co chodzi, czy dalej będziesz udawał? — zapytała cicho, wtulając się w ukochanego.
— Nie wiem o…
— Nawet nie próbuj mnie zwodzić. To by było kłamstwo. Nie chcesz do tego wracać, prawda?
Miała rację. Michaelis przeklął się w duchu. Od kiedy pierwszym rozwiązaniem, które przychodziło mu do głowy, było wygodne kłamstwo? Im bardziej zbliżał się do dziewczyny, tym bardziej ludzki się stawał. Najwidoczniej jego emocjonalna natura nie do końca potrafiła radzić sobie z rzeczywistością. Poza tym, że był sobą straszliwie zawiedziony, przynajmniej dowiedział się czegoś nowego o ludziach – na własnej skórze zrozumiał, dlaczego czasem kłamali w tak głupich sytuacjach.
— Przepraszam. To było nie na miejscu. Nie chciałem cię urazić.
— Nic się nie stało. Po prostu powiedz, co się dzieje.

— Nie jestem pewien — westchnął, odsuwając się nieco, by móc spojrzeć hrabiance w oczy. — Przez te wszystkie lata starałem się pomóc ci w dojściu do siebie. Zawsze marzyłem, że usłyszę te kilka słów i będę pękać z dumy. I jestem szczęśliwy, tylko że jakaś część mnie wydaje się… Sam nie wie, nie potrafię tego nazwać. To piecze, gdzieś na dnie serca, ilekroć pomyślę, że już nie będę jedynym, który może trzymać cię w ramionach. 







10 komentarzy:

  1. "...Trzymać w ramionach."C dalej?Urywać w takiej podniosłej chwili czekam na ciąg dalszy..Miłego dnia i Pozdrawiam..Kocham twój blog <3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ♡.
      No pisałam na początku, że kiepsko u mnie z czasem, więc nie mogę pozwalać sobie na zbyt długie rozdziały, bo nie badążę z pisanien xD.

      Usuń
  2. SEBUŚ JEST ZAZDROSNY!!! Jak czytałam ten fragment o tym jak Tomoko ją przytulała i o odczuciach Lizz chciało mi się płakać :( Natomiast sytuacja w bibliotece mnie rozwaliła... lekcja tańca ? Sebastian niezwykle szybko wybrnął z sytuacji. Rozdział jest cudowny.. Ne wiem czy to, że Sebastian staje się coraz bardziej ludzki ( w kwestii uczuć ) mi się podoba. Mam wrażenie, że traci w sobie TO COŚ, tą cząstkę, która sprawia, że jest taki demoniczny :D No i trochę brakuje mi tego ich przekomarzania się, którego było tyle w poprzednich tomach :/ Ech.. szkoda, że to powoli się kończy. Ciekawie by było jakby książka zakończyła się bitwą i A) Lizz umiera w ramionach ukochanego B) to Sebastian ginie w ramionach hrabianki lub C ) Jedno staje w obronie drugiego i oboje giną :( Wiem, że każda opcja jest taka przygnębiająca, ale to by było romantyczne a poza tym mam dziś jakiegoś doła :( Co robić, takie życie.

    Następny rozdział w środę ? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, następny rozdział w środę :P
      No generalnie to on staje się ludzki i tak już jest, że się zmienił, ale spokojnie. Tu będzie jeszcze sporo niespodzianek, więc na pewno nie będziecie się nudzić. Niech ja tylko to wszystko napiszę hahaha xD.
      Zresztą oni dopiero próbują teraz wymyślić, jak sobie poradzić w nowej sytuacji, dlatego nieco zrezygnowali ze złośliwości. W sumie to normalne xD.
      A zakończenie tomu... No cóż, myślę, że będzie w porządku!^^
      Do zobaczenia :*.

      Usuń
  3. Szkoda, że było tak mało wyświetleń poprzedniego rozdziału, a był taki super. Co ludziom nie podobało się w nim ? Tylko dlatego, że występowali w nich bogowie śmierci i ten anioł ?Wchodząc na fp w środę sama zdziwiłam się, że nie przypięłaś posta i na początku myślałam, że nie będzie rozdziału, ale wchodzę na bloga, patrzę jest :) Cóż,każdemu zdarza się zapomnieć... Co do dzisiejszego rozdziału to cieszę się, że relacje między Lizz i Tomoko są jak dawniej (chodzi mi o unikanie dotyku przez Lizz) i piękny moment, gdy obie przytulały się ^^ A scena w bibliotece najlepsza, Sebuś i jego wymówka o nocnej lekcji tańca, rozwaliło mnie to. Z jednej strony Sebastian wydaje się być szczęśliwy, że może wreszcie być razem ze swoją ukochaną, ale coś zakłóca jego wewnętzny spokój, mowa tu o "bólu na dnie serca" . Czy to możliwe, żeby żałował, że dzięki uczuciom stał się bardziej ludzki i z tego powodu odczuwa ból ? W końcu zaczął tracić przez to swoją demoniczną naturę, a inne, niedoświadczone demony, nie mając pojęcia o uczuciach mogłyby go za to zwyczajnie potępić.
    Do zobaczenia w następnym rozdziale :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mało było wyświetleń, komciów też niewiele, a ostatnio był taki ruch, że przyzwyczaiłam się do dobrego. Teraz też jest ich mniej niż zwykle, komci również, no ale nic. Może to przejściowe :P. Jak dojdziemy do ważnych wydarzeń, to pewnie znowu wrócą xD.
      Sebastian jest mistrzem wymówek! Kate się nie domyśliła, więc pełen sukces.
      No a Lizz i Tomoko - zapuakauam na chwilę, jak o tym pisałam. Taki wzruszający moment :P.

      Usuń
  4. No proszę ktoś tu jest zazdrosny. No nie spodziewałam się tego po tobie Sebastianie. No ale co poradzić skoro odczuwa już ludzie emocję to nie ma się co dziwić, że wśród nich jest też zazdrość.
    Bardzo się cieszę, że Elizabeth wkońcu się przełamała i tak na prawdę przytuliła Tomoko.
    Sebastian nieźle wybrnął też z tą nocną lekcją tańca ^^. Jak to ja mówię ,, Kto co lubi".
    Jak zwykłe piszę komentarz w nocy gdy mój mózg już dawno skapitulował i udał się na spoczynek wiec najpewniej nie ma tu ani ładu ani składu. No co poradzić, że uwielbiam czytać to w nocy ^^
    Do następnego. Pa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest tak źle :P. A przynajmniej nastrój mi na nov poprawiasz, bo mogę sobie poczytać :D. Bo ostatnio mniej komciów i nudy :P.
      No Sebuś jest zazdrosny. W ogóle to ja to tak specjalnie ucięłam, licząc, że się nie domyślicie, ale tym razem Was nie doceniłam :P. No ale to dobrze w sumie, miłe zaskoczenie ♡. Też już plotę od rzeczy, pora kończyć xD. Do następnego :*.

      Usuń
  5. Przeczytałam. Brak ambitnego komcia. Nie jara mnie ich związek.
    ( ale żal Sebastiana, że utracił coś, co było tylko dla niego, aaaaaaw Sebuń) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PFFFFF. Ja Ci dam nie jarać się ich związkiem! Nieładnie xD.

      Usuń

.