środa, 2 listopada 2016

Tom IV, LXIX

Liczba rozdziałów rośnie, a końca nie widać. Cieszycie się, czy raczej Was to irytuje? Jestem ciekawa, dajcie znać. Na szczęście coś ważnego zbliża bardzo bardzo wielkimi krokami. Ja wiem, że mówię tak od dwóch tygodni, ale dla mnie to jest tylko kilka stron odległości. Dla Was to dni oczekiwania, więc Wam trudniej. Upierdliwe to trochę, no ale warto zapowiedzieć, że będzie coś wartego uwagi, prawda? Mam nadzieję, że jak już do tego dojdę, to Wam się spodoba. Bo zacznie się już w sobotę, także Wasze czekanie się opłaci hehehehehe <3. Mam w tym momencie napisane 390 stron czwartego tomu (specjalnie liczbą, żeby łatwiej było Wam ogarnąć, jak tego dużo). I coś czuję, że to jeszcze potrwa. Tak więc nie musicie się martwić, że Wam zabraknie lektury w najbliższym czasie xD. Naczelna kuroszowa grafomanka melduje, że staje na wysokości zadania xD. Co Wy zrobicie, kiedy to opko się kiedyś skończy? Bo ja to chyba wpadnę w depresję... Oo.

No nic, mam nadzieję, że miłe spędziliście Halloween. Dajcie znać w komciach, co ciekawego robiliście!

Miłego rozdziału! :*

================================

Brunetka niezwykle się zmieszała. Momentalnie zaczerwieniła się jak młody burak w pełnym słońcu i jąkała się, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Lizz zorientowała się – choć nie chciała tego przyznać – że dziewczyna nie miała pojęcia, o co jej chodziło. Była szczera. Tak przerażająco, stuprocentowo autentyczna, że mogłaby posłużyć jako modelka do podręcznika o wykrywaniu kłamstw na podstawie mimiki twarzy. Wszelkie jej gesty, drżenia mięśni, uciekanie wzrokiem, a nawet sposób oddychania jednoznacznie świadczyły o prawdzie. Nie widziała, o czym mówiła hrabianka, była równie zdziwiona, co i ona, jednak zdawała sobie sprawę z nadzwyczajnego zainteresowania swoją osobą.
— Przepraszam. Naprawdę nie wiem, co w nich wstąpiło. Nigdy wcześniej mężczyźni mnie tak nie traktowali. Zawsze byłam cicha, niezauważalna i czułam się z tym dobrze. Nie jestem zbyt dobrą służącą, brakuje mi doświadczenia. Tak mogłam przynajmniej to ukryć, a teraz wszystko widać jak na dłoni… Panienko — wydukała wylewnie zdenerwowana guwernantka.
— Chcesz powiedzieć, że nie jesteś wiedźmą? — zapytała wprost Elizabeth.

Nie miała ochoty droczyć się z nazbyt niewinną i przesłodzoną dziewczyną. Patrząc na nią, czuła niemal obrzydzenie. Dłuższe obcowanie z nią sam na sam mogłoby się źle skończyć. Niestety dla niej. Zdołała zauważyć wystającą z cholewy buta rękojeść sztyletu. To jedno je łączyło – Lizz też zwykła ukrywać broń w tym miejscu. Był to wygodny sposób, na dodatek nie rzucający się od razu w oczy. Niestety sama nie miała przy sobie broni, a w obecnym stanie i tak niewiele by jej to pomogło. Wiedziała jednak, że skoro służąca jej kuzyna przyjeżdża w przyjacielskiej wizycie i nawet na chwilę nie rozstaje się z bronią, to znak, że znała się na rzeczy. Nie było warto ryzykować, dlatego musiała się kontrolować i skrócić rozmowę do niezbędnego minimum.
— Wiedźmą?! — krzyknęła zaskoczona Kate. — Nie, nie! Nie jestem wiedźmą, nie wiedziałam nawet, że one istnieją!
— Nie istnieją.
— Ale przed chwilą powiedziała panienka…
— Sprawdzałam cię. W takim razie, dlaczego wszyscy w tym domu tak do ciebie lgną? — zapytała podejrzliwie Lizz.
Dokładnie przyjrzała się dziewczynie, ale nie zauważyła niczego niezwykłego. Normalne ubranie, brak widocznych znaków na ciele, żadnej podejrzanej biżuterii. Nie miała pojęcia, co mogło to powodować. Domyślała się tylko, że może mieć to związek z aniołem. To jedyne, co właściwie wchodziło w grę.
— Mówiłaś, że kto cię zatrudnił?
— Pan Arthur. Znalazł mnie i zaproponował mi prace u panicza Timithy’iego.
— I tyle? Żadnych tatuaży, znamion, dziwnych prezentów, niezrozumiałych rymowanek? — wyliczała hrabianka, stukając kulą o ścianę przy każdej kolejnej pozycji.
— Nie… Chyba że! — Kate uniosła ręce w górę, a potem powoli się schyliła. Sięgnęła po broń i położyła ją na ziemi, dając znać Elizabeth, żeby ją wzięła.
Hrabianka sięgnęła po nóż. W jej oczy od razu rzucił się piękny odcień ametystowego kamienia stanowiącego integralną część rękojeści. Ujrzała kunsztowne zdobienia, szczere srebro i niezwykle cienkie ostrze dokładnie wyważone tak, by doskonale leżało w dłoni. Fioletowowłosa bez trudu mogła ocenić, że sztylet nie został wykonany przez człowieka, był zbyt idealny.
— Ładny kamień — stwierdziła, stukając w ametyst.
W jego wnętrzu coś się poruszyło, jakby był wypełniony jakimś pyłem. Hrabianka postanowiła go rozbić, ale był zbyt solidny.
— Arthur ci to dał?
— Tak. Powiedział, że mam zawsze nosić go przy sobie. Szczególnie, kiedy przyjadę tutaj w odwiedziny. Dlatego strasznie się denerwowałam. Myślałam, że to taki subtelny sposób, żeby ostrzec mnie przed ludźmi z tej posiadłość, bo będą chcieli skrzywdzić panicza, ale wszyscy tutaj są strasznie mili, a panicz chyba nigdzie nie jest aż tak radosny i beztroski jak w panienki domu. Ale noszę sztylet dalej, na wszelki wypadek. W końcu obiecałam, a obietnice są niezwykle ważne, dlatego jej dotrzymam. Przepraszam, jeśli to panienkę uraziło! Nie chciałam, po prostu… Nie mogę postąpić inaczej — tłumaczyła dalej Kate, wyrzucając z siebie słowa z taką prędkością, że hrabianka ledwo rozumiała, co jej przekazywała.
Szlachcianka dziwiła się guwernantce coraz bardziej. Najpierw wydawała się niezwykle nieśmiała, ale po krótkiej chwili przystosowywała się do nowej sytuacji i bez trudu potrafiła wyjawiać pożyteczne informacje. Co ciekawsze, pod maską zagubionej i roztrzepanej ukrywała się przebiegła, młoda kobieta, która przyjęła niezwykle dobrą strategię. Pozornie nerwowym bełkotem, który zdawał się przekazywać zbyt wiele informacji, usypiała czujność rozmówcy, w rzeczywistości zatajając te fakty, którymi nie chciała się dzielić.
— Ale nie powiedziałaś mi już, że Arthur ostrzegł cię, że możemy chcieć was zabić i masz się wtedy nie powstrzymywać, tylko wyrżnąć nas wszystkich bez wyjątku — mruknęła sceptycznie Lizz.
— Skąd panienka…
— Powiedzmy, że jestem domyślna. Nieważne. Arthur kłamał, nie pierwszy zresztą raz. Nikt tutaj nie skrzywdzi Timmy’iego. A ty musisz zostawić mi tę broń. Mój kamerdyner musi ją dokładnie zbadać, potem ci ją oddam. Do tego czasu możesz wziąć jeden z moich — postanowiła Lizz.
Z gracją wetknęła sztylet Kate w cholewę swojego buta, a potem wspierając się na kulach, weszła do łazienki, by z jednej z szuflad spod umywalki wyciągnąć schowany tam nóż. Wróciła i wręczyła go służącej. Była honorowa, skoro coś powiedziała, dotrzymywała słowa. Zresztą pod tym względem wraz z guwernantką wyznawały podobną zasadę. Obietnice były czymś niesamowicie istotnym, wymagały zaufania z obu stron, zaangażowania i chęci. Jeśli się takową składało, trzeba było jej dotrzymać, dlatego Lizz nie zwykła rzucać słów na wiatr, nawet w tak drobnych sprawach i nawet w stosunku do podejrzanych ludzi. Były wprawdzie wyjątki, ale nie mogła powiedzieć, by kiedykolwiek z radością kłamała.
— Proszę. A teraz wracajmy do jadalni. Poproszę Tomoko, żeby cię przypilnowała. Niedługo odzyskasz swoją broń, oczywiście pod warunkiem, że jej istnienie nie będzie w żaden sposób zagrażało naszemu życiu.
— Słucham?
— Nieważne. Oddam ci go, jeśli będę mogła. To wszystko — westchnęła nastolatka i ruszyła z powrotem do gości.
Hrabianka weszła do jadalni w towarzystwie Kate, uśmiechając się wypracowanym przez lata uśmiechem, który zapewniał jej spokój od niewygodnych pytań o nastrój. Nie zamierzała na nie odpowiadać, poza tym w ogóle nie spodziewała się, że ktoś je zada. Wszyscy byli zbyt zajęci służącą, by chociażby zauważyć jej obecność.
Jednak tym razem było inaczej. Jakby nagle wszystko całkowicie się zmieniło. Sebastian, Thomas i Tai zupełnie ignorowali brunetkę za to tym samym maślanym wzrokiem zaczęli wpatrywać się w nią. Po plecach Lizz przeszły ciarki, czuła się nieswojo i czym prędzej podeszła do przyjaciółki, by podzielić się zdobytymi informacjami. Nie zdążyła jednak, drogę zaszedł jej kucharz, upierając się, by z nim zatańczyła. Elizabeth jednak odmówiła, wielokrotnie, póki jego miejsca nie zajął Sebastian, proponując dokładnie to samo. Z nim jednak Lizz zamierzała spędzić czas – niestety dla demona – nie tak, jak na to liczył.
— Chodź — rozkazała chłodnym tonem.
Demon zdawał się ignorować jej zdenerwowanie, a może zwyczajnie go nie zauważał. Cokolwiek się z nim działo, nie był sobą. Jak wszyscy mężczyźni w jadalni. Muzyka znów się zmieniła. Radosna melodia przywodząca na myśl leśną polanę słonecznym, letnim porankiem zmieniła się w spokojną, poważną, przy której nie dało się nie wczuć w klimat opuszczonego gotyckiego zamczyska. Choć dźwięki były piękne i dostojne, pośród nut dało się wyczuć odrobinę dławionego w sercu smutku. Utwór, który doskonale oddawał kwintesencję jestestwa Elizabeth. Dziewczyna byłaby niemal w niebo wzięta ukrytym talentem stangreta, gdyby całkowicie nie obezwładniała jej złość. Ktoś zepsuł wieczór, po którym tak wiele sobie obiecywała.
Wywlekła demona z głównej sali, jedną ręką podtrzymując się na kuli, a drugą mnąc ogon jego fraka. Znów znalazła się na drugim końcu posiadłości, a fakt, że musiała tyle iść, dodatkowo podnosił jej ciśnienie. Dotarłszy pod drzwi łazienki, pod którymi stała parę minut wcześniej, wyciągnęła z cholewy buta sztylet i wręczyła go Sebastianowi. Zamglony wzrok demona momentalnie rozświetlił krwistoczerwony blask. Zachłannie przyglądał się zdobionej rękojeści, a potem jego oczy skupiły się na ustach nastolatki.
— Skąd my się tu…
— To sztylet Kate — oświadczyła naprędce w obawie o to, że zaraz i jej mózg zostanie wyprany przez tajemniczą moc broni.
Nic takiego się jednak nie stało. Podejrzewała, że z racji jej uczuć do demona gorsza miłosna klątwa nie mogła jej już zagrozić, ale wolała nie wychylać się z tą nowiną. Michaelis nie zasługiwał na jej wyznanie, nie teraz, nie dziś, może nawet nie w tym życiu. A że następnego raczej miała nie mieć… Cóż, była skłonna się z tym pogodzić.
— Kate? Ach, tak, Kate – guwernantka panicza Timmy’iego — odparł demon, kiedy jego umysł do reszty uwolnił się spod uroku ostrza.
— Coś jest z nim nie tak. Ten, kto go trzyma, nagle staje się obiektem niezdrowej fascynacji płci przeciwnej. Zrób z tym coś, nie dałam rady go rozbić — wyjaśniła skąpo, nie chcąc dzielić się ze służącym wszystkimi przemyśleniami.
Sebastianowi lekko kręciło się w głowie. Słowa Lizz docierały do niego lekko zniekształcone, jakby z daleka, a to, co mówiła, ledwie do niego trafiało. Minęła dobra minuta, zanim poczuł, że wszystko wróciło do normy. Pokręcił głową, westchnął dyskretnie i przyjrzał się ostrzu, starając się nie skupiać na aurze irytacji spowijającej ciało jego pani.
— Cuchnie aniołem — oświadczył po chwili pełnym obrzydzenia głosem.
Ukrył rękojeść w dłoni i zacisnął ją mocno. Lizz usłyszała tylko odgłos kruszonego kamienia. Po chwili sztylet przestał być groźny, za to bez kamiennego oczka wyglądał co najmniej ubogo.
— Wstaw tam taki sam kamień, tylko bez klątwy — rozkazała sucho hrabianka.
Michaelis wykonał polecenie. Oddał Elizabeth broń i nachylił się nad nią delikatnie.
— Skoro każdy, kto go trzyma, staje się obiektem westchnień innych – przy okazji: doskonała dedukcja, panienko – dlaczego ty nie zaczęłaś szaleć na moim punkcie? — zapytał, uśmiechając się przebiegle.
Przysunął się do dziewczyny, zmuszając ją, by oparła plecy na ścianie. Zdenerwowana wypuściła z dłoni kulę, którą kamerdyner chwycił, nim zdążyła zetknąć się z podłogą. Cokolwiek chciał zrobić, doskonale się bawił, widząc, jak na niego reagowała.
— Jestem odporna na głupotę? — prychnęła demonowi w twarz i odepchnęła go pewnie, odbierając od niego podpórkę.
Przez chwilę triumfalnie napawała się zaskoczeniem na twarzy Sebastiana. Miała ochotę powiedzieć mu, jak wiele stracił tego dnia przez to, że pozwolił, by wpłynął na niego jakiś urok, ale sobie odpuściła. Gdyby się dowiedział, pewnie próbowałby to z niej wyciągnąć.
— Jesteś równie marny co reszta mężczyzn — westchnęła tylko i ruszyła korytarzem. — Rusz się. Przyjęcie jeszcze się nie skończyło, a ty miałeś się na nim dobrze bawić. Chociaż tego nie spartol.
Nie odwróciła się więcej. Szła najpewniej, jak była w stanie, ostentacyjnie pokazując demonowi swoją wściekłość. Zazwyczaj go to bawiło, ale w tamtej chwili nie było mu do śmiechu. Po pierwsze dlatego, że z jakiegoś powodu zależało jej na tym, by dobrze się bawił, a on to zaprzepaścił, psując radość ze spotkania im obojgu, a po części dlatego, że nie miał nawet pojęcia, co właściwie zrobił. Pamiętał tylko tyle, że Elizabeth kazała mu się bawić, że Kate przysłał Arthur – dlatego nie zdziwił się, gdy hrabianka oświadczyła mu, że na sztylecie ciążyła klątwa – i że wynajęci służący radzili sobie lepiej, niż początkowo zakładał. Cała reszta była zamglona i nie potrafił oddzielić żadnej części mętnych wspomnień, by zlepić z nich coś sensownego.
Przez resztę wieczoru było już spokojnie. Kate wreszcie mogła odetchnąć, nie czując się wiecznie adorowana przez nieznajomych, Tomoko przestała złościć się a Taia i tylko Lizz wciąż nosiła w sercu żal do Michaelisa. Starała się go wyzbyć i ograniczyć się do nie podzielenia się z nim uczuciami. To nie była dobra chwila, wiedziała o tym. Wieczór trwał dalej, Sebastian próbował odnaleźć się w środowisku jako zwykły członek zabawy, ona więc też włożyła wszystkie siły w normalne zachowanie. Odetchnęła jednak z ulgą, kiedy zabawa dobiegła końca i mogła wrócić do sypialni.
Nie chciała, by kamerdyner towarzyszył jej tego wieczoru, to był jego dzień wolny i powinien takim pozostać, nawet mimo wszystkich nieprzyjemności. Poza tym umiała się przebrać i położyć do łóżka, nie była dzieckiem, nie potrzebowała jego całodobowej opieki. Nie było jej łatwo zmieniać ubrania o kulach, ale jakoś sobie poradziła.
Usiadła na łóżku i zdjęła z szyi ametystowy naszyjnik. Odłożyła go na etażerkę, westchnęła pod nosem i przez chwilę przyglądała się kamieniowi, by ostatecznie pokręcić głowa, odganiając od siebie uporczywe myśli i położyć się. Po kilku kieliszkach wina czuła się zrelaksowana, jednak nie mogła zasnąć. Kręciła się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Liczyła barany, próbowała o niczym nie myśleć, ale wszelkie próby przyniosły jedynie zawód. W końcu zrezygnowała. Leżała na plecach i wpatrywała się w baldachim, czekając, aż sen przyjdzie sam.
Sebastian wrócił do swojej sypialni po raz pierwszy od wielu dni niesamowicie wykończony. Nie sądził, że odpoczynek i zabawa mogą być tak wyczerpujące. Nie dość, że przez cały wieczór musiał udawać zadowolonego, by dodatkowo nie dać się we znaki hrabiance, to nawet nie pozwolono mu posprzątać po balu. Myśl o tym, że obcy ludzie panoszą się po jego kuchni, niesamowicie go irytowała, ale nie miał wiele do powiedzenia. Został odesłany do sypialni pod groźbą bezpośredniego, twardego rozkazu. Poszedł więc po dobroci.
Wszedł do pokoju i kierując się w stronę łazienki, po kolei zrzucał z siebie ubrania, póki zupełnie nagi nie wszedł pod prysznic. Gorąca woda uderzała w jego plecy, przyjemnie relaksując spięte mięśnie. Brakowało mu masażu. Tęsknił za tą częścią piekielnego życia. Wystarczył jeden rozkaz, skinienie dłonią, by otoczyły go piękne demonicę z kielichami aromatycznej krwi w dłoniach. Ich zręczne palce w krótkim czasie doprowadziłyby jego mięśnie do porządku, a gdyby miał ochotę, mógłby kazać im ulżyć sobie również w inny sposób.
                Michaelis spojrzał na kafelki w miejscu, w którym jakiś czas temu wściekły zrobił dziurę, i prychnął pod nosem.  Czuł się wyzuty z energii. Najchętniej położyłby się do łóżka, może nawet przespałz godzinę, ale nie mógł sobie na to pozwolić. W Rzeczywistości panował zbyt burzliwy okres, by miał iść za głosem własnego lenistwa. 
Wyszedł spod prysznica, wytarł się ręcznikiem i wrócił do pokoju, po drodze zbierając porozrzucane ubrania, które na koniec wylądowały w koszu na pranie. Wyciągnął z szafy parę spodni, koszulę i kamizelkę, ale nie założył ich od razu. Usiadł na łóżku i przez chwilę wpatrywał się w czarne paznokcie swoich stóp. Może chociaż kwadrans? – przekonywał sam siebie, ale rozsądek wciąż wygrywał ze zmęczeniem, powtarzając, że musi pilnować swojej duszy. Swojej ukochanej. Elizabeth, która ostatnimi czasy znów się od niego odsunęła.




9 komentarzy:

  1. No to mogę odetchnąć z ulgą :D Co mi strzeliło do głowy, że to Kate jest wiedźmą, skoro mogłam od razu się domyślić, że ten piekielny gołąb maczał w tym skrzydła. Serio Michaelis... cały wieczór a przynajmniej jego większą cześć zachowywałeś się jak kretyn i myślisz, że Elizabeth będzie po tym wszystkim zachowywać wobec ciebie tak jak zazwyczaj ? Co za...

    " Chociaż tego nie spartol " w tym momencie przypomniał mi się Ciel z Making Of.. identyczne słowa. Rozdział świetny, wszystko się wyjaśniło, no tylko szkoda, że Sebuś nadal jest nieuświadomiony co do uczuć swojej pani w stosunku do niego. Ale cóż sam sobie winien :D Czekam na nexta ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Jego wina, powinjen być uważny. Powinien być odporny! Siła miłości powinna zwyciężyć urok! No ale to nie miałki romans, więc jednak nie... xD.
      No i mówiłam, że tym razen wszystko się szybko wyjaśni. Żebyście mogli się pocieszyć, jak autorka wreszcie Was nie torturuje.
      No i w ogóle to teraz wszyscy komentujący ostatnie rozdziały powinni przeprosić Kocie za te niemiłe rzeczy na jej temat xD.
      Dzięki za komcia i do zobaczenia w sobotę w rozdziale, W KTÓRYM WYDARZY SIĘ COŚ WAŻNEGO XD.

      Usuń
  2. Rozdział wow! No i to lenistwo Sebusia...propuję! No ake w tekście sa trzy literówki. Które sama znajdziesz. No i czekam na nexta! ( nie mam chęci na kreatywnego komcia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dzięki xD. Mogłaś napisać :P. Ja dałam z siebie wszystko, żeby wszystkie wyłapać, no ale jak zwykle nie wyszło xD.
      Spokojnie, zachiwaj kreatywność na sobotę, bo będzie co komentować :*.

      Usuń
  3. Rozdział cudowny po prostu ;* Jak dobrze, że wszystko się wyjaśniło, z tym nożem to sprawka tego przeklętego anioła, a ja myślałam, że Kate jest jakąś wiedźmą, a ona na szczęście okazała się zwykłą, ludzką dziewczyną.
    Jakie to uczucie czytać coś, co nie ma końca, a pojawia się coraz więcej rozdziałów opka ^^ I co ja zrobię, gdy Róża się skończy ? Chyba też jakiejś depresji dostanę XD Zapewne będzie mi jej bardzo brakowało, przywiązałam się do opowiadania i jego bohaterów. Ale to jeszcze nie pora na moje żale, bo przed nami jeszcze 5 tom, więc spokojnie :)
    Do następnego rozdziału ! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się przywiązałam xD. Ale masz rację, będziemy się martwić później. No, Wy to od razu najgorsze założyliście, a Kocia taka kochana niewinna...
      Swoją drogą to miło, że się jarasz nieskończonością tej historii xD. Bo czasem mam wrażenie, że ludzie ją porzucają, bo im zbyt długo. Ale to nie seria dla hajsu, nie ciągne na siłę, mam plan! I zamiar utrzymania takiego poziomu ppka (a najlepiej coraz wyższego) do samego końca.
      Na koniec, jak wszystkim, napiszę, że w sobotę będzie coś ważnego xD.
      Do zobaczenia :*.

      Usuń
  4. Beeeee, biedny Sebuś. Ale plan Michałka chytry był (parafraza Gombrowicza. Może to nawet nie był plan A, ale pomocniczy D, bo Sebastian prawdopodobnie nawet by się nie zorientował, gdyby go zabito. Skoro patrzenie w kamyczek tak go zmęczyło, że miał opóźnione docieranie do mózgu, to może i ta chęć na spanie była demonicznym powikłaniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, niezbadane są ścieźki tego opka xD. Nie no, jego zmęczyło tak udawanie, że się dobrze bawi. Tym razem bez żadnych dodatkowych tajemnic. Sprawiam, że życie czytelników staje się prostsze czase. Trzeba, przynajmniej chwilowo xD.

      Usuń
  5. A jednak to klątwa i Kate jest zwykłą śmiertelniczką :D Moja złość na Sebastiana i resztę mężczyzn przeszła... W końcu... to nie ich wina. Kurdę, szkoda, że jednak Elizabeth nie wyznała Sebusiowi uczuć. Jednak z drugiej strony jej się nie dziwię. Niby klątwa, ale samo patrzenie jak mężczyzna, którego kocha podrywa jakąś inną... eh :D Ciężkie.

    OdpowiedzUsuń

.