piątek, 18 listopada 2016

Tom IV, LXXIV

Dziś będzie przedmowa wyjaśniająca xD.
Wiele osób pytało na przestrzeni tych dwóch lat, dlaczego Timmy mówi na Elizabeth zarówno "kuzynka", jak i "siostra". Ja wiem, że część z Was tego nie wie, bo to podobno regionalne, ale u mnie w okolicach mówi się "siostra cioteczna" na córkę rodzeństwa rodziców. No i dlatego właśnie on tak dalej mówi. Używając słowa "siostra" w domyśle jest "cioteczna", tak jest bardziej naturalnie. No, to mam nadzieję, że stało się jasne. Wszelkie zażalenia w tej sprawie proszę zostawiać w komciach :*.

Miłego! :*

==============================

Timmy znalazł odpowiedni patyk, a Sebastian przyniósł marchewkę, stary, zniszczony rondel, w którym Thomas ostatnio przypalił mleko, i węgielki, a Elizabeth w tym czasie odmierzyła wszystkie odległości i zaznaczyła je drobnymi listkami jednego z drzew. Kiedy całe niezbędne wyposażenie zjawiło się na miejscu, dziewczyna znów wyjaśniła kuzynowi, w czym tkwił szkopuł tworzenia idealnego bałwana.
— Spójrz, odległość między oczami musi być nieco większa niż szerokość oka. Jeśli będzie zbyt mała albo zbyt duża, to będzie zwyczajnie wyglądało źle. To samo z uśmiechem, musi się znajdować w odpowiedniej odległości od oczu, idealnie po środku twarzy, widzisz? — tłumaczyła, pokazując odległości, które odmierzała trzymanym w dłoni, elastycznym patykiem.
— A guziki, Lizzy? Ich odległości są trochę dziwne… — zapytał chłopiec, zerkając na nierówne rozstawienie węgielków.
— To dlatego, że robimy bałwana kamerdynera naszego domu — stwierdziła, uśmiechając się złośliwie do Sebastiana. — Dwa pierwsze to guziki koszuli, ten jeden tutaj to przypinka, a pozostałe to te od kamizelki. Widzisz? Tu położymy patyki, żeby podkreślały kołnierz, widzisz to, prawda?
— Chyba tak…
— No, to ma sens! Spokojnie, zaraz wszystko będzie jasne. Na koniec jeszcze trzeba będzie zrobić kieszonkę. Wykopiemy dziurkę obok krawędzi fraka, włożyły do niej węgielek i kawałek tej gałązki. Potem to zalepimy, żeby nie było widać i drugi koniec patyka złamiemy w tym miejscu — kontynuowała, pokazując odpowiedni guzik.
— Bo wokół niego Sebastian zawija zegarek, tak? — upewnił się Timmy.
— Dokładnie tak!
— Panienko…
— Sebastian, nie teraz, chcę dokończyć — mruknęła, nie dając demonowi dojść do słowa. — Więc, złamiemy go w tym miejscu, żeby ta część luźno zwisała. Potem tylko dokładnie go wygładzimy i będzie wyglądał idealnie!
— Ale Sebastian nie nosi na głowie rondla!
— Nie nosi, ale to bałwan, a bałwany noszą na głowie rondle. Jeśli chcesz, każę Sebastianowi też taki dzisiaj nosić, wtedy nasz kamerdyner będzie taki sam, jak on, co ty na to?
— Tak, Lizzy, jestem za! — krzyczał podekscytowany chłopiec.
Michaelis spojrzał zirytowany na swoją panią, ale ta tylko pokazała mu język i wraz z kuzynem przystąpiła do pracy. W jego towarzystwie czuła się niezwykle dobrze. Udawało jej się bez trudu ukrywać to, co łączyło ją z Sebastianem. Miała nawet wrażenie, że wszystko wróciło do normy, a demon… Mimo chwilowej złości był zadowolony, co tylko utwierdzało dziewczynę w przekonaniu, że miała rację.
Pracowali wspólnie, śmiejąc się i żartując pod okiem demona, który pomagał im, ilekroć było to niezbędne. Niedługo potem nad wyraz elegancki bałwan dumnie wypinał swą krągłą pierś, zajmując honorowe miejsce na środku niewielkiego placyku. Wyglądał jak pan leśnego domu. W środkowej kuli dumnie dzierżył grubą, powyginaną gałąź, a jego idealne, węglowe guziki zachwycały symetrią. Sebastian podśmiewał się pod nosem, nie mogąc wyjść z podziwu, jak doskonale jego pani udało się nieświadomie odwzorować w rzeźbie złoty podział. Była zdolna i miała talent do takich rzeczy, chociaż nigdy go w sobie nie odkryła. Drzemał gdzieś w jej wnętrzu, by sporadycznie wyglądać na światło dziennie, akurat wtedy, gdy nastolatka tego potrzebowała. To było tak urocze w swojej niewinności, że Michaelis zwyczajnie nie chciał niszczyć obecnego stanu rzeczy. Uznał, że jeśli kiedyś Elizabeth będzie chciała zająć się jakąś z gałęzi sztuki, przy której ta umiejętność będzie pomocna, pokaże jej, że takową posiada. Do tego czasu zamierzał delektować się tymi krótkimi, małymi chwilami przynoszącymi tak wiele satysfakcji.
— Sebastian — jęknął Timmy, ciągnąc demona za rękaw fraka. — Musisz założyć na głowę rondel! — dopominał się.
Kamerdyner zmierzył chłopca wzrokiem, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Elizabeth znacząco wskazała mu kuchnię. Nie miał wyjścia. Wszedł do posiadłości i po chwili opuścił ją z głową ozdobioną metalowym, błyszczącym nowością garnkiem, który stworzył specjalnie na tę potrzebę, nie wyobrażając sobie, by chociaż przez chwilę miało mu za nakrycie głowy służyć coś, w czym wcześniej gotował. Tego zachowania dwójki ludzi nie rozumiał, za to oni wydawali się niewiarygodnie rozbawieni.
— Wyglądasz doskonale! Jesteś prawie tak samo dostojny jak nasz pan bałwan — śmiała się hrabianka, złośliwie komentując każdy ruch i pozę demona, co chwilę porównując go do śnieżnej rzeźby.
— Dziękuję, panienko — odpowiadał cierpko na każdy kolejny komplement.
— Lizzy, Lizzy! A zbudujemy mu dziewczynę? — zapytał blondynek.
— Jaką dziewczynę? To kamerdyner, oni nie mają dziewczyn. Służą w domach szlachty i dbają o jej komfort.
— Ale Sebastian ma dziewczynę, więc i nasz bałwan powinien ją mieć!
Lizz spojrzała zdębiała na kuzyna. Logika chłopca była niezłomna. Był spostrzegawczy, jak każde dziecko. Może nawet nazbyt spostrzegawczy. Chociaż nastolatka starała się ukrywać swoją relację z demonem, intuicja młodego szlachcica jak zwykle nie zawodziła. Już nie pierwszy raz potrafił odczytywać to, co ludzie usilnie próbowali ukryć. Jedyne, co pocieszało Elizabeth, to fakt, że jego wiara w dobro bliskich i niedługi czas umiejętnego skupiania uwagi sprawiały, iż nie dowiedział się o czymś, czego naprawdę nie powinien poznać. Gdyby w jakiś sposób zorientował się, że to właśnie ona odebrała mu rodziców… Nie zniósłby tego, ona by tego nie zniosła. Na resztki radości w życiu ich obojga padły wieczny, nieprzejednany cień, rujnując wszystko, na co tak ciężko pracowali. Nie mogła do tego dopuścić i chyba tylko ta żarliwa chęć oszczędzenia Timmy’iemu kolejnego cierpienia sprawiła, że udało jej się zataić prawdę.
— Właśnie, Elizabeth — zawtórował Sebastian, wyrywając szlachciankę z chwilowego zamyślenia. — Powinniśmy zbudować panią bałwanową. Inaczej pan bałwan będzie smutny.
— No właśnie! A nie może być, bo wszyscy tutaj są tacy radośni! U ciebie w domu zawsze jest miło, w ogrodzie też powinno tak być — zapierał się chłopiec.
Hrabianka westchnęła ciężko i zmęczona dużą dawką ruchu mocno zaparła się na kulach. Niedługo miał być obiad, nie wiedziała, dlaczego demon tak bardzo się upierał, by postawić tego dodatkowego bałwana. No i skąd oni wezmą fioletowe włosy? I co ona będzie musiała nosić na głowie?
— Ty po prostu chcesz, żebym ja też chodziła w rondlu… — warknęła, mierząc wzrokiem Michaelisa.
— Owszem.
— Przynajmniej jesteś szczery. No dobrze, zbudujemy panią bałwanową, ale jutro, dobrze? Pan bałwan wytrzyma tyle bez towarzyszki, zdarzało mu się być samemu dłuższy czas — powiedziała, tym razem uśmiechając się do kuzyna.
— Jesteś pewna?
— Tak. Jest już późno. Niedługo będzie obiad, a potem umówiłam się z Tomoko. Wiesz, że dużo pracuje, taka okazja nie zdarza się codziennie, a chcemy porozmawiać o czymś ważnym, więc musisz być cierpliwy.
— Dobrze! Będę! I wymyślę ci jakieś ładne nakrycie głowy, żeby pasowało do rondla Sebastiana! I wiesz co, Lizzy? Naprawdę się cieszę, że jesteście parą! Pasujecie do siebie! — krzyczał chłopiec, najwyraźniej chcąc, by wszystkie leśne zwierzęta, a także służący posiadłości, dowiedzieli się o związku jego kuzynki ze służącym.
Timmy nie widział w tym nic złego ani nieodpowiedniego. Hrabianka zazdrościła mu tego dziecięcego podejścia. Chciałaby móc patrzeć na życie w taki sam sposób, jak on. Tak samo, jak robiła to jeszcze pięć lat temu, gdy wtulała się w nogi stojącego tuż obok demona, powtarzając żarliwie, że już zawsze będzie go kochała. Miała wtedy rację, ale nie zdawała sobie sprawy, ile trudów przyjdzie jej znieść, by pod sam koniec życia móc zaznać tego prawdziwego szczęścia u boku ukochanego. Tego, które nawet w zwykłych codziennych sprawach i złośliwościach towarzyszyło jej nieodzownie. Jej życie było jak mnóstwo płócien, które Sebastian, trzymając w dłoni pędzel miłości, rozświetlał złocistymi refleksami. Wszystko, na co patrzyła, zarówno metaforycznie, jak i dosłownie, wydawało się jaśniejsze, piękniejsze i prostsze. Nawet, gdy myślała o problemach, chociażby tych największych, nie były już tak ponure i przerażające, bo czuła, że z demonem u boku zdoła osiągnąć cel. Wiedząc, że mogą sobie zaufać, że łączy ich tak silna więź, mogła podjąć się każdego zadania.
Nie znaczyło to oczywiście, że nie będzie trudno. Lizz nie była naiwną nastolatką, którą miłość zaślepiała do tego stopnia, że aż wypaczała jej obraz rzeczywistości. Była raczej dziewczyną, która potrzebowała tego uczucia od tak dawna, iż jego obecność napędzała ją nową siłą. Dalej czuła złość, strach, niepewność, dalej nie wiedziała, jak powinna postąpić i wciąż irytowała ją niezręczna atmosfera towarzysząca od samego rana, jednak umiała spojrzeć na to wszystko z dystansu. Ciepło, które nosiła w sercu, rozgrzewało ją, ilekroć w sekundach zmartwienia, tak normlanych w ludzkim życiu codziennym, przez jej ciało przechodził zimny dreszcz. Pomagało jej wrócić na właściwy tor. Miłość była po prostu piękna. A w dobrych rękach potrafiła zdziałać naprawdę wiele.
~*~
Grell Sutcliff, shinigami grzechu warty – jak zwykł o sobie mówić – skończył właśnie prowadzić kolejne zajęcia z młodymi adeptami Akademii Shinigami. Początkowo wydawało mu się, że kara, w ramach której musiał – między innym – zajmować się szkoleniem nowych bogów, będzie dlań wspaniałym, niezapomnianym przeżyciem i pomoże mu jeszcze bardziej rozsławić swoje imię. Co do jednego się nie mylił, na pewno długo nie zapomni zmagań z niezdyscyplinowanymi młodzikami. Nie pamiętał, by i on był tak nieokiełznany. Zawsze mu się zdawało, że poza gorącym temperamentem, który na pewno utrudniał nauczycielom pracę z nim, był wzorowym uczniem. Jeśli jednak jego wrażenie było mylne i choć w połowie był równie denerwujący, co jego podopieczni, powinien przeprosić tych, którzy musieli się z nim użerać.
Po kwartale ćwiczeń udało mu się wprawdzie nauczyć adeptów niezbędnych w walce umiejętności oraz podstaw odbierania dusz, w którym to zadaniu się specjalizował, jednak nie zdołał wykorzenić ze świeżo upieczonych bogów irytującego poczucia lepszości. Kilkoro z jego podopiecznych przekonało się o tym, jak wiele brakowało im do ideału, kiedy Profesor Sutcliff – jak kazał się nazywać – rzucił ich na głęboką wodę, każąc na własną rękę ocenić i zebrać duszę, lecz wciąż niemało było takich, którzy opierali się jego metodom dydaktycznym. Kilkoro z nich wdało się z nim nawet w bójkę, w konsekwencji której kara szkarłatnego żniwiarza została wydłużona aż do czasu rozpoczęcia wojny.
Bogowie śmierci mieli własną politykę dotyczącą zbliżającej się potyczki. Jako nacja neutralna, której jedynym celem było niedopuszczenie do tego, by Rzeczywistość dobiegła końca przed wyznaczonym sobie czasem, nie zamierzali zawierać przymierza ani z aniołami, ani tym bardziej z demonami, którymi większość z bogów zwyczajnie gardziła. Ich plan był prosty: wyszkolić jak największą liczbę ludzi, a po rozpoczęciu bitwy skupić się na pomocy pradawnym Strażnikom w bronieniu Podwaliny Rzeczywistości. Ingerowanie w walki było, zdaniem shinigami, jedynie niepotrzebnym ryzykowaniem życia. Nie miało dla nich żadnego znaczenia, kto wygra, ważne, by Rzeczywistość, którą znali, trwała nadal.
Sutcliff wiedział o tym doskonale, jednak uważał, że ta cała obojętność była zbyt wydumana. Bogowie śmierci byli istotami wyższymi, ale ich chora pogoń za stawianiem się ponad innymi ponad naturalnymi nacjami już dawno temu straciła sens. Grell sam uważał się za lepszego, jednak nie ze względu na urodzenie, a na to, kim i jaki był. Gdyby sama przynależność do jakiejś grupy miała określać wartość jednostki, czym ten świat różniłby się od szarego padołu, na którym przyszło mu żyć? Wtedy właśnie oceniali go, nie starając się nawet poznać, przyklejono mu łatkę i szydzono. Idiotyzm ludzkiego zachowania sięgał tak daleko, że niektórzy z prześladowców boga śmierci nie wiedzieli nawet, dlaczego w ogóle stał się obiektem kpin, a początkowe wyzwiska uderzające z jego orientację seksualną i wygląd, z ukierunkowanych obelg zmieniły się w zwykłą mowę nienawiści dla samej satysfakcji gnojenia kogoś słabszego. W świecie shinigami Sutliff nie chciał powtarzać tego krzywdzącego schematu. Sam pragnął przyłączyć się do aniołów i demonów, by czynnie walczyć przeciwko wciąż nieznanemu wrogowi w imię świata, który kochał – jedynego, który znał.
Żniwiarz opuścił salę, w której dawał wykład na temat prawidłowego kolekcjonowania dusz przy użyciu spersonalizowanej kosy, na przykładzie swojej ukochanej piły, oczywiście. Zmęczony przeczesał dłonią włosy, rozejrzał się po opustoszałym korytarzu, który za kilka minut miał zapełnić się setkami młodych bogów i czym prędzej ruszył w stronę wyjścia. Z budynku, w którym odbywały się zajęcia teoretyczny, a który przylegał wschodnią stroną do murów Biblioteki, zamierzał udać się do siedziby administracji, gdzie w tych godzinach urzędował William. Miejsce to znajdowało się po zachodniej stronie skarbnicy literatury, lecz w przeciwieństwie do Akademii ściśnie do niej nie przylegało. Oba budynki oddzielone były pasem zieleni szerokości trzech furlongów, który przecinały wąskie chodniki i stojące przy nich ławki.
Właśnie tam, przechodząc przez niewielki park, Grell został zatrzymany przez dziwnego osobnika. Jego ciemne jak smoła włosy przypominały żniwiarzowi o Kruku, za to ciemnobrązowe oczy jednoznacznie świadczyły o tym, że nie był bogiem śmierci. Wszyscy mieli bowiem oczy koloru dojrzewającej limonki, a ich nosy zdobiły okulary, dzięki którym wada wzroku – skutek uboczny powstający podczas przemiany w boga śmierci, by oczy przyszłego żniwiarza były w stanie dostrzegać ulatujące z ludzi życie – nie przeszkadzała im w codziennym funkcjonowaniu. Nieznajomy zerwał się z ławki, nim jeszcze Sutcliff zdążył go zauważyć. Pomachał do niego i podszedł nienaturalnie szybkim tempem, nie dając rudzielcowi możliwości ucieczki.
— Czego chcesz? I czym jesteś? — warknął znużony czerwonowłosy.
Po kilku godzinach intensywnych zajęć marzył tylko o tym, by wrócić do siebie i odespać zarwaną noc, którą spędził w całości na przygotowywaniu materiału do zajęć. William nie powiedział mu, że to będzie konieczne. Okłamał go!
— Dzień dobry — zaczął beztrosko brunet. — Muszę koniecznie spotkać się z kimś z administracji. Wystarczy zastępca wyższego stopnia. Powiedziano mi, że pomoże mi pan skontaktować się z Williamem T. Spearcem, który zajmie się moją sprawą — wyjaśnił, wyciągając spod jasnej szaty zwinięty w rulon dokument.
Grell dostrzegł czerwoną pieczęć należącą do działu kontroli granicznej. Jej obecność oznaczała, że nieznajomy zjawił się w świecie bogów śmierci legalnie. Wnętrze dokumentu prawdopodobnie zawierało również dokument potwierdzający umówione spotkanie, dlatego dla bezpieczeństwa Sutcliff postanowił zaprowadzić mężczyznę do Willa. I tak do niego szedł, więc nic nie stało na przeszkodzie, by jednocześnie uniknął konsekwencji. A z tym, kto wysłał nietypowego gościa do niego, zamierzał policzyć się później.
— Dobra, chodź. Pokażę ci, ale ja wchodzę pierwszy! Tu się ważą losy mojej kosmetyczki! — krzyknął oburzony żniwiarz.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę głównego wejścia do budynku administracji. Szedł dumnie, stawiając niewielkie kroki, cały czas mając w pamięci, by iść po linii prostej. Chociaż dziwny przybysz nie wydawał mu się zbyt sympatyczny, uwadze boga śmierci nie uszło, że był szalenie, niewyobrażalnie przystojny – jak Sebastian, ale ten mężczyzna nie wydawał się być demonem.
Kiedy dotarli pod drzwi biura Williama, Sutcliff obrócił się przez ramię, kusząco poruszając włosami, i kokieteryjnie zamrugał do nieznajomego. Brunet spojrzał na niego, nie rozumiejąc, o co mu właściwie chodziło. Zaledwie chwilę temu traktował go jak wroga, a moment później był niemal przekonany, że Grell się do nieco zalecał. Wzruszył tylko ramionami i zerknął na pozłacaną tabliczkę, na której wygrawerowano podstawowe informacje na temat osoby, która urzędowała po drugiej stronie drzwi.
— Czekasz tutaj, aż pozwolę ci wejść — oświadczył urażony obojętnością gościa bóg śmierci.
Zapukał kilka razy w drewno, po czym chwycił klamkę i wcisnąwszy ją, wszedł do gabinetu przełożonego.





16 komentarzy:

  1. Piękne urocze bajeczne rezolutne a na końcu tajemnicze

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha... Timmy jest niesamowity. Tak chcieli utrzymać to w tajemnicy a dzieciak rozgryzł ich w niecałe 24 h. Dobrze, że walnął, iż Sebuś ma dziewczynę a nie, że Sebuś ma żonę. Urocze dziecko.

    Sebastian, kamerdyner rodu Phantomhive a następnie Roseblack, pan idealny z rondelkiem na głowie :D Chciałabym to zobaczyć :3

    Nie mogę się doczekać rozmowy Lizz z Tomoko, cóż za napięcie.

    I na sam koniec wisienka na torcie, nasz nieoceniony Sutcliffe. Właśnie się przekonał, że on sam również nie był perfekcyjny w młodości. Jest stanowczy to dobrze. Cóż to za tajemniczy gość, i jaką ma sprawę do Willa ? A w ogóle Grellowi już minął foch na Sebcia ? Bo jak na koniec tak próbuje " flirtować " z tym kimś to ja nie wiem. A w ogóle ten ktoś " Jego ciemne jak smoła włosy przypominały żniwiarzowi o Kruku, za to ciemnobrązowe oczy jednoznacznie świadczyły o tym, że nie był bogiem śmierci. " Może jakiś anioł, nawet Michał ? Bo skoro według Grella nie wyglądał na demona... a on chyba wie co mówi.

    Nie mogę się doczekać następnego ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Michał to to nie jest, bo Grell poznał Michała przecież :P. Ale generalnir w dobrą stronę idziesz :P.
      Sebastian z rondlem na głowie to wizja, z której śmiałam się chyba orzez kwadrans w nocy. Mało wyszukane poczucie humoru, ALE NIC NA TO NIE PORADZĘ, TO MNIE ZWYCZAJNIE BAWI XDDDD.
      Wszyscy tak czekają na rozmowę z Tomoko, aż zaczynam czuć presję otoczenis :o. No cóż, mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba :P.
      Dziękuję za komcia i do zobaczenia w środę ♡.

      Usuń
  3. Tak nieco z innej beczki, autorko idziesz na Hellcon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeeee... No idę, idè. A czemu? XD
      Weź, bo aż się zdenerwowałam, jak zobaczyłam to pytanie w takim poważnym tonie :o.

      Usuń
    2. Wiec tak jak sprostowałam to na swoim blogu, tez ide na Hellcon i pomyslalam ze fajnie poznac druga blogerkę na tym samym wydarzeniu :)

      Usuń
    3. Możemy się jakoś zgadać. Napisz na priv mojego fp, to będziemy mieć kontakt :P.

      Usuń
  4. Dlaczego Sebeu ma na głowie zimową czapkę?
    Za to wygryw ten Sebuś w garnku. No i Tummy, drący się, że są parą i że się kochają xD
    Zastanawia mnie, kim jest gość Williama. Podejrzewam, że może być strażnikiem Rzeczywistości, albo ich przedstawicielem, bo kto inny miałby interes iść do takich pedantów? No i wykładowca Grell. Wybacz, ale on się zupełnie nie nadaje do tej roli xDDDD
    Co jeszcze... Żądam grafiki z Sebastianem w rondelku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że on się nie nadaje. William też wie, w końcu nie bez powodu dostał przedłużenie oracy za karę za pobicie się z uczniem xDDDD. Ale to kara, więc musi ją odbębnić. No i może nauczy się odrobiny pokory.
      Tożsamość gościa bardzo niedługo wyjdzie na jaw - ostatnio wszystko okazuje się szybko, bo koniec tomu coraz bliżej i nie ma miejsca, żeby rozwlekać xD.
      A Sebuś w czapce, bo nie było rondelka, a było późno, jak się zorientowałam, że zapomniałam zrobić grafikę, dlatego jest tak na szybko o: świątecznie ♡.
      No a Timmy i ta jego dziecięca spostrzegawczość to prswie jak Ligaturka xD.

      Usuń
  5. Rozdział przecudowny <3 Kocham takie zimowe, świąteczne klimaty taka magia po prostu :* A to lepienie bałwanów i...Seba w rondlu na głowie ta scena na długo pozostanie w mojej pamięci, to było genialne :D Tak bardzo mnie ona rozwaliła, że gdy czytałam normalnie uśmiech nie schodził mi z twarzy i śmiałam się jak głupia do telefonu XD Pomyślmy sobie : król piekła, chodzący z garnkiem na głowie...dla mnie to coś absurdalnego który demon by sobie na to pozwolił ? Mały Timmy jest bardzo spostrzegawczym dzieckiem jak na swój wiek,podziwiam go za to ^^ Jeszcze wykrzykiwał, że Sebastian ma dziewczynę i że pasują do siebie z Lizz, ah te dzieci i ich optymistyczne podejście do życia :D Oni to już święta mają, lepią bałwany, a u nas śniegu nie ma jeszcze, a do świąt miesiąc, pozostaje jedynie czekać...
    Miłego dnia i do zobaczenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u nich już coraz bliżej, ale jeśli dobrze pójdzie, to może święta w opku pokryją się ze świętami w rzeczywistości. Zobaczymy, jak to będzie. Policzę to i może postaram się tak to dopiąć, się zobaczy :D.
      No Tommy jest bardzo bystry i inteligentny, wspominałam o tym kilkukrotnie na przestrzeni całej Róży, coby nikt mnie nie posądził o jakieś nieścisłści, bo tych i tak jest pewnie sporo xD.
      Niech mi ktoď narysuje arta Sebusia z rondlem na głowie! :D
      Do zobaczenia! :*

      Usuń
  6. Nie mogę się powstrzymać więc to powiem: Sebastian nam zbałwaniał. Khe... Khe..khe. *dusi się* Nawet dla mnie to było okropnie suche. Rozwaliłaś mnie tym Sebciem z garnkiem na głowie. Dziękuję więc za porannom porcję śmiechu - szkoda tylko, że akurat byłam w pociągu. Ciekawe jak reszta domowników na to zareaguje. Załatwiłam też sobie od demnie rysunek z Sebastianem w garnku. Po prostu nie mogę się powstrzymać. Gdy wrócę od razu wezmę się za malowanie.
    Grell jako nauczyciel - to nie mogło się dobrze skończyć. No ale żeby pobić się z uczniem. Jeszcze mógł mu zepsuć fryzurę.
    Tak jak każdy zastanawiam się kim jest ten tajemniczy gość Willa. Obstaiam, że to jakiś anioł albo jakaś nowa rasa.
    Rozdział z Tomoko będzie chcyba najlepiej przeczytać w domu. Nie? Wolała bym uniknąć tych dziwnych spojrzeń.
    Do następnego. Pa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że tak późno odpisuję. Widziałam komcia dużo wcześniej, ale nie miałam czasu, żeby się na chwile skupić, żeby ta odpowiedź miała jakikolwiek sens xD. Nie bardzo rozumiem, jak to załatwiłaś sobie od siebie rysunek, ale jeśli to poskutkuje tym, że będzie Seba w rondlu na głowie, to chcę to paczeć xDDDD. Więc jak takie coś powstanie, to linka proszę :P.
      A kim jest gość Willa to nie powie, okaże się, ale jest taki tró tajemniczy, not o musi być kimś ważnym, prawda? Chociaż to Róża, tu nigdy nic nie wiadomo.
      Co do rozdziału z Tomoko: szczerze mówiąc, nie pamiętam. Pisałam to już jakiś czas temu, a ostatnio mam tyle roboty, że już w ogóle niczego nie ogarniam xD.
      Dzięki za komcia i wybacz, że jednak odpowiedź taka chaotyczna i bez sensu xD. Kajam się! TT_TT

      Usuń
    2. Po prostu kocham autokorektę w moim telefonie xD. Nawet nie zauważyłam tej zmiany. Rysunek wrzucę na Wattpada.
      Jak dla mnie komentarz nie jest bez sensu. A może to ja jestem już tak zmęczona xD.

      Usuń
  7. Genialne <3 Te docinki o bałwanie i rondlu Sebastiana i Lizzy...Po prostu rozbawiły mnie do łez haha

    OdpowiedzUsuń

.