środa, 23 listopada 2016

Tom IV, LXXV

Jak zwykle nie wyrobiłam się z życiem i robię wszystko w środku nocy. Brawo ja! Jutro (dziś, w środę w sensie xD) kolos z japońskiego, w czwartek z prasy współczesnej, a w poniedziałek znowu z japońskiego – tym razem taki ważny. Za dużo zajęć. A jeszcze muszę gdzieś pomiędzy to wciskać pracę, bo chciałam do końca miesiąca zrobić dwa zlecenia (hajs na Hellcon sam się nie zbierze xD). No i próbuję wyciułać jakieś godzinki, żeby skończyć nowe kolorowanie. Od trzech dni nie piałam dziwaka, ale! Bądźcie dumni, bo w poniedziałek napisałam całe 7 stron Róży.
Podsumowując: nie mam czasu żyć i robię po pięć rzeczy na raz. 
Ale przynajmniej rehabilitacja mi się skończyła, więc mam szansę się wyspać (z której z premedytacją rezygnuję). 
No, to Wam opowiedziałam co tam u mnie. W sumie nie narzekam jakoś specjalnie, jestem na granicy beki i bóldupienia. W sumie wolę to, niż gdybym miała siedzieć i nie mieć co ze sobą zrobić. Nie ma nic gorszego niż bezproduktywność TT_TT.
A Wy czym zapychacie sobie czas wolny? Dajcie znać, w sumie tyle wspólnie już tu jesteśmy, że pora się lepiej poznać xDDDD.

Miłego rozdziału! :*

==================



     William siedział wyprostowany za biurkiem i zerkał w wypełniony dokumentami folder. Zignorował Grella. Dopiero kiedy ten usiadł na fotelu naprzeciwko niego i zaczął narzekać na swoją pracę, został obdarzony znudzonym spojrzeniem Spearsa. Mężczyzna prychnął pod nosem i odłożył plik kartek na blat.

     — Grellu Sutcliff, wydaje ci się, że twoja praca to zabawa? To kara za twoją głupotę, a zarazem niezwykle ważna funkcja w obliczu tego, co się zbliża. Naprawdę nie wiem, czemu szefostwo zdecydowało się wybrać na to stanowisko ciebie…

   — Ale Willu! Oni są okropni! Nie słuchają, co mówię, ciągle przeszkadzają i są tacy beznadziejni… Pomyśl, jak źle się tu będzie działo, kiedy odejdę!

      — Z niecierpliwością czekam, by się o tym przekonać. Do rzeczy, Sutcliff. Przyszedłeś w jakiejś konkretnej sprawie? W przeciwieństwie do ciebie, mam obowiązki i nie zamierzam zostawać w pracy po godzinach — poganiał go brunet, z każdą chwilą irytując się coraz bardziej.

       — Jesteś okropny! Masz takie zimne serce! Willu, nie bądź taki!

       — Czyli nie masz do powiedzenia nic ważnego… — mruknął pod nosem William.

     Ponownie sięgnął po folder i zaczął wodzić wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu. Puszczał mimo uszu kolejne skrzeki nadpobudliwego podwładnego, licząc na to, że całkowitą obojętnością zniechęci go jak dziecko i ten wreszcie sobie pójdzie. Jednak im bardziej Spears ignorował Grella, tym ten stawał się głośniejszy i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie sobie pójdzie.

     — Właśnie, Willu! Przyszedł do ciebie jakiś ciemny dziwak! Ma nawet pieczątkę od tych z granicy! — krzyknął czerwonowłosy, w końcu w potoku słów wyrzucając z siebie coś, co dla zarządcy miało jakieś znaczenie.

       Zaciekawiony spojrzał znad dokumentów w oczy zbieracza i kazał mu kontynuować. Po krótkim wyjaśnieniu William wyzwał Sutcliffa od niekompetentnych durni i kazał mu opuścić swój gabinet. Odprowadził rudzielca do drzwi, a kiedy na korytarzu zobaczył znajome oblicze, zawahał się na chwilę, po czym kazał Grellowi zostać.

      Zadowolony żniwiarz nie zastanawiał się nawet, co skłoniło Spearsa do zmiany zdania. Zakręcił się wokół siebie, klasną w dłonie i śmiejąc się opętańczo, wbiegł z powrotem do gabinetu.

      — Rafael. Wydawało mi się, że moi przełożeni wyrazili się jasno, nie zamierzamy wchodzić z wami w żadne układy — rzekł poważnie zarządca bogów śmierci, lekko marszcząc czoło.

     Stojący przed nim anioł zaśmiał się ciepło i skłoniwszy lekko głowę, w milczeniu wszedł do pokoju zaraz za swoim przewodnikiem. Zajął miejsce na fotelu, a kiedy Will zrobił to samo, wręczył mu pismo opatrzone anielską pieczęcią.

      — Will, co się dzieje? Kim on jest? No, Willu! Powiedz mi, nie bądź taki! — wydzierał się Sutcliff.

       Sugestywne warknięcie Spearsa skutecznie go uciszyło. Zarządca nie miał w zwyczaju użerać się z niezdyscyplinowanymi podwładnymi, zazwyczaj po prostu ich wyrzucał, ale teraz tego nie zrobił. W końcu dało to Grellowi do myślenia, szczególnie że zamiast zwyczajowych obelg, przełożony zwyczajnie wydał z siebie ten przerażający dźwięk. Rudzielec wiedział, że jest źle, nie miał tylko pojęcia, czemu znalazł się w tak nietypowej sytuacji.

      — William, rozmowny jak zwykle — westchnął gość. — Mam na imię Rafael, przybywam z nieba, by prosić bogów śmierci o pomoc w pokonaniu przeciwników.

        — Ra-ra-ra-ra-rafael?! — wrzasnął Sutcliff, zrywając się z siedzenia. — TEN Rafael?!

        — Po twojej reakcji śmiem twierdzić, że tak.

     — Jaaa cię! Willu! To niesamowite! Poderwał mnie prawdziwy archanioł! To obrzydliwe! I wspaniałe! Sam nie wiem, które bardziej! Ach, to balansowanie na krawędzi moralnego dobra i zła. Związek z aniołem, związek z demonem, ach! Moje życie jest takie skomplikowane!

       — O czym on…?

       — Proszę wybaczyć, Grell Sutcliff jest obłąkany. Proszę go zignorować — burknął Spears.

      Wcale nie podobało mu się, że archanioł przyszedł z tą sprawą do niego. Sam fakt, że niebo miało tak dokładne informacje na temat systemu władzy shinigami, wzbudzało zbyt wiele niepewności. Nie chciał nawet pytać, skąd Rafael wiedział, że jest upoważniony do wydawania tego typu rozkazów. Najgorsze było jednak to, że nie powinien odmawiać. Dokument, który miał przed oczami, nie był żadną prośbą, podaniem czy wnioskiem, na co skrycie liczył William. To by zwyczajny list z pogróżkami. Zawierał kopie dokumentów, które mogły znacząco podkopać autorytet zarządcy. Dawne błędy młodości, kilka nieprzemyślanych decyzji – nie miał pojęcia, jak Rafael wszedł w posiadanie takich danych. Bez względu na to, został postawiony pod ścianą.

      — Nie pozostawiasz mi wyboru… — westchnął niechętnie, oddając dokumenty aniołowi. — Mów, czego chcesz. Jeśli nie złamie to kodeksu bogów śmierci, pomożemy wam.

      — Och, to bardzo miło z twojej strony, serdecznie dziękuję! — rzekł entuzjastycznie Rafael, czym jedynie doprowadził Williama do szału.

     Za to Grell zamilkł, gdy usłyszał, że jego przełożony zgodził się na coś, czemu zawsze był przeciwny. Nikt tak skrupulatnie, jak on, nie przestrzegał zasady o braku ingerencji w wydarzenia na świecie, a teraz ot tak, ze względu na jakiś papier, zwyczajnie zgadzał się pomagać w wojnie? Rudy żniwiarz czuł, że sprawa była bardzo poważna, zaniechał więc żartów i przysłuchiwał się mało wylewnej wymianie zdań, chcąc zrozumieć z niej jak najwięcej.

       — Chcemy, żebyście dopilnowali, że kiedy już wygramy tę wojnę, Michał na pewno będzie tym, który zabije króla piekła. Bardzo nam na tym zależy, to jedyna taka okazja. Nie możemy pozwolić, by zadecydował za nas przypadek.

       — Rozumiem. Wyślijcie dokładne instrukcje, każę je rozesłać wybranym dowódcom.

     — Z pewnością — szepnął Rafael, uśmiechając się pod nosem. — Jeśli dobrze się spiszecie, sądzę, że Gabriel pomoże ci rozwiązać ten mały problem — dodał, głaszcząc palcami kremowy, gładki papier.

       Chwilę później było już po wszystkim. Archanioł opuścił gabinet Williama, ten wrócił do swoich obowiązków, jakby nic się nie wydarzyło, a rozdarty pomiędzy dwoma przystojnymi mężczyznami Grell przez chwilę walczył ze sobą, nie wiedząc, co powinien zrobić. W końcu jednak zdecydował się ruszyć w pogoń za aniołem. Widział go dopiero pierwszy raz. Pierwszy! w całym swoim długim życiu. Nie mógł zmarnować takiej okazji.

       — Rafciu, stój — zawołał bruneta, biegnąc na złamanie karku.

      Felernie stając na śliskiej posadzce, złamał obcas i zachwiawszy się, wylądował tuż pod nogami archanioła, który zasłonił usta dłonią, dyskretnie śmiejąc się z jego niezdarności. Wyciągnął do żniwiarza rękę, pomógł mu wstać i wyciągnąć znikąd jasne pióro. Dmuchnął w nie, a ono zmieniło się w jasny pył, który magicznie naprawił but rudzielca.

     — Ale to cudowne! Dziękuję, Rafciu! Wybawiłeś mnie z opresji, to takie szarmanckie! Może zabierzesz mnie na kawę, co?

       Sutcliffowi nie trzeba było wiele, by zaczął swoje końskie zaloty. Chwycił archanioła pod ramię i zaczął ciągnąć go w stronę miasta, ale ten stanowczo zaoponował, nie pozwalając się ruszyć. Grell wydawał mu się zabawny, ale żyli w zbyt niepewnych czasach, by mógł sobie pozwalać na proste rozrywki kosztem pracy. Misja nieba była zbyt ważna, by zaprzepaściła ją jedna czerwonowłosa fajtłapa.

      — Wybacz, ale mam mnóstwo pracy. Może następnym razem? Z chęcią odwiedzę to miejsce, kiedy wojna dobiegnie końca — obiecał Rafael.

      Nim żniwiarz zdążył odpowiedzieć, zniknął w anielskim portalu, zostawiając Sutcliffa samego. Jego słowa zawróciły żniwiarzowi w głowie. Zaczął piszczeć, krzyczeć sam do siebie, a w końcu pędem pobiegł do domu, by zacząć wybierać kreacje na kolejne spotkanie z archaniołem. Jeszcze nigdy nie udało mu się zabrnąć tak daleko! Próbował mnóstwo razy, zalecał się do każdego, kto tylko spełniał jego wymagania, a jednak zawsze był odrzucany. W końcu udało mu się trafić na kogoś, kto chciał zobaczyć się z nim ponownie.

      — Z chęcią! Z chęcią się spotkamy, Rafciu! — powtarzał, przymierzając kolejne stroje, póki przeglądając się w lustrze, nie przypomniał sobie, co tak ważnego chciał powiedzieć przełożonemu, nim ten zaciągnął go do świata bogów i skazał za wykroczenie.

        — Willu! Człowiek od tych potworów! — wrzasnął, podskakując jak oparzony.

      Ubrany w czarną, rozpostartą na piersi koszulę, czerwoną marynarkę w pasku i obcisłe, pokryte cekinami spodnie o tym samym kolorze, na wysokich, krwistych szpilkach ruszył na złamanie karku z powrotem do gabinetu Spearsa. Wpadł do niego jak burza, krzycząc pełen ekscytacji:

       — Willu! Mam informacje o tym przeciwniku! Tym, od tych dziwadeł! Tym, tym… No wiesz, którym!

      Zarządca podniósł wzrok na Grella i zmierzył go kpiącym spojrzeniem. Po chwili oględzin ocenił, że tym razem podopieczny mówi prawdę, a jego teatralne zachowanie nie było jedynie wymówką, by spędzić z nim więcej czasu.

     — Usiądź, Grellu Sutcliff. I mów ciszej, nie jestem głuchy — rzekł poważnie, wskazując rudzielcowi fotel naprzeciwko biurka.

~*~

       Elizabeth wcale nie miała ochoty rozmawiać z Tomoko. Nie dlatego, że pragnęła coś przed nią ukryć, nie miała nic przeciwko powiedzeniu przyjaciółce prawdy, jednak wiedziała, jak ta zareaguje i na samą myśl o pełnych radości piskach, łzach i wzruszeniach czuła się niewiarygodnie zażenowana. Księżniczka i tak już znała prawdę, byłoby dziwne, gdyby się nie zorientowała, ale chciała usłyszeć to z ust szlachcianki, potrzebowała potwierdzenia. Lizz powtarzała sobie, że za wszystko, co musiała przez nią przejść japonka, jest jej to winna. Ona uwielbiała takie tematy i na pewno cieszyła się co najmniej tak samo, jak główni zainteresowani, którzy na siłę starali się zachowywać powściągliwie. Jeśli więc hrabianka miała sprawić powierniczce radość, dzieląc się szczegółami nocnych wydarzeń, zamierzała odłożyć swój dyskomfort psychiczny na bok i poświęcić się dla Tomoko. To i tak było zaledwie małą kroplą w morzu długu, jaki zaciągnęła u brunetki, kiedy trzymała ją zamkniętą pod kluczem. Nie miała prawa narzekać, byłaby zwyczajną hipokrytką, ale przed samą sobą nie zamierzała udawać, że lubiła opowiadać o intymnych sprawach.

      Nie umiała, właściwie nawet nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, chociaż odkąd skończyła budować z kuzynem bałwana, przez cały czas myślała tylko o tym, jak się wyrazić, by nie brzmiało to obcesowo, wulgarnie ani niewłaściwie. Tomoko była osobą, której nie wystarczały krótkie informacje, zawsze chciała znać szczegóły, na których podstawie umiała dokładnie wyobrazić sobie sytuację, wejść w skórę narratora i dzięki temu służyć przemyślaną, dobrą radą. Poza tym była zwyczajnie wścibska i nigdy tego nie ukrywała. Wszyscy mieli jakieś wady, umiejętność ich zaakceptowania była równie cenna, co okiełznanie niepożądanych cech, kiedy było to konieczne.

      Zaraz po obiedzie księżniczka zaciągnęła Elizabeth do swojej sypialni. Uparcie nie odstępowała przyjaciółki ani na krok, by upewnić się, że nie znajdzie żadnej wymówki. Zdawała sobie sprawę, że jej młodsza koleżanka może się krępować, ale tak samo, jak czuła chęć poznania wszystkich szczegółów wydarzeń ostatnich kilkunastu godzin, równie mocno pragnęła pomóc hrabiance w odnalezieniu się w sytuacji, a widziała, że zwyczajnie nie umiała zrobić tego samodzielnie.

    Dotarłszy do pokoju, Tomoko chwyciła za sznur i pociągnęła go dwukrotnie, co było dla kamerdynera jasną informacją, że oczekiwała herbaty. Jej zachowanie dodatkowo zdenerwowało Lizz. Nie chciała stawać twarzą w twarz z Michaelisem i widzieć, jak jego oczy zdradzają rozbawienie, które kryło się pod nieprzejednaną maską przywdziewaną przez niego każdego dnia. Nie mogła jednak tego uniknąć. Zmusiła się, by stawić czoło pierwszemu wyzwaniu i kiedy lokaj zapukał do drzwi, starała się wyglądać naturalnie. Niestety niezbyt jej się to udało.

      Sebastian, widząc minę swojej pani, nie zdołał się powstrzymać i zaśmiał się pod nosem. Zamiast spokojnej i obojętnej, wyglądała tak, jakby była wściekła i jednocześnie męczyły ją problemy żołądkowe. Demon powstrzymał się jednak od komentarza, przepraszając jedynie za nieprzyzwoite zachowanie i skłoniwszy się, opuścił sypialnię.

     — Widzisz? Teraz już doskonale wiesz, jak się nie zachowywać — powiedziała księżniczka, z trudem powstrzymując się, by nie pójść w ślady służącego.

      — To wcale nie jest zabawne. Ja nie potrafię tak, jak on! To jest nienormalne! Cholerny demon! — krzyczała zawstydzona nastolatka.

      Zaplotła ręce na piersi i starała się udawać obrażoną, ale w rezultacie sama zaczęła się z siebie śmiać, choć nie tak ciepło i radośnie, jak japonka – raczej kpiąco, użalając się nad swoją głupotą. W kwestii miłości była jak małe dziecko, któremu kazano rozwiązać najtrudniejsze zadanie świata: nie wiedziała, co powinna robić, a znane jej sposoby zwyczajnie zawodziły.

       — Spokojnie, przepraszam. Dojdziemy do tego. Na początek chciałabym usłyszeć, co takiego się stało — powiedziała już spokojnie Tomoko, przysuwając się do siedzącej na materacu przyjaciółki.

     — Przyszłam do niego w nocy, bo nie mogłam spać, no i wyznałam mu co czuję, a on… On powiedział, że też mnie kocha, ale wiesz, to było dziwne — zaczęła niepewnie Lizz.

        — Dziwne?

      — Zawsze myślałam, że kiedy ja powiem „kocham cię”, to ta druga osoba uśmiechnie się do mnie i radośnie odpowie: „ja ciebie też”. A on zachowywał się tak, jakby nagle zabrakło mu języka w gębie. Patrzył na mnie tak dziwnie i czułam się strasznie nieswojo, nawet martwiłam się, że coś jest nie tak. I dopiero wtedy jakoś to z siebie wyrzucił. Może wcale nie chciał? Może to było głupie, zmusiłam go i teraz będzie udawał, że coś do mnie czuje. Chyba popełniłam błąd…

       — Elizabeth! — krzyknęła ostro księżniczka.

   Zmierzyła przyjaciółkę karcącym wzrokiem i zirytowana wydawała z siebie niezrozumiały pomruk.

      — On cię kocha, głupia! Od dawna, mówiłam ci. Sądzę, że po prostu potrzebował chwili, żeby to do niego dotarło. Może nie wierzył, że wreszcie się odważyłaś. Wiesz, patrząc na was, sama nie byłam pewna, czy kiedyś wam się uda. Ale dobrze, co dalej, opowiadaj!

       — No i potem my… My… No wiesz, co!

       — Uprawialiście seks.

       — Nie mów tak o tym! — obruszyła się Lizz.

    Po jej plecach przeszedł tak zimny dreszcz, że aż cała zadrżała i skrzywiła się z ogromną niechęcią, po raz kolejny doprowadzając przyjaciółkę do śmiechu.

         — Było aż tak źle?

       — Nie… Było wspaniale, tylko że ja nie umiem o tym mówić. Nie umiem z tym żyć. To jest takie abstrakcyjne, nie sądziłam, że kiedyś uda mi się zabrnąć tak daleko, nie wyobrażałam sobie tego. Moje marzenia kończyły się na: „ja ciebie też” i pocałunku, a potem dochodziłam do wniosku, że już samo to jest niemożliwe.

       — Bo jesteś głupia. Weź przykład z niego. Zachowuje się zupełnie normalnie. Gdyby nie ty, nie zorientowałabym się. Chociaż…

       — Chociaż? — powtórzyła zmartwiona Elizabeth.

      Jej urocza niepewność działała rozbrajająco na nieco starszą przyjaciółkę. Czuła się jak starsza siostra, która uczy tę młodszą prawdziwego życia. Zabawne było tylko to, że mimo mnóstwa przejść każdej z nich, to właśnie Elizabeth uprawiała seks jako pierwsza i zdawałoby się, iż w tym temacie powinna czuć się swobodniej. Było jednak inaczej, Tomoko była dużo bardziej obeznana, sporo czytała i zawsze była dojrzalsza, zmusiło ją do tego surowe wychowanie. Rozmawianie o sprawach intymnych i prywatnych nie stanowiło dla niej problemu, rozumiała, że to naturalne, choć w jej domu kobiece sprawy owiane tabu, którego nikt nie śmiał złamać.





8 komentarzy:

  1. Umiliłaś mi tym rozdziałem drogę do szkoły  ̄ω ̄ i oczywiście jak uśmiechałam się jak głupia do telefonu, siedząc w pociągu. Nigdy się nie nauczę.
    Rafciu, chłopie ty nawet nie wiesz na co się piszesz. Ledwo się powstrzymałam by nie krzyczeć za nim wraz z Grellem tylko nie stój a run. No ale chociaż rudzielec jest szczęśliwy.
    Jak dla mie to było trochę wredne, że Tomoko wezwała Sebcia - też bym tak zrobiła ^^. Elizabeth zrób tak jak ja gdy się stresuję : zacznij powoli liczyć do dziesięciu biorąc spokojne wdechy. Może nie będziesz wtedy wyglądać jak byś miała problemy żałądkowe ^O^.
    Odemnie to tyle.
    Do nastepnego :* Pa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, zadada dziesięciu sekund nie działa zawsze xD. U Lizz ti nawet zasada godziny by nie pomogła xD. Tomoko chciała jej pokazać, co robi źle - tak było prosto i obrazowo, no i Lizz nie mogła się wymawiać, że "wcale nieprawda!".
      Rafael z kolei jest dziwny, w sumie tyle o nim. Widocznie brakuje mu w życiu rozrywki, bo przecież upierdliwy braciszek (Michałek xD) to wcale nie wystarczający problem xD.
      Dzięki za komcia, do zobaczenia :*.

      Usuń
  2. Nie mogę złożyć rozsądnego komentarza, za każdym razem chichrałam się jak głupia czyli co drugą linijkę tak mniej więcej :D William ma jakieś brudy z przeszłości ? Dlaczego demony nie mają na niego haka tylko te durne aniołki!!! Jestem oburzona. Reakcja Grella mnie rozwalała.

    Tomoko i jej reakcje; niesamowite. Wezwanie Sebcia i potraktowanie go trocvhę jako królika doświadczalnego ( nie mam innego porównania) było takie wredne wobec Lizzy... IDEALNE <3 Reakcje Elizabeth również mnie nie zawiodły.

    Tylko nie rozumiem ostatniego zdania: " Rozmawianie o sprawach intymnych i prywatnych nie stanowiło dla niej problemu, rozumiała, że to naturalne, choć w jej domu kobiece sprawy owiane tabu, którego nikt nie śmiał złamać. " Chyba na końcu między owiane a tabu zjadłaś słowo :D

    Widzimy się w następnym ^^ jak się już pojawi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tag, zjadłam "były". Głodna byłam, wybacz xD.
      No William ma jakieś brudy. Wszyscy je mają. Z aniołami jest jednak tak, że mają łatwiejszy dostęp do bogów śmierci, bo nie są złodziejami dusz. Do pewnego stopnia jedni z drugimi muszą nawet współpracować w kwestii przenoszenia tych dusz między ich światem a Niebem. Dlatego jeśli ktoś miał zdobyć o nim jakieś informacje, to właśnie prędzej Rafcio. Poza tym nikt nie powiedział, że Anasi nie ma niczego w zanadrzu. Znając go, ma coś na wzzystkich, tylko się bez potrzeby nie angażuje. Ale gdyby było mu na rękę, to strach się bać, co by wywlekł xD.
      Do zobaczenia w sobotę! :*

      Usuń
  3. Rozdział wspaniały jak zawsze, bardzo poprawił mi humor :) Przez pół rozdziału nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, Grell rozwala system i nawet anioły próbuje podrywać, miałam z tego niezłą bekę. Rafael wspomniał, że Michał archanioł będzie tym, który po wojnie zabije króla piekła, a ja nie chcę, żeby Sebuś umarł ! Ja chyba wtedy depresji dostane ! Ale niestety nie ma na to rady, bo on podpisał tą umowę między nimi :( Jak ta Tomoko lubi wkurzać Lizz, specjalnie wezwała tam Sebastiana,a jej reakcje bezcenne XD Widać, że następny rozdział zapowiada się ciekawie ^^
    Miłego wieczoru i do soboty :*





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie da się ukryć, że podpisał i dotąd rozwiązania brak TT_TT. To będzie smutny koniec tomu, no. Ale vywa, trzeci też był smutny przez dłuższy czas, a teraz Lizz WRESZCIE jest z Sebastianem i chociaż trochę moga się dobą nacieszyć xD. A jak skończy się cała ta wojna, to się jeszcze przekonacie :P.
      Do zobacsenia i wzajemnie!^^

      Usuń
  4. Wraca córka marnotrawna xD
    Pierwsze zażalenie/spostrzeżenie.
    Bogowie śmierci powinny nie ingerować w przebieg zdarzeń. Dlatego do tej pory byli ( udawali) że są neutralni i po żadnej stronie. Teraz Will dostał list z pogróżkami. POGRÓŻKAMI, a nie tak jak Sebastian, z gotowym kontraktem pod presją utraty życia przez Elizabeth. Co do stracenia miał Will? Że będą jawne jego błędy młodości? A co niby mógł zrobić taki dupek bez własnego życia? Pójść do kina z człowiekiem? Przecież on nie ma żadnej zwierzchności nad sobą ze strony aniołów, on najwyżej ma problem sam ze sobą! A po cichu liczę, że Rafał nie wykorzysta Grella, aby zabić Sebastiana w imię udanej randki. Szybciej, że podziała to w drugą stronę, że Grell, dzięki swojej miłości i anielskiej i diabolicznej zachowa się jak prawdziwy Shinigami: Nie jak Undertaker i William, którzy pokazują zgoła odmienne poglądy i pociąg ku dobru czy złu, chociaż dla mnie to wygląda jak zlo większe i zło mniejsze.
    A Lizz i Tomoko mnie nie ciekawe. Przejadły mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po takiej przerwie i Ci zbrzydło? Nieładnie xD.
      W sumie nie rozumiem, co Ci się nie podoba w szantażowaniu Willa. On zawsze taki zasadniczy, wszystko zgodnie z protokołem, punktualnie i idealnie. Na wyrobioną opinię w towarzystwie. Dla niego zrujnowanie jej jest wystarczającym powodem, żeby zrobić, co mu każe Rafcio :P.
      A Will chciał być obojętny, zresztą oni mają swoją rolę w wojnie, a teraz po prostu został zmuszony, by nagiąć swije zasady. NIE JEST TSKI IDEALNY, JAKBY CHCIAŁ. HEHEHEHEHEHE XDDDD.

      Usuń

.