piątek, 5 grudnia 2014

XIX

Dziś będzie nietypowo, bo zacznę od małego ogłoszenia:
Przepraszam za ostatnią notkę. Pewnie kilkoro z Was zauważyło, że jej koniec zupełnie nie trzymał się kupy. Kiedy wstawiałam notkę byłam po jakichś trzydziestu-kilku godzinach bez su i nie zauważyłam tego. Poprawiłam już ten błąd, obecnie wszystko powinno się już zgadzać. 

W ramach rekompensaty dzisiaj wrzucam trochę dłuższy wpis niż zwykle. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobał.
Jeszcze raz przepraszam!


===============

– Kiedy będzie obiad?
– Kiedy będzie pora to Sebastian cię poinformuje. – Tomoko wytłumaczyła chłopcu, zadowolona ze swojej wiedzy. Jej przyjaciółka przysnęła w fotelu, zmęczona intensywnym myśleniem, którego nie potrafiła odpuścić sobie nawet na chwilę. Niech śpi, poukłada sobie wszystko. Może w końcu zrozumie. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Ale ja jestem głodny!
– Poczekaj jeszcze trochę – poprosiła go.
 Zegarek wskazywał wpół do czwartej, spodziewała się, że o równej godzinie wszystko będzie gotowe. Jednak gdy uderzenia dzwonu zabrzmiały, obwieszczając nadejście pory obiadowej, Sebastiana wciąż nie było. Odczekała kilka minut i postanowiła obudzić przyjaciółkę. Sama również zaczęła czuć głód.
– Lizzy? Lizzy, obudź się. – Szturchnęła ją nogą.
Dziewczyna przekręciła się w fotelu i jęknęła pod nosem. Leniwie otworzyła oczy i spojrzała zaspanym wzrokiem na zmartwioną minę japonki.
– Hm?
– O której będzie obiad?
– O czwartej, zawsze jest o czwartej. Chyba, że zmienię zdanie – odpowiedziała, ziewając.
– I jesteś absolutnie pewna, że go dziś nie zmieniałaś? – dopytywała ciemnowłosa.
– O co ci chodzi? – jęknęła zirytowana. Przetarła oczy i przeciągnęła się w fotelu.
 Jest piętnaście po czwartej, mały jest głodny – oznajmiła rozespanej koleżance.
– CO?! – Hrabianka poderwała się nagle.
Popatrzyła na przyjaciółkę z ogromnym zaskoczeniem, po czym przeniosła wzrok na tarczę zegara. Miała rację, naprawdę było po czwartej.
– No tak, jest czwarta, jesteśmy głodni
– To czemu nie jedliście? – zapytała ze złudną nadzieją, że jej obawy się nie sprawdzą.
– Sebastian nas nie zawołał, więc nie poszliśmy – odparł zmęczony parolatek.
– Zaraz będzie obiad, poczekajcie chwilę. – Nerwowo podniosła się z fotela i wyszła, trzaskając złowrogo drzwiami. Ciężkim krokiem zmierzała w stronę kuchni.
- Sebastian! – Wrzasnęła, zbliżając się do drzwi.
Lokaj wyszedł jej naprzeciw.
– Czy coś się stało? – zapytał uprzejmie, w ogóle nieświadomy swojego błędu, delikatnie się uśmiechając.
– Ciebie już do reszty pogięło?! Próbujesz zerwać nasz kontrakt? Mam dla ciebie wskazówkę: zabij mnie, bo tego zachowania zwyczajnie nie zdzierżę!
                – Nigdy nie zerwę naszej umowy – odpowiedział, pochylając głowę. Jego beztroska doprowadzała ją do granic wytrzymałości. Czuła, że zaraz wybuchnie.
                – Grasz na moich emocjach, zaniedbujesz obowiązki i kpisz sobie ze mnie?! – wydarła się niemal nieludzko. Echo jej rozwścieczonego głosu rozniosło się po posiadłości. Wzięła zamach i z całej siły uderzyła go w twarz. – Obiad, pięć minut. Policzymy się wieczorem. – Odwróciła się, trzęsąc się ze złości, i ciężkim krokiem ruszyła z powrotem.
Co za kpina. Co za kompletny brak szacunku. Kretyn, idiota! Niech tylko Tomoko pojedzie do miasta. Urządzę mu takie piekło, że będzie błagał o śmierć! – wyklinała w myślach.
Przed drewnianymi wrotami, oddzielającymi ją od gości, wzięła głęboki wdech, przywdziała uśmiechniętą maskę i wkroczyła do środka, na scenę hańby.
– Obiad będzie dosłownie za chwilę. Wybaczcie, to moja wina – powiedziała cierpko, pochylając głowę.
Miała nadzieję, że słyszeli jej krzyku.
– Co się stało? – Tomoko podeszła do niej i zapytała szeptem.
– Nic, błąd logistyczny. Wybacz – odparła chłodno, dziękując w duchu za grube ściany pomieszczeń.
– Nie szkodzi – przyjaciółka uśmiechnęła się wyrozumiale i machnęła ręką.
Kryła go, ze względu na siebie. Przyznanie się do takiej niekompetencji służby było jeszcze gorsze niż to, co czuła w tej chwili. Wstyd, złość, zdrada… Uczucia na zmianę uderzały w nią z coraz większą mocą. Miała wrażenie, że nie wytrzyma, pęknie w środku, a łzy wściekłości zaleją jej twarz. Ciemnowłosa widziała jej ból. Nie wiedziała co się stało, ale cokolwiek to było, naprawdę poruszyło czerwonowłosą przyjaciółkę.
– To jego wina? – zapytała po chwili milczenia.
Hrabianka posmutniała. Ugryzła się w język, by powstrzymać płacz.
 – Nie przejmuj się. Wiesz, że dla mnie ta cała etykieta nie ma, między nami, znaczenia. Jesteśmy przyjaciółkami.
– Przepraszam, wiem o tym. Ja… ja. Po prostu tak mnie zdenerwował. Dlaczego on to robi? Jest tak złośliwy…
– Lizzy, nie rozumiesz… - powiedziała łagodnie i objęła ją ramieniem. Szlachcianka odsunęła się, nawet nie drgnęła.
– Czego nie rozumiem? – mruknęła zrezygnowana. ­– Powinnam się go pozbyć, nie zniosę tego. – Wtuliła się w przyjaciółkę.
Stres bardzo ją osłabiał. Znów czuła niemoc, pieczenie karku i drapanie w gardle. Z trudem powstrzymywała się od kaszlu. Nie chciała dodatkowo martwić przejmującej się nią koleżanki. I tak była dla niej tylko problemem. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. 
– Przepraszam, nie powinnam. Dobrze, że zostajesz na trochę. Będę musiała ci to wynagrodzić – szepnęła skruszona.
– Nie bądź głupia. Posłuchaj… Nie chciałam ci tego mówić, bo miałam nadzieje, że sama do tego dojdziesz, ale nie mogę patrzeć jak się z tym męczysz. – Hrabianka odsunęła się od niej i spojrzała jej w oczy ze szczerym zdziwieniem. Ciemnowłosa kontynuowała. – On nie robi ci na złość, nie próbuje cię zranić. Gdyby tak było, nie uratowałby cię. Wydaje mi się, że nie rozumie, co się z nim dzieje. Poczuł coś, czego nie umie wyjaśnić. Jest rozkojarzony, próbuje to poukładać. Nie bądź dla niego taka szorstka. Spójrz… – Chwyciła ją za dłoń. – jest cała czerwona. Pomyśl, jak wygląda jego twarz. – Zmierzyła Elizabeth wzrokiem.
– On… On nie czuje – wydukała zszokowana, wpatrując się w drżącą, piekącą dłoń.
Słowa przyjaciółki krążyły wokół niej, zapętlały się, tworząc nieznośną kakofonię w jej głowie. Zachwiała się czując, że zaraz zemdleje.
– Lizzy, usiądź.
– Lizzy, co ci jest? – Przestraszył się chłopiec.
– Nic. To z głodu – wyjaśniła im po chwili milczenia i kilku głębokich oddechach.
~*~
                Słowa wypowiedziane z ogromną nienawiścią, czerwona ze złości twarz. Słyszał bicie jej serca, uderzenia tak częste, że zlały się w jeden raniący dźwięk. Zamarł w bezruchu. Palące igiełki na jego twarzy zdawały się przenikać do krwioobiegu i ranić każdą żyłę. Drżący głos, pozbawiony zaufania. Czy chcę zerwać kontrakt? Nigdy bym tego nie zrobił. Nie potrafiłbym. Panienko…Wybacz mi. Nie jestem godny, by ci służyć. Trząsł się. Po raz pierwszy od setek lat. Przerażające uczucie. Co to jest? Czy tak wygląda smutek? Wzgardzony. Żal? Haniebny. Obrzydzenie? Znienawidzony. Wstyd? Niegodny.
Wiesz, co powinieneś teraz zrobić? – odezwał się głos w jego głowie.
O czym mówisz?  Odpowiedział mu w myśli.
Musisz odejść. Nie zasługujesz na tę duszę.
Nie mogę jej zostawić. Przysiągłem – zaoponował, marszcząc brwi.
I złamałeś przysięgę. Wróć do mnie – kusił delikatny, znajomy ton.
Nie odejdę ­ – szepnął.
Ból, inny niż zazwyczaj. Ból bez krwi, bez widocznych ran. Psychiczny. Ściśnięte serce. OBIAD! Pobiegł. Jedzenie było prawie gotowe. Zapomniał, zamyślił się. Tak żałosny, ludzki błąd. Nie miał czasu. Chociaż miał tego nie robić, skorzystał ze swoich zdolności. Stół wyglądał idealnie, lepiej niż idealnie. Dobiegł pod drzwi i zawahał się. Czuł, że tym razem nie da rady spojrzeć w jej twarz z tą samą obojętnością.
– Obiad jest… gotowy – zająknął się, dostrzegając błyszczące wypieki na jej twarzy. Spojrzała na niego wzrokiem pełnym wściekłości. Z jeszcze większym natężeniem, niż wcześniej. Natychmiast opuścił głowę.
– Dziękujemy. – Tomoko, przerywając ciszę, uratowała ich oboje od nieznośnego stanu zawieszenia.
Poszedł przodem.
– Widziałaś? – Przyjaciółka szepnęła do ucha czerwonowłosej.
– Co? – burknęła zdenerwowana Elizabeth.
– Jego twarz. Widziałaś?
– Nie chcę na niego patrzeć.
– Widziałaś? – naciskała.
– Widziałam… – przyznała w końcu drżącym głosem.
– I co zobaczyłaś?
– Wstyd, żal. Sama nie wiem.
– Odpuść mu – szepnęła księżniczka i delikatnie uśmiechnęła się do przyjaciółki.
~*~
                Atmosfera podczas obiadu nie należała do najlżejszych. Wszyscy odczuwali nieznośne napięcie pomiędzy młodą panią domu, a jej służącym. Wystawny obiad, mimo swego piękna i prostoty zarazem, nie był w stanie rozwiać chmur, zbierających się nad ich głowami. Całkowite milczenie zdawało się uporczywie szturchać każdego z nich. Nieznośne wyczekiwanie na koniec. Nie powinno się jeść w takiej atmosferze, to nie zdrowe dla żołądka.
Lokaj zaserwował deser. Wszyscy odetchnęli z ulgą, widząc na horyzoncie koniec tego mrocznego przedstawienia.
– Co za bezczelność. – Słaby głos dziewczyny przerwał ciszę. Oczy wszystkich zwróciły się ku niej. – Mieć świadomość, że się przeszkadza, a mimo to trwać w miejscu. Żenujące – dokończyła zgryźliwą wypowiedź, kontynuując dźganie jabłkowego ciasta malutkim widelcem.
Nikt nie miał odwagi się odezwać. Jedynie on spojrzał na nią z nutą melancholii, po czym szybko spuścił wzrok, nim zdążyła dostrzec jego nieśmiały gest. Obiad zakończył się w takim samym niezręcznym milczeniu, w jakim się rozpoczął. Hrabianka odeszła od stołu, w ślad za nią podążyła księżniczka. Obie zmierzały do biblioteki. Chłopiec, który nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, o co chodzi, w towarzystwie pokojówki, udał się do swojej sypialni na popołudniową drzemkę.
– Chciałam pokazać ci tę żałosną imitację książki, ale nie wiem, gdzie ją odłożył. Powinna stać tutaj. – Czerwonowłosa, pełna pogardy na samo wspomnienie o kamerdynerze, przedzierała się przez kolejne regały. Książka o demonicznej wizji powstania świata wydawała jej się teraz jeszcze bardziej niedorzeczna.
– Co było w niej takiego wyjątkowego? – zapytała zaciekawiona Tomoko, przyglądając się z fotela poszukiwaniom przyjaciółki.
– Właściwie nic. – Zatrzymała się i dotknęła palcami podbródka. – Po prostu zainteresował mnie sposób w jaki była napisana. Jakby nie pisał jej człowiek, a demon.
– Akuma? – zapytała księżniczka, słodkim jak miód głosem.
– Co? – zdziwiła się hrabianka.
– Czyżbyś zapomniała o naszej tradycji? Akuma – demon po japońsku – wyjaśniła.
– No tak. W każdym razie, nie ma jej. Okazuje się, że mój „piekielnie dobry kamerdyner”, jak lubi się nazywać, jest w rzeczywistości piekielnie kiepskim kamerdynerem – burknęła z przekąsem.
Japonka skrzywiła się i westchnęła ze znużeniem.
– Naprawdę przesadzasz, wiesz? Daj spokój z tą książką, usiądź. Musimy porozmawiać.
– Nie mam ochoty więcej słuchać, jak go bronisz. Może ci się podobać, rozumiem to. Ale… – stawiała się. Czemu miała pozwalać komukolwiek oczyszczać jego imię?
– Nie o to chodzi – przerwała jej. Zdenerwowany wzrok japonki przeniósł się z dziewczyny na fotel. Czując się nieswojo, pod naciskiem intensywnego spojrzenia, Lizzy posłusznie usiadła i uśmiechnęła się niepewnie. – Chciałam ci powiedzieć, że odpuszczam go sobie – powiedziała ciemnowłosa, pochylając głowę.
– Dobra decyzja – skomentowała sucho.
– Zmieniłaś się. – Ton głosu przyjaciółki niemal wywołał w szlachciance śmiech. Żałosne uczucie świadomości tego, co straciła nie potrafiło wywołać w niej już innej reakcji, niż sarkastyczny chichot.
– Wiem, przepraszam. Nie chciałam tego, ale nic na to nie poradzę. – W jej głosie było słychać szczery żal. Starała się jak mogła, by zachować to, kim była, bezskutecznie. – Coś raz utracone, nigdy nie zostanie zwrócone… - Jej przesiąknięte smutkiem słowa, wzbudziły niepokój w drobnej brunetce.
– Słucham?
– Ktoś powiedział mi tak tamtego dnia. Wciąż słyszę te słowa w swojej głowie. Przypominają mi o tym, co straciłam. O mnie, której już nie ma. Nie chciałam cię zawieść, ale widocznie nie potrafię być dla ciebie taką przyjaciółką, jak dawniej. – Słowa dotknęły delikatnej duszy księżniczki – Elizabeth próbowała ją odepchnąć.
– Baka! – krzyknęła, dając się ponieść emocjom. – To nie ważne, że się zmieniłaś. Zawsze będziemy przyjaciółkami. Nie próbuj mnie odsunąć, nie pozwolę ci na to. – Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
Tak straszliwie współczuła jej tego, co musiała przejść. Horror, który ją tak zmienił, czym był? Co się tam wydarzyło? Myślała, że znając całą prawdę umiałaby pomóc, jednak tylko się oszukiwała. Blizny, które te wydarzenia zostawiły na duszy jej drogiej powierniczki, nigdy nie znikną. Do końca życia będą o sobie przypominać. O dniu, w którym poznała jak smakuje piekło.
– Jak zwykle masz rację. Niektóre rzeczy się nie zmieniają – rozchmurzyła się, by pokazać jej, że nie jest aż tak źle. Mimo wszystko, zależało im na sobie. Wciąż są na tym świecie ludzie, dla których jestem ważna. Mały płomyk nadziei. Ratunek.
~*~
– Do zobaczenia!
– Na pewno! Wyślę po ciebie powóz. Niedługo!
– Będę czekać! – Przyjaciółki przekrzykiwały stukot końskich kopyt. Tak jak zapowiedziała, Tomoko pojechała do Londynu.
– Panienko, proszę wejść do środka, przeziębisz się – poprosił służący. W jego głosie nie było, tej samej co zazwyczaj, nagany.
– Chodź ze mną. – Rozkazała, nawet na niego nie patrząc.
– Oczywiście – odparł najzwyczajniej, jak tylko potrafił. Zaprowadziła go na dach. Kątem oka widziała pytający wyraz jego twarzy. Dlaczego tutaj? Co zamierza? Czerpała z tego okrutną satysfakcję. Wskoczyła na podwyższony murek na samym skraju budynku. Przechyliła się do przodu i rozejrzała.
Zostałaby ze mnie mokra plama.- Uśmiechnęła się do siebie. Stał kilka metrów od niej w ciągłej gotowości, by rzucić się za nią, gdyby postanowiła skoczyć, żeby go ukarać. Tego się spodziewał. Skoczy, bo wie, że jeśli popełni samobójstwo, to jej dusza będzie należeć do niego. Wie, że jeżeli ją powstrzyma, to będzie znała prawdę.
Jak przystało na Głowę rodu Roseblack. – delikatny uśmiech rozświetlił na chwile jego twarz.
– Z czego się cieszysz, demonie? – mówiła spokojnie, wyraźnie podkreślając każde słowo. Odwróciła się przodem do niego. – Wiem, czego się spodziewasz – rzekła, pewna siebie. – Nie zrobię tego. Nie w taki sposób. – Zeskoczyła z podwyższenia i podeszła do niego. – Sam mi to powiesz. Wszystko, o co cię zapytam. Przysięgałeś, prawda? – Nie podobał mu się ton tej rozmowy, ani kierunek, w który zmierzała, jednak pokornie stał, jedynie przyglądając się zdeterminowanemu wyrazowi twarzy swojej pani. – Odpowiedz!
– Przysięgałem – odpowiedział spokojnie.
– To i inne rzeczy, a jednak złamałeś swoją przysięgę, mam rację?
– Tak. – Z trudem udało mu się wydobyć z siebie głos. Ogarnął go niesamowity wstyd i żal. Patrząc na jej rozwścieczoną twarz, napięte mięśnie. Drżała. Nie wiedział tylko, czy z zimna, czy ze złości, która w ten sposób znajdowała, chociaż maleńkie, ujście. Przyznanie się do winy było trudne. Trudniejsze niż się spodziewał.
– Dlaczego? – warknęła. Nie mógł wymusić z siebie słowa. – Dlaczego? – powtórzyła głośniej. Zbliżyła się do niego. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło ich twarze. Napawała się jego cierpieniem. Unikalnym obrazem, który zagościł na jego, dotąd obojętnym, obliczu doskonałego lokaja.
– Nie wiem… – wyszeptał, prosząc w duchy, by zakończyła tę rozmowę.
– Zapytałam, dlaczego?! – Uderzyła go w twarz.
– Proszę o wybaczenie. Nie jestem godny miana lokaja rodziny Roseblack – wyrecytował intuicyjnie jedną z regułek.
– Wiem o tym. Seba… Demonie. To jest rozkaz. Odpowiedz mi: dlaczego? – wycedziła przez zęby.
Nie miał już innego wyjścia. Dopóki ich kontrakt był w mocy, musiał wykonać każdy jej rozkaz. Chociaż wiedział, że nawet prawda nie uspokoi jej wijącej się w furii duszy.
– Poczułem coś, czego dotąd nie znałem – wyjaśnił, a ona popatrzyła na niego osłupiała.
- Co? – Mruknęła płytko.
– Nie potrafię tego nazwać. Ale było to powodem mojego zaniedbania obowiązków – odpowiedział z trudem.
Dziewczyna po raz kolejny poczuła ból w karku, osłabienie, drapanie w gardle. Wszystkie objawy równocześnie dopadły jej zmęczony organizm. Zachwiała się niemal tracąc równowagę i przewracając się. Chciał do niej podejść, wziąć w ramiona, zanieść do łóżka, ale gestem ręki zabroniła mu się zbliżać. Zaczęła dusić się krwią, której nie potrafiła wykrztusić. Upadła przelatując przez murek. W ostatniej chwili chwyciła krawędź budynku. Zawisła kilkanaście metrów nad ziemią. W każdej chwili mogła zakończyć swoje życie. Wystarczyło się puścić i poczuć przyjemny wiatr. Demon natychmiast znalazł się na skraju dachu i wyciągnął rękę, by ją chwycić.
– Nie dotykaj mnie – rozkazała, wciąż przesiąkniętym żalem i nienawiścią, głosem.
Uśmiechnęła się. To już nie była jego kara, to było obłąkanie. Nie kontrolowała w pełni tego, co robiła. Jakby była jedynie pasażerem swojego ciała. – Nie waż się mnie tknąć, demonie.
– Panienko, jeżeli ci nie pomogę, zginiesz – odparł, zachowując spokój.
– A ty dostaniesz moją duszę. Tego chciałeś, więc, o co ci chodzi? Pozwól mi spaść – powiedziała z niesamowitą lekkością, spluwając resztkami krwi.
– Nie mogę na to pozwolić.
– Nie masz nic do gadania. Ja decy… - urwała. Przeraźliwy ból karku sparaliżował jej ciało.
–  Nie puszczaj. Nie, nie chcę jeszcze umierać. To za wcześnie. Sebastian! Nie pozwól mi spaść, uratuj mnie! – krzyczała w myślach, jednak żaden dźwięk nie wydobywał się z jej ust. Widziała jak sparaliżowana dłoń luzuje uchwyt. Puściła się. Zaczęła spadać. Z przerażeniem patrzyła, jak demon stoi bez ruchu i otępiale wpatruje się w jej malejące ciało. Proszę, zrób to. Uratuj mnie. Wyglądał jak posąg. Zimny, nieruchomy. To koniec. Przepraszam, jednak byłam zbyt słaba. Wybaczcie mi.
– Elizabeth!!! – Jego przeraźliwy krzyk wystraszył ptaki, śpiące na okolicznych drzewach.
 Zerwały się i z jazgotem przeleciały tuż obok niego. Zamarła. Nie docierały do niej słowa, żadne bodźce nie miały najmniejszego wpływu na jej ciało. Tato? Gdzie jesteś?
– Lizzy! Obudź się. – Bezskutecznie próbował ją ocucić. W końcu objął jej wątłe ciało i przyciągnął do siebie. – Lizzy, proszę cię.
– Seba… stian? – Słaby, ledwo słyszalny, głos sprawił mu niewiarygodną radość. Jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy jak w tej chwili, gdy trzymając zmarznięte ciało swojej pani, odetchnął z ulgą.
– Jestem tu, Elizabeth – wyszeptał.
– Co powiedziałeś? – Jej szept, drżący, pełen oburzenia, sprawił, że się uśmiechnął.
– Najmocniej przepraszam, panienko – odpowiedział, nie potrafiąc pozbyć się radosnego grymasu z bladej twarzy.
Z trudem wyswobodziła się z jego objęcia na tyle, by móc spojrzeć w jego twarz. Zmarszczyła brwi.
– Naprawdę upadłeś tak nisko, jak ludzie. – Uśmiechnęła się niewyraźnie, widząc całą gamę uczuć na jego twarzy.
W duchu wręcz rechotała ze śmiechu. Nigdy wcześniej nie widziała na jego twarzy więcej niż jednej na raz emocji, chociaż i to starannie próbował ukryć. Teraz było ich wiele, tak wyraźnych, że nie mógłby zaprzeczyć istnienia którejkolwiek z nich. Przyglądała się przez chwilę, zastanawiając się, której z nich powinna poświęcić najwięcej uwagi. Fakt, że mogła w nich wybierać, by jej małym zwycięstwem, chociaż wcale tego nie planowała. Zaśmiała się złośliwie, lecz zdawała sobie sprawę, że nie tylko zmuszenie go do ściągnięcia maski i zdenerwowanie go powodowało radosny grymas na jej twarzy. W głębi serca cieszyła się, że to była prawda. Demon obdarzony uczuciami.
– Jesteś nowym początkiem upadku demonów. – Wyszeptała i zemdlała. Początkiem upadku demonów… Niemożliwe!
                – Panienko, skąd o tym wiesz? – szepnął.
Zaniósł ją, wycieńczoną i wyziębioną, do sypialni. Starannie przykrył ją kołdrą i stanął w rogu pokoju obiecując sobie, że nie opuści go, dopóki nie zostanie przez nią zmuszony. Powinien być jej wdzięczny. Nie zdawała sobie sprawy, ale tym, co zrobiła, pomogła mu zrozumieć samego siebie. Teraz już wiedział i mógł coś z tym zrobić. Nadzieja na normalność, znów zapłonęła dla niego z wielką mocą.
                Obudziła się dwie godziny później. W pokoju było zupełnie ciemno. Jej ciało wciąż nie chciało w pełni z nią współpracować. Nie była w stanie nawet usiąść o własnych siłach. Leżała na wznak, przyglądając się baldachimowi, dokładnie studiując każdy jego skrawek. Powoli docierały do niej wspomnienia sprzed utraty przytomności. Gdy nie mogąc się ruszyć, w zupełnej ciszy, mogła wszystko przemyśleć na spokojnie, dostrzegła jak idiotyczne było jej zachowanie. Przesadziła, dała się ponieść irracjonalnym emocjom, których źródła nie potrafiła zweryfikować. Jakby ktoś wpoił jej te emocje, albo wyolbrzymił te, które w sobie miała. Zaczęła się zastanawiać, czy miał tak samo. Jeśli byłaby to prawda, jej reakcja byłaby całkowicie nie na miejscu. Ale to nie było teraz ważne, przynajmniej nie na tyle, by dalej kontynuowała rozmyślania na ten temat. Najistotniejsze było dojście do prawdy.
– Byłeś tu przez cały czas? – Powiedziała cicho, gdy skończywszy analizować sytuację, zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas był tuż obok.
– Tak, panienko.
– Pomożesz mi usiąść? – Zapytała z uprzejmości. Mogła zwyczajnie wydać mu rozkaz, ale zasługiwał na rekompensatę. W ten sposób chciała dać mu znać, że już nie jest zła. Może także, że przeprasza…? Nie zamierzała od razu padać mu do stóp, ale miły gest był jak najbardziej na miejscu. Podszedł do niej i pomógł jej się oprzeć na poduszkach. Bezwładne kończyny  chudego ciała, leżały luźno na kołdrze. Próbowała ścisnąć dłoń, ale ledwie poruszyła palcami. Patrzył na nią z troską. Nie wiedział, co mogło być przyczyną.
– Dziękuję. Chyba musimy porozmawiać… - powiedziała szeptem.
Skinął głową, zgadzając się z nią, i usiadł na skraju łóżka, by nie musiała męczyć się mówiąc podniesionym głosem.
– Ja… Przepraszam – wyrzuciła z siebie zawstydzona. Mężczyzna uśmiechnął się do niej serdecznie.
– Nic nie szkodzi panienko. Zasłużyłem na wszelką karę. Wszak zhańbiłem pani ród oraz samego siebie, jako twego służącego. – Chwycił ją za dłoń. Poczuła się nie swojo, i gdyby mogła, wyciągnęłaby ją z ciepłego objęcia gładkich, śnieżnobiałych rekawiczek.
– Nie przesadzajmy, to było piętnaście minut spóźnienia. Gorsze rzeczy się działy i nikt za to w twarz nie dostawał. To było niestosowne. Nie powinnam była tego robić – przyznała się do błędu, z trudem połykając dumę.
Prawą dłonią mimowolnie dotknął swojego policzka. Wspomnienie tamtej chwili ponownie wzbudziło w nim emocję, jednak nie tak silną, jak poprzednio. Nie posiadam takich emocji. Nigdy nie posiadałem. Trzeźwym umysłem zweryfikował informacje. Widział zdecydowana różnicę. Wreszcie mógł myśleć racjonalnie, mimo nowych bodźców, które do niego docierały. Przestały całkowicie pochłaniać jego umysł.
– Nie szkodzi. Zawiodłem cię, miałaś prawo być zła – wyjaśnił, wciąż trzymając jej dłoń. – …Panienko. – Dopowiedział po chwili.
Przez chwilę patrzyła na niego z lekko otwartymi ustami, przypominając sobie, jak wymówił jej imię. Nie była pewna, czy zrobił to naprawdę, czy tylko jej się zdawało, takie zachowanie zasługiwało na reprymendę. Odchrząknęła, podejmując ryzyko.
– W związku z tym…
– Najmocniej przepraszam – powtórzył po raz kolejny, zanim na głos wytknęła mu błąd, którego popełnienie sprawiło mu prawdziwą przyjemność. Wypowiedzenie jej dźwięcznego imienia było jak odświerzający chłodny deszcz letnim popołudniem. Gdyby tylko pozwoliła mu częściej tak się do siebie zwracać.
– Cieszę się, że zrozumiałeś – skłamała. Brak formy grzecznościowej i ta bezpośredniość podobały jej się. Uważała, że powinna być z nim bliżej, a nigdy nie czuła tego lepiej niż w tamtej chwili, gdy ocknęła się w jego objęciach, słysząc jak wypowiada jej imię. Nie mogła tego przyznać, nie wypadało jej to. Przez to jego ciągłe upominanie sama zaczynam sobie mówić, co mi wypada, to okropne! Zaśmiała się w duchu, dostrzegając jak duży ma na nią wpływ, nawet kiedy robi wszystko, by tak nie było.
– Chciałbym o coś zapytać.
– Słucham? – zainteresowała się.
– Prosiłem panienkę, by obiecała mi powiedzieć, jeżeli coś złego będzie się działo z panienki zdrowiem.
– Masz rację, ale chyba widziałeś, co się stało, prawda? I gdzie to pytanie? – nadąsała się.
– Wydaje mi się, że jest coś jeszcze. Prosiłbym, żeby panienka tego nie ukrywała, od tego może zależeć panienki życie – wytłumaczył.
Poczuł, jak jej szczupłe palce zaciskają się wokół jego dłoni. Denerwowała się.
– Jest coś – zaczęła niechętnie. – Znak kontraktu, pali mnie. Od kilku dni. Ostatnio wszystko jest jakieś inne… – wyjawiła skruszona.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna tego ukrywać. Nikt lepiej od samego demona nie mógłby wiedzieć, co mogło być nie tak.
– Czy mógłbym? – zapytał, nachylając się nad nią.
– Mhm.
Odgarnął jej włosy i popatrzył na znamię na jej karku. Pozornie wyglądało normalnie, jednak im dłużej się w nie wpatrywał, tym dziwniej się czuł.
– Wygląda zwyczajnie – rzekł po chwili namysłu.
 To jest twoja opinia, jako eksperta? – zakpiła.
Zrewanżował się złośliwym uśmiechem. Wracała do formy.
– Chciałabym iść spać… – ziewnęła.
– Przynieść panience ciepłego mleka?
– Nie, dziękuję. Po prostu tu zostań – odparła cicho.
Pomógł jej się położyć i otulił ja kołdrą. Stanął w zasięgu jej pola widzenia i zamknął oczy.
– Miłych snów panienko.
– Mhm – mruknęła zmęczona.

Dzień dobiegł końca. Zarówno demon jak jego pani wreszcie mogli odetchnąć od przytłaczających emocji. Spokój był tak niespodziewany, że oboje chłonęli każdą jego sekundę. Demon czuł, że problemy zdrowotne hrabianki i palący znak na jej karku mają ze sobą więcej wspólnego niż im się wydaje, a to oznaczało kolejne problemy. 

18 komentarzy:

  1. Genialne. Twoje opowiadanie jest po prostu niesamowite. Dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne, genialne, GENIALNE!!! >\\\< AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! Boże >\\\< Sebuś i ta sytuacja na dachu!!! NO NIE MOGĘ!!! POSKLEJANIE ZDAŃ JEST NIEMOŻLIWE! Jestem tak strasznie tym zaaferowana! Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! >\\\<

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu nie mogę wyjść z podziwu.
    Nie, nie martw się, nie zraziłam się Twoim komentarzem, po prostu trochę za dużo mam zamieszania ze wszystkim :)
    Życzę weny i zapraszam do mnie :) jest nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Łaa, juz jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji :D W końcu powoli zdają sobie sprawę ze swoich uczuć a to takie cudowne <3 Całuję gorąco i weny życzę !

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzę, no nie wierzę w to. Teraz czuję jednocześnie współczucie, smutek, rozpacz, szczęście, ulgę i jakąś chorą satysfakcję. Co ty ze mną zrobiłaś, Nami? xDD Jak Lizzy uderzyła Sebcia to mimowolnie zapragnęłam wziąć go w objecia i pocieszyć, ale jednocześnie miałam nadzieję, że hrabianka trzaśnie go jeszcze raz. Jak Lizzy go przeprosiła to zanim zdążyłam zareagować- momentalnie zaszkliły mi się oczy a obraz zaczął się rozmazywać. Nigdy, powtarzam nigdy nie zdarzyło mi się płakać na czyimś opowiadaniu. Jestem w szoku. To było magiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że Ci się podobało. Przeleciałam ten rozdział wzrokiem i mi osobiście średnio się podoba. Teraz piszę lepiej xD Naprawdę muszę to kiedyś poprawić :P

      Usuń
    2. O Boże, skoro teraz piszesz lepiej, to zaczynam się po woli obawiać, bo dla mnie to jest już perfekcyjne, no, może oprócz tych kilku zbędnych przecinków. Ale to raczej Ty tutaj jesteś od poprawiania innych, więc nie będę przejmować Twojej roli :b Stylistycznie genialne, doskonale budujesz nastrój. Emocje, które bohaterowie odczuwają, odczuwa się mimowolnie razem z nimi.

      Usuń
    3. Tak, emocje to zdecydowanie mój konik :P. Przecinki tutaj trochę sobie biegają, jak chcą, ale w większości są na swoim miejscu. Minęło trochę czasu, zanim się dokształciłam. W sumie z każdym kolejnym rozdziałem można zauważać małe zmiany :P
      Zresztą przekonasz się. I na pewno nie ma się czego bać, trzeba tylko uważnie czytać, żeby nie przeoczyć żadnych aluzji. Już od końcówki pierwszego tomu opowiadanie robi się nieco ambitniejsze i pojawia się sposo subtelnie przekazywanych treści, więc miej się na baczności xD

      Usuń
    4. Dobrze, nie ma sprawy, dziękuję za przestrogę ^^ Chociaż czytając fanfiki zdaję sobie sprawę z możliwości pojawiania się w nich aluzji czy nawiązań z pozoru trudnych do wykrycia, więc z moim skupieniem podczas czytania nie powinno być problemu. Weny, weny i jeszcze raz weny \(^-^\)

      Usuń
  6. Odnoszę wrażenie, że w opowiadaniu pojawi się Ciel Phantomhive. Podejrzewam, że to właśnie on był tym bytem, który prześladował Lizzy. Proszę, żebym się myliła! Nie chcę wybierać między Lizzy a Cielem!

    H.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to ten. Będę szczera... Popłakałam się. To opowiadanie jest cudowne, mam nadzieję, że nigdy go nie porzucisz. Czyta się je wspaniale, nie dostrzegłam żadnych błędów, a twój styl pisania jest genialny. Dawno nie czytałam żadnego opowiadania,które tak by mnie poruszyło i wywołało tal silne odczucia.
    Życzę Ci naprawdę dużo weny
    Emirya ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to bardzo miłe :).
      Nie, nie zamierzam porzucać opowiadania. Napiszę je do końca, a potem przerobię na utwór niezależny i wydam w formie książki :).

      Usuń
  8. niesamowicie to przeżywam. ludzie nie wierzę. niesamowita !

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie się czyta. Lekko i szybko. Duża ilość różnych emocji wśród bohaterów oraz ich dokładne opisanie sprawiają, że czytelnik zamiast liter, widzi tą całą sytuację i bardzo przeżywa. Jak widać doszłam już do XIX rozdziału i zostanę tu. Uwielbiam Sebastiana, a ten jego wizerunek jaki ty tworzysz jest spełnieniem marzeń chyba każdej jego fanki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy każdej, ale z pewnością do jakiejś czesci2 trafia :P.
      Dziękuję za komentarz <3. Im dalsze rozdziały, tym lepsza jakość, dlatego polecam czytać dalej :D. Sporo się przez te lata nauczyłam :P.

      Usuń
  10. Witam,
    o powoli to zdają sobie sprawę ze swoich uczuć, popłakałam się...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka,
    wspaniale, och jak cudownie powoli zaczynają zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    cudowbie, och jak wspaniale powoli zaczynają zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.