środa, 31 grudnia 2014

XXVII

Od razu uprzedzam - dzisiejsza notka wieję angstem. Lubię angstować, więc nie mogę nie ująć tego w opowiadaniu. Chociaż starałam się nie przesadzać. Uwierzcie, mogło być dużo smutniej i bardziej samobójczo :P
Coraz większa ilość z Was przyznaje się w komentarzach do posiadania własnych blogów - chwalcie się śmiało! Nigdy za dużo czytania :) Zostawiajcie linki w komentarzach. Co prawda nie dodam Was do żadnej listy, bo taka na blogu nie istnieje (może w przyszłości), ale mogę Was zareklamować, jeżeli wyrazicie taką chęć. Trzeba sobie pomagać, nie? :D

Ach, no i jak zawsze - proszę o szczere komentarze. 

Korzystając z okazji: Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku. Spełnienia noworocznych postanowień, wielu sukcesów i przyjemności każdego dnia :) 

PS Wysyłając życzenia mile mnie zaskoczyło, że numer pewnej osoby wciąż jest aktualny. Jeszcze milej zaskoczyło mnie, że mi odpisała. Mała rzecz, a tak niezwykle cieszy :)

PS2 Właśnie! Mówiłam Wam, że bardzo powoli zbliżam się do końca drugiego tomu? Już wiem na pewno, że będą co najmniej trzy.

=========================

– Panienko Elizabeth, co się stało?
– Gdzie jest pan Sebastian?
– Jest panienka ranna!
Służący, ze świecami w rękach przywitali nadjeżdżającą dziewczynę, obrzucając ją pytaniami. Zatrzymała pojazd i zeskoczyła z niego, uśmiechając się na ich widok. Niezwykle się ucieszyła, widząc trójkę uśmiechniętych podwładnych, w pełni zdrowych. Ujrzała zmartwienie i niezrozumienie malujące się na twarzach służących. Pierwszy raz widzieli swoja panią prowadzącą wóz, to nie mogło zwiastować niczego dobrego.  Ich troska była kolejną przyjemną rzeczą, jaką została obdarowana w życiu, chociaż tak rzadko to dostrzegała.
– Wszystko w porządku – uspokoiła ich, uśmiechając się lekko. – Tai, Thomas, zaprowadźcie proszę Sebastiana do jego pokoju – zwróciła się do mężczyzn, zeskakując na ziemię. Otworzyła drzwi karoty. Wewnątrz cała trójka dostrzegła fatalnie wyglądającego lokaja.
– Co mu się stało? Wyjdzie z tego? – zapytała przestraszona pokojówka, na chwilę wstrzymując oddech.
Mężczyźni chwycili ledwo przytomnego demona, który spojrzał na nich wrogo, krzywiąc się z niezadowoleniem, i wyciągnęli go ze środka. Szlachcianka czekała na zewnątrz, przyglądając się sylwetkom trzech służących, ginącym w głębi posiadłości.
– Jeanny, będę potrzebowała twojej pomocy, chodź ze mną – poprosiła pokojówkę.
 Zdenerwowana widokiem rannego współpracownika, blondynka pokłoniła się niezdarnie i ruszyła za Elizabeth do jej sypialni. Przebrała ją w białą męską koszulę, w której zazwyczaj spała. Hrabianka przekręciła głowę w bok, zdychając zapach świeżo upranego materiału, po chwili spojrzała na służącą pozbawionymi emocji oczami.
– Będziesz umiała opatrzyć tę ranę? – zapytała, spoglądając na rękę. Zdjęła z dłoni przesączoną krwią chustkę i wyciągnęła ją w stronę Jeanny.
– Mm-myślę, że tak. – Pokiwała głową i szybko pobiegła do łazienki po apteczkę.
Ostrożnie zaczęła przemywać ranę środkiem odkażającym. Piekący ból, którzy przeszył ciało dziewczyny, ku jej zdziwieniu, był dużo mniej nieznośny niż się spodziewała. Wpatrywała się zamyślona w bandaż drżący w rękach blondynki, kiedy w pełnym skupieniu okalała nim jej poharataną dłoń.
Kiedy pokojówka skończyła zabieg, spojrzała nieśmiało na swoją panią, pełna niepokoju.
– Czy z panem Sebastianem na pewno wszystko będzie dobrze? – wydusiła z siebie pytanie, które chciała zadać już parę minut temu.
Czerwonowłosa uśmiechnęła się do niej niewyraźnie i położyła zdrową rękę na jej ramieniu.
– Nie martw się, wszystko będzie w porządku.
– Ale jego rany wydawały się takie poważne… – nie ustępowała.
– Jest dużo twardszy niż ci się wydaje. Powiedział, że z tego wyjdzie, więc nie ma powodu, żeby mu nie wierzyć. Sebastian wie, co mówi – uspokajała ją, sprawiając wrażenie zupełnie obojętnej i opanowanej.
– Może powinniśmy wezwać lekarza? – Blondynka nie dawała za wygraną.
– Nie – odparła stanowczo, spoglądając na migoczący w bladym świetle świec, fioletowy wisior na swojej szyi. Chwyciła go i mocno zacisnęła w ręce. – Odpocznie parę dni i wszystko wróci do normy. Jeanny. Mam do ciebie prośbę.
– Tak panienko? – zapytała z poważną miną, zupełnie nie pasującą do jej zazwyczaj roześmianej twarzy.
– Chciałabym, żebyś co cztery godziny sprawdzała, co u niego i powiadamiała mnie o tym. Tylko zachowaj to w sekrecie. – Przysunęła głowę do twarzy pokojówki. – Jesteś w stanie to dla mnie zrobić?
- Oczywiście! – odparła nerwowo pokojówka. – Ale czemu?
– To nie jest ważne, dziękuję ci. Możesz już iść – odprawiła dziewczynę.
Blondynka uśmiechnęła się do niej pogodnie, pożegnała się i zniknęła za drzwiami. Elizabeth westchnęła głęboko i położyła się do łóżka. Była ogromnie zmęczona, ledwie zamknęła oczy, a pogrążyła się we śnie.
                Służący pomogli demonowi dojść do pokoju. Gdy tylko Thomas wdusił klamkę, mężczyzna wyrwał się z ich uścisku, wszedł do środka i trzasnął drzwiami przed ich nosami. Słyszał dobiegające z zewnątrz krzyki, pytania i oburzenie, ale zupełnie je zignorował. Powoli krocząc w stronę łóżka, zrzucał z siebie zakrwawione resztki ubrań. Skonany padł na materac. Ciężko oddychając starał się powstrzymać krwawienie, wciąż jednak był na to zbyt słaby. Niemiłosierny ból, rozdzierający każdy centymetr jego ciała ani trochę nie ustępował. Znał tylko jeden sposób, by ulżyć sobie w cierpieniu i mieć pewność, że zgodnie z tym, co powiedział hrabiance, przeżyje. Do ostatniej chwili próbował wszystkiego, by nie musieć tego robić, ale w końcu był zmuszony się poddać. Niewiele brakowało, by Bóg Śmierci naprawdę pozbawił go życia.
– Panienko, przepraszam za to. Ryzykuję twoje życie po raz kolejny. Nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie – zwrócił się w myślach do nastolatki. Zamknął oczy i niechętnie, pełen wstydu i obawy, zasnął.
                Jeanny zapomniała zapytać, czy powinna odwiedzać lokaja i przekazywać informacje o jego stanie zdrowia od tej chwili, czy od kolejnego poranka. Nerwowo krążyła pod drzwiami mężczyzny, co chwilę zerkając na zegarek. Była na siebie zła, że zawodzi w tak prostej sprawie. Był środek nocy, jej pani spała, nie powinna jej więc przeszkadzać. Z drugiej strony, jeżeli panienka oczekiwała, że przekaże jej informacje, a tego nie zrobi, będzie miała problemy. Była to sytuacja bez dobrego wyjścia, dlatego decydując się na mniejsze zło, równo z dzwonem zegara zapukała do jego drzwi i po cichu weszła do środka. W pomieszczeniu panował mrok rozświetlany jedynie małą świeczką, którą ze sobą wzięła. Dostrzegła leżące na ziemi strzępy ubrań. Zebrała je i podeszła do łóżka. Widziała krew sączącą się z ran kamerdynera. Ciężki, świszczący oddech, któremu towarzyszyło drżenie wszystkich mięśni wprawiał ją w trwogę. Obawiała się, że jej pani przeliczyła się, co do jego możliwości. Patrząc ze współczuciem na swojego zwierzchnika, zdała sobie sprawę, że nigdy dotąd nie widziała go śpiącego. Miała ochotę opatrzyć jego rany. Zrezygnowała jednak w obawie, że go obudzi.
Pewnie wie, co robi i tylko by na mnie nakrzyczał – pomyślała i po cichu opuściła jego pokój.
 Zaniosła resztki ubrań do pralni i pobiegła do sypialni Elizabeth. Weszła do środka, podeszła do niej i nachyliła się nad jej twarzą.
– Panienko? – zapytała szeptem.
– Co? – Dziewczyna jęknęła w pół śnie, nieprzytomnie patrząc pokojówce w oczy.
– Pan Sebastian śpi. Jego rany nie wyglądają najlepiej… – zdała raport, delikatnie pochylając głowę.
– To dobrze, Jeanny. Porozmawiamy rano – odpowiedziała obojętnie.
Blondynka westchnęła z ulgą. Udało jej się wykonać rozkaz. Przekazała jej informacje, a jednocześnie nie obudziła szlachcianki, narażając się na jej gniew, przynajmniej nie do końca. Postanowiła, że z samego rana, na wszelki wypadek, powtórzy jej, co przed chwilą powiedziała. Opuściła pokój i zeszła na dół. Sama także była już zmęczona.
~*~
– Sebastian? – Lizzy jęknęła, ziewając przeciągle.
Nie słysząc odpowiedzi, otworzyła oczy i rozejrzała się po wnętrzu pokoju. Promienie światła ledwie przedzierały się do środka przez wąskie szpary pomiędzy ciemnymi zasłonami. Po chwili, gdy do końca się ocknęła, dotarło do niej, dlaczego demon nie czekał na nią ze śniadaniem, złośliwie się uśmiechając.
– Mam nadzieję, że już ci lepiej… – szepnęła pod nosem.
Podeszła do okna i rozsunęła płachty pozwalając światłu wypełnić wnętrze sypialni. Przeciągnęła się i podeszła do szafy, by przygotować sobie ubranie. Czuła pustkę, brakowało jej porannej herbaty – przynajmniej tak próbowała sobie wmawiać. Tak samo oszukiwała się, że nie czuje smutku. W rzeczywistości, gdyby dopuściła do siebie krzyczące w odmętach umysłu myśli, utonęłaby w poczuciu winy, smutku i złości. Obiecała sobie więcej trenować. Przysięgła, że będzie bardziej odpowiedzialna i nie da się więcej porwać w tak idiotyczny sposób. Chociaż wciąż nie do końca wiedziała, co wydarzyło się poprzedniego wieczora, była pewna, że mogła tego uniknąć.
Ubrała się i usiadła na łóżku, by zawiązać sznurówki. Spojrzała na plamę krwi, która przeciekła przez bandaż i poczuła dziwne uczucie, które ogarnęło ją bez reszty. Sebastian… Nie potrafiła skupić się na prozaicznej czynności. Pragnęła jedynie wiedzieć, co dzieje się z nim dzieje. Na niczym nie zależało jej teraz bardziej, niż na złośliwym uśmiechu demona, obrażającego ją w swój wysublimowany, podstępny sposób, tak by nawet nie mogła go o to oskarżyć. Przeszywający lęk wprawił jej dłonie w nerwowe drżenie, po raz kolejny sznurkowe kokardki wyśliznęły się spomiędzy kościstych palców.
A jeśli nie przeżył nocy? Muszę jak najszybciej znaleźć Jeanny.
Kilka sekund później pokojówka zapukała do jej drzwi.
– Panienko? – usłyszała jej niepewny głos.
– Jeanny, wejdź! Wreszcie jesteś. Co z Sebastianem? – zapytała nerwowo.
– Byłam u panienki w nocy, ale chyba panienka spała. Sebastian śpi. Jak byłam u niego poprzednio, także spał. Jego rany nie wyglądają dobrze, ale trochę lepiej niż w nocy. Czy powinnam go obudzić? Może przynieść mu coś do jedzenia? – Od wyjaśnień, od razu przeszła do serii pytań.
 Elizabeth jednak przestała słuchać, co do niej mówiła. Zatrzymała się przy słowie „śpi”, które torturowało ją swoim echem.
– Jak to śpi? – zapytała w końcu, wyrwana z otępiałego transu.
Pokojówka dostrzegła przerażenie na twarzy nastolatki. Podeszła do niej i chciała ją przytulić, ale czerwonowłosa zrobiła krok w tył. Chwyciła kamień na swojej szyi i zadrżała.
– Śpi. Oddycha już spokojnie. Chyba miała panienka rację, wyjdzie z tego. – Próbowała ją pocieszyć. – Thomas przygotował dla panienki śniadanie – dodała po chwili.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziała, czując się straszliwie zagubiona. – Jeanny… Dopóki Sebastian jest chory, mów do mnie po imieniu… – powiedziała cicho, ze wstydem spuszczając głowę, wbiwszy wzrok w rozchełstane sznurówki.
Pokojówka obiecała sobie, leżąc w łóżku, że będzie wsparcie dla swojej pani. Będzie radosna, pełna energii i doda jej optymizmu. Wiedziała, że lokaj wiele dla niej znaczył, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. Domyślała się, jak bardzo musiała się martwić, dlatego skarciła się w myślach za wątpienie w jej decyzję pozostawienia go w spokoju.
– Tak jest, Lizz! – Obdarzyła ją najradośniejszym uśmiechem, do jakiego potrafiła się zmusić i wyszła z pokoju.
Czerwonowłosa poczuła, że tonie w ciemnych odmętach swojej rozpaczy. Położyła się na łóżku, wciąż mocno ściskając ametyst, który jej podarował.
– Przecież demony nie muszą spać. Mówił, że nie może, że ani na chwilę nie przestanie mnie bronić. On śpi! Co, jeżeli naprawdę go stracę? Nie może odejść. Proszę, nie odchodź, potrzebuję cię! Nie możesz mnie zostawić. Musisz żyć! Musisz pożreć moją duszę… – powtarzała w myślach. Ciemność i przerażająca samotność otuliły drżące, wątłe ciało nastolatki swymi chłodnymi ramionami. Jednak nagle coś się w niej zmieniło. Może za sprawą bólu karku, który znów zaczął jej doskwierać, a może po prostu jej dojrzała strona osobowości postanowiła doprowadzić małą, przestraszoną dziewczynkę do porządku.
– Nie wstyd ci? Uratował cię, ryzykując życie, a ty zamiast cieszyć się nim, zamierzasz użalać się nad sobą? – usłyszała myśl dudniącą groźnym echem.
Przyznała rację swojemu wewnętrznemu głosowi. Podniosła się, wzięła kilka głębokich oddechów, wetknęła sznurówki w cholewy butów i opuściła pokój, próbując wziąć się w garść.  
                Śniadanie przygotowane przez Thomasa dalekie było od ideału. Spalone tosty, przesłodzona herbata i coś, co miało być pastą jajeczną, jednak z wyglądu bardziej przypominało pole bitwy. Nie miało to dla niej żadnego znaczenia, nie była w stanie jeść. Jedyne, czego teraz pragnęła, to powrót do swojego łóżka. Miała ochotę zakopać się w pościeli i przeleżeć w niej cały dzień. Niestety obowiązki wobec firmy – które wiecznie przekładała, podobnie jak lekcje – nie mogły czekać w nieskończoność. Mimo wielkiej niechęci, starała się odnaleźć jakieś pozytywy. Liczyła na to, że przytłaczające myśli przestaną nękać jej strudzony umysł gdy wpadnie w wir pracy. Poza tym, nie chciała, by się na niej zawiódł. Nie mogła tak po prostu rzucić wszystkiego, tłumacząc się jego absencją. Odpowiedzialność spoczywająca na jej barkach była nieustająca, niezależnie od tego, co się działo.
Spotkanie z właścicielem domu handlowego w sprawie otwarcia sklepu, lekcja historii. Obiad, którego nawet nie tknęła, chociaż naprawdę była wdzięczna kucharzowi za jego starania. Wszystko przebiegało płynnie, bez żadnych problemów, bez złości, śmiechu, wzajemnych złośliwości… Nic nie było w stanie odwrócić jej uwagi od pustki, którą nieprzerwanie czułą w sercu. Nie widziała go zaledwie od szesnastu godzin, a jednak jego brak był nieznośnie dotkliwy. Miała wrażenie, że wysysa z niej energię. Jedyne, na co czekała w ciągu całego dnia, to wieści od pokojówki, nie mogła się już doczekać, gdy po raz kolejny przyjdzie do niej i opowie o nim. Tak bardzo chciała go zobaczyć, ale nie mogła tam wejść, nie zasługiwała na to, by ujrzeć jego twarz.
                Po obiedzie udała się na zajęcia z łaciny. Siedząc przy stole i wpatrując się w nauczycielkę czytającą kolejny, nudny utwór, spojrzała przez ramię.  Mogłaby przysiąc, że przez ułamek sekundy dostrzegła go, stojącego w tym samym miejscu, z tym samym denerwującym uśmiechem na twarzy. Smutek ścisnął jej serce. Wiedziała, że jej reakcje są przesadne, że życiu demona prawie na pewno nie zagraża niebezpieczeństwo, ale nie potrafiła czuć inaczej. Zacisnęła dłoń na piórze i mocno wbiła je w kartkę.
– Panienko, czy wszystko w porządku? – Kobieta podniosła wzrok znad książki, słysząc dźwięk pękającego przedmiotu, i zapytała łagodnie, po łacinie.
– Tak, przepraszam. Ja tylko… – ucięła w trakcie.
Dopiero po chwili zorientowała się, że również użyła martwego języka. Wbiła wzrok w leżący przed nią arkusz papieru i spróbowała skupić się na słowach kobiety. Tuż przed końcem zajęć, do wnętrza pokoju weszła rozpromieniona pokojówka. Chrząknęła, otrzepała pognieciony fartuszek i oznajmiła radośnie.
– Pan Sebastian się obudził. Przyniosłam mu coś do jedzenia. Wygląda już lepiej.
Serce hrabianki nagle przyspieszyło, zalewając całe jej ciało przyjemną ulgą. Do tej pory, przez cały czas martwiła się, że coś pójdzie nie tak i go straci. Po raz pierwszy tego dnia, dostrzegła światełko nadziei w ciemnych odmętach swojego umysłu.
– Dziękuję Jeanny. Poczekaj na mnie w gabinecie – poleciła jej, uśmiechając się z wdzięcznością.
Spojrzała na niezadowoloną twarz nauczycielki. Przeprosiła ją i pokornie wysłuchała wykładu do końca, cała gotując się od wewnątrz z niecierpliwości. Gdy tylko pożegnała kobietę, nie zważając na kulturę, pobiegła w umówione miejsce spotkania. Chciała dokładnie wysłuchać tego, co Jeanny miała jej do przekazać, wypytać o wszystkie szczegóły. Jak wyglądał, jaką miał minę, czy, i co powiedział. Trzęsła się z podekscytowania, jednak im bliżej była drzwi, tym poczucie winy coraz bardziej gasiło jej zapał, szepcząc boleśnie, iż nie zasługuje, by usłyszeć dobre wieści.
                Mimo tego wpadła do pokoju niczym burza i z biegu zaczęła zadawać pytania.
– Jak on się czuje? Jak jego rany? Mówił coś? – pytała, nie dając dojść dziewczynie do głosu, zupełnie nie dbając o to, jak bardzo obnażała przed nią swoje emocje.
 Pokojówka poczekała, aż skończy mówić i usiądzie.
– Na pewno wciąż bardzo go boli. Te rany są naprawdę poważne, obficie krwawią. – Czerwonowłosa popatrzyła na nią niepewnie. – Ale nie martw się Lizz, jest dużo lepiej. W końcu się obudził. Kiedy weszłam, popatrzył na mnie ze złością i kazał się wynieść, to dobry znak. Przyniosłam mu trochę tego, co zostało z obiadu, dobrze zrobiłam? – zapytała.
– Tak, oczywiście, to świetnie – wymamrotała, zupełnie zapominając, że przecież on wcale nie potrzebował jedzenia.
– Wypił wodę i powiedział, żebym go zostawiła. Powiedziałam, że przyjdę do niego za parę godzin– dodała.
– Nie mówił nic więcej? Pytałaś, czy czegoś nie potrzebuje? Jeanny! – Szlachcianka jęknęła zrezygnowana.
Nie wiedziała, czego tak naprawdę się spodziewała. Oczywistym było, że nie powiedziałby jej, gdyby potrzebował czegoś… demonicznego, i chociaż bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę, czuła złość i niedosyt.
– Przepraszam, ale to wszystko. Zawsze możesz sama go zapytać – zaproponowała blondynka.
Elizabeth skrzywiła się i zupełnie zamilkła.
– Chciałabym, ale nie mogę… – pomyślała z goryczą, zaciskając pięść zdrowej dłoni.
– Dziękuję ci, raz jeszcze. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. Przyjdź do mnie za kolejne cztery godziny. – Wymusiła na sobie uśmiech.
Zdecydowała, co teraz zrobi. Wstała z fotela i razem ze służącą opuściła gabinet. Do wieczora miała wolne, zamierzała dobrze spożytkować ten czas. Przebrała się i zeszła do jednego z salonów na piętrze. Tego, do którego przychodziła tylko w jednym celu, choć zazwyczaj robiła to w jego towarzystwie.

15 komentarzy:

  1. Rozdział świetny jak zawsze! ;D Wprawdzie spokojny i taki trochę można powiedzieć, że smutny, ale przecież nie zawsze musi mieć miejsce zapierająca dech w piersiach akcja, prawda? ;P
    Dziękuję! Też Ci życzę szczęśliwego Nowego Roku, dużo, dużo weny, żebyś mogła spokojnie kontynuować opowiadanie i wszystkiego najlepszego! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dlatego jeśli czytałaś przedmowę, to ostrzegałam, że będzie angst xD Uwielbiam opisywać smutek, cierpienie, niepewność itp <3

      Usuń
  2. No nie! Urywasz w takim momencie!
    Ja to chyba też jesyem jakaś niewyżyta. :D Mam taką wizję, co by tam się mogło dziać, gdyby ona do niego poszła... :) ale nie, żadne 'sceny łóżkowe'. XD pozdrawiam i życzę dobrego, udanego sylwestra:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaką wizję? Chętnie ją poznam :D Podziel się, podzieeeeel!

      Usuń
    2. No wiesz... To będzie głupie. Że ona by tam do niego poszła i w końcu zrozumieliby to, że potrzebują siebie i nie mogą bez siebie żyć XD Później ona opatrzyłaby jego rany. I siedzieliby tak przez resztę czasu wtuleni w siebie.
      To moja wizja :P
      Ja u siebie wprowadzę poprawki, kiedy będę mieć trochę czasu ;D Czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie znalazłaś informację o wzroście Sebastiana??

      Usuń
    3. To był jakiś krążący po necie obrazek, który bazował bodajże na Character Guide Book, albo czymś takim. Nie pamiętam dokładnie :P Jak znajdę to Ci podeślę ^^

      Usuń
  3. W niektórych miejscach pozjadałaś literki.
    '...przywitali nadjeżdżającą dziewczyn '' / dziewczynę,
    ''... to nie mogło zwiastowa niczego dobre'' / dobrego,
    i wydaje mi się, że coś jeszcze było, ale nie mogę tego znalezć :D

    'Widziała ich zmartwienie i niezrozumienie. Pierwszy raz widzieli swoją panią ..'' / powtórzenie, zmień na zobaczyli czy coś w ten deseń .
    'Wpatrywała się zamyślona w bandaż drżący w rękach blondynki, kiedy w pełnym skupieniu okalała jej dłoń bandażem '' / znów powtórzenie. Przekształć troszkę zdanie lub zamień bandaż na np. przedmiot czy obiekt :D

    Więcej błędów się nie dopatrzyłam. Ogólnie notka ciekawa, taka poruszająca, choć nadal jestem pod wrazeniem jak ten czerwony shinigami mógł tak zmasakrować Sebusia ;x . To w sumie byłoby na tyle, wybacz, ale jeszcze nie doszłam do siebie by napisać jakiś ambitniejszy komentarz. Czekam na next i pozdrawiam !:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3 zaraz się zabiorę za poprawę. Tak bardzo widać, w których momentach betowania bardziej skupiłam się na śpiewaniu, hahaha xD

      Usuń
  4. Naaamiś!<3 nie zgadniesz komu udało się w końcu założyć to konto xD ale mniejsza-tak! Wreszcie mogę to wyzwolić w komentarzu xD świetna notka!nie, te wszystkie które pisałaś ^^ nic tu nie brakuje, cudownie opisujesz uczuciani w tym ból <3 tak się martwie o sebusia ale grelluś te de best :D chcę żeby szybko się znowu spotkali ale z drugiej strony nie chcę zeby sie znowuś stała krzywda.'sebuś słonko taki biedny a lizzy tak się o niego martwi <3 wiem przesadzam xD nie będe dalej owijać w bawełnę c: czekam na pierwszą w tym roku notkę,podrawiam :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluje ^^ Dobrze, że Ci się w końcu udało konto założyć.
      Dzięki za miłe słowa. Notka jutro, także wypatruj.

      Usuń
    2. Już się nie mogę doczekać ^^

      Usuń
  5. „Niezwykle się ucieszyła, widząc trójkę uśmiechniętych podwładnych, w pełni zdrowych. Ujrzała zmartwienie i niezrozumienie malujące się na twarzach służących.” — błąd logiczny.
    „Gdy tylko Thomas wdusił klamkę” — wdusił?

    Rozdział cudowny (jak zwykle zresztą). Nie waż się prawie zabijać Sebastiana drugi raz, bo przestanę czytać! *grozi* Bardzo współczuję Lizzy, to musiało być straszne.
    Heques

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    o tak świetnie, mimo ran to Sebastian zachowuje się właśnie nadal jak on... a Lizzi no proszę potrafi się ubrać sama i nawet nazwe to tak ogarnęła się bo nie wymigiwała się od zajęć...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    świetnie, Sebastian zachowuje się mimo ran nadal jak on... a Elizabeth no proszę potrafi się ubrać sama...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    świetnie, Sebastian mimo tylu ran nadal zachowuje się jak on... a Elizabeth no proszę potrafi się ubrać sama... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.