czwartek, 11 grudnia 2014

XXI

Przypominam o nowej zakładce, która znajduje się tuż pod nagłówkiem bloga. 
http://czarnarozademona.blogspot.com/p/backstage-stories.html 
Chętnie napiszę coś na Wasze życzenie. ;)


Zapraszam także na bloga jednej z moich koleżanek. Opowiadania o tematyce yaoi. 
http://fafagi-fanfiction.blogspot.com/

Mam nadzieję, że spodoba Wam się nowa część. Czekam na opinie. 
Miłej lektury!

======================


                Lekkostrawny, mało wystawny obiad. Jednodaniowy, składający się z pieczonego kurczaka i lekkiej sałatki warzywnej. Przez chwilę cieszyła oczy tym widokiem. Brakowało jej tych wspaniałych, małych posiłków, które dla przygotowywał tylko dla niej. Zawsze, gdy ktoś przyjeżdżał w odwiedziny, Sebastian przygotowywał wielkie uczty – jak przystało na kamerdynera rodziny Roseblack. Nie wypadało serwować czegoś tak skromnego. Na szczęście teraz, gdy w posiadłości panował względny spokój i nie musiała przejmować się innymi, posiłki podporządkowane były jedynie jej zachciankom. Leniwie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.
Towarzystwo miało jednak swoje dobre strony, dostarczało jej, pomiędzy wieloma niedogodnościami, odrobinę rozrywki. Spojrzała na lokaja, który stał wyprostowany z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami, przy srebrnym, ruchomym stoliku.
– Sebastian, zaśpiewaj coś.
– Słucham? – zdziwił się.
– No, zaśpiewaj coś – powtórzyła zirytowana, nie spuszczając z niego wzroku.
– Najmocniej przepraszam, ale nie wydaje mi się, żeby…
– Czyżbyś chciał zlekceważyć mój rozkaz? – przerwała służącemu, niecierpliwie stukając palcem o stół.
Mężczyzna odchrząknął i z miną męczennika zaczął wydobywać z siebie dźwięki jednej z jej ulubionych pieśni operowych Purcella. Ping, demonie! Dziewczyna zaśmiała się pod nosem słysząc jego śpiew. Miał przyjemna barwę głosu. Klasnęła w ręce i wróciła do jedzenia. Lubiła od czasu do czasu zaskakiwać go dziwnymi rozkazami, dlatego ciężko było jej wymyślić sobie nagrodę. W każdej chwili mogła zmusić go do czegoś poniżającego i denerwującego, taka nagroda straciłaby swój urok.
– Wystarczy, nie mogę już cię słuchać – jęknęła, gdy skończyła napawać się widokiem niezadowolenia na jego twarzy.
– Panienko Elizabeth! – Do jadalni wpadła zdyszana pokojówka, trzymając w ręce list.
– Co się stało, Jeanny?
– Przyszedł do panienki list, od samej królowej! – wyjaśniła wyciągając w stronę nastolatki drżące dłonie, w których ściskała przesyłkę. Czerwonowłosa skinęła głową na lokaja. Podszedł do zdyszanej służącej, wziął od niej kopertę i otworzył ją.
– Wracaj do pracy – polecił dziewczynie, która bez chwili wahania, posłusznie wybiegła. Sebastian wyciągnął list i przeczytał jego treść. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Co się stało? – zapytała zainteresowana hrabianka, unosząc głowę lekko do góry, próbując dosięgnąć wzrokiem wypisane na kartce słowa.
– Proszę spojrzeć – odparł tajemniczo, podając jej list. Chwyciła go zdegustowana i szybko powiodła wzrokiem po tekście.
– Wampiry? – mruknęła niepewnie pod nosem. – Coś takiego przecież nie istnieje prawda? – Przeniosła pełne sceptycyzmy spojrzenie na kamerdynera.
– Kto wie. – Uśmiechnął się przebiegle.
– Tak czy inaczej, to oznacza, że musimy wyruszyć do Londynu. Przygotuj wszystko, kiedy skończysz sprzątać po obiedzie – poleciła mu, wstała od stołu i ruszyła w kierunku swojej sypialni.
– A co z panienki popołudniową lekcją? – Zatrzymał ją, zanim wyszła z pomieszczenia.
– Przecież jedziesz ze mną, nie widzę problemu. – Wzruszyła ramionami. – Pośpiesz się, chciałabym tam dotrzeć przed zmrokiem.
– Zrozumiałem. –Demon pokłonił się i zaczął przenosić naczynia na wózek.
~*~
                Tai i Thomas pomogli Sebastianowi zapakować do karety bagaże młodej hrabianki. W tym czasie pokojówka pomagała jej ubrać płaszcz. Dziewczyna wyszła z budynku i zwołała do siebie służących, którzy ustawili się przed nią w rzędzie.
– Wyjeżdżam do Londynu, by rozwiązać sprawę dla Jej Królewskiej Mości. Zostawiam posiadłość pod waszą opieką. Dbajcie o nią. I pamiętajcie, żeby nikogo nie wpuszczać do środka. – poprosiła ich.
Pełni entuzjazmu pokłonili się i pożegnali hrabiankę z serdecznością, życząc powodzenia. Gdy usiadła wewnątrz pojazdu, lokaj podszedł do nich i zmierzył groźnym spojrzeniem każdego z osobna.
– Macie się zachowywać. Nie życzyłbym sobie żadnych problemów, zrozumiano? – powiedział cichym, przerażającym głosem.
– Oczywiście, panie Sebastianie! – odpowiedzieli chórem.
Demon wsiadł do środka powozu, spoglądając na nich przez ramię i dał znak woźnicy, by ruszył.
Siedzieli w ciszy przerywanej odgłosem końskich kopyt, uderzających o podłoże. Przemierzając lasy dziewczyna zdała sobie sprawę, że powoli zbliżała się zima.
Niedługo zacznie padać śnie… - pomyślała, zerkając melancholijnie przez okno. – Kolejne samotne święta.
– Panienko, czy coś cię martwi? – Sebastian przerwał milczenie.
– Dlaczego pytasz?
– Wygląda panienka na niezadowoloną – wyjaśnił, lekko pochylając głowę na bok.
– Po prostu miałam nadzieję odpocząć kilka dni, w spokoju. Jak widać Psu Królowej nie dany jest wypoczynek, nawet jeśli jest kobietą… – mruknęła, nie spuszczając oka z malowniczych widoków za oknem.
– W rzeczy samej. – Uśmiechnął się. – Przed nami jeszcze spory kawałek, może masz ochotę na grejpfruta? – zaproponował, wyciągając owoc z kieszeni prochowca.
Popatrzyła na okrągły owoc z grubą, jasną skórką i twierdząco kiwnęła głową. Śledziła wzrokiem jego zręczne dłonie, z niezwykłą łatwością i gracją, traktujące cytrus nożykiem. Gdy skończył, wyciągnął w jej stronę, ułożone w miseczce ze skórki, ćwiartki owocu.
– Dziękuję. – Powiedziała cicho, chwytając palcami soczysty kawałek.  – Gdy już dotrzemy do miasta, powinniśmy odwiedzić miejsce ostatniej zbrodni i poznać jakieś szczegóły, od tych niedojd z Yardu. – Opracowywała na głos plan działania. – Mam nadzieję, że to wystarczy. W przeciwnym wypadku, będziemy zmuszeni odwiedzić tego człowieka – dokończyła z niechęcią w głosie.
– Masz na myśli jego? – zapytał, równie niezadowolony.
– Mhm – mruknęła. Widziała jego entuzjazm, dorównujący jej własnemu. – Mus to mus.
– Ofiary pozostawiane w ciemnych uliczkach. Jakie to niedbałe – zmienił temat, na nieco przyjemniejszy.
– Masz rację. Gdyby jednak te „wampiry” pozbywały się ciał swoich ofiar, mielibyśmy więcej roboty – zwróciła uwagę. – Chciałabym załatwić tę sprawę, możliwie najszybciej, i wrócić do posiadłości.
– Rozumiem. Ponad to zbliża się zima. Temperatury są coraz niższe. Powinna panienka uważać na swoje zdrowe. – Spojrzał na cienki, czarny płaszcz, który na sobie miała. Była słabowita, z tego, co zdążył zauważyć po rozmowach z nią, było tak od dziecka. Niskie temperatury, deszcze i chłodny, pojawiający się znikąd wiatr nie były jej sprzymierzeńcami. Miała jednak ten niezwykle denerwujący zwyczaj ubierania się wbrew pogodzie. Notorycznie marzła, mimo, że ciągle powtarzał, by ubierała się cieplej. Wprawdzie, dzięki jego zapobiegliwości rzadko chorowała, ale byłby rad, gdyby nie musiał wiecznie jej pilnować. Była to jedna z rzeczy, których nie robiła umyślnie, ani złośliwie. Po prostu jej ciało reagowało na temperaturę inaczej. Rzadko odczuwała chłód, dopiero po długich godzinach wystawienia na oddziaływanie niskich temperatur, zaczynała czuć dyskomfort. Mimo, że jej percepcja była zaburzona, organizm wychładzał się i był podatny na konsekwencje tak samo, jak każdy.
– Zamknij się. Wcale nie jest zimno – warknęła.
Nie cierpiała, kiedy zwracał na to uwagę. Nie była małym dzieckiem. Potrafiła zdecydować, w co się ubrać, by nie marznąć. Ciągłe moralizujące wywody na temat słabego zdrowia i jego bagatelizowania, jakby jej ojcował były zwyczajnie zbędne.
– Nic niezwykłego, panienko – zaśmiał się. – Za pozwoleniem. – Zdjął rękawiczkę i górną częścią dłoni dotknął jej policzka.
Obróciła głowę, by na niego nie patrzeć. Robi to specjalnie, żeby odegrać się za obiad. Czyżby „pong”?
– Tak jak się spodziewałem… - zaczął, zakładając z powrotem rękawiczkę. – Jesteś wychłodzona. Nim dojedziemy do miasta możesz się przeziębić – kontynuował, ojcowskim tonem. Wstał, zdjął z siebie płaszcz i okrył nim szczupłe, dziewczęce ramiona. – Proszę, nie zdejmuj go dopóki nie dojedziemy, panienko.
– Znowu to robisz! – Warknęła na niego, nabzdyczając się, jednak posłusznie chwyciła końce płaszcz i skrzyżowała je na piersi.  
– Jestem kamerdynerem rodziny Roseblack, byłoby hańbą, gdybym nie dbał o zdrowie swojej pani – odparł dumnie, pochylając głowę, by ukryć złośliwy uśmiech.
– Jak chcesz. I tak nie jest mi zimno – ucięła rozmowę, biorąc do ust kolejny kawałek grejpfruta. Oparła głowę o okno i spoglądała przez szybę na zostające w tyle drzewa.
~*~
– Proszę bardzo.
– Co to jest? – Dziewczyna popatrzyła sceptycznie na trzymany przez uśmiechniętego demona kawałek granatowego materiału.
– Pozwoliłem sobie zabrać jesienny płaszcz panienki. Proszę zakładać, no już – pospieszał ją, potrząsając ubraniem.
Zacisnęła pięści, gotowa zacząć na niego krzyczeć, jednak coś w głowie kazało jej przestać. Cichy głos podpowiedział, by uległa jego prośbie.
W końcu robi to dla mojego dobra… – westchnęła i zrezygnowana wsunęła dłonie w rękawy wełnianego okrycia.
Było miłe w dotyku, i ciepłe. Na dodatek wcale nie było ciężkie, i z tego, co pamiętała, zawsze wyglądała w nim doskonale. Tak dawno nie miała go na sobie, że zupełnie zapomniała, jaki był wygodny. W końcu Sebastian nieźle się nagimnastykował, żeby go dla niej zdobyć, nie mógł być nieprzyjemny, ani szorstki.
Jak na kogoś, kto nie przywiązuje zbytniej wagi do swojego stroju, jesteś bardzo wybredna. – Przypomniała sobie jego słowa, kiedy wrócił z zapakowanym w karton płaszczem, zupełnie przemoknięty po całodniowym krążeniu po mieście w środku ulewy. – Haha! – zaśmiała się pod nosem.
Demon popatrzyła na nią pytająco.
– Nic, nic. – Machnęła ręką. – Coś mi się przypomniało. Możemy już iść? – Uśmiechnęła się, przechylając głowę.
– Oczywiście – odparł uprzejmie.
                Mimo, że powoli robiło się ciemno, wokół miejsca zbrodni wciąż zbierali się rządni wrażeń przechodnie. Niektórzy przybyli tu specjalnie, by zobaczyć na własne oczy zwłoki lub samo miejsce zbrodni. Inni, zainteresowani zbiorowiskiem, zatrzymywali się, by dowiedzieć się, o co chodziło. Kobiety odciągały zainteresowane dzieci. Mężczyźni na głos komentowali wydarzenia. Niektóre słowa grubiańskiego mieszczaństwa wzbudzały odrazę młodej hrabianki. Wraz ze służącym przecisnęli się pomiędzy gapiami. Oficer londyńskiej policji, trzymając notes w dłoni, skrupulatnie zbierał zeznania od jednego ze świadków, który znalazł ciało.
– Przepraszam panienko, ale takie młode damy nie powinny przebywać na miejscu zbrodni – odezwał się jeden z niższych rangą przedstawicieli władz.
Podszedł do niej i pochylił się. Czerwonowłosa prychnęła pod nosem i minęła go, traktując jak powietrze.
– Znacie już jakieś szczegóły? – zapytała stojącego plecami do niej oficera. Krótko ścięty, wąsaty mężczyzna odwrócił się w jej stronę.
– Roseblack… Spodziewałem się ciebie – powiedział pogardliwie, na co odparła pełnym zadowolenia uśmiechem.
– Nic dziwnego, skoro jak zwykle nie potraficie sobie poradzić z robotą – odpowiedziała.
Wyszarpnęła notes z jego dłoni i podała lokajowi. Policjant zawył protestująco.
– Powiedz mi, co wiesz. Spieszę się  – zażądała.
– Nie muszę ci niczego mówić.
– Racja – mruknęła, dotykając podbródka opuszkami palców ­– ale wydaje mi się, że to bardzo zasmuciłoby Jej Wysokość. – Uśmiechnęła się uroczo, machając u przed oczami kopertą z królewską pieczęcią.
Bezsilny oficer westchnął głęboko i w zrezygnowaniu opuścił ramiona.
– Wiemy jedynie, że ciała ludzi zaatakowanych przez, tak zwane wampiry, pozostawiane są w ciemnych uliczkach, w różnych dzielnicach miasta. Wydaje się, że ofiar nie łączy nic oprócz śladów na szyi, uznawanych za rany po kłach  – wyjaśnił ciężko, drapiąc się po wąsach.
– Tylko tyle? – Zamrugała z niedowierzaniem. – Przez ten czas nie dowiedzieliście się niczego więcej?
– Ty…– warknął. – Jest coś jeszcze – przyznał niechętnie. – Na ubraniu kilku ofiar znaleziono ślady błękitnej farby.
– Rozumiem. Sebastian?
– Tak?
– Zapamiętałeś zeznania świadków?
– Oczywiście – skinął głową, kładąc dłoń na piersi.
– Doskonale, idziemy – rozkazała mu i podążyła w stronę powozu.
Demon oddał notes niezadowolonemu policjantowi, ukłonił się i ruszył za swoja panią.
                Wsiedli do wnętrza karoty. Czarnowłosy służący w skrócie przedstawił hrabiance informacje, które zebrał przeglądając policyjne notatki. Nie było tego wiele. Ciągle powtarzał się ten sam schemat – ślady na szyi, ciemne uliczki i ślady po farbie. Zrezygnowana Elizabeth złapała się za głowę, jęcząc ze złości.
– Chyba nie mamy innego wyjścia. – Popatrzyła na demona.
Oboje wiedzieli, dokąd muszą się udać. Chociaż osobiście nigdy tam nie była, to z opowieści lokaja wynikało, że ani miejsce, ani jego właściciel nie należeli do najprzyjemniejszych.
– To tu? – zapytała sceptycznie, gdy wysiadła z wozu.
Spojrzała na przekrzywiony szyld widniejący nad drzwiami zaniedbanego budynku.
– „Undertaker”? Mówisz poważnie? – jęknęła z niedowierzaniem.
– Niestety tak… – odpowiedział niezadowolony.
– No dobra, miejmy to już za sobą.
– Proszę poczekać. – Zatrzymał ją, gdy chwytała klamkę. – Zanim wejdziemy do środka musisz o czymś wiedzieć… – przysunął się do niej i wyszeptał coś do ucha.
– Że co?! – krzyknęła zaskoczona. – Teraz naprawdę rozumiem, dlaczego tak źle wspominasz to miejsce.
Weszli do środka. Wewnątrz małego zakładu pogrzebowego panowała mroczna atmosfera. Jedyny źródłem światła, anemicznie rozjaśniającym pełne trumien pomieszczenie, była świeca przyklejona do czaszki, stojącej na biurku w głębi pomieszczenia. Nieprzyjemny zapach stęchlizny sprawiał, że Elizabeth miała problemy ze swobodnym oddychaniem.
– No i gdzie on jest? – zapytała zniecierpliwiona, rozglądając się wokół.
Skrzypnięcie drewna przyciągnęło jej wzrok do jednej z trumien. Z wnętrza powoli wyłonił się mężczyzna z podłużną blizną na twarzy. Miał na sobie czarną szatę do ziemi, ze zdecydowanie zbyt długimi, zwisającymi prawie do samej podłogi, rękawami. Większą część jego twarzy zasłaniała ciemnoszara grzywka sięgających za pas włosów. Młoda hrabianka cofnęła się w tył, uderzając plecami o ramię towarzysza. Demon asekuracyjnie chwycił jej rękę w łokciu.
- Dawno się nie widzieliśmy, kamerdynerze. Naprawdę, bardzo dawno…  mówił powoli, kładąc wyraźny akcent na ostatnie słowo.
Podszedł do nich i popatrzył mu w oczy. 

9 komentarzy:

  1. O tak <3 Pojawił się mój kochany Undertaker <3 ! Jestem ogromnie ciekawa jak rozwinie się całe śledztwo. Pozdrawiam cieplutko ! :) Akuma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo wampiry. Ciekawe, ciekawe. Nie mogę się doczekać rozwiązania sprawy. Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, jest i Unduś. Jeeeej ^-^ Bardzo ciekawie się zapowiada, trzyma poziom. Nie nudzi, wręcz przeciwnie- kiedy skończy się jeden rozdział jakiś wewnętrzny głos zmusza do przeczytania kolejnego.Naprawdę jest świetnie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Zdaje się, że zapomniałam o jednym przecinku, proszę o wybaczenie :c

      Usuń
  4. Jee! Andertejker! Jee! A wiesz, że narysowałam go takiego pięknego?! Chyba pierwszy raz rysunek wyszedł mi tak, jak chciałam! ^^.
    Rozdział cudowny, czekam na więcej shinigamich :P
    H.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    fantastyczny rozdział, jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się to całe śledztwo, no proszę, proszę... Undertaker się nam już pojawił ;) wampiry bardzo ciekawie się zapowiada...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ciekawe jak rozwinie się to całe śledztwo, no proszę, proszę... Undertaker się nam już pojawił ;) no i wampiry bardzo ciekawie się tutaj zapowiada...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    zastanawiam się jak rozwinie się to śledzteo, jupi Undertsker i wampiry się nam pojawiły
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.