poniedziałek, 8 grudnia 2014

XX

Ogłoszenia:
Szczęśliwie dobrnęliśmy do dwudziestego rozdziału. W związku tym mam Wam do przekazania kilka informacji:
1. Od dziś notki będą się pojawiać nieco rzadziej, myślę, że dwa razy w tygodniu. Chcę zabrać się za pisanie książki, czeka mnie mnóstwo pracy nad błędami, natręctwem przyimkowym i całą masą innych rzeczy. Poza tym, rozpoczęłam drugi projekt i chciałabym poświęcić mu trochę czasu. Jak dotąd, notki pojawiały się, gdy napisałam co najmniej pięć nowych stron (obecnie drugiego tomu), to musi się zmienić, chociażby dlatego, że napisanie pięciu stron pochłania znaczeni więcej czasu, niż poprawienie kilku błędów i kliknięcie "opublikuj". Dodatkowo zbliża się sesja (nie, żebym się nią przejmowała), wypadałoby powoli zacząć przynajmniej zbierać materiały. Oczywiście nie martwcie się, na pewno nie porzucę bloga i pewnie niedługo się okaże, że jestem zbyt uzależniona i notki znów będą co drugi dzień. :P
2. Pewnie część z Was zauważyła tajemniczą kartę, nazwaną "Backstage Stories". Już tłumaczę. W akcji opowiadania są niedopowiedzenia, dziury, przeskoki czasowe. Nigdy nie byliście ciekawi, co dzieje się w tych nieprzedstawionych momentach? Jeśli kiedykolwiek Was to zastanawiało, możecie zostawić komentarz na BS. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że odpowiem na Wasze pytania, uchylając rąbek tajemnicy. Serdecznie zapraszam! :) Na razie jest tak króciutki tekst, żeby pokazać Wam, o co mniej więcej chodzi.
3. Założyłam twittera, więc gdyby ktoś z Was chciał mnie śledzić, albo być przeze mnie śledzonym, wysyłajcie zaproszenia: https://twitter.com/Namisiaa

Chciałabym również zachęcić Was do zajrzenia na bloga mojej koleżanki ze studiów. Opisuje na nim mangi, które miała przyjemność kupić i czytać. Zachęcam serdecznie każdego fana M&A.
http://sweet-pool.blogspot.com/

To wszystko. Miłej lektury! :)

===============================


Gdy obudziła się tego ranka, nie mogła przewidzieć, co nastąpi, chociaż powinna się tego spodziewać. Prędzej, czy później musiało do tego dojść. Do nieuniknionej konsekwencji zdarzeń. Każdy dzień zwłoki był jedynie złudnym błogosławieństwem. Nikt nie powinien tracić dzieciństwa w ten sposób. Nie w tym wieku.
Niewyobrażalny żal rozchodził się po udręczonej duszy dziewczyny, gdy złotowłosa kobieta, odziana w czerń wypowiedziała nieodwracalne zdanie.
– Przyjechaliśmy po chłopca. – Jego beztroskie życie zakończyło się tak trywialnymi słowami.
– Co się stało?
– Hrabia Julian i jego żona zostali brutalnie zamordowani kilka dni temu. – Skrzekliwy, obojętny głos kobiety. Chłopiec przybiegł akurat, gdy to mówiła. W najgorszym momencie. Nie tak powinien się o tym dowiedzieć. Nie ten wyzuty z emocji ton miał towarzyszyć mu do końca życia, przypominając ten tragiczny dzień bolesnym echem. Jego oczy zalały się łzami, wtulił się w osłupiają dziewczynę. Pochyliła się i wzięła go na ręce, mocno tuląc do piersi. Bolało. Nie spodziewała się, że to będzie aż takie trudne.
– Co stanie się z chłopcem? – zapytała po chwili łamiącym się głosem, z trudem powstrzymując łzy.
Sebastian stał obok niej, z beznamiętnym wyrazem twarzy. Patrzył na nią ukradkiem, obserwując jej reakcję.
– Rodzina przejmie obowiązek opieki nad nim – odparła niewzruszona kobieta. Jak możesz być tak nieczuła. Co z ciebie za potwór?
– Rodzina, czyli ty? – warknęła bezczelnie.
– Wypraszam sobie! – odpowiedziała oburzona, podniesionym głosem, którego nieprzyjemny skrzek wzbudził z dziewczynie drgawki. A więc jednak posiadasz emocje, narcystyczna dziwko.
– Ktoś taki jak ty, nie powinien mieć prawa nawet zbliżyć się do tego dziecka! – krzyknęła hrabianka, przyciskając do siebie płaczące dziecko. – Wynoś się stąd!
– Panienko. – Lokaj podszedł do niej i nachylił się, delikatnie dotykając ramion roztrzęsionej nastolatki. – Proszę się uspokoić.
Elizabeth podniosła głowę i spojrzała na niego pełnym smutku wzrokiem.
– Seba… – szepnęła, dławiąc się powietrzem.
– Najmocniej przepraszam za zachowanie mojej pani. Ta tragiczna informacja bardzo nią wstrząsnęła. Proszę mi pozwolić przygotować bagaż panicza Thimoty’iego – zwrócił się do kobiety i ukłonił.
Prychnęła z kpiną i wzruszyła ramionami, po czym odwróciła się na pięcie i weszła do karety.
– Sebastian… – Wciąż ogarnięta rozpaczą, dziewczyna chwyciła za rękaw męskiego fraka. – Nie zapomnij o jego pozytywce – poprosiła.
Kiwnął głową i zniknął wewnątrz posiadłości.
                Gdyby mogła, zatrzymałaby go przy sobie. Los, jaki zgotowało przeznaczenie był zbyt okrutny dla tak małego dziecka. W jednej, krótkiej chwili cały jego przepełniony miłością świat, pękł jak mydlana bańka. Dziecko nigdy nie powinno dorastać bez miłości. Otoczenie, w którym będzie żyć… Jeśli wszyscy wokół będą jak ta paskudna kobieta, co się z nim stanie?
                Pogrzeb odbył się dwa dni później. Przez ten czas hrabianka nie mogła się na niczym skupić. Włóczyła się jak cień, prawie w ogóle się nie odzywała. Nie potrafiła jeść, czas spędzała siedząc w fotelu swojego gabinetu, pogrążona myślami. To, co czuła, gdy straciła rodzinę. Czy on czuł to samo? Dlaczego nie mogła go uchronić od okrucieństw tego świata. Jej ukochany kuzyn. Złotowłosy promień światła w mrocznym życiu. Dlaczego nie potrafiła obronić tego, co było jej tak drogie? Gdy ujrzała chłopca tamtego dnia, nie był już sobą. Radosny blask w jego oczach znikł, pozostawiając głęboki, pożerający duszę smutek. Patrząc na smutną twarz i drobne ciało odziane w czerń, widziała swoje odbicie. Ten sam ból, ta sama pustka, niepewność. Choć tak młody, w jednej chwili przestał być dzieckiem. Dzieciństwo wydarte z niego siłą przez szpony śmierci, która pozostawiła po sobie jedynie niemożliwe do zaleczenia rany. Niewyraźny cień uśmiechu pojawił się na jego zmęczonej płaczem twarzy, gdy podeszła do niego i otuliła kochającymi ramionami.
– Timmy, tak bardzo mi przykro – wyszeptała w jego maleńkie ucho.
– To nie twoja wina, Lizzy – odpowiedział chłodno. Dojrzały ton głosu pięciolatka zmroził jej serce. Nie był już beztroskim dzieckiem. Już nigdy nim nie będzie.
– Pamiętaj, możesz do mnie przyjechać, kiedy tylko będziesz chciał – dodała cicho, czując jak głos niknie w gardle. Chłopiec odsunął się.
– Dziękuję.
~*~
                Słońce szykowało się do snu, leniwie znikając za horyzontem. Chłodny wiatr rozwiewał czarną suknię do kostek, którą miała na sobie. Zadrżała i schowała dłonie w rękawach płaszcza. Patrzyła na dwa proste, marmurowe nagrobki z wytłoczonym nazwiskiem. Szkarłatne włosy zakrywały jej twarz, na której malował się smutek. Od kilku minut wpatrywała się w kamień, nie mogąc zmusić ciała, by ruszyło z miejsca. Czuła się winna. Ten ród jest naprawdę przeklęty. Zacisnęła dłonie na rękawach okrycia.
– Żałujesz? – Zapytał stojący za nią demon.
– Nie – Odparła sucho. – To było nieuniknione.
– Więc czemu wciąż tu stoisz?
– Współczuję mu. Wiem jak boli strata rodziny, to wszystko.
– Jesteś pewna? Współczucie jest oznaką słabości – Mówił spokojnie.
– Zamknij się. Dziecko straciło ojca, to tragedia, obok której nie wypada przejść obojętnie. To mój obowiązek, jako członkini tej przeklętej rodziny, by oddać hołd jej zmarłemu członkowi –wyjaśniła krótko.
– Rozumiem.
Kamerdyner popatrzył w twarz szlachcianki z kpiącym uśmiechem. Prowokował ją.
– Nie żałuję niczego, co zbliża mnie do osiągnięcia celu. Zrobię wszystko, co niezbędne. Nie ma znaczenia kogo będę musiała zabić, zrobię to. Zniszczę każdego z nich, bez wahania, rozumiesz? Nie ulegnę wątpliwościom. A ty, zawsze będziesz stał u mego boku, gotowy wypełnić każdy mój rozkaz. To jest twoje przeznaczenie, demonie. W tej chwili istniejesz tylko po to, bym mogła się zemścić. Dlatego rozkazuję ci, nigdy mnie nie zdradzisz – powiedziała pewnie.
Sebastian uśmiechnął się pod nosem i przymknął oczy. Ukląkł przed panią i wypowiedział dobrze znane słowa.
– Yes, my lady.
– Ludzie, nie zważając na  więzi, zerwą każdą nić łączącą ich ze światem. Odrzucą szczęście, które posiadają w imię ideału, do którego dążą. Przewrotni i głupi, a jednak mają siłę, by brnąć do przodu. Dlatego ludzie są tacy interesujący.
– Wracajmy do domu, Sebastianie. – Zdecydowanym krokiem ruszyła z miejsca, wymijając służącego. – Ten rozdział został już zamknięty. Spoczywaj w spokoju, Hrabio Julianie Roseblack.
~*~
Zabiłeś ich.
Tak.
Zabierz mnie stąd.
Yes, my lady.
Zimno. Jestem taka zmęczona, muszę odpocząć. Wziął mnie na ręce, dobrze. Nie mam siły iść. Jego ciało jest przyjemnie ciepłe. Myślałam, że demony są zimne i okropne. On jest taki piękny i uratował mnie. Dziękuję ci! Dziękuję. Teraz mogę ukarać tych ludzi, mogę zniszczyć ich wszystkich. Nie pozwolę, by ktoś więcej przeżył to, co ja. Nigdy. Zrobi to dla mnie, pomoże mi. W zamian chce tylko duszę. To niedużo za uratowanie mi życia, spełnienie marzenia o zemście. Czemu ludzie tak bardzo boją się demonów? Wcale nie są straszne, ten jest całkiem miły. Ludzie są gorsi. To oni mnie zranili, nie on.
Panienko, dokąd chciałabyś się udać? – Ma taki delikatny, miękki głos. Nie rozumiem, o co mu chodzi. – Panienko?
Chce mi się spać. Nie mam siły.  
Rozumiem, pozwól więc, że zabiorę cię w miejsce, gdzie będziesz mogła odpocząć. Niedaleko jest gospoda, na pewno znajdzie się wolny pokój.
Nie! Nie chcę. Zostańmy tu. – Proszę. Nie każ mi nigdzie iść, nie teraz. Boję się ludzi. Nie chcę ich widzieć. Po prostu bądź tu.
Ale tutaj niczego nie ma. Jak zamierza panienka odpocząć? – Czemu się dziwisz? Mam ciebie, obronisz mnie.
Ty tu jesteś. Rozkazuję ci bronić mnie za wszelką cenę! – A teraz przytul mnie mocno i pozwól zasnąć. Chociaż na chwilę.

– Panienko, pora wstawać.
Dziewczyna leniwie otworzyła oczy. Promienie porannego słońca raziły jej oczy. Ciemna sylwetka demona na tle okna powoli zaczęła się do niej zbliżać. Wyglądał jak anioł. Jakie to ironiczne.
– Czemu mnie budzisz? – jęknęła i zasłoniła oczy kołdrą. – Chcę spać.
– Najmocniej przepraszam, ale niestety ma panienka sporo obowiązków. Przez ostatnie dni zaniedbałaś naukę. Najwyższa pora wrócić do zajęć – wyjaśnił, ściągając z niej materiał. Warknęła zdenerwowana i niechętnie usiadła, krzyżując nogi. Mężczyzna podał jej filiżankę z herbatą.
– No więc, jakie mamy plany na dziś? – zapytała, wdychając przyjemny zapach naparu.
– Na początek, lekcja fechtunku, następnie łacina z panią Rodgers. Popołudniu trening sztuk walki. Sądzę także, że byłoby w dobrym guście odwiedzić najnowszy sklep, który panienka otworzyła. Jego kierownik skarżył się na niegodne warunki pracy.
– Znowu próbują wyłudzić pieniądze? Bezczelne robaki – burknęła.
– W pełni się z panienką zgadzam. – Uśmiechnął się życzliwie.
Gdy wypiła herbatę, ubrał ją w granatową sukienkę do kolan, ozdobioną flokowanymi ornamentami. U góry i u dołu, obszyta była koronkowymi falbanami. Na nogach miała płaskie, czarne buty do połowy łydek. Fioletowy wisiorek, z którym nie rozstawała się, odkąd go dostała, ozdabiał delikatną szyję czerwonowłosej. Kiedy wstała, dokładnie przyjrzał się jej ciału i tajemniczo uśmiechnął.
– O co ci chodzi? – zapytała, czując się nieswojo.
– Wspaniale wyglądasz – odpowiedział melodyjnie.
– Zamknij się.
– Ależ panienko, mówię prawdę. Wreszcie zaczynasz nabierać kobiecych kształtów. – Zaśmiał się, jej zdaniem bezczelnie. Słowa lokaja zawstydziły nastolatkę, obróciła się do niego bokiem, próbując ukryć we włosach czerwieniejące policzki. Była ciekawa, co znaczyły dla niego „kobiece kształty”. Czyżby zaczęły rosnąć jej piersi? Dyskretnie spojrzała na swoją klatkę piersiową, ale nie dostrzegła żadnej, widocznej różnicy. Idiota znowu sobie ze mnie kpi.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nie ważne zresztą. – Nie wiem, o co ci chodzi, demonie, ale znowu robisz się bezczelny. To dobrze… W gruncie rzeczy.
                Lekcja fechtunku nie należała do ulubionych ćwiczeń nastoletniej hrabianki. Zdecydowanie wolała rozcinanie ciał mieczem lub walkę wręcz, niż dźganie przeciwnika igłą, ale jak powiedział Sebastian, była to jedna z rzeczy, które jako szlachcianka, powinna opanować. Szczególnie tak samodzielna, młoda dziewczyna, na której spoczywały obowiązki należące zazwyczaj do mężczyzny. Skoro postanowiła zatrzymać majątek i zarządzać nim na własną rękę, musiała dorównywać mężczyznom, zarówno pod względem intelektualnym, jak i fizycznym. Zanim demon zorganizował  lekcje, nim nauczyła się wszystkiego, co teraz przychodzi jej z taką łatwością, w szlacheckim świecie nikt nie traktował dziewczyny poważnie. Ludzie szukali okazji, by przechytrzyć ją i przywłaszczyć sobie majątek rodziny Roseblack. Jeszcze gorzej miały się sprawy szlacheckiego podziemia. Zaakceptowanie kobiety na pozycji, którą pragnęła dzierżyć śladami ojca, było oburzające dla mrocznych szlachetnie urodzonych. Musiała nie raz udowadniać swoje kompetencje, nim przestali z niej kpić. Nigdy się jednak nie poddawała, nie ważne, ile razy rzucali jej kłody pod nogi. Ilekroć upadała, podnosiła się i wracała, by pokazać, że jest godna odziedziczonej pozycji. Dzięki wsparciu lokaja w odniosła sukces. Zyskała pogłos i szacunek w obu światkach. Dumnie kroczyła ulicami Londynu, obwieszczając swój triumf. Ilość pracy, jaką włożyła w dążenie do celu, był godny podziwu. Jednak mimo sukcesów nie mogła osiąść na laurach, przyćmić swojej czujności. Ciągłe ćwiczenia i nauka były niezbędne. Dlatego mimo faktu, że trzymana w ręku szpada kojarzyła z wykałaczką, zaciskała zęby i trenowała dalej. Czasem zaskakiwała demona swoją wytrwałością. Pamiętał, jaka była marudna, gdy pierwszy raz się spotkali. Chciało mu się śmiać, kiedy porównywał tamto nieznośne dziecko i dorastającą kobietę, którą się stawała. Powoli dojrzewała, chociaż spora część niej wciąż była dziecinna, to z miesiąca na miesiąc lokaj dostrzegał kiełkującą dorosłość. Idealna, wybuchowa mieszanka dziecięcej energii i zawziętości, połączona z przemyślanymi decyzjami i zmyślnymi krokami. Zdecydowanie warta była jego czasu.
                Niezmiernie denerwująca lekcja dobiegła końca po półtoragodzinnych zmaganiach. Sebastian wiernie towarzyszył dziewczynie przy wszystkich zajęciach, najczęściej po to, by strofować ją za błędy. Szli korytarzem do pokoju, w którym miała odbywać się lekcja łaciny.
– Doprawdy, mogłabym tego nie robić – jęknęła niezadowolona dziewczyna.
– Dobrze wiesz, że nie możesz mieć wiecznie wolnego od zajęć – zganił ją, subtelnie zniżając ton głosu.
Czerwonowłosa popatrzyła na niego z niechęcią i przewróciła oczami.
– Mówiłam o łacinie. To martwy język, tak? Po co uczyć się języka, którego nikt nie używa na co dzień? – narzekała.
– Jesteś czasem strasznie dziecinna, panienko. – Zaśmiał się, zasłaniając dłonią usta.
– Zamknij się! – warknęła i ostentacyjnie skrzyżowała ręce na piersi.
– To prawda, że łacina jest językiem martwym, ale wciąż stosuje się ją, na przykład w medycynie. Przysięgam, że się zdziwisz, jak bardzo może być przydatna – tłumaczył jej z uśmiechem na twarzy, swoim ulubionym, wyniosłym tonem, jak kilkuletniemu dziecku, które nie rozumie, czemu nie może wkładać widelca do gniazdka. Poczuła się urażona wywyższającym tonem jakim do niej mówił, ale miał do tego prawo. W końcu zachowywała się jak kapryśny dzieciak. Jak kiedyś. Ale co mogła na to poradzić? Szczerze nie cierpiała łaciny.
– To może się założymy? – wypaliła nagle, zanim dobrze przemyślała własne słowa. Ich zdziwione spojrzenia nagle się skrzyżowały. Dziewczyna zachichotała niezręcznie w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Założymy?
– No tak. Jeżeli masz rację i łacina mi się do czegoś przyda, to wygrasz i zrobię, co będziesz chciał. Jeżeli jednak się pomylisz i wygram ja, to… – zawahała się.
Przecież w każdej chwili mogła rozkazać, by zrobił cokolwiek będzie chciała. Co więc mogłaby dostać w nagrodę?
– To, co? – zapytał, zaintrygowany i pochylił się delikatnie, by lepiej widzieć zmieszany wyraz twarzy nastolatki.
– Nie wiem, daj mi pomyśleć… – Złapała się za głowę. – Wymyślę coś, jak już wygram – mruknęła dochodząc do drzwi.
                Nauczycielka czytała jakiś tekst, oczywiście po łacinie, ale dziewczyna zupełnie nie mogła się na nim skupić. Co chwilę zerkała na stojącego pod oknem, uśmiechniętego lokaja, próbując wymyślić nagrodę. No doprawdy, jak nic może mi nie przychodzić o głowy! To straszne. Może to? Spojrzała na szczeniaka, którego naszkicowała w zeszycie. Nie, to kiepski pomysł. A może to? Wydaje się dobre. Stuknęła kilka razy ołówkiem w rysunek klauna. Nie. Do tego mogę go zmusić w każdej chwili.
– Aaaaaaa! – krzyknęła zirytowana, zupełnie zapominając o obecności nauczycielki, która spojrzała na nią wrogo znad książki i westchnęła z dezaprobatą.
– Panienko Elizabeth. Czy coś nie tak? Nie podoba się panience poemat? – zapytała groźnie, stając nad nią. – Wspaniałe notatki. Skoro uważa panienka, że jest tak doświadczona, iż nie potrzebuje robić notatek, proszę przetłumaczyć ten tekst – powiedziała, kładąc na stoliku dziewczyny kilkustronicowy wiersz.
Hrabianka niepewnie przysunęła do siebie kartkę i zaczęła czytać. Stojący nieopodal Sebastian, trząsł się ze śmiechu, zasłaniając dłonią usta, za wszelką cenę próbował nie wydawać z siebie żadnych odgłosów, by nie narażać się na pełne dezaprobaty spojrzenie Marrie Rodgers. Zabiję cię! Czerwonowłosa westchnęła pod nosem i zabrała się za mozolne tłumaczenie. Głupi język, na co to komu. To będzie miłość, czy kochać? Zresztą, co to za różnica. Mam ważniejsze sprawy! Przestań się śmiać, bo zaraz każę ci kupić mi tego psa!
                Nauczycielka dokładnie sprawdziła niechlujnie zapisane kartki. Poprawiła okulary i popatrzyła na zestresowaną dziewczynę.
– Wspaniale panienko! – zachwyciła się. – Wszystko jest poprawnie – pogratulowała jej. – W takim razie na dzisiaj wystarczy.
Dziewczyna popatrzyła na nią jak na wariatkę.
Wszystko poprawnie? Niemożliwe! Chyba, że… – pomyślała, zerkając na mężczyznę w czarnym fraku. – Drań. Przydatny drań.
Nauczycielka wyszła, pożegnawszy się z uprzejmością. Ciemnowłosa postać momentalnie pojawiła za dziewczyną, by nęcącym głosem szepnąć jej do ucha.
– Wydajesz się nieco rozkojarzona, panienko. – Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. – Nie przypuszczałem, że wymyślenie nagrody, dla kogoś takiego jak ty będzie stanowić problem. – Zaczęła się kolejna runda gry, tym razem pierwszy ruch należał do niego.
Obróciła się na pięcie, by spojrzeć mu w oczy.
– Nie chodzi o to. Po prostu muszę wymyślić coś odpowiednio upokarzającego i problematycznego. Dla takiego potwora, zwykłe tortury musząc być dziecinną zabawą. Moja nagroda musi być tak upajająca, by wyryć się w twojej pamięci na wieki – odpowiedziała złowrogo, po czym machnęła palcem przed jego oczami, odwróciła się i wyszła z pokoju.
– To może być naprawdę interesujące… – powiedział sam do siebie i również opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.



8 komentarzy:

  1. Super ^-^
    'jak kilkuletniemu dziecku, które nie rozumie, czemu nie może wkładać widelca do gniazdka.' Haha no nieźle xDD ciekawe co mu wymyśli *^* czekam na dalszą notkę, pozdrawiam <333333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem niezmiernie ciekawa jak potoczy się zakład i jaką kare wymyśli Lizzy. Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu ^^. Czytając twojego bloga mam coraz większe chęci aby wrócić do pisania :) Pozdrawiam, Akuma.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! *-* Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale! Jestem ciekawa co będzie dalej :)
    Ale mam jedno nurtujące mnie pytanie, mianowicie, czy w XIX wieku były gniazdka?? Z tego co poszperałam to pod koniec wieku były uruchamiane linie energetyczne na Manhatanie, ale czy w londynie też? Może to czepianie sie szczegółów, lecz nie daje mi to spokoju :) Masz może wiedze w tym temacie? Czy napisałaś nie zdając sobie z tego sprawy?
    Pozdraeiam serdecznie i czekam na dalszą część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę szczera do bólu - gdy pisałam zdanie o gniazdu, byłam już zmęczona i pamiętam, że pomyślałam sobie "Skoro w Kuroszu leciał serial w telewizji i były telefony, to prąd już musiał tam być - nie będę googlować wszystkiego, bo mnie krew zaleje". Teraz jednak postanowiłam to sprawdzić i chociaż nie znalazłam nic (może dlatego że nie spałam od wtorku od 11) na temat samego gniazdka, to dotarłam do takiej notki na Wikipedii: "Pierwsza na świecie trakcja elektryczna na kolejach „ciężkich” pojawiła się na kolejach miejskich: podziemnej (1890, Londyn)". Logicznie rozumując - w tym czasie w Londynie był już prąd, a skoro był prąd to myślę, że jakieś gniazdka mieli :P
      Staram się wszystkie informacje sprawdzać, i chociaż maszynę do lodów w moim opowiadaniu wynaleziono wcześniej, jak dotąd, jest to chyba jedyna rzecz, która wychodzi poza prawdę historyczną i prawdę historyczną wg. Kuroshitsuji.
      Ok, chyba powiedziałam wszystko xD W razie niejasności - pytaj dalej. Uściślę :P

      Usuń
  5. Hej,
    jestem bardzo ciekawa jak ten zakład się potoczy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka,
    wspaniale, ciekawa jestem jak ten zakład się potoczy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, ciekawa jak ten zakład się potoczy... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.