niedziela, 9 listopada 2014

VII

Bal powoli dobiegał końca. Wszyscy byli już zmęczeni, albo pijani. Większość zdesperowanych młódek znalazło sobie towarzystwo na resztę nocy i znudzona zalotami, zaciągała ofiary do miłosnych gniazdek. Lizz obserwowała ich zachowanie z bezpiecznej odległości, z pełnym obrzydzenia wyrazem twarzy. Mężczyzna z obsługi podszedł do niej i zaproponował kolejny kieliszek szampana, znudzona nie zaprotestowała. Bawiła się tak kiepsko, że nawet alkohol nie poprawiał jej humoru, za to utwierdziła się tylko w przekonaniu, że takie idiotyczne, towarzyskie spędy nie są dla niej. Przechyliła szkło i wypiła jego zawartość, spoglądając w stronę lokaja.
Sebastian wciąż adorował Madame Halme, wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Jak tak dalej pójdzie to może cały ten cyrk nie będzie na marne. Była zła, że tak dobrze się bawił, to miała być praca, a nie przyjemność. Zdecydowanie wolała patrzeć, gdy się złości. Zadowolenie i tak towarzyszyło mu zbyt często. Szczególnie, gdy ona usychała ze znużenia, jego uśmiech niezwykle ją irytował.   Nagle poczuła się niesamowicie śpiąca. Położyła łokieć na oparciu krzesła, a na nim głowę, by chwilę odpocząć. Jej powieki były strasznie ciężkie, a czaszka zaczęła pulsować tępym bólem. Zamknęła oczy, by choć na moment odsapnąć. Tylko na chwilę…
– Niles, bal dobiega końca. Goście zbierają się już do wyjścia – oznajmiła blondwłosa kobieta.
– Tak, najwyższa pora wracać do domu… – odpowiedział melancholijnie.
– Może jednak zechciałbyś zostać odrobinę dłużej? – Znów zatrzepotała zalotnie rzęsami.
Demon popatrzył na nią smutnym, zrezygnowanym wzrokiem, w głębi duszy ukrywając triumfalny uśmiech. Wszystko szło zgodnie z planem. „Lizzy” jak zwykle przewidziała, jak potoczy się gra.
– Niestety, ale będę zmuszony odmówić. Jestem zobowiązany zabrać siostrzenicę do domu. Jest jeszcze bardzo młoda.
– Ależ nie ma się, czym martwić. Poprosiłam mojego lokaja, by odprowadził ją do powozu. Czeka tam ktoś ze służby, prawda? – zachęcała go.
– W takim razie… Będę zaszczycony mogąc dotrzymać ci towarzystwa, Madame. – Pokłonił się. Sprytnie, panienko.
Kobieta pociągnęła go za ramię w stronę drzwi. Wychodząc z sali poleciła służącemu, by odprowadził wszystkich gości i dopilnował, aby służba sprzątnęła po przyjęciu. Zaprowadziła swojego nowego kochanka do sypialni, kazała mu się rozgościć, a sama poszła się odświeżyć do łazienki.
Sebastian doskonale wiedział, jak obchodzić się z kobietami. Cierpliwie czekał, aż hrabina wróci, w miedzy czasie przygotowując w pokoju odpowiedni nastrój. Kilka świec, płatki róż, olejki zapachowe – dla niego było to tak proste. Kiedy kobieta wyszła, nie pozwolił jej nawet wyrazić zachwytu, jakiego doznała, widząc swoją sypialnię. Chwycił ją w pasie i rzucił na łóżko. Zdjął z siebie marynarkę, rozsunął krawat i rozpiął guziki jej cieniutkiej bluzki. Chwycił Joanie za nadgarstki , krępując jej ruchy i namiętnie wpił się w jej usta.
~*~
Kamerdyner leżał na wznak w śnieżnobiałej pościeli, czekając aż kobieta zaśnie i będzie mógł przeszukać posiadłość, jednak ona uparcie starała się pozostać przytomna. Jakby spodziewała się, że odejdzie, gdy tylko spuści z niego wzrok. Patrzyła na jego ciało wpół zamkniętymi, maślanymi oczami. Na twarzy miała wypieki, wciąż nie mogła unormować oddechu. Patrząc na nią, Sebastian próbował powstrzymać obrzydzenie. Nie rozumiał, jak może jej to sprawiać przyjemność. Dla niego było smutnym, śmierdzącym obowiązkiem. Robił to już nie raz i choćby nie wiadomo jak się starał, zwierzęcy odór nieodzownie towarzyszył czynności, za którą niektórzy ludzie byli w stanie oddać naprawdę wiele. Pod tym względem byli dla niego jak znienawidzone, brudne psy.
Śpij już! – krzyczał w myślach. Chciał przeszukać dom i wrócić do posiadłości, by zmyć z siebie wspomnienie tej kobiety.
~*~
– Um… – Młoda hrabianka otworzyła lekko zaspane oczy.
Czuła miękkie posłanie, przyjemny zapach różanego olejku. W pomieszczeniu panował całkowity mrok. Była tak strasznie śpiąca. Chciała zawołać lokaja, by dowiedzieć się jak mu poszło, ale zmęczenie wygrało z ciekawością. Zamknęła oczy i ponownie odpłynęła.
~*~
                Madame Halme długo walczyła z sennością, jednak po pewnym czasie, chęć odpoczynku przeciągnęła szalę zwycięstwa na swoją stronę. Zniecierpliwiony kamerdyner wstał z łóżka, ubrał się i po cichu opuścił jej sypialnię.
Dobrze, teraz muszę przeszukać dom.
Dokładnie zbadał każde pomieszczenie, od strychu po same piwnice. Otwierał każdą szafę, grzebał w szufladach i koszach z praniem, jednak nie znalazł żadnego śladu porwanych dziewczyn. Przez okno na strychu wydostał się na dach. Rozejrzał się po okolicy. Żadnych dodatkowych pomieszczeń, szklarni, ukrytych podziemi. Nic, czego już by nie odwiedził. Przed posiadłością nie było nawet wozu.
Madame Halme śpi, nie ma męża, ani kochanka. W takim razie, gdzie podział się wóz?
Zeskoczył na dół. Ziemista ścieżka dojazdowa pełna była śladów kopyt i kół. Wszystkie sprzed dobrych kilku godzin, oprócz jednych. Demon dostrzegł świeże odciski i pobiegł ich śladem. Prowadziły do małej chatki w środku lasu. W powietrzu poczuł zapach krwi i ludzkiego strachu.
To tu je zabierała. Dlatego Yard pozostawał bezsilny.
– Jak najszybciej muszę wrócić i powiedzieć o tym panience! – powiedział do siebie.
Słońce zaczynało powoli wschodzić. Przez wytrwałość kobiety, powierzone zadanie zajęło mu zdecydowanie więcej czasu, niż zakładał. Nie był z tego powodu zachwycony. Panienka na pewno też nie będzie.
~*~
Sebastian przekraczał właśnie granicę terenu posiadłości Roseblack. Zamierzał zmyć z siebie denerwujący ludzki smród, przygotować śniadanie i dokładnie przedstawić swojej pani, co odkrył tej nocy. Usłyszał stukot końskich kopyt. Odwrócił się i dostrzegł zaspanego bruneta prowadzącego powóz.
– Tai!
– Panie Sebaaaaaastianie! – Ziewną młodzieniec. – Gdzie pan tyle był? Dlaczego nie powiedzieliście mi, że wrócicie na własną rękę? Nie musiałbym czekać całą noc. Na dodatek ten nieuprzejmy lokaj kazał mi odjechać spod domu. Strasznie zmarzłem – narzekał, co chwilę przecierając oczy.
Miał spierzchnięte usta i trząsł się z zimna.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie przywiozłeś panienki z powrotem?! – zapytał zaskoczony demon.
– No… Nie. Nie przyszliście. Czekałem całą noc, ale gdy zaczęło się robić jasno, pomyślałem, że pan na pewno zabrał panienkę do domu w inny sposób i…
– Dobrze. – Mężczyzna podniósł rękę, uciszając chłopca. – Odprowadź konie i kładź się spać – polecił.
– A co z panienką Elizabeth?
– Zajmę się wszystkim. Idź spać i nikomu nic nie mów.
– Tak jeeeeeest – odpowiedział brunet  i machnął lejcami nakazując koniom, by ruszyły.
Sebastian wyciągnął kieszonkowy zegarek i popatrzył na godzinę. Dochodziła piąta rano.
Jeśli się nie pospieszę, nie zdążę przygotować śniadania.
Schował srebrny przedmiot z powrotem i pobiegł do leśnej chatki, z której dopiero, co wrócił.
~*~
– Sebastian! Co to ma być?! – Młoda hrabianka obudziła się z zasłoniętymi oczami.
Wciąż jeszcze zaspania, nie do końca wiedziała, co się działo. Jej pierwsza myśl – głupi lokaj znów próbuje ją denerwować. Zaczęła więc go wołać. Jednak nikt nie przychodził, nikt nie śmiał się wrednie i nie zdjął jej z oczu śmierdzącego stęchlizną kawałka materiału. Miała skrępowane ręce i nogi, nie mogła się ruszyć. Co to do cholery ma być?! Bezskutecznie próbowała oswobodzić się z więzów. W końcu odpuściła, by odsapnąć i zastanowić się, co się stało. W pomieszczeniu było zimno i cuchnęło ziemią. Więc to prawdopodobnie jakaś piwnica. Słyszała niesiony przez echo płacz i krzyki. Czyżby to były porwane dziewczyny? Jeśli się nie uwolnię, niczego się nie dowiem. Gdzie jest ten cholerny demon?!
Ktoś wszedł do środka pokoju, w którym się znajdowała. Dźwięk ciężkich kroków rozbrzmiewał coraz bliżej niej. Postać zaśmiała się obrzydliwym, lecz znajomym głosem i zerwała opaskę z oczu hrabianki. Popatrzyła złowrogo na mężczyznę w garniturze.
– Ty! To ty przyniosłeś mi szampana, pracowałeś na przyjęciu Madame Holme!
–– Masz rację malutka. Mojej pani bardzo spodobała się twoja gładka skóra. Ma gust, jest naprawdę piękna. – Służący przejechał dłonią po twarzy dziewczyny.
– Rozwiąż mnie! – rozkazała, znów szarpiąc się z więzami.
– Niestety, nie mogę tego zrobić. Przestań się szamotać, bo zniszczysz nową skórę mojej pani! – Uderzył nastolatkę w policzek.
Zaszumiało jej w głowie, w ustach poczuła metaliczny smak.
– I jemu to smakuje? – pomyślała o kamerdynerze, czując, jak jej własna krew spływa do gardła, drażniąc je.
– Zostawię cię teraz, muszę przygotować nowe włosy. Mam mało czasu, moja pani niedługo tu będzie. Ale nie martw się… – Zbliżył się i pochylił nad skrępowaną dziewczyną. – Jak tylko skończę, wrócimy po ciebie. Jesteś następna, kwiatuszku. – Wyszedł i zamknął za sobą wielkie, kamienne drzwi na klucz.
– Moją skórę? Co ta baba tu robi? – zapytała sama siebie.
Na szczęście, służący zapomniał zasłonić jej oczy. Szybko rozejrzała się po wilgotnym, zasnutym pleśnią pomieszczeniu. Ściany pokryte były łańcuchami, na kilku z nich wisiały nagie kości. Porwane ubrania leżały porozrzucane w zaschniętych kałużach krwi. Naprzeciwko siebie nastolatka zobaczyła złamany pręt. Przewróciła się na brzuch i zaczęła pełznąć w jego stronę, ocierając kolana i łokcie. Wcisnęła ciasno związane ręce między zimny kawałek metalu i zaczęła ocierać o niego sznur krępujący nadgarstki. Materiał powoli zaczął się rwać. Oswobodziła ręce i szybko odwiązała nogi. Strużki krwi cieknące z porozcinanych nadgarstków zostawiały ciemne ślady na jej sukni. Przyjrzała się zniszczonej kreacji. Cała była brudna i podziurawiona. Rozdarła ją wzdłuż nogi, aż do samego uda, by nie krępowała ruchów. Oderwała też dół na wysokości kolan.
Przynajmniej tak się do czegoś przyda – pomyślała, przewiązując kawałkiem wrzosowego materiału poranione ręce.
Podniosła się z ziemi, wzięła pręt i z zaciętą miną podeszła do drzwi. Początkowe próby otworzenia zamka grubym kawałkiem metalu nie przyniosły oczekiwanego skutku. Przypomniała sobie o wsuwce, którą wpięła we włosy. Wygrzebała ją z pomiędzy poplątanych kosmyków i wepchnęła do dziurki pod klamką. Po chwili energicznego dłubania, usłyszała charakterystyczny dźwięk. Pchnęła drzwi i po cichu wyszła z pokoju. Ujrzała długi korytarz słabo oświetlony kilkoma świecami. Wzdłuż niego wszędzie znajdowały się kamienne wrota – takie same jak te, które przed chwilą otworzyła. Przez dziurki od kluczy spojrzała do wnętrza kilku celu. Widziała zapłakane twarze kobiet w obdartych sukienkach.
– To te zaginione dziewczyny! – uniosła się.
– Masz rację, to one. Koniec wycieczki, wracaj do swojego pokoju, niedługo ktoś po ciebie przyjdzie. – Usłyszała za plecami niski, męski głos.
Zacisnęła dłonie na pręcie i wbiła go w ciało napastnika, energicznie się odwracając. Oczy mężczyzny powiększyły się, gdy jęknął z bólu. Lizz wpatrywała się w nie niczym zahipnotyzowana, zszokowana widząc, jak ulatuje z nich życie. Wzrok napastnika stał się nieobecny, ciało osunęło się na ziemie. Nie żył. Wyciągnęła broń ze zwłok, brudząc krwią resztki sukienki. W jej stronę biegło 3 kolejnych mężczyzn. Ubrani byli jak pielęgniarze. Przełknęła nerwowo ślinę i ustawiła się w pozycji do walki, tak jak uczył ją demon.
– Pamiętaj, nie możesz dawać się ponosić emocjom. Wtedy jesteś słaba i popełniasz najgłupsze błędy.
– Jak mam się nie denerwować, kiedy specjalnie mnie drażnisz!
– Weź głęboki oddech, policz do pięciu i atakuj. Nie myśl, że właśnie próbujesz odebrać komuś życie, po prostu to zrób. Od tego może zależeć twoje. Zabij, lub zostań zabity…
– To bardzo w twoim stylu… – Przypomniała sobie jedną z lekcji.
Wzięła głęboki oddech, policzyła do pięciu i z krzykiem ruszyła w stronę napastników. Nie myślała, co robi, tak naprawdę, nawet tego nie widziała. Jakaś niewidzialna siła prowadziła jej ciało ku zwycięstwu.
Jeśli nie będę myśleć, to skąd będę wiedzieć, czy robię to tak jak powinnam?
– Instynkt. Każde zwierzę go w sobie ma. Jest jak niewidzialna siła, która poprowadzi twoje ciało. Zaufaj mi.
– Zwierzę… Niech ci będzie.
Otarła pot z czoła i przyjrzała się swojemu dziełu. Trójka podziurawionych jak sita mężczyzn wykrwawiała się na podłodze. Spojrzała na ociekające czerwienią narzędzie swojej zbrodni i z odrazą rzuciła je w stronę nieszczęśników.
– Obrzydliwe robaki.
~*~
Szlachcianka dobiegła do schodów na końcu korytarza, weszła na sam szczyt i ruszyła w stronę, z której dochodził dźwięk muzyki. Pchnęła drzwi i wpadła z impetem do gustownie urządzonego pomieszczenia. W jego centrum znajdował się niski stół, wokół którego skupiały się krwistoczerwone fotele. Na jednym z nich siedziała Madame Halme z filiżanką herbaty w ręku. Patrzyła na płonący w kominku ogień. Nie spodziewała się, że ktoś wbiegnie nagle do pokoju. Zaskoczona odwróciła głowę w stronę dziewczyny. Odstawiła porcelanę na stół i łagodnie uśmiechnęła się do hrabianki.
– Znalazłaś mnie. Jak widzisz, nie ubrania leżą w moim guście. Taka mała, zarozumiała dziewucha, masz wszystko. Firmę, piękną skórę i przystojnego wuja.
– Seba… Niles! Co z nim zrobiłaś?! – krzyknęła zdyszana.
Zacisnęła pięści i powoli zaczęła zbliżać się w stronę kobiety.
– Anthon. – Za hrabianką pojawił się mężczyzna w garniturze.
Ten sam, którego widziała w podziemiach. Nim zdążyła zareagować, doskoczył do niej, chwytając za poranione nadgarstki. Kłujący ból sprawił, że ją zemdliło. Lokaj związał dziewczynie ręce, szarpnął ją, a potem pchnął na fotel naprzeciw swojej pani. Kobieta podziękowała mu skinieniem głowy. Podniosła filiżankę i upiła odrobinę herbaty.
– Twojemu wujowi nic nie jest. Tak zacny, młody mężczyzna, niezwykle zdolny… Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Lizz skrzywiła się na samą myśl o tym, co rozumiała przez „zdolny”. – Jak ci się podobają moje włosy? Zabrałam je córce właściciela sklepu z lampami. Młoda dziewucha nie doceniała tego, co ma. Ciągle je związywała, to okropne. Jak można tak bardzo nie doceniać piękna?
– Dlatego pomyślałaś, że zrobisz z nich lepszy użytek?
– Ty tak nie uważasz? Popatrz na siebie. – Zmierzyła dziewczynę wzrokiem. – Masz taką miękką i delikatna skórę o wspaniałym, szlacheckim odcieniu, a mimo to… Zupełnie o nią nie dbasz. Jesteś cała odrapana. Przez ciebie będę musiała czekać , aż te rany się zagoją.
– Nie zmieściłabyś się w moją skórę nawet, gdyby była dwa razy taka… – skomentowała złośliwie.
– Nie muszę, mam swoje sposoby, ale nie zamierzam ci o nich opowiadać.
– To dobrze, bo wcale nie jestem zainteresowana. – Uśmiechnęła się pod nosem, spuszczając głowę.
Coś zmieniło się w powietrzu. Mała, subtelna różnica, niemal niezauważalna dla ludzkich zmysłów.
– Taka niewychowana! Powinnaś była spędzić więcej czasu z wujem, kiedy jeszcze miałaś okazję. Anthon!
– Tak, pani?
– Sprawdź, co się tam dzieje, słyszę jakiś hałas. – Mężczyzna posłusznie wyszedł z pokoju.
Rozejrzał się po korytarzu. Nie dostrzegając niczego podejrzanego, wrócił.
– Wszystko w porządku, to pewnie małe problemy z którymś z dawców – wyjaśnił, kłaniając się lekko.
– Dobrze. O czym to ja mówiłam? A tak... Powinnaś była brać przykład z wuja, to naprawdę wyjątkowy człowiek. Gdy znajdzie twoje ciało i pochowa cię, będę wspierać go w żałobie, może nawet zrobię z niego swojego męża… - Snuła plany, szczerząc się obleśnie.
– To nie jest mój wuj – powiedziała twardo hrabianka, uśmiechając się zza zasłaniających twarz włosów.
– Co?
– Powiedziałam… – Podniosła głowę i spojrzała na kobietę z morderczym wyrazem twarzy, który wzbudził jej drżenie – Że to nie jest mój wuj.
– Więc kim jest, głupia?
– Jest kamerdynerem domu Roseblack i teraz… Ma ogromną ochotę cię zabić – odpowiedziała spokojnie, wzbudzając jeszcze większy niepokój w sercu kobiety.
– Co ty wygadujesz! Nie ma go tu, już od dawna jest w domu! Głupie dziecko!
– Sebastian! – krzyknęła nastolatka.
Lokaj wskoczył do pokoju, rozbijając szybę w oknie.
– Spóźniłeś się – burknęła niezadowolona. – Musiałam załatwić wszystko sama.
– Wybacz panienko. Nie spodziewałem się, że po raz kolejny dasz się złapać i znów będę musiał cię ratować – ironizował, ignorując Madame Holme i jej służącego.
– Poradziłabym sobie bez ciebie. Ale skoro już tu jesteś… To jest rozkaz, zabij ją i jej lokaja! – poleciła stanowczo.
– Yes, my lady. – Demon pokłonił się pokornie.
Jego błyszczące czerwienią oczy zwróciły się w stronę zdenerwowanej hrabiny.
– Zamknij się! Zamknij! Niles, kochany, co ty robisz? Nie! Anthon, powstrzymaj go!– Madame Holme krzyczała z całych sił, naiwnie wierząc, że ktokolwiek będzie w stanie ją uratować.
Wrzeszczała, póki nie wydała z siebie ostatniego tchnienia. Sebastian puścił jej szyję i odwrócił się w stronę służącego. Lokaj trząsł się, patrząc, jak łatwo demon zabił jego panią.
– K…Kim ty jesteś? Jesteś jakimś potworem! – dukał przerażony.
– Ja? Ja jestem tylko piekielnie dobrym lokajem. – Uśmiechnął się i przebił nożem tętnice mężczyzny, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Gdy mężczyzna wykrwawiał się na podłodze, Sebastian podszedł do swojej pani, ostrożnie rozwiązał jej ręce i zerknąwszy na poranione nadgarstki, pomógł dziewczynie podnieść się z fotela. Była cała umazana krwią i podrapana. Jej ciało pokrywały liczne siniaki i świeże skrzepy krwi.
– To wszystko twoja krew, panienko? – zapytał zmartwiony.
– To? – Spojrzała na siebie. – Nie tylko. Moja i 4 gości, którzy próbowali mnie zabić.
– Rozumiem.
– Zawiadomiłeś Yard i wypuściłeś dziewczyny z cel?
– Oczywiście.
– Dobrze – odparła, zadowolona.
                – Cóż bym począł, gdybym nie był w stanie zrobić nawet tego? – zapytał z uśmiechem, skinął głową i położył dłoń na piersi.
– Tak, tak. Zabierz mnie do domu – rozkazała.
Demon wziął swoją drobną panią na ręce, okrył ją płaszczem i wyskoczył przez okno. Czuła, jak promienie porannego słońca ogrzewają jej twarz, kontrastując z chłodnym wiatrem jesiennego poranka. Powietrze pachniało jałowcem. Zamknęła oczy, wtulając się w ramię niosącego ją lokaja. Musiała chwilę odpocząć. 

=================

      Początkowo miałam zamiar zamieszczać notkę raz w tygodniu, jednak już po kilku dniach, dotarło do mnie, że czuję nieodpartą potrzebę podzielenia się z Wami moją historią. Wiem, że wiele brakuje jej do ideału, jednak póki jest chociaż jedna osoba, która z niecierpliwością czeka, by poznać dalsze losy bohaterów, będę szczęśliwa, publikując kolejne części. Ta historia jest dla mnie bardzo ważna. jest to pierwsze poważne opowiadanie, jakie udaje mi się tworzyć. Poważne, czyli takie, do którego podeszłam z wielką pasją i entuzjazmem, który nie ulotnił się po kilku dniach. W tym momencie historia liczy 185 stron i z każdą chwilą się powiększa, powoli dążąc do końca pierwszego, jak to zwykłam nazwać, tomu. Wciąż mam wiele pomysłów na dalsze losy i wciąż czuję, że zarówno Elizabeth, jak jej wierny lokaj, mają jeszcze dużo rzeczy do powiedzenia. Mam nadzieję, że będzie tak jeszcze przez długi czas, i że mój styl będzie się rozwijać, zbliżając się do pożądanego ideału. Moim wielkim marzeniem, od wielu lat, jest wydanie książki. Traktuję Różę, jako wprawkę do jej stworzenia.
      Dziękuję wszystkim, którzy to czytają oraz tym, którzy pomagają mi zdobyć rozgłos. Każde nowe wyświetlenie sprawia mi ogromną radość. Chciałabym odnieść kiedyś sukces, mam nadzieję, że uda mi się urzeczywistnić marzenia. Obecnie wpisy pojawiają się, gdy ilość stron, które napiszę, pokrywa się  ilością stron, które założyłam, że będę publikować. Jest to około pięć Wordowskich, zapisanych czcionką Calibri o rozmiarze 11, więc jak widzicie, wena mnie nie opuszcza.
      Tak dotarła do Was kolejna część, mam nadzieję, że jesteście z niej zadowoleni.

11 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadania ^-^ czekam na dalsze części :) gdybyś wydała książkę, na pewno bym kupiła <3 ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję^^ Książka jest na mojej liście zaraz po tym, jak napisze wszystkie tomy tego opowiadanie :P Będą co najmniej dwa :P

      Usuń
    2. Już się nie mogę doczekać ^-^

      Usuń
  2. Salve!
    O widzę, że przemyślenia były odnośnie nazwy. ;) Ja tam za często je zmieniam. Mam zbyt wiele pomysłów w głowie.
    Kiedy widzę lub słyszę słowo "cyrk", zawsze w mojej głowie rozbrzmiewa "Afro circus", kurde, hehe.
    Sprytna gra, panie Sebastianie. Gdy odmówi dlatego, że musi zabrać Elizabeth do domu, Holme na pewno będzie mniej podejrzliwa. Ponadto demon spodziewał się odpowiedzi madam, będąc dość długo w tym biznesie. ;)
    Eli, jak bardzo się myliłaś, huahuahua.
    Ja wiedziałam! Wiedziałam, że ona do posiadłości nie wróci. To było zbyt przewidywalne. Jestem wręcz zaskoczona, że Sebastian na to nie wpadł. Poza tym, zdycham - przecież skoro nie ma dziewczyny w budynku, to komu ma robić śniadanie? Na pewno nie służbie.
    Krew spływała jej do gardła? Oo, co jej się stało...
    I pomyśleć, że przecież ludzie to także zwierzęta, i tu przypomina mi się "nie zachowujmy się jak zwierzęta", które mnie bawi.
    Doskonała robota, Elizabeth! Wreszcie mamy jakąś scenę akcji. (: Tak w ogóle, co ta Holme planowała zrobić...? Przeszczepić sobie skórę? Bez wątpienia wyglądałaby ohydnie.
    "Dasz się złapać" - kurde, demonie, to przecież twoja wina była, że ją schwytano.
    Hahaja, ta scena zabicia Holme oraz jej służącego. Aż chciałoby się obejrzeć. Hej, nie jestem sadystką, zatem nie musisz się mnie obawiać.
    Hehe, rozdział mi się podoba, co mogłaś już wcześniej wywnioskować, ale jestem kiepska w pisaniu komentarzy wychwalających pióro.
    Powodzenia oczywiście w wydaniu książki! Z chęcią bym kupiła. (;
    I tak przyszło mi do głowy, i czuję, że muszę się podzielić. Wczoraj napotkałam na genialną piosenkarkę {chociaż ta nazwa wydaje mi się umniejszająca z powodu obecnych głupich tekstów "nibygwiazd", ale nie wiem, jak inaczej powiedzieć}, Eivor mianowicie {z przekreślonym "o", ale nie mam znaków na klawiaturze, musiałabym ustawiać}. Szczególnie musisz usłyszeć "Verd Min" {w przybliżeniu napisane}, "Silvitni" oraz "Brotin". Również bardzo podobają mi się "Trollabundin" {przybl.} oraz "Salt", choć te są nieco dziwne.
    Hah, ale ja dużo gadam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mogę sobie ukraść Sebastiana?

    Jeśli nie, to przygotuj się na przyjęcie gości na swoim parapecie.

    Zresztą i tak go dostanę w swoje macki. Znaczy się ręce. Poza tym mam jescze Christophera, ale Christopher to nie to samo co Sebastian...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezaprzeczalnie. Sebastian jest tylko jeden i niepowtarzalny :).

      Usuń
    2. To znaczy, że mogę go sobie wziąć, tak? ;)

      Usuń
    3. Podziel się ze mną :<

      Usuń
  4. Witam,
    czyli za to wszystko hrabina była odpowiedzialna, dobrze, ze Sebastian tam tak szybko się pojawił...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    wspaniały rozdział,  czyli za to wszystko to hrabina była odpowiedzialna... jak dobrze, że Sebastian tak szybko się tam pojawił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, czyli to hrabina była za to odpowiedzialna... uff, dobrze że Sebastian tak szybko się pojawił tam...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.