wtorek, 11 listopada 2014

VIII

~*~
Lokaj zatrzymał się na wzniesieniu niedaleko posiadłości. Wyciągnął kieszonkowy zegarek, pokręcił głową i schował go z powrotem. Kwadrans po szóstej.
– Mam bardzo mało czasu… – szepnął pod nosem.
– Mmm… – mruknęła delikatna istota śpiąca w jego ramionach.
Brunet spojrzał na nią ciepło i odgarnął niesforny kosmyk włosów, który przykleił się do jej czoła.
– Najmocniej przepraszam, obudziłem cię? – zapytał.
– Nie szkodzi – odpowiedziała zaspana, przecierając oczy. – Sebastian…
– Słucham?
– Śmierdzisz… – Skrzywiła się.
– Proszę o wybaczenie. Nie miałem czasu zmyć z siebie tego odoru, byłem zajęty ratowaniem twojego życia – wyjaśnił złośliwie.
– Nie musiałbyś tego robić, gdybyś lepiej wykonywał moje rozkazy.
– Ależ zrobiłem wszystko dokładnie tak, jak panienka rozkazała. Uwiodłem Madame Holme i przeszukałem jej posiadłość.
– Ugh… Nieważne, wracajmy. Mam ochotę na herbatę. I zdecydowanie muszę się przebrać. Widzę, jak na mnie patrzysz – powiedziała słabym głosem i skrzywiła się wymownie patrząc w oczy demona, w których tańczyły świetliste iskierki.
– Z szacunkiem i serdecznością? – Uśmiechnął się.
– Z chęcią pożarcia mnie. Widzę to w twoich oczach. Ledwie się powstrzymujesz. – Schowała zakrwawione nadgarstki pod płaszczem, którym ją okrył.
– Nie musisz się bać. Dopóki nasz kontrakt jest w mocy nic ci nie zrobię, panienko.
~*~
Chuda dziewczyna ubrana w długą, za luźną, białą koszulę, siedziała skulona w głębokim fotelu zdobionym kwiatowym ornamentem, w dłoniach trzymała niewielką filiżankę herbaty. Jej długie, przesiąknięte wodą włosy zostawiały mokre plamy na materiale. Wszędzie wokół niej, na regałach z ciemnego drewna, stały książki najróżniejszych autorów. Można było znaleźć tu dzieła najwybitniejszych pisarzy całego świata tworzących literacką historię ludzkości. Purpurowe dywany wyścielały całą podłogę biblioteki. W świetle porannego słońca głęboka czerwień mebli i włosów szlachcianki przypominała krew, którą niejednokrotnie zbrukana została przebywająca w pomieszczeniu, niepozorna nastolatka.
Skąpana we krwi od chwili narodzin, aż do samej śmierci – pomyślał Sebastian, przecierając półki z kurzu.
Był w wyjątkowo dobrym nastroju. To jeden z takich dni, kiedy życie pokazuje, że trud się opłaca – właśnie tak się czuł. Po czasie spędzonym z tym drobnym dzieckiem, usługiwaniu mu i pielęgnowaniu jego duszy, wreszcie dostrzegał efekty. Całe jego ciało drżało z podniecenia, gdy zmywał ze skóry Elizabeth zaschniętą krew ludzi, których własnoręcznie zabiła. Zabiła, by się bronić. Zabiła, by osiągnąć swój cel. Zabiła, by przeżyć i dokończyć to, co zaczęła. Zabiła… By się zemścić. Wiedział, że nie zawaha się, gdy nadejdzie taka potrzeba, niejednokrotnie dawała dowód tych słów, jednak to były zupełnie inne sytuacje. Nigdy przedtem nie zabiła nikogo własnymi rękami. Zawsze to on, jej pionek, zajmował się brudną robotą, podczas gdy ona jedynie wydawała polecenia. Tym razem nie było go, kiedy trzeba było walczyć. Nie czekała aż przybędzie jej z pomocą, nie polegała jedynie na nim, postawiła na siebie. Uwierzyła w to, że może osiągnąć, co tylko zechce i tego dokonała. Zabarwiona na czerwono woda, spływająca odpływem wanny, była tego dowodem. Zabiła instynktownie, bezwzględnie, a potem zmyła z siebie brud i powróciła do zwykłego życia. Taka była jego pani.
Nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w coś za oknem. Sama nie umiała sprecyzować, na co dokładnie patrzy. Była zmęczona i wyziębiona. Mimo długiej, gorącej kąpieli, wciąż czuła na sobie zapach krwi. Nie wiedziała tylko, czy to posoka ofiar, które zabiła bez mrugnięcia okiem, czy jej własnego ciała. Sebastian zrobił, co mógł. Opatrzył wszystkie rany, odkaził i zabandażował nadgarstki. Przebrał ją w czyste ubrania, pomógł dokładnie się umyć. Domyślała się, że woń może nawet nie być prawdziwa, że istniała jedynie w jej wyobraźni. Nigdy wcześniej nie zabiła samodzielnie, nie wiedziała jak się z tym czuje. Myślała, że zacznie płakać, żałować, trząść się. Spodziewała się, że w ostatnim momencie się zawaha, a niezdecydowanie przypłaci śmiercią, jednak zachowała się zupełnie inaczej niż przewidywała. Dlatego tak bardzo nie potrafiła się w tym odnaleźć. Wtedy ogarniał ją zimny spokój, całkowicie poddała się zwierzęcemu instynktowi. Zrobiła, co do niej należało i nie czuła w związku z tym absolutnie nic. I właśnie ten brak emocji wzbudzał w niej największe obawy.
Czyżby moja dusza była tak mroczna, że nawet własnoręczne zabicie człowieka nie robi na mnie wrażenia? Czy właśnie takiej duszy pragnie?- Popatrzyła na demona.
Spokojnie wycierał półki, jakby nic się nie zmieniło. Jakby to był kolejny, nudny poranek.
Czy dążąc do celu nie zatracę siebie?
– Sebastian… Czujesz krew? – zapytała cicho.
Mężczyzna odwrócił się i popatrzył na nią zdziwiony. Nie czuł żadnego obcego zapachu.  To znaczy czuł, ale wiedział, że ludzkie zmysły hrabianki nigdy nie byłyby w stanie tego wyczuć. Patrzyła na niego wyczekująco, żądając odpowiedzi.
– Nie – odparł krótko. Podszedł do czerwonowłosej i wyciągnął z jej ręki filiżankę.
– Wystygła ci herbata. Pójdę zaparzyć kolejną i przygotuję śniadanie.
– Nie jestem głodna… – mruknęła i wbiła wzrok w lekko zarumienione dłonie.
– Rozumiem.
Pochylił się nad nią. Prawą dłonią dotknął podbródka i delikatnie podniósł jej głowę, by spojrzała mu w oczy. Jego źrenice płonęły piekielnym ogniem, jednak wzrok był łagodny i troskliwy.
– Jesteś strasznie słaba. Uważam, że jednak powinnaś coś zjeść – wyszeptał.
– Naprawdę się martwisz, demonie? – zapytała w duchu.
Wyraz jego twarzy był niezwykle autentyczny, nie mógłby tak doskonale udawać. Ktoś, kto nigdy nawet nie otarł się o ludzkie emocje nie potrafiłby tak dobrze oddać tego, co ukazywała jego twarz, gdyby naprawdę tego nie poczuł. Widziała w nim autentyczność, której nie da się podrobić.
Milczała przez dłuższą chwilę, zanim zorientowała się, że wciąż trwają w tej niezręcznej pozie.
– Może masz rację… – powiedziała prawie bezgłośnie.
Uśmiechnął się zadowolony, że udało mu się ją przekonać.
– Wrócę za piętnaście minut. Mam dla ciebie coś, co na pewno cię zadowoli, panienko. –Zniknął za ciężkimi, drewnianymi drzwiami.
– Ciekawe co… – burknęła do siebie i głośno ziewnęła.
Po nocy takiej jak ta, powinna spać cały kolejny dzień. Mimo zmęczenia nie miała jednak ochoty na odpoczynek, na pewno nie w formie snu. Musiała sobie sporo przemyśleć, lepiej było nie dopuszczać do tego procesu podświadomości. Pokręciła się chwilę w fotelu i głęboko westchnęła.
Było jeszcze przed ósmą, gdy Sebastian wrócił z obiecanym śniadaniem. Srebrną tacę, zastawioną porcelanowym dzbankiem, filiżanką oraz niedużym, zakrytym talerzykiem postawił na niewielkim, okrągłym stoliku tuż obok fotela.
– Co to jest? – zapytała, przyglądając się z ciekawością śniadaniowej niespodziance.
– Sama zobacz, panienko – rzekł, z zadowoleniem obserwując reakcję nastolatki.
– Um… – Podniosła pokrywkę i popatrzyła niepewnie na malutki podłużny bochenek chleba. – Co to? – zdziwiła się, biorąc jedzenie do ręki.
Jak na zwykły kawałek chleba był dosyć ciężki. Skórka była jeszcze ciepła i pachniała włoskimi przyprawami. Dziewczyna obejrzała pieczywo ze wszystkich stron i zdziwiona, popatrzyła pytająco na demona.
– Nie bój się, spróbuj – namawiał ją rozbawiony.
Wyglądała jak małe, zdezorientowane dziecko. Przysunęła chleb do ust i tuż przed ugryzieniem, jeszcze raz rzuciła niepewne spojrzenie śmiejącemu się pod nosem służącemu. Odgryzła kawałek i zaczęła żuć. W ustach poczuła subtelny smak świeżych warzyw i delikatnej mozzarelli, zanurzonej w doskonale wyważonym dressingu.
– To jest… Sałatka w chlebie! – krzyknęła zaskoczona, jednocześnie przeżuwają.
Jej twarz rozpromieniała radosnym, dziecięcym uśmiechem. Zjadła śniadanie w przeciągu kilku chwil i wcale nie wydawała się niezadowolona.
– To jest genialne! – komplementowała.
– Bardzo dziękuję. – Skinął głową, kładąc dłoń na piersi.  – Mówiłem, że cię to zadowoli.
– I miałeś rację! – Oblizała palce, wytarła je w serwetkę i chwyciła gorącą, zdobioną filiżankę. – Mamy na dzisiaj jakieś plany? – zapytała.
Wydawało się, że niecodzienny posiłek wybił z głowy szlachcianki wszelkie problemy i wątpliwości, z którymi borykała się od paru godzin.
– Trening sztuk walki o wpół do jedenastej. Następnie miała się odbyć lekcja historii i spotkanie z firmą obuwniczą, ale zważywszy na wydarzenia dzisiejszej nocy, przeniosłem je na następny dzień. W takim razie dzisiaj ma panienka jedynie trening.
– Przełożyłeś? Dlaczego?
– Pomyślałem, że będziesz zbyt zmęczona, by się tym zajmować – wyjaśnił.
Już miała się na niego wydrzeć. Sam mówił, że spotkania z klientami są ważne. Denerwowało ją, że podjął decyzję na własną rękę, jednak brak lekcji historii powstrzymał chęć skarcenia samowolki.
– Historia jest taka nudna… Może to i dobrze. Dziękuję. Możesz już iść. – Odprawiła go.
Na trening postanowiła ubrać się sama, dlatego do jego rozpoczęcia miała chwilę czasu jedynie dla siebie. Była wdzięczna demonowi za to, co zrobił. Chociaż nie do końca wiedziała, jak powinna to nazwać. Założenie, niewątpliwie słuszne, że poczuł względem niej zmartwienie, było zbyt irracjonalne, żeby nawet myśleć o nim bez wątpliwości. Chociaż niepodważalna była szczerość jego ekspresji, sama sytuacja była zwyczajnie niedorzeczna.
– Demon, który martwi się o człowieka – zaśmiała się w myślach. – Idiotyzm…
Teraz miała ochotę pobyć trochę w samotności. Podeszła do półki i wyciągnęła jeden z kryminałów. Usiadła na szerokim parapecie okna i zagłębiła się w lekturze, popijając co jakiś czas, wystygniętą już herbatę.
~*~
Punktualnie, o wpół do jedenastej, młoda głowa rodu Roseblack pojawiła się w przestronnym pokoju, który wraz z Sebastianem wykorzystywali do ćwiczeń. Miała na sobie dokładnie taki sam strój jak ostatnim razem. Mimo, że o to nie prosiła, postanowił zrobić dla niej idealną kopię. Dobry kamerdyner wie, czego potrzebuje jego pani, nawet, jeśli nie mówi tego na głos. Gdy zobaczyła złożone ubranie leżące na łóżku, nie zorientowała się, czym jest. Zorientowała się dopiero po chwili, kiedy zaczęła się ubierać. Pomyślała wtedy, że jednak brakowałoby jej tego zestawu.
Czasami jestem bardziej sentymentalna, niż mi się wydaje – pomyślała, przeglądają się w lustrze.
Blady mężczyzna zdjął frak i zawiesił go na oparciu stojącego przy oknie krzesła.
– Możemy zaczynać? – zapytał uprzejmie.
Kiwnęła głową i przyjęła odpowiednią pozycję. Nie czekając na jej ruch, zaatakował. Nie była dobrze przygotowana do tak szybkiego startu. W ostatniej chwili zablokowała cios, jednak nie zdążyła odpowiednio ustawić nóg, dlatego siła uderzenia odepchnęła ją w tył. Przewróciła się na plecy, zrobiła fikołka i stanęła na nogi, starając się tym razem zdążyć odpowiednio przygotować obronę. Znów był tuż przy niej, nie dając ani sekundy na przemyślenie taktyki. Tym razem uderzył z boku, a siła jego ciosu pchnęła nastolatkę na ścianę. Odbiła się od niej i upadła na twardą, zimną posadzkę. Zszokowana popatrzyła na kamerdynera. Znów biegł w jej stronę. Jego oczy płonęły soczystą czerwienią, wzbudzając w niej niepewność, prawie strach. Atakował bez ostrzeżenia, skutecznie i dokładnie, jakby próbował ją zabić. W ostatniej sekundzie przetoczyła się na bok. Głośny huk jego dłoni uderzającej o podłoże wystraszył siedzące na zewnętrznym parapecie ptaki. Lizz popatrzyła w miejsce uderzenia. We wgniecionej podłodze odznaczał się kształt pięści Michaelisa. Zerknął na nią z ukosa i oblizał wargę. Jego demoniczna natura przenikała przez oblicze idealnego mężczyzny. Szlachcianka miała wrażenie, że widzi jego wnętrze, jego prawdziwą formę. Stanął przodem do niej i powoli zaczął się zbliżać. Otoczyła go czarna aura, całkowicie pochłaniająca promienie słońca. W przepełnionych obłędem i chęcią zabijania oczach nie było ani odrobiny dobrze jej znanej uprzejmości, czy nawet złośliwości. Wszystko, co ludzkie zdawało się opuścić powłokę, z której korzystał.
Klęczała, opierając ręce o podłogę. Patrzyła na niego, próbując zrozumieć, co się stało.
– Taki piękny… – wyszeptała, gdy chwycił ją za ubranie i podniósł do góry.
Bez słowa uśmiechnął się do niej bezwzględnie i rzucił nią o kolejną ścianę. Osunęła się na dół. Poczuła strużkę ciepłej krwi spływającą z kącika ust. Starła ją i popatrzyła na dłoń. Czerwień hipnotyzowała ją swoim blaskiem. Zerknęła na zmierzającego zbliżającego się potwora. Wpatrywał się zachłannie w jej rękę. Wtedy nagle do niej dotarło – chciał ją zabić. Chociaż nie rozumiała, co nagle się stało, była pewna. Nie cofnie się. Jeśli się nie uchyli, zmiażdży jej drobne ciało. Poczuła nagły przypływ adrenaliny. Podniosła się i ustawiła trzęsące się ciało w wyjściowej pozycji do ataku. Oczyściła umysł, wzięła głęboki oddech i rzuciła się w jego stronę. Do walki o swoje życie.
~*~
– Wystarczy. Słyszysz mnie? Już wystarczy… powiedział stanowczo demon. Trzymał szarpiącą się dziewczynę za przedramiona, przytwierdzając ją do ściany. Próbowała się wyrwać. Mimo tego, że nie miała szans, nie przestawała walczyć.
Sebastian? – pomyślała, słysząc w oddali jego głos. Nie wiedziała, co się dokładnie dzieje. Pośród mroku dostrzegła jego twarz.
– Elizabeth! – krzyknął.
– Sebastian!
Obraz stawał się coraz wyraźniejszy. Otaczająca ją ciemność zniknęła. Popatrzyła na niego niewyraźnie i zorientowała się, że ją trzyma.
– Próbowałeś mnie zabić! Puszczaj! – warknęła.
Posłusznie wykonał polecenie.
– Co to miało być?
– Czyżbyś się bała? – zapytał złośliwie.
Uśmiechnął się, pokazując ostre kły.
– Zgłupiałeś? – Skrzywiła się wymownie.
– Przed nami jeszcze sporo ćwiczeń, zdajesz sobie z tego sprawę? – prychnęła, odwracając głowę.
– Próbowałeś mnie zabić! – oskarżyła go ponownie.
Popatrzył na nią z wrogim błyskiem w oczach. Przysunął twarz do jej ucha i wyszeptał:
– Wiesz przecież, że nigdy bym cię nie skrzywdził. Jestem twoim oddanym pionkiem, nie zrobię niczego, co mogłoby ci zaszkodzić.
– A to…
– W sytuacji zagrożenia życia – przerwał jej, zanim zdążyła dobrze zacząć. – Dopiero wtedy pokazujesz, na co naprawdę cię stać. Stajesz się zabójcą idealnym. Zimnym, bezwzględnym, doskonałym… – wyjaśnił bardzo powoli i odsunął się od niej.
Poczuła się zmieszana. To, co mówił… Była z siebie zadowolona, chociaż nie wiedziała, czy powinna.
– Zraniłam cię? – zapytała, widząc krew na jego koszuli.
– Nie bądź śmieszna, panienko – zaśmiał się pod nosem. – Następnym razem popracujemy nad zachowaniem świadomości podczas walki. Inaczej, zamiast ratować, zabijesz wszystkich wokół. – Rozejrzał się wokół.
Ona zrobiła to samo. Całe pomieszczenie było doszczętnie zniszczone.
– Wygląda tak, jakby Thomas i Jeanny próbowali zrobić remont… – zażartowała zażenowaniem. – Posprzątaj tutaj. I przebierz się. To… – Machnęła parę razy rękami, wskazując na plamy na jego koszuli. – Wygląda nieprzyzwoicie i za bardzo odkrywa twoją prawdziwa naturę.
– Yes, my lady – odpowiedział, klękając przed hrabianką. – Chciałbym przeprosić za swoja brutalność.
– W tym wypadku nie musisz, wiesz o tym. Przestań ze mnie kpić – odparła zdenerwowana, wzbudzając w nim śmiech.
Elizabeth opuściła pokój i poszła się przebrać, gdy usłyszała krzyk młodego służącego.
– Panieeeeeenkooooo! – krzyczał zdyszany brunet, szukając szlachcianki po całej posiadłości. 
Gdy w końcu ją znalazł, zatrzymał się i powiedział, ciężko dysząc:
– Przyjechał pan Julian i panicz Timmy! – Otarł czoło. – Czekają na panienkę na dole.
Hrabianka popatrzyła na niego zaskoczona.
– No pięknie… Powiedz Sebastianowi, żeby się nimi zajął, za chwile przyjdę – rozkazała.
Nie była zbyt zadowolona z tych nowin, które przekazał jej Tai. Miała nadzieję odpocząć po ostatniej nocy i treningu. Los jednak miał inne plany. Zanim zdążyła dojść do swojej sypialni, dobiegł do niej mały chłopiec o złocistych włosach lekko przykrywających uszy, ubrany w niebieski mundurek.
– Lizzyyyyyyyyy! – krzyknął radośnie i rzucił się w ramiona czerwonowłosej.
Przytuliła go mocno i obdarzyła łagodnym uśmiechem.
– Cześć mały. Nie spodziewałam się ciebie!
– Um… Wiem. Tatuś powiedział, że musimy cię odwiedzić – wytłumaczył, patrząc na nią wielkimi, błękitnymi oczami, błyszczącymi ze szczęścia. – Bardzo się ucieszyłem. Tak dawno się nie widzieliśmy! Lizzy? Dlaczego masz na sobie takie dziwne ubrania. Są brudne! – Skrzywił się i podrapał po głowie.
– Hahaha! – zaśmiała się, widząc zakłopotaną minę chłopca. – Wszystko ci zaraz wyjaśnię. Biegnij teraz do taty, zaraz przyjdę. I poproś Sebastiana, żeby przyniósł ci lody – poleciła.
Mały pokiwał energicznie głową i zaczął biec.
– I nie wierz mu, jeśli powie, że żadnych nie mamy! – dopowiedziała, gdy znikał z jej pola widzenia.
Uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że to zdenerwuje lokaja. Nie miał zwyczaju kłamać i nie robił tego, ale mówiąc tak kuzynowi miała pewność, że będzie zawracał mu głowę, a to na pewno zirytuje złośliwego demona. Zadowolona z siebie weszła do sypialni i założyła jedną ze swoich ulubionych, niekrępujących ruchów, sukienek.


*~*~*~ wystygłą y tekst, by zainicjować stosunek!asz moje rozkazy"o ciebie. . ski strumień, to zawsze właduje się ktoś, kto mni



========================
        Odkryłam wczoraj wieczorem kilka zasady pisania opowiadań, właściwie takich niuansów, które mają znaczenie, kiedy wysyła się tekst do wydawnictwa. Musiałam zacząć poprawiać wszystko, co dotąd napisałam, żmudna praca. Tym bardziej, że te zasady są zupełnie sprzeczne z moją wewnętrzną estetyką. Niestety - pora zacząć się do tego przyzwyczajać. 
        Kolejna część, napisana już według zasad, ląduje w Waszych rękach. Mam nadzieję, że będzie się podobać. Chciałam także podziękować Grelli za komentarz. Jest to pierwszy, jaki pojawił się na stronie i mam nadzieję, że nie ostatni. Strasznie miło było zobaczyć cyferkę różną od zera w kolumnie z komentarzami.  :)

10 komentarzy:

  1. Świetne *-* Dopiero teraz udalo mi się to przeczytać i poprostu- kocham <3 Już myślałam że Sebastian tak serio ją próbuje zabić ale uff :D Czekam na dalsze rozdziały ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. Um... Arigato :D *zawstydzona*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... pisałam już komentarz, ale chyba się nie dodał. Problemy z kompem XD Na wszelki wypadek napiszę jeszcze raz. Blog extra, myślałam, że Sebcio naprawdę chce ją zabić, no i dodawaj szybko następną notkę =D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!
    Jestem, po dniu przerwy co prawda, ale jestem.
    Hmm, Sebastian zaczyna mi się bardziej kojarzyć z wampirem niż demonem, no i ten tekst, że śmierdzi... Hahahahah, jaka Eli wybredna.
    A kto by czekał na pomoc? To normalne, że każdy próbowałby uciec. Co, jeżeliby służący Holme wyprzedził demona i ją zabił? Całkiem prawdopodobne.
    Sałatka w chlebie? Haha, nie wierzę! Tak sobie pomyślałam, że coś nie tak z tym chlebem, że taki sam, oraz że pewnie jakaś sałatka w nim jest. No i proszę! Szkoda, że nie dano mi do wiadomości, co dokładnie w niej było.
    Oo.. to nieźle Sebastiana poniosło, skoro zostawił ślad pięści w podłodze i skoro rzucił dziewczyną o ścianę. Chociaż ja na jego miejscu, gdyby ktoś był aż tak wymagający i narzekał, też bym podobnie postąpiła - może ściana nie miałaby nic z tym wspólnego, ale silne grzmotnięcie by się przydało.
    Hah, skoro chciał wywołać u Elizabeth przypływ adrenaliny, to mógłby wylać na nią kubeł lodowatej wody. Mogłaby też uprzednio wypić mleko z czekoladą. ;) Jednak i tak sądzę, że go poniosło i po prostu to zataił.
    "Zraniłam cię?" LEŻĘ.
    Kurde, ostatnie lody jadłam jakiś tydzień temu, w Grycanie, a to dawno. Aż mnie ochota naszła przez Ciebie.
    No, no, no... ciekawy ten rozdział. Poziom opowiadania rośnie w górę, ale wiadomo, że początki nie są najlepsze zawsze, bo to początki i akcja rozwinąć się musi. ;). Baron, którego zamordowało mydło, ponieważ się na nim poślizgnął - musiałam o tym wspomnieć. Rozśmieszyło mnie, a że słynna jestem z dywagacji. Pamiętam jeszcze, że kabaret "Katarek i kaszelek" mnie tak ubawił, że hej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta sałatka w chlebie strasznie kojarzy mi się z curry w pączku z anime XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja takie sałatki w chlebie jadałam dziesięć lat temu. Jak w Kuroszu zobaczyłam to curry w chlebie, to miałam straszną bekę, że z Sebastianem wpadliśmy na ten sam pomysł xD

      Usuń
  6. Witam,
    świetnie, naprawdę przez chwilę myślałam, że chce ją zabić...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    świetnie po prostu, ale naprawdę miałam wrażenie że ją zabije...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    cudowne, naprawdę myślałam, że ją zabije...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.