niedziela, 23 listopada 2014

XIII

- Naprawdę musisz wchodzić do każdego sklepu? – Zmęczona widokiem tysiąca pluszowych zabawek, młoda szlachcianka powłóczyła nogami za energicznym chłopcem, który w ogóle nie zwracał uwagi na jej zadowolenie. Biegał od wystawy, do wystawy. Od jednego sklepu, do drugiego. O tym, jak bardzo udane były to łowy świadczyła cała wieża pudeł, które taszczył za nimi młody służący.
- To już ostatni, ponad 3 godziny już tu krążymy. Masz już dosyć cukierków i zabawek – Powiedziała, gdy niebieskooki otwierał drzwi kolejnego sklepu ze słodyczami. Spodziewała się kategorycznej odmowy, jednak chłopiec wydał się bardziej spłoszony. Pokiwał twierdząco głową i zniknął we wnętrzu pachnącego truskawkami sklepiku. Zanim zdecydowała się wkroczyć za nim, ten wybiegł z powrotem z kolejnymi dwoma pudłami.
- Możemy wracać! – krzyknął uśmiechnięty.
~*~
- Nareszcie w domu! – jęknęła wykończona szlachcianka, rozciągając się w holu. – Sebastian, obiad jest gotowy?
- Tak – odpowiedział uprzejmie.
- To świetnie. Od tego łażenia zrobiłam się głodna, uwierzyłbyś byś? – dodała i ruszyła w stronę jadalni. Demon stanął jej na drodze, blokując drzwi.
- Co jest?
- Mamy mały problem z jadalnią. Byłoby lepiej, gdyby zjadła panienka, razem z kuzynem, w ogrodzie – wytłumaczył. Popatrzyła na niego podejrzliwie. Od kiedy mam unikać widoku „problemów”?
- Jaki znowu problem? – Próbowała przepchnąć się do drzwi.
- Powiedzmy, że… Bzykający – odparł ściszonym głosem, tłumiąc rozbawienie, gdy na dźwięk jego słów, dziewczyna zastygła w bezruchu, zupełnie tracą chęć, by wejść do śodka.
- Ee… W takim razie… Masz rację! Dziś jest taka piękna pogoda, idealna na posiłek w plenerze! – zaśmiała się, nerwowo drapiąc się w tył głowy. Lokaj bez słowa zaprowadził ich na miejsce i zaserwował pieczone mięso.
                Po posiłku hrabianka poszła do biblioteki, podczas, gdy chłopczyk udał się na poobiednią drzemkę. Nie zauważyła nawet, kiedy zasnęła w fotelu pod oknem. W tym czasie jej kuzyn, zamiast spać, wraz ze służącymi przesiadywał w jadalni czyniąc ostatnie przygotowania.
- Więc Tai zatańczy z Jeanny, a Thomas weźmie mnie na ręce, dobrze? – zapytał podekscytowany.
- Oczywiście! – odparł mężczyzna.
- A panienka? – wtrąciła się Jeanny licząc na palcach ilość osób.
- No z Sebastianem… To jasne!
Cała trójka popatrzyła na niego tak, jakby urwał się z choinki.
- Nie sądzę, żeby… Sebastian i… i panienka… - zaczęła się jąkać blondynka.
- Pokojówka próbuje powiedzieć, że Lady Elizabeth nie przepada za tańcami i jej umiejętności na tej płaszczyźnie pozostawiają – odchrząknął teatralnie – wiele do życzenia – wytłumaczył Sebastian.
- Ale to jej urodziny, musi zatańczyć! Jeśli ją poprosisz to na pewno się zgodzi! – Podbiegł do lokaja i szarpnął go za rękaw. Spojrzał na niego wielkimi błękitnymi oczami, w których zaczęły pojawiać się łzy. Nieznoszące sprzeciwu spojrzenie dziecka.
- Panie Sebastianie! Nie daj się prosić, zgódź się!
- Tak, zgódź się! – Wszyscy poddali się chłopięcemu urokowi. Stojąc na przegranej pozycji, lokaj nie miał innego wyjścia, zatem potwierdzająco kiwnął głową, przeklinając w duchu tę małą istotkę.
- A muzyka? – Tai, który dotąd nie udzielał się w konwersacji zasiał wśród zgromadzonych ziarno niepewności.
- O wszystko zadbałem.
- Sebastian, jesteś wspaniały!
~*~
- Panienko? Panienko, proszę się obudzić. – Aksamitny, przyjemny głos rozległ się w ciemności. Mruknęła cicho i zdała sobie sprawę, że ma zamknięte oczy. Otworzyła je lekko i zobaczyła znajomą, uśmiechniętą, niezwykle piekną twarz.
- Sebastian? Która godzina? – zapytała ziewając.
- Dochodzi szósta. Proszę wstać. – Wyciągnął do niej rękę.
Chwyciła jego dłoń i pozwoliła, by pomógł jej się podnieść. Była jeszcze wpół śnie, gdy stojąc zachwiała się i prawie upadła. Silne męskie ramie, które trzymało ją w talii obroniło jej wątłe ciało przed upadkiem. Zaczęła się rozbudzać. Popatrzyła na niego i odepchnęła jego rękę.
- Co ty wyprawiasz? – oburzyła się, zdając sobie sprawę z jego krępującego dotyku.
- Przysłał mnie panicz Timmy. Prosił, bym przygotował dla panienki suknię i eskortował panienkę do jadalni – wytłumaczył, udając, że nie miał pojęcia, o co tak naprawdę pytała.
- Ja-jadalni? – zadrżała.
- Tak. Proszę się nie martwić. Zająłem się bzyczącym problemem. – Wymsknął mu się cichy chichot.
- Pff. O co chodzi małemu? – zmieniła temat, czując że jej twarz przybiera czerwoną barwę.
- Proszę o wybaczenie, ale panicz zabronił mi wyjawiać szczegóły.
- Nie ważne.  
                Hrabianka rozebrała się do bielizny i czekała na skraju łóżka, aż lokaj przyniesie jej suknię. Gdy zobaczyła niesiony przez niego materiał, skrzywiła się. Gdy jednak rozłożył ubranie i jej oczom ukazała się piękna, fioletowo-czarna suknia z ciemną kokardą na plecach wyraz jej twarzy zmienił się na dużo bardziej pozytywny. Kamerdyner pomógł jej założyć na siebie kreację. Suknia sięgała jej do kolan, delikatnie rozszerzając się w pasie – typowy krój dla młodych dziewczyn. Podkreślał jej kształty, nie krępował ruchów i był naprawdę elegancki. Była zachwycona. Stanęła przed lustrem i przyglądała się sobie z zadowoleniem. Timmy kupił tę suknię? Dawno już nie czuła się tak komfortowo w czymś, w czym wyglądała równie dobrze. Demon podszedł do niej od tyłu i wpiął w jej włosy czarną różę. Mruknęła radośnie i spojrzała pytająco w oczy jego odbicia.
- Wyglądasz naprawdę olśniewająco – pochwalił jej strój, przymykając oczy. Poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ucieszyła się z jego aprobaty. Zazwyczaj nie zależało jej na tym, by zwracać na siebie uwagę mężczyzn. Może był to fakt, że teraz naprawdę poczuła się piękna i wiedziała, że jego słowa były całkowicie szczerze? Sebastian nigdy nie kłamie.
- Panienka pozwoli. – Nadstawił ramię. Chwyciła go chętnie, czując przyjemność, płynącą z tego, jak zawsze uważała, przesadnego gestu. Jakby kobieta była tak słaba, że nie da rady iść sama. Teraz jednak nie czuła się, jak dyskryminowana „słaba płeć”, a jak doceniana i szanowana „płeć piękna”.
                Eskortowana w towarzystwie przystojnego lokaja, w przepięknie prezentującej się, wygodnej sukni, czuła się jak księżniczka. Jakby wokół niej błyszczała brokatowa poświata. Wydało jej się to zbyt dziecinne i głupie, ale pozwoliła sobie na odrobinę zachwytu nad własną osobą.
                Drzwi do jadalni otworzyły się tuż przed nią. Wewnątrz panowała całkowita ciemność. Sebastian delikatnie pociągnął ją do środka. Gdy tylko weszła, pomieszczenie rozbłysło blaskiem tysięcy świec. Cztery uśmiechnięte twarze w tęczowych, papierowych czapeczkach, krzyknęły „Wszystkiego najlepszego” i zebrani ją kolorowym konfetti wymieszanym z kwiatowymi płatkami. Stanęła jak wryta, całkowicie zszokowana sytuacją. Nie wiedziała, co się dzieje. Zupełnie nie spodziewała się czegoś takiego. Niepewnie zerknęła na podtrzymującego ją mężczyznę.
- Panicz Timmy zorganizował dla panienki przyjęcie-niespodziankę z okazji urodzin – wyjaśnił.
- Uro… dzin? – powtórzyła cicho. Jej myśli zalały wspomnienia dawnych lat. Wielkie imprezy, pełne słodyczy, znajomych dorosłych i rówieśników, masy pluszowych zabawek i słodki zapach czekoladowo-wiśniowego ciasta. Każdego roku jej rodzice wyprawiali huczne przyjęcie, by uczcić „najwspanialszy dzień ich życia”. Dzień, w którym przyszła na świat. Zawsze niecierpliwie czekała i odliczała do swojego święta, wykreślając kolejne dni z kalendarza.
- Zapomniałam o urodzinach… - Poczuła, że słabnie. – Jak mogłam o nich zapomnieć? – Sebastian przytrzymał ją, by nikt nie zauważył jej nagłego zachwiania.
- Tak bardzo się zmieniłam? Czy ja… tracę siebie?
- Panienko. Proszę usiąść. – Lokaj zaprowadził ją do specjalnie przygotowanego fotela, ozdobionego balonami i papierową koroną, stojącego naprzeciwko prowizorycznej sceny. Służący wraz z chłopcem pobiegli za kulisy, by przygotować się do występu.
- Sebastian…
- Słucham panienko? – zapytał, pochylając się.
- Co to jest? – jęknęła słabo, kiwając głową w stronę podestu.
- Panicz bardzo chciał zrobić ci niespodziankę. Od wczoraj pomagałem mu wszystko przygotować. Proszę się cieszyć prezentem – powiedział, delikatnie karcąc jej brak manier.
- Cieszyć? – szepnęła.
Kolejna myśl uderzyła w nią, zadając fizyczny ból w klatce piersiowej. Miał rację. Powinna być wdzięczna, powinna się cieszyć i bawić. Kilkuletni chłopiec pracował z całych sił, by sprawić jej przyjemność. Kochał ją. Nie mogła go zawieść. Nie mogła zadręczać się takimi myślami. Zorganizował to dla niej, dlatego musi bawić się najlepiej jak to tylko możliwe!
                Uśmiechnęła się i zaczęła wołać, by zaczęli przedstawienie. Na jej znak, nagle rozległa się piękna, radosna muzyka. Kurtyna rozsunęła się. Stojący na niej aktorzy zaczęli odgrywać jakąś komiczną scenkę… Ich nieporadność, połączona z samą abstrakcyjną historią, wywoła w dziewczynie falę głośnego, szczerego śmiechu. Stojący za nią demon poczuł się dobrze, widząc radość na jej twarzy.
                Amatorski teatrzyk pokłonił się nisko. Niebieskooki chłopiec zeskoczył ze sceny i podbiegło do kuzynki i mocno ją przytulił.
- Wszystkiego najlepszego Lizzy! Podobał ci się występ?
- Oczywiście! Był przecudowny, bardzo dziękuję. – Pogłaskała go po głowie i popatrzyła na stojących na scenie służących. – Wam wszystkim. Naprawdę doceniam to, co dla mnie robicie. Nie tylko dziś, zawsze. – Trójka przebierańców zaczęła płakać z radości.
- Panienko. To takie wzruszające! – zawył Thomas.
- Ciebie też to dotyczy – dodała, odwracając twarz od sceny, by zerknąć na stojącego obok, najwierniejszego z pracowników.
- Lizzy, Lizzy! Mam dla ciebie kolejną niespodziankę! – Timmy pociągnął ją z krzesła. Na drugim końcu, zastawionego pysznościami i kieliszkami z szampanem, stołu, stała metalowa maszyna do lodów.
- To ten bzyczący problem? – zaśmiała się pod nosem.
- Jakie chcesz? Czekoladowe, czy śmietankowe? – zapytał chłopiec.
- Śmietankowe.
- Proszę! – Po chwili podał jej rożek, wypełniony zimnymi słodkościami.
- Dziękuję ci. Ej, chcecie lody? – krzyknęła do aktorów. Wychylili się zza kulis i na widok zimnych słodyczy, ubrali się w ekspresowym tempie, w eleganckie ubrania od Timmiego, które przekazał im lokaj.
~*~
- Lizzy, zamknij oczy!
- No już.
- Sebastian, wnieś go! – krzyknął chłopiec podniosłym tonem. Ogromny, wielopoziomowy tort ozdobiony wiśniami, olśnił wszystkich. Patrzyli na niego z zapartym tchem. Demon jak zwykle wykonał swoją pracę na najwyższym poziomie.
- Możesz otworzyć!
- To… Taki sam tort dostałam 5 lat temu… - mówiła, z trudem powstrzymując emocje. Czuła, że zaraz rozpłacze się ze wzruszenia. – Skąd wiedzieliście?
- Tata mówił, że lubisz taki smak. A Sebastian powiedział, że zrobi taki tort, ze aż się popłaczesz z wrażenia! I miał rację – ucieszył się chłopiec.
Dotknęła dłonią gorącego policzka. Miał rację, spływała po nim łza. Nie była jednak tą, której powinna się wstydzić.  To odrobina jej przeżywającej radość duszy, która zmaterializowała się w postaci krystalicznie czystej, niewinnej kropli szczęścia. Otarła ją z twarzy i mocno przytuliła chłopca. Trójka służących, nie mogąc powstrzymać uczuć także uścisnęła swoją panią.
- No dobrze, dla każdego po kawałku! Zjedzenie jest obowiązkowe, nie ma wyjątków! – zarządziła.
 Wzięła do ręki nóż i zaczęła kroić czekoladowo-wiśniowe cudo na kawałki. Jego cudowny aromat przypomniał jej przyjemne uczucia z dzieciństwa. Radość, miłość, bezpieczeństwo. Z każdą chwila czuła coraz większe szczęście. Dobrze zrobiła, odrzucając ciemne myśli. Nie potrzebowała ich, by być sobą i nie stracić tego, kim była. To wciąż była część niej, nie ważne jak bardzo ktoś by się starał, nie odbierze jej tego, kim jest. Już nie, nikt nie jest do tego zdolny.
~*~
- Lizzy… Mamy jeszcze jedną niespodziankę!
- Jeszcze jedną? – zdziwiła się. Przez ostatnie dwie godziny doskonale bawili się jedząc ciasto i inne pyszności, przygotowane przez Sebastiana, popijając doskonałym szampanem. Nawet sam kucharz został zmuszony do zjedzenia kawałka swojego najważniejszego dzieła wieczoru. Chociaż Elizabeth wiedziała, że ciasto nie będzie mu smakować, nie mogła mu tego odpuścić. Taka jest tradycja, każdy gość musi zjeść urodzinowe ciasto, to przynosi szczęście, a on, jak bardzo nie starałby się stać z boku całego przedsięwzięcia, był jego częścią.
- Tak! Nie wiedziałem, co ci kupić, dlatego wymyśliłem to wszystko!
- Poczekaj! – przerwała mu Jeanny. – Chcemy najpierw dać panience prezenty!
- Prezenty? – powtórzyła hrabianka.
- Oczywiście! Razem z chłopakami długo myśleliśmy i mamy dla panienki to – odpowiedziała i wcisnęła w dłonie dziewczyny sporych rozmiarów paczkę.
- Proszę otworzyć! – wtrącił Tai.
- No dobrze – Odparła, lekko zawstydzona. Postawiła pudełko na stole i zdarła ozdobny papier. W środku znajdowało się zdjęcie, zrobione kilka miesięcy temu, przez jednego z jej znajomych – zapalonego fotografa. Czerwonowłosa wraz z trójką pracowników stała pod kwitnącą jabłonią.
- Piękne zdjęcie – skomentowała z zachwytem.
- Dalej, dalej! – poganiał Thomas. Kolejną rzeczą, którą wyciągnęła z pudła był pamiątkowy kij do baseballa, którego używał Thomas, grając kiedyś w jakiejś lidze.
- Jesteś pewny? – zapytała, trzymając drewno w ręce.
- Oczywiście! Ale popatrz dalej.
- Tak – kiwnęła głową. W pudełku była także harmonijka Taia. Jedyny przedmiot, który posiadał, nim zaczął pracę w posiadłości, oraz przepiękne, zdobione lusterko.
- Naprawdę, bardzo wam dziękuję, jesteście wspaniali! – Przytuliła ich.
Sebastian patrzył na tę scenę z niesmakiem. Na usta cisnął mu się złośliwy komentarz, dotyczący niestosowności tego zachowania, jednak zatrzymał go dla siebie. Westchnął jedynie głęboko i odwrócił wzrok.
- Dobrze, to teraz niespodzianka! – krzyknął podekscytowany chłopiec. Popatrzył na lokaja, a ten klasną dwa razy w dłonie. Na balkonach górnego piętra kolejno zaczęli pojawiać się muzycy. Po chwili wokół jadalni stała cała orkiestra. Na jej czele, w centralnej loży, stał dyrygent. Machnął batutą. Przepiękna melodia walca wypełniła pomieszczenie. Wszyscy, zgodnie z ustaleniami dobrali się w pary i zaczęli tańczyć. Hrabianka patrzyła na muzyków z zadartą głową, kiedy tuż koło niej pojawił się ciemnowłosy mężczyzna. Z kieszeni fraka wyciągnął okulary i z gracją założył je na nos. Odgarnął za ucho jedno z pasemek włosów, opadających mu na twarz, i wyciągnął rękę w jej stronę.
- Czy mogę dostąpić zaszczytu zatańczenia z panienką? – zapytał, spoglądając w jej oczy z uprzejmym uśmiechem z nutą złośliwości, którego nie potrafił sobie odmówić. Popatrzyła na niego niepewnie. Po chwili podała mu dłoń, tłumacząc sobie, że nie może sprawić przykrości chłopcu, który tak dokładni e wszystko zaplanował. Musi zatańczyć, chociaż jeden raz. Demon objął ją w pasie i delikatnie zaczął prowadzić po parkiecie w rytm muzyki. Zorientowała się, że wcale nie musiała skupiać się na krokach, przychodziło jej to z taką łatwością, jakby robiła to od lat. Może to, dlatego że ostatnio częściej ćwiczyła, a może, dlatego że chciała wypaść jak najlepiej, by nie przynieść sobie wstydu w oczach orkiestry, służących, a przede wszystkim, w oczach swojego nauczyciela tańca. Przepiękna muzyka zdawała się sama kołysać ją po parkiecie. W przeciwieństwie do tego, jak to bywało zazwyczaj, sprawiało jej to niebywałą przyjemność. Czuła gorące wypieki podekscytowania na twarzy. Spojrzała w oczy swojego partnera. Ich łagodny blask, serdeczny uśmiech na jego twarzy. Gdybym go nie znała, w życiu nie posądziłabym go o bycie demonem. Jest zbyt piękny, zbyt idealny.
Milczeli. Nie czuła potrzeby rozmawiać. Bliskość zarówno jego, jak ludzi, którym na niej zależało, była wszystkim, czego mogła chcieć tego dnia. Każda zła myśl, zaprzątająca jej głowę, znikała. Jakby zaczarowana muzyka roztaczała swój urok, dając ukojenie. Utwór dobiegł końca, a ona poczuła delikatne ukłucie. Wcale nie chciała, by się skończył. Miała ochotę tańczyć z nim całą noc, zatrzymać czas tego wieczoru i żyć nim do końca swoich dni. Gdybym mogła żyć tą chwilą na wieczność. Niestety, tak samo jak ucichła muzyka, tak ich wspólny czas dobiegł końca. Zdawała sobie sprawę z tego, że jemu, jako jedynie kamerdynerowi, w ogóle nie wypadało tańczyć ze swoją panią. Co innego, gdyby był guwernerem, ale nim nie był. Wiedziała, że zrobił to, dlatego że taka była wola jej kuzyna, a on, przez jej rozkaz, zobligowany był spełniać jego zachcianki. I chociaż ostatnie parę minut było dla niej niezapomnianym przeżyciem, nie czuła żalu, ani smutku. Doceniała to, co otrzymała, a było to wiele. Pierwszy taniec, który dał jej przyjemność, na pewno nigdy go nie zapomni.
- Dziękuję – szepnęła łagodnie, gdy odsunął się od niej. Położył dłoń na piersi i skinął głową.
- Lizz! – Rozpromieniona pokojówka podbiegła do niej i odciągnęła od Sebastiana. – Wydawało mi się, czy podobał ci się taniec? – zapytała podejrzliwie.
- Zabij mnie, ale tak było! Sama nie wiem, czemu.
- To pewnie zasługa pana Sebastiana… - szepnęła trącając hrabiankę łokciem. Czerwonowłosa popatrzyła na służącą ze zdumieniem.
- Ty tak na poważnie?
- Oczywiście, że tak! W końcu Pan Sebastian jest taki przystojny, taki męski i tak doskonale się rusza. – Zaczęła zatracać się w marzeniach. Elizabeth dotknęła palcami podbródka i pochyliła głowę.
- W sumie, jakby się tak zastanowić… Naprawdę jest przystojny, ale nie sądzę, że to jego zasługa. Już z nim tańczyłam i to był prawdziwy horror. Wydaje mi się, że to przez całą tę atmosferę… - wyjaśniła jej. Wyraźnie zasmucona tym, co usłyszała, pokojówka mruknęła coś pod nosem i powoli odeszła.
- Sebastian, gdzie jest Timmy? – Hrabianka rozglądała się wokół, jednak nigdzie nie mogła dostrzec chłopca.
Muzycy zaczęli grać kolejny utwór, ale jej nie w głowie były dalsze tańce. Tak naprawdę w ogóle nie miała już dzisiaj na nie ochoty. Mimo całej cudowności tej niespodziankowej imprezy, była zmęczona, a za tańcami nie przepadała i głupstwem byłoby wystawiać się na kolejna próbę, która mogłaby zabić przyjemne wspomnienia sprzed chwili. „Udany taniec, z którego czerpała radość” zdecydowanie lepiej nadawał się na dobre zakończenie zaskakującego dnia, niż katorga, jaką przeżywała zazwyczaj.
Demon podszedł do niej. Nie miał już na twarzy okularów, również jego włosy znów były ułożone tak samo jak zwykle, co było, więcej, niż jasnym przekazem, że nie zamierzał brać udziału w dalszej części balu.
- Panicz Timmy ominął dzisiejszą poobiednią drzemkę, żeby dopilnować przygotowań do urodzinowej niespodzianki. Musiał być strasznie zmęczony, skoro zasnął w fotelu przy tak głośnej muzyce – Szepnął jej na ucho i wskazał dłonią, skulonego w obszernym siedzisku, blondyna.
- Dobrze. Zaniosę go do pokoju – poinformowała go.

                Pochyliła się nad dzieckiem i rozczuliła widząc, jak uśmiecha się przez sen. Wzięła go na ręce i zaniosła na górę, do jego pokoju.

============================

        Nie spałam, pisząc do piątej rano. Drugi tom ma w tej chwili 45 stron, taka radość! Szkoda tylko, że przeoczyłam dzisiejsze słońce. Podobno świeciło.
        Ktoś uświadomił mi wczoraj, że ludzie nie piszą negatywnych komentarzy (potwierdza się, że człowiekiem nie jestem), że zawsze pochwalą, a jeśli coś jest nie tak, to przemilczą. Szczerze mówiąc, trochę mnie to zasmuciło. Kiedy proszę Was o komentarze, nie oczekuje jedynie pochwał, chyba to już gdzieś podkreślałam. Doceniam wszystkie miłe słowa, fajnie jest wiedzieć, że komuś podoba się to, co robię (chociaż jak poprawiam te części i patrzę na to, jak piszę teraz, to stwierdzam, że początki są niesamowicie słabe Oo), ale chciałabym także poznać zdanie osób, które mają jakieś "ale". Jeśli więc owe "ale" irytuje Was podczas czytania, wyrzućcie je z siebie, chętnie się dowiem, co robię nie tak. No bo przecież jest tego mnóstwo, tylko sama nie jestem w stanie wszystkiego dostrzec :)

8 komentarzy:

  1. Gdyby było jakieś 'ale' to bym napisała. Ale jak dla mnie to opowiadanie było rewelacyjne- nic dodać nic ująć <3 tak bardzo przyjemnie się to czyta, że aż mam wrażenie że tam jestem i doznaję tych wszystkich emocji *^* czekam na dalsze części, pozdrawiam :) (jak dla mnie to naprawde nie ma żadnych niedopatrzeń c: )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja doznawałam bardzo realistycznych emocji bycia w sytuacji, którą opisywałam w nocy xD o tak, to było realne. Nie mogę się doczekać aż to opublikuje xD

      Usuń
  2. Jedyne "ale" to takie, że rozdziały są za krótkie, a je pragnę więcej i więcej! Bardzo przyjemnie się to czyta i z każdym zdaniem w tekście, coraz bardziej odpływam w kierunku XIX wiecznej Anglii!!! Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twoje "ale", wezmę je pod uwagę :P Jeśli dziś uda mi się napisać kilka stron, to może kolejna notka pojawi się już jutro. Zobaczymy. Wyświetlenia mi spadają, a to wpływa nieco depresyjnie xD A że naprawdę da się wczuć w XIX wieczny klimat to niesamowity komplement (bo ja tak bardzo nie lubię historii w gruncie rzeczy, dopiero Kurosz rozbudził we mnie jakiekolwiek zainteresowanie przeszłością xD

      Usuń
  3. Witam,
    o tak to przyjęcie się naprawdę fantastycznie udało...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniale, to przyjęcie się naprawdę fantastycznie udało...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka, hejka,
    cudownie, przyjęcie się naprawdę fantastycznie udało... Sebastian się postarał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń

.