środa, 1 kwietnia 2015

Tom 2, XV

Tak się zastanawiam... Czytacie w ogóle te wstępy, które piszę, czy je ignorujecie? :P
Anyway, dziś notka jest dosyć krótka. Wybaczcie, ale chciałam przerwać w tym konkretnym miejscu. W ramach rekompensaty mam dla Was krótkiego oneshota, którego napisała dwa dni temu. Jest po angielsku, więc od razu uprzedzam, że jest kiepski xD 
Nie no, może nie jest tak źle, nie wiem. Ocenę zostawiam w Waszych rękach. 
Wymyśliłm sobie, że do mojego głównego marzenia dodam jeszcze jedno, mniejsze, ale równie ważne. Chcę kiedyś napisać opowiadanie po japońsku. Krótkie, nie musi być dobre ani porywające, ale chcę, żeby było napisane poprawne.
Tyle dzisiaj, na koniec wrzucam arta (wreszcie go skończyłam:P).
Miłej lektury :)

=============================

Stanął w nich Sebastian i zmierzył całą czwórkę wrogim spojrzeniem. Wydawał się zdenerwowany. Elizabeth przewróciła oczami i dyskretnie machnęła na niego ręką.

                – Co wy tu wyprawiacie? – zapytał groźnie.

                – Kim pan jest? – warknął bezczelnie Ben, zbliżając się do mężczyzny.

                – Jestem nowym nauczycielem literatury i łaciny – wyjaśnił. – A teraz wytłumacz mi, co tu się dzieje – rozkazał chłopcu, z miną tak przerażającą, że cała pewność siebie blondyna uleciała w jednej chwili.
 Chłopak cofnął się i odparł nieco pokorniej:


                – Rozmawialiśmy. Mamy nowego kolegę.

                – Macie zachowywać się jak należy. Za pół godziny widzimy się na zajęciach – warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.

Chłopcy popatrzyli na siebie i parsknęli śmiechem.

                – Co za gbur. Pozbędziemy się go szybciej, niż poprzedniego.

                – Macie zachowywać się jak należy – przedrzeźniał Benny.

                – Za pół godziny na zajęciach! – wtórował Ben.

                – Jak poprzedniego? – zaciekawiła się Elizabeth.

                – Poprzedni nauczyciel literatury był strasznym bucem. Uprzykrzaliśmy mu życie tak długo, aż się załamał i odszedł – wytłumaczył Seth, z niepokojącym błyskiem w oku.

Właściwie, nie dziwiła im się. Gdyby nie znała lokaja i nie wiedziała, co wywołało w nim takie poruszenie, pewnie sama uważałaby, że zachowuje się nienormalnie. Jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że wyczuł krew i wpadł do pokoju bojąc się, iż któryś z chłopców robi jej krzywdę. Zastanawiała się tylko, dlaczego zareagował tak impulsywnie, przecież łącząca ich więź dawała mu nie tylko umiejętność odnalezienia jej nawet na końcu świata, pozwalała także poczuć część przepływających przez nią emocji. Gdyby była w niebezpieczeństwie, wyczułby to bez problemu. Gdyby ją zranili, zadali cierpienie, uderzyłoby ono również w jego ciało. Nie było więc potrzeby, by zachował się z takim, teatralnym wręcz, przejęciem.

                – Czyżbyś miękł, demonie? – prychnęła, rozbawiona własną myślą.

Nie zamierzała zawracać sobie głowy zbędnymi niuansami, miała teraz ważniejsze sprawy.

                Ostatnie pół godziny poprzedzające rozpoczęcie lekcji hrabianka spędziła wraz z trójką sierot. Nieoczekiwanie, czuła się w ich towarzystwie dużo lepiej, niż się spodziewała. Początkowe skrępowanie i niepewność malały z każdą chwilą. Na jej twarzy pojawił się w końcu uśmiech, kiedy jeden z nich opowiadał, jak przyłapali pokojówkę na „rżnięciu się” z jednym z nauczycieli.

Chociaż ich język był ubogi, a wiedza bardzo skromna, zdawali się sympatycznymi, ciekawymi ludźmi. Nie usiłowali nachalnie jej dotykać dotykać, o co najbardziej się martwiła. Właściwie, przez większość czasu zachowywali dystans, który nie wzbudzał w dziewczynie żadnego dyskomfortu. Przez chwilę poczuła się jak zwyczajna nastolatka. To nic, że udawała chłopaka, te chwile dały Elizabeth szansę bycia najprawdziwszym, zwykłym dzieckiem. Chociaż powoli stawała się kobietą, dziecinna beztroska, której doświadczyła, była najbliższym normalności odczuciem, o jakie otarła się na przestrzeni ostatnich lat. Bez śmierci, bez intryg, demonów i krwi. Ta chwila, ten szczery śmiech normalnego dziecka – poczuła przepełniająca serce melancholię, jednak nie żałowała podjętych przez siebie decyzji. Gdyby nie one, nie miałaby okazji doświadczyć tego niezwykłego, zapierającego dech w piersi uczucia.

Irytujący dźwięk dzwonów i zachrypnięty głos jasnowłosej kobiety zwiastował rozpoczęcie zajęć. Chłopcy zerwali się z miejsc i ruszyli do drzwi. Elizabeth dotrzymywała im kroku. Pod drzwiami na parterze zebrała się spora grupa młodych, ubranych w jednakowe, szare koszule, młodych chłopców. Wyglądali zwyczajnie, nie zdawali się zdolni do zabójstwa, jednak nie mogła tego wykluczyć jedynie na podstawie ich powierzchowności. Dochodzenie wymagało czasu, skrupulatnej obserwacji, dokładnej analizy i niezbitych dowodów. Pierwsza spontaniczna refleksja nie do końca była tego definicją.

Siwy mężczyzna, którego hrabianka spotkała wcześniej polecił im, by weszli do środka i zachowali spokój. Wraz ze współlokatorami, dziewczyna przekroczyła próg pomieszczenia i zajęła miejsce koło Setha w ostatnim rzędzie ławek. Nim zarządca zdążył wrócić, do jej stolika podszedł wysoki, dobrze zbudowany brunet. Popatrzył na nią z ogromną wrogością i uderzył dłońmi w blat.

– To moje miejsce – zagrzmiał.

Jego protekcjonalny ton zdenerwował młodą szlachciankę. Powoli podniosła się, by stanąć z nim oko w oko i przysunęła twarz w jego stronę. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów.

                – I co zamierzasz z tym faktem zrobić? – zapytała chłodno.

Nie takiej reakcji spodziewał się młody tyran. Lizzy od razu zorientowała się, jakim był typem człowieka. Wyniosły, przekonanym o swojej wyższości nad innymi, jedynie z powodu siły fizycznej. Nie cierpiała takich ludzi. Byli równie irytujący i żałośni, jak ważniacy ze szlacheckiej śmietanki.

                Bezrefleksyjna góra mięsa wydała z siebie tępe jęknięcie.

                – Dominic, co ty robisz? Wracaj na miejsce! – Karcący głos siwego mężczyzny uniemożliwił rozwój sytuacji, którego dziewczyna była tak naprawdę ciekawa.

Nie wiedziała, czemu, ale miała niezwykłą ochotę wdać się w bójkę, niestety zarządca pokrzyżował jej plany. Osiłek próbował wytłumaczyć mu, że jego stałe miejsce zostało przejęte, ale spojrzenie mężczyzny skutecznie go uciszyło. Przeszedł na przód pomieszczenia prowadzony złośliwymi chichotami reszty uczniów i usiadł w jednej z ławek.

                – Skoro wszyscy wreszcie siedzicie, chcę wam kogoś przedstawić – zaczął zarządca. Wskazał dłonią młodego, czarnowłosego mężczyznę. – To jest profesor Michaelis, wasz nowy nauczyciel literatury. Będzie was uczył również łaciny, odkąd  pan Matterson… Mniejsza z tym. Macie się zachowywać i nie przynieść wstydu! – warknął na koniec.

Po Sali rozeszła się fala szeptów. Chłopcy byli niezwykle poruszeni pojawieniem się nowego osobnika. Brunet stanął na środku katedry, tuż za biurkiem, i uśmiechnął się serdecznie.

                – Dziękuję, panie Croft. Nazywam się Sebastian Michaelis – przedstawił się uprzejmie.

                – Dobrze, zostawiam pana z nimi – rzekł zarządca, poklepując demona po ramieniu. – Powodzenia – dodał szeptem i opuścił pomieszczenie.

                Zgraja młodych sierot nie wydawała się lokajowi trudna w obyciu, w końcu w ciągu swojego długiego życia nie z takimi monstrami miał do czynienia. Czym gorsze od demonów mogły być ludzkie dzieci? Przy odpowiednich metodach, odrobinie bólu i zastraszania, był w stanie zrobić z nich idealnych uczniów.

                – Na początek sprawdzę obecność – postanowił i wziął do ręki leżącą na pulpicie kartkę.

Były na niej jedynie imiona chłopców, przy niektórych ktoś dopisał cyferki. Mężczyzna odczytywał je kolejno, jednocześnie zapamiętując przynależące do nich twarze. Ta informacja mogła okazać się niezwykle przydatna w przyszłości. W połączeniu z tym, czego dowiedział dosłownie kilkanaście minut temu i z wiedzą, którą miał nadzieję zebrać do końca dnia, mogło być to solidną podstawą do określenia pierwszych podejrzanych.

                Prowadzony przez demona wykład niewiele interesował proste sieroty. Część z nich przysypiała, inni zajmowali się bazgraniem na kartkach i rozmowami. Lokaj prezentował wstęp do głębszych refleksji na temat dzieł Szekspira, dlatego pozwolił, by byli rozkojarzeni. Teraz jednak, zamierzał przejść do omówienia konkretnego utworu. Jedynym, co wciąż go powstrzymywało od doprowadzenia niesfornych uczniów do porządku była jego pani. Widział, że wciągnęła ją rozmowa z trójką z ostatniego rzędu, dla dobra śledztwa dał jej kilka minut.

Jednak wbrew temu, czego się spodziewał, dziewczyna wcale nie przepytywała ich pod kątem niedawnych morderstw. Postanowiła zrobić to później, gdy już zdobędzie zaufanie. Początkowo miała zbliżyć się do nich tylko po to, by chętnie podzielili się z nią informacjami, ale z każdą kolejną chwilą, jaką z nimi spędzała czuła, że naprawdę się do nich przekonuje. Co więcej, nie chciała tego przerwać. Uświadomiła sobie, bardzo dotkliwie, jak przez cały ten czas brakowało jej zwykłych rozmów na proste tematy z kimś do bólu zwyczajnym. Nie wyszukane konwersacje z nadętymi szlachcicami, nie pełne podtekstów i dwuznaczności dialogi z demonem, nie proste wymiany zdań ze służącymi i kuzynem, a konwersacje, jakie prowadzili jej rówieśnicy. Dziecinne, idiotyczne, pełne przekleństw i luk edukacyjnych, jednak autentyczne i naturalne. Jakby umiejętność dogadywania się z rówieśnikami zawsze czekała uśpiona we wnętrzu dziewczyny. Teraz ukazała jej się, wprawiając ją w niesamowicie przyjemny nastrój.

                Dawno nie czuła się taka radosna, beztroska i… Wolna. Nawet mimo tego, że siedziała na lekcji, słuchając po raz enty, jak jej demoniczny kamerdyner zachwyca się angielskim artystą. Mimo, że ukrywała swoją płeć, ciągle zmuszona uważać na swój sposób mówienia. Mimo wszystko, czuła się wolna. Brak konwenansów, całkowita dowolność w sposobie wyrażania swoich myśli. Nie do pomyślenia byłoby dla szlachcianki, żeby opowiadała w towarzystwie o „rżnięciu się pokojówki z tym frajerem”, jednak tutaj nie miały znaczenia słowa, a przekaz, który ze sobą niosły.

                – Ten koleś ma jakieś problemy ze sobą, nie? – zapytała złotookiego, który w milczeniu kreślił coś w zeszycie.

                – Dominic? Nie przejmuj się nim. Nie jest taki groźny, na jakiego wygląda – odparł z uśmiechem. – Kiedy się tu przeniosłem, potraktował mnie tak samo. To chyba jego sposób pokazywania, kto tutaj rządzi – dodał, śmiejąc się pod nosem.

                – Dlatego mam nadzieję, że zginie następny! – wtrącił się Ben.

                – Nie mów tak! Chociaż właściwie, to masz rację… – Benny próbował odegrać rolę głosu rozsądku, ale jego natura i wyraźna niechęć w stosunku do osiłka wzięła górę.

                – Następny? – zdziwiła się hrabianka.

                – Nie słyszałeś, że ostatnio zabito tu trzech chłopaków?

                – Słyszałem. Ale czemu mówisz o następnym? – ciągnęła.

                – Uspokójcie się! – zagrzmiał Sebastian, upuszczając na biurko grubą księgę. Głośny huk sprawił, że wszyscy zamilkli i spojrzeli na niego z niepokojem. – Nie wiem, w jaki sposób was wychowywano, ale na moich zajęciach nie ma miejsca na wasze prostackie zachowania – kontynuował, z zmarszczonym czołem rozglądając się po wnętrzu pomieszczenia.

Elizabeth prawie parsknęła śmiechem widząc, jej zdaniem komiczny, wyraz twarzy służącego. Udał, że jej nie widzi. Poprawił okulary, wziął głęboki oddech i ponownie się odezwał.

                – Od tej chwili każde słowo, każdy skurcz waszych mięśni, który nie będzie związany z przeżywaniem dzieł Szekspira, pilnym notowaniem i odpowiadaniem na pytania, zostanie surowo ukarany.

                – Niby jak? – Usłyszał głos z wnętrza klasy.

                – Lepiej dla was będzie, jeżeli się tego nie dowiecie – odparł niepokojąco.

Chłopcy popatrzyli po sobie niepewnie, było widać, że słowa demona, choć tak naprawdę proste i powtarzane im do bólu każdego dnia, tym razem wzbudziły pożądaną reakcję. Obawiali się kary, którą mógł im zgotować niepozorny nauczyciel, skrywający swą prawdziwą naturę pod maską uprzejmego inteligenta. Wrażenie, które pragnął wywrzeć wypadło lepiej, niż się spodziewał. Triumfował.

                Powstrzymał uśmiech satysfakcji i powrócił do prowadzenia wykładu. W międzyczasie, zszedł z pulpitu i zaczął przechadzać się po klasie, przez co uczniowie czuli się jeszcze bardziej niepewnie. Żaden z nich nawet nie śmiał podrapać się po nosie. Idealnie zastraszeni. Tak niewiele trzeba. Zapomniał już, jak łatwo można podporządkować sobie zwykłe dzieci. Jego pani, jedyne dziecko, z którym miał kontakt, nie była tak prosta. Istota, która usidliła demona, poznała prawdziwe cierpienie i upokorzenie. Na nią nie wystarczyło krzyknąć złowrogim tonem, coś takiego nie wywierało na niej wrażenia, wywoływało wręcz odwrotny skutek. Nawet teraz, gdy wszyscy siedzieli jak na szpilkach, ona bezczelnie okazywała, że się go nie boi. Ignorowała swoją przykrywkę jedynie po to, by mu dogryźć, chociaż cały czas miała w zanadrzu wyjaśnienie – w najgorszym wypadku przyznałaby się reszcie, że była pod protekcją nauczyciela także w poprzednim miejscu, w którym przyszło mu uczyć. Zhang zadbał o to, by dokumenty Sebastiana były pełne wiarygodnych informacji na temat jego doświadczenia zawodowego. Elizabeth nie chciała nawet myśleć, co chińczyk zrobił tym biednym ludziom od papierkowej roboty, nieświadomość w tej sytuacji wydawała się jak najbardziej wskazana.

                Demon posłał jej znaczące spojrzenie, jednak zignorowała go, wyraźnie niezadowolona. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że przed chwilą zrujnował jej szansę na zebranie wartościowych informacji. Czekała na okazję, by móc mu to wygarnąć. Podszedł do jej ławki i niepostrzeżenie zostawił na rogu pulpitu malutką kartę, którą dziewczyna pospiesznie wcisnęła w kieszeń. Mogła przeczytać jej zawartość od razu, ale postanowiła tego nie zrobić, wyrażając w ten sposób swoją złość.

                W milczeniu patrzyła na płynne ruchy swojego służącego, lawirującego między ławkami, wpatrzonego w tekst Romea i Julii. Miła odmiana po Hamlecie, którym torturował ją ostatnio. Pasja, z jaką recytował kolejne wersy, w niczym nie przypominała wykładów prywatnego nauczyciela fioletowowłosej – miał szczęście, że postanowiła go nie zwalniać. Sebastian potrafił hipnotyzować głosem, wciągać słuchacza w świat, który przedstawiał w z taką dokładnością, że chwilami, gdy szlachcianka przymykała oczy, była przekonana, że znajduje się w opisywanym przez niego miejscu. Niesamowicie przyjemne uczucie, które im zaserwował, odrobinę udobruchało nastolatkę.

                – Dlaczego nigdy nie czyta mi w ten sposób, gdy nie mogę zasnąć? – zapytała w myśli, czując lekkie ukłucie w sercu. –Jakby się nie starał, jakby to nie było wystarczająco ważne.

Nie rozumiała, co właściwie próbuje jej przekazać skołowany umysł. Czyżby była zazdrosna? O co? Sebastian należał tylko do niej, nie miało znaczenia, w jaki sposób recytuje tekst. Irracjonalne uczucie bezpodstawnej zazdrośni zepsuło szlachciance nastrój. Każde kolejne spojrzenie na jego szczupłe, pokryte subtelną muskulaturą ciało okryte czarną tuniką, która tylko chwilami podkreślała kształt jego sylwetki, powodowało kolejne ukłucia. Czuła się naprawdę dziwnie wiedząc, że oni wszyscy patrzyli wprost na niego, spijając słowa z jego delikatnych ust.

                – Co się z tobą dzieje?! – krzyknęła, nerwowo podnosząc się z krzesła.

Demon podniósł wzrok znad książki i osłupiały przyglądał się zdenerwowanej twarzy wychowanki. Wzrok pozostałych uczniów również skupił się na fioletowowłosej.

Sebastian westchnął ciężko. Po co to zrobiła? Czy w ten sposób zamierzała się na nim mścić? Czy może zwyczajnie, torturowanie go, sprawiało jej przyjemność? Sprawiało – to było oczywiste, ale czy musiała robić to w tak bezmyślny sposób? Jeszcze przed chwilą, kiedy czytając kolejne wersy szekspirowskiego dzieła, spoglądał na nią ukradkiem, obserwując błogi uśmiech na jej twarzy. Nie przyznawał się do tego, nawet przed samym sobą, próbując trzymać emocje na wodzy, ale radość dziewczyny, udzielała się i jemu. Jednak musiał się powstrzymać, chociaż w trakcie dochodzenia. Błąd, do którego mogły go doprowadzić niechciane emocje, mógłby mieć opłakane skutki. Wiedział o tym, dlatego walczył z wewnętrznymi ciągotami, pozwalając sobie jedynie na napawanie się widokiem jej uśmiechu. Czy to naprawdę było zbyt dużo? Czy chwila słabości wymagała tak okrutnej kary?

                – Eddy… – zaczął twardo. – Podejdź. – Nieznoszący sprzeciwu głos wzbudził przerażenie w zebranych w pomieszczeniu chłopcach.

Elizabeth spojrzała na demona. Najpierw nieprzytomnie, po chwili jednak ze zwyczajną kpiną. Chociaż bardzo chciał, nie mógł zignorować zachowania hrabianki. Może gdyby przewidziana przez niego kara była inna, czerpałby z tego samą przyjemność – publiczne upokorzenie swojej pani niewątpliwie poprawiłoby mu humor, ale to, co zamierzał zrobić, w stosunku do niej wcale go nie bawiło.

Leniwie podniosła się z krzesła i bezczelnie powolnym krokiem zmierzała w stronę biurka. Nie wiedziała, co takiego zamierzał zrobić, ale była przekonana, że cokolwiek by to nie było, na pewno nie zrobi jej krzywdy. „Zgarnięcie bury od belfra” mogło być wręcz przydatne, uwiarygodniając jej przykrywkę jednej z sierot. Dlatego pewna siebie wkroczyła na podwyższenie i stanęła przed tablicą we wskazanym przez nauczyciela miejscu.

– Wyciągnij ręce – rozkazał chłodno, unikając jej spojrzenia.

Bez słowa wykonała jego polecenie, obserwując jak wyciąga z szuflady biurka cienki wskaźnik. Rozsunął go i zamachnął się.

                – Wydawało mi się… – Energicznie uderzył w dłonie dziewczyny. Syknęła z bólu, uśmiechając się bezczelnie, próbując zamaskować tłumiony zdziwieniem ból. – Że wyraziłem się jasno. –Kolejne uderzenie. Głuchy dźwięk rozniósł się złowrogim echem po pełnej przerażonych spojrzeń klasie. – Żadnych. – Kolejny zamach. – Rozmów. – Uderzył po raz kolejny. W jego oczach Elizabeth dostrzegała dziwną mieszankę goryczy, bólu i obłąkania. – Zapamiętaj sobie. – Zakrwawiony przedmiot ostatni raz zetknął się z jej skórą.

W sali dało się słyszeć szepty zaniepokojonych dzieci, które z przerażeniem przyglądały się kroplom krwi spływającym po dłoniach szlachcianki na podłogę. Do tego nie byli przyzwyczajeni. Metody wychowawcze, których używali wobec nich pozostali nauczyciele dalekie były od tego typu rękoczynów. Owszem, zdarzała się przemoc, ale nigdy w żadnej klasie z rąk wykładowców nie została przelana krew żadnego ucznia. Chłopcy współczuli nowemu koledze, ale żaden nie odważył się nawet drgnąć. 

Nie wyszedł tak, jak chciałam ale nic na to nie poradzę :P


7 komentarzy:

  1. Uchcuchuuu... Kocham Hamleta! Jak można nielubic tego dzieła? xD No, mniejsza, bo na równi z duńskim królewiczem jest jeszcze Wieczor Trzech Króli.

    Rozdział cudnyy, jak zawsze. Dwa błędy, raz powtorzone słowo ( chyba to było "dotykać dotykać") i brak "w", ale juz nie wiem. Gdzieś mi to uciekło. Jeszcze taka uwaga. Czy wciskając Sebcia w "długą tunikę" ( bo w mandze też takowa wystąpiła), nie kojarzy Ci się to ze strojem pastora? Bo w Weston Colledge on był pastorem :3

    Nio, co tu więcej mówić? Żal mi było Lizz, jak jej się oberwało ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to mi się skojarzyło w takim strojem jak się zakłada na graduację na uczelniach <3 Więc postanowiłam, że Seba będzie w tym biegał, bo mogę xD
      A Seba pastor z Weston Colledge to kolejny powód, żeby jeszcze bardziej go kochać. Demon-ksiądz, hahahaha xD

      Usuń
  2. Sądziłam, że Seba ją opieprzy czy coś, a nie zdzieli po łapach ;O
    Teraz powinien jej wycałować rączki. hihi.
    To takie urocze, że Lizzy dogaduje się z resztą. Być może wyjdzie jej to jeszcze na dobre.
    Chce już rozwinięcie akcji z zabójstwem <3
    Pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG *^*
    Kurde, jak ja teraz wczułam się w rolę Elisabeth! Śmiałabym mu się w twarz, gdyym nią była, a on mnie tak bił xD (wiem, jestem chora :P)
    A tak na serio, to świetnie opisane emocje i odczucia. Brakuje mi tego w moich opowiadaniach, gdzie bardziej liczą się fakty niż emocje :<
    Nie mogę się doczekać jak Seba i Lizzy będą mogli porozmawiac bez przykrywki, uuuh, te docinki, boleści, emocje *-* Żądam więcej!
    Tymczasem zabiorę się za one-shota i zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału xD Potrzebuję motywacji T-T

    Ech, Życzę duuużo weny oraz energii! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje opowiadanie jest idealnie chłodne! Może Ty tego nie dostrzegasz, ale ja tam widzę sporo emocji, tylko tak głęboko ukrytych, że trzeba się ich doszukiwać. Chociaż lubię z reguły ładne i rozbudowane opisy uczuć, to ten Twój tajemniczy minimalizm idealnie do mnie trafia, więc mi nie mów, że coś jest nie tak, bo ja tu siedzę i czekam tylko na kolejną część :P
      Dziękuję za życzenia Również życzę Ci weny, a także zdrowia i wszystkiego najlepszego! (chociaż na to ostatnie przyjdzie czas jutro :P)

      Usuń
    2. Cóż, piszę co czuję, może dlatego x3
      I cieszę się, że podoba Ci się mój styl ^^ Naprawdę mnie to motywuje.

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, uuu grubo, ale właśnie tym sposobem pokazał że dotrzymuje słowa... ciekawe czy pozostali dowiedzą są że jest jego protegowanym...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

.